POLSKI
ENGLISH
* Strona początkowa
* Lwowska gwara
* Lwowskie melodie
* Lwowska Fala
* UPA - Polemika
* Kresy w ciemności
* Koś. Św. M. Magd.
* W. Poliszczuk
* Co z tą Polską ?
* Szkoła im. MM - Lwów
* Kresy dzisiaj - galeria
* Obrona Lwowa 1918
* Pamiętamy ...
* Białoruś- Dni swobody
* Krwawa Wigilia
* Fala nienawiści
* Poszukuję rodziny
* Informacje
* Czytelnicy piszą ...
* Ważne Adresy
* Kontakt
* Linki
* Netreba
* Wywiad S. Srokowski
* Krwawe zapusty
* Lwów, Ural, Komi
* Sąsiedzi z Marcelówki
* Pierwsze wspomnienia
* W Mogilnie
* woj. tarnopolskie A - J
* woj. tarnopolskie K - P
* woj. tarnopolskie R - Ż
* woj. tarnopolskie dod.
* woj. lwowskie A - J
* woj. lwowskie K - P
* woj. lwowskie R - Ż
* woj. stanisław. A - J
* woj. stanisław. K - P
* woj. stanisław. R - Ż
* woj. wołyńskie
* Polegli w walce z UPA
* Kołdyczewo (Litwa)
* pow. nowogródzki
* Baranowicze
* woj. tarnopolskie
* woj. wołyńskie A - J
* woj. wołyńskie K - M
* woj. wołyńskie N - R
* woj. wołyńskie S - Ż
* Galicja wschodnia
* woj. lwowskie
** pow. Bóbrka
** pow. Brzozów
** pow. Dobromil
** pow. Drohobycz
** pow. Gródek Jag.
** pow. Jarosław
** pow. Jaworów
** pow. Lesko
** pow. Lubaczów
** pow. Lwów
** pow. Mościska
** pow. Przemyśl
** pow. Rawa Ruska
** pow. Rudki
** pow. Sambor
** pow. Sanok
** pow. Sokal
** pow. Żółkiew
* woj. stanisławowskie
** pow. Dolina
** pow. Horodeńka
** pow. Kałusz
** pow. Kołomyja
** pow. Kosów Huculski
** pow. Nadworna
** pow. Rohatyń
** pow. Śniatyń
** pow. Stanisławów
** pow. Stryj
** pow. Tłumacz
** pow. Turka
** pow. Żydaczów
* woj. tarnopolskie
** pow. Borszczów
** pow. Brody
** pow. Brzeżany
** pow. Buczacz
** pow. Czortków
** pow. Kamionka S.
** pow. Kopiczyńce
** pow. Podhajce
** pow. Przemyśl
** pow. Radziechów
** pow. Skałat
** pow. Tarnopol
** pow. Trembowla
** pow. Zaleszczyki
** pow. Zbaraż
** pow. Złoczów
* woj. wołyńskie
* Historia Kresów
* Widoki Polski N. Orda
* Drohobycz 1919-29
* Kaźń Prof. lwowskich
* Cm. Obrońców Lwowa
* Cm.Obr.Lwowa-galeria
* Cm. Łyczakowski
* Cm. Łyczak.-galeria
* Kamien. Pod. -galeria
* XIII Zjazd Kresowian
* Genealogia
* Więźniowie Pawiaka
* Więźniowie Dachau
* Virtuti Militari
* Katalog stron
* Top Lista
* Top List
KRESY
W Mogilnie był tylko jeden Sprawiedliwy
Wspomnienia Jadwigi Kozioł z d. Mroziuk
Urodziłam się 13 października 1926 roku w Mogilnie. Wieś ta znana jest także pod nazwą Mohylno, dawna gmina Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. W zasadzie była to wieś ukraińska, w której tylko około 15 % gospodarstw było polskich. Mieszkały tam rodziny Szewczuków (5 rodzin), Mroziuków (5 rodzin), Gaczyńscy (3 rodziny), Szczurowscy, Siateccy, Buczkowie, Juszczakowie, Bernaccy, Konstantynowicze i Roratowie. Roratowie przed wojną wyprowadzili się do Włodzimierza. Rodzina Konstantynowiczów mieszkała tu krótko. Pozostałe rodziny polskie były tu zasiedziałe od kilku pokoleń i tylko w ustnych rodzinnych przekazach zachowały się informacje, że nasi przodkowie przybyli tu z piaszczystych ziem w okolicach Bełżca. Kupili tu ziemię, bo wtedy była tu najtańsza. A ponieważ było to w czasie zaboru rosyjskiego, aby ominąć ograniczenia w zakupie ziemi stosowane dla Polaków, podobno nasi przodkowie zmienili nazwiska. I tak Sobolewscy stali się Szewczukami a Wiśniewscy - Mroziukami. Tak więc przybyliśmy tu nie jako zdobywcy, najeźdźcy i okupanci, lecz zmieniliśmy miejsce zamieszkania w granicach państwa carów rosyjskich i swoją ziemię kupiliśmy. Stosunki z sąsiadami ukraińskimi układały się poprawnie. Szanowaliśmy prawosławne Święta religijne przez powstrzymywanie się od pracy w polu. Mój Tatuś powiadał, że w te dni orać po prostu nie wypada. A cepowanie ( młócenie cepem) lub rżnięcie sieczki w ten czas było po prostu nie do pomyślenia. Czy Ukraińcy w ten sam sposób traktowali nasze Święta - nie wiem.Wieś Mogilno była duża, w użyciu były nazwy miejscowe poszczególnych jej części. Pamiętam, że były to: Za Cerkiew, Symerynka, Wola, Kopanica, Krokówka, Brzegi, Zwierzyniec. W Krokówce mieszkali Roratowie, Szewczuki w Brzegach pod lasem, a moja rodzina Mroziuków w Kopanicy.Mieszkałam z rodzicami, Franciszkiem i Heleną Mroziuk, Dziadziem Piotrem Mroziukiem, Babcią Marianną Mroziuk i siostrą Dionizą.W bliskim sąsiedztwie mieszkał stryj Adam Mroziuk z żoną Anielą ( z domu Buczek), córkami Antoniną i Reginą i synem Bolesławem. W Mogilnie mieszkał także stryj Adolf Mroziuk z żoną Sabiną, z synem Stanisławem i córką Kazimierą. Trzeci stryj - Leon Mroziuk był kawalerem. Pamiętam także stryjecznych braci Tatusia: Józefa Mroziuka z żoną Anielą, córkami Józefą i Genowefą, Feliksa Mroziuka - kawalera oraz stryjecznego brata Dziadzia - Antoniego Mroziuka i jego syna Kazimierza Mroziuka.W Mogilnie mieszkały trzy rodziny żydowskie. Pierwsza - Herszki, matka z trzema córkami, miała sklep, mówiliśmy na nią Herszczycha, zapamiętałam dwa imiona córek - Maria i Mimka.Druga rodzina znana była jako Motie - nie wiem, czy to nazwisko, czy przydomek. Byli to bardzo biedni ludzie, przy życiu utrzymywały ich kozy, mieli dużo dzieci, z trzech synów zapamiętałam imię (lub przydomek) Sanie, z trzech lub czterech córek tylko jedno imię - Ruchla. Natomiast nazwiska trzeciej rodziny żydowskiej nie pamiętam.Ja osobiście miałam mało kontaktów pozaszkolnych z ukraińskimi dziećmi, ponieważ mieszkaliśmy w pewnym oddaleniu. Pamiętam, że w święta katolickie po domach polskich chodził Ukrainiec grający na skrzypcach, zwany Awderko lub Adwerko. Gdy słyszeliśmy jego granie, Tatuś otwierał drzwi i dawał mu pierogi.W szkole wszystkie dzieci uczyły się po polsku lecz dzieci ukraińskie miały dodatkowe lekcje języka ukraińskiego, na które ja nie chodziłam. Szkoła mieściła się w dwóch domach prywatnych - braci Szewczuków Adolfa i Feliksa. Początkowo była tylko jedna nauczycielka - Stanisława Rapa z Włodzimierza Wołyńskiego. Wtedy z powodów organizacyjnych w święta państwowe wszystkie dzieci razem były prowadzone na nabożeństwo do cerkwi, skąd szły na uroczystą akademię w szkole - na akademię zawsze zapraszany był duchowny prawosławny. W Mogilnie nie było kościoła, była tylko kaplica. Gdy już były dwie nauczycielki (druga to Wanda Wójtowicz, później wywieziona na roboty do Niemiec), możliwe stało się rozdzielenie dzieci ukraińskich i polskich na nabożeństwa osobno w cerkwi i w kaplicy. W szkole było nauczanie religii - dwa razy w tygodniu prowadził je pop dla dzieci ukraińskich, a jedna z nauczycielek - dla dzieci polskich.
Zasadniczo nie było konfliktów miedzy Polakami i Ukraińcami przed 1939 rokiem. Zdarzały się incydenty polegające na przezywaniu się przez dzieci - przy czym na ukraińskie "wy Lachy" polskie dzieci odpowiadały "wy hady". Raz, gdy śpiewałam z koleżanką polską wojskową piosenkę marszową, dorosły Ukrainiec przedrzeźniał nas wulgarnymi słowami.Zmianę, jaka dokonała się przez wojnę i pierwszą okupację sowiecką, odczułam dotkliwie dopiero po wznowieniu nauki w szkole. Tam dopiero zrozumiałam, jak boli utrata niepodległości i zatęskniłam za Polską. Już nie mogłam uczyć się po polsku. Nowych zeszytów nigdzie nie można było kupić, stare zostały skradzione przez dzieci ukraińskie. Książki polskie stały się zbyteczne, wręcz zakazane, nowych rosyjskich nie było, pozostały do dyspozycji tylko przedwojenne ukraińskie. Nie umiałam mówić po ukraińsku, przekręcałam słowa, wywoływało to śmiech nauczyciela (polskie nauczycielki straciły pracę).Mój Tatuś nie bardzo mógł mi pomóc, chociaż bardzo się starał, on bowiem (rocznik 1901) uczył się w szkole po rosyjsku i w tym języku miał opanowaną np tabliczkę mnożenia. Z tego języka wynik tłumaczył sobie i mnie na polski.W odruchu buntu przeciwko tej sytuacji przestałam chodzić do szkoły za cichym przyzwoleniem Tatusia. Gdy nauczyciel przychodził pytać, dlaczego nie przychodzę do szkoły, Tatuś dawał odpowiedzi wymijające.Z opowieści Tatusia znam jeden incydent z okresu wkraczania sowietów w 1939 roku. Jeden z Ukraińców wskazując na Adama Mroziuka powiedział do sowieckiego lotnika: "To Polaczok, Lachów treba wyryzaty". Sowiecki żołnierz na to odpowiedział, że w ZSRR wszystkie nacje - w tym polska i żydowska - mają prawo żyć i pracować.W lata sowieckiej okupacji żyliśmy w ogromnym strachu przed wywiezieniem na sybir. Jednak zdążono wywieźć tylko dwie rodziny ukraińskie - miejscowego popa i rodzinę o nazwisku Kula. Była to represja za ucieczkę syna Kuli i syna popa za Bug na teren okupacji niemieckiej. Strach przed sybirem sprawił, że nadejście okupacji niemieckiej przyjęliśmy z uczuciem wielkiej ulgi - zmora wywózki została oddalona. Do szkoły nadal nie chodziłam.Nowe porządki zaczęły się od rządów służącej Niemcom ukraińskiej policji. Nasi żydowscy współmieszkańcy zaczęli się przed nią ukrywać. Znajdowali czasowe schronienie w budynkach gospodarczych Polaków, często zmieniali miejsce pobytu. Między innymi Tatuś udzielał schronienia dla chłopca Motio Sonie i córek Herszczychy, Mimki i Marii. Czy również Ukraińcy udzielali schronienia Żydom, nie potrafię powiedzieć. Zaczęło się bowiem pewnego rodzaju izolowanie Ukraińców od Polaków. Na pewno miały na to wpływ poczynania ukraińskiej policji. Pewnego dnia, w zimie, Tatuś jadł posiłek, gdy wtem zauważył, że przez lotnisko biegnie żydowski chłopiec Motio Sonie. Po chwili padł strzał. Do leżącego chłopca podeszli ukraińscy policjanci, zdjęli mu buty a potem zepchnęli ciało do okopu zrobionego przez sowietów w czasie wojny w 1941 roku i zasypali. Tatuś odsunął jedzenie, gdyż nic nie mógł już przełknąć. W kwietniu załamały się siostry Herszki, zmęczone ukrywaniem się, wbrew namowom stryja Adama Mroziuka , Mimka i jej dwie siostry poszły zameldować się na policję. Policjanci pognali je do lasu i tam zastrzelili. Od tej chwili już Żydów we wsi nie widziałam i nie wiem, co stało się z pozostałymi. W kwietniu 1943 roku zewsząd zaczęły napływać sygnały zwiastujące zagładę dla Polaków. Policja ukraińska w straszliwy sposób pobiła Adolfa Szewczuka, podobno za posiadanie broni. Adolf uratował się w ten sposób, że pozorując szukanie rzekomo ukrytej broni zwiódł swych oprawców i uciekł do Włodzimierza. Co raz dowiadywaliśmy się o morderstwach dokonywanych na pojedynczych Polakach lub rodzinach. W Chobołtowie zamordowano 7 osób. Groźnym sygnałem dla Polaków stało się usypanie przez Ukraińców kopca przy cerkwi. Ziemię wozili sami Ukraińcy, Polaków nie angażowano. Mówiono, że tam zakopano polski mundur, na kopcu postawiono krzyż. Miał to być "pogrzeb" państwa polskiego. W kwietniu 1943 roku zebrali się tam Ukraińcy na poświęcenie, którego dokonał przybyły specjalnie archirej. Adolf Szewczuk miał swoje zabudowania tuż przy cerkwi. Maria, żona Adolfa, skrycie podeszła przy stodole jak najbliżej zgromadzonych i starała się posłuchać, o czym mówiono. Usłyszała, zapamiętała i nam powtórzyła jedno zdanie z przemowy prawosławnego archireja: " jednej nacji już nie ma (żydowskiej), jeszcze pozostała druga !"Gdy wracaliśmy z nabożeństwa wielkanocnego w 1943 roku z kościoła parafialnego w Swojczowie ( osiem kilometrów od Mogilna), furmanki z Polakami zostały ostrzelane z zabudowań Polaka Sokala w pobliżu Swojczowa. Prawdopodobnie ta rodzina już wtedy została zamordowana. Raniono dwie osoby, jedna nosiła nazwisko Sienkiewicz. Od maja 1943 roku swobodne poruszanie Polaków stało się wręcz niemożliwe. Na drogach wylotowych z wsi i na skrzyżowaniach stały straże banderowców. Polacy, którzy odważyli się wyruszyć w podróż ginęli bez śladu. W nocy z 11 na 12 lipca banderowcy z UPA przyszli i zabrali z domu mojego Tatusia Franciszka Mroziuka, to samo spotkało Stanisława Juszczaka i gajowego o nazwisku Tronow. Wszyscy trzej zostali uprowadzeni do lasu i tam zamordowani. Dlaczego właśnie oni zostali zamordowani w pierwszej kolejności, pozostanie sekretem "wodzów" UPA. Prawdopodobnie zostali wytypowani jako osoby zdolne do zorganizowania samoobrony. Tej nocy padał deszcz, dlatego stryjowi, Adamowi Mroziukowi i Szewczukowi udało się odszukać miejsce zakopania ciał w lesie. Dziadzio Piotr Mroziuk poszedł do sztabu UPA w Mogilnie i prosił na zgodę na przeniesienie ciał na cmentarz katolicki w Swojczowie. Upowcy nie zgodzili się, zapowiedzieli natomiast, że "już niedługo damy wam znać". To była złowieszcza zapowiedź. Kiedy mordowano i palono Dominopol, nie wiedzieliśmy, co się tam działo. Widząc łuny pożarów pytaliśmy sąsiadów Ukraińców co to i dlaczego się pali, ale odpowiedzieli, że nie wiedzą. Aż do nocy 29 sierpnia od naszych sąsiadów nie dostaliśmy żadnego ostrzeżenia, nawet w postaci groźby, nie było też żadnego wezwania do opuszczenia tej ziemi. Dopiero w ostatniej chwili sąsiad Ukrainiec o nie zapamiętanym nazwisku przybiegł do zabudowań rodziny Bernackich, z okrzykiem: "uciekajcie natychmiast, już do was idą". Nazwiska tego jedynego we wsi sprawiedliwego nie pamiętam. Z rodziną Bernackich uratowała się również rodzina Feliksa Szewczuka, która tam nocowała. Natomiast Feliks został zamordowany już wcześniej i to w sposób niezwykle okrutny - odrąbano mu ręce i genitalia. W sierpniu zaczęto niszczyć polskie nagrobki na cmentarzu w Swojczowie. W atmosferze narastającego zagrożenia pani Bernacka chcąc przypomnieć wszystkim podstawowe normy religijne i moralne chciała doprowadzić do mszy w cerkwi w intencji powstrzymania mordowania Polaków. W tym celu w całej wsi zbierała jaja kurze dla popa. według mnie do odprawienia takiej mszy nie doszło, ale nie wiem czy z powodu odmowy popa. Wszyscy Polacy w Mogilnie w miarę możliwości starali się spędzać noce poza swoimi mieszkaniami. Lato było gorące. W dzień starano się wykonywać wszystkie prace w gospodarstwie. I tak trwaliśmy, drżąc z obawy o życie a jednocześnie łudząc się nadzieją, że coś tak strasznego zdarzyć się przecież nie może !To co niewyobrażalnie straszne, wytworzone w chorych z nienawiści umysłach zapatrzonych w hitleryzm nacjonalistów ukraińskich, stało się krwawą rzeczywistością w nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku.Wybierając sobie miejsce do spania wieczorem 29 sierpnia nie wiedzieliśmy, że ten wybór to wybór życia lub śmierci, wybór dokonywany nieświadomie i losowo.Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. Reszta rodziny miała do dyspozycji dwa brogi ze słomą, jeden nieco bardziej oddalony od zabudowań, drugi blisko stodoły. Ten pierwszy oznaczał życie, drugi śmierć.Na pierwszym spałam ja, Jadwiga Mroziuk, Antonina Mroziuk (ur. 1924 r), Bolesław Mroziuk (ur. 1929 r), Zofia Buczek (siostra Anieli Mroziuk) i Edward Bernacki.Drugi brog wybrały na nocleg - wybierając tym samym śmierć - następujące osoby:-moja Mamusia - Helena Mroziuk,-siostra Dioniza,-stryj Adam Mroziuk, -Sabina Buczek (z domu Gaczyńska), bratowa Anieli Mroziuk z domu Buczek,-syn Sabiny Henio Buczek, lat 9,-syn Sabiny, Antoś Buczek, lat 5.W nocy - o nieokreślonej godzinie - obudziły nas przeraźliwe krzyki, dobiegające z zabudowań stryja Adama oraz z zabudowań właściciela wiatraka o nazwisku Siatecki. Przerażający był krzyk Siateckiego, przeraźliwe długie "ooooojjjj", świadczył o ogromnym cierpieniu, nieludzkim cierpieniu.Opuściliśmy drabinę z brogu, pierwszy zszedł Edward Bernacki, druga schodziłam na dół ja. Instynktownie a nie logicznie szukając schronienia ruszyłam w stronę rodzinnego domu, lecz zaraz zobaczyłam kilka postaci otaczających dom. Przykucnęłam z przerażenia, chciałam się ukryć, jednocześnie ze strachu byłam jakby sparaliżowana. Lecz banderowcy już mnie zobaczyli, bo w następnej chwili posłyszałam okrzyk "wali !" Zobaczyłam Edwarda Bernackiego uciekającego co sił i widok ten wyrwał mnie z bezczynności. Pobiegłam - boso - za nim. Słyszałam za sobą tupot nóg ścigających mnie morderców, co najmniej kilku. Nie oglądając się biegłam, stanęłam do wyścigu ze śmiercią. Drogę ucieczki przegradzała droga, wzdłuż której z obu stron były rozpięte podwójne ogrodzenia z drutu kolczastego. Służyły do zapobiegania wejścia przechodzącego drogą bydła w szkodę. Widząc te druty pomyślałam, że to koniec. Ale przeczołgałam się pod drutami i tak szczęśliwie, że nie zaczepiłam o kolce ubraniem. Nie pamiętam, jak te przeszkody pokonał biegnący przodem Edward. Nasi prześladowcy przy drutach zaniechali pogoni. Nie zorientował się o tym Edward Bernacki, ponieważ słyszał za sobą moje kroki i sądził, że to pogoń. Zawołałam: "Edek, zaczekaj !"Razem przeszliśmy przez lotnisko i potem przez pola do Fiodorpola.Polacy mieszkający w Fiodorpolu naiwnie sądzili, że niebezpieczeństwo może grozić tylko mężczyznom, dlatego, gdy zastukałam do okna domu stryja Władysława Mroziuka, stryjenka była w domu, tylko stryj spał poza domem, schowany pod kopicą.Edward Bernacki poszedł do Fiodora Krawczuka, Ukraińca żonatego z Polką. Stryj Władysław natychmiast zaczął powiadamiać polskich sąsiadów, że w Mogilnie mordują Polaków i trzeba uciekać. Kto uwierzył i uciekł - przeżył, kto zwlekał z ucieczką - zginął tej nocy, gdyż niebawem wtargnęli tam mordercy z UPA.Zanim to nastąpiło Fiodor Krawczuk, który nie był w stanie uwierzyć w naszą opowieść, zwłaszcza że tylko słyszeliśmy odgłosy mordowania, wyruszył pieszo do wsi Mogilno. Gorzką prawdę o bestialstwie swoich rodaków z UPA poznał gdy podszedł do zabudowań Siateckiego. Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy - miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki - Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Ich szczątkom Fiodor Krawczuk nie przyjrzał się tak dokładnie, lecz zostały potraktowane podobnie jak Siatecki. W tym momencie został zauważony przez straże banderowców. Krzyczeli za nim, widocznie rozpoznając: "Chwedor, chody siuda !" Nie reagując na wołanie odwrócił się i poszedł z powrotem do Fiodorpola.W swoim domu zastał bandę upowców rabujących jego dobytek. Zaprotestował, prosił, żeby zostawiono go w spokoju, bo jest Ukraińcem. Bandyci słysząc te argumenty rzucili zrabowane już rzeczy i odeszli do innych domów - polskich. W całym Fiodorpolu kończono rzeź i rabunek. Odgłosy mordowania słyszeliśmy ukryci w krzakach w pobliżu wioski. Były to krzyki, piski, płacz - zbiorowy jęk bólu. To ginęli męczeńską śmiercią polscy mieszkańcy Fiodorpola. Rabunek trwał jeszcze w dzień. Ci ocaleni cały dzień 30 sierpnia spędzili do zmroku w ukryciu. Grupa, w której byłam liczyła w chwili rozpoczęcia nocnego marszu do Włodzimierz Wołyńskiego 23 osoby. Wieczorem Fiodor Krawczuk przyniósł nam posiłek - biały ser konserwowany solą na zimę i bochenek chleba. Po przejściu zgrai rabusiów i morderców nic więcej nie miał. Odszukał nas przy pomocy psa. Posiłek przyjęliśmy z wdzięcznością - pierwszy od 24 godzin - ale potem przyszło nam bardzo cierpieć z pragnienia, tak długo bez wody no i na dodatek ten solony ser...Aby uratować życie, musieliśmy iść nocą. Powstał problem, co zrobić z psem , przecież w przypadku natknięcia się na morderców zdradzi naszą obecność szczekaniem. Proponowano, aby uwiązać go w krzakach. Sprzeciwiłam się mówiąc, że Bóg nas ukarze, gdyż pies zginie z głodu i pragnienia. Więc mimo grozy położenia Fiodor odprowadził psa do domu i tam uwiązał, a do nas wrócił ponownie uzbrojony w siekierę. Tak uzbrojeni ruszyliśmy w drogę. Było bardzo ciężko, szliśmy przez jakieś trzęsawiska, bagna, miejscami zapadając się w błotnistą maź po kolana, większość szła bez butów, odziana byle jak, głodni spragnieni i z rozpaczą w sercu. Bardzo ubłoceni weszliśmy do lasu, starając się nie iść drogami ani liniami leśnymi (przecinkami). Jednak zabłądziliśmy i zmuszeni byliśmy zaryzykować marsz linią leśną. Szliśmy wolno, było tylko czterech zdrowych mężczyzn, jeden kulawy inwalida, reszta kobiety i dzieci. Wysmarowani błotem z bagien marzliśmy bardzo a jednocześnie cierpieliśmy pragnienie, bo wody z bagien pić się nie dało. Po wyjściu z lasu przeszliśmy przez pola, przekroczyliśmy tory kolejowe i zatrzymaliśmy się na polu przed Włodzimierzem. Zaczekaliśmy do białego dnia w kopkach zboża, aby uniknąć ostrzelania przez wartowników niemieckich czuwających na swoich wieżyczkach strażniczych. Pobyt w mieście zajętym przez niemieckich żołnierzy oznaczał dla nas ocalenie - chwilowo.Antosia Mroziuk, Bolesław Mroziuk i Zofia Buczek mogli zejść z brogu nie zauważeni, ponieważ uwaga morderców była skupiona na ucieczce mojej i Edwarda Bernackiego. Ukryli się w gąszczu młodych wiśni. Trwali tam ogarnięci grozą. Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano. Gdy mordercy odeszli i zrobiło się cicho, Zosia z Antosią i Bolesławem rozpłakali się z żalu, strachu i rozpaczy. Wyszli z ukrycia i podeszli do zabudowań stryja Adama - a rodzinnego domu Antosi i Bolcia. Na podwórzu stał kierat, w jego pobliżu nadchodzący dzień odsłonił przerażonym oczom wielkie kałuże krwi. Krwawe ślady wskazywały miejsce zakopania ciał ofiar za brogiem. Antosia i Bolesław pozostali tam, nikt więcej nie widział ich, nie wiadomo kiedy i jak zostali zamordowani. Prawdopodobnie zostali znalezieni przez rabujących dobytek ofiar banderowców i ponieśli męczeńską śmierć w wieku 19 lat - Antosia i 14 lat - Bolesław. Zosia Buczek poszła sama do swojego domu rodzinnego. Jej matka, Stanisława Buczek i jej siostra, stara panna Józefa, jeszcze były całe i zdrowe. Wydawało się, że starym kobietom już nic nie grozi, że darowano im życie. Zosia Buczek ponownie ocalała, ponieważ ukryła się po raz drugi - tym razem w szopie z sianem przy zabudowaniach Buczków. Cały dzień tam siedziała. Mogła obserwować rodzinny dom przez szparę. Widziała więc morderców, mężczyzn nie mieszkających w Mogilnie, przyprowadził ich mieszkaniec wsi Siergiej Chomiak. Wyprowadzili z domu staruszki i zamordowali bez litości. Chomiak wykopał jamę i wrzucił tam ciała, jeszcze po śmierci rąbał ciało staruszki Stanisławy mówiąc przy tym: "A majesz Polszczu". Potem siedząc aż do zmroku w swojej kryjówce Zofia Buczek musiała słuchać makabrycznych w swej treści rozmów Ukraińców. Opowiadali sobie - także dzieci - jak który "Lach" krzyczał z bólu przed śmiercią, jak jęczały torturowane ofiary. Opowiadano, jak dzieci ukraińskie bawiły się odciętą głową żony Łukasza Gaczyńskiego - ci Gaczyńscy mieszkali na Zwierzyńcu. Pani Gaczyńska miała piękne grube warkocze, to z tego powodu jej głowa posłużyła do makabrycznej zabawy. Wiele wypowiedzi świadczyło o trwającym rabunku mienia pomordowanych. Odnośnie mojej rodziny powiedziano: "Do Adamka i do Franka Mroziuków pojechały cztery fury po rzeczy."Gdy zmęczone rabunkiem i zabawą potwory poszły spać, Zosia Buczek polami przekradła się do Włodzimierza Wołyńskiego.Z rodziny Szczurowskich uratowała się Jadwiga Szczurowska. Gdy mordowano jej rodziców - Antoniego i Martę Szczurowskich, siostry Genowefę i Kazimierę oraz synka sąsiadów, Stasia Konstantynowicza, ona również otrzymała cios w głowę i z rozciętą głową padła bez przytomności. Odzyskała ją, zanim mordercy dokończyli swą krwawą "pracę" z jej rodzicami i pełzając ukryła się w snopkach na polu, tzw dziesiątkach. Banderowcy szukali jej, przy pomocy wideł i szpadla, szukali uderzając w snopach. Odrąbali szpadlem dwa palce, lecz Jadwiga Szczurowska zniosła ból w milczeniu. Gdy dotarła do Włodzimierza Wolyńskiego, minęło pięć dni od krwawej nocy. Część tego czasu spędziła w zbożu na polu. Zdecydowała się wyjść, gdy przypomniała sobie opowiadanie swojego ojca o śmierci głodowej. W ranach na głowie i po odciętych palcach zalęgły się robaki. Ostatkiem sił doszła w pobliże Cegielni w Włodzimierzu. Tam upadła lecz członkowie polskiej samoobrony zauważyli ją i zanieśli do szpitala.Ocaleni od rzezi Polacy, którzy schronili się w Włodzimierzu w dalszym ciągu walczyli o życie. Oprócz czyhających na ich życie morderców z UPA zagrażał im głód, zimno i choroby spowodowane osłabieniem i niehigienicznymi warunkami życia.Ja ocalałam z dwóch napadów banderowców na Włodzimierz. Mieszkałam na ulicy Lotniczej z ciocią Marianną Szewczuk, w domu Ukraińca Kalińczuka, który uciekł do bandy UPA, uciekła cała jego rodzina. Był to murowany dom z czerwonej cegły, sąsiad obok nazywał się Ilnicki, sąsiadem z naprzeciwka był Kielecki. Pewnego dnia pod koniec zimy 1944 roku ciocia Marianna i wujek z synem Antonim poszli do centrum miasta, nie było też rodziny Mirowskich, która zajmowała jeden pokój. W domu pozostały cztery osoby: ja, dwie córki cioci Marianny Szewczuk i pani Mirowska. Ludwisia Szewczuk ujrzała nagle w biały dzień na ulicy Lotniczej uzbrojonych w karabiny morderców z Mogilna - Wasyla Chomiaka, Panasiewicza Saszkę i Panasiewicza Siergieja.Szybko uciekła do domu, krzycząc do mnie: Jadziu, Ukraińcy z naszej wioski idą po nas ! Zamknęłam drzwi wejściowe na zaszczepkę, potem jeszcze drugie do pokoju zajmowanego przez rodzinę Mirowskich,tam z przerażeniem nasłuchiwaliśmy, jak bandyci z UPA dobijali się do pierwszych drzwi i wreszcie je otworzyli. Gdy to usłyszeliśmy, razem z Ludwisią Szewczuk wyskoczyłyśmy przez okno, pobiegłyśmy za stodołę i następnie w pole. W zamkniętym pokoju pozostała pani Mirowska w zaawansowanej ciąży i druga z córek cioci Marianny, kilkuletnia dziewczynka, która schowała się za szafą. Reszta rodziny Mirowskich w tym czasie była nieobecna. Na szczęście tych drzwi bandyci już nie wyłamywali, może ocenili, że wszyscy uciekli przez okno i nikt tam nie pozostał. Powyrzucali z szafy różne rzeczy, może szukali cennych przedmiotów, potem odeszli. W ten sposób ocalałam z łapanki przeprowadzonej na ulicy Lotniczej przy przyzwoleniu Niemców.Pierwsze najście banderowców było jakiś czas wcześniej, nadeszli cicho i skrycie, znienacka obstawili domy. Starali się zachować ciszę. Weszli do naszego domu. Widząc ich wchodzących natychmiast starałam się wyjść na zewnątrz. "Wernyś", kazał bandyta, ale ja odpowiedziałam, że zaraz wrócę i wyszłam. Tam zobaczyłam następnego, który ponownie kazał mi wrócić do domu: "Wernyś w komnatu". Ponieważ mówił to cicho, zaczęłam krzyczeć rozpaczliwie "Panie Ilnicki, bandyty ! Bandyty obstawili dom !" Zadziwiające, ale banderowiec nie wiedział jak ze mną postąpić w tej sytuacji. Z jakichś powodów musiał zachować ciszę, może ich plan przewidywał skryte pozostanie w mieście do nocy i dopiero wtedy przystąpienie do rzezi. Nie uderzył mnie ani nie strzelił, wobec czego przeskoczyłam przez płot i uciekłam w kierunku Cegielni, powiadomić polską samoobronę. Udało mi się, nasi obrońcy ruszyli w kierunku ul. Lotniczej, na alarm wystrzelili trzy razy. Okazało się, że to wystarczyło, banderowcy wycofali się. Strach pomyśleć, ile byłoby ofiar, gdybym nie wykazała takiej determinacji. W każdej chwili mogli mnie uderzyć zastrzelić, zabić - jednak tego nie zrobili, bo jakiś rozkaz ich krwawych wodzów im to uniemożliwił, a moje zdecydowane postępowanie całkowicie ich zaskoczyło. Okazało się, że również dom Ilnickiego był obstawiony. Mówiono, że banderowcy Ci pochodzili ze wsi Turia.Fiodor Krawczuk, Ukrainiec który wyprowadził nas z Fiodorpola, próbował zdobyć żywność dla swojej rodziny i poszedł do swojego gospodarstwa. Liczył na to, że jako Ukrainiec może to zrobić i nie grozi mu śmierć. Niestety, również Ukraińcy padali ofiarą UPA. Fiodor już nie powrócił, jego rodzina wyjechała do Polski.Odważył się stanąć po stronie ofiar. Znam opowieść kuzynki Julii Malinowskiej, która świadczy o tym, że Ukraińcy do mordowania Polaków byli zmuszani przez bandytów z UPA. Kuzynka Julia starając się uzyskać informację o losie rodziny Malinowskich dotarła do swojej koleżanki ze szkoły Czesławy Stadnickiej.Czesława Stadnicka była świadkiem następującego zdarzenia. 30 sierpnia 1943 roku w koloni Ewin, wczesnym rankiem, polska rodzina Czesławy Stadnickiej nocująca z obawy o życie poza domem wróciła w obręb swojego gospodarstwa. Rozpoczęto poranny obrządek, matka Czesławy doiła krowy. Wtedy przyszedł Ukrainiec (nazwisko nie zostało zapamiętane), pochodzący z Chobułtowa (kolonia Ewin był kolonią niemiecką, opuszczona przez Niemców była ponownie zasiedlana), wygląd miał dziwny, wzrok błędny, ręce mu się trzęsły, cały był roztrzęsiony. Do Polaków powiedział mniej więcej tak: "Właśnie zabiłem rodzinę Malinowskich, siedem osób, tam leżą w rowie, ale już nie mogę i nie chcę zabijać, wy uciekajcie, gdzie możecie." Następnie zaczął całować ojca Czesławy Stadnickiej po rękach i płacząc prosił o przebaczenie oraz o zachowanie w tajemnicy tego, że ich uprzedził i puścił żywymi. "Uciekajcie, proszę, ale nie mówcie nikomu, że to ja was uprzedziłem." Uratował rodzinę Stadnickich, ale z jego ręki zginęli: Franciszek Malinowski, Kazimiera Malinowska, druga żona Franciszka, Anna (nazwisko nie zapamiętane, matka Kazimiery, staruszka), czworo dzieci Franciszka Malinowskiego - synowie Czesio, Franio, Boguś i córka Celinka. Ich imiona na zawsze pozostaną imionami dziecięcymi, zdrobniałymi, wymianami z czułością...Każdego roku w Zamojskiej Rotundzie w drugą niedzielę czerwca biorę udział w mszy za pomordowanych na kresach. Byłam też na pielgrzymce do miejsc zroszonych krwią niewinnych ofiar, także na poświęceniu krzyża oznaczającego symboliczny grób polskich mieszkańców Mogilna. Przybyło tam dwóch Ukraińców, w tym jeden inwalida bez nóg od urodzenia. W rozmowie z nim dowiedziałam się, że morderca Wasyl Chomiak powiesił się.
Jadwiga Kozioł, z domu Mroziuk29 stycznia 2008 rŻurawlów k. Grabowca
Copyright ©2007-2008 Janusz Stankiewicz
- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"
Archiwum
-
►
2022
(56)
- ► listopada 2022 (2)
- ► października 2022 (5)
- ► września 2022 (2)
- ► sierpnia 2022 (4)
- ► lipca 2022 (8)
- ► czerwca 2022 (6)
- ► kwietnia 2022 (7)
- ► marca 2022 (5)
- ► lutego 2022 (6)
- ► stycznia 2022 (4)
-
►
2021
(30)
- ► grudnia 2021 (3)
- ► listopada 2021 (4)
- ► października 2021 (7)
- ► września 2021 (1)
- ► sierpnia 2021 (5)
- ► lipca 2021 (1)
- ► czerwca 2021 (1)
- ► kwietnia 2021 (3)
- ► marca 2021 (1)
- ► lutego 2021 (1)
-
►
2020
(12)
- ► grudnia 2020 (1)
- ► października 2020 (1)
- ► września 2020 (2)
- ► sierpnia 2020 (1)
- ► lipca 2020 (1)
- ► czerwca 2020 (4)
- ► marca 2020 (2)
-
►
2019
(5)
- ► grudnia 2019 (1)
- ► września 2019 (2)
- ► stycznia 2019 (1)
-
►
2018
(9)
- ► września 2018 (1)
- ► lipca 2018 (3)
- ► czerwca 2018 (3)
- ► kwietnia 2018 (1)
- ► marca 2018 (1)
-
►
2017
(24)
- ► grudnia 2017 (1)
- ► listopada 2017 (2)
- ► października 2017 (2)
- ► sierpnia 2017 (2)
- ► lipca 2017 (1)
- ► kwietnia 2017 (2)
- ► marca 2017 (2)
- ► lutego 2017 (6)
- ► stycznia 2017 (4)
-
►
2016
(38)
- ► grudnia 2016 (4)
- ► listopada 2016 (3)
- ► października 2016 (2)
- ► września 2016 (6)
- ► sierpnia 2016 (3)
- ► lipca 2016 (1)
- ► czerwca 2016 (2)
- ► kwietnia 2016 (4)
- ► marca 2016 (3)
- ► lutego 2016 (2)
- ► stycznia 2016 (4)
-
►
2015
(60)
- ► grudnia 2015 (2)
- ► listopada 2015 (3)
- ► października 2015 (1)
- ► września 2015 (9)
- ► sierpnia 2015 (6)
- ► lipca 2015 (5)
- ► czerwca 2015 (7)
- ► kwietnia 2015 (4)
- ► marca 2015 (11)
- ► lutego 2015 (4)
- ► stycznia 2015 (7)
-
►
2014
(123)
- ► grudnia 2014 (6)
- ► listopada 2014 (11)
- ► października 2014 (4)
- ► września 2014 (8)
- ► sierpnia 2014 (9)
- ► lipca 2014 (21)
- ► czerwca 2014 (9)
- ► kwietnia 2014 (20)
- ► marca 2014 (5)
- ► lutego 2014 (6)
- ► stycznia 2014 (12)
-
►
2013
(157)
- ► grudnia 2013 (5)
- ► listopada 2013 (10)
- ► października 2013 (9)
- ► września 2013 (11)
- ► sierpnia 2013 (9)
- ► lipca 2013 (5)
- ► czerwca 2013 (10)
- ► kwietnia 2013 (14)
- ► marca 2013 (10)
- ► lutego 2013 (28)
- ► stycznia 2013 (33)
-
►
2012
(249)
- ► grudnia 2012 (19)
- ► listopada 2012 (23)
- ► października 2012 (26)
- ► września 2012 (11)
- ► sierpnia 2012 (20)
- ► lipca 2012 (8)
- ► czerwca 2012 (27)
- ► kwietnia 2012 (8)
- ► marca 2012 (12)
- ► lutego 2012 (27)
- ► stycznia 2012 (35)
-
►
2011
(256)
- ► grudnia 2011 (10)
- ► listopada 2011 (54)
- ► października 2011 (8)
- ► września 2011 (5)
- ► sierpnia 2011 (23)
- ► lipca 2011 (13)
- ► czerwca 2011 (8)
- ► kwietnia 2011 (15)
- ► marca 2011 (22)
- ► lutego 2011 (52)
- ► stycznia 2011 (32)
-
►
2010
(133)
- ► grudnia 2010 (8)
- ► listopada 2010 (29)
- ► października 2010 (7)
- ► września 2010 (11)
- ► sierpnia 2010 (11)
- ► lipca 2010 (3)
- ► czerwca 2010 (1)
- ► kwietnia 2010 (15)
- ► marca 2010 (13)
- ► lutego 2010 (9)
- ► stycznia 2010 (7)
-
►
2009
(27)
- ► grudnia 2009 (7)
- ► listopada 2009 (2)
- ► października 2009 (3)
- ► września 2009 (5)
- ► sierpnia 2009 (1)
- ► lipca 2009 (2)
- ► kwietnia 2009 (4)
- ► marca 2009 (1)
- ► stycznia 2009 (2)
-
▼
2008
(55)
- ► grudnia 2008 (5)
- ► listopada 2008 (2)
- ► października 2008 (6)
- ► września 2008 (16)
- ► sierpnia 2008 (18)
- ► lipca 2008 (1)
-
►
2006
(1)
- ► listopada 2006 (1)
LOKALIZATOR
A K T U E L L
wtorek, maja 20, 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz