Znam wielu starych terrorystów, od „Carlosa”, przez całą galerię degeneratów z RAF i jej pokrewnych, anarchicznych grup (wyjąwszy Hansa Joachima Kleina, który jest ciekawym i bardzo poukładanym dziś człowiekiem), znam zastępcę Abu Nidala – Abu Bakra, przez wiele godzin rozmawiałem z liderami Hamasu i Hezbollachu – po co o tym pisze?
Nie tylko przecież, aby grzać się w cieniu dawnych mołojeckich wyczynów (kiedyś nie daruję sobie i napiszę o rozmowach z nieboszczykiem Raznjatoviciem „Arkanaem” i Fikretem Abdiciem), potraktujcie tą nieskromną wyliczankę bardziej jako usprawiedliwienie i bilet do tego co zaraz napiszę.
W tej przydługiej antyfonce starałem się bowiem powiedzieć jedno – coś tam, coś tam wiem o terroryźmie, także tym państwowym i o partyzanckich działaniach także.
A skoro tak, to powiem szczerze, że skóra mi cierpnie na grzbiecie i włosy się jeżą agresywnie jak u wilka, gdy pomyślę co mogą nam zgotować Putinowcy z okazji Euro 2012, w momencie gdy na moment (chciał nie chciał jesteśmy krajem, na którego światowe flesze zwracają się jedynie na moment i rzadko) światowe media skierują do Warszawy kamery.
Specjalnie podkreślam: „Putinowcy”, aby zaznaczyć, że Rosjanie są gdzie indziej, a nam szkodzą ciągle te same kagiebowsko – efesbowskie zajadłe małpy.
Wedle klasycznych reguł uprawiania azjatyckiej polityki, w chwili gdy Polska przebija się na pierwsze strony przynajmniej europejskich gazet należy chwilę taką wykorzystać i pokazać to, co później usprawiedliwi zaplanowaną już wcześniej sekwencję zdarzeń.
W 2008 roku zanim Gruzini po raz pierwszy wystrzelili, uzbrojone bojówki efesbowskich najemników (płacono ponoć po 400 euro dziennie) gwałciły, mordowały i paliły gruzińskie wioski aż do Gori. Putinowcy skwapliwie wszystko filmowali, a potem przedstawiali jako przejawy mordów popełnianych przez ludzi Saakaschvilego.
Obejrzyjcie ruski film "Ósmy sierpnia" i wiele zrozumiecie.(oj kasy poszło tam pewnie tyle, ile na hollywoodzkie produkcje)
W sytuacji, gdy „Gruzini” mordowali – co widać było na zdjęciach wszystkich światowych agencji, putinowska „armia pokoju” musiała interweniować. Gdyby jeszcze udał się, udaremniony m.in. przez Juszczenkę i Kaczyńskiego, pucz w Tbilisi, mielibyśmy dziś powrót Szewardnadze lub kogoś młodszego w tym stylu.
Putinowska – czekistowska, zasada głosi: Armia Czerwona nigdy nie atakuje, ona zawsze się broni, nigdy nie napada, ona przychodzi z pomocą cierpiacym.
Najpierw trzeba więc wytworzyć spektakularne obrazy cierpienia, zalać świat – za pomocą licznej i często dobrowolnej agentury wpływu – informacjami o łajdactwach dziejących się w „pobliskiej zagranicy”, wobec których szlachetni ludzie radzieccy nie mogą pozostawać obojętni.
Najpierw więc w Warszawie pokażą nam jak traktują niepodległość Polski.
Pomaszerują - z flagami ZSRR takżę -, pośpiewają, a jak ktoś stanie im na drodze, lub też wyda im się że stoi im na drodze, to powalczą – w obronie.
Potem w „Loży Prezydenckiej” na Stadionie Narodowym (naród do ustalenia)  pokażą kto w Warszawie odbiera hołdy.
Obrazki ruskiej dominacji, buty i bezkarności popłyną nie z Kremla jeno ze środka Warszawy.
A jak ktoś sie sprzeciwi, to światowe agencje zaroją się od obrazków przedstawiajacych agresywnych polaczków bijących rosyjskie kobiety (wyselekcjonowane krasawice tez przyjadą, a jakże!).
Nawet jak nasi nie tkną "tego" palcem, to i tak obrazki już pewnie są gotowe.
Czy Putin tak odpowiedzialne zadanie jak ukazanie bezhołowia w Polszy i zasugerowanie konieczności sanacji „chorego człowieka Europy” może puścić na żywioł? Może oddać w ręce rosyjskich kibiców?
Ci, którzy znają metody pana pułkownika wiedzą, że niet!
Kibice zostaną specjalnie wyselekcjonowani, przyjadą tylko ci, którzy potrafią sprostać zadaniu.
Stąd tez ruchawka w moskiewskich centrach odzieżowych – jak tu bowiem szybko przebrać sołdatów, specsołdatów, w kibicowskie łaszki...
Putin funduje przejazd, ba nawet zapłaci zagraniczne delegacje i urlopy przyzna okolicznościowe, ale dopiero po wykonaniu zadania. Uskutecznieniu prowokacji, której obrazy popłyną do wszystkich mediów.
Znajomi z Moskwy alarmują, że tam nawet nikt nie kryje, że „wyjazd kibiców rosyjskich do Polski” jest operacją, którą nowo- stary prezydent Rosji traktuje z wielką uwagą.
Jeśli do Polski przyjedzie ponad trzydzieści tysięcy ludzi z Rosji, toż przecież będzie tak jakbyśmy przez granicę przepuścili kilka pełnokadrowych dywizji.
I nie rozśmieszają mnie zupełnie żarty mówiące o tym, ze funkcjonowanie PKP skutecznie zablokuje rosyjską operację, bo utkną, albo zostaną zdziesiątkowani. Mało śmieszne.
Drodzy Państwo wszyscy będziemy przecierać ze zdumienia oczy, gdy ujrzymy obrazki ze Stadionu Narodowego (?) w czasie meczu Polska – Rosja.
Jak myślicie kto przygotuje tam wielkomocarstwową oprawę i to od Loży Namiestnikowskiej, pardon Prezydenckiej począwszy?
Nasze „służby” ćwiczyły ponoć wszelkie warianty jakie mogą zdarzyć się w czasie mistrzostw.
Wypowiadali się „specjaliści” od terroryzmu – pan Dziewulski et consortes.
Pan Ciszewski napisał na ten temat nawet zajmującą pono powieść („Upał”) - czy jednak gdziekolwiek pojawił się wariant putinowskiej prowokacji?!
Czy ktoś w ogóle odważył się o tym pomyśleć?
Sądząc z cieniutkich min panów Cichockiego (nigdy chłopczyna nie usiłował nawet udawać, że panuje nad resortem), noska (?) Sikorskiego, Tuska, Komorowskiego – myśleć tak nielzia i nie nada...a jak mawiał klasyk: żeńszczinom w głaza smatrit nada, kanieczna nada...
Oni już nawykli dostawać stamtąd po pysku i oddawać...własnemu narodowi.