n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

piątek, maja 25, 2012

POpolsza 2010 * Żubr am Oder


Grabin nie chce żubra: bo choruje i śmierdzi

reportaż Kaliny Stawiarz
2010-04-05 , aktualizacja: 05.04.2010 10:51
A A A Drukuj
Projekt rezerwatu pokazowego Projekt rezerwatu pokazowego "Żubr nad Gryżynką"
Co one będą jadły? Chyba nas! Nie chcemy ich - oburzają się mieszkańcy Grabina pod Krosnem Odrzańskim. W ich malowniczej wsi za wzgórzem wkrótce zamieszkają żubry
To są chore żubry. Zarażone gruźlicą, motylicą, jakąś chorobą błękitnego języka, tasiemcami i nicieniami. Do tego dochodzi podmokły charakter łąk. Żyją tu stworzenia, które te choroby rozniosą i stworzą zagrożenie dla całego środowiska. Wszystko to jest dla nas podwójnie niebezpieczne. Nie chodzi o to, że chcemy się przeciwstawić konkretnemu człowiekowi z racji głupoty - bo nam się żubr nie podoba. Ale to zwierzę obce w tym terenie. Trzeba myśleć, co się robi - wyrzuca z siebie Motria Kalinowska.

Mieszka w pięknym domu. Obok własny park. Nieopodal stoi mały dworek. Emerytowana ekonomistka, kiedyś pracowała w kopalniach. Dziś zasiada w zarządzie Fundacji Paradyż, działającej przy seminarium duchownym. W Paradyżu zajmuje się księgowymi sprawami. Jeździ do klasztoru kilka razy w tygodniu. Czasem zostaje na noc. Do Grabina nie dojedziesz, kiedy tylko chcesz.. Grabin, niewielka wieś w gminie Bytnica, 17 km na północ od Krosna Odrzańskiego. Jedziemy na Szklarkę Radnicką. Ostatnie 4 km trzęsie na bruku. Niewiele ponad 30 domów, ok. 100 mieszkańców. Do Grabina jeździ tylko szkolny autobus. Jeden odbiera dzieci rano, drugi przywozi je po południu. W ferie, święta i weekendy nie jeździ nic.

Człowiek i dom z klasą

Radny Mieczysław Żarów ma 56 lat. W Grabce, jak zdrobniale mówi o wsi, mieszka z żoną. Z wykształcenia radca prawny, ale nie pracuje w zawodzie. - To duże szczęście, że skończyłem to prawo, ale i największe nieszczęście, bo zrobiłem coś wbrew sobie - opowiada. Przedstawia się jako rolnik i radny. Wcześniej mieszkał w Zielonej Górze. Dom w Grabinie kupił na początku lat 90. - Chodziłem za nim 10 lat. Pojechałem kiedyś zimą na ryby, miałem trochę czasu do pociągu i wyszedłem na Grabin. Wtedy powiedziałem sobie, że muszę tu wrócić. Chciałem kupić coś mniejszego, ale że nie było, to kupiłem szkołę. Zamknęli ją w 1964. Potem budynek stał pusty, rozszabrowany. Staram się jak najmniej w nim zmieniać. Nawet zielonego atramentu, który ktoś przed wojną wylał na podłogę, nie starłem z desek. Obok mieszka moja mama. Ściągnąłem ją ze Stanów. Tutaj mam ją na oku. Między nami. Znajomy ostatnio tak przedstawiał mnie swoim kolegom: To jest człowiek, który ma dom z klasą - mówił o mnie. I to prawda - śmieje się Żarów.

Zaraz jednak poważnieje. Przez żubry.

- Im dalej od Grabina, tym więcej zwolenników żubrów. Gdy my zaczęliśmy się interesować, z czym się wiąże hodowla ciężkich zwierząt w samej wsi, oczy nam się szerzej otwierały. Ludzie mają internet i wiedzą czym, to pachnie. Ci, którzy mieszkają na dole, będą je mieli przez rzekę Gryżynkę. Człowiek, który chce je tu ściągnąć, chyba nie lubi ani mieszkańców, ani zwierząt, skoro na coś takiego się decyduje. Chcemy jego plany podważyć.

Masakra, sprawa Olewnika

Rafał Dzidowski, farmaceuta i myśliwy, wprowadził się w 2004 r. Do pracy jeździ do Gubina. - Przed wejściem do Unii szukałem sobie kawałka ziemi, i tak przez przypadek trafiłem tutaj. Gminny grunt, 13 arów. Działka była przedzielona na pół. Jedna była budowlana, druga orna.

Mieszka w Grabinie na stałe, reszta rodziny "z dojazdu". Żona uczy w szkole w Krośnie. Jedna córka studiuje w Zielonej Górze, druga wyjechała za granicę. - Żyjemy na dwa domy. Mieszkanie na stałe? Ciężko by było. W lecie to jeszcze pół biedy, ale jak w zimie śnieg przysypie, to jest naprawdę horror. Wyjechać nie można. Podjeżdżamy pod górkę, psss i do tyłu, psss i do tyłu. Tylko siąść i płakać.

- To zaczyna wyglądać jak sprawa Olewnika. Nikt nic nie wie. Nikt nic nie powie, ale jakieś decyzje zapadają. Masakra, po prostu masakra - mówi.

Zamkniętą hodowlę żubra na 30 ha Gryżyńskiego Parku Krajobrazowego urządzi Wojciech Halicki, szef prywatnego Instytutu Ekologii Stosowanej. Dostanie na to dotacje z unijnego programu Infrastruktura i Środowisko. Zapewnia, że sprawa jest przesądzona. Ma wszystkie potrzebne pozwolenia, m.in. Ministerstwa Środowiska.

Po pierwsze, ile zeżre żubr

Motria: - Najgorsze, że te decyzje podejmują ludzie zobowiązani do przestrzegania zasad i ochrony środowiska. A facet przychodzi i mówi nam, że ma nas gdzieś. Że możemy sobie palcem w bucie pokiwać.

- Tak powiedział?

- Dokładnie tak.

Rafał: - Tak się zaczęło zebranie. Zeszli się mieszkańcy, przyjechał wójt, nadleśniczy i leśnicy. Halicki trzymał w ręku zrolowany plakat, którego nie pokazał. Powiedział, że żubry będą i tak i tak. Nikt nie wie, czy on ma jakieś decyzje, czy ich nie ma. Kto je wydał. A pierwsza i najstraszniejsza rzecz to taka, że ktoś sprzedał park krajobrazowy. I to aż 30 ha. To nie była ziemia prywatna.

Motria: - Proszę wyjść na moje wzgórze. Z niego jest przepiękny widok na całą okolicę.

Nie przesadza. Urocza panorama. Schodzimy na dół. Najpierw Motria oprowadza nas po swoim parku. Na kilku hektarach rosną potężne olchy i graby. Woda tryska z kilku źródeł. Wkrótce zakwitną pierwsze kwiaty. Wtedy park wygląda jakby przykryty kolorowym dywanem. Naprzeciw jej posesji wyremontowany dom. Do niego sprowadził się starszy lekarz. Budynek dostał imię Radość.

Dalej brukowaną drogą idziemy w kierunku łąk i lasu Halickiego. Mijamy drewnianą kładkę. Pod lasem krzyk. Jeden, drugi. To żurawie zakładają gniazda na ziemi, a raczej na bagnach. Tak się bronią przed dzikami, które potrafią je niszczyć.
Rafał: - Tu jest rykowisko jeleni. A tu są rośliny wpisane do Czerwonej Księgi Gatunków Chronionych. Tu jest stanowisko storczyka. Tu są orły bieliki. Rozumiem, że jeśli zwierzyna przechodzi przez jakiś teren, to będzie zgryzała pędy, będzie wyżerała to, co jest potrzebne, ale żubry mają tu być na innej zasadzie. Postawi się płot i zwierzęta nie będą miały dokąd pójść. Tylko w obrębie tego ogrodzenia będą wyżerały dzień w dzień 60 kg zieleni, bo tak piszą w publikacjach. Policzmy osiem sztuk razy 60 kg plus to, co wdepczą w ziemię, to jest pół tony zielonej masy codziennie.

Motria: - Której tam nie ma! Bo tu są łąki bagienne. Tu kiedyś żyły krowy i im dowożono paszę nawet w ciągu lata. W Białowieży to jest ogromna puszcza. A u nas? Jedna wielka pustynia. Co te żubry będą jadły? Chyba nas.

Po drugie, czym pachnie ruch turystyczny

Rafał: - Kolejna sprawa. Tutaj człowiek ma piękne hodowlane stawy. Co roku, gdy spuszcza z nich wodę, zalewa te łąki. No, taka uroda tego miejsca. Inaczej tego nie zrobi. Rzeki nie ureguluje, bo nikt na to pieniędzy nie dał. Więc było na zebraniu pytanie do Halickiego: Co pan zrobi, jak woda zaleje łąki? - Pójdę do sądu. Już trzy takie sprawy miałem - postraszył. A przecież to normalne, że ta woda wypłynie.

Motria: - Te stawy hodowlane są od wojny. Nikt ich teraz nie wymyślił. W jakiś sposób jest to dziedzictwo tej ziemi. Na całej Gryżynce był ciąg sześciu młynów. Dlaczego teraz, przez te śmierdzące, zdychające żubry ktoś ma się przez to sądzić? Poza tym wprowadzono, moim zdaniem dosyć nierozsądnie, bobra, który buduje na tej rzece tamę. Stawy są zasilane strugą wypływającą z jeziora Gryżyńskiego i takimi odnogami od strony Gryżynki. Na tej strudze się te bobry zasiedliły i podtapiają całą dolinę. A poza tym, jak ten człowiek postawi ogrodzenie na tym terenie?

A postawi?

Rafał: - Lepiej. Zapowiedział, że zagrodzi nam całą zabytkową aleję.

Na niej stoimy. Wzdłuż drogi na Sycowice rosną kilkusetletnie dęby.

Może zagrodzić? - pytam. Rafał: - Nie może. Ale takie były plany. I kiedy na zebraniu 90 proc. osób się nie zgodziło, powiedział, że skoro nie chcemy, to alei nie zagrodzi, ale hodowla i tak będzie. A my, zagroził, nie będziemy mieć żadnych profitów finansowych z tych wycieczek, które tu przyjadą.

Motria: - Czyli jesteśmy tępym społeczeństwem, bo nie chcemy zarabiać na żubrach. No proszę! Na to, żeby zarabiać, to trzeba najpierw zainwestować. Przed wojną Grabin był zapleczem wypoczynkowym dla Krosna. Teraz turyści nie przyjeżdżają. Nie mają po co. Ostatnio jak przyjechała wycieczka, to mąż pani sołtys robił im kawę i pod kościołem częstował. Teraz tu nie ma nic. Rozwalona droga, miskę olejową można urwać. A kiedyś była tu szkoła, restauracja i dom kolonialny. Na stawach, jak się idzie na Gryżynkę szlakiem chronionym, była druga restauracja typu piwno-rybnego. Świeże ryby sprzedawano. To był teren naprawdę zagospodarowany pod ludzi. Teraz nie mają dokąd przyjeżdżać, bo póki był dwór, to mieli gdzie spać, a teraz już nie.

Radny Żarów: - Wiemy, czym pachnie ruch turystyczny. Co roku, przez dwa miesiące, przeżywamy oblężenie. Mamy cyrk na kółkach. Zwala się Śląsk, Rzeszów, nie mówiąc już o Dolnym Śląsku. Droga jest zapchana autobusami. Ostatni rok był wyjątkowy, bo jakimś cudem nie było grzybów. I z czym to się wiąże dla ludzi? Więcej śmieci, papierzaków po krzakach. Wzrasta sprzedaż piwa w sklepie. To są właśnie korzyści. Potem przez parę tygodni dochodzimy do siebie i modlimy się, żeby się grzyby już skończyły. Gdyby były żubry, mielibyśmy to na co dzień i ja sobie tego kompletnie nie wyobrażam. Prawda jest taka, że ruch turystyczny nic nie przyniesie oprócz śmieci. Jedyna korzyść to logo żubra w reklamówce gminy. Ale to my musielibyśmy na co dzień w tym żyć.

Po trzecie, inwazja motylicy

Rafał: - Rzeka, czyściutka Gryżynka, ma 17 km. W górnym biegu jest stanowisko pstrągów. I wystarczy poczytać te wszystkie opracowania o żubrach, Białowieży i o pasożytach. Nie ma wolnych od pasożytów żubrów. One są genetycznie zmasakrowane. Całe stado w Polsce powstało z 12 osobników, a druga odmiana z siedmiu. To mutanty. Nieodporne na nic. Do tych znanych chorób przyplątały się nowe, jakieś azjatyckie, przenoszone przez te czarne meszki. Na szczęście nie są dla nas groźne. Ale co najgorsze, żubry są nosicielami motylicy wątrobowej. A to też groźne dla człowieka. Do rozwoju motylicy potrzebny jest ślimak błotniarek. I on waśnie tutaj jest! Wystarczy, że człowiek dotknie liści, urwie szczawiu, nazbiera grzybów i już jest zarażony. To będzie inwazja. W badaniach pośmiertnych żubra, w jego pęcherzyku żółciowym, doliczono się od 300 do 2,5 mln jajek motylicy. Tak więc to wszystko będzie walone na tę podmokłą łąkę, gdzie ślimaków potrzebnych do rozwoju nie brakuje. A tutaj myśliwi z zagranicy polują na jelenie, dziki, sarny. Dzika zwierzyna też będzie też zarażona. To kwestia czasu.

Radny Żarów: - A nawet jeśli żubry nie będą miały kontaktu z sarnami czy dzikami, to lis, zając, jenot, podejdzie i chorobę przeniesie. Wybuchnie bomba ekologiczna w środku takiej perły, jaką jest Gryżynka.

Po czwarte, może krokodyle wpuszczą?

Motria: - Odchody trzeba będzie chemicznie niszczyć. Chemia w samym zarodku czystej wody? I ona ma wpływać do pobliskiej Odry? Sami siebie niszczymy A wszystko pod egidą unijnych funduszy, które mają nam pomóc. W czym?

Rafał: - No właśnie, w czym? Przecież to jest park krajobrazowy. Krajobraz, najważniejsza rzecz. W 1996 r. powołano tu park, a ta dolina jest najpiękniejszą częścią Gryżynki. Tu jak gałąź się złamała, to kontrole przyjeżdżały. A teraz? Sprawa taka, że głową w ścianę. Jedynie oburza się związek wędkarski. Chodzi o to, aby park został parkiem. I żeby nie wrzucać tu tego dziwoląga. Bo kiedyś tu żył? To może sprowadźmy też dinozaury i smoki.

Motria: - Albo krokodyle! Przecież na tych bagnach żubr się zapadnie. Krowy się zapadały, a taki żubr waży z 750 kg. Mamią nas, że ogrodzą. Bezczelne kłamstwo. Takie ogrodzenia jak w Jankowicach w województwie śląskim czy w Pszczynie to są potężne metalowe sztaby wkopane w twardy grunt. To jest osłona. A tu co? Paliki powbija, które się na drugi dzień poprzewracają? Siatką płot zagrodzi?

Rafał: - Siatka leśna się nie nadaje. Zwykły dzik, który ucieka podczas polowania, uderza, robi dziury.

Motria: - Tam nie można dojść, a co dopiero postawić ogrodzenie.

Radny Żarów: - Na pewno naruszono przepisy unijne i krajowe jeśli chodzi o prawo do informacji i konsultacji społecznych. Przedsięwzięcie ma straszny, negatywny wpływ na środowisko. Nie można robić czegoś, co antagonizuje mieszkańców. Ludzie tego nie chcą. Jeśli nie było konsultowane, to jest nielegalne ex lege, z mocy prawa. Nie zawahamy się wkroczyć na drogę administracyjną. Sam przeprowadziłem ankietę wśród mieszkańców. Zrobiłem trzy rubryki: zgadzam się, nie zgadzam się i nie mam zdania. Na 67 podpisów cztery było za, jeden się wstrzymał i 62 przeciw. Każdy, kto się wypowiadał, własnoręcznie podpisał się imieniem i nazwiskiem. Nic nie było anonimowe. Każdemu mogę ankietę przedstawić. Do rady stratowałem z łapanki. Zaproponował mi to poprzedni wójt. Gdy przegrał, byłem w opozycji. Nie da się ukryć, że nie mamy zaplecza politycznego. To jest ból. Wiemy natomiast, że mamy rację. Chociaż potraktowano nas jak gówniarzy.
 

Brak komentarzy: