n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, maja 04, 2011

Płk Ignacy Matuszewski, 1891 - 1946


plk Ignacy Matuszewski
1891 - 1946
 
  Zmarły przedwcześnie  Matuszewski to jeden z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej niedocenianych polityków polskich XX wieku. Ten pułkownik wojska polskiego, dyplomata, minister, niezwykle utalentowany publicysta i polemista należał do bliskich współpracowników Piłsudskiego, a mimo to, po jego śmierci znalazł się w opozycji do obozu rządowego. Jego wielkość doceniało niewielu. Zaprzyjaźniony swego czasu z nim Cat Mackiewicz porównywał Matuszewskiego do Studnickiego, gdyż obaj artykułowali „swoje myśli do dna”, rezygnując z możliwości „dojścia kiedykolwiek do władzy”. W pośmiertnym pro memoria czytamy: „Matuszewski nawoływał do oporu przeciwko wszystkim, którzy sprawę polską obniżają, bez względu na to, czy to byli wrogowie, czy alianci, czy swoi”. I dalej: „Historia nie ominie wybitnej postaci Ignacego Matuszewskiego i roli, którą odegrał w walce o Niepodległość. Jego życie, czyny i myśli przyciągną przyszłego historyka, pisarza i poetę, którzy w odrodzonej, naprawdę wolnej Polsce ocenią, kim był Matuszewski na tle epoki w której żył i walczył[1]. Niestety, powyższe słowa do tej pory nie doczekały się jeszcze realizacji, a nasz bohater czeka wciąż na swojego biografa. Niech więc niniejszy artykuł będzie skromnym wkładem w przybliżenie postaci i myśli politycznej Matuszewskiego. Moim zamiarem jest ukazanie schyłkowego okresu życia Matuszewskiego – jego pobytu na wygnaniu, zmagań o sprawę polską oraz fascynacji geopolityką w jej krytycznym, choć Mackinderowskim ujęciu. Poza myślą geopolityczną, warto wspomnieć o emigracyjnej epopeji pułkownika – ukazuje ona klimat sporów toczonych wewnątrz polskiego uchodźstwa, a także przybliża zupełnie nieznane u nas perypetie niepodległościowych polityków polskich w Stanach Zjednoczonych, uznanych tam za niepożądanych i nadużywających gościnności z uwagi na swoje antysowieckie poglądy. Podstawę źródłową artykułu stanowi 12-tomowe Archiwum Ignacego Matuszewskiego przechowywane w zbiorach Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku. Na początku pragnę przypomnieć najważniejsze wątki z przedwojennej biografii pułkownika.    

 

Geniusz jasnej myśli

Matuszewski urodził się 1 września 1891 roku w Warszawie w rodzinie Ignacego (znanego krytyka literackiego) i Anieli z domu Bein. Mimo żydowskiego pochodzenia matki, rodzina Matuszewskich była katolicka. Ojcem chrzestnym przyszłego ministra był wielki polski pisarz Bolesław Prus. Młody Ignacy Matuszewski studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, architekturę w Mediolanie, prawo w Dorpacie oraz nauki rolnicze w Warszawie. Podczas I wojny światowej należał do realizatorów koncepcji Piłsudskiego w Rosji. Od grudnia 1914 roku służył w armii rosyjskiej, m.in. na stanowisku dowódcy oddziału wywiadowczego. W roku 1917 Matuszewski organizował Zjazd Wojskowych Polaków w Petersburgu, później uczestniczył w formowaniu Korpusów Polskich w Rosji. W grudniu 1917 roku wstąpił do I Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego. Na początku 1918 roku został Matuszewski zaocznie skazany na śmierć przez bolszewików – w odpowiedzi na wyrok, 18 lutego tegoż roku na czele polskiego oddziału wojska zajął on Mińsk Litewski, przepędzając z miasta 25-tysięczny garnizon bolszewicki. Na karę główną skazują go także Niemcy, dlatego uchodzi do Kijowa. W kwietniu 1918 roku Matuszewski złożył formalną przysięgę POW, zaś w maju tego roku zasłynął jako organizator nieudanego zamachu stanu przeciwko gen. Dowborowi-Muśnickiemu. Następnie został skierowany do Oddziału II Naczelnego Dowództwa WP, aby podczas wojny z bolszewikami w lipcu 1920 roku zostać jego szefem. Po pokonaniu bolszewików Piłsudski podsumował pracę Matuszewskiego słowami: „Była to pierwsza wojna, którą Polska prowadziła od wielu stuleci, w czasie której mieliśmy więcej informacji o nieprzyjacielu niż on o nas”. W marcu 1921 roku uczestniczył w rokowaniach pokojowych w Rydze. Kontynuując pracę w Oddziale II ukończył Wyższą Szkołę Wojenną i awansował do stopnia pułkownika dyplomowanego. Jeszcze w tym samym roku Matuszewski objął funkcję attache wojskowego w Rzymie. Po powrocie w 1926 roku, przeniesiono go do rezerwy. Lata 1928-29 Matuszewski spędził w Budapeszcie w charakterze posła RP. W latach 1929-31 był ministrem skarbu w rządzie Kazimierza Świtalskiego. W latach 1932-36 pełnił stanowisko redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, której nakład wynosił wtedy 35 tys. egzemplarzy (po odejściu Matuszewskiego z redakcji nakład „Gazety Polskiej” spadł o połowę). Jego poglądy doceniano za granicą wyrazem czego było przyjęcie Matuszewskiego do elitarnego grona Philadelphian Academy od Sciences. Przed wojną był też Matuszewski redaktorem naczelnym miesięcznika „Polityka Narodów”. Było to pismo w istocie geopolityczne, analizowało politykę zagraniczną poszczególnych państw, sytuację w najbardziej zapalnych regionach świata oraz miejsce Polski w świecie.
W początku lat 30-tych, na tle rozwiązań budżetowych poróżnił się ze swoim mistrzem – Józefem Piłsudskim. Mimo tego komendant pozostał jego największym autorytetem. Zapytany, jak godzi swój zimny realizm z romantyzmem Piłsudskiego odparł: „Każdy młody jest romantykiem i każdy kocha swoją młodość. Później przychodzą rozczarowania i trzeba sobie zdać sprawę, że rzeczywistość nigdy nie odpowiada marzeniom i nadziejom”.  Po 1935 roku już na dobre przeszedł do opozycji. Nie zgadzał się zarówno z polityką gospodarczą Kwiatkowskiego, jak i z całym systemem rządów po 1935 r. Ekipa Śmigłego i Becka zaczęła cenzurować jego artykuły, toteż Matuszewski zaczął publikować na łamach „Polityki Gospodarczej” pod pseudonimem. Należał do najwybitniejszych publicystów dwudziestolecia. Wacław A. Zbyszewski umieścił go w jednym szeregu z takimi mistrzami pióra jak Stanisław Mackiewicz, Stanisław Estreicher i Stanisław Stroński. Jego poglądy, choć nigdy nie były radykalnie lewicowe, coraz bardziej ewoluowały w kierunku prawicowym. Miał podobno „tajny pakt” z Walerym Sławkiem, który po objęciu prezydentury miał mianować Matuszewskiego premierem. Obaj pułkownicy snuli plany, że odsuną Becka od polityki zagranicznej i zastąpią go ambasadorem Janem Lipskim, że ministrem skarbu zostanie Leon Barański, że dogadają się z endecją... Matuszewski nie cierpiał sanacyjnej lewicy, chciał pozbawić ją wpływu na władzę. Fascynował się amerykańskim liberalizmem gospodarczym, w którym upatrywał siłę państwa. W ideowych sporach lat 30-tych stanął w obronie kary śmierci, czym zbliżył się do niektórych narodowców. Mimo swojego pochodzenia nie potępiał radykalizmu ONR-u. Był realistą – doceniał siłę ideową młodzieży oenerowskiej, uważając, że trzeba się z nią dogadać.
U schyłku II Rzeczpospolitej zawiązała się bliska znajomość Matuszewskiego ze Stanisławem Mackiewiczem. Cat, którego Matuszewski „woził swoim Plymouthem, zaczął publikować artykuły byłego ministra w swoim „Słowie Wileńskim”[2]. Dla kresowych konserwatystów stał się on, obok Studnickiego niekwestionowanym autorytetem i przywódcą. Hołdował idei monarchistycznej. Marzył o Koronie – unii Polski, Węgier i Czech (ale bez polityków w rodzaju Benesza, którego zawsze uważał za sowietofila), którą połączyć może wspólna dynastia. Chciał też, aby polski tron przypadł we władanie księciu Kentu i jego potomkom, ale tylko pod warunkiem porzucenia anglikanizmu i przejściu na katolicyzm.
Przewidując rychły wybuch wojny i niebezpieczeństwa dla Polski, w marcu 1938 r. na łamach „Słowa” były minister skarbu rozpoczyna kampanię na rzecz zwiększenia budżetu wojskowego i sformułowania trzech dywizji pancernych. Po zajęciu przez Niemców Pragi Matuszewski pisze w „Polityce Gospodarczej” artykuł o konieczności podwojenia szeregów polskiej armii. Zaniepokojona elita władzy konfiskuje tekst Matuszewskiego, ale ukazuje się on w nieco zmienionej wersji w „Słowie Wileńskim”[3]. Był proroczym pesymistą, którego Beck nie chciał słuchać. Obawiał się, że wojna doprowadzi Polskę do niespotykanej dotąd klęski. Krytyczny stosunek pułkownika do polityki Becka potwierdził na emigracji Studnicki. W liście do Wacława Jędrzejewicza pisał, że Matuszewski w pełni aprobował treść jego memoriałów[4].
Matuszewski uważał, że Polski nie stać na wojnę z Niemcami. „Przewaga wojskowa Niemiec jest tak ogromna – powtarzał w przededniu tragicznego września – że w ciągu trzech miesięcy musimy tę wojnę przegrać z kretesem”. Prorokował też „rozstrzelanie” Rzeczpospolitej przez dwóch agresorów – Niemcy i Sowiety. W napisanym już na wygnaniu szkicu, Matuszewski wspominał tamten czas: „Kiedy wiosną 1938 r. postawiłem tezę,  że na aneksję Austrii winniśmy odpowiedzieć podniesieniem sił wojskowych – trzech tylko publicystów: najświetniejszy może, a na pewno najodważniejszy pisarz polityczny Stanisław Mackiewicz w >Słowie<, Wacław Zbyszewski w >Czasie< i Stanisław Lauterbach w >Polityce Gospodarczej< poparło mnie. Projekt wystawienia 3 dywizji pancernych wysunięty przez Mackiewicza i uzasadniony doskonale przez Zbyszewskiego – wywołał gromy. Wszyscy ówcześni czciciele Naczelnego Wodza pouczali nas, że >Wódz wie lepiej<, a wielbiciele ministra skarbu wykładali nam, że >potencjał gospodarczy< jest ważniejszy od tanków[5]. We wrześniu 1939 roku Matuszewski zwierzył się Michałowi Sokolnickiemu: „nie mieliśmy samolotów, nie mieliśmy czołgów, nie dosyć armat. Kwiatkowski przeznaczył miliardy na inwestycje a nie dawał powiększać budżetu wojskowego. COP był nonsensem; pytałem: czy będziecie COP-em strzelać?[6]. Kiedy indziej powiedział: „Wszyscy mnie uważali za czarnowidza, za pesymistę, gdym prorokował, że będziemy rozbici po trzech miesiącach, a tymczasem nasza wojna trwała trzy tygodnie, a właściwie była przegrana już po trzech dniach[7]. W przededniu wojny Matuszewski nie otrzymał przydziału do wojska. 8 września 1939 roku razem z swoim przyjacielem Henrykiem Floyar-Rajchmanem pokierował wywozem 75 ton złota Banku Polskiego. Dzięki zdolnościom organizacyjnym i autorytetowi zyskał on przychylność władz rumuńskich i tureckich. Po miesiącu wędrówki przez Rumunię, Morze Czarne, Turcję i Syrię stanął z polskim złotem w Paryżu i przekazał je władzom RP.
 

Wróg publiczny

Po przyjeździe do Paryża, zamiast zasłużonych podziękowań i uznania, na byłego ministra RP czekały przygotowane już przez ekipę gen. Sikorskiego nieudokumentowane oskarżenia o nadużycia finansowe. Autorami tych sfingowanych zarzutów byli płk Adam Koc, który w ten sposób uwiarygodniał się w oczach ludzi Sikorskiego oraz Henryk Strasburger, przed wojną także zwolennik rządów duetu Mościcki-Śmigły, na emigracji podsekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów. Zarzucali oni Matuszewskiemu „zbyt hojne wydawanie pieniędzy” w trakcie transportowania złota oraz „przewiezienie na koszt Banku wielu osób postronnych” (chodziło o rodziny eskortujących złoto, m.in. o żonę pułkownika – Halinę Konopacką[8]). Ciekawostką niech będzie fakt, że ten sam Strasburger – który był przecież główną sprężyną w walce z byłym ministrem finansów – odpowiadał później za dalsze losy złota polskiego, a w momencie kapitulacji Francji nie zdołał ewakuować go na Wyspy Brytyjskie w rezultacie czego Rzeczpospolita straciła swój skarb narodowy! Sikorski próbował później ukryć prawdę o utracie złota. 18 lipca 1940 roku niezgodnie z prawdą oświadczył, że „wywieziono całe archiwum, wszystkie wartościowe dokumenty, arrasy, FON i złoto”. Wśród innych zarzutów przeciw Matuszewskiemu pojawiły się tak absurdalne argumenty jak zakup przez niego rzekomo z kasy państwowej proszków od bólu głowy (rachunek z apteki przez pomyłkę dołączono do rozliczenia), zbyt wysoki koszt lemoniady, którą wypili tragarze niosący polskie złoto, czy też „bezprawna wymiana złotych polskich na walutę[9]. Dla premiera Sikorskiego były to sprawy tak istotne, że w dniu 1 lutego 1940 roku wprowadził je pod obrady Rady Ministrów, zalecając później podjęcie specjalnego dochodzenia[10]. Jednak próba zdyskredytowania Matuszewskiego na przełomie 1939/1940 roku była zaledwie wstępem do tego co miało wydarzyć się później.
Wiosną 1940 roku ucichło wokół tzw. sprawy Matuszewskiego. Jeśli nie liczyć memoriału na temat warunków na jakich Polska byłaby skłonna podjąć współpracę ze Związkiem Sowieckim przeciwko Niemcom (uznanie granicy ryskiej), który na polecenie Sikorskiego przygotowywał Matuszewski z Janem Kowalewskim, to pułkownikowi nie powierzono żadnych odpowiedzialnych funkcji państwowych. Był jednym z wielu wybitnych polityków emigracyjnych z których rad nie chciano skorzystać. Był bezrobotnym politykiem i żołnierzem. „Czym się nasze życie różni od grobu?” – pytał wtedy swojego przyjaciela Wacława A. Zbyszewskiego. – „Tylko tym, że palimy papierosy” – odpowiadał sam sobie. Jego realna działalność polityczna ograniczała się wtedy do podtrzymywania na duchu. A do tego nie trzeba było posiadać władzy, wystarczało tylko pióro. Co prawda wydawało się, że władze wojskowe RP wykazały nawet odrobinę dobrej woli, gdyż specjalnym rozkazem przywróciły Matuszewskiego do regularnej służby wojskowej. Jednak wojskowy przydział nie trwał długo i rozkazem płk. Izydora Modelskiego (późniejszego generała) z 6 maja 1940 roku nasz bohater został bezterminowo i bezpłatnie urlopowany[11]. Decyzja Modelskiego jest o tyle godna uwagi, gdyż w okresie późniejszych ataków na Matuszewskiego jego rządowi oponenci posłużą się argumentem „dezercji z wojska” i będą starali się ją ukryć, czy wręcz sugerować, że nigdy nie wydali podobnego rozkazu.
We Francji Matuszewski publikował na łamach „Słowa” kierowanego przez Cata Mackiewicza. Obok Mackiewicza i Karola Zbyszewskiego należał do jednych z niewielu piłsudczyków krytykujących przedwojenne władze RP. Poza gen. Kutrzebą, nie oszczędzał także dowódców wojska z okresu kampanii wrześniowej. W przededniu wojny francusko-niemieckiej płk Matuszewski bezowocnie prosił o przydział wojskowy, chce walczyć w armii polskiej jako szeregowiec (14 czerwca 1940 roku został negatywnie zweryfikowany przez komisję lekarską)[12]. Klęsce Francji przyglądał się z bliska. Był pod wrażeniem jej rozmiarów. W lipcu 1940 roku z Vichy napisał pułkownik list do gen. Sikorskiego, dzieląc się w nim swoimi przemyśleniami i uwagami na temat przyszłych granic zachodnich Polski. Namawiał premiera, aby podczas rozmów z Anglikami już teraz postawił twardo sprawę granicy zachodniej, gdyż pod koniec wojny pozycja Polski w świecie będzie o wiele słabsza, a poza tym, wcześniej czy później brytyjska koncepcja balance of power skłoni Anglików do rozmów z „przyszłymi Niemcami”. Matuszewski brał pod uwagę niebezpieczeństwo powtórki sytuacji z czasów traktatu wersalskiego, kiedy brytyjski premier protestował przeciwko zbytniemu osłabieniu Niemiec, dlatego chciał, aby podczas przyszłej konferencji pokojowej Polska posiadała już realne gwarancje graniczne. Przewidując jednak opory Anglików uważał, że już sam fakt podjęcia tego tematu w rozmowach dyplomatycznych będzie miał poważne znaczenie w przyszłości[13].
W sierpniu 1940 roku za pośrednictwem bliskiego premierowi ks. Kaczyńskiego Matuszewski oddał się do dyspozycji Naczelnego Wodza. Jednak premier RP nie odpowiadał. Pułkownik postanowił więc opuścić Francję. 14 października 1940 roku przekroczył granicę Hiszpanii, gdzie został aresztowany. Po pięciomiesięcznym areszcie w Madrycie udało mu się opuścić Hiszpanię i 19 marca 1941 r. przedostać się do Portugalii. W Lizbonie zgłosił się do polskiej ambasady. W liście do Sikorskiego z 16 kwietnia 1941 roku, ponownie zgłasza swoją gotowość do podjęcia pracy. Tym razem Wódz Naczelny postanowił odpowiedzieć na prośby pułkownika. W depeszy z 31 maja 1941 roku Sikorski napisał: „liczę na współpracę Pana Pułkownika jako mego łącznika z gen. Weygandem i jako tajnego reprezentanta Naczelnego Wodza w Maroku”. Ale już 3 czerwca 1941 roku minister Stanisław Kot pisze sprzeczny z wcześniejszą depeszą premiera list, w którym powierza Matuszewskiemu obowiązki polskiego agenta w najważniejszych ośrodkach francuskiej Afryki. Według instrukcji Kota, Matuszewski miał tam stworzyć silny ośrodek wywiadowczy z siecią korespondentów. Pułkownik odmówił przyjęcia propozycji Kota. W liście do ministra z 27 czerwca 1941 roku napisał, że nie ma „dość odwagi, aby podjąć się tej pracy”, gdyż m.in. wiązałoby się to z ponownym dysponowaniem publicznymi pieniędzmi. Jednocześnie, w tym samym czasie, kiedy Sikorski i Kot przedstawiali Matuszewskiemu mętne propozycje współpracy, wobec byłego szefa polskiego wywiadu stosowano cenzurę korespondencji oraz, jak się okazało, w dalszym ciągu kontynuowano postępowanie w sprawie rzekomych „nadużyć finansowych” w czasie ewakuacji złota Banku Polskiego.
W międzyczasie Matuszewski korzystał kilkakrotnie z mediacji zaprzyjaźnionego z Sikorskim swojego dobrego znajomego prof. Karola Estreichera. O tym, że Matuszewski nie był uprzedzony do osoby premiera i że wiązał z nim wiele nadziei świadczy jeden z listów do Estreichera (24 czerwca 1941 r.). Z uznaniem odniósł się w nim do deklaracji Naczelnego Wodza z 23 czerwca 1941 r. Premier oświadczył wtedy, że polski rząd uzależnia swoje stanowisko względem Sowietów od przekreślenia polityki zaborów i napiętnowania napaści na Polskę w 1939 r. Obawiał się jednak, czy aby prosowiecki kurs Churchila (szczególnie po ataku Niemiec na Sowiety) nie „wyłagodzi” stanowiska rządu RP. Matuszewski prosił Estreichera, aby uświadomił Sikorskiemu, że jeśli koalicja aliantów przyjmie do swojego grona Sowietów, nie potępiając jednocześnie zbrodniczego charakteru komunizmu i nie żądając od Związku Sowieckiego deklaracji piętnującej układ Ribbentrop-Mołotow, to katolickie państwa w rodzaju Portugalii i Hiszpanii (obawiał się także o postawę Kościoła katolickiego), ale też Litwini, Estończycy, Łotysze, Finowie, Węgrzy, narody kaukaskie oraz Turcja i Persja mogą poprzeć Niemców przeciwko Sowietom. Według Matuszewskiego, w tej sytuacji zadaniem dyplomacji polskiej musi być uczynienie z Polski ważnego składnika antyniemieckiej koalicji, a przez jej antysowieckie nastawienie koalicja będzie wiarygodna dla wszystkich antykomunistycznie nastawionych państw i narodów. Rzeczpospolita powinna być „sumieniem antyniemieckiej koalicji”, dlatego w przyszłej umowie Polski z Sowietami powinna być mowa o zniewolonych krajach nadbałtyckich. „Trzeba stanowisko nasze wyryć w bonzie wystąpień dyplomatycznych” – pisał Matuszewski do Estreichera[14]. Jak wiemy Sikorski nie skorzystał z tych rad i w dniu 30 lipca 1941 roku podpisał w Londynie umowę z Sowietami, która przez swoją niejednoznaczność ściągała na Polskę niebezpieczeństwo utraty połowy terytorium i stała się powodem wielkiego kryzysu rządowego. Wśród naturalnych krytyków układu Sikorski-Majski znalazł się także Matuszewski. Nasz bohater pytany o swój stosunek do tego układu przywoływał przykład sowieckiej „Izwiestji” z 3 sierpnia 1941 roku, która nie kryjąc zadowolenia z umowy Sikorski-Majski podkreślała, że sprawa granicy polsko-sowieckiej jest otwarta. Mało tego, wziął wtedy na siebie ciężar odpowiedzialności za krytykę poczynań Sikorskiego. Stał się Matuszewski „spokesmanem[15] – czyli jakby rzecznikiem całej opozycji przeciwstawiającej się ekipie Sikorskiego. To chyba najbardziej trafne z określeń roli, jaką Matuszewski odgrywał w emigracyjnej polityce polskiej lat 1941-45. Istotnie, tak jak gen. Sosnkowski był już wtedy niekwestionowanym przywódcą przeciwników polityki Sikorskiego-Mikołajczyka, tak Matuszewski był „pierwszym piórem” tego obozu.
W tak dramatycznej sytuacji, nie otrzymawszy żadnych nowych instrukcji od premiera i jego ministra, Matuszewski podjął decyzję o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Uważał, że ten kraj, tak bardzo przywiązany do wolności słowa, będzie najlepszym miejscem dla swobodnego, nieskrępowanego cenzurą artykułowania myśli. Przewidywał, że od polityki Stanów Zjednoczonych zależeć będą przyszłe losy wojny, dlatego uznał, iż najlepszym polem do walki o sprawę polską będzie ziemia amerykańska. Oficjalnie żegnany na przystani w Lizbonie przez posła RP i przedstawiciela attachatu wojskowego w dniu 22 sierpnia 1941 roku opuścił Portugalię.
 
„Spokesman” pod pręgierzem
Ignacy Matuszewski przybył do USA we wrześniu 1941 r. Osiedlił się w Nowym Jorku przy 224 Riverside Drive. Spotkał tam wielu przyjaciół i znajomych: Henryka Floyar-Rajchmana i Wacława Jędrzejewicza – którzy przybyli do Nowego Jorku kilka tygodni wcześniej, Maksymiliana F. Węgrzynka i Franciszka Januszewskiego – działaczy polonijnych w USA. Do tego grona dołączył później były konsul RP w Chicago Wacław Gawroński. W tym kilkuosobowym gronie piłsudczyków omawiano aktualną sytuację Polski na arenie międzynarodowej. Z tych spotkań narodził się Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku oraz słynny Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, na bazie którego powstał później Kongres Polonii Amerykańskiej[16]. Działalność publicystyczną w USA rozpoczął Matuszewski w październiku 1941 roku, kiedy to nowojorski „Nowy Świat” i „Dziennik Polski” z Detroit przedrukowały słynny esej zatytułowany Wola Polski. Natomiast prawdziwym debiutem publicystycznym pułkownika za Oceanem był artykuł z 11 listopada 1941 roku pt. Jedenasty listopada. Potem Matuszewski pisał już regularnie. Jego trybuną przez cały czas był „Nowy Świat” i „Dziennik Polski”. W pierwszym okresie swojej działalności publicystycznej polemizował głównie z architektami polityki rządu RP. Zwalczał przede wszystkim kapitulancki względem Sowietów i Anglików kierunek polityki gen. Sikorskiego. W swoich artykułach Matuszewski akcentował potrzebę prowadzenia suwerennej polityki polskiej, niezależnej od Stalina i Churchila, który cynicznie gra kartą Polską, raz to każąc nam parafować szkodliwy dla Polski układ z Sowietami, innym razem wysyłając polskich żołnierzy pod Tobruk.
Jednakże pierwsze efekty działalności Matuszewskiego zakłócił list gen. Sikorskiego z 4 listopada 1941 roku, w którym premier zapytywał o powody wyjazdu pułkownika do Stanów Zjednoczonych. Już w dwa dni później były minister poinformował premiera: „stan spraw mego kraju zmusza mnie do zabrania głosu i do zwalczania obecnego kierunku polityki Rządu”. Ta wymiana listów była wstępem do kampanii przeciwko Matuszewskiemu zaplanowanej i prowadzonej przez Sikorskiego i jego zwolenników za Oceanem. Zneutralizowanie opozycji na terenie Stanów Zjednoczonych było tak ważne dla Sikorskiego, gdyż jego zarówno premier jak i jego obóz polityczny upatrywali w Polonii amerykańskiej ewentualną bazę dla swoich poczynań[17]. Myśl ta musiała dojrzewać szczególnie po wybuchu kryzysu lipcowego w 1941 roku, który bezpowrotnie przekreślał dotychczasowe pełne zaufanie Polonii do Naczelnego Wodza[18]. Powróćmy jednak do sprawy Matuszewskiego. Pretekstem do dalszych działań wymierzonych przeciwko niemu była wizyta generała w USA. Podczas pobytu Sikorskiego w Ameryce, w dniu 25 marca 1942 roku attache wojskowy RP w Waszyngtonie, płk Władysław Onacewicz zawiadomił Matuszewskiego o wszczęciu przeciwko niemu postępowania sądowego w związku z rzekomą „dezercją z wojska”, „samowolnym opuszczeniu Lizbony i przyjazdem do USA”. 26 marca 1942 roku, w czasie konferencji prasowej w Waszyngtonie gen. Sikorski wystąpił z gwałtownym atakiem na swoich przeciwników. Mając na myśli Matuszewskiego odmawiał prawa krytyki „niedawnym przybyszom polskim”. Pułkownik, poruszony wypowiedzią premiera, odpowiedział „listem otwartym”. „Uznał Pan za właściwe przemilczeć w układzie lipcowym z Sowietami sprawę naszych granic wschodnich. Zmusił więc Pan niezależną opinię polską, aby mówiła” – napisał Matuszewski. „Ministrowie Rządu, któremu Pan, Panie Premierze przewodniczy – kontynuował – próbowali społeczeństwo polskie trzymać w niewiedzy: jeszcze 21 stycznia rb., już po nocie Mołotowa, prof. Stroński w przemówieniu radiowym do Polaków całego świata nazwał wiadomości o dążeniu Sowietów do przewodnictwa w Europie Wschodniej wymysłem Goebelsa”. Kończąc swój list Matuszewski podkreślił: „Niewdzięczna i pełna trudności jest moja droga. Ale to jest droga obowiązku. Zna mnie Pan dostatecznie dobrze, Panie Premierze, aby wiedzieć, że nie zwrócą mnie z tej drogi ani groźby, ani inwektywy, ani szykany. Ale mogę zapewnić Pana, Panie Premierze, że z radością zamienię krytykę na uznanie w tej samej chwili, gdy osiągnie Pan to, o co Pan walki w lipcu roku zeszłego nie podjął, a mianowicie: uznanie przez Sowiety ich własnego podpisu na Traktacie Ryskim[19].
Polemikę z Sikorskim kontynuował pułkownik na łamach prasy. Główne ostrze krytyki skupiał wtedy na lipcowym układzie polsko-sowieckim. Analizując treść układu dowodził, że Sowieci nie dotrzymują warunków umowy. Matuszewski podawał przykład siedmiu tysięcy polskich oficerów, którzy gdzieś „zaginęli” i „nie można ich odszukać”. „Zaginięcie” polskich oficerów łączy Matuszewski z prowadzoną przez Sowietów propagandą, która ma wykazać liczne zbrodnie niemieckie popełnione na Polakach po ataku na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r.  Dla naszego bohatera nie ulegało żadnej wątpliwości, że propaganda sowiecka chce w ten sposób zatuszować swoje zbrodnie. „>Zaginięcie< obozu z 7.000 ludzi nie jest anegdotą – jest ponurą, krwawą, sowiecką rzeczywistością” – pisał na długo przed odkryciem mogił w lesie katyńskim. Według Matuszewskiego ekipa Sikorskiego była grupą naiwnych polityków, których mentalność i charakter najpełniej określa angielski termin „wishful-thinking”. Tę naiwność i pobożne życzenia widać szczególnie w lipcowych negocjacjach z Sowietami, kiedy to Sikorski założył „dobrą wolę” bolszewików, rezygnując jednocześnie z zapisów potwierdzających granicę ryską. Także po podpisaniu układu, kiedy było już wiadomo, że Sowieci nie realizują umowy z Polską, premier bronił ich „szczerych intencji”. „Gdy byłem w Moskwie premier Stalin w słowach zupełnie szczerych zapewnił mnie, że pragnie Polski silnej i potężnej. Przed trzema dniami otrzymałem depeszę od Stalina, w której pisze, że na tym gruncie nadal stoi i że ci, którzy twierdzą inaczej, pragną wprowadzić rozdźwięk w stosunkach polsko-rosyjskich” – zapewniał Sikorski w Detroit[20]. W lipcu 1941 roku premier zadowolił się jedynie zapisem o unieważnieniu umów Sowietów z Niemcami zawartych we wrześniu 1939 r. Intencje Sowietów w sprawie naszej granicy wschodniej były oczywiste. Potwierdzały to liczne protesty urzędników ambasady sowieckiej w Londynie – a to w związku z wywiadem Edwarda Raczyńskiego, w którym polski dyplomata bronił integralności terytorialnej Polski; innym znów razem powodem interwencji był wydany w „polskim Londynie” kalendarz z widokiem „sowieckich miast” Wilna i Lwowa; kiedy indziej jeszcze veto wobec określenia „okupacja” w odniesieniu do wschodniej połowy Polski. Wszystkie te incydenty premier rządu RP bagatelizował lub próbował ukryć przed opinią publiczną. Wbrew pozorom lipcowy układ to nie tylko sprawa stosunków polsko-sowieckich. Treść tej umowy w zasadniczy sposób zmieniła pozycję Polski względem Anglosasów. W tym sensie układ Sikorski-Majski był przełomowym wydarzeniem dla położenia sprawy polskiej w następnych latach wojny. „Przeciwnicy paktu w redakcji Sikorski-Majski twierdzili mianowicie – pisał Matuszewski – że wobec złych sformułowań pakt osłabia naszą sytuację prawną i moralną wobec Anglii i Ameryki. Polska była ofiarą zbójeckiej umowy Hitler-Stalin. A zatem Polska tylko mogła rozgrzeszyć Sowiety w opinii światowej z ich współpracy z Niemcami. Dla wszystkich ideowo pojmujących obecne zmagania ludzkości dopiero podpisanie umowy polsko-sowieckiej oznaczało uznanie Sowietów za moralnie równego sojusznika. Opinia światowa z samego faktu podpisania przez nas umowy musiała wyciągnąć wniosek, że albo krzywda została przez tę umowę naprawiona albo też krzywdy tej nie było w ogóle. Ponieważ zaś pakt Sikorski-Majski krzywdy nie naprawił, tedy pchnął opinię anglosaską do mniemania, że zajęcie przez Sowiety połowy Rzplitej nie było zbrodnicze, lecz usprawiedliwione[21]. Na potwierdzenie swoich wniosków Matuszewski podał kilka przykładów z prasy brytyjskiej. Wskazywał na artykuł w opiniotwórczym „The Times” z 1 sierpnia 1941 roku, w którym wyrażono przekonanie, iż przewodnictwo w Europie Wschodniej może przypaść jedynie Niemcom lub Sowietom. Labourzystowski „Daily Herlad” przyznał, że rząd brytyjski nie uważa dawnych granic Polski za niezmienne. „The New Statesman” był jeszcze bardziej szczery, napisał: „Rosja chętnie uznała Polskie Państwo Narodowe – jednakże nie w słowach, które by mieściły w sobie przywrócenie starych granic”. Wreszcie tygodnik „Truth” pisał wprost: „Układ [Sikorski-Majski – przyp. S. C.] przedstawia dla Wielkiej Brytanii wartość pod tym względem, że daje nam możność umycia rąk – z czystym sumieniem – od problemu rosyjsko-polskiego. Jesteśmy zobowiązani do odbudowania Polski, tak iż bez ostatniego rozwoju wypadków musielibyśmy, po pobiciu Niemiec, wydrzeć resztę polskich prowincji od naszego rosyjskiego sprzymierzeńca. Teraz, skoro Rosja i Polska podjęły z sobą stosunki, zostaliśmy szczęśliwie zwolnieni z rękojmi... Nasza pierwotna gwarancja dana była Beckowi i Rydzowi Śmigłemu i honor jest w porządku, gdybyśmy zostali z niej zwolnieni przez Sikorskiego i Raczkiewicza[22].
Wizyta Sikorskiego w USA zapoczątkowała w polskiej prasie w USA kampanię oszczerstw wobec Matuszewskiego. Być może powodem tej nowej nagonki był fakt, iż premier Sikorski coraz bardziej tracił wpływy w środowiskach polonijnych w USA. Argumenty pułkownika były trudne do odparcia, dlatego z rzekomej dezercji z wojska uczyniono podstawowy zarzut. W związku z tym 7 kwietnia 1942 roku były szef Oddziału II za pośrednictwem attachatu wojskowego w Waszyngtonie zwrócił się Wojskowego Sądu Okręgowego w Londynie z prośbą o podanie konkretnych zarzutów i podstawy prowadzonego dochodzenia. W maju 1942 roku napisał drugi „list otwarty” do gen. Sikorskiego w którym ponownie wyłożył okoliczności wyjazdu do USA oraz powody swojej opozycyjnej postawy wobec ekipy rządowej[23]. W odpowiedzi Sikorski nakazał ambasadzie polskiej w Waszyngtonie opublikowanie specjalnego komunikatu w sprawie Matuszewskiego. „Komunikat Ambasady Polskiej” z 18 lipca 1942 roku informował, że w związku dezercją z wojska i wyjazdem do Stanów Zjednoczonych toczy się przeciwko Matuszewskiemu postępowanie przed sądem polowym w Londynie. 24 lipca 1942 roku Matuszewski odpowiedział na komunikat ambasady RP. Przypomniał, że jego stosunek do wojska jest uregulowany rozkazem płk. Modelskiego oraz że przyjazd do USA był oficjalny i publiczny. Wśród przyczyn nagonki inspirowanej przez Sikorskiego wymienił: odrzucenie propozycji objęcia posady agenta w jednym z krajów neutralnych oraz krytykę polityki rządu RP wobec Sowietów i Aliantów. W końcu 1942 roku Sikorski postanowił tymczasowo ustąpić. 31 grudnia 1942 roku attache wojskowy przy ambasadzie polskiej w Waszyngtonie poinformował Matuszewskiego o umorzeniu śledztwa. Lecz premier nie zapominał o oddanych mu kilku tytułach prasowych, których ulubionym zajęciem było atakowanie „faszystów” w rodzaju Matuszewskiego czy Mackiewicza. Naczelny Wódz mógł także liczyć na pomoc anglosaskich sojuszników dbających o poprawne stosunki Polski z Sowietami... Z ich pomocy korzystał już przecież na gruncie brytyjskim (cenzurowanie gazet i konfiskowanie książek).
 

Z komunistami pod rękę

Przyglądając się kampanii skierowanej przeciwko Matuszewskiemu można odnieść wrażenie, iż na terenie Stanów Zjednoczonych najlepszymi sojusznikami Sikorskiego w jego walce z opozycją rządową okazali się komuniści. Za Oceanem ukrywali się oni pod nazwą „postępowej części Polonii”. Wśród zagorzałych obrońców polityki Sikorskiego w USA należy wymienić takie „gwiazdy komunistyczne” jak Aleksander Hertz, Oskar Lange, Bolesław Gebert (ojciec znanego „antyfaszysty” Konstantego Geberta vel Warszawskiego) czy Stefan Arski, którzy niewątpliwie prowadzili wśród Polonii amerykańskiej działalność agenturalną na rzecz Sowietów. Ich agenturalność nie budziła u Matuszewskiego żadnej wątpliwości[24]. Na łamach kontrolowanej przez siebie prasy z radością odnotowywali wypowiedzi premiera piętnujące niepodległościowych opozycjonistów. 
W przekonaniu komunistów Matuszewski uosabiał w polityce wszystko co najgorsze. Porównywali go z Goebbelsem, który był ich zdaniem „typkiem tego gatunku co Matuszewski[25]. Zresztą komuniści nie byli w tym porównaniu oryginalni. Podobnie mówił sam Wódz Naczelny. Podczas jednej ze swoich wizyt w USA, podczas wiecu w Detroit, w towarzystwie przywódców komunistycznych, premier RP powiedział, że wszyscy ci, którzy „atakują polsko-sowiecki pakt powinni zostać odznaczeni niemieckim >krzyżem żelaznym<” i występować jako „agenci Goebbelsa[26]. A odnosząc się bezpośrednio do pułkownika grzmiał: „Matuszewski zarobił na medal u Hitlera[27]. Także i „prawa ręka” premiera, Stanisław Mikołajczyk wziął udział w nagonce na pułkownika. W sierpniu 1942 roku przyszły wicepremier w rządzie Osóbki-Morawskiego próbował zdezawuować kandydaturę gen. Sosnkowskiego jako następcy po prezydencie Raczkiewiczu. Dowodził, że Sosnkowski stoi na czele „sanatorów”, którzy przez Matuszewskiego mają kontakty z „faszystami”, którzy z kolei kontaktują się z „faszystami” na Węgrzech, w Hiszpanii i we Włoszech[28]. „Faszyzm” był więc ulubioną nutą przeciwników Matuszewskiego. Podchwycili ją więc także komuniści. W jednej ze swoich dwujęzycznych ulotek, którymi zasypywali Polonię, pisali: „Co zacz ten pan? (...) jest on najkrzykliwszym adwokatem krzyżactwa (...). Ten pułkownik nie tylko pijał i polował z Goeringami. Jego reżym naśladował każdą hitlerowską metodę gwałtu i terroru. Na rękach pułkowników Matuszewskich jest jeszcze krew polskich robotników i chłopów. (...) Matuszewski chce Polski nazistowskiej, ponieważ wolna, demokratyczna Polska by nie przyjęła służalców hitlerowskich. (...) Każdy, kto bierze udział w wiecu Matuszewskiego, daje mu halę, pomaga Hitlerowi, zagraża życiom naszych dzieci, bezpieczeństwu naszych domów, uwolnieniu Polski. Bojkotujcie te żmije![29]. W identycznym duchu pisywał Bolesław Gebert. Ten ojciec wybitnego dzisiaj publicysty „Gazety Wyborczej” i „Midrasza” pisał, że Matuszewski jest „polskim działaczem profaszystowskim[30]. Działalność publicystyczna Matuszewskiego w oczach komunistów zasługiwała jedynie na karę, i to karę najwyższą. W ich licznych ulotkach i pismach nie brakowało gróźb. Pisali bez ogródek, że praca Matuszewskiego to zwykła „zbrodnia” wobec której „milkną wszystkie okoliczności łagodzące[31].
Jak już wspomniałem, Matuszewski był obok Mackiewicza chyba najbardziej znienawidzonym publicystą niepodległościowym. Obaj, od lipca 1941 roku wzięli na siebie ciężar krytyki poczynań Sikorskiego. To, co robił Mackiewicz w Londynie wydając swoje demaskatorskie broszury, czynił na łamach prasy w Nowym Jorku i Detroit Matuszewski. Podobieństwo tych postaci jako pierwsi dostrzegli komuniści, którzy po kryzysie lipcowym wspierali politykę Sikorskiego. Wydawany w USA „Robotnik” pisał, że pomiędzy Catem i pułkownikiem „panuje idealna zgodność i harmonia poglądów i metod[32]. Wcześniej, na ten sam temat pisał późniejszy „budowniczy PRL” Aleksander Hertz. W artykule zatytułowanym Nowy czy stary świat pana pułk. Matuszewskiego z grudnia 1941 roku czytamy: „Nie nauczył się niczego w tej wojnie pan Cat-Mackiewicz i nie nauczył się niczego tak inteligentny i mądry człowiek, jak pan pułkownik Matuszewski. (...) Wymieniłem jednym tchem panów Cata-Mackiewicza i Matuszewskiego. Albowiem ludzi tych, tak pod wieloma względami różnych, łączy bardzo dużo. Można by rzec, że na dwóch fortepianach grają tę samą melodię, pan Mackiewicz w Londynie, pan Matuszewski – w New Yorku. A melodia w rzeczywistości jest stara, przedwojenna.  (...) Wiemy kto jest pan Bielecki, i pan Matuszewski zna go doskonale. Pan Bielecki jest faszystą, którego obecność w rządzie kompromitowała Polskę, stawiając pod znakiem zapytania jej demokratyzm. Ci trzej panowie [Mackiewicz, Bielecki i Matuszewski – S. C.] stanowią symbol tej złej przeszłości, która zachowała się na emigracji i wciąż liczy na to, że do niej przyszłość należy[33].

 

Prosowiecką ekstaza i fałszywe mapy

Przejdźmy teraz do zagadnienia, które po dziś dzień stanowi historyczne tabu i nie znajduje zainteresowania wśród historyków. Mowa tu o wpływach sowieckich na Zachodzie w okresie II wojny światowej. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż ówczesna aktywizacja komunistów w Stanach Zjednoczonych była częścią szerszej koncepcji sowieckiej. Celem Sowietów było wytworzenie w społeczeństwie amerykańskim przekonania, że Związek Sowiecki jest niezbędnym, cywilizowanym i „miłującym pokój” składnikiem „koalicji antyhitlerowskiej”, równym Stanom Zjednoczonym czy Wielkiej Brytanii. Zadaniem propagandy komunistycznej w USA było wykreowanie takiego wizerunku Sowietów, aby nikt nie miał wątpliwości, że intencje Stalina są tak samo dobre jak Roosevelta czy Churchila. Jest oczywiste, że żeby stworzyć taki pozytywny obraz Kraju Rad należało zaaplikować i tak już tradycyjnie obojętnym na wiedzę Amerykanom dawkę „historycznej amnezji”. Dzięki tym propagandowo-agenturalnym zabiegom – o roli Związku Sowieckiego w wywołaniu II wojny światowej, o zagarnięciu ponad połowy terytorium Rzeczpospolitej w 1939 roku, podbiciu krajów bałtyckich i niezliczonych zbrodniach – pamiętali i przypominali niemal wyłącznie amerykańscy Polacy i inne, jeszcze słabsze społeczności narodowe w USA. Taka postawa Polonii amerykańskiej, szczególnie zaś jej kierownictwa do którego należał przecież Ignacy Matuszewski, czyniła z Polaków w USA element obcy, a nawet wrogi i niewygodny dla prosowieckiej polityki Roosevelta.
Trzeba ze smutkiem przyznać, że wystąpienia Sikorskiego, szczególnie te z czasu jego wizyty w Stanach w grudniu 1942 roku, znacznie ułatwiały Sowietom realizację postawionych celów. Słowa premiera i jego współpracowników – ks. Kaczyńskiego i ministra Stańczyka – o rzekomym „zarzuceniu planu światowej rewolucji”, o „agentach Goebbelsa” w szeregach Polonii, czy wreszcie o panującej w Sowietach „swobodzie religijnej” sprzyjały tylko prosowieckim postawom Amerykanów. Cytaty z wystąpień Naczelnego Wodza „zdobiły” wyraźnie  agenturalne gazety w rodzaju „Naszego Świata”, „Robotnika” czy „Głosu Ludowego”. Nie na darmo także i politycy amerykańscy – zarówno republikanie, jak i demokraci – tak ochoczo podchwytywali słowa Sikorskiego dla uzasadnienia amerykańskiej polityki porozumienia ze Związkiem Sowieckim. Jak zauważył Cat Mackiewicz, było to użycie Sikorskiego do „wzmacniania Roosevelta, w istocie bardzo niebezpiecznego nieprzyjaciela interesów Polski[34].
Przykładem ilustrującym wpływy sowieckie w Stanach Zjednoczonych jest sprawa tzw. fałszywych map. Na jesieni 1942 roku renomowana firma wydawnicza z Chicago – „Encyklopaedia Britannica” – wydała w olbrzymim nakładzie prospekt nowego atlasu geograficznego. Zawierał on tylko dwie mapy zapowiadające późniejsze wydanie atlasu. Pierwsza – przedstawiała Amerykę Południową, natomiast druga, która nas tu interesuje – „Union of Soviet Socialist Republics, European Part”. Kartografowie z „Encyklopaedia Britannica” przedstawili linię wyznaczoną paktem Ribbentrop-Mołotow jako granicę niemiecko-sowiecką. Autorzy mapy byli tak konsekwentni, iż mimo uznania agresji Niemiec na Polskę w 1939 roku za pogwałcenie prawa międzynarodowego (co do najazdu sowieckiego na Rzeczpospolitą nie było już mowy o agresji), usankcjonowali niemieckie zdobycze terytorialne na Wschodzie nie umieszczając nawet wzmianki, że są to ziemie polskie. W ogóle nazwa „Polska” nie zaistniała na mapie wydanej przez „Encyklopaedia Britannica”. Warto zwrócić uwagę na to, że opublikowanie tej mapy w chwili toczącej się przecież wtedy wojny III Rzeszy ze Związkiem Sowieckim mogło sugerować, że przyszły pokój w Europie Wschodniej może zakończyć się powrotem do granicy niemiecko-sowieckiej ustalonej w sierpniu i we wrześniu 1939 roku na bazie porozumienia Ribbetropa z Mołotowem. Mimo licznych protestów Polonii amerykańskiej, której przedstawiciele przekazali „fałszywe mapy” gen. Sikorskiemu, także inne oficyny kartograficzne sprzyjały Sowietom. Po „Encyklopaedia Britannica” podobne kłamstwa znalazły się w „New International Atlas of the World” wydanym przez „Geographical Publishing Co.”. W atlasie tym zamieszczono co prawda mapę Polski, ale opatrzono informacją, że państwo to istniało w przeszłości, lecz obecnie już nie istnieje[35].
O skuteczności propagandy sowieckiej lat wojny w USA przekonuje nas także lektura najbardziej wpływowych czasopism amerykańskich. Pamiętajmy, że w warunkach wojennych gazety amerykańskie (zresztą jak w każdym innym kraju) były pod kontrolą rządu. Treść artykułów traktujących o sprawach międzynarodowych była pod szczególną opieką Departamentu Stanu. Tym bardziej, niektóre artykuły z prasy amerykańskiej z tamtego czasu budzą zdumienie. Przykładowo, relacjonujący wizytę premiera rządu RP wpływowy „the New York Times” przestrzegał swoich czytelników przed grupą „ultra nacjonalistycznych >pułkowników<, którzy przybyli jak uchodźcy w r. 1940, zorganizowali Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia[36]. Przy okazji, nowojorski dziennik przypominał treść instrukcji amerykańskiego Wydziału Informacji Wojennych, która wzywała całą obcojęzyczną prasę w USA, aby „nie wytwarzała rozdwojenia wśród grup narodowościowych w tym kraju, oraz nie atakowała Narodów Zjednoczonych”. „Ignacy Matuszewski, były minister finansów (...) – czytamy w artykule Harolda Callendera w „The New York Times” – jest uważany za przywódcę w tej kampanii, która zdąża całkowicie w odwrotnym kierunku od apelu wydanego przez federalny Wydział Informacji Wojennych (...) tego rodzaju kampania prasowa wytwarza zamieszanie wśród Polonii amerykańskiej, wywołuje brak zaufania do jej urzędowych przywódców i do Zjednoczonych Narodów”. Poza wyraźnym zaniepokojeniem Callendera krytyczną wobec Sikorskiego postawą Polonii, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Otóż, „The New York Times” sugeruje, że publicystyka Matuszewskiego nie jest zgodna z amerykańskim prawem, gdyż „atakuje” i „wywołuje brak zaufania” do „Narodów Zjednoczonych”. Ale przecież w swojej publicystyce Matuszewski skupiał się przede wszystkim na demaskowaniu zaborczej wobec narodów Europy Wschodniej polityki Sowietów, a dopiero później na krytyce uległej wobec Stalina postawy pozostałych Aliantów, w tym także rządu Rzeczpospolitej. Mając pełną świadomość, iż ostrze pióra Matuszewskiego wymierzone jest w Związek Sowiecki, „The New York Times” wprowadzał czytelników w błąd, dając do zrozumienia, że jednakowym przedmiotem jego krytyki były pozostałe państwa koalicji antyniemieckiej. Powstał w ten sposób fałszywy obraz Matuszewskiego – polskiego publicysty, który przez swą niechęć do Sowietów, porzucił obóz aliancki i stał się sojusznikiem Niemiec w ich walce z bolszewizmem. Taki wizerunek pułkownika najbardziej odpowiadał Sowietom. Ich agenci w Ameryce zadbali o to, aby w tym celu rozpropagować najważniejsze fragmenty artykułu Harolda Callendera, dodajmy w tym miejscu – jednego z najbardziej znanych i cenionych wtedy publicystów amerykańskich. Za sprawą agencji telegraficznej „Free Press” tekst z „The New York Times” był znany w całej Ameryce, wśród Polonii propagowali jego treść „polscy” komuniści[37]. Tym razem, już na łamach prasy amerykańskiej, rozpoczęto kampanię prasową przeciwko polskim działaczom niepodległościowym w USA[38]. Była to zapowiedź nadchodzącej rozprawy z Matuszewskim.
Skuteczność działań podjętych przez komunistów była imponująca. W lutym 1943 roku pod ich wpływem Amerykańsko-Polska Rada Związków Zawodowych zażądała od władz federalnych aresztowania Matuszewskiego. Rada przesłała prezydentowi Rosseveltowi rezolucję z żądaniem aresztowania, do której dołączyła broszurę pułkownika What Poland Wants. Jak się później okazało władze amerykańskie podzielały po części stanowisko związkowców. Na początku 1943 r. ich zaniepokojenie sięgnęło zenitu – Departament Sprawiedliwości uznał, że przez swoją działalność polityczną na terenie Stanów Zjednoczonych były minister Rzeczpospolitej „nadużywa gościnności” i dlatego powinien podlegać przepisom „Ustawy o Registracji Zagranicznych Agentów Politycznych”. Od tej chwili „opiekę” nad Matuszewskim sprawowali agenci FBI...

 

Foreign Agent Registration 

Wszystko zaczęło się 11 marca 1943 roku, wtedy to Matuszewski otrzymał oficjalne pismo z Departamentu Sprawiedliwości informujące, że jego działalność pisarska prowadzona na łamach „Nowego Świata” podpada pod przepisy przewidziane przez „Foreign Agent Registration Act” z 1938 roku (znowelizowane w 1942 r.). Głównym argumentem urzędników amerykańskich sygnujących list – Lawrence’a M.C. Smitha i Jamesa R. Sharpa – był fakt, iż Matuszewski służył w przeszłości w polskiej armii. Istotnie, paragraf 51 przepisów o registracji mówi, że termin „foreign agent” stosuje się wobec każdego, kto nosił mundur swojego kraju „wyłącznie z racji faktu, że jest oficerem, lub członkiem czynnych czy rezerwowych sił wojskowych, morskich lub innych obcego rządu”. Mało tego, ta sama ustawa mówi także o tym, że każdy „niezależny” od rządu amerykańskiego publicysta (foreign agent), nie może korzystać z tych samych przywilejów co pisarz „zależny” (foreign principal). Chodzi tu o to, że Matuszewski jako „foreign agent” zostaje od tej pory zobowiązany do każdorazowego powiadamiania czytelników, iż podlega rejestracji. Ponadto, Amerykanie nałożyli na niego obowiązek przesyłania wszystkich artykułów do Departamentu Sprawiedliwości[39]. 15 maja 1943 roku Biuro Informacji Wojennej przy Departamencie Sprawiedliwości ogłosiło komentarz do „Foreign Agent Registration Act”. Czytamy w nim m.in.: „Ustawa ta opiera się na prostej zasadzie, że naród amerykański ma prawo do tego, by być zabezpieczonym przed propagandą któregokolwiek zagranicznego państwa. (...) Do pewnego stopnia intrygi polityczne, które poróżniły kraje europejskie i azjatyckie przez długie lata, przeniesiono do naszego kraju. Stany Zjednoczone stały się punktem zbornym i platformą dla różnych uchodźców politycznych, z których każdy dąży do wprowadzenia w życie swej specjalnej doktryny politycznej w swym kraju ojczystym po wojnie. Szukają oni prestiżu i poparcia amerykańskiej opinii publicznej przez apelowanie do różnych ugrupowań narodowościowych wśród naszych obywateli. Powstają z tego nieporozumienia i zacięte walki polityczne na szkodę naszego programu wojennego i przygotowania trwałego pokoju. (...) nie pozwolimy (...), by gościnność nasza była nadużywana. Publiczność ma prawo wiedzieć do czego zmierzają ci polityczni stratedzy i w czyim imieniu działają, i domagać się, by było zupełnie widoczne z jakiego źródła pochodzi ich propaganda[40].  
W następstwie tych przepisów Amerykanie przygotowali listę tytułów prasowych zakwalifikowanych jako reprezentujące obce interesy[41]. Znalazł się na niej „Nowy Świat” i „Dziennik Polski” – pisma do których regularnie pisywał Matuszewski. O akcji FBI przeciwko Matuszewskiemu wspominał Piotr Yolles, wtedy reaktor naczelny „Nowego Świata”: „Pewnego dnia ukazał się w piśmie naszym artykuł Matuszewskiego. Nic nadzwyczajnego... artykuł polityczny, omawiający strategiczne elementy wojny. Kilka dni później zgłosił się do mnie (...) agent FBI. Jeden z najinteligentniejszych jakich spotkałem. Zaczął ze mną rozmowę o Matuszewskim. Rozmowa ta trwała przeszło godzinę. Agent >macał< mnie na wszystkie strony, wypytywał o najdrobniejsze szczegóły... nie zdradzając mi o co mu idzie. Następnego dnia odwiedził mnie kapitan armii amerykańskiej. Przedstawił się i wylegitymował jako członek >dwójki<, wywiadu wojskowego – i dalejże maglować mnie o Matuszewskim: kim on jest, co mówi, co robi, z kim się styka itd. I znów nie wiedziałem o co temu szło. Tydzień później zaprosił mnie na obiad oficer marynarki, pracujący w >Navy Intelligence<. Znaliśmy się od dawna. Była to bowiem jedyna agencja wyraźnie wrogo ustosunkowana do Sowietów... już wówczas, gdy w Ameryce propagowano >przyjaźń sowiecko-amerykańską<. Po obiedzie, wywiadzie i kilku kieliszkach zaatakowałem faceta frontowo: że niby co to wszystko znaczy, że w ciągu kilku dni FBI i >dwójka< i on... Czego chcą... o co >właściwie< idzie? Odpowiedzi nie otrzymałem. Dowiedziałem się atoli cztery miesiące później, od tegoż oficera. Cóż się okazało? Matuszewski napisał TRZY MIESIĄCE przed inwazją Afryki Północnej. Artykuł ten ukazał się w >Nowym Świecie< gdy w największej tajemnicy przygotowywano inwazje Afryki! Artykuł Matuszewskiego zaalarmował wszystkie amerykańskie agencje rządowe... bo wyglądało to jakby tajemnica inwazji została zdradzona. Stąd popłoch i szukanie źródła – czy przypadkiem Matuszewski miał donosiciela w głównym sztabie!? Nie miał! Donosicielem był jego własny genjusz![42]. 
Matuszewski był bodaj jedynym publicystą wobec którego Amerykanie zastosowali tak surowe przepisy. Chociaż był Polakiem wspierającym działania Aliantów przeciwko Niemcom, potraktowany został podobnie jak „American-Japan” czy „American-German” z tą tylko różnicą, że nie „wylądował” w obozie odosobnienia. Cenzurowany i nachodzony przez FBI pytał z oburzeniem: „Czemu (...) nie widziałem dotychczas ani jednego – >cechowanego< [opatrzonego informacją, iż podlega ustawie o registracji – przyp. S. C.] jak mój dzisiejszy – artykułu, choć tyle znakomitych nazwisk europejskich zdobi łamy amerykańskich wydawnictw[43]. „Prawo jest prawem i należy je wykonać. Ale stanąłem zdumiony wobec pytania, czy w całej Ameryce ze wszystkich europejskich publicystów – ekskombatantów – jestem niezależny tylko ja jeden?” – komentował decyzję Amerykanów. „Wiadomo przecież powszechnie – kontynuował Matuszewski – że mój kolega po fachu p. de Kerilli był znakomitym lotnikiem w tamtej wojnie. Czy dziś zależy od kogokolwiek (...)? A mój kolega po fachu, b. minister skarbu Królestwa Belgijskiego, p. van Zeeland? A p. Pertinax – przez tyle lat rzecznik francuskiego Sztabu Generalnego? Czy wszyscy oni są funkcjonariuszami swych, uznanych przez Amerykę rządów i dlatego nie potrzebują >cechować< swoich wystąpień? Przypuśćmy. Ale czemu w takim razie nie >cechują< swoich artykułów publicyści tacy, jak Otto Strasser, jak Tomasz Mann, jak hr. Sforza? Ci nie mogą być przecież funkcjonariuszami rządu niemieckiego ani rządu włoskiego. Skoro zaś przemawiają uroczyście >imieniem Europy< – tedy nie są chyba obywatelami amerykańskimi?[44]. W marcu 1943 roku Matuszewski zaprzestał na jakiś czas pisania artykułów do prasy. Liczył na to, że władze amerykańskie zastosują przepisy o registracji wobec innych, a wtedy byłaby szansa na podjęcie szerszego protestu. Pomylił się – wciąż pozostawał jedynym „niezależnym” (foreign agent) publicystą w Ameryce! Mimo rozgoryczenia postawą Amerykanów, miał Matuszewski satysfakcję, że poniósł karę za swoją niepodległościową i antysowiecką postawę. Satysfakcja była tym większa, że rozwój wypadków międzynarodowych potwierdzał wszystkie jego wcześniejsze tezy. Jednak wątpliwa była to radość; coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że Polska nie wyjdzie z tej wojny ani cała, ani niepodległa.
 

Ku przepaści... i śmierci

4 lipca 1943 roku zginął w katastrofie gibraltarskiej gen. Sikorski. Matuszewski uważał generała za postać tragiczną, którego polityka zadawalania wszystkich – Anglików, Amerykanów i Sowietów – całkowicie zbankrutowała. „...Dla ułatwiania sytuacji swojemu sprzymierzeńcowi, dla ulżenia ciężaru angielskim politykom – pisał w „Nowym Świecie” – podjął generał Sikorski, imieniem Polski, decyzję wybaczenia Rosji Sowieckiej wszystkich niezmierzonych krzywd, jakie Rosja narodowi polskiemu zadała. Przeżył do końca tragedię całkowitej bezowocności tego swojego wysiłku. Przeżył tragedię przekonania się naocznie, jak bardzo osobiste poświęcenie może być niedocenione przez tych, dla których było zrobione, jak cynicznie może być wyśmiane przez tego, komu podarowano zbrodnię[45]. Śmierć Władysława Sikorskiego, ale przede wszystkim doświadczenia wyniesione z okresu jego premierostwa, stwarzały w przekonaniu Matuszewskiego szansę na uporządkowanie spraw rządu. Zdając sobie sprawę z coraz gorszej sytuacji Polski, wiązał jeszcze nadzieje z prezydentem Raczkiewiczem i gen. Sosnkowskim. Te złudzenia przekreśliło ostatecznie objęcie funkcji premiera rządu RP przez Stanisława Mikołajczyka. Już w dniu 6 lipca 1943 roku jego kandydaturę wysunęło ...komunistyczne pismo angielskie „Daily Worker” – od zawsze antypolskie, żądające odebrania Rzeczpospolitej Lwowa i Wilna. Czyż nie ma w tym nic dziwnego, że kandydaturę Mikołajczyka forsowały na Zachodzie pisma, które od lat popierały Sowietów? Dla pułkownika był to sygnał bardzo czytelny, poza tym, orientował się w tym co robił Mikołajczyk służąc u boku Sikorskiego. Tak jak dla Mackiewicza chłopski premier był „partyjną kukiełką”, tak dla Matuszewskiego był zwykłą „marionetką”. „Mikołajczyk jest także narzędziem w ręku Stalina do odciągania uwagi od moskiewskich zbrodni. Jest marionetką, którą pokazują palcem p. Byrnes [sekretarz stanu USA – przyp. S. C.] i p. Bevin po to, aby Anglia i Ameryka nie zauważyły losu narodu polskiego zajęte podskokami tego poliszynela” – pisał w eseju pt. Teatr marionetek[46].
Po październikowej konferencji moskiewskiej (1943) sprawa Polski stawała się być przesądzona. To już wtedy zapadła decyzja o okupacji ziem polskich przez Armię Czerwoną. Ustalili to wspólnie przedstawiciele mocarstw – USA, Wielkiej Brytanii, Sowietów i Chin. Była to decyzja o zasadniczym znaczeniu dla Polski. Matuszewski uważał, że konferencja moskiewska przesądziła o utracie niepodległości przez Polskę. Mimo wszystko, w dalszym ciągu nie ustępował. Prowadził walkę trzymając pióro niczym karabin. W Granicach na Renie Matuszewski nawiązywał to artykułu z „the Times” (10 marca 1944 r.), w którym stwierdzono, że Anglia i Stany Zjednoczone nie będą się mieszały w sprawy Europy Wschodniej oraz, że granice wpływów Sowieckich muszą sięgać po Odrę. „Czy >Times< londyński był odosobniony w swojej aroganckiej naiwności? Czy mało jest i w Anglii i w Ameryce arogantów właśnie gotowych pouczać nas na łamach takich pism jak >New York Post<, >P.M.<, >Time< czy >Life<, że Polacy, Łotysze, Litwini, Estończycy, Finowie, Bułgarzy, Jugosłowianie itd. itd. powinni się poddać bez oporu dobrodziejstwu panowania Stalina? Czy to nie ci aroganci, którzy kury macali w domu, kiedy generał Sosnkowski pierwszy rozbijał pancerne dywizje niemieckie pod Lwowem – czy to nie oni dzisiaj wrzeszczą przez radio, że Naczelny Wódz Wojsk Polskich jest >pro-naziwyzwolenie< Europy – to oddaje jej we władzę czerezwyczajki, że Anglicy i Amerykanie >double cross< Rosję – ale Rosja tylko poświęca się dla nich, że Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej nie ma prawa według swego sumienia wyznaczać Premiera Rządu Polskiego – ale Stalin ma wyjątkowe prawo kwalifikować polskich ministrów, że kiedy ludy Europy Wschodniej mówią o federacji – to zagrażają Rosji, ale kiedy Rosja żąda ich terytoriów – to tylko zabezpiecza siebie, że kiedy angielscy i amerykańscy żołnierze giną na Sycylii i obalają faszyzm włoski – to nie jest >drugi front<, ale kiedy Mołotow biesiaduje z Ambasadą japońską w Moskwie – to jest to tylko dowód rozumu Stalina, że – słowem – wszystko co robią demokracje może być krytykowane, potępiane i poprawiane przez Sowiety, ale nic, co czynią Sowiety, nie może być nawet tematem trzeźwego myślenia. Taka szkoła myślenia istnieje, jest bardzo potężna, rozporządza dziesiątkami pism, setkami pisarzy, radjokomentatorów, śladów jej nie brak nawet w działalności niektórych instytucji urzędowych” – grzmiał Matuszewski[47].
Ignacy Matuszewski zdawał sobie sprawę, że coraz mniej można było zrobić. Jego niesłychanie wnikliwy umysł ze zdumiewającą ścisłością przewidywał bieg wypadków wojennych, których kresem będzie zniewolenie Polski. Dlatego stawiał na emigrację – miała się ona stać sumieniem niepodległej Rzeczpospolitej. Pragnął przygotować ją na przyszłą III wojną światową w której nieuchronność wierzył. Jeszcze przed zakończeniem wojny nakreślił Wytyczne do działalności emigracji polskiej. Nowe cele polityczne obozu niepodległościowego wymagały wpierw rozliczenia z błędami polityki polskiej. Matuszewski pisał ku przestrodze: „Poniżaliśmy się w oczach Francuzów, a następnie pozwoliliśmy się zepchnąć do roli narzędzia polityki angielskiej. W umowach i deklaracjach polsko-rosyjskich nie mieliśmy siły i odwagi na zdecydowaną obronę całości naszego terytorium i samodzielnego bytu państwowego. Bezmyślnie czy lekkomyślnie pozwoliliśmy kwestionować nasz stan posiadania od wschodu, robiąc bezbożniczej Rosji popularność w świecie chrześcijańskim i domagając się dla niej pomocy materialnej a także militarnej przez propagandę konieczności otwarcia drugiego frontu”. Za podstawowy cel emigracji uznał pułkownik zjednoczenie jej wysiłków politycznych. Miał na myśli przede wszystkim organizacje i grupy polityczne nie będące zapleczem rządów Sikorskiego-Mikołajczyka. Wymieniał piłsudczyków ze Związku Pracy Państwowej, narodowców z SN i ONR „Falanga”, socjalistów Ciołkosza i wszystkich tych, którzy nie godzili się z ugodową polityką Mikołajczyka. Taki zjednoczony obóz polityczny, zdaniem Matuszewskiego, powinien wymusić na ekipie rządowej zmianę dotychczasowej polityki. Na końcu Wytycznych sformułowano 10-punktowy program polityczny obejmujący m. in.: przestrzeganie konstytucji, podporządkowanie krajowych sił zbrojnych Naczelnemu Wodzowi, uzyskanie gwarancji niepodległości Polski od Narodów Sprzymierzonych, likwidacja agentury sowieckiej na terenie Polski, likwidacja Związku Patriotów Polskich, utrzymanie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie[48].
Zdajemy sobie sprawę, że był to program nie możliwy do realizacji. Wiemy też, że już wkrótce przekonał się o tym Matuszewski. Uznanie linii Curzona za sprawiedliwą granicę polsko-sowiecką, niepowodzenie „Akcji Burza”, powstanie PKWN, powrót Mikołajczyka, cofnięcie przez Aliantów uznania legalnych władz czy wcześniejsza hekatomba Warszawy w 1944 roku, ostatecznie przekreślały możliwość wypełnienia nakreślonego przez siebie testamentu niepodległości. Tragiczny obrót spraw międzynarodowych szedł w parze z niepowodzeniami osobistymi – coraz częściej dawała o sobie znać choroba sercowa, spotęgowana na pewno śmiercią ukochanej córki Ewy, która jako komendant patrolu sanitarnego poległa we wrześniu 1944 roku w Powstaniu Warszawskim. Na dodatek, w dniu 21 grudnia 1944 roku Departament Sprawiedliwości wycofał Matuszewskiemu podanie o pobyt stały. Wciąż jednak nie składał broni. Wiele pisał, rozmawiał, doradzał. Jeszcze w kwietniu 1945 roku był delegatem KNAAP-u na konferencję 46 państw w San Francisco. Podczas konferencji wspólnie z Floyar-Rajchmanem, za pośrednictwem delegacji amerykańskiej, domagał się od Mołotowa wyjaśnień na temat porwania 16 członków rządu podziemnego. W memoriałach kierowanych do prezydenta Trumana protestował przeciwko postanowieniom jałtańskim stojącym w sprzeczności z zapisami Karty Atlantyckiej. Jednak ówczesna Ameryka nie chciała już więcej słuchać głosu wolnej Polski, a o sprawie polskiej przypominała sobie jedynie podczas kolejnych wyborów prezydenckich... W swoim ostatnim artykule podsumowywał politykę Aliantów: „Rządy Anglii i Ameryki weszły na drogę niszczenia w Europie najwyższej wartości Kultury Zachodniej, a mianowicie praworządności. (...) Rząd angielski i amerykański są sygnatariuszami rozbiorów Polski[49].
Pułkownik Ignacy Matuszewski zmarł nagle na atak serca 3 sierpnia 1946 roku po powrocie z kuracji w górach Adirondacks. Po katolickim pogrzebie w dniu 7 sierpnia 1946 roku, jego ciało spoczęło na cmentarzu „Calvary” na Queensie w Nowym Jorku. Tam też pozostaje do dzisiaj. Nie upomniała się o niego niepodległa Rzeczpospolita, zapomniany, w ciszy nowojorskiego skwaru „śni dalej swój sen o Polsce wielkiej, potężnej, wolnej, szczęśliwej i rządnej, o Polsce która by przyniosła pokój i prawo i sprawiedliwość nie tylko swym ziemiom, ale i bezkresnym obszarom całej Europy Wschodniej[50].
Odszedł polityk chłodny, trzeźwy, przenikliwy, precyzyjny, najlepszy polski stylista. W przeciągu kilku lat pobytu na emigracji w Stanach Zjednoczonych napisał ponad 500 artykułów i kilkanaście broszur. Nad jego grobem poeta Kazimierz Wierzyński powiedział: „Straciliśmy człowieka, ale nie postradamy jego idei. Minęło życie ludzkie, ale nie przeminie jego dzieło[51]. A gen. Kazimierz Sosnkowski dodawał: „postępował tak, jak czynić powinien wioślarz załogi, który dostrzega, że kapitanowie co łodzią kierują nie patrzą >gdzie rafy, zdradliwe odmęty< a na zakrętach dziejowych wrzucają małodusznie za burtę honor, jak gdyby był to nieopłacalny balast, bez którego można ocean historii przepłynąć i do bezpiecznego portu zawinąć z dywidendami[52].  
Slawomir Cenckiewicz
[1] Ś.P. Ignacy Matuszewski (1891-1946), Sprawozdanie z działalności Instytutu Piłsudskiego w Ameryce za rok 1946, Nowy Jork 1947, s. 3.
[2] List Stanisława Mackiewicza do Michała Kryspina Pawlikowskiego z 14 października 1957, Archiwum Michała K. Pawlikowskiego, Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce (dalej IJPA) Archiwum Ogólne (dalej AOG).
[3] Zob.: Notka biograficzna o osobie I. Matuszewskiego oraz Dzieciństwo i młodość Ignacego Matuszewskiego (wspomnienia przyjaciela)  wspomnienia Henryka Floyara-Rachmana o Matuszewskim (sierpień 1946), Arch. I Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG; Przedmowa [w:] I. Matuszewski, Wybór pism, Nowy Jork-Londyn 1952, s. 5-11; Życiorys Ign. Matuszewskiego, „Nowy Świat” (Nowy Jork), 8 listopada 1941; W. A. Zbyszewski, Ignacy Matuszewski, „Wiadomości”, 13 października 1946; Tenże, Ś.p. Ignacy Matuszewski, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 7 sierpnia 1946; Tenże, Gawędy o ludziach i czasach przedwojennych, Warszawa 2000, s. 263-266; Ignacy Matuszewski, [w:] Instytut Józefa Piłsudskiego w Ameryce i jego zbiory, opracował Janusz Cisek, Warszawa 1997, s. 314-317; Z. Landau, Ignacy Matuszewski, [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. XX/2, z. 85, s. 232-234; A. Słonimski, Alfabet wspomnień, Warszawa 1989, s. 142-143. Na temat działalności Matuszewskiego i konfliktu wokół tworzenia armii polskiej na terenie Rosji warto sięgnąć po krytyczne wobec piłsudczyków opracowania: H. Bagiński, Wojsko Polskie na Wschodzie 1914-1920, Warszawa 1921; J. Giertych, Józef Piłsudski 1914-1919, Tom II, Londyn 1982. Na temat udziału Matuszewskiego w rozmowach traktowych w Rydze zob.: J. Cisek, W. Suleja, Ignacy Matuszewski w rokowaniach ryskich, [w:] Traktat ryski 1921 roku po 75 latach, studia pod redakcją Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998, s. 75-85.
[4] List Władysława Studnickiego do Wacława Jędrzejewicza z 16 października 1946 r., IJP, AOG, Archiwum Władysława Studnickiego. Zob.: W. Studnicki, Z tragicznych dni. W przededniu drugiej wojny światowej, „Wiadomości”, 11 maja 1947; Tenże, Tragiczne manowce. Próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939–1945, Gdańsk 1995, s. 37. Mimo krytycznej oceny polityki Becka, jego śmierć zainspirowała Matuszewskiego do napisania pozytywnego wspomnienia o przedwojennym szefie polskiej dyplomacji. Zob.: I. Matuszewski, Pamięci Józefa Becka, [w:] Tenże, Wybór pism, s. 193–204.
[5] I. Matuszewski, Nieprzygotowanie. II. Oszczerstwa – maszynopis, 4 strony, Archiwum I. Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[6] M. Sokolnicki, Dziennik ankarski 1939-1943, Londyn 1965, s. 45.
[7] W. A. Zbyszewski, Gawędy o ludziach..., s. 265.
[8] Mistrzyni olimpijska z Amsterdamu (w rzucie dyskiem) – Halina Konopacka była drugą żoną Matuszewskiego. Z pierwszą żoną – Stanisławą Kuszelewską rozstał się jeszcze przed wojną. Od Stolicy Apostolskiej otrzymał wtedy anulację małżeństwa.
[9] S. Mackiewicz, Lata nadziei.17 września 1939 r.-5 lipca 1945 r., Warszawa 1990, s. 54-57 i 81-82; Tenże, Zielone oczy, Warszawa 1987, s. 42 i 65; M. Pestkowska, Uchodźcze pasje. Władysław Sikorski a polska społeczność emigracyjna na Zachodzie 1939-1943, Paryż 1991, s. 64; Listy do redakcji „Gazety w Katowicach” (dodatek regionalny do „Gazety Wyborczej”), 16-17 maja 1998.
[10] Nie wiadomo dlaczego Sikorski tak nerwowo zareagował na pojawienie się Matuszewskiego w Paryżu. Cat Mackiewicz łączył nagonkę na Matuszewskiego z aktywnością lóż masońskich wokół premiera. Wcześniej gen. Sikorski stawiał sobie za cel „opanowanie złota” Banku Polskiego (co przecież osiągnął) i, prawdopodobnie, wciągnięcie Matuszewskiego do rządu jedności narodowej. W ośrodku rządowym – za sprawą płk. Koca – pojawiły się w tym czasie głosy, że Matuszewski zażądał sporej zapłaty za przewóz złota. Na ten temat zob.: M. Dymarski, Stosunki wewnętrzne wśród polskiego wychodźstwa politycznego we Francji i w Wielkiej Brytanii 1939-1945, Wrocław 1999, s. 32; M. Pestkowska, op. cit., s. 46. S. Mackiewicz, op. cit., s. 57. Przewóz złota Banku Polskiego opisał Michał Sokolnicki we wspomnianym już Dzienniku ankarskim, s. 27-38. Na ten temat zob. także F. Sławoj-Składkowski, Prace i czynności Rządu Polskiego we wrześniu 1939 r., „Kultura”, nr 5 1948; W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski 1864-1945, Tom 3, okres 1939-1945, Londyn 1960, s. 61 i 98; I. Matuszewski, 56, diplomat is dead, „New York Times”, 5 sierpnia 1946.
[11] Rozkaz płk. Izydora Modelskiego z 6 maja 1940 r. o bezpłatnym i bezterminowym urlopowaniu płk. Ignacego Matuszewskiego, Arch. I. Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG.
[12] Niektórzy uważali, że sam Sikorski chciał przywrócić Matuszewskiego do służby wojskowej, ale sprzeciwili się temu ludowcy i socjaliści, którymi otaczał się Wódz Naczelny. Zob.: W. A. Zbyszewski , op. cit., s. 265.
[13] Cz. Bloch, Z zagadnień strategii i polityki generała Władysława Sikorskiego w okresie II wojny światowej, [w:] Władysław Sikorski. Ignacy Paderewski, praca zbiorowa pod redakcją Czesława Blocha, Lublin 1988, s. 38-40.
[14] List Ignacego Matuszewskiego do Karola Estreichera z 24 czerwca 1941 r., Arch. I. Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[15]Spokesmanem opozycji” nazwał Matuszewskiego anonimowy autor jego życiorysu. Zob.: Notka biograficzna o osobie I. Matuszewskiego, Arch. I Matuszewskiego, T. 1, IJPA, AOG.
[16] Zob.: W. Jędrzejewicz, Polonia Amerykańska w polityce polskiej. Historia Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia, New York 1954; także: T. Kubiak (S. Cenckiewicz), Poprzednik KPA. Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, „Głos”, 1 listopada 1996.
[17] M. Dymarski, op. cit., s. 138.
[18] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 33.
[19] List otwarty Ignacego Matuszewskiego do premiera rządu RP gen. Władysława Sikorskiego z 28 marca 1942 r., [w:] I. Matuszewski, Wybór pism, s. 96-97.
[20] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 53.
[21] I.Matuszewski, Pakt, „Nowy Świat”, 25-30 marca 1942.
[22] Tamże. Na temat stosunku Wielkiej Brytanii do granicy polsko-sowieckiej zob.: J. Tebinka, Polityka brytyjska wobec problemu granicy polsko-radzieckiej 1939-1945, Warszawa 1998.
[23] List otwarty Ignacego Matuszewskiego do premiera rządu RP gen. Władysława Sikorskiego z 29 maja 1942 r., „Nowy Świat”, 3 czerwca 1942.
[24] I. Matuszewski, Panowie Socjaliści – maszynopis, 5 stron, Arch. I Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[25] Matuszewski Pod Sądem Polowym, „Nasz Świat”, 1 sierpnia 1942.
[26] W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 53.
[27] Brońmy Żyć Naszych Synów w Armji! Brońmy Polonii przed Hitlerowskimi Agentami!, druk ulotny b.r. i m.w. (1942?).
[28] W. Babiński, Przyczynki historyczne od okresu 1939-1945, Londyn 1967, s. 172-173.
[29] Zob.: Brońmy Żyć Naszych Synów w Armji!...; Who is Matuszewski?, Issued by „Głos Ludowy” 1943.
[30] B. Gebert, Polscy pro-faszyści wrogami Polski i Zjednoczonych Narodów,  „Kronika Tygodniowa”, 30 stycznia 1943.
[31] W przededniu. Książka zbiorowa, New York 1943, s. 46.
[32] Sobowtór londyński. Gra na dwóch fortepianach, „Robotnik”, 1 luty 1942.
[33] A. Hertz, Nowy czy stary świat pana pułk. Matuszewskiego, „Dziennik Polski”, 7 grudnia 1941. Hertz nie przypadkowo połączył nazwiska Matuszewskiego i Mackiewicza z Tadeuszem Bieleckim, bowiem we wrześniu 1941 r. pułkownik, będąc przecież piłsudczykiem, stanął w obronie prezesa Stronnictwa Narodowego oskarżanego wtedy o próby kolaboracji i sympatie „faszystowsko-falangistowskie”. Zob.: S. Kilian, Myśl społeczno-polityczna Tadeusza Bieleckiego, Kraków 2000, s. 63-64.
[34] S. Mackiewicz, Lata nadziei..., s. 131.
[35] Zob.: Gdzie jest Polska? Apel Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia (autorstwa I. Matuszewskiego), Nowy Jork 1942. Por.: W. Jędrzejewicz, op. cit., s. 50-51.
[36] Zob.: Arch. I Matuszewskiego, T. 11, IJPA, AOG. Także: Johannes Steel, Attacks on Sikorski. Threat to Allied Unity, „New York Post”, January 9, 1943.
[37] Por.: Opinia Amerykańska Stawia Matuszewskiego Pod Pręgierz, „Nasz Świat”, 2 stycznia 1943.
[38] Nagonkę prasową prowadzono bardzo przemyślanie – przede wszystkim na łamach prasy ukazującej się w dużych skupiskach polonijnych (wschodnie wybrzeże USA, Chicago). Poza „The New York Times” o Matuszewskim i działaczach KNAPP-u pisały m.in. „Detroit Free Press”, „Detroit News” i „New York Post”. Zob.: Arch. I Matuszewskiego, T. 11, IJPA, AOG.
[39] Pismo Departamentu Stanu do płk. Ignacego Matuszewskiego nr 149-969 z 11 marca 1943, Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[40] Office of War Information. Foreign Language Division, March 15, 1943, Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[41] W archiwum Matuszewskiego możemy znaleźć spis tytułów „namierzonych” przez Amerykanów jako agenturalne (polskie), Arch. I Matuszewskiego, T. 2, IJPA, AOG.
[42] P. P. Yolles, Wspomnienia, „Nowy Świat”, 7 lutego 1953.
[43] I. Matuszewski, Dlaczego nie pisałem?, 4-stronnicowy maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 8, IJPA, AOG.
[44] Tamże, s. 2.
[45] Tenże, Żniwo śmierci, „Nowy Świat”, 7 lipca 1943.
[46] Tenże, Teatr marionetek, maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 8, IJPA, AOG.
[47]Tenże, Granice na Renie, „Nowy Świat”, 3-4 sierpnia 1943.
[48]Tenże, Wytyczne do działalności emigracji polskiej, maszynopis, Arch. I Matuszewskiego, T. 7, IJPA, AOG.
[49] Tenże, Barbaryzacja przez wybory, „Biuletyn Organizacyjny KNAAP”, lipiec-sierpień 1946.
[50] W. A. Zbyszewski, Ś.p. Ignacy Matuszewski, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 7 sierpnia 1946.
[51] K. Wierzyński, Przemówienie nad grobem, „Biuletyn Organizacyjny KNAAP”, lipiec-sierpień 1946.
[52] K. Sosnkowski, Ignacy Matuszewski nie żyje, [w:] Tenże, Materiały historyczne, Londyn 1966, s. 582-583.


 

niedziela, maja 01, 2011

H A A R P *

HAARP

E-mail Print
"Będą znaki na słońcu. księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte..."
Ewangelia według św. Łukasza

 

Projekt HAARP

HAARP (ang. High Frequency Active Auroral Research Program) jest programem prowadzonym na opuszczonym poligonie wojskowym w Gekona, Alaska. Według oficjalnych źródeł, celem programu jest badanie jonosfery przy użyciu fal o wysokiej częstotliwości. Instalacja składa się głównie z wielkich anten, które podczas działania, wysyłają małą wiązkę do jonosfery, po czym ta odbija je. Nagrzany obszar jonosfery działa podobnie jak zwierciadło.

Już na samym początku powstały ciekawe spostrzeżenia. Według niektórych, fale mają na tyle niską częstotliwość, że są zdolne do rezonansu (pochłanianie) z Ziemią. Częstotliwość rezonansu ziemskiego jest taka sama jak ludzkiego mózgu. Powstała więc teoria mówiąca, iż wysyłając małą wiązkę fal można także kontrolować mnóstwo osób na całym świecie. Działanie na człowieka odbywałoby się bez jego wiedzy i świadomości ponieważ informacje docierałyby wprost do mózgu.

Kiedy fale zostaną pochłonięte przez Ziemię, zamieniają się w tzw. fale stojące, które według niektórych są w stanie zatrzymywać na dłuższy czas obszary wysokiego lub niskiego ciśnienia, powodując tym samym susze, powodzie i inne kataklizmy. W ostatnich kilkunastu latach można zaobserwować ogromne anomalia pogodowe. Występują one falami. Na jednych terenach są upały nie do zniesienia, a na innych mrozy przez które ginie mnóstwo osób. Czy mają one coś w wspólnego z instalacją HAARP, tego jak na razie nie ma szans dowieść. Wiadomo jedynie, że technologię tą posiadają dwa największe mocarstwa świata, tj. Stany Zjednoczone i Rosja.

W roku 2005 na oficjalnej stronie projektu pojawił się komunikat o wytworzeniu sztucznej zorzy polarnej, dzięki falom o wysokiej częstotliwości.
Radzieckie pismo "Międzynarodowe Życie" z roku 1975, omawiając osiągnięcia w dziedzinie kontroli umysłu, podaje, że elektryczność atmosferyczną można stosować do "tłumienia aktywności umysłowej" dużych grup ludzkich. Pismo to głosi, że nastrojony na częstotliwości infradźwiekowej (poniżej granicy słyszalności) generator dźwięków może wytworzyć "uczucie depresji, strachu, paniki, grozy i rozpaczy".
Nikt, na dzień dzisiejszy nie jest w stanie powiedzieć jakie są granice nad manipulacja ludzkiego umysłu. Według spiskowców, kolejnym krokiem, może być wprowadzenie technologii HAARP do łączności satelitarnej. Jakie mogłyby być skutki dla całej ludzkości lub państwa posługującego się taką techniką walki?

W historii nauki i technologii powstało już kilka urządzeń zdolnych kontrolować umysł i podświadomość.

Silent Subliminal Presentation System, patent USA nr 5159703

Jego twórcą był Amerykanin, Oliver Lowery. Patent został opublikowany 27 października 1992 roku.

System cichego porozumiewania się, w którym niedostępne dla ucha nośniki zawarte w paśmie bardzo niskiej lub bardzo wysokiej częstotliwości audio bądź w sąsiadującym paśmie ultrasonicznych częstotliwości modulowane są amplitudowo lub częstotliwościowo, a następnie propagowane akustycznie lub wibracyjnie w celu wprowa­dzenia ich do mózgu.

Hearing System, patent USA nr 4877027

Twórca: Wayne Brunkan. Opublikowany 31 października 1989 roku.

Metoda bezpośredniego indukowania dźwięku do ludzkiej głowy przy zastosowa­niu mikrofal o częstotliwości od 100 do 10000 MHz modulowanych metodą częstot­liwościową.

Psycho-Aucustic Projector, patent USA nr 3568347
Twórca: Andrew Flanders. Opublikowany 23 lutego 1971 roku.

System wytwarzania słuchowych zakłóceń psychologicznych i częściowej głuchoty u nieprzyjaciela podczas walki.

Method and System for Altering Cons-ciousness, patent USA nr 5123899
Twórca: James Gali. Opublikowany 23 czerwca 1992 roku.

System służący do wywoływania zmian świadomości człowieka za pomocą jednocze­snego aplikowania różnych bodźców - naj­częściej dźwięków o różnych częstotliwoś­ciach.

Subliminal Message Generator, patent USA nr 5270800

Twórca: Robert Sweet. Opublikowany 14 grudnia 1993 roku.

Kombinowany generator przekazu powy­żej i poniżej poziomu percepcji zmysłowej do zastosowań z wykorzystaniem odbiornika telewizyjnego; pozwala na pełną kontrolę przekazów nie postrzeganych zmysłowo oraz ich prezentację. Można go wykorzystywać również w telewizji kablowej i komputerach.

Method of Changing a Person's Behavior, patent USA nr 4717343

Twórca: Alan Densky. Opublikowany 5 stycznia 1988 roku.

Metoda uwarunkowywania podświado­mości w celu uzyskania pożądanej zmiany w zachowaniu bez potrzeby angażowania wykwalifikowanego terapeuty.

Method for Inducing Mental, Emotional and Physical States of Consciousness, including Specific Mental Activity, in Human Beings, patent USA nr 5213562

Twórca: Robert Monroe. Opublikowany 25 maja 1993 roku.

Metoda wywoływania mentalnych, emocjonalnych i fizycznych stanów świadomości u ludzi. 
Broń końca czasów
Czy można sobie wyobrazić broń, przy której bomba atomowa wydaje się dziecinną zabawką? Oręż globalny, którego siła zdolna jest modyfikować pogodę - wywołać w wybranym regionach planety trzęsienia ziemi, huragany i wysokie na kilka pięter fale morskie, spowodować na przemian powodzie i długotrwałe susze, a nawet - gdy zajdzie potrzeba - zniszczyć wszelkie życie? Czy istnieje uzbrojenie, za pomocą którego unicestwić można każdy system łączności, przesyłania energii, unieszkodliwić lecące samoloty, rakiety lub pojazdy kosmiczne, zaglądać bez pośrednictwa satelity za horyzont lub pod powierzchnię ziemi, powodować samo-detonację amunicji lub gazociągu i - co najbardziej niewiarygodne - manipulować na ogromną skalę ludzkimi umysłami?
W Polsce o "broni geofizycznej" prawie się nie mówi, choć jej pojawienie się może zmienić świat w stopniu większym niż skonstruowanie broni palnej czy nuklearnej. Nie ma o niej nawet wzmianki w Wielkiej Encyklopedii PWN, choć prace nad jej skonstruowaniem trwają na świecie przynajmniej od potowy lat 60. Jedna z nielicznych, przetłumaczonych na język polski, pozycji książkowych poświęcona realizowanemu właśnie projektowi w tej dziedzinie - praca Jerego E. Smitha, HAARP broń ostateczna - jest nieosiągalna w Centralnej Bibliotece Wojska Polskiego...
O informacje na jej temat trudno też u źródła, czyli w krajach, które prawdopodobnie pracowały nad stworzeniem takiej broni. Naukowcy zaangażowani w prace badawcze przeważnie milczą zasłaniając się Ustawą o Bezpieczeństwie Narodowym, bądź wypowiadają się lakonicznie i uspokajająco. Twierdzą, że to, nad czym pracują, to cywilne projekty badawcze, mogące zostać wykorzystane co najwyżej do konstrukcji urządzeń o czysto defensywnym charakterze, np. monitorowania zagrożeń czy doskonalenia łączności. "Broni geofizycznej" nikt oficjalnie nie ma. Jej posiadania zabrania ONZ-owska konwencja ENMOD o zakazie militarnego używania technik modyfikacji środowiska naturalnego. Czy jest ona jednak przestrzegana, skoro nie przewidziano w niej możliwości inspekcji?

Rok Testów

W sierpniu 2000 roku Rosyjska Duma zwróciła się z dramatycznym apelem do ONZ i społeczności międzynarodowej o ustanowienie międzynarodowej kontroli nad prowadzonymi przez Stany Zjednoczone doświadczeniami zmierzającymi do skonstruowania ?broni geofizycznej". W apelu Dumy zawarta była informacja, że większość testów związanych z tym uzbrojeniem zaplanowana została na rok 2003. Rosyjscy parlamentarzyści ostrzegali, że niektóre z tych eksperymentów mogą mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla środowiska naturalnego, gdyż ich przedmiotem są jonosfera i magnetosfera Ziemi.

Działanie "broni geofizycznej" opiera się na idei oddziaływania na te ośrodki za pomocą dostatecznie silnych i skumulowanych fal ultrakrótkich. Mogą one podgrzewać fragmenty jonosfery - podobnie jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Powoduje to odkształcenie tej warstwy atmosfery. Można ją unosić, odginać, a nawet tworzyć z niej coś na kształt gigantycznych soczewek elektromagnetycznych skupiających promienie słoneczne w określonych punktach. Każdy, kto bawił się kiedykolwiek zwykłą soczewką i kartką papieru, wie, co oznacza taka możliwość. Siła sygnału emisyjnego (kilka do kilkunastu gigawatów) jest przez bombardowane ośrodki (zwłaszcza rejony zorzowe tzw. pasów Van Allena) wielokrotnie wzmacniana (nawet ponad 1000 razy) i przekierowywana w stronę powierzchni planety jako monstrualnej już mocy wiązka. Użycie takiej elektromagnetycznej broni wywołać może różnego rodzaju katastrofy ? trudne jest jednak do rozpoznania, bo impuls emisyjny trwa bardzo krótko i jest niewidoczny dla oka. Atakowany obiekt nie zdaje sobie nawet sprawy z dokonywanej agresji. Kataklizmy będące skutkiem "magnetycznego strzału" wydają się efektem działania zwykłych sił natury.

To, że siły te mogą być sztucznie wzbudzane i kierowane, nie mieści się jeszcze w wyobraźni wielu ludzi, którym wojna wciąż kojarzy się z konwencjonalnym polem walki - ruchem wojsk, artyleryjską kanonadą i bombami. Tymczasem już wkrótce może ona wyglądać zupełnie inaczej. Wzbudzane przez emitery potężne impulsy elektromagnetyczne są w stanie nie tylko modyfikować pogodę (poprzez odwracanie tzw. prądów strumieniowych odpowiedzialnych za przemieszczanie się układów atmosferycznych), ale także powodować awarie wszystkiego, co ma związek z elektrycznością, wywoływać sztucznie trzęsienia ziemi o ogromnej sile (poprzez wzbudzanie w płynnym jądrze ziemi tzw. fal stojących), niszczyć wybrane cele za pomocą plazmy oraz przesyłać impulsy bezpośrednio do ludzkich mózgów (emitery mają możliwość nadawania na tych samych częstotliwościach co mózg) wywołując odmienne stany emocjonalne. Za pomocą takich nadajników można nawet "wypalać" w jonosferze dziury, wystawiając wszystko co pod nimi na zabójcze działanie promieni kosmicznych. Ludzie ostrzegający przed skutkami rozwoju tej broni twierdzą, że jej zastosowanie może rzucić na kolana całe narody. Jeśli w porę nie ustanowi się skutecznej międzynarodowej kontroli, to skończy się era demokracji i zapanuje totalitaryzm. Rządzić będzie wąska grupa dysponująca tą nową technologią.

Diabelska Harfa

Wiele poszlak potwierdza obawy Dumy, że "oręż geofizyczny" nie jest już tylko wymysłem hollywoodzkich scenarzystów i pisarzy science fiction. Istnieje i wszedł właśnie w fazę intensywnych testów. W końcu ub. roku niedaleko miejscowości Gakona na Alasce zakończony został pierwszy etap realizacji programu HAARP (Highfreąuency Active Auroral Reserch Project) zakładającego budowę ogromnego (największego na świecie) jonosferycznego emitera fal ultrakrótkich, 73000 razy silniejszego od największego obecnie istniejącego nadajnika radiowego i dodatkowo skutmającego zdolność skupiania emisji w 1 punkcie. Drugi, mniejszy emiter istnieje w miejscowości Tromse w Norwegii, a trzeci - najsilniejszy z systemu - ma wkrótce powstać na Grenlandii.

Gdy na początku lat 80. rozpoczynano realizację tego projektu, był on częścią słynnej reganowskiej Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI) nazywanej ?programem gwiezdnych wojen". Obecnie twierdzi się, że jest to projekt cywilny, mający służyć badaniu górnych warstw atmosfery. Ale głównym jego udziałowcem nadal pozostaje Departament Obrony USA. Niepokój Rosjan jest w pełni zrozumiały. Rosyjski program badań w tej dziedzinie został w latach 90. wstrzymany, laboratoria zamknięte, a wielu naukowców biorących udział w doświadczeniach lat 80. wyemigrowała do USA. Niektórzy z nich, jak np. prof. Roland Zinurowicz Sagdiejew, b. dyr. Radzieckiego Instytutu Badania Przestrzeni Kosmicznej, czy prof. Troicka, kierująca w latach 80. analogicznym radzieckim programem "Araks", pracują obecnie w Stanach Zjednoczonych przy HAARP. Po ukończeniu projektu (ok. 2025 r.) w zasięgu działania amerykańskich nadajników znajdzie się w praktyce cała północna półkula do szerokości minimum 45 równoleżnika, a więc i całe terytorium Rosji.

Znaki na niebie

Nie trzeba być zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, by zwrócić uwagę na szereg dziwnych faktów, które miały miejsce w ostatnich dwóch latach. 4 sierpnia  2004r. o godz. 4.14 po południu, w normalny słoneczny i pogodny dzień miała miejsce największa w historii awaria sieci energetycznych, która na kilkanaście godzin pogrążyła w ciemności 1/4 Stanów Zjednoczonych i część Kanady. W chwili awarii nie było żadnego przeciążenia sieci. Pracowała ona na 75 procent swoich możliwości, kiedy nagle z niewiadomych powodów nastąpił monstrualny wzrost napięcia przeładowujący system. Nie było w tym czasie żadnych klasycznych przyczyn takich zdarzeń jak wzmożona aktywność słoneczna czy magnetyczna Ziemi. Zjawisko powstało nagle w kilka minut po włączeniu na pełną moc nadajnika w Gakona. Poza pozbawieniem prądu blisko 50 min ludzi, zdarzenie to nie miało żadnego prawie wpływu na amerykańską gospodarkę czy obronność. Nastąpiło w kilka chwil po zamknięciu nowojorskiej giełdy i objęło swym zasięgiem stany bez większego znaczenia ekonomicznego czy militarnego. Departament Obrony miał jednak okazję do dokładnego przeanalizowania skutków takiego ?blackoutu" dla systemu obrony kraju. W ciągu następnych 2 miesięcy na całej półkuli północnej miała miejsce cała seria podobnych zdarzeń. Oto ich zestawienie:
18.08 Gruzja
23.08 Helsinki
28.8 Londyn
18.8 Honduras
23.09 Szwecja/Dania
28.09 Włochy
7.10 Wiedeń
Nietrudno zauważyć zadziwiającą regularność tych "awarii". Prawdopodobieństwo, że jest to czysty zbieg okoliczności, jest równe temu, że ktoś dea razy z rzędu trafia szóstkę w Toto-Lotku. Kto więc i dlaczego je spowodował? Podobną serią dziwnych zdarzeń były w ubiegłych latach światowe zjawiska pogodowe. Od początku roku wielu obserwatorów widziało na niebie bardzo dziwne obłoki o regularnych geometrycznych kształtach. Ich zdjęcia można obejrzeć w Internecie na bardzo wielu stronach. Są to ewidentne ślady pozostawione przez potężne emisje elektromagnetyczne w atmosferze. Ilość tzw. anomalii pogodowych z ostatnich dwóch lat znacznie przewyższyła ich liczbę z ostatnich dekad. Wszyscy pamiętają kuriozalne obrazki przedstawiające Jerozolimę pod śniegiem, czy monstrualne, nie notowane od ponad 100 lat, letnie upały i susze w Europie (w ich wyniku zaczęły się topić alpejskie lodowce).
W ubiegłym roku te same regiony w tym samym okresie nawiedzone zostały przez potężne powodzie. Do tego ogromna liczba płonących lasów (pożarów wybuchających "samoistnie" od Arizony po Portugalię) oraz nagłych, niezwykle silnych tajfunów pustoszących np. Chiny czy Koreę Płn. Wielu ludzi wątpi w tłumaczenia, że za tak wielkie natężenie tych zjawisk odpowiedzialna była jedynie emisja do atmosfery gazów cieplarnianych. Niektórzy, jak np. ukraiński deputowany Jurii Salomotin, przewodniczący komisji d/s likwidacji skutków awarii elektrowni w Czernobylu, otwarcie oskarżają Amerykanów' o testowanie możliwości nowej broni budowanej w oparciu o HAARR Solomotin twierdzi również, że skutkiem "elektromagnetycznego strzału" była katastrofa supernowoczesnego myśliwca Su-27, podczas pokazów lotniczych na poligonie pod Lwowem. (Myśliwiec z niewyjaśnionych przyczyn spadł nagle jak kamień na tłum widzów, powodując śmierć ponad 80 osób).
Jako cywilny projekt naukowy HAARP omija wszelkie procedury kontroli zbrojeń, jakim podlegają wszystkie systemy broni. A jego potencjalna moc jest wprost niewyobrażalna. Wystarczy powiedzieć, że tropikalny sztorm może mieć siłę około 10000 jednomegatonowych bomb wodorowych. A kontrolowane trzęsienia ziemi mogą w ciągu kilku sekund zniszczyć wielomilionowe miasta i unicestwić każdą infrastrukturę. Bez prądu, energii i komunikacji nie jest dziś w stanie funkcjonować żadne państwo. Z drugiej strony światowe katastrofy ekologiczne (być może indukowane) są argumentem za poddaniem państw kontroli międzynarodowej i stworzeniem jednego światowego rządu czyli tzw. nowego światowego ładu zapowiadanego na rewersie jednodolarówki. Czy topniejące alpejskie lodowce i zaciemniony Nowy Jork są tylko wybrykami kapryśnej natury, czy może już zwiastunami nadchodzącej globalizacji?

http://www.iluminaci.pl/haarp

Sura Facility
HAARP Like Facility
Nizhniy Novgorod, Russia
+56° 7' 9.70", +46° 2' 3.66"
..
Image courtesy of Yuri Tokarev Antennas at Sura facility, Russia.

Co to jest HAARP?
HAARP będzie najpotężniejszym na świecie krótkofalowym nadajnikiem ra­diowym - tyle że nie będzie nadawał dla ludzkich uszu. Sygnał będzie przesyłany w górne warstwy atmosfery, gdzie spowoduje podgrzewanie fragmentu nieba, zu­pełnie tak jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Ten typ nadajnika jest nazywany ?podgrzewaczem jonosferycznym". Obecnie na świecie wykorzy­stuje się kilka podgrzewaczy jonosferycznych. Jednak HAARP będzie wielokrot­nie potężniejszy niż wszystkie one łącznie.
HAARP jest zarządzany przez Phillips Laboratory Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, którego wydział geofizyczny znajduje się w bazie sił powietrz­nych Hanscom, w stanie Massachusetts, oraz dwie instytucje Marynarki Wojen­nej z Dystryktu Kolumbia: Instytut Badawczy Marynarki Wojennej (Office of Naval Research- ONR) i Laboratorium Badawcze Marynarki Wojennej (Naval Research Laboratory - NRL). Chociaż HAARP jest finansowany przez Departament Obro­ny (Department of Defense - DOD), badania naukowe są koordynowane, i w znacz­nej mierze prowadzone przez instytucje naukowe. W eksperymentach HAARP udział biorą także firmy prywatne.
Jak można przeczytać w oficjalnych dokumentach, to wspólne przedsięwzię­cie jest prowadzone, by dowiedzieć się, w jaki sposób pogoda kosmiczna wpływa na komunikację, nawigację oraz system sieci energetycznych. Mianem pogody kosmicznej określa się zjawiska powodowane przez napływ cząsteczek ze Słońca i przestrzeni kosmicznej do górnych warstw atmosfery ziemskiej. Może ona wpły­wać na to, jak jonosfera przenosi fale radiowe, i zakłócać światową komunikację radiową. Oddziałuje również na satelity, powodując uszkodzenia systemów po­kładowych lub osłabiając łączność z nimi. Kosmiczne "burze" mogą prowadzić do przeładowania linii przesyłowych energii elektrycznej na Ziemi, powodując rozległe przerwy w dostawach energii.
Po ukończeniu konstrukcji HAARP będzie kompleksem 180 anten nadaw­czych wielkiej częstotliwości (HF), nazwanym instrumentem badań jonosferycz-nych (Ionospheric Research Instrument - IRI), i mnóstwa innych narzędzi nauko­wych. Obecnie wciąż znajduje się w budowie, wznoszony nieopodal Tok Cut-Off Highway (droga nr 1). Brama wjazdowa na teren projektu znajduje się przy słupie milowym 11.3 od skrzyżowania drogi nr 1 z Richardson Highway (droga nr 4), około 420 kilometrów na północnywschód od Anchorage i mniej więcej tyle samo na południowy wschód od Fairbanks.
Stanowisko HAARP, zajmujące powierzchnię około 24 hektarów, na której dawniej rósł dziewiczy las, jest własnością Departamentu Obrony (DOD). Po­czątkowo DOD zamierzał umieścić tam instalację radarową z tzw. radarem po-nadhoryzontalnym rozproszenia wstecznego (Over-The-Horizon Backscatter -OTH-B). W 1991 roku udostępnił ten teren dla projektu HAARP, długo po tym, jak w latach 80. przerwano projekt OTH-B wskutek federalnych cięć budżeto­wych. Stary obiekt przekazano wraz z pustą elektrownią i drogą żwirową.
Najbardziej rzucającym się w oczy elementem konstrukcji jest zestaw anten, nazywany IRI. Z 24 hektarów przeznaczonych dla HAARP prawie dziewięć zaj­mowały mokradła, które w większości wypełniono czarnym żwirem, tworząc po­ziome pole dla IRI. W momencie ukończenia projektu, przewidywanym na 2002 rok, ostateczny zestaw IRI (tzw. FIRI) będzie zajmował żwirowy plac o powierzchni około 13 hektarów i obejmie 180 wież antenowych, ustawionych w 15 kolum­nach i 12 rzędach. Obecnie istnieje już prototyp IRI (DP IRI), który składa się z 48 wież o wysokości 22 metrów i znajduje się na żwirowym placu o wymiarach 300 na 400 metrów.
Wieże DP IRI są rozmieszczone w odległości 24 metrów od siebie na prosto­kątnej siatce składającej się z ośmiu kolumn i sześciu rzędów. Na szczycie każdej wieży znajdują się dwie dipolowe anteny. Jeden z dipoli jest dostrojony do działa­nia w zakresie od 2,8 do 7 MHz, natomiast drugi w zakresie od 7 do 10 MHz. Dwa dipole są zamocowane poziomo, jak wielkie "X" na szczycie każdej wieży. W da­nym momencie może działać tylko jedna antena z każdej pary, w zależności od pożądanej częstotliwości wyjścio­wej. Oprócz tych anten, wieże pod­trzymują złożoną strukturę wzajem­nie połączonych przewodów i belek. W odległości pięciu metrów nad zie­mią, pomiędzy wieżami rozciąga się metalowy ekran. Tworzy on stały re­flektor dla anten. W czasie transmi­sji przechwytuje skierowaną w dół energię radioelektryczną (RF) i od­bija jaku górze. W ten sposób sygnał wzmacnia się, jednocześnie ochrania się ludzi i zwierzęta na ziemi przed silnym polem RF, które generuje się podczas działania nadajników.
a ziemi, pod zespołem anten, znajduje się 30 schronów z nadajnikami. Każ­dy skrywa 12 nadajników zasilanych generatorami Diesla. Można je ustawiać tak, żeby działały albo niskopasmowe, albo wysokopasmowe dipole. Każdy nadajnik może wytworzyć energię radioelektryczną o wartości 10 000 watów. Łącznie 360 nadajników może przesłać do anten 3 600 000 watów mocy wyjściowej. HAARP ma unikalną właściwość - potwierdzoną patentem zdolność skupiania transmisji w jednym punkcie, wysoko na niebie. Wzmacnia to sygnał wyjściowy tysiąckrot­nie, co daje HAARP moc efektywną ponad 3 600 000 000 watów. Dzięki temu urządzenie jest ponad 72 000 razy silniejsze niż największa komercyjna rozgło­śnia radiowa w Stanach Zjednoczonych!
Zgodnie z wersją wojska, zestaw anten HAARP ma służyć stymulowaniu, na niewielką skalę, zjawisk podobnych do tych, jakie zachodzą w naturze, kiedy ener­gia słoneczna wchodzi w reakcję z górnymi warstwami ziemskiej atmosfery. Po­zwoliłoby to naukowcom i inżynierom lepiej zrozumieć, w jaki sposób zachodzą tego rodzaju zjawiska i jakie wywołują skutki. Oficjalne dokumenty podkreślają, że zamierzeniem rządu jest uczynienie HAARP "głównym arktycznym ośrod­kiem badań górnych warstw atmosfery i zjawisk solarno-ziemskich". Dokumenty rządowe dotyczące HAARP często są sprzeczne i wydaje się, że celowo wprowa­dzają czytelnika w błąd. Naukowcy przyglądający się projektowi i powiązanym z nim technologiom podejrzewają, że amerykańskie społeczeństwo wie na temat HAARP znacznie mniej niż Kongres, który zatwierdza rachunki.
Konspiracja
Możliwe że nazwa i lokalizacja to jedyne, co wiadomo na pewno o projekcie HAARP. Skradziony list, klasyczne opowiadanie Edgara Allana Poego mówi, jak ukrywano pewną rzecz, pozostawiając ją na widoku. Program wysokoczęstotliwościowych aktywnych badań zorzy polarnej okazałby się kolejnym przykładem zamaskowania przez pozorne ujawnienie. Ten projekt nauko­wy, mimo że jest realizowany w alaskiej dziczy, z pewnością nie jest ukrywany. Teren pod urządzenia i część ich dokumen­tacji są raz na jakiś czas udostęp­niane publiczności. HAARP ma nawet własną stroną w Internecie (http://w3.nrl.navy.mil/pro-jects/haarp).
Być może HAARP jest, jak twierdzą jego zwolennicy, kolejnym zaawanso­wanym technologicznie narzędziem badawczym do ujawniania sekretów wszech­świata - w tym przypadku odkrywania tajemnic górnych warstw atmosfery. Jed­nak naukowcy dokładniej przypatrujący się temu projektowi natrafili na setki wskazówek świadczących, że istnieje jakieś ukryte dno, jakiś zagadkowy, nie­ujawniony cel, kryjący się za akademicką fasadą. Książka ta zawiera przegląd możliwych tajnych zastosowań tej technologii oraz grup spiskowców, które mo­głyby nią zawładnąć.
Trudno sobie wyobrazić, że projekt zarządzany wspólnie przez Siły Powietrz­ne i Marynarkę Wojenną jest przedsięwzięciem cywilnym, zwłaszcza, że uosabia zdumiewającą różnorodność potencjalnych systemów broni. Mimo to lokalni i fe­deralni uczestnicy tego projektu na każdym kroku robią, co mogą, żeby przedsta­wić go jako jeszcze jedno cywilne przedsięwzięcie naukowe.
Jak w przypadku innych cywilnych programów, pozwolili na publiczną kry­tykę i inspekcję. Przed ostatecznym zatwierdzeniem projektu HAARP poddano procedurze publicznych oględzin i badaniom wpływu na środowisko naturalne. Jednak czytając raport z ostatecznych badań wpływu na środowisko (Finał Envi-ronmental Impact Study - FEIS), stajemy twarzą w twarz albo z bezczelnym kłam­stwem, albo ze zdumiewającą głupotą.
FEIS stwierdza, że projekt nie będzie miał żadnego negatywnego wpływu na środowisko naturalne na powierzchni, ponieważ cała energia emitowana przez HAARP będzie skierowana w górę, ku atmosferze. Twórcy raportu zignorowali fakt, że nawet ich własna dokumentacja wspomina, iż część tej energii zostanie odbita z powrotem na Ziemię. Twierdzą nawet, że oddziaływanie na jeden rejon nieba nie będzie miało wpływu na pozostałe. Jest to jaskrawym kłamstwem.
Zlekceważyli też całą górę medycznych i naukowych dowodów na zagroże­nie zdrowia ludzkiego związane z oddziaływaniem promieniowania elektroma­gnetycznego i radiowego, twierdząc, iż nie jest to fakt ?powszechnie akceptowa­ny przez zdecydowaną większość naukowej społeczności". Może nie było to powszechnie akceptowane w 1991 roku, kiedy Siły Powietrzne rozpoczynały ba­dania, jednak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
W rzeczywistości rząd nawet sam siebie nie jest w stanie oszukać w tej kwestii: Departament Handlu Stanów Zjednoczonych (U.S. Department of Commerce),
Narodowy Zarząd do Spraw Telekomunikacji i Informacji (National Telecom-munications and Information Administration), Międzywydziałowa Rada Dorad­cza do Spraw Łączności Radiowej (Interdepartment Radio Advisory Cornmit-tee) doszły do wniosku, że HAARP stanowi zagrożenie dla komunikacji radiowej. Jest to zagrożenie, które może mieć duże znaczenie dla ludności niezurbanizo-wanej Alaski, gdzie niezawodna łączność radiowa jest niekiedy sprawą życia i śmierci.
Poznawanie HAARP przypomina obieranie cebuli albo otwieranie rosyjskiej matrioszki, w której znajdują się kolejne, coraz mniejsze lalki. Napotykamy wiele warstw świadomego wprowadzania w błąd; jedno ukryte dno, pod którym kryje się następne. HAARP może spełniać wiele funkcji, tylko nieliczne z nich są oma­wiane w literaturze lub w gładkich kłamstwach promotorów projektu.
Broszura informacyjna zatytułowana Purpose and Objectives ofthe HAARP Program (Cele i zadania HAARP) została zamieszczona na stronie internetowej projektu. Oto co ona oznajmia:
HAARP to naukowe przedsięwzięcie mające na celu badanie właściwości i zachowania jonosfery, ze szczególnym uwzględnieniem zamiaru zrozumienia jej działania i wykorzystania jej do usprawnienia systemów łączności i obserwa­cji zarówno w zastosowaniach cywilnych, jak i obronnych.
Program HAARP ma doprowadzić do skonstruowania obiektu badańjono-sferycznych światowej klasy, składającego się z:
  • Instrumentu badań jonosferycznych (IRI) i nadajnika wysokiej mocy, działa­jącego w zakresie wielkich częstotliwości. IRI będzie wykorzystywany do krót­kotrwałego wzbudzania określonego obszaru jonosfery w celu badań naukowych.
  • Urządzeń diagnostycznych, które będą wykorzystywane do obserwacji fi­zycznych procesów zachodzących we wzbudzonym obszarze.
Obserwacja procesów wynikających z kontrolowanego użycia IRI pozwoli naukowcom lepiej zrozumieć zjawiska stale zachodzące w naturze pod wpływem promieniowania słonecznego.
Sprzęt diagnostyczny zamontowany w obiekcie HAARP będzie służył do­datkowo wielu innym naukowym celom, włącznie z badaniami nad zjawiskiem globalnego wzrostu temperatury oraz dziury ozonowej.
Rdzeń projektu HAARP stanowi IRI. Będzie to największy dotychczas zbu­dowany radionadajnik wysokiej częstotliwości. Zaprojektowano go tak, żeby kon­centrować kilka gigawatów mocy transmisyjnej w jeden potężny strumień o nie­wyobrażalnej sile. Dokonuje się tego przez sekwencyjne uruchamianie planarnego (rozmieszczonego w płaszczyźnie poziomej) układu dipolowych anten nadają­cych w paśmie fal krótkich.
Największa różnica pomiędzy HAARP a kilkunastoma innymi podgrzewa­czami jonosferycznymi na całym świecie polega na tym, że HAARP jest fazowa­nym układem antenowym. Fazowane lub sekwencyjne uruchamianie nadajników zestawu antenowego pozwala uzyskać funkcję skupiania energii, która zdecydo­wanie odróżnia HAARP od innych podobnych obiektów. Zdolność ta sprawia, że jest on "nielegalny", gdyby został wykorzystany jako radar ponadhoryzontalny (a do tego właśnie był początkowo przeznaczony).
Radar z układem fazowanym to bardzo nowoczesne urządzenie, które jest w stanie śledzić równocześnie setki obiektów. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Związek Radziecki opracowały radary z układem fazowanym jako sposób na wykrycie wrogiego ataku nuklearnego. Wykorzystywanie tego typu radaru zo­stało jednak ograniczone przez układ w sprawie pocisków antybalistycznych (ABM Treaty Anti-Balistic Missile) z 1972 roku, który zastrzega, iż radary te mogą być konstruowane tylko na peryferiach terytorium danego kraju i muszą być skierowane na zewnątrz, tak żeby jedyną ich funkcją było ostrzeganie przed atakiem wroga. W ten sposób radar z układem fazowanym nie mógłby zostać użyty jako część systemu obronnego do identyfikacji i zestrzeliwania atakują­cych pocisków.
Testowano też, dziś już zarzucony, projekt radaru rozproszenia wstecznego, który nie naruszał postanowień układu ABM - jedyny problem w tym, że nie sprawdził się praktycznie. Gdyby HAARP wykorzystano jako system radarowy, naruszałby układ ABM ze względu na zdolność sterowania promieniem energii, która pozwalałaby zastosować go do celów obronnych. W pierwszych publika­cjach na temat HAARP otwarcie dyskutowano takie zastosowanie urządzenia, podczas gdy nowsze materiały osobliwie przemilczają tę kwestię.



Rysunek Eastlunda ilustrujący ruch naładowanej cząsteczki w polu geomagnetycznym Ziemi, zaczerpnięty z jego patentu na globalną "tarczę" ochronną
Istnieją trzy zasadnicze etapy procesu rozwoju każdego systemu broni. Pierw­szy z nich składa się z dwóch elementów; początkowo jest to czysta nauka, funda­mentalne założenia, które prowadzą do bardziej dogłębnego rozumienia praw natury. Następnie ktoś wpada na genialny pomysł; rozwija wizję "co by było gdy­by", opierając się na próbach przystosowania czysto naukowych odkryć do po­trzeb wojska.
Drugi etap tego procesu nosi nazwę "dowodzenia słuszności koncepcji". Na­ukowcy, czy to w uniwersytetach, pracujący na kontraktach i stypendiach fundo­wanych przez wojsko albo jego kontrahentów, czy też w laboratoriach wojska lub jego kontrahentów opracowują odpowiedni sprzęt w celu przetestowania wizji "co by było gdyby". Celem tego etapu jest wykazanie, że koncepcję można dopra­cować, przekształcając ją w coś, co kiedyś może się okazać przydatne wojsku. Na tym etapie eksperymentalny sprzęt rzadko przypomina prawdziwą broń.
Często dopiero na trzecim i ostatnim etapie prototypu idea przybiera kształt w pełni sprawnego modelu. Po demonstracji prototypu projekt zazwyczaj opuszcza laboratorium i pojawia się na arenie politycznej, jego zwolennicy zaś walczą o po­kaźne finanse potrzebne do wyprodukowania i utrzymania nowego rodzaju broni.
Departament Obrony daje nam do zrozumienia, że HAARP to etap pierwszy, czysto naukowy projekt. Wielu jego krytyków uważa, iż w rzeczywistości jest to etap drugi, "dowodzenia słuszności koncepcji" tego modelu broni. Ponieważ układ anten IRI zaprojektowano tak, by móc go stopniowo rozbudowywać - część teraz, resztą później - krytycy sądzą, że HAARP zostanie przekształcony w pełnowy-miarową, działającą broń, jeśli faza "dowodzenia słuszności koncepcji" zakończy się sukcesem.
Niektórzy ludzie wierzą, że istnieje jakaś wielka konspiracja, grupa niesły­chanie potężnych osób, które chcą rządzić światem. Większość z nas odrzuca ist­nienie takiego tajnego stowarzyszenia, uznając je za wytwór chorej wyobraźni. Mimo to nie da się zaprzeczyć, że przez ponad sto lat wykształcał się pewien ruch wśród elity światowych intelektualistów, przemysłowców i zwolenników idei "glo­balnej wioski", mający na celu zakończenie wojny i rozwiązanie problemów spo­łecznych (takich jak przeludnienie, nierówny bilans handlowy i degradacja środo­wiska naturalnego) poprzez utworzenie jednego, światowego rządu. Czy ten globalistyczny ruch jest jakimś diabolicznym spiskiem garstki złych ludzi, czy też szerokim konsensusem przyzwoitej większości, prawdę mówiąc ma to niewielkie znaczenie. Jest to równie realne jak AIDS i potencjalnie tak samo zabójcze, a przy­najmniej zagrażające naszej indywidualnej wolności. Przekonamy się, że gdyby istniał jakiś spisek, HAARP okazałby się wręcz nieoceniony w realizacji planów konspiratorów.
Idea Ligi Narodów, która pojawiła się po pierwszej wojnie światowej, stano­wiła tylko jeden z przejawów tego ruchu. Organizacja Narodów Zjednoczonych powstała jako rozwinięcie tej koncepcji. ONZ stworzono, żeby położyć kres woj­nie - likwidując państwa. Kryje się za tym pewna logika -jeśli nie będzie państw, nie będą między nimi wybuchały wojny. Podkreślono to wyraźnie w "Światowej Konstytucji" Narodów Zjednoczonych: "Epoka państw musi się zakończyć. Rzą­dy narodowe postanowiły przekazać swoją odrębną suwerenność jednemu rządo­wi, któremu oddają zwierzchnictwo nad swoimi siłami zbrojnymi".
Nowy Porządek Świata (New Word Order - NWO) to tylko jedna z nazw nadanych tej inicjatywie utworzenia prawdziwego rządu światowego. Wielu jego zwolenników wyznaje ideologię zwaną technokracją, która oznacza rządy eks­pertów, naukowców czy techników. Nie jest to demokracja, z jaką identyfikują się Amerykanie. Jednym z najsłynniejszych orędowników Nowego Porządku Świata jest Zbigniew Brzeziński. Był on doradcą Jimmy'ego Cartera i innych prezyden­tów w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Własną wersję technokracji okre­ślił on mianem "technetroniki". W swojej książce Between Two Ages (Na przeło­mie dwóch epok) Brzeziński napisał: "Epoka technetroniki pociąga za sobą stopniowe wyłanianie się bardziej kontrolowanego społeczeństwa. Takie społe­czeństwo byłoby zdominowane przez elitę, niepowstrzymywanąprzez tradycyjne wartości".
Taka "technetroniczna" unia narodów nawoływałaby do desuwerenizacji wszystkich istniejących państw. To "nowe uporządkowanie" zredukowałoby Stany Zjednoczone do zwykłego regionalnego rządu - Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu (North American Free Trade Agreement - NAFTA) postrzegany jest jako krok w kierunku wprowadze­nia Nowego Porządku Świata. W 1993 roku "Los Angeles Times Syndicate" za­mieścił następujące słowa byłego sekretarza stanu Henry'ego Kissingera: "NAF­TA reprezentuje najbardziej twórczy krok w kierunku wprowadzenia Nowego Porządku Świata". Wspólny Rynek w Europie i Unia Europejska są postrzegane podobnie - jako pomosty wiodące do ostatecznego utworzenia Stanów Zjedno­czonych Europy, które z kolei byłyby tylko jednym z regionów ogólnoświatowe­go państwa Narodów Zjednoczonych (lub globalnej plantacji, jak nazywają je niektórzy krytycy).
Konspiratorzy spod znaku NWO to tylko jedna z przypuszczalnych, ukrytych grup "władców marionetek", ciągnących za sznurki projektu HAARP. Do grup takich należą także zwolennicy programu Inicjatywy Obrony Strategicznej z wy­ższych szczebli dowództwa militarno-przemysłowo-naukowego kompleksu oraz zdradzieckie frakcje społeczności wywiadowczej. Problem ze zgadywaniem na temat jakiejś kwestii polega na tym, iż istnieje zaledwie kilka właściwych odpo­wiedzi i nieskończone morze błędnych. Oficjalne materiały dotyczące HAARP są wyraźnie sprzeczne i nie kryją prób wprowadzenia opinii publicznej w błąd odno­śnie do rzeczywistego celu projektu, dlatego spekulacje na temat tego, co się na­prawdę dzieje, rodzą się same. Z pewnością istnieje coś, o czym się nam nie mówi. HAARP niemal na pewno stanowi część jakiejś konspiracji. W tym momencie nie wiemy, czy ten spisek jest czymś tak banalnym, jak zmowa garstki ludzi ni­skiego szczebla w militarno-przemysłowo-naukowej społeczności, próbujących wyciągnąć od Ameryki kilka dolarów na bezużyteczny, wielki projekt naukowy. Czy też, popadając w drugą skrajność, HAARP jest częścią większego spisku, mającego na celu zniszczenie Ameryki i opanowanie świata. A może to jeszcze coś innego, o czym nie mamy pojęcia?
Kto?
Departament Obrony posiada prawa własności ziemi, na której mieści się HAARP. Philips Laboratory Sił Powietrznych z Massachusetts i Instytut Badaw­czy Marynarki Wojennej (ONR) z Waszyngtonu odpowiadają za nadzór technicz­ny i administrowanie tym, rzekomo cywilnym, projektem. Wszystkie trzy agencje upierają się, że HAARP nie stanowi żadnego zagrożenia, że to tylko kolejny przy­kład wielkiej nauki, całkowicie jawny i uczciwy. Z bólem informują, iż literatura dotycząca HAARP jest odtajniona i dostępna do tego stopnia, że można ją ścią­gnąć z Internetu. W projekt zaangażowało się także kilka uniwersytetów, prywat­nych ośrodków badawczych i korporacji z różnych krajów. Należą do nich: Uni-versity of Alaska, University of Massachusetts, University of California z Los Angeles (UCLA), Massachusetts Institute of Technology (MIT), Stanford Uni-versity, Clemson University, University of Tulsa, University of Maryland, Cornell University, SRI International oraz Geospace, Inc.
Dzięki temu wydaje się, że HAARP nie jest przedsięwzięciem trzymanym w tajemnicy i nie należy do skrytego świata badań nad bronią. Jednak jeden z klu­czowych dokumentów Departamentu Obrony stwierdza:
Sercem projektu będzie opracowanie unikalnej funkcji podgrzewania jonos-fery, pozwalającej na przeprowadzenie pionierskich eksperymentów, wymaganych, żeby adekwatnie oszacować możliwość wykorzystywania technologii modyfiko­wania jonosfery dla celów Departamentu Obrony.
Od kiedy to Departament Obrony ma jakieś niemilitarne cele?
Kolejną wskazówką, że HAARP nie jest cywilnym przedsięwzięciem, może być fakt, iż obecnym posiadaczem najważniejszego kontraktu na budowę HAARP jest firma Raytheon E-Systems, jeden z największych na świecie kontrahentów wojskowych.
Kluczową rolę w historii HAARP odgrywa senator Ted Stevens z Alaski. Był on gorącym poplecznikiem projektu zarówno w Waszyngtonie, jak i w swoim rodzinnym stanie. Wydaje się, że postrzega to przedsięwzięcie jako kolejny wspa­niały przykład wykorzystania funduszy państwowych na cele społeczne. Twier­dził, że projekt przyniesie nowe miejsca pracy i zyski dla tego regionu, jak rów­nież międzynarodowy prestiż dla University of Alaska. Jednak stworzono zaledwie kilka miejsc pracy i, jak dotąd, bardzo niewiele z ponad 58 000 000 dolarów wydanych na projekt trafiło na Alaskę. Czy jest to przykład politycznego wyko­rzystywania funduszy państwowych na cele społeczne (co wiele osób uznaje za wystarczający powód, żeby sprzeciwić się projektowi), czy też jest to tylko kolej­na przykrywka?
Następną osobliwą wskazówką, mówiącą coś na temat rzeczywistego celu HAARP, jest fakt, iż członkiem komitetu naukowego pracującego nad całą kon­cepcją, był jeden z najważniejszych rosyjskich naukowców Roald Zinurowicz Sagdiejew. Prace tego komitetu, podobnie jak sam HAARP, były finansowane przez Phillips Laboratory oraz Instytut Badawczy Marynarki Wojennej. Komitet został powołany przez East/West Space Science Center z University of Maryland, którego dyrektorem jest Sagdiejew.
Doktor Sagdiejew przez 15 lat pracował jako dyrektor radzieckiego Instytutu Badań Przestrzeni Kosmicznej (porównywalnego do amerykańskiego NASA). Na tym stanowisku kierował wieloma międzynarodowymi projektami wysokiej ran­gi, włączając w to wspólny radziecko-amerykański program Apollo-Sojuz oraz międzynarodowe misje zbadania komety Halleya, a następnie Fobosa, księżyca Marsa. Te dwa ostatnie projekty zostały zaplanowane i wdrożone przez Sagdieje-wa przy współpracy ponad 12 państw.
Przed otrzymaniem stanowiska w radzieckim Instytucie Badań Przestrzeni Kosmicznej w 1973 roku Sagdiejew zrobił imponującą karierę jako fizyk plaz­mowy. Został jednym z najmłodszych naukowców uhonorowanych przyjęciem do grona członków Akademii Nauk Związku Radzieckiego. Obecnie jest dyrek­torem honorowym rosyjskiego Instytutu Nauk Kosmicznych, natomiast w Stanach

W 1961 roku wysokościowy test nuklearny nad Wyspą Johnstona na Pacyfiku wywołał świetlne widowisko na Hawajach i usmażył wszystkie amerykańskie satelity szpiegowskie

(ilustracja z raportu agencji Associated Press z 1961 roku)
Zjednoczonych jest wybitnym profesorem fizyki na University of Mary land, jed­nej z uczelni biorących udział w projekcie HAARP. Ponadto Sagdiejew jest zagranicznym członkiem Narodowej Akademii Nauk Stanów Zjednoczonych oraz zasłużonym współpracownikiem Centrum Studiów Byłego Związku Ra­dzieckiego.
Człowiek ten może stanowić przykład na to, że konspiracja ?zjednoczonego świata" zakorzeniła się głęboko zarówno na terenie Rosji, jak i na Zachodzie. Jednym z celów ludzi dążących do wprowadzenia Nowego Porządku Świata jest konwergencja, połączenie Stanów Zjednoczonych i byłego Związku Radzieckie­go w jeden globalny organizm. Sagdiejew przez całą swoją karierę wyraźnie po­pierał taką politykę. Przez pierwszych pięć lat pierestrojki służył jako doradca Michaiła Gorbaczowa podczas spotkań na szczycie w Genewie, Waszyngtonie i Moskwie.
Tak na marginesie, "obywatel świata" Gorbaczow kieruje obecnie kilkoma organizacjami, takimi jak Fundacja Gorbaczowa i Zielony Krzyż, mieszczącymi się w Presidio, zamkniętej amerykańskiej bazie wojskowej w San Francisco, w Ka­lifornii. Jego głównym zadaniem jest stworzenie programu etycznego uzasadnie­nia dla ekologicznych dekretów Nowego Porządku Świata. Zadanie to przydzie­lono mu decyzją letniego szczytu w Rio de Janeiro w 1992 roku.
W 1995 roku Sagdiejew wraz z Jewgenijem P. Wielikowem otrzymał Na­grodę Leo Szilarda, przyznawaną w dziedzinie fizyki wykorzystanej dla dobra publicznego: ?Za szczególny wkład w radziecką głasnost, która była głównym czynnikiem powstrzymującym nuklearny wyścig zbrojeń pomiędzy Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi". Nagrodę tę przyznaje corocznie Ame­rykańskie Stowarzyszenie Fizyków ?...dla uhonorowania wybitnych dokonań fizyków przy próbach wykorzystania fizyki dla dobra społeczności w takich dzie­dzinach, jak ochrona środowiska, kontrola zbrojeń i polityka naukowa". Leo Szi-lard (1898-1945) był pierwszym fizykiem amerykańskim, który w latach 30. wpadł na pomysł zbudowania bomby atomowej. Za jego namową Albert Einstein (1879 - 1955) w 1940 roku napisał list do prezydenta Franklina D. Roosevelta, przeko­nując go do budowy broni nuklearnej. Doprowadziło to do utworzenia Projektu Manhattan, który zrealizował tę ideę.
Wielikow i Sagdiejew otrzymali Nagrodę Leo Szilarda za zorganizowanie Komitetu Radzieckich Naukowców dla Pokoju, sprzeciwiającego się układowi dotyczącemu broni nuklearnej z marca 1983 roku. Komitet ten trzy lata wcześniej opublikował opartą na zasadach fizyki krytykę amerykańskiej Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI). Osoba profesora Sagdiejewa stanowi bardzo interesujące po­wiązanie pomiędzy HAARP, SDI, fizyką plazmową (HAARP ma rzekomo służyć badaniom fizyki plazmy górnych warstw atmosfery), ochroną środowiska i kon­trolą zbrojeń. Tematy te pojawiać się będą stale w naszych rozważaniach prowa­dzących do zrozumienia, czym jest HAARP.
Dlaczego były wysoki urzędnik radziecki, naukowiec i ekspert SDI przyczy­nili się do utworzenia HAARP? Niektórzy uważają, że HAARP to technologia SDI dostosowana do nowych warunków. Prezydent Reagan obiecał, że udostępni technologię "gwiezdnych wojen" Rosjanom. Część osób uznała, że zachował się jak szaleniec, mówiąc coś takiego, inni natomiast przyjęli te słowa z entuzjaz­mem. Rosjanie byli przekonani, że SDI daje Stanom Zjednoczonym przewagę pierwszego uderzenia i sprzeciwiali się jej. Czy opracowujemy jakąś technologię SDI? Czy honorujemy zobowiązanie Reagana? Czy obecność naukowca Sagdie­jewa w tym komitecie dowodzi tego, iż HAARP to realizacja "gwiezdnych wo­jen", i że naprawdę udostępniliśmy ten projekt Rosjanom?
Dlaczego?
Co by było, gdyby wasz radar działał wysoko nad horyzontem, lokalizując wrogie samoloty i pociski odległe o setki, a nawet tysiące kilometrów? Co by było, gdyby po dostrzeżeniu zbliżających się pocisków można było unieść górną warstwę atmosfery? To niespodziewana przeszkoda w przestrzeni wskutek umiesz­czenia ?powietrza" tam, gdzie nie powinno się ono znajdować. Najprawdopodob­niej zmieniłoby to tor lotu pocisków lub nawet zniszczyło je. O takiej właśnie zdolności wspominają oryginalne patenty urządzeń podobnych do HAARP. A gdy­by można było zajrzeć głęboko pod powierzchnię ziemi i wykryć wszystkie zako­pane sekrety wrogów? To właśnie ze względu na tę funkcję Senat Stanów Zjedno­czonych sfinansował HAARP.
A gdyby, w ramach manipulowania górną częścią atmosfery, można było skie­rować prądy strumieniowe w dowolnym kierunku? Gdyby można było za do­tknięciem przycisku wywołać lokalne burze, zamieniając drogi na pola bitew w błotniste trzęsawiska, by powstrzymać wrogie oddziały i ich zaopatrzenie?
Departament Obrony potrzebował takiej technologii od czasów wojny wietnam­skiej. Podczas tego konfliktu próbowano sztucznie wytwarzać chmury nad głów­ną drogą zaopatrzeniową wroga, Szlakiem Ho Szi Mina. A gdyby można było przywołać szalejące nad całymi kontynentami burze, które wichrem i gradem rów­nałyby z ziemią uprawy wrogiego państwa lub sprowadzałyby na nie powodzie? Czyż w ten sposób nie wywołałoby klęski głodu? To także znajduje się w orygi­nalnych planach urządzeń takich jak HAARP.
A gdyby możliwe było kierowanie strumieni energii na zbliżające się oddzia­ły wrogich wojsk i poddawanie mózgów ludzi działaniu mikrofal, zupełnie tak samo jak mrożonek w kuchenkach? Czyż nie byłaby to doskonała broń - wrogo­wie zginęliby lub byliby niezdolni do walki wskutek zaburzeń umysłowych, jed­nak poza tym nic nie uległoby zniszczeniu, sprzęt byłby zdatny do użytku, miasta i obiekty przemysłowe pozostałyby nienaruszone przez wojnę? To także od dzie­sięcioleci było marzeniem projektantów broni i stało się impulsem do opracowa­nia broni neutronowej (przetestowanej po raz pierwszy w 1962 roku w Stanach Zjednoczonych). Bomba neutronowa emituje zabójcze promieniowanie wysokiej aktywności przy stosunkowo niewielkiej sile eksplozji, powodując minimalne zniszczenia majątku i maksymalne straty wśród ludzi.
Czy możliwa byłaby kontrola populacji, gdyby dokonać projekcji hologra-ficznych obrazów na niebie, takich jak wizerunek boga, którego ludzie czczą, lub demonów, których najbardziej się boją? Siły Powietrzne uważają, że tak, więc aktywnie dążą do wprowadzenia holograficznych projektorów jako broni. Co można zrobić z ludźmi, gdyby przekazywać słowa lub myśli bezpośrednio do ich mózgów? Czy nie skłoniłoby to ich do nieświadomego wykonywania poleceń lub nie doprowadziłoby do obłędu? Psychologowie zatrudnieni przez radzieckie KGB pracowali nad radiowym zdalnym sterowaniem ludźmi od lat 30. XX wieku. CIA prowadziła podobne programy badawcze od lat 50.
Naukowcy twierdzą, że HAARP (lub podobne urządzenie) może spełniać wszystkie powyższe funkcje, jeśli będzie odpowiednio duże i świadomie zapro­gramuje się je do tych zadań. Choć może to brzmieć jak obłęd lub fantastyka naukowa, już kilkadziesiąt lat temu szanowani naukowcy twierdzili, iż osiągnię­cie takich celów jest tylko kwestią czasu i pieniędzy. Czy HAARP jest kolejnym krokiem ewolucyjnym w rozwoju broni?
Kto chciałby posiadać taką broń? A któż by nie chciał! Wiele państw, organiza­cji, agencji i wszelkiego rodzaju despotów oddałby wszystko, żeby posiąść HAARP. Jeśli naprawdę ma takie możliwości, a są na to dowody, jak długo pozostanie on wcywilnych rękach? Nawet jeśli dziś jest czysto naukowym przedsięwzięciem, trudno sobie wyobrazić, by długo pozostał pod cywilną kontrolą, gdy tylko zostanie do­wiedziona jego moc. Wiele świadectw sugeruje, że HAARP od samego początku jest pod kontrolą jakiejś naukowo-wojskowej konspiracji. Nie tyle nawet sugeru­je, wręcz dowodzi - dowodzi istnienia spisku, który wspomaga realizację tajem­niczych celów jakiejś nieznanej frakcji pozostającej na utrzymaniu podatników. Dochodzenie, kim mogą być owi konspiratorzy, będzie częścią tej książki, tak samo jak odkrywanie tego, czym jest HAARP.
Podczas gdy zwolennicy HAARP podkreślają, że program jest odtajniony, jego ?cywilny" status może być kolejną fasadą- obmyśloną, żeby obejść porozu­mienia, które Stany Zjednoczone zawarły zarówno z ONZ, jak i z byłym Związ­kiem Radzieckim. HAARP może stanowić naruszenie układu ABM, jeśli będzie wykorzystywany przez wojsko. Ponadto HAARP ma prawdopodobnie wyjątko­wą zdolność zmieniania pogody, czy to nad polem walki, czy nad całym konty­nentem. Stany Zjednoczone są sygnatariuszem zaproponowanego przez ONZ ukła­du zakazującego modyfikacji środowiska naturalnego (kontrolowania pogody) jako narzędzia wojny. Wojsko nie może angażować się w badania tego typu, ale cywile nie mają takich ograniczeń.
Racjonalne i odpowiedzialne domysły na temat prawdy kryjącej się za HAARP dla osób niewtajemniczonych mogą brzmieć jak szaleństwo. Żyjemy w epoce, w któ­rej fantastyka naukowa staje się rzeczywistością szybciej, niż futuryści są w stanie przedstawić swoje wizje w druku. Na przykład kontrolowanie pogody może wyda­wać się szaloną ideą, jednak badacze na całym świecie opracowują technologie jej modyfikowania od ponad 50 lat. Mniej więcej w tym samym okresie byliśmy świad­kami prawdziwej rewolucji technicznej - od braci Wright do Neila Armstronga na Księżycu. Nie będąc w sprzeczności ze znanymi i akceptowanymi naukowymi zasa­dami, można śmiało powiedzieć, że literatura dotycząca HAARP pokazuje, iż niektó­re eksperymenty w ramach tego projektu mogą mieć ogromny wpływ na pogodę. A jeśli istnieje jakaś konspiracja w celu ofensywnego wykorzystania tej technologii? W tej książce zwrócę uwagę na pewne najbardziej wiarygodne, choć niekiedy nie­prawdopodobne spekulacje na temat HAARP i jego zamierzonych zastosowań.
Niektóre osoby zajmujące się rzeczywistym przeznaczeniem projektu doszły do intrygujących i nieco gorączkowych wniosków odnośnie do tego, kto jest odpo­wiedzialny za HAARP, i do czego będzie on służył. Choć wątpię, żeby zamieszane w to były anioły, diabły czy istoty pozaziemskie, przytoczę tu również niektóre tego typu spekulacje, choćby dlatego, że istnieje minimalne prawdopodobieństwo, iż są prawdziwe.
Czy ma miejsce jakiś wielki spisek, którego HAARP jest częścią? Pisarze zapełnili biblioteki, usiłując odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje konspiracja grupy potężnych ludzi rządzących światem. Prezentowano wiele teorii spisku, niekiedy bardzo przekonujących, choć czasem najwyraźniej będących wytwora­mi chorych umysłów. Ci z was, którzy są dobrze zaznajomieni z historią i śledzą bieżące wydarzenia oraz kształtujące je siły, znają wstrząsającą prawdę, że w rze­czywistości istnieje wielki i wpływowy ruch, pragnący utworzyć jeden światowy rząd. Nowy Porządek Świata to jedna z nazw tej inicjatywy wprowadzenia świa­towej hegemonii. Idea "hegemonii" oznacza rządy jednego narodu lub innej naj­wyższej władzy centralnej nad wieloma narodami, tak jak Watykan wiele stuleci temu lub Imperium Rzymskie w czasach Chrystusa. Celem "gradualistów", któ­rzy popierają Nowy Porządek Świata, jest uczynienie z ONZ albo jakiejś innej, jeszcze nie utworzonej organizacji, nowego Rzymu.
Pragnieniem utworzenia zjednoczonego światowego rządu przeniknięty jest cały, tak zwany, wschodni establishment liberalny. Mógłbym przytoczyć tysiące fragmentów książek i czasopism na poparcie tego twierdzenia. Mam nadzieję, że jeden reprezentatywny cytat wystarczy... Strobe Talbott był zastępcą sekretarza stanu (drugi rangą urzędnik Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych) przez okres rządzenia czterech ostatnich administracji. W 1992 roku stwierdził:
W ciągu następnych 100 lat państwowość, jaką znamy, zdezaktualizuje się; wszystkie państwa uznają jedną, światową władzę... Zasadniczo wszystkie pań­stwa stanowią pewne formy umowy społecznej. Niezależnie od tego, jak trwałe, a nawet święte mogą się w danym momencie wydawać, w rzeczywistości są one tworem sztucznym i chwilowym.
Jak się okaże, HAARP stanowi urzeczywistnienie wielu rozwiązań technolo­gicznych, jakie zwolennicy NWO mogliby wykorzystać do zapanowania nad świa­tem. Są nich wśród takie, jak sterowanie mikrofalami lub falami radiowymi skraj­nie niskiej częstotliwości w celu oddziaływania na ludzi. Transmisje tego typu mogłyby wywoływać dezorientację, choroby czy zaburzenia nastroju; być może umożliwiłyby nawet wydawanie ludziom słownych rozkazów. Jest rzeczą po­wszechnie wiadomą, że CIA i KGB (oraz ich następcy) pracowali nad takimi technologiami już od dawna. Nie sposób nie odczuwać przerażenia na myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ci, którzy pragną kontrolować i podporządko­wywać sobie ludzi, wreszcie dostali w swoje ręce sprawny model takiego urzą­dzenia.
Jednym z osobliwych faktów łączących HAARP z najbardziej skrajną prawi­cą polityczną jest powiązanie projektu z MJ-12. Niektórzy, jak choćby Bili Coo-per, autor książki BeholdA Pale Horse (Wstrzymać białego konia, Light Techno­logy Pub., 1991) i wydawca czasopisma "Veritas", oraz John Lear, były pilot CIA, rozpowszechniają opowieści o obecności wśród nas obcych istot z kosmosu. Utrzy­mują oni, że po katastrofie latającego spodka w okolicy Roswell, w Nowym Mek­syku, w 1947 roku, rząd powołał ściśle tajną komisję, "Majic 12" lub "Majestic 12", żeby ukryć prawdę. Podobno grupa MJ-12 w końcu przejęła kontrole nad rządem (po zawarciu układów z obcymi), stając się spiskiem wewnątrz spisku, i z głębokiego ukrycia kierując działaniami konspiratorów spod znaku NWO. Je­śli to prawda, w co wątpię, istnieje wiele zastosowań technologii HAARP, które mogłyby zostać użyte zarówno przez MJ-12 i nadzorców z kosmosu, jak i prze­ciwko nim. Niektórzy, dający wiarę tym opowieściom, sugerowali, iż HAARP mógł być zamierzony jako planetarna tarcza obronna przeciwko inwazji obcych!
Szalona nauka czy "gwiezdne wojny"?
Oprócz pytania, kto pociąga za sznurki projektu HAARP, zasadnicze znacze­nie mają jeszcze dwie kwestie. Skupiają się wokół nich setki innych. Oto pierw­sza grupa istotnych pytań: jeśli jest to zwykły program badań naukowych, czy oznacza to, że nauka wyrwała się spod kontroli? Jakie niebezpieczeństwa wiążą się z igraniem z potężnymi siłami natury? Życie na naszej planecie jest możliwe tylko dzięki temu, że jonosfera osłania nas przed zabójczym promieniowaniem kosmicznym, tak samo jak warstwa ozonowa ochrania nas przed promieniami ultrafioletowymi. Czy manipulowanie górnymi warstwami atmosfery zmieni lub być może nawet zniszczy życie na Ziemi? Wiele gatunków zwierząt wędrownych, takich jak łosoś czy karibu, w nie do końca poznany sposób wykorzystuje ziem­skie pole magnetyczne do orientowania się w trakcie swoich migracji. Co się z nimi stanie, gdy wprowadzi się zmiany w obrębie magnetosfery, które są prze­widziane w eksperymentach HAARP? Jak się przekonamy, HAARP ma zdolność drastycznego zmieniania wzorców pogodowych nad całymi kontynentami poprzez manipulowanie prądami strumieniowymi. Czy chcemy, żeby naukowcy przy tym majstrowali?
Druga grupa istotnych pytań dotyczy przede wszystkim kwestii: czy jest to broń? Jeśli tak, przeciwko komu będzie użyta? Czy nie narusza ona międzynaro­dowych porozumień? Czy technologia "gwiezdnych wojen" dostosowywana do nowych warunków zdestabilizuje, obecnie przyjacielskie, relacje pomiędzy Sta­nami Zjednoczonymi i byłym Związkiem Radzieckim? Stany Zjednoczone są sy­gnatariuszem konwencji Narodów Zjednoczonych zakazującej manipulacji śro­dowiskiem naturalnym dla celów militarnych lub wrogich. Czy zamierzamy złamać ten układ?
Dwie podstawowe funkcje HAARP (podziemna tomografia oraz komuniko­wanie się z łodziami podwodnymi) są oparte na wytwarzaniu fal radiowych skraj­nie niskiej częstotliwości (ELF) w jonosferze. Fale ELF, przekazywane za pośred­nictwem górnych warstw atmosfery, obejmą zasięgiem większą część północnej półkuli Ziemi.
Już dziś istnieje mnóstwo naukowych dowodów dotyczących zagrożeń zdro­wia w wyniku ekspozycji na fale ELF. Czy HAARP będzie używany do celowego zalewania pomocnej półkuli szkodliwym lub nawet zabójczym promieniowaniem? Jeszcze groźniejsze wydaje się to, że fale skrajnie niskiej częstotliwości dają HAARP bardzo realną możliwość manipulacji umysłami. Czy tajne plany dla HAARP obejmują jego wykorzystanie jako broni kontrolującej umysły, przeciw­ko ludności cywilnej, być może nawet przeciwko obywatelom Stanów Zjedno­czonych?
W tej książce przyjrzymy się tym dwóm najistotniejszym kwestiom i spróbu­jemy odpowiedzieć na wszystkie te pytania. Ponadto poruszymy trzecią sprawę: jeśli nie jest to narzędzie naukowe ani broń, to czym innym może być?
Dla niektórych naukowców HAARP stanowi ekscytujący krok w kierunku technologii XXI wieku. Dla większości z nas to przerażający wgląd w sekretne plany potencjalnych władców ludzkości. Na pustkowiach Alaski czai się bestia -mam nadzieję, że dam czytelnikom motywację, by pomogli ją unicestwić.


Aparat Tesli do transmisji energii elektrycznej