n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

piątek, listopada 11, 2011

puste gadki o pustej monecie

Emisja pieniądza - nowa forma kolonializmu

ZACHOWAJ ARTYKUŁ
Niektórzy z ekonomii robią czarną magię, spróbujmy odczarować "wiedzę tajemną". Jak to zrobić by Ci co na ekonomii się nie znają to zrozumieli? Spróbujmy. Wyjaśnianie tego co jest ukryte pod latarnią.
To nie jest wpis dla specjalistów od ekonomii, a może wręcz odwrotnie! Może właśnie dla nich. Ostatnio spotykam się z dużą ilością osób: prawnikami, ekonomistami, socjologami i...  jak rozmawiamy to oczy im się robią okrągłe jak pięciozłotówki. Okazuje się, że to co jest najbardziej oczywistym przekrętem jest najmniej widoczne, po raz kolejny okazuje się, że proste rozwiązania, proste szwindle są nie do wyobrażenia dla ludzi. Każdy z nas się zna na ekonomii, tylko banda hosztaplerów ubiera to w takie terminy i wielkie słowa, żeby reszta otworzyła "gębę" i ... nie interesowała się tym co oczywiste, bo ... ma to być dla Was zbyt trudne.
Na pierwszy rzut weźmy to o czym jako Ruch Wolność i Godność piszemy od dawna czyli emisję pieniądza.
Co to jest emisja pieniądza po naszemu mógłby się ktoś zapytać. Dla uproszczenia powiem DRUKOWANIE PIENIĘDZY w odpowiedniej ilości. Ilość drukowanych pieniędzy zależy od wzrostu PKB. To jest proste  po prostu co roku przybywa produktów i usług w Polsce więc by wszystko grało i żebyśmy nie zabijali się o złotówki Narodowy Bank Polski co roku emituje("drukuje") pieniądze.
Jak narazie wszystko jest jasne? Zgadza się?
Idźmy dalej. Jak już NBP zaplanuje ile ma być ... wyemitowanej (dodrukowanej) złotówki, to ją drukuje lub dopisuje kwotę na swoim rachunku (obojętne jak to zrobi, czy to są monety, czy papier czy zapis na koncie). Następnie jak już NBP ma np. nowiutkie szeleszczące złotówki to ... musi je wprowadzić jakoś do obiegu, czyli ... coś z nimi zrobić by trafiły do ... czyli do właśnie. Kto to jest ten obieg? Do nas do LUDZI?
W tym momencie zaproponuję małą zabawę intelektualną. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się jak te pieniądze pachnące farbą drukarską trafiają do nas byśmy mogli za nie kupić np. kiełbasę? Jak (podobno) Narodowy Bank Polski "daje" te pieniądze ... komu? No właśnie... jak on to robi, jak i na jakich zasadach i komu daje do łapy te polskie złotówki.
Myśleliście kiedyś nad tym? Jak nie, to chwilę się zastanówcie
...
...
naprawdę do tego zachęcam
...
...
Wpadliście na coś?
...
...
Niektórzy z Was pewnie coś wykombinowali, ale zweryfikujmy te pomysły w końcu nie jest ich tak dużo. Stawiam PIWO jak ktoś nie znając odpowiedzi znajdzie prawdziwą odpowiedź. Popatrzmy:
Hipoteza 1. No tak, tak wydawać by się mogło oczywista sprawa, super ważna dla każdego z nas, bo w końcu to my wszyscy wypracowaliśmy ten wzrost PKB. I ... na logikę i zdrowy rozsądek każdy z nas powinien mieć konto w NBP na które powinniśmy dostać kasę za to, że jesteśmy Polakami i żyjemy w tym kraju, pracujemy i ... kupujemy. (to zresztą jest jednym z postulatów RuchWiG) No właśnie. Dostali państwo jakieś pieniądze na konto z NBP?!
Hipoteza 2. Narodowy Bank Polski ... daje te pieniądze ... bingo - już wiem(!) RZĄDOWI. Hehehe tak dobrze to nie ma. W Polsce bank centralny nie może bezpośrednio kredytować wydatków rządowych ze względu na konstytucyjny ZAKAZ. (o tym kto i kiedy nam to zafundował w innej notce). Czyli NBP nie może ani pożyczyć pieniędzy rządowi ani ot tak sobie dać mu pieniądze z tytułu emisji (dodrukowania).
Więc jak widać zasadne jest pytanie JAK NBP TO ROBI, że pieniądze trafiają do obiegu.
A więc moi drodzy robi to w sposób bardzo przedziwny. NBP w większości przypadków pomijając etapy pośrednie jak kupienie waluty itp., upraszczając jedzie za granicę i ... KUPUJE OBLIGACJE PAŃSTW ZACHODNICH. Czyli innymi słowy kupuje "papier toaletowy" oddając zachodnim państwom i systemom bankowym nasze wypracowane złotówki. ZA PRAWIE DARMO. Mało tego nie tylko prawie nic z tego nie mając, ale i jeszcze ... napędzając tamtejsze gospodarki, zamiast naszej. A co jak tamci zbankrutują? Ile będą warte te obligacje? Mają gest nasze "elity", prawda? Stać nas, a co!
Jak myślicie drodzy rodacy, co robią z tymi złotówkami za granicą? Może trzymają je w sejfie, może w skarpecie? A na co im polskie złotówki?! Drodzy Państwo oni przyjeżdżają z tymi złotówkami do Polski (w ten czy inny sposób) i wykupują nasz majątek narodowy, fabryki, firmy, ziemię za ... nasze własne pieniądze. Podajmy im Polskę na tacy.
NBP tak daleko się zapędził w tym procederze, że na koniec 2010 miał w formie papieru toaletowego (obligacji) ok. 110 mld USD. A dług naszego rządu za granicą wynosił ok. 75 mld USD. Ciekawe prawda? Co z tym dalej? Na razie to zostawmy będzie o tym kolejna notka, żeby Państwa głowa jeszcze mocniej nie rozbolała.
Tak więc coś co powinno stanowić jeden z filarów państwowości, niezależności(już królowie dbali o to by mogli bić własne monety), bo to daje wolność oraz suwerenność został wykorzystany do ograbienia nas Polaków z naszego majątku. A to wszystko ma miejsce po 89 roku i jest to jeden z większych systemowych przekrętów jaki zaaplikowała nam obecnie siedząca w sejmie banda 5-ciorga wraz z ich medialnymi poplecznikami. Mi osobiście jest obojętne czy z powodu głupoty, niewiedzy czy z premedytacją skutki dla naszego kraju są takie jak wszyscy widzą.
Część z Państwa zapewne się oburzy. Dlaczego mówię o bandzie pięciorga, nie rozróżniając nikogo, bo wszyscy WSZYSCY z nich jak byli u władzy to kupowali obligacje zasilając państwa zachodnie i nikt się temu nie przeciwstawił. Różnica polega na tym, że jak u władzy byli jedni to kupowali więcej obligacji raz niemieckich, raz francuskich, raz brytyjskich innym razem amerykańskich. Oto obraz naszych partii politycznych w świetle emisji pieniądza i tego interesu narodowego. Teraz już rozumiecie jeden z powodów czemu w Polsce nie ma pieniędzy, ale żeby tylko pieniędzy, nie mamy już prawie majątku narodowego i nie mamy wolności. Oto nowy rodzaj kolonializmu i jeden z jego mechanizmów.
A jak spróbujesz być samodzielny to jak powiedział Tomek Urbaś w RadioWnet: "...Będziecie mieli nasze poparcie jeżeli będziecie kupowali nasze obligacje, a jak nie będziecie kupować naszych obligacji to różne rzeczy się mogą wydarzyć jakaś mała rewolucja, mogą wybuchnąć zamieszki..." całkiem jak w ... Libii.
Czemu to nie jest kwestią dyskusji w czasie kampanii wyborczej żadnej z partii parlamentarnych? Odpowidzcie sobie sami. A "oburzeni" i palikotki to nic innego jak "odurzeni" bez refleksji o źródłach problemów lub ... jak to mówi stare żydowskie przysłowie, nowa odsłona starego. Wiele się musi wydarzyć by wszystko zostało po staremu.
Pozdrawiam Serdecznie
PS1. To wszystko jest w pewnym uproszczeniu. Wkrótce kolejna cześć na temat tego ile rocznie kosztuje nas emisja złotego. I o co chodzi z zadłużaniem się Polski, rezerwami NBP i idiotycznym parciem naszych polityków ku EURO. Dla osób obeznanych z tematem nie ma nic w tym odkrywczego, ale ten cykl tekstów ja piszę to dla osób, które mówią, że nie znają się na finansach. Bardzo proszę o uwagi na temat tekstu nie tylko ew. merytoryczne ale i co do formy i języka. Czy to co napisałem jest zrozumiałe dla laika. Chciałbym, żeby ta wiedza przestała być "tajemną" ale trafiła pod "strzechy i sufity". By przekazać te proste w gruncie rzeczy w najprostrzy z możliwych sposobów. Może ktoś z Państwa spróbuje to przedstawić w sposób jeszcze bardziej przyjazny. Ostatnio ŁŁ mi powiedział, że piszę teksty kobyły i zbyt trudne więc się zawziąłem staram się łatwo nie jest. :) Mam prośbę linkujcie ten tekst nie ze względu na to czy nas lubicie czy nie, ale choćby po to by Polacy znali prawdę o systemie.
1. Obrazek poniżej obrazuje w sposób uproszczony obecny sposób emisji PLN przez NBP korzystny dla wszystkich z wyjątkiem Polaków

2. Schemat poniżej obrazuje jak wg. nas Ruchu Wolność i Godność powinna wyglądać emisja PLN przez NBP.

Ruch WiG strona internetowa: www.ruchwig.pl
Ruch WiG na Facebooku: www.facebook.com/ruchwig
*zdjęcie i logo NBP pochodzi z portalu NBP.

.. mówią Księża Niezłomni ..

migawki
Brutalnie i chamsko zaatakowano równocześnie Krzyż, Orła, Niepodległość. Tak, to SYMBOLE. Ale najważniejsze. Atakuje się też RODZINĘ, która "symbolem" nie jest. Francuzi w 39-tym nie chcieli walczyć „za symbole”. Oby Polacy A.D. 2011 byli odważniejsi !


 
Spór o prawdę ciągle trwa - kariera TW "Dąbrowskiego" Drukuj Email
Wpisał: ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski   
03.09.2011.
Spór o prawdę ciągle trwa - kariera TW "Dąbrowskiego"

...ujawniłem akta biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca. Hierarcha ów w latach 80. był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB pod ps. "Dąbrowski". Z akt wynika, że "Dąbrowski" donosił na księży i działaczy Solidarności (w tym na Kazimierza Świtonia). Dał się zwerbować z powodu nielegalnego obrotu luksusowymi towarami. Co się stanie, jeżeli jakiś badacz akt IPN znajdzie coś, czego nie znalazła (lub znaleźć nie chciała) oficjalna komisja kościelna? 
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Lansowanie na arcybiskupa katowickiego człowieka zarejestrowanego jako TW "Dąbrowski" świadczy, że Kościół ciągle nie odrobił lekcji z historii
Tuż przed kolejną rocznicą Sierpnia 1980 r. odszedł do Pana mój przyjaciel, śp. Władysław Skalski, legenda Solidarności na Podhalu. Urodził się w 1941 r. w Nowym Targu. Jako inżynier pracował w największej fabryce tego regionu - Nowotarskich Zakładach Przemysłu Skórzanego. Był cenionym wynalazcą, autorem wzorów użytkowych i patentów, ale ponieważ odmówił zapisania się do PZPR, omijały go zawodowe awanse. W 1980 r. organizował NSZZ "Solidarność" w swoim mieście. Został przewodniczącym komisji zakładowej, wszedł w skład zarządu regionu małopolskiego. Był także delegatem na I KZD w Gdańsku. W stanie wojennym został internowany. Po opuszczeniu więzienia działał w podziemiu, zajmował się pomocą dla represjonowanych. W latach 1989-1991 był posłem na Sejm kontraktowy z okręgu Nowy Targ z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Później zrezygnował z polityki. 

Władka poznałem jeszcze w stanie wojennym, kiedy przyjeżdżał do Duszpasterstwa Ludzi Pracy w Nowej Hucie -Mistrzejowicach, prowadzonego przez śp. Kazimierza Jancarza. Z kolei od 2005 r. wspólnie przez wiele miesięcy ślęczeliśmy w archiwum IPN w Wieliczce, badając akta SB. Władek był bowiem gorącym zwolennikiem lustracji, zainicjował m.in. powołanie regionalnej grupy "Ujawnić Prawdę". Choć nie był zawodowym historykiem, napisał kilka dobrych książek z najnowszej historii, w tym o działaniach SB w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do Nowego Targu. Pracę tę traktował jako swoją służbę. Podziwiałem go, że z jednej strony był bardzo dokładny, a z drugiej obiektywny. Bez ogródek też podawał w swoich publikacjach nazwiska tajnych współpracowników, w tym również księży. Jako bowiem głęboko wierzący i praktykujący katolik kierował się w działaniach ewangelicznym wezwanie: "Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli". 
24 sierpnia br. koncelebrowałem mszę św. pogrzebową w zabytkowym drewnianym kościele św. Anny na cmentarzu w Nowym Targu. Wraz ze mną odprawiało ośmiu księży, w tym ks. prof. dr hab. Andrzej Zwoliński, opiekun prac badawczych Zmarłego. Przybyło kilkaset osób, w tym wielu byłych i obecnych parlamentarzystów oraz pracowników IPN. Ze strony kurii krakowskiej nie pojawił się oczywiście nikt. Żegnaj, drogi Władku! Wiernie służyłeś Ojczyźnie na ziemi, niech Pan wprowadzi Cię do Ojczyzny w niebie. 

Również w przededniu rocznicy sierpniowej uczestniczyłem w mszy św., która została odprawiona w Buczu k. Brzeska z okazji 70. rocznicy urodzin ks. Ignacego Piwowarskiego, kapelana podziemnej Solidarności w diecezji tarnowskiej. Jubilata poznałem także poprzez nowohuckie Duszpasterstwo Ludzi Pracy, do którego przyjeżdżał z grupami parafian. Był animatorem spotkań rolników i robotników, a zarazem słynął z patriotycznych kazań, które głosił w latach 80. podczas mszy św. za Ojczyznę, organizowanych w Gorlicach. Po wprowadzeniu stanu wojennego jego plebania w Breście k. Krynicy stała się azylem dla ukrywających się opozycjonistów. Pomagał także w zbieraniu funduszy na opłacenie prawników, którzy bronili aresztowanych działaczy z Nowego Sącza. Nie ulegał szykanom SB, a jego postawa patriotyczna sprawiła, że nazywano go "Popiełuszką z Berestu". 

Ks. Ignacy okazał się niezłomny także w obecnych czasach. Nie ugiął się pod naciskami kurii tarnowskiej i nie podpisał listu atakującego moją książkę pt. "Księża wobec bezpieki", w której ujawniłem akta biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca. Hierarcha ów w latach 80. był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB pod ps. "Dąbrowski". Z akt wynika, że "Dąbrowski" donosił na księży i działaczy Solidarności (w tym na Kazimierza Świtonia). Dał się zwerbować z powodu nielegalnego obrotu luksusowymi towarami. 
List potępiający moją książkę, którego autorem - jak już dziś powszechnie wiadomo - był sam Skworc, miał opinii publicznej zasugerować "spontaniczną i oddolną" reakcję, pod którą "dobrowolnie i bez żadnego przymusu" podpisywał się każdy ksiądz. Odmówiło jedynie dwudziestu siedmiu księży. Podziwiać ich odwagę. Inna sprawa, że to oni przejdą do historii, a nie ich biskup, który nie potrafił się zachować honorowo ani wiele lat temu, ani obecnie. 

O sprawie tej warto pamiętać, bo biskup Wiktor Skworc, któremu w Tarnowie było zawsze za ciasno, zabiega obecnie usilnie o nominację na arcybiskupa katowickiego. Co więcej, sam daje sygnały, że na tym kolejnym awansie bardzo mu zależy. Dla księży tarnowskich może byłoby to i lepiej, bo mają już dość rządów w stylu "pruskich panów" (kto czytał "Krzyżaków", to wie, o co chodzi). Jednak dlaczego lud śląski, który przelewał krew za ideały Solidarności, ma mieć za pasterza kogoś, kto nie wzdragał się przed kontaktami z władzą strzelającą do górników? Czyżby w archidiecezji katowickiej nie było już innych kandydatów? A co się stanie, jeżeli jakiś niezależny badacz akt IPN znajdzie coś, czego nie znalazła (lub znaleźć nie chciała) oficjalna komisja kościelna? Czyżby w katedrze katowickiej miała być powtórka z ingresu w diecezji warszawskiej z 2007 r.? Jeżeli Episkopat Polski sprzyja - jak twierdzi sam zainteresowany - zabiegom biskupa tarnowskiego, to znaczy, że nie odrobił lekcji z historii. 
[...]
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 30 sierpnia 2011 r.

czwartek, listopada 10, 2011

początek: Greece

842096-greece-protest

Sekretny plan dla Grecji


Grecy protestują od dwóch lat. Teraz gdy w końcu osiągnięto porozumienie finansowe, premier Grecji Georges Papanadreou nagle decyduje się na referendum? W co oni grają? Artykuł poniżej pochodzi z 18 lutego 2010. Autor sugeruje w nim że od samego początku planem było doprowadzić do ogromnego kryzysu który wymagać będzie wszechstronnego rozwiązania: przejścia z unii monetarnej do ustanowienia ekonomicznego i politycznego kolosa.
Teraz referendum zostało odwołane? Taka huśtawka na pewno nikomu nie pomoże…


Jean D’Eau, Budapeszt (dla
Henrymakow.com)

tłumaczenie Radtrap


Grecja została wybrana do odegrania roli bankrutującego członka Unii Europejskiej który może stać się większym problemem dla wszystkich, o ile Unia nie znajdzie szybko „rozwiązania”.
Grecja została wybrana gdyż symbolizuje Europę (nikt w Europie nie dba o kraje takie jak Węgry czy Estonia) a jej ekonomia jest stosunkowo łatwa do zdewastowania po tym jak zrezygnowała ze swojej waluty.
Europejskie elYty używają Grecji do wmówienia owczarni że jeśli jej problem nie zostanie szybko rozwiązany, następna będzie Europa południowa i cały europejski system finansowy, a co za tym idzie europejska ekonomia.
Problemem jest to że tzw. strefie Euro (gdzie euro zastąpiło narodowe waluty) przeznaczony jest upadek, gdyż południowa (i wschodnia) Europa nie może podtrzymywać swojej ekonomii jeśli nie zdewaluuje waluty w celu zwiększenia eksportu i wpływów z turystyki.
Tutaj właśnie skorumpowani globalistyczni politycy mają do odegrania swoją rolę; mają osłabić gospodarkę własnych krajów wszelkimi możliwymi sposobami. Główną przyczyną globalnej recesji są międzynarodowi chazarscy bankierzy, którzy zamierzają załamać gospodarkę wschodniej i południowej Europy, osłabić USA i doprowadzić do kolapsu Chiny, Indie i Rosję.
Jedynym „rozwiązaniem” które zaproponuje Unia Europejska będzie zlikwidowanie narodowej polityki budżetowej każdego kraju i stworzenie scentralizowanego budżetu Europejskiego. Wszystkie kraje Unii będą musiały wysyłać większość swoich pieniędzy z podatków do centralnego rządu Europejskiego, który będzie ustalał za nie wysokość ich budżetów.
Docelowo będzie to trochę bardziej skomplikowane ale ostatecznym celem będzie zlikwidowanie instytucji rządów narodowych. Unia Europejska już ogłosiła konieczność stworzenia wielkiej armii europejskiej, aby nie odstawać od dominującej siły w NATO jaką są Stany Zjednoczone.
Jak już zapewne wiecie międzynarodowi bankierzy są w większości europejskimi bankierami (Rotszyldowie i spółka) i to oni są sprawcami globalnej recesji (oraz szwindlu „globalnego ocieplenia”).
Europejskie elYty są na drodze do stania się potężniejszymi niż tradycyjne elYty amerykańskie. Wszystko co muszą zrobić to uczynić z Europy jeden kraj (ze wspólną polityką budżetową i scentralizowanym systemem podatkowym), z jedną silną armią. Wtedy tzw. elity amerykańskie będą zmuszone scalić USA w ramach Unii Europejskiej, a nie tak jak by chciały na odwrót.
W rezultacie powstałaby UNIA (to jest zaprojektowane przez nich określenie), imperium rządzone przez potentatów finansowych, których przodkowie rządzili Imperium Chazarskim. Jeśli ktoś wciąż uważa że Protokoły Mędrców Syjonu są fałszywką, to niech poczeka aż się spełnią i wtedy obudzi się w świecie Mędrców Syjonu. Chyba że oczywiście Ameryka, Chiny i Rosja byłyby w stanie zablokować powstanie nowego Imperium Chazarskiego.

Coś o złocie
Na wypadek jeśli kupujesz złoto w celu ochrony swych oszczędności – uważaj bo ten sam przyjaciel mason powiedział mi że złoto jest kolejną pułapką mającą upłynnić pieniądze klasy średniej. Ceny złota będą rosnąć przez jakiś czas i w momencie gdy wystarczająca liczba przedstawicieli klasy średniej wyda na nie pieniądze, Wiadomo Kto doprowadzi do załamania rynku złota w celu zniszczenia zasobów pieniężnych w nim utopionych. Powiedział mi że może to wydarzyć się już w tym roku, na pewno w ciągu 2, maksymalnie 3 lat. Nie wiem czy to prawda, ale ponieważ sam kupiłem trochę złota zamierzam reagować szybko.

Podziel się na:  http://radtrap.wordpress.com/2011/11/04/sekretny-plan-dla-grecji/

środa, listopada 09, 2011

Stan przed zapaścią

Rozproszenie. Za Chiny Ludowe!

Gdy ostatni karton z pekińskimi rzeczami jest już zapakowany, SSL jest w Oslo. To dopiero kilka dni po zamachu, SSL idzie pod rządowy budynek i do pobliskiej świątyni. Widzi kwiaty i pluszaki na posadzce. Kiedy wsiadam po raz kilkunasty w moim życiu w samolot, który przewiezie mnie przez całą Azję, właśnie wtedy prawdopodobnie SSL patrzy na kawior, na wielką puszkę kawioru, która kosztuje tylko kilkanaście koron (tyle, ile posiłek w Mcdonaldsie). “Takie tanie, pewnie niedobre, musi być jakiś haczyk” – mówi do siebie i wędruje dalej. Chodzi po Oslo, podobnie, jak wcześniej po Barcelonie, Amsterdamie, Neapolu, Wiedniu na piechotę, żeby oszczędzić pieniądze. Od miesiąca śpi już tylko w salach wieloosobowych koedukacyjnych (czego nie znosi).
Kiedy samolot leci ponad Syberią, otwieram wreszcie jedną z gazet, które kupiłam wieczorem przed wyjazdem (wtedy, kiedy przy kiosku podszedł do mnie młody dziennikarz, który po kilku minutach rozmowy krzyknął “Boże, czemu ja Cię wcześniej nie spotkałem?!”). Autor tekstu dwoi się i troi, żeby tylko wytłumaczyć czytelnikowi, co to prawica, co to skrajna prawica, jak to jest, że ktoś porywa się na rząd i jego młodzieżówkę, bo jest za dużo emigrantów.
Gdy czekamy z J. na Dworcu Centralnym, komunikaty zlewają się w jedno. Berlin? Lublin? Odjedzie? Przyjedzie? Biegniemy po pojaśniałym, lecz wciąż spowitym w folie i usłanym pędzlami Centralnym, bo pociąg z Berlina właśnie wjechał, ale na zupełnie inny tor, niż mówili.
SSL wysiada. Plecak. Schudła od tego włóczenia się dwa miesiące po Europie, a skóra – o zgrozo – pociemniała do koloru skóry shan mama – mateczki z gór. Ale ta podróż była jej bardzo potrzebna. Z dala od zgiełku Taipei, stresów Szanghaju, chciała poczuć samotność. Rozważyć, czy chce piąć się wyżej (wyobrażam sobie, jak jej ojciec, polityk Kuomintangu, byłby dumny, gdyby tylko jakoś z wysokości mógł zobaczyć, jak ta młoda kobieta o bardzo długich oczach i dołeczkach w policzkach sobie radziła podczas ostatniej kadencji, jak stawiała czoło mafii i stawiała ławki dla starszych na skwerkach). Czy zostawić to teraz, przed progiem polityki ogólnotajwańskiej i iść w biznes? A ja? Ja przez te dwa miesiące chodziłam po łysych górach Mongolii Wewnętrznej, od jednego do drugiego kamiennego okrągłego ołtarza, a każdy z nich powiewał na stepowym wietrze tysiącem warstw wypłowiałych flag modlitewnych. Zastanawiałam się, jakie mam jeszcze możliwości. Potem po pustyni. Potem po Pekinie, żeby zamknąć jakoś to moje chińskie życie. Wyszło trochę niezgrabnie, koślawo, niezręcznie, jak i zresztą ono samo.
Nie wiem, że cena biletu komunikacji miejskiej przez te dwa lata wzrosła o 1.10 złotego. Nie wiem, czym się różnią koleje Mazowieckie od Regionalnych. Nie wiem, że bilety na autobus można kupić w automacie na przystanku. Gdy niemal wpadam na taki automat, wrzucam pieniądze i odchodzę. Zapomniałam biletu. Gdy chcąc wyjść z autobusu, gdy ten zbliża się do przystanku, wstaję i idę do właśnie otwierających się ostatnich drzwi (w Chinach to drzwi wyłącznie dla wysiadających) i wpadam na tłum wsiadających starszych pań, które zaczynają na mnie krzyczeć. Nie wiem, że przejście pod Centralnym jest w remoncie, nie wiem (a może wiem, tylko chciałam zapomnieć), że w święta religijne nie można kupić nawet chleba i boję się, że nie będę wobec tego w stanie zrobić dla SSL nawet najprostszego śniadania. A może podwieczorku. Mylą mi się godziny. “Jesteś jak laowaj mówiący nieźle po polsku, chociaż…jak to? Naprawdę nie rozumiesz komunikatów na dworcu?” – mówi SSL, gdy wreszcie udaje nam się dobrnąć do autobusu.
SSL bardzo podoba się Warszawa. Jest w przeciwieństwie do Włoch, w których zalegają w miastach góry śmieci – bardzo czysta, w przeciwieństwie do Francji gdzie w okienkach odburkują coś niegrzecznie, wszyscy mówią sobie dzień dobry, no i – w przeciwieństwie od miejsc, gdzie nie ma pięknego ciętego szkła – piękne cięte szkło jest w każdym sklepie z gospodarstwem domowym. Jak je tylko otworzą po tym święcie, musi kupić! Potem ostatniej nocy, popijając Gorzką Żołądkową, będziemy pakować w folię z bąbelkami 20 kieliszków z Syrenką, z panoramą Warszawy, z orzełkiem, który będzie się jakoś tak trzepotał, trochę zresztą tak, jak Syrenka ogonem.
Ale póki co…. “Wiesz, jutro być może tak nie będzie łatwo, jedziemy do jednego z najuboższych regionów Polski” – przygotowuję delikatnie grunt. “Będziemy pewnie jechać starym pociągiem, być może ludzie będą się na Ciebie trochę patrzeć. To znaczy oczywiście nie tak, jak na mnie w Chinach!” - uspokajam, widząc pytający wzrok.
Nie ma starego pociągu – jest pociąg nowiutki i nowoczesny, trochę przypomina tramwaj. Jedzie przez zielone pola i lasy. Nikt na SSL nie zwraca uwagi. Nawet, gdy SSL piszczy – zupełnie nie jak polityk, co z mafią walczył – na widok bocianiego gniazda. Nawet, gdy piszczy jeszcze głośniej na widok bociana-samego-w-sobie. Nikt nie reaguje, gdy na widok dwóch bocianów w gnieździe dziko wrzeszczy i wyrywa mi ramię (zapomniała puścić moją rękę, gdy rzuciła się w stronę okna, palce wbite w moje ramię na widok ptaszyska trzymają).
Gdy wreszcie docieramy na miejsce, leje deszcz. SSL podbiega do starszej pani bez parasolki i chroni ją przed wodą. “Kochanieńkie, nie przejmujcie się mną” – mówi kobieta – “ja tam przez las idę, pod samą granicę, będzie ze 20 minut, gdzie wam tam iść!”. SSL obstaje, że odprowadzamy. Trzyma parasolkę, ja siatkę z pomidorkami malinowymi, kupionymi przez starszą panią w Hajnówce. Gdy nieśmiało pytam, jak dojść do rezerwatu żubrów i paru jeszcze innych atrakcji, strasza pani lepiej się nam przygląda: “och, to wy chyba nie jesteście od nas?” “No nie, np. koleżanka jest z Tajwanu”. Jasne oczy patrzą zdezorientowane. “O, to faktycznie nie tutaj, pewnie aż spod Warszawy?”
Łazimy po starym wiatraku, zachęcamy żubry i łosia do pozowania, opracowujemy plan na wypadek ataku dzika, na tle wieczornego nieba widać sylwetki dwóch zapóźnionych bocianów. Nazywamy je odpowiednio kapitalistą – zibenjia (gniazdo na dachu banku) i obszarnikiem - dizhu (wielkie, ewidentnie dziedziczone w obrębie ptasiego rodu, gniazdo na przedwojennej willi). W nocy po miłej pogawędce ze sprzedawcą (kłania się szastając blond grzywką o ladę, niby po chińsku, żeby uhonorować pierwszego tajwańskiego gościa, któremu sprzedaje Żubrówkę), wracamy z małą latarką i wielką butelką, a kucharz naszego pensjonatu (mieszkał 6 lat, zaraz po wojnie, w Wietnamie) pyta, czy czegoś byśmy jeszcze nie zjadły (chętnie da szynkę z dzika…). Coś pohukuje (pewnie mi w głowie Żubrówka). “Ale wy pięknie potraficie chronić własną przyrodę” – mówi SSL i patrzy w czarne za oknem – w stronę białoruskiej granicy. Chwilę później, gdy pohukiwanie się nasili, opracujemy kilka planów, jak dyskretnie zasłonić Pałac Kultury, żeby przestał tak dominować (może przysłonić liśćmi?….dać na nim Mr Smileya? A może namiocik?… Chociaż mi tam się podoba, trochę jak Empire State Building, ale jestem tylko laowajem, z pewnością się nie znam”)
Na Dworcu w Białymstoku pusto. Od czasu do czasu podjeżdżają stare autosany, ale prawie nikt nie wsiada, choć strajk na kolei, a po torach obok zmyka jedynie w stronę zajezdni lokomotywa (“jak byłam w Mediolanie, strajk obejmował wszystkie środki komunikacji i nikt nikogo nie informował, kiedy się skończy, wszyscy tylko mówili „może”, mówili “proszę pytać około szóstej”). “Czemu one mają takie okrągłe tyły?” – dziwi się SSL patrząc na przyjeżdżające i odjeżdżające autosany. “Bo tak było modnie w latach 60-tych” – odpowiadam. Po nas przyjeżdża nowiutki busik mercedesa. “Co za piękny busik, mało gdzie widziałam takie ładne środki transportu. Tylko dlaczego muszę zapiąć pasy?” – dziwi się SSL. “Bo nie będziemy jechać po autostradzie, tylko po drodze z jednym pasem ruchu i drugim z naprzeciwka”. Strach w oczach. Pewnie miała mniejszy, jak szef lokalnej mafii przez pośredników zaproponował jej spotkanie w górach.
Coś mnie ściska, gdy wsadzam SSL do pociągu. Najpierw skończyło się moje chińskie życie. Ot tak, choć znaki jego końca widziałam od jakiegoś czasu. Teraz odjeżdża osoba tak podobna do mnie – chińska, ale laowajska. Rozumiejąca, ale obca. Obca u siebie, obca w Chinach, obca tutaj. Wracam do domu – teraz już idzie mi to lepiej – bilet, autobus, drzwi środkowe, tylko wcześniej stanąć przy nich, wysiąść, potem czekać na zielone, przechodzić na przejściu i nie na ukos. Gotowe!
Na mojej klatce wiele mieszkań zmieniło przez te dwa lata właścicieli. Zawieruszyli się gdzieś ci, którzy jako dwudziestokilkulatkowie wprowadzali się tutaj, gdy tylko polepiono z gruzów Getta wielkie cegły i zbudowano z nich – na piwnicach i fundamentach wypalonych kamienic osiedle – Muranów. “Pan mnie chamsko okłamuje!” – słyszę krzyk kobiecy dochodzący z mieszkania na parterze, tam gdzie mieszkało starsze małżeństwo. Teraz, przez niegdyś obstawione paprotkami, a dziś puste okna sypią się gruz i krzyki. “Co pan powiedział, hę? 300 złotych, tak, czy nie?”. “Ale kochanieńka, 300 na dzień, nie za dwa dni!”. “No nie, no!!….” “No przecież nie będę robił za 150 złotych na dzień, to jakieś kpiny” – rozlega się głos majstra.
Ja na razie tylko wiem, że strona tłumaczenia na chiński kosztuje połowę tego, co dwa lata temu. Żeby zarobić tyle, co ten majster, musiałabym tłumaczyć ok 6 stron na dzień. Przy założeniu, że w ogóle dostanę je do tłumaczenia, rzut okiem na polski internet uświadamia mi, że nie brakuje ludzi, którzy są skłonni odklepać cokolwiek za mniej. “A co to niby takiego, umowa spółki?” – poucza mnie szefowa biura tłumaczeń – “to prościusieńka sprawa – właśnie akurat na 60 brutto za stronę”. Zrobię? Nie zrobię? Czy mogę powiedzieć „za Chiny”?…
Wczoraj ostrzygłam połowę włosów na 4 milimetrowego jeża (druga połowa formuje nieco opadającego, ale bojowego grzywkopodobnego irokeza). Po raz pierwszy od chyba matury założyłam kupione kiedyś, a nigdy nie noszone arcywysokie szpilki. “Co to za szpile?” – patrzy w sposób zdezorientowany mój nagle zmalały ojciec. To? To mój strój wojenny.

http://zachinyludowe.net/

wtorek, listopada 08, 2011

wybieranie w rynsztoku wsi

algorytm "tuningowania" wyborów stosowany przez reżim Tuska

portret użytkownika Polon210
wybory 1984
Kraj Chyba nikt nie ma wątpliwości że PKW bierze udział w kolejnych wyborczych ustawkach. Wystarczy spojrzeć na mapkę rozkładu głosów nieważnych na Mazowszu - to dowód na przekręt bo statystycznie zjawisko jest niewytłumaczalne.
BTW - spójrzcie jak przebiega proces wyborczy w RP za tuska:
1) wyłonienie zaufanych firm do obsługi informatycznej wyborów - bez przetargu Pixel s.c. i ATM (ci od polskiego rejestratora QAR - kontrakt 400mln za milczenie)
2) przygotowanie medialne "zwycięstwa" PO z równoczesnym monitoringiem (ściśle tajne wyniki) - wielomiesięczne kampanie zamawiane w firmach PR
3) instalowanie komisji wyborczych z możliwie wielu "swojaków"
4) w dzień wyborczy neutralizacja mężów zaufania gdzie się da, ale i tak byli oni chyba tylko w ok 10% komisji (skandal organizacyjny!)
5) liczenie głosów po zamknięciu lokali - fałsz na max gdzie same swojaki a kiwanie męża zaufania gdzie się da
6) agregowanie danych w systemie informatycznym - gdy przewaga PO bezpieczna po przekrętach lokalnych to normalne zliczanie, gdy niebezpiecznie wyniki przechylają się na stronę PiS - "tuning zgrubny" (stąd zjawisko znane z wyborów prezydenckich - J. Kaczyński ok północy wyszedł na 2-3% na prowadzenie a rano juz jest 3-4% w tyle)
7) ponad 90% głosów "policzono" i jest bezpieczna przewaga PO w sensie okupacji foteli parlamentarnych- "tuning finalny", odebranie PiS "złotych głosów" umożliwiających np obstrukcję konstytucyjną, obalenie veta prezydenckiego, zapewnić wariantowość koalicyjną (by wystarczył 1 koalicjant) itp
8) tłumienie protestów wokół szczególnie zuchwałych przekrętów w terenie (vide Wałbrzych, 0 głosów na PiS itp nie ulegające wątpliwości co do oszustwa wyborczego)
9) nagrzana PKW umarza wszelkie prawidłowo złożone protesty - "brak wpływu na wynik wyborów" (tu ważne by po "tuningu" informatycznym przewaga PO nie była śladowa!)
10) niewygodnych posłów, którzy pomimo oszustw dostali się do Sejmu utrącic pod byle pozorem (absurdalna afera o mandaty emerytowanych prok. Ślęczkowskiego i Barskiego)
11) trzymać nagrzaną sitwę, smarować im, niech papraja się w aferach, dziwkach, prochach i hazardzie - byle do następnych wyborów
Czy sa jakies wątpliwości, że tak działa kulawa "demokracja" POPSLD/WSI/KGB

http://niepoprawni.pl/blog/2145/algorytm-tuningowania-wyborow-stosowany-przez-rezim-tuska-0

w y b o r y


NIM WRZUCISZ DO URNY SWÓJ GŁOS – POMYŚL...

WYBORY KTÓRE ZMIENIŁY WĘGRY - ROK 2010 
"W kwietniu 2010 roku w wyborach parlamentu węgierskiego (...)Węgrzy poprzez udział w wyborach, zmienili całkowicie skład Parlamentu oskarżanego o roztrwonienie przez 20 lat przewagi posiadanej na starcie przez Węgry, które były najbliższe Zachodowi i najbardziej dynamiczne gospodarczo ze wszystkich krajów byłego bloku wschodniego. Przepędzono z sal sejmowych sterowane przez ostatnie 20 lat z zagranicy marionetki i kukły."

"W 386-osobowym parlamencie po 20 latach zniknęły całkowicie dwie liberalne formacje - Węgierskie Forum Demokratyczne oraz Wolni Demokraci, którym jednak udało się przekazać wszystkie banki i większość kapitału węgierskiego w obce ręce. Przestali się liczyć socjaliści, którzy otrzymali zaledwie 59 miejsc w parlamencie. Pojawił się natomiast nowy ruch młodych ludzi „O lepsze Węgry” – Jobbik (47 mandatów), który krytykował za akceptację Traktatu Lizbońskiego obecnie rządzącą partię FIDESZ (263 mandaty), ale obecnie chwali obecny rząd za realizowanie wcześniej „przywłaszczonego” ich programu (opodatkowanie banków, sektorów energetycznych, telekomunikacyjnych, firm ubezpieczeniowych, marketów znaczne wsparcie państwa dla firm rodzinnych, tworzenie nowych miejsc pracy."
...A WCZEŚNIEJ BYŁO TAK - ROK 2007...

"Doc.dr Krisztina Morvai uważa, że przykład Węgier może być przestrogą dla innych krajów, gdyż pokazuje, do czego może dojść, gdy postkomuniści dwa razy z rzędu wygrają wybory. Tracą wtedy wszelkie hamulce i zrywają z pozorami praworządności, traktując państwo jak swój folwark."

"- Od powstania 1956 r. nie było takiej brutalności władz wobec społeczeństwa – mówi K.Morvai. – Między ludzi wkrada się strach. Znów jak za czasów komunistycznych posługują się półsłówkami, aluzjami, niedopowiedzeniami.(...) - Mieszanka starej lewicy z nową dała dziwny efekt – mówi K.Morvai. – To połączenie młodzieżówki komunistycznej z dzikim XIX-wiecznym kapitalizmem oraz z obyczajowym libertynizmem.(...) - Daleko nam do standardów demokracji zachodnich, w których publiczne kłamstwo oraz zgoda na nieuzasadnione użycie siły dyskwalifikują polityka – ubolewa Zsuzsa Halasz, rzecznik prasowy partii chadeckiej."
"Rząd oskarża opozycję o zamiar wywołania zamieszek 15 marca – w dniu węgierskiego Święta Niepodległości. Opozycja obawia się prowokacji władz. Od upadku komunizmu nastroje Węgrów nie były tak złe jak teraz. Czekają ich bolesne reformy
Programy informacyjne węgierskiej telewizji publicznej przypominają peerelowski „Dziennik telewizyjny”. Żadnej krytyki władz, żadnych niewygodnych pytań do ministrów, tylko doniesienia o wielkich sukcesach i ambitnych planach (...). Ta propaganda sukcesu kłóci się jednak z faktami: kiedy w 2002 r. prawicowy premier Viktor Orban oddawał władzę, Węgry były gospodarczym liderem Europy Środkowej, dziś natomiast wloką się w ogonie wyścigu ekonomicznego.
Od upadku komunizmu nie było tak złych nastrojów. Według Instytutu Gallupa aż 87 proc. Węgrów uważa, że sytuacja ekonomiczna kraju jest zła, a 60 proc. sądzi, iż w najbliższym czasie jeszcze się pogorszy.
Większość mediów zarówno państwowych, jak i komercyjnych (gdzie dominują sympatycy opcji lewicowo-liberalnej) o kłopoty obwinia jednak nie rząd, lecz prawicową opozycję, która przedstawiana jest jako awanturnicza i nieodpowiedzialna. Dziennikarze powtarzają argumentację premiera Gyurcsanya, który mówił: – Węgry nie rozwijają się, ponieważ opozycja nie chce współpracować. Największą przeszkodą dla nas jest zła atmosfera, która nie pozwala się zająć problemami kraju.
Władza oszukuje, a potem bije.
Od dłuższego czasu wrogiem numer jeden mediów pozostaje Viktor Orban, lider Fideszu, oskarżany o zapędy dyktatorskie lub chęć przejęcia władzy siłą. Ale w ostatnich tygodniach najbardziej krytykowaną osobą w kraju stała się Krisztina Morvai, do tej pory nieznana szerzej profesor prawa karnego na uniwersytecie w Budapeszcie.
23 października zeszłego roku, w dniu święta narodowego upamiętniającego powstanie 1956 r., Morvai z dwójką dzieci wzięła udział w patriotycznej manifestacji. Była świadkiem brutalnej rozprawy sił porządkowych z tłumem. Widziała funkcjonariuszy bijących gumowymi pałami bezbronne osoby, w tym kobiety i starców. Ona sama wraz z dziećmi została wepchnięta do jakiejś klatki schodowej, gdzie spędziła całą noc. Nazajutrz premier Gyurcsany oświadczył, że policjanci zachowali się wzorowo i jest z nich zadowolony.
Po tym doświadczeniu Krisztina Morvai, która wcześniej nie zajmowała się polityką, postanowiła stanąć na czele pozarządowej instytucji: Obywatelskiego Komitetu Prawników. Jego celem było wyjaśnienie kwestii odpowiedzialności za użycie przemocy podczas zajść ulicznych w Budapeszcie 19 – 20 września i 23 października 2006 r.
Iskrą, która wywołała wtedy wybuch niezadowolenia, było ujawnienie przez węgierskie radio przemówienia premiera Gyurcsanya na zamkniętym posiedzeniu Partii Socjalistycznej. Szef rządu przyznał, że lewica celowo mówiła nieprawdę o rzeczywistym stanie państwa, byle wygrać wybory. „Kłamaliśmy przezostatnie półtora roku. (…) Kłamaliśmy w dzień i w nocy. (…) Nie mieliśmy wyboru, bo spieprzyliśmy gospodarkę, i to nie tylko trochę, ale bardzo. (…) Nie znajdziecie ani jednego znaczącego posunięcia, z którego moglibyśmy być dumni” – mówił Gyurcsany, który aż trzy razy nazwał Węgry „tym kurewskim krajem”.
Kiedy przed wyborami w kwietniu 2006 r. Fidesz alarmował, iż gospodarka znajduje się w kryzysie, minister Janos Koka protestował: „Ten mistrz populizmu Orban nie wstydzi się nawet rozpowszechniać kłamstw o stanie kraju, byle tylko się dorwać do władzy”. Gyurcsany zapewniał zaś, że gospodarka „aż dudni”, a „panońska puma jest mocna i szykuje się do skoku”.
Okazało się, że władza oszukiwała nie tylko obywateli, lecz także Komisję Europejską i zagranicznych inwestorów.
Ujawnienie mowy premiera wywołało uliczne demonstracje, rozpędzone brutalnie przez policję. – Najpierw socjaliści pokazali, że zdobyli władzę dzięki kłamstwu, potem pokazali, że utrzymują ją dzięki przemocy – mówi kalwiński pastor Zoltan Balog, szef parlamentarnej Komisji Praw Człowieka.
Krisztina Morvai wyjechała na zaproszenie Europejskiej Partii Ludowej do Brukseli, by opowiedzieć eurodeputowanym o jesiennych zajściach. Gazeta „Nepszava” porównała ją do Judasza, który sprzedaje i szkaluje własny kraj za granicą. Lewica rozpoczęła na uniwersytecie zbieranie podpisów pod petycją o wyrzucenie jej z uczelni.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
NIEKONTROLOWANA, NIEKOMPETENTNA I ZDEPRAWOWANA WŁADZA(PO, PSL) NAJPIERW OSZUKUJE, POTEM - Z JEDYNEJ SIŁY MOGĄCEJ ROZPOCZĄĆ NAPRAWĘ PAŃSTWA - TWORZY SZTUCZNEGO WROGA(PIS), NA KTÓREGO ZRZUCA WSZYSTKIE SWOJE NIEPOWODZENIA I ZANIECHANIA, NASTĘPNIE REPRESJONUJE A NA KONIEC...BIJE.  PO DRODZE ZAŚ NISZCZY MORALNOŚĆ, PAŃSTWO I PERSPEKTYWY ŻYCIOWE JEGO OBYWATELI.

TE WYBORY SĄ NASZĄ OSTATNIĄ NADZIEJĄ...

(prof.Csaba G.Kiss powiedział o mającym dziś pełnię władzy na Węgrzech rządzie Fideszu: „Ten rząd jest naszą ostatnią nadzieją”).




(GALERIA ZDJĘĆ Z WĘGIER)
tupolew

poniedziałek, listopada 07, 2011

POrno EU POlsza

http://zapiski-czynione-po-drodze.blog.pl/


Inspiracją do stworzenia tego tekstu była wypowiedź Rafała Ziemkiewicza, którą znalazłem w jego „Michnikowszczyźnie”, szydząca z polskiej maniery przedstawiania bohaterów historycznych. Ziemkiewicz porównał ten styl do pornografii.
W pornograficznym filmie „bohater” wchodzi do baru i po pierwszych słowach (albo i bez nich) wyrywa trzy napalone kobiety, które wyglądają jakby właśnie wyszły od fryzjera, manikiurzystki, wizażystki i krawca jednocześnie i zaspakaja je wszystkie trzy na miejscu. One zaś nie mają ani PMS, ani „tych” dni, ani nie „boli ich głowa”, nic z tych rzeczy. A w dodatku nie mają lepszego zajęcia, niż oddawać się facetowi wyglądającemu jak wycięty z reklamy siłowni. Na dokładkę gość ma takie możliwości, ze ma erekcję za erekcją bez jakichkolwiek przerw. Świat idealny.
Podobnie w polskiej tradycji przedstawiani są wybitni ludzie z naszej historii. Same chodzące świetliste ideały. Zero problemów. Zero wątpliwości. Zero wad. Uczyli się pilnie. Zdawali na piątkach, wszystkie bitwy wygrywali i ogrywali politycznie wszystkich. Nigdy nie popełnili żadnego błędu.
Samo wspomnienie o niedoskonałościach bohaterów brzmi jak kalumnia, kamień obrazy i herezja połączona z bluźnierstwem. W takim systemie myślenia nie ma miejsca ani na załamanie nerwowe Piłsudskiego w przeddzień Bitwy Warszawskiej – załamanie takie jest czymś normalnym w sytuacji silnego stresu przed decydującą rozgrywką, wie to każdy, kto się jedynie oświadczał – ani na błędne i per saldo szkodliwe dla Polski koncepcje Dmowskiego w późniejszym wieku, choć przecież każdy wie, że wybitnym umysłom nieraz zdarzyło się palnąć bzdurę.
Takie rozumowanie skutkuje przede wszystkim jego odwrotnością, czyli całkowitą negacją każdego, kto stanowi przeciwieństwo bohatera uznanego przez nas aż do takich absurdów, jak kwestionowanie w ogóle udziału Piłsudskiego w zwycięstwie pod Warszawą, czy dezawuowanie całego dorobku umysłowego i politycznego Romana Dmowskiego. Jeśli ktoś jest dobry, to idealny, dotknięty geniuszem i palcem Bożym, mąż stanu i Opatrzności (nie wiem, czy to nie bigamia) i w ogóle niekrytykowalny ideał. Jeśli zły, to całkowicie i zupełnie bez jakiegokolwiek prawa do racji i słuszności w najmniejszej choćby sprawie. Jeśli powie, że Ziemia jest kulista i wiruje wokół Słońca, to natychmiast odezwie się chór udowadniający, że wprost przeciwnie.
Takie chore podejście zero-jedynkowe uniemożliwia prawdziwą i rzeczową dyskusję o koncepcjach politycznych i gospodarczych, problemach i wydarzeniach historycznych. Nie można przy tak totalnym stosunku do postaci historycznych wyłowić ich błędów i racji i poddać analizie, bo ich po prostu nie widać.
Tyle koncepcja Ziemkiewicza. Ma ona jednak szerszy kontekst, który pozwolę sobie nazwać generalnie „pornografią sukcesu”. Jest to – w ślad za powyższym opisem – takie przedstawianie rzeczywistości, które generuje jej fałszywy i w istocie demoralizujący obraz.
Pornografia sukcesu polega zatem na prezentacji bohaterów jako herosów bez skazy, którym wszystko przychodzi bez wysiłku, którzy nie muszą w zasadzie się starać i którzy zawsze odnoszą sukcesy, nie ponosząc porażek. Mają same zalety i żadnych wad, a ich przeciwnicy, to samo zło wcielone.
Najbardziej znanym w Polsce serialem prezentującym pornograficzne podejście do kwestii sukcesu jest… amerykański serial „Dynastia”. Młodsi mogą nie pamiętać, więc w skrócie: jest to historia rodziny teksańskiego potentata naftowego. Człowieka przystojnego, bogatego, szlachetnego, który ma piękną i czarującą żonę oraz gromadkę brojących dzieci popełniających błędy, ale przecież mających złote serca, ble, ble, ble, bleeeee….
Oczywiście, jest też czarny charakter, a jest nim pierwsza żona głównego bohatera knująca przeciw niemu wraz z jego głównym rywalem w interesach. Hm, jest rysa na postaci głównego bohatera, bo rozwiódł się z pierwszą żoną, żeby poślubić sekretarkę. A nie, on jest idealny, bo to była jej wina.
Szczytem perwersji w serialu był dialog między głównym bohaterem, a jego (drugą) żoną, kiedy on oświadcza jej, że nie boi się stracić dla niej majątku, bo jeśli zostanie mu jeden dolar, to za rok będzie znowu miał milion. No permanentna erekcja.
To samo dotyczy innych dziedzin. Jeśli mamy dowódcę, to takiego „co się kulom nie kłaniał”, jak rzekomo niejaki generał „Walter”. Jeśli polityka, to tylko takiego, któremu w osiągnięciu celu przeszkodził „niedojrzały naród”, choćby cała jego polityka była totalną katastrofą, jak w przypadku margrabiego Wielopolskiego.
Słowem, pornografia.
Oczywiście, może się zdarzyć, że jakiś szczególnie obdarzony facet trafi w przydrożnej knajpie trzy napalone laski, które zechcą oddać mu się tu i teraz, bo właśnie czekały na kogoś takiego wiedząc, że dość często się tu pojawia. I niewątpliwie takie sytuacje się zdarzają. Kto był na szkoleniach w służbach mundurowych, może potwierdzić, że to najlepsza wylęgarnia rozwodów z powodu zdrad. Zresztą, taka sytuacja może zdarzyć się też, kiedy kobiety znajdują się w kryzysie, mają problemy z samoakceptacją, czy też zostały poddane działaniu środków odurzających, a facet jest na wspomaganiu np. narkotykowym.
Może też się zdarzyć, że ktoś w krótkim czasie zarobi dużo pieniędzy. W jednym z reportaży Wiesław Górnicki opisywał jak w czasie blackoutu na Wschodnim Wybrzeżu USA, kiedy z powodu awarii małego przekaźnika padł prąd od Zatoki Bafina w Kanadzie do Miami w USA, w Nowym Jorku czternastoletni chłopak w ciągu kilku godzin zarobił fortunę. Pożyczył od matki dwadzieścia dolarów i kupił partię latarek z bateriami, które natychmiast sprzedał dwa razy drożej przy najbliższym wyjściu z metra. Wrócił do sklepu, kupił dwa razy więcej latarek i znowu sprzedał. Gdy popłynął prąd był właścicielem ponad 200 dolarów. Podobnie wielkie fortuny powstały w Polsce w czasie tzw. afery Banku Śląskiego, gdy na giełdę trafiły akcje tej instytucji mocno niedoszacowane (sprzedawane znacznie poniżej faktycznej wartości). W ciągu kilku dni na giełdzie wartość akcji skoczyła 200 krotnie. Ci, którzy je wtedy sprzedali, zarobili na czysto 199 złotych za każdą zainwestowaną złotówkę, a inwestowano po kilka, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ponieważ osób, które tak zagrały sprzedając akcje kilka dni po wejściu banku na giełdę, było niewiele i stanowiły dość zwartą grupę powiązaną towarzysko, powstało podejrzenie, że niedoszacowanie było celowe, a osoby te wiedziały, że ich cena gwałtownie wzrośnie.
Może być też tak, że jakiś dowódca ma tak znakomite rozeznanie dzięki wywiadowi, albo stosuje tak nowatorskie metody walki, że rzeczywiście nie ma na niego mocnych. Dariusz, Hannibal, Gajusz Mariusz, Cezar, Atylla, Napoleon, Guderian, Żukow… Wielu było takich. To zresztą Cezar swoim „VENI, VIDI, VICI” zapoczątkował pornograficzne traktowanie sukcesu. Ale jeśli się przyjrzymy, to w istocie ich sukcesy wynikały przede wszystkim z kompletnego nieliczenia się z ludźmi i traktowania ich jak mięso armatnie faszerowane afrodyzjakami obietnic, co będzie, jeśli wygrają. Hannibal w każdej z bitew tracił większość swojego wojska, aż w ostatniej bitwie na terenie Italii miał pod komendą zdemoralizowaną zbieraninę, a nie armię. Cezar obiecywał za zwycięstwo dosłownie wszystko z nadaniem ziemi (której w Italii nie było) włącznie. Napoleon ględził o chwale, ale w przypadku odwrotu potrafił pod Waterloo rozstrzelać z armat swoją wierną gwardię. Żukow cofającym się strzelał w plecy. Ich zwycięstwa nie były ani łatwe, ani błyskotliwe.
Może też zdarzyć się, że mały oddział pokona znacznie większe siły, jak polska husaria choćby pod Kircholmem, czy Kłuszynem, nasi szwoleżerowie pod Somosierrą, czy Spartanie (o mały włos) Persów pod Termopilami. Ale w każdym z tych przypadków mamy do czynienia albo ze sprzyjającym ukształtowaniem terenu (Termopile), albo ze zdemoralizowanym przeciwnikiem i słabą widocznością ograniczającą możliwości (Somosierra), albo z zastosowaniem nietypowej, nieznanej przeciwnikowi taktyki (husaria) czasem w połączeniu ze skłóceniem i brakiem dyscypliny w obozie przeciwnika (Kłuszyno).
Zdarzyło się też parę razy w historii uzyskanie maksymalnego wyniku przy minimalnych nakładach, jak w przypadku rewolucji bolszewickiej, kiedy kilkunastu zdeterminowanych bandytów w kilka dni opanowało ogromną Rosję, czy w przypadku odzyskania niepodległości Polski w 1918 roku, gdy od października do grudnia uwolniono znaczną część ziem polskich i ustanowiono rząd w zasadzie bez strzału. Do walk doszło tam, gdzie nałożyły się na siebie dążenia różnych narodów, jak we Lwowie. Ale we wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z ludźmi zdeterminowanymi działającymi w warunkach jakiegoś kryzysu, przeciw zdemoralizowanemu przeciwnikowi, który zupełnie nie zamierza podejmować przeciwdziałania.
I to jest to, co łączy wszystkie opisane powyżej przypadki. Z jednej strony mamy determinację (wyposzczonego, napalonego faceta, żądnego sukcesu wodza lub biznesmena, czy też gotowych na wszystko walczących o swoją przyszłość ludzi), a z drugiej jakiś kryzys, demoralizację, upadek, przy czym często znaczenie mają różne wspomagacze (narkotyki, afrodyzjaki, działalność szpiegów, korupcja, „przecieki” itp.). Jednym słowem strona zdeterminowana w jakiś sposób wykorzystała słabość strony będącej w stanie kryzysu i demoralizacji czasem stosując dodatkowe wspomaganie.
Łączy te przypadki też to, że są szczególne, nietypowe i właściwie niepowtarzalne. Budowanie na nich jakiejkolwiek reguły jest więc błędem prowadzącym do katastrofy.
W rzeczywistości zarówno skuteczny podryw, jak i zrobienie dobrego interesu, wygranie bitwy, czy osiągnięcie celu politycznego wymaga wielokierunkowych działań i wielokierunkowych inwestycji, zabiegów, starań, uwodzenia. Zasada „VENI, VIDI, VICI” po prostu nie działa na co dzień.
Mężczyzna chcący uwieść kobietę po pierwsze musi wiedzieć, że mało która zechce się nim dzielić, więc poderwanie trzech na raz jest raczej mało prawdopodobne. A już podołanie trzem kłóci się z biologią. Musi więc zacząć od wyboru „celu” (przepraszam panie za to porównanie). Musi też określić, czego chce: „numerka”, przelotnego romansu, czy trwałego związku. Następnie musi zainwestować przynajmniej w AXE, a na poważnie w kolacje, imprezy, taksówki, ewentualnie benzynę, odpowiednie ubranie, fryzjera, kino, teatr, koncerty i cały czas prowadzić dialog będący niczym innym, niż rozpoznaniem połączonym z negocjacjami. O sukcesie nie będzie decydować to, czy uda mu się wciągnąć kobietę do łóżka, tylko czy cel jaki osiągnął jest adekwatny do zastosowanych nakładów. Jeśli facet musiał czarować kobietę przez dwa lata, żeby spędzić z nią jedną noc, to zdecydowanie poniósł porażkę, bo nakłady były niewspółmierne do osiągniętego celu, choć zgodnie z filozofią pornograficzną cel osiągnął, czyli powinien mówić o sukcesie.
Ale jeśli po miesiącu czarowania udało mu się nakłonić kobietę do zwierzenia się ze swoich uczuć i zadeklarowania zainteresowania nim, to mimo, że nie osiągnął celu, ma sukces, bo stosunkowo niedużym nakładem środków uzyskał jeden z celów pośrednich prowadzących do sukcesu ostatecznego.
Podobnie w biznesie. Można szybko zdobyć nawet miliard złotych wypełniając odpowiednią ilość kuponów Lotto i wyczerpując w ten sposób wszystkie możliwości wyników losowania. Tylko, że koszt tej operacji będzie kilka razy wyższy, niż wygrana. Każdy biznes wymaga inwestycji, nakładów, zabiegów, starań, negocjacji, rozpoznania. O tym, czy w biznesie osiąga się sukces decyduje nie zarobienie konkretnej kwoty, tylko bilans przychodów i kosztów, który musi zakończyć się jakimś zyskiem. Od tego, czy ten zysk jest i czy wystarcza na przeżycie i rozwój firmy zależy, czy biznes jest opłacalny, czy nie, a więc, czy jest sukcesem.
To samo dotyczy działań wojennych. Znowu nakłady, zabiegi, negocjacje, rozpoznanie. O zwycięstwie decyduje nie ilość wygranych bitew, a wynik finałowy (mawia się nawet, że armia brytyjska przegrywa wszystkie bitwy z wyjątkiem ostatniej) oraz… bilans zysków i strat (istnieje takie pojęcie jak pyrrusowe zwycięstwo, czyli sukces okupiony stratami uniemożliwiającymi dalszą walkę). I to nie tyle wynik militarny, ile… polityczny, bo wojna, to polityka prowadzona innymi metodami. Przykładem przegranej bitwy wygranej politycznie tak, że do dziś jest symbolem zwycięstwa jest… bitwa pod Płowcami między wojskiem Władysława Łokietka a Krzyżakami (przegraliśmy, ale tak, że Krzyżacy się wycofali i nabrali respektu).
To samo dotyczy działań ogólnie politycznych. Wymagają tego samego: nakładów, zabiegów, negocjacji, rozpoznania, a o sukcesie decyduje, czy posunęliśmy się do przodu i o ile w konteście bilansu zysków i strat. W tym też kontekście Wiktor Suworow kwestionuje zwycięstwo ZSRR w II wojnie światowej, bo mimo militarnego pokonania Niemiec korzyści uzyskane przez sowietów były nieznacznie większe od tego, co mieli w 1941 roku, a w stosunku do planów i kosztów były w zasadzie nieznaczne. Podobnie Wielka Brytania nie traktuje zakończenia wojny euforycznie, bo w 1945 roku, w wyniku wojny, zaczął się rozpad Imperium. Odwrotnie, po wojnach napoleońskich na Kongresie Wiedeńskim udało nam się uzyskać więcej, niż mieliśmy przed wkroczeniem Napoleona do Polski. To był majstersztyk polskiej dyplomacji, a konkretnie Adama Czartoryskiego: być po przegranej stronie i zyskać więcej, niż dwaj ze zwycięzców (Austria i Prusy na rzecz Rosji straciły część ziem polskich zagarniętych w III rozbiorze).
Oczywiście, w ogólnym bilansie ma znaczenie odległość między wyznaczonym celem, a realnym osiągnięciem. Ale ma to znaczenie tylko w kontekście poniesionych kosztów. Im bliżej jesteśmy ostatecznego celu przy niskich kosztach, tym sukces większy. Rok 1918 był witany euforią, bo spełnił marzenie Polaków, które szyderczo tak podsumował Józef Piłsudski: Polacy chcą mieć wolność, ale chcą, by kosztowała grosz i kroplę krwi. W 1918 roku wolność kosztowała grosz i kroplę krwi. Ilość ofiar zarówno obrony Lwowa, jak i pierwszych dni Powstania Wielkopolskiego była nieznaczna w porównaniu ze stratami, jakie przyniosły wojny z sowietami, Niemcami i Czechami w latach 1919-1922.
Z drugiej strony, nie ceni się tego, co przychodzi łatwo.
Skutki pornografii są ze wszech miar negatywne zarówno w wymiarze towarzyskim, jak i ekonomicznym, wojskowym, politycznym i każdym innym.
Chłopak wykształcony na pornografii nie rozumie żadnej części słowa „nie”. Nie rozumie, że marzeniem kobiet wcale nie jest bycie zaspokojonymi przez niego i że bardziej cenią sobie one możliwość porozmawiania i zwierzenia się oraz znalezienia w kimś oparcia i budowy relacji, niż „przygody” łóżkowe. Nie potrafi nawiązywać i budować relacji w normalny sposób, nie umie negocjować, ani rozpoznawać nastrojów kobiety. Jedyna droga jaką zna, to wykorzystanie słabości lub sprowokowanie jej przez alkohol i jakaś forma ostrzejszego lub łagodniejszego gwałtu. Kobieta jest tylko po to, żeby zapewnić mu spełnienie jego pożądań i powinna – jego zdaniem – być szczęśliwa, że on zechciał łaskawie ją wykorzystać.
Człowiek wychowany na pornografii biznesu będzie aferzystą „kręcącym lody” dzięki niejasnym przepisom i korupcji (ciekawa zbieżność nazw z obu dziedzin pornografii: kręcić lody-robić loda). Rynek jest dla niego nie miejscem równorzędnej gry równych przedsiębiorców, ale miejscem, gdzie można się nachapać. Im szybciej, tym lepiej. Tacy ludzie stoją za większością afer w Polsce i na świecie. To oni stworzyli system bankowy, który doprowadził do obecnego kryzysu.
Wychowani na pornografii sukcesu dowódcy marnują życie żołnierzy na osiągnięcie celów nieosiągalnych lub takich, które wymagają żmudnej, delikatnej pracy i nakładów powiązanych z dobrym rozpoznaniem i negocjacjami. Nie rozumieją tej prawdy, że o sukcesie nie decyduje osiągnięcie celu militarnego, ale rachunek zysków i strat. Nie inwestują więc np. w siły specjalne zdolne małym kosztem sparaliżować całe dywizje, a podniecają się paradami i pokazowymi ćwiczeniami jak erotoman swoim libido. Chcą być napoleonami i cezarami, ale bliżej im do Pyrrusa.
Wreszcie pornograficzni politycy nie potrafią budować normalnych relacji międzyludzkich. Wyborców traktują jak stado baranów zgodnie ze słowami najsłynniejszego politycznego pornografa w historii, Adolfa H., ze lud jest jak kobieta, a kobieta lubi, gdy ją gwałcić (nawiasem mówiąc, problemy erotyczne Hitlera świadczą, że mógł on być wychowany na pornografii). Nie umieją ograniczać się w swoich żądaniach. Jak władza, to całkowita. Jak sukces w wyborach, to 100%. Żadnego oporu, żadnego sprzeciwu. Pełne oddanie ludu wszechwiedzącej władzy. Podobnie nie potrafią oni budować partnerskich relacji między państwami albo usiłując gwałcić partnerów wymuszając swoje racje, albo ulegając gwałtowi w zamian za zapewnienia o swojej wartości.
Wychowani na pornografii zwykli ludzie nie potrafią dokonywać realnej oceny rzeczywistości biorąc fantazje za realia i oczekując błyskotliwych sukcesów przy minimalnym lub żadnym nakładzie kosztów. Jak zwycięstwo, to całkowite. Jak sukces, to absolutny. Żadnej finezji, żadnego cieniowania, żadnego odniesienia do realiów.
Oceniają przez ten pryzmat historię bredząc o jednym wygranym powstaniu, choć tylko na Wielkopolsce wygranych powstań było co najmniej trzy, a jeśli się uprzeć, to dałoby się doliczyć pięciu. A jak doliczyć Śląsk, Lwów, Galicję, Sejny, Warszawę (dwa razy!) i inne udane zrywy, to było ich więcej.
Nie mają szacunku do mrówczej i zapobiegliwej pracy oczekując iście pornograficznego sukcesu dla niepoznaki nazywanego cudem. Jeśli z dnia na dzień nie osiągną stuprocentowego zysku, twierdzą, że przegrali.
Podobnie od sportowców oczekują rzeczy niemożliwych, jak wygranie w meczu piłkarskim z trzecią drużyną świata, której drugi skład przewyższa nasz pierwszy i marudzą, gdy naszym piłkarzom z 36 miejsca w rankingu uda się uzyskać remis.
Cóż, skutki pornografii.
Krótko przed zamachem majowym Józef Piłsudski powiedział, że polskie życie publiczne zżera prostytucja powodująca, że wszystko, łącznie z ustawami, można kupić. Obecnie nasze życie zżera pornografia.

Dlaczego A. Lepper ( - )

http://piotrbein.wordpress.com/2011/08/10/dlaczego-a-lepper-%e2%80%9ewybral%e2%80%9d-lokal-samoobrony-by-zakonczyc-zycie/



10/08/2011

Dlaczego A. Lepper „wybrał” lokal ‘Samoobrony’ by zakończyć życie?

Filed under: Uncategorized — grypa666 @ 21:27

Dlaczego A. Lepper „wybrał” lokal ‘Samoobrony’ by zakończyć życie?

W Zakopanem, około rok temu, ktoś się powiesił na klamce drzwi wielkiego, zbudowanego przed 25 laty kościoła „Krzyża Pańskiego”, noszącego popularną nazwę „Pod gilotynami” ze względu na kształt zwieńczenia swej wieży. Wtedy w lokalnej prasie pisano, że samobójca w kościele, to desakralizacja tej instytucji kontaktów z Bogiem, oraz że dawniej albo zamykano tak zbezczeszczone kościoły, albo zarządzano specjalne egzorcyzmy. Zatem aż się dziwię, że w prasie – także tej elektronicznej – nikt nie stawia pytania, dlaczego Andrzej Lepper wybrał na miejsce swego „samobójstwa” akurat lokal partii, której był twórcą? To tak jakby szef przedsiębiorstwa zastrzelił się w swym gabinecie, wskutek swej firmy bankructwa. A przecież partia-związek zawodowy „Samoobrona” choć szczuta przez media, nie zbankrutowała, sondaże dawały jej 2 proc. głosów, a zatem w realu byłoby tego więcej. Gdyby – jak planowano – Samoobrona weszła w koalicję ze śląska Partią Pracy, założoną w oparciu o związek zawodowy „Sierpień 80” (którego to związku przywódca, Daniel Podrzycki, zginął w 2005 w trakcie kampanii prezydenckiej), to razem ta nowa wersja ‘Sojuszu Robotniczo-Chłopskiego’ mógłby się do Sejmu przebić: w aktualnym numerze „Przeglądu” zamieszczony jest wywiad z socjologiem Wojciechem Łukowskim, który celnie stwierdza, że Wiele osób (…) ucieszyłoby się z wejścia do Sejmu przynajmniej jeszcze jednego ugrupowania.
Gdyby zatem A. Lepper naprawdę wybrał na miejsce pozbawienia się życia lokal swej partii, to automatycznie rzucił by odium na wszystkich „Samoobrony” działaczy oraz dość licznych sympatyków: patrzcie jak wygląda ta niby ‘samo-obrona’, która się zakończyła samo-bójstwem organizatora tego, głośno podkreślającego swą polskość, ugrupowania! Ludzie winni uciekać od takiego związku samobójców jak z kościoła, w którym na ołtarzu ktoś się powiesił na Krzyżu Pańskim, obok figury Chrystusa Zbawiciela!
Komu zależało na wyeliminowaniu A. Leppera i jego „Samoobrony”?
Komu zatem mogło zależeć na wyeliminowaniu Samoobrony i jej przywódcy z doczesnego życia? Otrzymałem bardzo interesujące nagranie wypowiedzi Andrzeja Leppera w Parlamencie Europejskim. Warto go posłuchać, bo według mnie tą swą wypowiedzią w Strasburgu, 19 listopada 2002 roku (?) „populista” A. Lepper po prostu wydał, podówczas w zawieszeniu, na siebie wyrok śmierci.
Warto też przypomnieć, że Samoobrona była JEDYNĄ PARTIĄ W POLSCE, która zdecydowanie, jednoznacznie i konsekwentnie sprzeciwiała się zaangażowaniu polskich wojsk w Iraku i potem w Afganistanie. Przypomnieć kto pierwszy w naszym kraju mówił publicznie o więzieniach CIA, o Klewkach (wtedy to premiera A. Leppera publicznie wyśmiano), kto domagał się Balcerowicz (oraz „układ” który tego stypendystę z USA do Polski wprowadził) musi odejść!, by domyśleć się kto uporczywie żądał, aby odszedł z Polski – najlepiej na zawsze – przywódca znienawidzonej przez Gazetę Wyborczą „Samoobrony”. No bo jak taki „cham z Polski” może nam, Panom Świata, bruździć w rządzeniu Europą, przy pomocy elity profesorów takich Solana, Geremek, Buzek, czy też ostatnio J. M.D. Barroso „dążący do zwiększenia gotowości Unii do interwencji ws.międzynarodowych. Barroso jest zdecydowanym zwolennikiem zacieśnienia stosunków pomiędzy UE a Stanami Zjednoczonymi.” (tak podaje Wikipedia).
Czy zatem istnieje, działająca spoza granic Polski siła, która takie „zejście” Leppera (i Samoobrony) z areny politycznej mogła nie tylko sobie życzyć, ale i to „zejście” wymusić? I czy nie była to ta sama Niewidzialna Ręka, która wymusiła – i nadal wymusza – na wyselekcjonowanych do swych zadań oficerach WP milczenie na temat więzień, oraz na temat innych tajnych operacji US Army w Polsce? Przecież właśnie w celu ściślejszego utajnienia takich poczynań w 2007 roku Antoni Maciarewicz zlikwidował post-socjalistyczne „oczy” naszego kontrwywiadu o nazwie WSI. Proszę zatem poczytać, jak ktoś zna angielski, co obecny „Pan Świata” dla tego świata przygotował:
A Secret War in 120 Countries – The Pentagon’s New Power Elite by Nick Turse: Gdzieś na tej Planecie amerykańskie komando wykonuje swe zadanie … nie informując o tym publiczności amerykańskiej wojsko USA przeprowadza operacje w większości krajów świata. Nowa elita władzy w Pentagonie prowadzi wojnę globalną, które rozmiar i zasięg dotychczas nigdy nie był ujawniony. Po tym, jak marines z jednostki ‘Foka’ (lub ‘Pieczęć’ – SEAL) umieścili jedną kulę w piersi Osama bin Ladena, a drugą w jego głowie, tajne czarne operacje wojsk amerykańskich wyszły na światło dzienne. … Jak stwierdził rzecznik Sił Specjalnych Armii USA, pułkownik Tim Nye , do końca tego roku ilość krajów, w których te Siły Specjalne działają dojdzie prawdopodobnie do 120 [...]
A więc logicznie te tajne siły wojskowe USA działają i działały – nie tylko w Klewkach – także i w innych miejscach ‘tajnie okupowanej’ przez USA Polsce. A to sugeruje, że egzekucję ludowego, anty-NATO-wskiego trybuna Andrzeja Leppera mogła dokonać właśnie taka tajna, sprawnie poruszająca się „pod wodą” jednostka „SEAL.PL”. A szczegóły tego przedsięwzięcia?
Czy w pomieszczeniu Leppera użyto gazu anestezjologicznego takiego jak w teatrze w Moskwie?
Jak przypomina Jan Grudniewicz, cytowany przez USOPAL : Postawione wcześniej rusztowanie budowlane jakby czekało kiedy będzie stosowna chwila aby dokonać zbrodni. Jak się dowiedzieliśmy od osób będących wówczas w lokalu Samoobrony, gdy stawiano rusztowanie 22 czerwca 2011 r.przedstawiciel firmy je stawiające był w lokalu Samoobrony i pod pretekstem sprawdzenia rur kanalizacyjnych był w tej łazience i fotografował komórką rury i łazienkę. Media tez nie podały, że w lokalu była czynna kamera która kontrolowała hol i korytarz biura i mogła nagrać wspólnika. Mordercy mogli uciec w górę na dach 5 piętrowego budynku lub w dół albo wejść przez okno do pomieszczeń w innej kondygnacji. Musiało w przygotowaniu brać udział wielu ludzi, więc nie był to pojedynczy bandyta ale wyspecjalizowana komórka zawodowych zabójców mających wpływ na władzę i pewna swojej bezkarności.
Co więcej, Fakt.pl donosi, że „Dwa okna w prywatnych pomieszczeniach Andrzeja Leppera były otwarte, gdy odnaleziono jego ciało bezwładnie wiszące na sznurze – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. A to, zdaniem współpracowników szefa Samoobrony, bardzo dziwna sytuacja. – Lepper nigdy tych okien nie otwierał, korzystał tylko z klimatyzacji – przekonuje Mateusz Piskorski były rzecznik partii”. A zatem napastnicy po prostu mogli uśpić Andrzeja Leppera gazem anestezjologicznym, dokładnie w taki sam, nieodczuwalny przezeń sposób, jaki rosyjski OMON zastosował (gaz wpompowano za pomocą rur kanalizacyjnych, o ile pamietam), w trakcie odbijania, od komando Czeczeńców, teatru w Moskwie przed 9 laty. A następnie „śpioszka” powieszono w łazience, pozostawiając okna w „(u)sypialni” otwarte, aby szybko ten bezwonny gaz się ulotnił.
Czy „Breivik” to policyjno-medialna fikcja?
Raczej wątpię, by dopuszczono do odkrycia przyczyn „likwidującego Samoobronę samobójstwa” byłego Polski (wice)premiera. Dlaczego? Bo w zasięgu działalności Paktu Północnoatlantyckiego podobnych „dziwnych historii” jest bardzo wiele, by wskazać na poprzedzającą egzekucję Andrzeja Leppera dokładnie o dwa tygodnie, egzekucję „młodzieżówki” Norweskiej Partii Pracy na wyspie Utoya przez „krzyżowca-syjonistę” Andersa Breivika. Cytuję za e-listem otrzymanym od znajomej, która wyszła za mąż za norweskiego ekologa: „Na marginesie tej historii, norweskie media pisały, że jak dzieciaki dzwoniły na policję, to im nie wierzono. Jak ich rodzice dzwonili na policję, to policja pytała, dlaczego dzieciaki nie dzwonią… A poza tym, ciągle nie wiem, skąd bezrobotny miał pieniądze na te wszystkie zabawy, podróże, wynajmowanie gospodarstwa rolnego i zakupy. Od mamy?”
Do tej informacji mój korespondent z USA, Tom Mysiewicz dodał (tłumaczę z angielskiego): Radio Hawana podało, że Breivik użył środka wybuchowego stosowanego wyłącznie przez siły NATO. Także eksperci od wyburzeń stwierdzili, że cały wagon tego chemicznego nawozu byłby potrzebny by dać eksplozję o sile takiej jak w Oslo. Ponoć można sprawdzić w „Manifescie Unabombera” Teda Kaczynskiego, że tekst Breivika („2083”) jest pastiszem tej pracy, co byłoby dalszym potwierdzeniem, że cała ta rzecz jest złożoną operacją typu ‘intel”, w której Breivik odegrał rolę „osoby wystawionej” (nie w sensie, że nie był tym, który strzelał, ale w sensie, że nie był sam).
No i jeszcze dochodzi do tego podejrzenie, że „Breivik” jest to po prostu osoba fikcyjna , jako że nie udało się go mediom uchwycić na taśmie filmowej, ani przed ani po zamachu.
To tyle „Dziwności życia w obozie NATO”, wyraźnie rację ma Stefan Kosiewski z portalu SOWA który zauważył, że Zachodem coraz wyraźniej rządzi „bóg”, który ma na imię TERROR. Na zakończenie przytoczę (jak ktoś jeszcze jej nie czytał), wypowiedź Zygmunta Wrzodaka, byłego szefa „Solidarności’ w Ursusie i byłego posła, którego kadencję skróciła „działalność społeczna” prezesa PIS i premiera Polski, Jarosława Kaczyńskiego (przypominam w kontekście funkcji, jakie pełnili polscy przywódcy związkowi XXI wieku, tacy jak Andrzej Lepper, Daniel Podrzycki oraz Zygmunt Wrzodak, że na początku wieku XX-go, amerykańscy hiper-kapitaliści mieli zwyczaj wynajmowania gangsterów, by likwidować „przeszkadzających im w pracy” przywódców związkowych USA).
MG, Zakopane, 10 sierpień 2011
Zygmunt Wrzodak: Nie żyje Andrzej Lepper
Informacja, którą otrzymałem od jednego z posłów o tragicznej śmierci Andrzeja Leppera, wstrząsnęła mną. On facet twardziel, tyle przeszedł, odbierał tyle prymitywnych ciosów propagandy ze strony mediów syjonistycznych z Gazetą Polską i Wyborczą na czele, któremu tak wielu ludzi wyrządziło wielką krzywdę! Wydaje się czymś niewiarygodnym, żeby on, Andrzej Lepper popełnił samobójstwo. On głęboko wierzący człowiek, ten który z różańcem się nie rozstawał, mógł popełnić samobójstwo? W dodatku nie zostawia żadnego listu pożegnalnego! Rozmyślam o wielu wersjach i o tej też, że praktycznie został sam. Jego byli towarzysze partyjni i związkowi opuścili go, poszli na współpracę z ludźmi z organizacji internacjonalistycznej, jaką jest PiS. Obecnie prawie każdy z nich pcha się do mediów, aby niby żałując Leppera, przypomnieć o sobie. Właśnie taki jest nasz Naród nizinny; łatwo przychodzi nam coś dobrego, ale uszanować tego nie potrafimy. Teraz lamentuje pani Begger, ta od kosza brudnej bielizny, w który wkładali ją w TVN, by ośmieszać i kompromitować właśnie Leppera. A gdzie jest pokrętny karierowicz Filipek i jemu podobni, którym Andrzej Lepper otworzył szeroko drzwi do karier politycznych, ale oni uszanować tego nie potrafili. Osobnym rozdziałem jest obrzydliwy, parszywa menda polityczna Ryszard Czarnecki urodzony w Anglii w żydowskiej dzielnicy Londynu, znajomy Rudolfa Skowrońskiego (już 12 lat ścigany listem gończym). Ta kreatura polityczna lansuje się w mediach, ogłaszając się ekspertem od Leppera, ale ani słowem nie bąknie, że go zdradził, że rozbijał Samoobronę, że ośmieszał Leppera w mediach, że był koniem trojańskim w Samoobronie. Nie wspomni o swoim pryncypale – obrzydliwym kłamcy politycznym, obleśnym nieudolnym, zakompleksionym syjoniście Kaczyńskim. To ten miał za zadanie zniszczyć dwie partie LPR (przy pomocy Giertycha) oraz Samoobronę Te dwie partie były antysystemowe – czyli twardo staliśmy za interesami narodowymi. Oskarżenie Leppera, jakoby brał udział w ,,aferze gruntowej” oraz w ,,seks-aferze”, było ciosem potężnym w Leppera. Masoni wiedzą, że jak nie da się zniszczyć człowieka medialnie, podstępnie np. rozbijając struktury, przejmując bliskich ludzi, uruchamiając służby specjalne wewnętrzne i zewnętrzne, to skuteczną metodą walki z takim silnym człowiekiem jest oskarżenie w sprawach obyczajowych, najlepiej to gwałciciel. Tak oskarżyli Andrzeja Leppera. Do takich zadań zawsze można znaleźć bez problemu odpowiednie osoby. Jeżeli takie metody nie dają rezultatu, to kolejny etap – skrytobójcze morderstwo. Proszę zauważyć, że wszystko to miało miejsce wokół Andrzeja Leppera. Kim się posłużyli ,,ludzie z cienia”, by zlikwidować politycznie Andrzeja Leppera Jarosławem Kaczyńskim, a ta pospolita menda społeczna Czarnecki próbuje medialnie odwrócić uwagę ludzi od roli, jaką odegrał w zniszczeniu Leppera Kaczyński. Podobną drogę przeszedłem ja, ciągły atak medialny na mnie ze strony takich mediów jak: Wprost, Gazeta Wyborcza, G. Polska, Polsat, TVP, TVN i inne. Dostawałem straszliwe anonimy o rychłym moim zejściu, moich dzieci itd. To nie pomagało, zabili w rytualny sposób mojego rzecznika prasowego Andrzeja Krzepkowskiego, tak by wystraszyć ówczesną narodową Solidarność Ursusa. Gdybym nie zmienił wtedy swojego postępowania, zapewne mnie też by nie było wśród was. Do dzisiaj nie ma winnego morderstwa. Dla Andrzeja Leppera nie istniał immunitet parlamentarny, ponieważ był według Kaczyńskiego warchołem, i wszystkie sprawy na początku przegrywał, a bronienie się przed sądem zajmuje bardzo dużo czasu. Gdy przestał być posłem, jeździł od sądu do sądu, od prokuratury do prokuratury, a to wszystko było zaplanowane przez mafię – tę wewnętrzną i tę zewnętrzną, tak by męczyć człowieka, by nie miał czasu na politykę. Gdzie był wtedy Czarnecki i inni jego bliscy współpracownicy, którzy tak ochoczo lansują się na tragedii Leppera!!! Podobny scenariusz zastosowali wobec mnie. Ja od czterech lat mam ciągłe sprawy cywilne związane z moją działalnością publiczną w sejmie. Dwie przegrane z sześciu spraw cywilnych z Eureko i Podkulski z Podkarpacia, doprowadziły mnie praktycznie do ruiny finansowej. Też mnie zdradzili niby moi przyjaciele z Ursusa, którzy sprzedali się Bochniarzowej i doprowadzili do likwidacji Ursusa, za który ludzie oddawali życie.
Podobnie A. Lepper, z tym, że on miał jeszcze trzy sprawy karne. W taki skuteczny sposób wyłącza się ludzi z polityki a winduje się tych, co okazali się zdrajcami jak Giertych, który zmienia wille jak rękawiczki, lansowany jest w mediach, robią z tego tłumoka wielką gwiazdę medialną, a on u wroga – w gazecie wyborczej odciął się od poglądów swojego dziadka i Romana Dmowskiego. Pokazuję obraz działania ,,ludzi z cienia”, którzy są wynajęci do osłony tych, co pracują w jawnych instytucjach rządowych do służenia mafii międzynarodowej, dla rządów syjonistycznych, których nadrzędnych działaniem jest okradanie mas ludzkich. Ta brudna mafia światowa żyje jak pasożyt, mają globalne media syjonistyczne, które uprawiają politykę opartą na obrzydliwym kłamstwie, tak by była wygodna dla świata lichwiarskiego zainstalowanego w Nowym Yorku. Dlatego tacy ludzie jak Andrzej Lepper są im bardzo niewygodni, należy ich likwidować, czy to w sposób fizyczny czy to w sposób psychiczny, to nie ma znaczenia. Do takich zadań mają takie kreatury polityczne jak Kaczyński, który dla rządów światowych zrobi wszystko. Niech nikt nie myśli, że on jest większym patriotą od PO, oni tylko nim grają, czego dał wielokrotnie dowód wobec ich poddaństwa, akceptując tzw. ,,Traktat Lizboński”, z którego woli staliśmy się niewolnikami jakichś rządów euro-pejskich. Wysłał wojska polskie na wojnę o ropę do Iraku i Afganistanu, wyprzedawał majątek narodowy itd. Nie ma różnicy między byłą UW a PiS, są tylko pozory, koncepcje dla Polski mają identyczne. Kaczyński, który brudnymi rozklepanym kapciorami pcha się do rządzenia Polską w porównaniu do Leppera jest malutkim, zakompleksionym człowiekiem. A. Lepper ma trójkę dzieci, dorobił się wielkiego gospodarstwa, umie jeździć na rowerze, obsługiwać komputer, uprawia sport, umie się przeżegnać, a Kaczyński??? A. Lepper był najlepszym Ministrem Rolnictwa w ostatnim 20-leciu, ale co z tego – został zaszczuty medialnie, potępiony przez ludzi z wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że Świętej Pamięci Andrzej Lepper zostanie w naszej polskiej, chociaż niestety nieudolnej, pamięci na zawsze i przede wszystkim w naszych modlitwach.
Apeluję, abyśmy byli w ostatniej drodze w dniu pogrzebu z śp. Andrzejem Lepperem, bądźmy na pogrzebie, weźmy biało-czerwone flagi.
Piszmy maile do Komorowskiego, aby odznaczył pośmiertnie śp. Andrzeja Leppera Orderem Orła Białego.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie,,,,
Skierniewice, 07.08.2011
Zygmunt Wrzodak