n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, grudnia 07, 2010

b ł o t o

Szczątki ofiar nadal w błocie !

piątek, 07 maja 2010 20:02
Głębokie bruzdy błota, kałuże mętnej wody, duszący zapach rozlanego paliwa... Zaorane pole w miejscu katastrofy prezydenckiego tupolewa robi przygnębiające wrażenie. Ale to, co odkryła tam grupa Polaków, którzy pojechali pomodlić się za zmarłych, jest tak przerażające, że aż nieprawdopodobne.

Niemal miesiąc po tragedii w smoleńskiej ziemi znaleźli ludzkie szczątki, fragmenty rozbitego samolotu, zdjęcia a nawet polski paszport! Oto wstrząsająca relacja Rafała Dzięciołowskiego, który to wszystko widział na własne oczy. 

Jedziemy do Smoleńska na długi weekend, żeby oddać hołd tym, którzy tam zginęli i pomodlić się za ich dusze. To ma być jak pielgrzymka – w skupieniu, zadumie i refleksji. Na miejscu przeżywamy jednak wstrząs, z którego trudno nam się będzie otrząsnąć. Docieramy do Smoleńska 2 maja, po prawie 12 godzinach oczekiwania na rosyjsko-łotewskiej granicy – pogranicznicy w Rosji zrobili sobie samozwańczo pierwszomajowe święto. Jest już ranek. Jak tylko nas puszczają, ruszamy w okolice lotniska, by na własne oczy zobaczyć miejsce rozbicia prezydenckiego tupolewa. Jest wśród nas ksiądz, ojciec Bruno. Chce na miejscu odprawić mszę za zmarłych. My mamy znicze i kwiaty. Przewodnikiem jest miejscowa Polka, pani Wiesława.

Zbliżamy się do miejsca katastrofy. Już z daleka widać zaparkowane przy drodze samochody – polskie tiry, autokar i parę samochodów na rosyjskich numerach. Leżą wiązanki, palą się światła. – Tu porozrzucane są części spadającego samolotu – objaśnia nam nasza przewodniczka i wskazuje na drzewa po przeciwnej stronie szosy. Są ścięte na wysokości czterech, może pięciu metrów. Grube olchy i świerki, a dalej jeszcze zerwana linia wysokiego napięcia. – To stamtąd nadleciał samolot. Był już bardzo nisko, ale piloci próbowali poderwać maszynę. Niestety, nadaremnie... – kończy pani Wiesława.

Idziemy dalej, błotnista ścieżka prowadzi wśród zarośli na miejsce upadku samolotu. Teraz to otwarte pole, które ciągnie się ze 200 metrów. Nie ma już żadnych drzew, krzaków, ani nawet trawy. Tylko gliniasta, lepka ziemia. I tylko w powietrzu unosi się dziwny, duszący zapach...

To paliwo lotnicze. Jest wszędzie. Oleiste kałuże wypełniają dosłownie każde zagłębienie, a stopy w trakcie marszu zapadają się w opalizujące błoto. Idziemy swobodnie. Teren nie jest ogrodzony, nie ma żadnych taśm, ani nawet przechadzającej się raz na jakiś czas straży. – Zabrali te największe części samolotu i już nie pilnują tu niczego – mówi pani Wiesława.

Nagle słyszę krzyk. – Zobaczcie, tu coś jest! – koleżanka z grupy trzyma zabłocony skrawek materiału z jakimś napisem. Otrzepuje z ziemi, obmywa w kałuży. I wtedy naszym oczom ukazuje się emblemat 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego – samolot na tle kuli ziemskiej i wyszywany napis. Łzy same napływają nam do oczu, a gardła ściska wielkie wzruszenie. Dziennikarz, który jest z nami, a wcześniej latał rządowymi samolotami, wyjaśnia, że takie emblematy ozdabiały zagłówki foteli lotniczych.

Dalej spod warstwy błota prześwituje coś metalowego – okazuje się, że natrafiliśmy na fragment samolotu – zwinięta aluminiowa taśma, na jej odwrocie odczytujemy szeregi liczb zapisanych flamastrem. A obok półmetrowy fragment opancerzonego przewodu, zakończony trzema nakrętkami, z których każda jest zaplombowana. Po chwili podchodzi do nas kierowca polskiego tira, pokazuje fragmenty poszycia kadłuba pokryte biało-czerwoną farbą – blacha jest porwana, pogięta, ale wyraźnie widać ściegi nitów i wewnętrzną konstrukcję przypominającą plaster miodu.

– Takich rzeczy jest tu dużo, szczególnie w środkowej części rumowiska – zapewnia nas. – Przed godziną harcerze znaleźli fragment ludzkiej czaszki – mówi kierowca, ma zduszony z wrażenia głos. – O, tam – pokazuje nam – teraz jest tam krzyż z gałęzi i pali się lampka – mówi. I zaraz dodaje, że zabrali te szczątki do Polski, żeby przekazać prokuraturze, może da się zidentyfikować, czyje to były kości. Na drzewach kłębią się pozwijane taśmy filmowe – rozpoznajemy poszczególne klatki – „Dom zły”, „Katyń”.

Filmy miały trafić w połowie kwietnia na festiwal do Moskwy, ale zostaną w smoleńskim błocie na zawsze. Podobnie jak zostałyby w nim zdjęcia jednej z tragicznie zmarłych stewardess – pani Barbary Maciejczyk. W smoleńskim błocie zatopiona była koperta z fotografiami. Jest ich kilka, w formacie paszportowym, są dobrze zachowane. Ci, którzy je znaleźli, obiecują, że przekażą je rodzinie zmarłej zaraz po powrocie do Polski.

Kolejny krzyk! Nasza koleżanka podnosi z ziemi polski paszport! Przecieramy z błota kartki i odczytujemy nazwisko – Gabriela Zych. Potem dowiemy się, że to przewodnicząca stowarzyszenia Rodzina Katyńska z Kalisza. Paszport, choć ubłocony, jest w idealnym stanie, leżał tuż pod wierzchnią warstwą błota.

W końcu widzimy najgorsze – spod ziemi wydobywa się ciemnoczerwona smuga. Krew? Tak! I bezkształtny fragment ciała, nieco większy od dłoni, cały w błocie. Potworny, charakterystyczny fetor rozwiewa wszelkie wątpliwości... To fragment ciała. Może ministra, może posłanki, albo senatora. Przenosimy to w suche miejsce i zakopujemy. Nie dalibyśmy rady bez księdza. To on zaczyna modlitwę...

Gdy jesteśmy już przy naszym samochodzie, zaczepia nas Rosjanin i proponuje, że sprzeda nam duże fragmenty poszycia kadłuba, który podobno wyrwał z pnia drzewa rosnącego na linii upadku samolotu. Chce 100 euro. Płacimy bez dyskusji. I nie tylko my – obok nas kierowcy tirów także zabierają torby z fragmentami prezydenckiej maszyny.

Dlaczego polscy śledczy nie przeszukali miejsca katastrofy centymetr po centymetrze, skoro z pewnością nie zrobili tego Rosjanie? Jakie mamy gwarancje rzetelnego ustalenia stanu technicznego samolotu, skoro jego części walają się tam do dzisiaj? Jak Polska dba o rzeczy osobiste ofiar i dokumenty oficjalne, skoro znaleźliśmy tam paszport? I rzecz najtragiczniejsza- jak zadbano o godny pochówek szczątków ludzkich, skoro do dzisiaj są odnajdywane na tym straszliwym polu. To co zobaczyliśmy, przeraża i nakazuje stawiać takie pytania naszym władzom, które muszą na to odpowiedzieć.

Wszystkie prywatne rzeczy, jakie zabraliśmy z miejsca katastrofy, zwrócimy rodzinom ofiar. Fragmenty tupolewa przekażemy państwowym urzędnikom.

To, co odkryła tam grupa Polaków, którzy pojechali pomodlić się za zmarłych, jest przerażające

poniedziałek, grudnia 06, 2010

obrazki p.oszustów

Powolne przebudzenia

Demokracja w takim wydaniu, w jakim mamy to tu, u nas w Polsce jest absurdem. Głównie z tego powodu, że 3/4 obywateli uprawnionych do głosowania, a więc wywierających realny wpływ na funkcjonowanie państwa nie ma bladego pojęcia ani o polityce, ani tym bardziej o gospodarce. Chyba każdy z nas ma znajomych, którzy głosowali w którychkolwiek wyborach tylko dlatego, że chcieli poczuć się lepiej, dowartościować. Niestety nie szły za tym merytoryczne przesłanki. To nie jest zarzut, tacy po prostu są ludzie. Wolą mieć spokój, przyjemności, a nie zawracać sobie głowę trudnymi sprawami.
Dlatego hasło Platformy o nie robieniu polityki, mimo, że tak skrytykowane przez politologów i przez wszystkie pozostałe partie polityczne było doskonałe - odzwierciedlało bowiem pragnienie większości ludzi, zmęczonych życiem, tak trudnym przecież w tej naszej dzisiejszej Polsce. Zresztą spin doktorzy PO to chyba najlepsi psychologowie społeczni ostatnich lat.
W tym kontekście moim zdaniem liderzy PO powinni poczuć więc lekki niepokój. Oczywiście nie kwestionuję ich wygranej, ani nie zamierzam dowodzić, że PiS wygrał moralnie. Nie, PiS nie ma tu nic do rzeczy, przegrał z kretesem. Ale wynik zwycięzców nie jest tak nokautujący, jak powinien być po zaprezentowaniu tak populistycznej kampanii, z pełnym zaangażowaniem samego Tuska.
No, ale jednak ludzie wybierają nie wiedząc kogo i po co. Z tego powodu już od trzech lat na stołku ministra edukacji zasiada osoba, której odpychający wygląd jest najmniejszą wadą.
Na ostatnim zebraniu w szkole, w I-szej klasie mojego syna, kilkoro rodziców wyraziło zaniepokojenie: mamy już II połowę listopada, a dzieci nadal szlaczki rysują, jakieś pojedyncze literki poznają, zliczyć umieją do trzech. Nie czytają nic. Rodzice więc łapią sie za głowy i z pretensją do pani. Więc nieszczęsna kobieta musiała wyciągnąć swoje nauczycielskie pomoce dydaktyczne i przeczytała rodzicom, co ich latorośle powinny umieć po I-szym semestrze I-szej klasy. Wytłumaczyła, ze więcej nie można, bo takie są wytyczne a ich realizacja jest monitorowana i weryfikowana przez odpowiednie organa. Zerówki od zeszłego roku są kontrolowane, czy aby nauczycielki nie uczą dzieci czytać. Grożą bowiem za to kary. Niewiarygodne? Popytajcie nauczycieli.
Powiem tylko tyle: włos jeży się na głowie. I zjeżył sie również tym, którzy dopiero teraz dowiedzieli się, że pani Hall wprowadziła nową podstawę programową, że od przyszłego roku klasy czwarte również zostaną dopasowane do tego nowego poziomu, a za nimi kolejne roczniki. Nikogo nie ominie.
A jaki to poziom? Głęboka depresja. Niestety nie mam przy sobie materiałów dydaktycznych, żeby zacytować zalecenia naszego MEN-u, co do umiejetności które powinny posiąść nasze dzieci. Ale proszę mi wierzyć, rodzice obecni w klasie nie chcieli w to uwierzyć. Zachowywali sie jak niewierni Tomasze, wyciągali z rąk pani te zeszyty i sami sprawdzali, czy aby nauczycielka nie robi ich w balona.
Parę osób przy okazji dowiedziało się, kim jest minister edukacji, z jakiej formacji się wywodzi i w ogóle jak się nazywa.
Szkoda, że tak późno. Dzieci już są przygotowywane do roli taniej siły roboczej, bo niby taniość przyciąga inwestorów. Ktoś tym inwestorom z zachodu i wschodu musi czyscić buty. Szkoda, że padło na nasze dzieci.


Powolne przebudzenia cz.II

W latach 2005-2007 największym zagrożeniem było zjawisko, które zyskało nazwę "Kaczyzm". Na sam dźwięk tego słowa niektóre osoby dostawały dziwnych konwulsji, wytrzeszczu oczu, bądź odwrotnie, zwężenia całkowitego źrenic, toczyło pianę z ust i tym podobne reakcje. Sceny niemal jak z "Egzorcysty" miały miejsce u Tomasza Lisa czy w Tok fm.Plotka głosiła że i na Czerskiej. Trauma ta była tak silna, że niektórym, mimo, że kaczyzm został zmieciony z powierzchni ziemi i nawet najwięksi optymiści lub najwięksi pesymiści (w zależnosci od światopoglądu) nie wróżą jego powrotu, to niektórzy budzą się do tej pory po nocach, zlani potem na wspomnienie tamtych dwóch lat.
Co było wówczas najgorszym i największym zagrożeniem? To znaczy, czym przejawiał się ten Kaczyzm? generalnie, nikt nie umie na to jednoznacznie odpowiedzieć, ale chodziło o wstyd przed światem, że dwóch braci znalazło sie przy władzy, nie dosć, ze bliźniacy, to jeszcze niskiego wzrostu i wątpliwej urody. Więc siara i obciach, bo co w Moskiwe powiedzą? A w Berlinie?
Dwa: powstanie CBA. To rozumiem, musiało wielu obywatelom tego kraju spedzać sprawiedliwy sen z powiek, aż zaczęli gromadzić się na wiecach w obronie demokracji. Nie wiem, dlaczego akurat w obronie demokracji, bo co ma demokracja do korupcji. No, ale nie ma to jak nośne hasła ukute przez  "elity" III RP. Stare rozwiązania najlepiej się sprawdzają.
Kolejne: giertychowa lista lektur. Larum grają, jakieś lektury karzą czytać, na dodatek jakiegoś zakurzonego noblisty. Czy nie zamach na demokrację i wolnosć przekonań?
Następne: św. Barabara Blida,  jak do tej pory nie udało się wskazać  winnego samobójczej śmierfci niewinnej Barbary z nazwiska, więc nie ulega wątpliwości, że winny jest szeroko pojęty "kaczyzm".
Tonące laptpopy. Szkoda komentarza, zagrożenia dla wszystkich, zwłaszcza z dużych miast. Jakie? dokładnie nie wiadomo, "kaczyzm" i wszystko jasne.
Kto by tam brał pod uwagę 7% wzrost gospodarczy, obniżenie podatków?  Wszak to nieistotne drobnostki.

Co mamy dziś? Miłośc, spokój, grill i wszystko na swoim miejscu. Zamiast polityki - rekordowy dług, zamiast liberalizmu gospodarczego - podniesienie podatków. Zamiast infrastruktury drogowej - igrzyska kilkudniowe pod nazwą Euro 2012. Zamiast edukacji, szkółki zawodowe dla inwestorów ze wschodu i zachodu.

Od kilku dni Jarosław Kaczyński milczy. Co niektózy powoli, jak przez mgłę uświadamiają sobie, ze milczy, bo przecież nie rządzi, tylko jest w rozsypującej sie własnie opozycji. Rządzi od trzech lat (! - a kuku)  Donaldu Tusku.
Chciałabym, żeby mi jakiś peowiec ładnie wytłumaczył na przykład tylko dzisiejsze doniesienia prasowe:
http://emerytury.wp.pl/kat,2752,title,Mniejsza-emerytura-przez-bledna-interpretacje-przepisow,wid,12902381,wiadomosc.html
albo to:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1355,title,Wiemy-dlaczego-nie-bedzie-szybkich-drog-na-Euro-2012,wid,12902426,wiadomosc_prasa.html

Pozdrawiam, czas jaką arke budować.