n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

poniedziałek, października 14, 2013

Ustalenia dr. G. Szuladzińskiego / skrót

SKRZYDŁO
(  )
Według dr. Szuladzińskiego, podstawowe pytanie, od którego należałoby rozpocząć jakiekolwiek dyskusje, brzmi: czy samolot uległ destrukcji nad ziemią, w powietrzu, czy dopiero po upadku?
Strona rządowa i wytworzone przez nią oficjalne dokumenty, utrzymują, iż destrukcja konstrukcji TU 154 M rozpoczęła się w momencie uderzenia samolotu w ziemię, pomijając milczeniem wszystko to, co działo się z samolotem przed tym zdarzeniem, a niewątpliwie działo się coś bardzo dziwnego. I wcale nie chodzi tutaj o sławną brzozę, dla której roli w całym dramacie nie widzi ekspert z Australii, postulując zamknięcie całego wątku, co argumentuje następująco:
„Zagadnienie ma trochę szerszy aspekt, niż dotychczas to rozpatrywano. Mianowicie wynik takiej kolizji zależy między innymi od szybkości uderzenia. Jeżeli prędkość jest duża, powiedzmy 100 m/s czy więcej, skrzydło będzie przecinać drzewa i mocniejsze niż drzewa obiekty. Jeżeli szybkość jest mała, powiedzmy 10 m/s, skrzydło prawdopodobnie zostanie złamane przez drzewo. […]
Typowa kolizja „na krzyż” dwóch smukłych obiektów kończy się złamaniem lub ścięciem tylko jednego z nich. Jest nikła szansa, by obydwa obiekty zostały złamane. Znaczy to, że jeśli drzewo zostało ścięte, to skrzydło ocalało (z powierzchniowymi uszkodzeniami) i na odwrót. To powinno zamknąć dyskusje dotyczące ewentualnej roli brzozy w tym wypadku. Jeśli nawet MAK ma rację i wbrew ostatnim badaniom był kontakt skrzydła z brzozą, to ani zmiana kursu nie była zauważalna, ani skrzydło wiele nie ucierpiało, więc rola brzozy powinna być zupełnie usunięta z rozważań”.
Istnieje wiele przesłanek sugerujących, że samolot uległ defragmentacji nad ziemią. Chodzi tutaj o, do dzisiaj niewyjaśniony, zanik zasilania na wysokości około 15 m nad ziemią, a więc w miejscu, gdzie według komisji Millera, samolot miał być sprawny technicznie, skutkiem czego było tzw. „zamrożenie” komputera pokładowego FMS.  Warto podkreślić, że utrata zasilania w TU 154 M została poprzedzona serią niewytłumaczalnych awarii, które miały miejsce w okolicach słynnego już punktu TAWS#38, pominiętego zresztą w analizach przez komisję Millera. W lipcu 2011 roku NPW, odnosząc się do faktu tajemniczego zaniku zasilania w tupolewie, wydała następujące oświadczenie:
„Rejestratory Tu-154 M przestały działa ć na ok. 1,5 do 2 sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią. Przyczyn ą (według biegłych) było uszkodzenie instalacji elektrycznej. Rejestratory w Tu-154M nie mają awaryjnego zasilania. Prokuratura nie wie, jaka była przyczyna awarii elektryczności. To zagadnienie nie mogło być przedmiotem opinii biegłych badających rejestratory, bo tego typu parametru się nie rejestruje”.
Ani komisja MAK, ani komisja Millera, poza wzmianką o zaniku zasilania nad ziemią, w żaden sposób tego faktu nie komentują, ani nie wyjaśniają jego przyczyn, zaś NPW otwarcie przyznała, że nie potrafi wyjaśnić tego zjawiska. A to wydarzenie, według dr Szuladzińskiego, można utożsamić  właśnie z wybuchem w kadłubie. Nie jest bowiem czymś naturalnym, aby sprawny samolot, będąc w locie nagle tracił zasilanie ze wszystkich trzech generatorów  i to niemal równocześnie, by następnie uderzyć w ziemię.
Co więc się wydarzyło?
Doktor Szuladziński mówi wprost: na pokładzie TU 154 M doszło do eksplozji, w wyniku której samolot nie mógł kontynuować lotu, a warto przypomnieć, że nawet z urwaną 6 metrową końcówką, mógł z powodzeniem to uczynić, czego dowiodły niedawno opublikowane wyniki badań G. Jorgensena.
Pierwszy wybuch, który w narracji zastąpiła brzoza, miał miejsca na lewym skrzydle, powodując wielkie lokalne zniszczenie, w efekcie którego najprawdopodobniej zostały naruszone więzy między przodem kadłuba i resztą statku. O tym, jak duże to były zniszczenia można się przekonać oglądając niedawno upublicznione zdjęcia, na których najbardziej szokującym elementem nie jest samo miejsce oderwania końcówki skrzydła, ale to, co z tym skrzydłem się stało na długości kilku metrów poprzedzających to miejsce (patrz: zdjęcie na górze).
Kolejną przesłanką na wybuch w locie jest niewytłumaczalne zachowanie się samolotu i ostateczne położenie części maszyny już na ziemi, po upadku. Otóż w żadnym z oficjalnych dokumentów nie podjęto się wyjaśnienia, dlaczego przednia cześć samolotu, ta przed skrzydłami, znalazła się na miejscu upadku w pozycji normalnej, zaś tylna w pozycji obróconej, „na plecach”. Położenie obu tych elementów wskazuje z dużym prawdopodobieństwem na rzeczywisty przebieg wypadku. Dr Szuladziński podjął się wyjaśnienia tego zdarzenia:
„Wybuch wewnętrzny działający na już uszkodzony kadłub, w obecności aktywnego momentu obrotowego, powoduje rozdzielenie tych dwóch części. Przednia część kadłuba nadal się obraca wokół osi podłużnej, ale już tylko z powodu bezwładności. Tylna część jest wciąż „napędzana” przez nierówny rozkład siły nośnej na skrzydłach. To powoduje wzajemny obrót tych części składowych tak, że w końcu ich względne położenie, pokazane na rysunku, przypomina to, co zostało znalezione na miejscu upadku”.
Mamy więc jeszcze jedną sprawę, którą ominęli szerokim łukiem państwowi eksperci, a która sugeruje, że przebieg katastrofy był zupełnie inny od oficjalnie głoszonego.
Mówiąc wprost - charakter zniszczenia kadłuba świadczy o efekcie fali uderzeniowej i podmuchu, który po niej nastąpił. Mechanizm powstania specyficznych odkształceń świadczy o tym, że tupolew był poddany zupełnie innym siłom, niż te wynikające ze zderzenia z ziemią. Jak twierdzi ekspert ZP, ślady znalezionych na wraku materiałów wybuchowych są jedynie rzeczą wtórną, gdyż pierwotną stanowią ślady w postaci odkształceń kadłuba.
To jest sprawa kluczowa i ciężko w tym przypadku mataczyć, kłamać i wpierać, że elementy poddane rozciąganiu, czy rozrywaniu od wewnątrz, były zgniatane i ściskane. Pozostaje też obecność dużej ilości odłamków, które również wskazują na eksplozję. Każdy fachowiec od wybuchów, czy nawet wytrzymałości materiałów, już na podstawie „rzucenia okiem” jest w stanie stwierdzić nie tylko z jakim rodzajem zjawiska mieliśmy do czynienia, ale nawet potrafi  z dużym prawdopodobieństwem wskazać, czy wybuchły opary paliwa, czy może materiał wysokoenergetyczny.
 Wskazane przez doktora Szuladzińskiego elementy pozwalają na obalenie narracji Millera i Laska i postawienie tezy, że  samolot został zniszczony nad ziemią, a to wyklucza w sposób oczywisty możliwość zniszczenia TU 154 M i śmierci pasażerów w wyniku uderzenia w ziemię.
Pierwsze i podstawowe pytania, na które powinien odpowiedzieć pan Lasek, jeśli już podjął się zadania tłumaczenia raportu, którego był współautorem, to te, które nasuwają się po lekturze Raportu No. 456. Dopóki nie wyjaśni zagadki zaniku zasilania na 15 m, serii awarii w TAWS#38 oraz pochodzenia sił rozrywających, które działały na samolot, dopóty on i jego koledzy nie mogą być traktowani poważnie, a jedynie, jako wsparcie propagandowe dla rządu.
Na koniec, w ramach podsumowania, proponuję zapoznanie się z króciutkim filmikiem, gdzie pokazano „bombowe” testy, którym poddano samolot. Sądzę, ze znalezienie podobieństw z tym, co widzieliśmy na zdjęciach ze Smoleńska (kilka na górze notki) nie będzie trudne. Dla ułatwienia dodam, że chodzi tutaj o wywinięte na zewnątrz burty, elementy kadłuba, specyficzne rozdarcia i….tysiące odłamków.



Brak komentarzy: