Palikotowa
żulia, po raz enty, wykonując rzetelnie zadania płynące z Kremla,
zajmuje puste łby Polactwa seksualnością Anny Grodzkiej. Czyniąc z niej
samej monstrualną kukłę wykorzystywaną by, już za chwilę, wyrzucić ją
jak szmacianą lalkę kopiąc jednocześnie w w arcykształtną dupę. No, jaki
jest koń, każdy widzi. I jaka seksualność też...
Nie, żebym specjalnie cierpiał a sumienie moje doznawało dyskomfortu.
Ostatecznie kim Anna Grodzka jest każdy, przytomny człowiek może się
łacno dowiedzieć a i kim Anna Grodzka był takoż...
Ergo niedługie już jej posunięcie, po arcybolesnym wykorzystaniu, tyle mnie obchodzi jak i ona sama.
Ale...
Ale nie o nią tu idzie. Idzie zaś o rzeczy znacznie ważniejsze i poważniejsze.
Na krótką metę zasłona dymna o kryptonimie „Grodzka” ma przesłonić
masom, które i tak są skretyniałe, daleko posunięte przygotowania do
nowego rozdania. Ponieważ Donald Franciszek został uznany za kartę
zgraną i już niepotrzebną, trwają intensywne prace nad budową
nowego/starego kształtu i charakteru politycznego Rzeczpospolitej.
Obserwujemy ( no, ci, którzy coś jeszcze widzą i co nieco kumają)
próby przetasowań. "Nowa prawica", "nowa endecja", "nowa lewica" i
jakieś tam inne, ale koniecznie "nowe".
Pookrągłostołowe elyty, a nie są to same debile ( szuje, świnie,
zdrajcy, sprzedawczyki i owszem, ale nie debile) uznały, że ich czas, w
dotychczasowej formule się kończy. Tak więc zaczęli kombinować jak to
samo przekształcić, by tym samym pozostało ale, w tak zwanym odbiorze,
było czymś nowym. Tym razem, rzecz jasna, słusznym.
Rolę rozgrywającego wziął na siebie, ustawiany przez Dukaczewskiego,
Palikot w cichej ale efektywnej współpracy z otoczeniem Bula, który, jak
widomo, sam z siebie do wykrzesania jakiejkolwiek myśli twórczej nie
jest, z przyrodzenia, zdony. No tak już ma...
A ponieważ to właśnie ciul z Biłgoraja jest w procesie tym
arcyaktywny to znaczy, że rzeczą całą zajmują się nieistniejące
formalnie ale rzeczywiście to i owszem WSI. A jeśli WSI to znaczy GRU.
Ergo Moskwa przystąpiła do przemeblowywania polskiego domu na swoją ale
jeszcze „lepszą” modłę. Nie zapominając o ewentualnej roli w tej
zabawie, którą odegrać musi tak zwana Państwowa Komisja Wyborcza...
Oczywiście, choć to dalece jest mniej istotne, przykrywa się
miliardowe przewały na środkach unijnych, kontraktach i pozycjonowaniu
odpowiednich biznesmenów a i biznesłumenów również...
Ale jest i płaszczna głębsza i na dłuższą metę, jak sądzę, dużo groźniejsza.
Biorąc pod uwagę cały Stary Kontynent obserwujemy, że jego
zbarbaryzownie nabiera przyspieszenia. Ukryta pod eleganckimi kostiumami
i garniturami, krocząca w woalu drogich perfum, „ucywilizowana”
bolszewia ustawicznie robi swoje. To jest ta sama bolszewia, która ma na
swych rękach krew milionów. Ta sama azjatycka czerń nigdy nie osodzona w
europejskim paradygmacie kulturowym, ale odwiecznie paradygmat ten
podważająca i niszcząca. To jest ta sama barbaria. Tyle, że teraz
nazywana, w ramach śmiertelnego raka zwanego polityczną poprawnością,
np. lewicą, która wyrzynała, bez skrupułów, narody. W tym nas, Polaków.
Teraz ta konrkulturowa hołota nazywa się lewicą, socjaldemokracją. Bywa, że europejskie „oszołomy” nazywają to-to lewactwem.
Każdy system kulturowy, z którego wszak wynika porządek społeczny,
prawny, polityczny i każdy inny, musi być zakorzeniony w spójnym
obszarze aksjologicznym. Musi.
Inaczej też musi ale, szlag go trafić.
Banda ta zdziczała, która nigdy wcześniej, na taką skalę, nie zeszła z
drzewa bo normy moralne cywilizacji europejskiej, ich siła i żywotność
ich na tym drzewie trzymały, z drzewa zeszła, przybrała postawę
wyprostowaną, ubrała się i wykształciła. Ale wciąż jest i pozostaje
czernią.
I czerń ta uzbrojona w potężne mass media, dzień po dniu, niszczy
same fundamenty Cywilizacji Zachodniej. Niszczy, znieprawia, poddaje w
wątpliwość. Atakuje.
Rozwój wszystkich zjawisk opisanych powyżej możemy obserwować, na
naszym kontynencie, mniej więcej od końca wieku XVIII a za ich początek
można, bez większej obawy o pomyłkę, przyjąć arcykoszmarną w swoich
dalekosiężnych skutkach Wielką Rewolucję Francuską-matkę wszystkich
późniejszych rewolucji i obłąkańczych systemów filozoficznych i, co za
tym idzie, politycznych.
Nie ma tu miejsca by tym tematem zająć się „padrobno”...
Tak więc: „Nie ma Boga” w życiu państw, narodów, społeczeństw. I
skoro Go nie ma, nie ma też prawdy, nie ma dobra, nie ma norm. Nie ma
ograniczeń.
Ale skoro: „Nie ma Boga” to jest Szatan, który udaje, że go nie ma. Od tysiącleci...
Albo dziś jesteśmy zdolni do opracowania polskiej doktryny narodowej
opisującej stan obecny, cele i środki jej realizacji. Doktryny opartej
na podstawowych wartościach kulturowych, definiującej państwo,
społeczeństwo, naród oraz ich miejsce, rolę i cele w takim a nie innym
otoczeniu politycznym. I znajdziemy w sobie dość determinacji i siły by
tę doktrynę wdrożyć w życie albo...
Albo zginiemy.