n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, listopada 25, 2009

obszczyMURy europy i sovdepii

Poor Gorbi i Farewell, czyli kto naprawdę obalił mur w Berlinie

Tak naprawdę to mur obalił Ronald Reagan. Bez jego konsekwentnej polityki stałby pewnie w Berlinie do dzisiaj. Ci wszyscy, którzy wynoszą zasługi Wałęsy, papieża, Solidarności i innych, powinni wiedzieć, że takie decyzje nigdy nie podejmują się same. Nie biorą się też ze wzniosłych słów, w jakie ubierają je politycy. Ich przyczyną są zawsze sytuacje bezwyjściowe, tarapaty, w jakie wpadają politycy przypierani plecami do muru przez innych polityków. Gorbaczow stał na czele supermocarstwa, które się rozpadało, trzeszczało w zawiasach i dlatego musiał wywijać takie piruety, do jakich przygrywał mu Reagan...

Poor Gorbi nie miał innego wyjścia. Spadek cen ropy naftowej (7 dolarów za baryłkę) oraz kursu dolara (1 $ - 1,25 DM) powalił sowiecką gospodarkę na deski. Dochód narodowy imperium zmniejszył się w ciągu paru lat o 80 procent i nadal nie widać było światełka na końcu (ani tym bardziej końca) tunelu. W drugiej połowie lat 80. ZSRR pogrążał się w coraz większym maraźmie i stał w obliczu klęski głodowej. Nawet w moskiewskich hotelach zaczęto wydawać śniadania o jedną godzinę wcześniej, żeby zaoszczędzić żywności dla turystów z Zachodu.

Brakowało wszystkiego i wszystko się waliło. Niezwyciężona flota rdzewiała w portach, wybuchały reaktory, żołnierze chodzili głodni, nie było pieniędzy na zbrojenia i podbój kosmosu, ani tym bardziej na utrzymywanie niewydajnych kolonii w Europie Wschodniej...

To nie Wałęsa i Solidarność, nie Gorbaczow i nie demonstranci z Lipska doprowadzili do upadku mur w Berlinie. Zrobił to wykpiwany przez wszystkich satyryków na Wschodzie i Zachodzie Europy hollywoodzki cowboy i aktor Ronald Reagan, który pociągał za sznurki.

Oczywiście miał takie. Za najważniejszy uznać należy pewnego pułkownika KGB, o którego istnieniu do niedawna nikt prawie nie słyszał. Nawet jego koledzy z podmoskiewskiej centrali dowiedzieli się o tym, co zrobił, kiedy było za późno.

Jego tożsamość ujawnił niedawno wywiad francuski. Nazywał się Władimir Wietrow. Wychowany w kołchozie, klasyczny homo sovieticus, który z własnej inicjatywy zaofiarował współpracę Francuzom, pracował dla nich pod kryptonimem Farewell.

Był nietypowym agentem. Miał gest i nie chciał słyszeć o wynagrodzeniu. Przekazywał francuskiemu kontrwywiadowi DST - Direction de la Surveillance du Territoire - objęte ścisłą tajemnicą dokumenty nieodpłatnie. Chyba w całej historii zimnej wojny nie było tańszego agenta. Brał tylko prezenty. Najczęściej drobiazgi. Zachodnie papierosy, zapalniczki, eleganckie szaliki. Przez wszystkie lata przyjął ich za nie więcej niż 100 000 dolarów. Gustował we francuskich koniakach i szkockiej whisky, zamawiał też (sztuczne) futra z Paryża dla żony i dla kochanki, tłumaczki w KGB, którą potem ciężko poranił próbując po pijanemu poderżnąć jej gardło.

Miał słowiańską duszę i kierował się emocjami romantycznych bohaterów Schillera. Wpadał w różne skrajności. Szpiegował z przekonania. Całymi latami fotografował wszystkie dokumenty, które przechodziły przez jego biurko koordynatora sowieckiego wywiadu wojskowego i przekazywał je agentowi DST w Moskwie. Tajne materiały trafiały za pośrednictwem Mitteranda do Reagana, który nazwał później Wietrowa najważniejszym agentem XX wieku.

Bez Farewella nie doszłoby zapewne do upadku muru i komunizmu. Reagan nigdy nie odważyłby się rozegrać swojej brawurowej karty z Gwiezdnymi Wojnami, gdyby nie miał w rękawie takiego asa jak Farewell. Dzięki niemu posiadał absolutną wiedzę o tym, co wiedzą i czego nie wiedzą Rosjanie…

Wietrow był frustratem i alkoholikiem. Nienawidził ZSRR, mimo że zawdzięczał mu wszystko - karierę sportową (był mistrzem ZSRR w sprincie), awans społeczny, znajomość języków i błyskotliwą karierę w KGB. Miłość do matuszki Rassiji przerodziła się jednak w gwałtowną niechęć, kiedy jako agent przyjechał po raz pierwszy na Zachód. Zakochał się we Francji, w której imponowało mu wszystko. Dobre życie, wolność słowa, białe pieczywo i świeże mleko w sklepach. Przez wiele lat organizował tam siatkę szpiegowską.

Agenci KGB i DST dobrze wiedzieli, kto dla kogo szpieguje. Niekiedy ich stosunki były prawie przyjacielskie. Jeden z szefów DST pomógł Farewellowi, kiedy po pijanemu wjechał samochodem z ambasady w latarnię. Wietrow wpadł w panikę. Bał się przyjazdu francuskiej policji i zadzwonił do "zaprzyjaźnionego kolegi" o trzeciej nad ranem błagając o pomoc. Za kraksę mógł zapłacić zesłaniem na Syberię. Sprawę udało się zatuszować. W ciągu paru godzin samochód został doprowadzony do stanu idealnego w zaprzyjaźnionym warsztacie. Wzruszony do łez Farewell przysięgał parę razy swojemu zbawcy, że się odwdzięczy.

Na początku lat 70. odwołano go z Paryża do podmoskiewskiej centrali KGB. Poczuł się odstawiony na boczny tor i wpadł w depresję. Musiał sam jeździćmoskwiczem i nie dostał nawet przydziału na szofera. Do tego doszły problemy z żoną. Chciała odejść od innego. Była to być może główna przyczyna, dla której zaczął mścić się na swoich szefach z KGB.

Postanowił doprowadzić ZSRR do upadku, co też zrobił. KGB dobrał mu się do skóry dopiero pod koniec lat 80. Do dzisiaj zachowały się protokoły przesłuchań Farewella, który właśnie w ten sposób przedstawiał swoje cele - jako rewanż i prywatną wojnę z ZSRR.

Zdekonspirował dla Francuzów całą siatkę agentów KGB na Zachodzie. Przekazywał im tak dużo tajnych dokumentów, że nie nadążali z tłumaczeniami. Początkowo podejrzewali, że jest podstawionym przez KGB prowokatorem, ale to, co znaleźli w papierach, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.

Po ich przeanalizowaniu otrzymali prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. ZSRR pozostawał dużo dalej w tyle w technologiach wojskowych, niż zakładali. Na przełomie lat 70. i 80. nie prowadzono tam prawie żadnych badań naukowych. Rosjanie nie mieli nic własnego. Nie stać ich było na to. Wszystko, czym dysponowali, było kradzione w laboratoriach na Zachodzie.

Reagan mógł bawić się z nimi, ponieważ miał wgląd w ich tajemnice. Wiedział, co mają, a czego nie. Poza tym od połowy lat 80. podrzucał im trefne technologie z błędami, np. związane z rozpoznaniem sił powietrznych napastnika, o których z góry było wiadomo, że na polu walki zawiodą.


W świetle tego, co udało się dokonać sfrustrowanemu pułkownikowi KGB, bledną wszystkie zasługi Wałęsy, Solidarności i pokojowych demonstrantów z Lipska.


Farewella skazano na karę śmierci w 1987 r. Wyrok wykonany został w jednym z obozów GUŁagu na Syberii.
http://waldburg.salon24.pl/

poniedziałek, listopada 23, 2009

Ojczyzna, II Ojczyzna, Wieczność

Dziennik człowieka znikąd - Dziennik człowieka znikąd

Wśród świętych kościoła są już trzy Teresy i wszystkie Karmelitki... wkrótce Ojciec św. doda Teresę z Kalkuty, to będzie wyłom w tradycji... Ja chcę zaproponować jeszcze jeden wyłom i, żeby zabrzmiało bardziej intrygująco powiem, że chodzi o żyjącą osobę. Opowiem o swojej mamie i nazwę ja również karmelitką.

O tym, że chcę tak mówić o żyjącej mamie zdecydowała straszna wiadomość z Polski. Tu po 40 dniach spędzonych w Japonii po wygnaniu z Rosji dowiedziałem się, że niewinny rak jelita grubego, nagle okazał się złośliwą forma raka wątroby... morfina, utrata przytomności. Nie mam jeszcze potrzebnych pieniędzy ani pojęcia jak kupować bilet ale już do niej lecę... myślami.

Nazwałem ją karmelitką z trzech powodów: imię patronki, miejsce urodzenia i powołanie zakonne. W rodzinnym domu mamy w Lubiankach największy obraz nad łóżkiem babci przedstawiał Teresę dzieciątka Jezus i choć niewiele wiedziałem o jej życiu to od dziecka pamiętam jej wzrok... zamieniał małą drewniana chatkę w tajemniczą kaplicę. Ciągnęło mnie zawsze do tej chatki... bardzo tajemnicza.

Babcia też... umiała rozmawiać z obrazami... nie mając żadnego wykształcenia... była mistyczką, jestem pewien. Bardziej niż ona znana we wsi była prababcia jako akuszerka tzn. lekarz wioskowy. Ona była najpobożniejsza i ona zdecydowała o imieniu mamy, a także szykowała ją do zakonu. Lubianki leżą o 2 km od klasztoru cudownej Matki Oborskiej. Mama lubiła się uczyć... dziadek ukończył 3 klasy carskiej podstawówki i uważany był za mądrego toteż naznaczony został sołtysem. Z trudem przełknął wiadomość, że mamie nie starczy 7 klas i zarządził by chodziła się uczyć pieszo 12 km do Rypinia... wstawała o 5 rano i uparcie chodziła... swoim uporem przekonała dziadka, więc przeniósł ją do szkoły w Lipnie gdzie byli krewni i mogła z nimi mieszkać. Liceum kończyła zaocznie bo zdarzyło się nieszczęście... jako 17-letnia dziewczyna przeżyła operację prawego ucha. Straciła piękny warkocz, 50% słuchu, nerwy twarzowe i... radość życia w zakonie. 10 lat trwała rekonwalescencja i te lata mama spędziła jako nauczycielka w Rudzie koło Skrwilna, gdzie obecnie mieszka. Tato też z tych stron (pomorsko-kujawskie), o 3 lata młodszy uparł się i poślubił mamę, a za rok urodziłem się ja.

Dopiero po święceniach dowiedziałem się, że planowała w modlitwie mnie ofiarować kościołowi... cały czas ciąży w zamian za siebie, gdybym to wiedział wcześniej może bym został karmelitą... a tak błąkam się po całym świecie jako "bezpartyjny" misjonarz.

Co mama jeszcze obiecała Bogu nie wiem, ale dwaj młodsi bracia też patrząc na mamę próbowali zostać księżmi... gdy im nie wyszło dokładała sił, by zakończyli inne studia... to wszystkim u nas wiadomo że oddała wszystko dzieciom... jej innym marzeniem było zamieszkać w mieście... stale odkładała na książeczkę mieszkaniową, a zabierała włożone pieniądze kiedy kolejne dziecko "szło na studia", znany Polski schemat. Ileż matek tak postępuje... ilu się to nie udaje. Mama była uparta. Czwórka dzieci "wyszła na ludzi". Piąty jej dzieciak: tata i choć również chory nie obrazi się że tak go nazwę: poeta. Cały trud kształcenia dzieci mama wzięła na swoje barki. Kiedy zdawało się, że może odpocząć - nowy etap: dorosłe dzieci wołają o pomoc "Mamo przyjedź, pobądź z wnukami choromite przy tobie szybko zdrowieją". Mama zrobiła też pielgrzymkę do Rosji akurat wtedy gdy kozacy planowali zniszczyć zbudowany klasztorek sióstr a nas wypędzić z Rosji lub zabić (1994). Co roku czekała na wakacje nie mnie jednego, bo zabierałem czasem 10 czasem 40 osób. I wszystkim znalazła miejsce u przyjaciół. Zimą i wiosną rozsyłała tysiące listów z prośbą o pomoc dla misji. I tak zdobywała dla mnie środki do życia w dalekiej Rosji, o której tak mało wiedziała przedtem a to dziś jej druga ojczyzna, tak samo jak dla mnie!

W jej życiu było wiele marzeń... największe iść do Częstochowy... z jej chorobami, tarczyca etc. A także ciągła praca, to było nie do pomyślenia... toteż robiła codzienną pielgrzymkę do kościoła póki nie złamała nogi. Moja mama stała się podobna do papieża przez swoje choroby... nie widziałem jej już dwa lata i nadal nie wiem czy zdążę zobaczyć ale tak ją sobie wyobrażam... siwiutka, zgarbiona, troszkę z bólu i operacji, zaciśnięte usta.

Mama ofiarowała mnie potrójnie: do seminarium, dla Rosji, a ostatnio gdy pisałem, że mogą mnie wyrzucić i marzę o Chinach... odpowiedziała, że mi błogosławi i że prosi o wizytę gdy tylko będę mógł... oto mogę i muszę. Jeszcze nie mam w dodatku pieniędzy ani praktyki jak latać z Japonii ale już myślami jestem przy niej, bo jest tego warta.

Pytam się jednak, czy to nagłe pogorszenie zdrowia to nie jest skutek uboczny tych nadmiernych ofiar. Wiem... jadę jako syn marnotrawny, ale też chcę zapytać słowami kaznodziei z pewnego pogrzebu: czy pojawią się w szpitalu ci panowie, co ranili jej serce.... krzywdząc syna. Tak mówiono w 1984 gdy zmarł ks. Popiełuszko, tak mówiono o mamie ks. Suchowolca i innego kapłana z Wasilkowa. Ja nie umieram, to mojej mamie serce pęka. I dlatego poświęcam jej ten krótki artykuł. Dla mnie choć żywa to już święta. Chwaląc ją oddaję hołd 30.000 kobiet (matek księży) w Polsce i 500.000 na świecie, które przecież nie zawsze usłyszały pochwałe o sobie jak to możemy usłyszeć o Małgorzacie Bosco... mamie Jana i wszystkich salezjanów.

Bóg zapłać mamo Tereso - karmelitko z polskiej wioski.


ks. Jarek Wiśniewski - Japonia

PS. Text publikowany w marcowym numerze "Apostolstwa Chorych". Spotkać za życia nam się nie udało. Mama zmarła 5 dni po otrzymaniu tragicznych wieści. Zdążyłem na pogrzeb: było to bardzo pogodne, wręcz "urocze wydarzenie". Rodzina zjawiła się w komplecie i na moją zdecydowaną acz dziwną prośbę nikt tego dnia nie płakał.
http://www.orient.to.pl/index.php