n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, września 07, 2008

PANI IZABELA FALZMANN: Sprawa katastru.


ZAWYŻONY KATASTER - WYZUCIE z WŁASNOŚCI.


DrukujEmail
Wpisał: Izabela Falzmann   
18.03.2007.

Izabela Falzmann
NIE MA WOLNOŚCI BEZ WŁASNOŚCI 

czyli chichot Stalina

Słuchając od lat wypowiedzi na temat farmeryzacji rolnictwa w Polsce, na temat konieczności zredukowania liczby zatrudnionych w rolnictwie i ograniczenia produkcji rolnej zastanawiałam się gdzie jest bat (czyli instrument ekonomiczny), którym wypędzi się rolnika z jego ziemi.Podatek dochodowy nie pełni tej funkcji bo nieefektywne gospodarstwa nie wykazują ( i naprawdę nie mają w przeciwieństwie do wielu wielkich firm) dochodu. Sam brak dochodu też nie wypędzi rolników z ziemi – może ich tylko wyprowadzić na szosy. Wydaje mi się, że znalazłam odpowiedź na to pytanie. Takim batem jest podatek katastralny.

Nazwa kataster pochodzi z łaciny i oznacza wykaz pogłównego. Współcześnie kataster to rejestr nieruchomości. Katastry wprowadził Napoleon, a upowszechniły się w Europie w XIX i XX wieku. Rejestr nieruchomości służy nie tylko celom fiskalnym. W rejestrach katastralnych można znaleźć dokładne opisy nieruchomości, zarejestrowane transakcje, obciążenie długami. Klientami rejestru są nabywcy nieruchomości, adwokaci, notariusze, geodeci. Informacje uzyskuje się na ogół odpłatnie (w ten sposób zarabia na siebie kataster holenderski). 
W uchwale z 5 marca 1994 roku sejm RP zobowiązał Radę Ministrów do przygotowania w Polsce kompleksowej reformy obejmującej założenie nowoczesnego systemu ewidencji nieruchomości (katastru), przeprowadzenie powszechnej taksacji i wprowadzenie podatku ad valorem tz. od wartości.
Podatek ad valorem od nieruchomości jest najbardziej rozpowszechnionym podatkiem majątkowym występującym w państwach zrzeszonych w OECD. Wyjątek stanowią niektóre kantony szwajcarskie np Zurich, które zrezygnowały z tego podatku ze względu na wysokie koszty administrowania nim i szacowania nieruchomości. W przepisach dotyczących opodatkowania znajdują się ustawowe wyłączenia, charakterystyczne dla danego państwa. Na przykład w Irlandii grunty rolnicze opodatkowane są podatkiem dochodowym. W Danii z opodatkowania wyłączone są budynki mieszkalne, a ich wartość katastralna służy do opodatkowania przy wynajmie podatkiem dochodowym. Wartość katastralną wyznaczana jest w Irlandii przez samoocenę a w Danii przez specjalne komisje powołane w powszechnych wyborach.
W przedwojennej Polsce obowiązywały podatki od nieruchomości nowelizowane co kilka lat. Ostatnią nowelizację wprowadził dekret prezydenta RP z 14 stycznia 1936 roku. Podatkowi podlegały wszystkie nieruchomości, z wyjątkiem gruntów użytkowanych jako pola uprawne, łąki, pastwiska, sady i ogrody oraz gruntów pod lasami i wodami. Wolne od podatku były nieruchomości Skarbu Państwa, związków samorządowych, gmin wyznaniowych oraz grunty pod torami i drogami publicznymi. Wolne od podatku były również nieruchomości nie użytkowane i nie zamieszkałe z powodu złego stanu. Podstawą wymiaru podatku był czynsz z tytułu najmu lub czynsz dzierżawny za rok poprzedzający. O ile nieruchomość nie była wynajmowana za podstawę wymiaru podatku przyjmowano hipotetyczny czynsz możliwy do uzyskania z tej nieruchomości. Podatek wynosił do 10% wartości czynszowej. Jeżeli nie można było ustalić hipotetycznego czynszu przyjmowano wartość obiegową, ustalaną na podstawie cen płaconych za podobne obiekty. Podstawa opodatkowania wynosiła 3-5% wartości obiegowej, a podatek 8-12% podstawy (czyli 0,03 x 0,08 = 0,0024 tej wartości). Podatek od lokali w wysokości od 8 do 12 % komornego płaciły osoby fizyczne i prawne zajmujące lokale. Podatku nie płacono za lokale nie zajęte, lokale 1-2 izbowe oraz większe zajmowane przez bezrobotnych, o ile nie mieli sublokatorów. 
Jak widać podstawą opodatkowania była nie wartość transakcyjna nieruchomości, lecz 
dochód, który można z niej uzyskać. Podatek był instrumentem ekonomicznym wymuszającym zagospodarowanie nieruchomości. Specjalne ustawy przewidywały natomiast liczne ulgi inwestycyjne. Nowe budynki były zwolnione nie tylko od podatku od nieruchomości na 10 – 15 lat (w Gdyni na 25 lat) lecz nawet od opłat skarbowych za czynności prawne. Dochody płynące z nowych domów zwolnione były też od podatku dochodowego. Jedynie od niezabudowanych placów w miastach płaciło się podatek w wysokości 1% wartości szacunkowej, co miało charakter restrykcyjny wymuszający inwestycje.
Nowy podatek od nieruchomości zacznie w Polsce obowiązywać “nie wcześniej niż od 2008 roku”. Czyli może już za rok. Będzie wymierzony w zależności od 
wartości nieruchomości a nie od jej wielkości. Będzie stanowił dochód gmin. Podstawą wprowadzenia nowego podatku będzie kataster czyli ewidencja nieruchomości znajdujących się na terenach gmin i w rękach Skarbu Państwa. Wartość nieruchomości będzie określał specjalny organ katastralny powoływany dla kilku gmin. Ministerstwo Finansów zakłada, że zostanie powołane od 250 do 350 jednostek katastralnych. Stawki podatku będzie ustalać Rada Gminy. Minister finansów ustalałby minimalną wartość podatku, a stawka ustalona przez gminy mieściłaby się w przedziale 100 130 % stawki minimalnej. Ministerstwo Finansów rozważa wprowadzenie przepisu, który uniemożliwiałby gminom podwyższanie podatków o więcej niż 20% w stosunku do poprzedniego roku. Wartość nieruchomości będzie się ustalać na zasadzie powszechnej taksacji modelowo parametrycznej. Próbę symulacji powszechnej taksacji przeprowadził w 1994 roku Krakowski Instytut Nieruchomości we współpracy ze specjalistami amerykańskimi. Okazało się, że do określenia statystycznego rozkładu cen działek i budynków potrzeba 7 – 8 parametrów takich jak lokalizacja, wartość użytkowa, wymiary, uzbrojenie terenu. Według Zbigniewa Banasiaka, szefa zespołu ds. Reformy systemu podatkowego w Ministerstwie Finansów (wywiad dla biuletynu “Nasze Finanse” nr 24/98) kwota otrzymana tą drogą pokryje się z wartością rynkową tylko w 10% obiektów. Siłą rzeczy powstaje pole do nadużyć i korupcji. Ten sam Zbigniew Banasiak w wywiadzie dla telewizyjnych Wiadomości powiedział, że stawka podatku katastralnego może wynosić nawet 10% wartości obiektu (rocznie!), choć ówczesny minister finansów Witold Modzelewski zapewniał, że będzie mniejsza. Oburzenie opinii społecznej spowodowało wówczas, że rząd SLD-PSL wstrzymał prace nad reformą podatkową. Wrócił do tego pomysłu rząd AWS-UW obiecując, że obciążenia właścicieli nieruchomości niewiele się zmienią. Zestawienie kosztów utrzymania administracji katastralnej – 400-500 mln złotych z obecnymi wpływami z podatków od nieruchomości (tego samego rządu) wskazują, że minister finansów kłamie (Rzeczpospolita maj 1998 nr 5 Jerzy Krajewski, Michał Pawelec) Aby tylko pokryć koszty administracji katastralnej obciążenie właścicieli nieruchomości musiałyby wzrosnąć dwukrotnie. A przecież Balcerowicz obiecuje gminom dochody z podatku katastralnego. 
Kto skorzysta na wprowadzeniu podatku katastralnego poza rzeczoznawcami i geodetami? Jak twierdzi prof. Jerzy Hopfer (Rzeczpospolita nr 227/97) podatek katastralny wymusi dochodowość i efektywne gospodarowanie nieruchomościami. Cytuję “choć zdaję sobie sprawę z odrębności nieruchomościowej ziemi rolniczej, uważam że jeżeli jej posiadacza nie będzie stać na zapłacenie podatku powinien się jej pozbyć. W ten sposób następowałaby naturalna 
zmiana struktury własności, która jest na wsi bardzo potrzebna.”
Centrum Badania Opinii Społecznej przeprowadziło w 1997 roku badania na reprezentatywnej próbie 1000 mieszkańców Polski. Ponad połowa z pośród badanych, w tym 69% z wyższym wykształceniem, uważa, że osoby których nie będzie stać nie będą po prostu płacić podatku katastralnego. 
Nie wiedzą, że nie płacone raty tego podatku obciążają hipotekę nieruchomości i jest to najprostsza droga do jej utraty.
Stopa podatku katastralnego jest jedną z lepiej strzeżonych tajemnic Ministerstwa Finansów. Przyjmijmy, że jak twierdzą specjaliści od wyceny będzie on wynosił około 2% wartości katastralnej nieruchomości rocznie (wartość katastralna zbliżona ma być do wartości rynkowej). Łatwo obliczyć, że za 100 metrowe mieszkanie w Śródmieściu Warszawy właściciel musiałby płacić 12000 rocznie, czyli 1000 złotych miesięcznie. Takiego obciążenia nie wytrzyma na pewno emeryt, nauczyciel (nawet akademicki) czy lekarz. Jak to wprost powiedziano na pewnym seminarium podatek katastralny skierowany jest bezpośrednio przeciwko “bogatym nędzarzom” tz. osobom którym udało się zachować rodzinne mieszkanie w dobrej dzielnicy dużego miasta, albo zbudować (często dosłownie własnymi rękami) domek. Nie wytrzymując obciążeń podatkowych osoby te zmuszone będą do sprzedania swojej własności. Duża ilość nieruchomości, która pojawi się na rynku, spowoduje obniżenie ich cen – najprawdopodobniej w okresie gdy przestaną obowiązywać ograniczenia w obrocie nieruchomościami z zagranicą. Nic więc dziwnego, że Unia Europejska przeznaczyła na wprowadzenie podatku katastralnego w Polsce 35 mln ECU, z czego wykorzystano już 5 mln, na zdjęcia lotnicze i uzupełnienie bazy danych.

 

Widzę jednak pewne pozytywne strony tej sytuacji – po raz pierwszy od wielu lat mieszkańcy miast i wsi jadą na tym samym wózku. Bardzo wiele zrobiono i robi się nadal żeby skłócić wieś z miastem. Teraz połączy nas wspólny cel – obrona przed wyzuciem nas z własności. W ciągu 44 lat komunistom nie udało się odebrać chłopom ziemi. Nie wszystkich właścicieli udało się pozbawić mieszkań i domów. Czyżby w III Rzeczpospolitej zamiast reprywatyzacji czekały nas rugi wiejskie i miejskie. Czy niedobitki przedwojennych właścicieli połączy wspólny los z wyrzuconymi ze swych gospodarstw rolnikami? Jeżeli tak, myślę że usłyszymy wszyscy chichot Stalina.

tel. Autorki 629-66-35

referat wygloszony 20 lutego na Konferencji nt. rolnictwa w Stalowej Woli (PSM-G i Akcja Katol.),

http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=110&Itemid=55

-----------------


POLITECHNIKA LWOWSKA, 1939-45


Z chwilą otwarcia wpisów na pierwszy rok studiów - a działo się to w pierwszych dniach października 1939 r. - nie umilkły jeszcze działa, bo bronił się Hel i walczyła grupa gen. Kleeberga pod Kockiem - "komisarz" Politechniki Lwowskiej tow. Jusimow powołał kilka zespołów jako komisje przyjęć dla poszczególnych wydziałów, do których wchodzili młodociani działacze Komsomołu, w większości Żydzi, a częściowo Ukraińcy, na czele tej akcji stał II sekretarz Komsomołu miasta Lwowa - Jan Krasicki (Janek, "Kazik"), który jako "bieżeniec" przebywał we Lwowie i mieszkał w II Domu Techników. Dla tych komisji wyniki egzaminów nie były miarodajne, gdyż decydowały kryteria walki klasowej; nic tedy dziwnego, że na I roku znalazło się niewielu Polaków.

Z początkiem października 1939 r. odbyło się zebranie wszystkich pracowników i studentów, zwołane na żądanie władz radzieckich przez rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego. Zebranie odbyło się w głównej klatce schodowej, której galerie pozwalały na pomieszczenie dużej liczby obecnych; tam tradycyjnie odbywały się "wiece" rzeszy studenckiej. Mówcy występowali "nad zegarem" na galerii balustradowej I piętra; tam rektor Wereszczyński otworzył zebranie, stojąc w otoczeniu przedstawicieli władz radzieckich, partyjnych i "komisarza" Politechniki tow. Jusimowa, ppłk. z zarządu politycznego Armii Czerwonej, w prezydium obok rektora stali również przedstawiciele świeżo zawiązanego komitetu partyjnego na Politechnice.

Jusimow oznajmił objęcie miasta Lwowa w posiadanie Armii Czerwonej i uruchomienie uczelni, ale na zasadach nowych, radzieckich przepisów; władza radziecka przywiązuje bowiem wielkie znaczenie do rozwoju nauki i techniki; przemówienie swe zakończył wzniesieniem okrzyku na cześć Stalina. Bezpośrednio po nim przemówił po polsku inż. Jarosław Żaba, asystent Katedry Chemii Fizycznej i Elektrochemii (kierownik prof. T. Kuczyński), znany powszechnie jako działacz sanacyjnego "Legionu Młodych"; jego przejście do obozu radzieckiego było zaskakującą niespodzianką. Uderzył na samym początku w ton zwycięstwa i triumfu, witając niezwyciężoną Armię Czerwoną jako wybawczynię z niewoli generałów, panów i obszarników, malując szczęśliwą przyszłość tego kraju i dodając szereg ostrzeżeń pod adresem wrogów klasowych. Na zakończenie ujawnił się jako mianowany na przewodniczącego nowo powstałej organizacji związku zawodowego na uczelni, tzw. "Profspiłki".

Następnie w imieniu dotychczas tajnej organizacji komunistycznej wystąpił student IV roku sekcji lotniczej - Bronisław Bochenek; jego przemówienie było znacznie twardsze, gdyż nie żałował pogróżek pod adresem wrogów klasowych. Dalsi mówcy opisywali przyszłe zmiany na uczelni, przyjęcie nowego i lepszego programu nauczania wedle światłych i niedoścignionych wzorów radzieckich, mówili o usuwaniu krzyży z sal wykładowych oraz o ściganiu wrogów klasowych. Przemówienia przedstawicieli władz politycznych i partyjnych były utrzymane w jednej konwencji - jakie to spotkało nas szczęście, że zostaliśmy uwolnieni od wyzysku i ucisku "panów" i jaka to czeka nas świetlana przyszłość po wyzwoleniu się spod jarzma władz "pańskiej Polski"; szkalowano też Armię Polską, a szczególnie generałów i oficerów, którzy "uciekli", pozostawiając lud robotniczy i wiejski bez opieki.

Niespodziewanie zgłosił się do głosu prof. Stanisław Fryze, którego wystąpienie stało się prawdziwą sensacją i sukcesem. Stwierdził na wstępie, że jesteśmy przytłoczeni ogromem klęski militarnej i politycznej zadanej naszemu państwu przez wojujący hitleryzm; zdradzili nas alianci, a rząd był zmuszony opuścić kraj; w takich warunkach nie można od nas oczekiwać objawów radości. Ogół zebranych, dotychczas słuchających poprzednich wywodów w głuchym milczeniu, teraz nagrodził mówcę oklaskami.

Dalej prof. Fryze wspaniale obalił zasadę walki klas, przyrównując państwo do drzewa, które posiada korzenie, pień, gałęzie, liście, kwiaty i owoce. W państwie potrzebna jest warstwa chłopska, robotnicy i inteligencja; nie mogą te elementy istnieć oddzielnie, bo ich współżycie warunkuje prawidłowo ukształtowane społeczeństwo i państwo. To rozumowanie i końcowy wniosek wyzwoliły ponownie duże brawa. Na zakończenie prof. Fryze wezwał, aby nie usuwać krzyży z sal wykładowych. Owacje były jeszcze gorętsze.

Pierwszą ofiarą komisarza Jusimowa był mgr praw Marian Dubaniowski, referendarz w sekretariacie rektoratu, filister Korporacji Zagończyk, jego aresztowanie było rezultatem denuncjacji B. Bochenka.

W październiku przybyła też na Politechnikę komisja do zbadania i weryfikacji poziomu uczelni i podjęcia decyzji personalnych pod przewodnictwem samego wiceministra (zastępcy komisarza) szkolnictwa wyższego ZSRR. Niestety, nazwiska nie udało mi się ustalić.

W tym czasie dotarły już do Lwowa wiadomości, w jaki sposób Niemcy zaprosili profesorów UJ na inaugurację i wysłali ich do obozu w Sachsenhausen. Toteż nic dziwnego, ze profesorowie i docenci zaproszeni do sali posiedzeń Senatu (obok auli ozdobionej portretami kolejnych rektorów) szli na to zebranie jak na ścięcie. Tymczasem czekała ich niespodzianka. Wiceminister wyznał na wstępie, że komisja jadąc do Lwowa nie spodziewała się tak wysokiego poziomu uczelni i tak wysokich kwalifikacji naukowych u wszystkich wykładających, Dlatego na mocy orzeczenia komisji wszyscy profesorowie i docenci zostają zatwierdzeni i pozostają na swych stanowiskach. Funkcję rektora jako dyrektor będzie sprawował Maksym Piotrowicz Sadowskij, który zgodnie z systemem sowieckim będzie administrował uczelnią i utrzymywał kontakt z władzami; natomiast sprawy naukowe t kwalifikacje kadry naukowej prowadzić będzie prorektor do spraw nauki, którym zostaje Polak, prof. Włodzimierz Krukowski.

Wszyscy dziekani pozostają również na swych stanowiskach i będą prowadzić sprawy naukowe swych wydziałów. Natomiast do dziekanów - zgodnie z systemem sowieckim - zostają przydzieleni pomocnicy, tzw. "pomdeki" do załatwienia spraw studenckich (urlopy, stypendia, usprawiedliwienia itd.).

Odbyło się też zebranie aktywu Komsomołu, na którym wiceminister wezwał, aby studenci dobrze wykorzystali okazję i wysoko sobie cenili możność studiowania na tej znakomitej uczelni. Od tej chwili ustały ataki, drwiny i wyszydzania ze wszystkiego, co polskie, a postawa żydowskich i ukraińskich komunistów stała się bardziej umiarkowana.

Następnie komisarz Jusimow zorganizował "likwidacyjne zebranie" Bratniej Pomocy, które odbyło się między 15 a 20 X 1939 r. Większość obecnych na sali stanowili Żydzi; Ukraińców i Polaków było mało; tzw. "likwidacja" odbywała się w niezgodzie ze statutem, gdyż dokonywali jej nieczłonkowie.

"Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy, że były to mundury NKWD. Za katedrą zasiadła grupa 6-8 osób, a wśród nich jako zagajający Żyd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym kaszkiecie, którego nie zdjął w czasie zebrania. Przedstawił się jako "komisarz Politechnika, Był to właśnie tow. Jusimow, ppłk z zarządu politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku, wykazując, że, teraz po upadku "jaśniepańskiej Polski" należy zlikwidować jej nadbudowę, tj. organizację studencką powołaną do gnębienia ludu pracującego; za to wszystko, co było, odpowiedzialni są członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajdują się na tej sali".

Jako drugi wystąpił Jan Krasicki, już wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on tutaj rolę prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa. Z przemówienia tego pamiętam charakterystyczny fragment, gdy Krasicki, omawiając działalność antysemicką i prześladowanie Żydów, użył słowa "Żyd", wtedy komisarz Jusimow zerwał się oburzony, wykrzykując po rosyjsku, że nie wolno (nielzia) używać słowa "2yd", bo jest to słowo obraźliwe, tylko należy używać słowa "Jewriej". Krasicki spokojnie usiłował wytłumaczyć po polsku, że w języku polskim nie ma słowa "Jewriej", tylko słowo "Żyd". Gdy Krasicki ponownie użył słowa "Żyd", komisarz znów zerwał się z miejsca, zwymyślał go grożąc pięścią i nakazując używać słowa "Jewriej". Słowo "Żyd" w tym czasie oznaczało w języku rosyjskim syjonistę, a więc faszystę.

Po chwili Krasicki przemawiał dalej, używając teraz nowego słowa z języka polskiego: "Izraelita", co już nie wzbudziło protestów. Następni mówcy - komuniści żydowscy - stwierdzili, że na sali są obecni działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskazać. Wyciągnięci przemocą z miejsc i bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby się tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani, wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie gdy orkiestra znów grała, usłyszałem wyraźnie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy musieli przechodzić przez korytarz, a tam za ławkami w kałużach krwi leżeli nieruchomo wyprowadzeni uprzednio studenci. Oto nazwiska ofiar, które udało się ustalić: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek Korporacji "Scythia"; Jan Płończak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", również należący do korporacji "Scythia"; Henryk Róża-kolski, stud. IV roku, pochodzący z Wielkopolski; wszyscy z Wydziału Mechanicznego. Następnymi ofiarami byli również studenci. Po listopadowym alercie harcerskim w dzień Święta Zmarłych na cmentarzu Orląt poszukiwano organizatorów. Aresztowano studenta IV roku studium lotniczego, harcmistrza, podchorążego-pilota Edwina Bernata, w którego mieszkaniu przy ul. Głębokiej zorganizowany był przez NKWD tzw. "kocioł".

Zaginęli bez wieści: student IV roku Wydziału Mechanicznego - Jan Mięsowicz, pochodzący z Sanoka, oraz student III roku Inżynierii - Stanisław Międzybrodzki ze Stanisławowa. Podczas przesłuchiwania w więzieniu "Brygidki" został zamordowany młodszy asystent Stanisław Piekarski, przewodniczący Stowarzyszenia Asystentów, któłego rodzicom oddano pokrwawione ubranie.

Przepadli bez wieści: student Inżynierii Leszek Bobowski, aresztowany razem z księdzem Cieńskim przy próbie ucieczki 17 IV 1940 r. z "kotła" na plebanii parafii św. Marii Magdaleny; student Wydziału Mechanicznego Tadeusz Chmielewski oraz młody inżynier Stanisław Moczarski. Wyliczenie to może być niekompletne.

( ) .....

Zaraz po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. przybył też ukraiński batalion "Nachtigall", przeznaczony do akcji politycznych. Dokonano wtedy we Lwowie licznych aresztowań, a niebawem mordu lwowskich profesorów zastrzelonych nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. na stoku Wzgórz Wuleckich poniżej II Domu Techników. Ograniczymy się tutaj do listy "politechnicznej":

Włodzimierz Krukowski, lat 53, prof. miernictwa elektrotechnicznego,
Bronisław Longchamps de Berier, lat 25, absolwent Politechniki,
Zygmunt Longchamps de Berier, lat 23, student Politechniki,
Antoni Łomnicki, lat 60, prof. matematyki,
Stanisław Piłat, lat 69, prof. technologii naftowej,
Andrzej Progulski, lat 29, inż. elektryk, syn Stanisława, prof. medycyny,
Włodzimierz Stożek, lat 57, prof. matematyki,
Eustachy Stożek, lat 29, inż. elektryk, asystent Katedry Pomiarów Elektrotechnicznych, syn Włodzimierza,
Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii, syn Włodzimierza,
Kazimierz Vetulani, lat 52, prof. mechaniki teoretycznej,
Kasper Weigel, lat 61, prof. miernictwa,
Józef Weigel, lat 33, mgr praw, syn Kaspra,
Roman Witkiewicz, lat 55, prof. pomiarów maszynowych.

Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, lecz 8 X 1941 r. po dokonaniu ekshumacji i wywiezieniu zwłok do lasu Krzywczyckiego, ciała zamordowanych oblano benzyną i spalono, a popioły rozsypano. Osobno dnia 28 VII 1941 r. zgładzono prof. geometrii wykreślnej Kazimierza Bartla, lat 59.

Na początku lipca 1941 r. nastąpiło zamknięcie Politechniki, a pracowników pozostawiono bez uposażenia. Główny gmach został zajęty na szpital dla armii niemieckiej. Komisarycznym zarządcą Politechniki z ramienia władz niemieckich został Ukrainiec prof. Ewhen Perchorowycz. W marcu 1942 r. ogłoszono wpisy na uczelnię oraz wyznaczono rozpoczęcie zajęć na 15 IV 1942 r. Politechnika miała uruchomić kursy budowy maszyn, elektrotechniki, budowy dróg i mostów, miernictwa, architektury, budownictwa lądowego, budownictwa wodnego, chemii przemysłowej, rolnictwa i leśnictwa. Te specjalizacje miały mieć własne kierownictwa pochodzące z nominacji od władz niemieckich.

( ) .....

Docent dr Donat Langauer, który w 1929 r. przybył do Polski z terenu Łotwy, tutaj w 1932 r. uzyskał doktorat i od 1933 r. wykładał technologię przemysłu solnego na Politechnice Lwowskiej. Już przed wybuchem II wojny, działając w konspiracji, założył "jaczejkę" komunistyczną, bacznie obserwującą miejscowe stosunki. Sąd podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany na cmentarzu Łyczakowskim... Wyrok zapadł za sporządzenie listy Polaków, których NKWD, począwszy od 211945 r., aresztowało i deportowało do Krasnodonu. W nieludzkich warunkach 11 II 1945 r. zmarł tam m.in. Emil Łazoryk, aresztowany 4 I.

Wskutek wyniszczającej pracy i głodowego odżywiania w "prowieroczno-filtracjonnom" obozie w Krasnodonie zmarł 25 VI 1945 r. w szpitalu w Woroszyłowgradzie (obecnie: Ługańsku) prof. dr Tadeusz Kuczyński, którego wcześniej zwolniono z obozu, lecz nie ocaliło mu to życia. Po zmianie kursu wobec Polaków i możliwości wyjazdu do PRL resztę uwięzionych władze zwolniły w czerwcu 1945 r. Dzięki temu przeżyli i nie ulegli ostatecznemu wyniszczeniu pozostali profesorowie: Witold Minkiewicz, Aleksander Kozikowski z synem Kazimierzem, docentem zoologii, Edwin Płażek, Stanisław Fryze, wielu asystentów m.in. K. Pfitzner, oraz absolwenci m.in. inż. N. Rembowski; natomiast obozu nie przeżył N. Napadiewicz, dyrektor techniczny lwowskiej gazowni.

Ówczesny meldunek AK podaje liczby aresztowanych i deportowanych na ok, 17300 osób, w tym 31 pracowników naukowych Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników. w tym 2 zajętych przy konserwacji Panoramy Racławickiej. Większość z tej liczby powróciła przed końcem 1945 r.

Pamiętnego dnia 4 11945 r. podczas trwających aresztowań i deportacji przybyła do Lwowa delegacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina, ze znanym poetą i pisarzem Janem Brzozą* na czele. Delegacja ta przedłożyła w auli Politechniki niezwykle ostro ułożoną rezolucję potępiającą działalność rządu polskiego w Londynie oraz Armii Krajowej zapowiadając, że kto jej nie podpisze, będzie traktowany jako hitlerowiec i wróg.

Wśród zebranych 17 profesorów zapanowała zupełna cisza, Jan Brzoza wykrzykiwał nadal głośno, ale rektor Jampolski starał się go uciszać mówiąc, że ma zaufanie do swoich profesorów, a następnie kierując wzrok do ostatnich krzeseł zdecydował: "wy, profiessor Szewalski, budietie pierwym". Ale prof. Szewalski znalazł znakomite wyjście. Oświadczył, że nie podpisze, bo to równałoby się przyjęciu odpowiedzialności za nieznaną i nie ogłoszoną treść całej rezolucji, ale najważniejszą przyczyną jest szafowanie przez Jana Brzozę określeniami hitlerowców, bo to jest obelga. Gdy rektor zwrócił się do prof. K. Zipsera jako seniora grona z prośbą o złożenie podpisu, otrzymał tę samą odpowiedź; rektor zamknął więc zebranie bez podpisania hańbiącej rezolucji.

Przebywający w Częstochowie prof. St, Łukasiewicz udał się z końcem stycznia 1945 r. do Lublina i tam od ministra WRiOP Stanisława Skrzeszewskiego otrzymał nominację na organizatora i rektora przyszłej Politechniki Gdańskiej. Prof. Łukasiewicz zawiadomił o swym zadaniu profesorów pozostałych we Lwowie, zaprosił ich do współpracy i zaproponował stanowisko prorektora Politechniki Gdańskiej prof. Kazimierzowi Zipserowi.

* Jan Brzoza, właściwe nazwisko Józef Wyrobiec (1900-1971), napisał m.in. Pamiętnik bezrobotnego - nagroda w 1983 r.

We Lwowie 13 II 1945 r. ukazał się nadzwyczajny dodatek "Czerwonego Sztandaru", z którego społeczeństwo dowiedziało się po raz pierwszy i oficjalnie o postanowieniach konferencji odbytej w Jałcie - ustęp VI dokumentu jałtańskiego O Polsce głosił: "wschodnia granica Polski powinna iść wzdłuż linii Curzona z odchyleniami od 5 do 8 km na korzyść Polski [...] określenie zachodniej granicy Polski będzie odłożone do konferencji pokojowej".

Gdy otworzono biura repatriacyjne, wtedy i pracownicy Politechniki musieli o sobie zadecydować, czy wyjechać do PRL, czy też pozostać, przyjmując obywatelstwo radzieckie. Wybór był trudny i podejmowany z goryczą w sercu. Odbyte pod przewodnictwem prof. K. Zipsera zebranie uchwaliło, że personel naukowy Politechniki Lwowskiej jako zespół przeniesie się do Gdańska, gdzie prof. Łukasiewicz jest rektorem i wszystkich kolegów zaprasza; uchwalono, że cały zespół zorganizuje w Gdańsku Politechnikę Morską i pozostaje pod władzą prorektora K. Zipsera działającego we Lwowie do czasu deportacji. Na organizatora wyjazdu wybrany został prof. Robert Szewalski.

Uchwała ta została przekazana do Lublina; jaz po 6 dniach wiceminister WRiOP Władysław Bieńkowski zawiadomił, że rząd w Lublinie nie zatwierdził uchwały o Politechnice Morskiej, ale domaga się przyjazdu rozproszonego grona profesorskiego do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska, bo "wszędzie potrzeba zasilić kadrę naukową w Polsce na nowo powstających uczelniach znakomitymi fachowcami z Politechniki Lwowskiej". ( ) ....
-----------------------
http://www.lwow.home.pl/semper/polit-wojna.html