n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, września 28, 2014

Koniec W r z e ś n i a. Niepodległa ginie - do dziś

.

Kampania wrześniowa 1939, nazywana obecnie wojną obronną 1939, to jeden z najbardziej dramatycznych rozdziałów w historii polskiego oręża. Przez trzydzieści sześć dni Polacy -- żołnierze i cywile stawiali opór niemieckiemu, a z czasem sowieckiemu najeźdźcy. Paweł Śliwiński -- chodząca encyklopedia najnowszej historii Polski -- wybrał i opisał najważniejsze lub najbardziej charakterystyczne wydarzenia kolejnych dni tej kampanii. Film przedstawia je w krótkich, kilkunasto i kilkudziesięciosekundowych sekwencjach. Całość składa się na trzydzieści sześć jedenastominutowych części, każda poświęcona wydarzeniom jednego dnia kampanii wrześniowej. Serial „Wrzesień 1939", to świetnie podana lekcja historii, którą z zaciekawieniem oglądają i ci starsi, którzy znają tamte czasy z opowieści rodziców, i ci zupełni młodzi, dla których II wojna światowa, to już zamierzchła przeszłość.
https://www.youtube.com/watch?v=Mz2x83naxFI

sobota, września 27, 2014

O Niemczech w granicach 1937 - i tzw. " III RP"

Polska sama się prosi, by Niemcy zabrały jej ziemie zachodnie


I stało się. W referendum na Krymie prawie 97% głosujących opowiedziało się za przyłączeniem do Federacji Rosyjskiej i półwysep ogłosił niezależność od Ukrainy. Dzisiaj Włodzimierz Putin podpisał traktat o przyjęciu Krymu i Sewastopola w skład Federacji Rosyjskiej. Komentując ten fakt laureat pokojowej nagrody Nobla Michał Gorbaczow powiedział:

KW
„ Cieszę się z tego zjednoczenia. Sądzę, że w tym przypadku trzeba zacząć od tego, jak ludzie żyli po tym, jak – wbrew swojej woli – znaleźli się na terytorium Ukrainy. … Referendum przeprowadzono po to, aby poznać zdanie ludzi mieszkających na Krymie. To ich prawo. Sprawdzono. Okazało się, że Rosjanie żyjący na Krymie chcą wrócić do Rosji.”

No piękne słowa, ale podejrzewam, że główną motywacją mieszkańców Krymu przyłączenia się do Rosji był fakt, że dochód na osobę w Rosji jest wyższy niż na Ukrainie. Według Wikipedii, produkt krajowy brutto na osobę, który jest tam jakimś wyznacznikiem poziomu życia, był w Rosji w roku 2013 – 14 973 USD, a na Ukrainie – 3877 USD (rok 2012), czyli prawie cztery razy niższy. Dla porównania PKB/os.Polski w roku 2013 wynosił 13 334 USD, czyli też był niższy niż Rosji. Gdyby poziom życia Ukraińców był taki jak Szwajcarów, to myślę, że nikt na Krymie, nawet chory umysłowo, nie myślałby o przyłączeniu się do Rosji. Przy okazji widać czemu mieszkańcy Krymu chcieli do Rosji, a nie np. do Polski. Z nędzarzami nie będą się zadawać.
Myślę też, że mieszkańcy Krymu przestraszyli się również utraty wpływów z turystów po potencjalnym przyłączeniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Rosjanie musieliby mieć wizy na wjazd na Ukrainę, więc jeździliby gdzie indziej na wakacje, a Zachodni Europejczycy nie kwapiliby się na Krym mając do wyboruLazurowe WybrzeżeRiwierę Włoską, czy Makarską.
Nasi mężusiowie stanu popiskują coś przeciwko aneksji Krymu przez Rosję, ale po cichu, żeby obmierzły tyran rosyjski tego nie usłyszał, a jak już usłyszy, to żeby zbytnio się nie rozzłościł. Minister Sikorski grozi sankcjami: Putinowi, że obsmaruje go na Twitterze, a Siergiejowi Wiktorowiczowi Ławrowowi, że usunie go spośród swoich znajomych na Facebooku. Prawdopodobnie groźby naszego ministra poszły ruskim dygnitarzom w pięty, ale nie dali nic po sobie poznać i dalej robią swoje. Nasi politycy przebąkują coś o pogwałceniu przez despotę Putina Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europiez roku 1975, którego kluczowymi postanowieniami były:
– suwerenna równość;
– powstrzymanie się od groźby użycia siły i jej użycia;
– nienaruszalność granic;
– integralność terytorialna państw;
– pokojowe rozstrzyganie sporów;
– nieingerencja w sprawy wewnętrzne;
– poszanowanie praw człowieka i podstawowych wolności;
– równouprawnienie i prawo narodów do samostanowienia;
Jak widać ekipa Putina uszanowała prawa człowieka i jego podstawowe wolności, nie groziła i nie użyła siły, bo Krym opanowały odziały samoobrony, a nie oddziały rosyjskie i to jeszcze praktycznie bez wystrzału, bo ukraińskie wojsko z poboru dobrowolnie oddało swoje bazy zawodowcom. Rosjanie uszanowali prawa człowieka i podstawowe wolności mieszkańców Krymu, ich prawo do samostanowienia, a także pokojowo rozstrzygnęli spór na drodze referendum. Tylko granice zostały naruszone i integralność terytorialna Ukrainy. W latach 90 tych ubiegłego wieku doszło do rozpadu kilku państw Europejskich i zjednoczenia jednego, ale wszystko odbywało się wzdłuż granic administracyjnych republik narodowych jak w przypadku ZSRR, Czechosłowacji czy Jugosławii. Zjednoczenie Niemiec odbyło się też w granicach obu państw niemieckich bez sięgania po ziemie sąsiadów. Wyjątkiem było Kosowo, które należało do Serbii. Według historyków Kosowo zostało zasiedlone przez Serbów pomiędzy VI, a VIII wiekiem naszej ery. W roku 1389 na Kosowym Polu miała miejsce wielka bitwa pomiędzy armią serbską i turecką, która ma takie znaczenia dla Serbów, jak Grunwald dla Polaków. Różne były losy Kosowa w późniejszym okresie, ale fakt pozostaje faktem, że po rozpadzie Jugosławii Kosowo było w granicach Serbii. W roku 2008 zostaje złamana zasada nienaruszalności granic w Europie, integralności państw i pokojowego rozstrzygania sporów. 17 lutego tego roku została proklamowana na terenie Serbii Republika Kosowa. Powstało nowe państwo na terenie Europy, na terenie innego państwa, wbrew woli ludności zamieszkującej to państwo. Nowe państwo nie miało by szans przetrwać bez militarnej i gospodarczej pomocy „demokratycznych” państw zachodnich „szanujących” umowy międzynarodowe. Polska, na wniosek ministra Sikorskiego i premiera Tuska, wbrew stanowisku prezydenta Kaczyńskiego, jako jedno z pierwszych państw, uznała niepodległość Kosowa. Rosja wtedy ostro protestowała przeciw uznaniu Republiki Kosowa za niepodległe państwo. Czyli wtedy Rosja była jednym z niewielu sprawiedliwych, którzy chcieli uszanować postanowienia Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie z roku 1975. Jeśli w roku 2008 państwa „demokratyczne” mogły sobie bimbać na tą umowę międzynarodową, to czemu 2014 ma się nią przejmować „totalitarna” Rosja? Jeśli umowy raz zostały złamane, to już nie obowiązują.
Polska przyczyniła się do złamania umów Aktu Helsińskiego jak Brutus do śmierci Cezara. Ta zdrada może się na nas srodze zemścić w przyszłości, tak jak i na Brutusie jego zdrada. Polska, mając niepewne granice z Niemcami, powinna chuchać i dmuchać na wszelkie międzynarodowe umowy gwarantujące niezmienność granic. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 1938. Polska, wyprzedzając niemiecką aneksję Czechosłowacji, 2 października zajęła Zaolzie, o które toczyła spory z Czechosłowacją od 1919 roku. Wypowiedzenie umów, postawienie ultimatum Czechosłowacji i zajęcie jej terenu zemściło się krwawo na Polakach już w niecały rok później.
Złamanie postanowień przez Polskę Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w roku 2008 może zakończyć się utrata ziem zachodnich i Mazur na rzecz Niemiec już w niedalekiej przyszłości. Polska po drugiej wojnie światowej do tej pory nie podpisała Traktatu pokojowego z Niemcami. Czyli formalnie nadal jesteśmy z Niemcami w stanie wojny od roku 1939. Były premier Tadeusz Mazowiecki w jednym z wywiadów, mówiąc o traktacie między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17.06.1991 roku, wyznał:
„W Niemczech sprawa ostatecznego uznania zachodniej granicy Polski była zawsze odkładana do traktatu pokojowego. Wszyscy wiedzieli, że tego traktatu nie będzie i doprowadzenie do tego układu było jednym z wielkich osiągnięć polskiej polityki zagranicznej w tym czasie.
Nawet w Polsce mnie krytykowano, że porywałem się z motyką na słońce, gdy w Londynie powiedziałem, że nic o nas bez nas. Jeśli kwestia niemiecka została postawiona w formie konferencji „Dwa plus cztery”, to Polska musiała być przy tym obecna. To nie oznaczało, iż uważałem, że Polska jest piątym mocarstwem, lecz że, po pierwsze, mieliśmy tu pewne moralne prawa – bo Polska była pierwszym krajem, od którego zaczynała się II wojna światowa, a ta konferencja to był w gruncie rzeczy ostatni akt wojny, zamykający sprawę podziału Niemiec; a po drugie, że ponieważ nie będzie nigdy traktatu pokojowego, więc jeśli w pierwszym momencie zjednoczenia nie zadbamy o to, by sprawa polskich granic została ostatecznie uregulowana – to potem będziemy mieli kłopoty.”
Czyli traktatu pokojowego nigdy nie będzie i będziemy w stanie wojny z Niemcami do następnej wojny. Co prawda traktat o dobrym sąsiedztwie, potwierdzający wcześniejsze traktaty z NRD i RFN, potwierdza granicę polsko – niemiecką na Odrze i Nysie Łużyckiej, ale w książce „Układ PRL – RFN z grudnia 1970 roku, a proces normalizacji” możemy przeczytać:
„Należy zauważyć, że według pozycji prawnej „Rechtsposition” RFN, która leży u podstaw stanowiska zachodnioniemieckiego wobec układu istnieje dążenie, aby artykuł pierwszy układu ograniczyć wyłącznie do wyrzeczenia się siły (Gewaltverzicht), przy jednoczesnym stwierdzeniu, że Rzesza Niemiecka istnieje nadal w granicach z 31 grudnia 1937 r.”
Zdaje się, że co do istnienia Rzeszy Niemieckiej w granicach z roku 1937 niewiele się zmieniło w świadomości polityków niemieckich, mimo zapewnień o braku roszczeń terytorialnych wobec Polski, co zostało potwierdzone w traktacie między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, pod którym podpisał się minister Skubiszewski i prezydent Wałęsa, ze strony polskiej, a ze strony niemieckiej tylko minister Genscher:
„Artykuł 1
Umawiające się Strony potwierdzają istniejącą miedzy nimi granicę, której przebieg określony jest w Układzie z 6 lipca 1950 r. między Rzeczpospolita Polską, a Niemiecką Republiką Demokratyczną o wytyczeniu ustalonej i istniejącej polsko – niemieckiej granicy państwowej oraz w umowach zawartych w celu jej wykonania i uzupełnienia (Akt z 27 stycznia 1951 r. o wykonaniu wytyczenia granicy państwowej między Polską a Niemcami; Umowa z 22 maja 1989 r. między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Niemiecką Republiką Demokratyczną w sprawie rozgraniczenia obszarów morskich w Zatoce Pomorskiej), jak również w Układzie z 7 grudnia 1970 r. między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Republiką Federalna Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków.
Artykuł 2
Umawiające się Strony oświadczają, że istniejąca między nimi granica jest nienaruszalna teraz i w przyszłości, oraz zobowiązują się wzajemnie do bezwzględnego poszanowania ich suwerenności i integralności terytorialnej.
Artykuł 3
Umawiające się Strony oświadczają, że nie mają wobec siebie żadnych roszczeń terytorialnych i że takich nie będą wysuwać również w przyszłości.”
To najważniejsze postanowienia tego traktatu. Umawiać się można, że nie ma żadnych roszczeń, ale czy ich nie ma na pewno?
Od 1 maja 2016 roku zagraniczni kontrahenci będą mogli kupować polską ziemię, ponieważ minie wtedy 12-letni okres ochronny na swobodny obrót ziemią rolną na terytorium Polski. Ale już teraz słyszymy, że rolnicy protestują, przeciw sprzedaży ziemi obcokrajowcom, którzy kupują ją przez podstawione osoby. Może się okazać, że za kilka lat na Śląsku, Pomorzu Zachodnim, czy na Mazurach większość właścicieli będą stanowić Niemcy. Rząd polski realizuje wytyczne Hansa Franka, który mówił, że Polacy mają być tak biedni, żeby sami dobrowolnie bez łapanek chcieli jechać na roboty do Niemiec.
Układy o nienaruszalności granic w Europie zostały już pogwałcone co najmniej dwukrotnie i to również przy udziale polskiego rządu. Pierwszy raz, że poparł niepodległość Kosowa, a obecnie, że nic nie robi w sprawie Krymu. Czyli gdyby w pewnym momencie doszło do pomysłu przeprowadzenia referendum w sprawie przynależności państwowej Śląska, Pomorza Zachodniego, Warmii i Mazur to prawie na 100% przypadłyby one Niemcom, bo niemieccy właściciele i polscy gołodupcy zagłosowaliby za Niemcami.
Ale to jeszcze nie koniec okrawania Polski. Henny Kissinger powiedział, a za nim powtórzył jak papuga egipski polityk El Erian, doradca Mursiego, że Izrael przestanie istnieć w ciągu 10 lat.
Może tak być, bo gdy powstawało państwo Izrael, Chasydzi, których głównym zajęciem jest studiowanie świętych ksiąg, stanowili ułamek procenta społeczeństwa, więc zostali zwolnieni ze służby wojskowej i otrzymywali dotacje rządowe. Obecnie już stanowią około 10% populacji Izraela, bo mnożą się zdecydowanie szybciej niż inni Żydzi. Przy takim tempie rozrodu w ciągu niecałego pokolenia będą prawdopodobnie stanowić połowę populacji, co będzie równoznaczne z końcem Izraela. Państwo żydowskie nie wytrzyma takiego obciążenia ekonomicznego, a Arabowie nie będą czekać aż Żydzi znajdą rozwiązanie.
I co teraz mają zrobić Żydzi?
Raz wywędrowali z Europy do Palestyny, to czemu by teraz nie wrócić z powrotem do Europy. Już są takie pomysły. Z historycznych powodów Europa Środkowo – Wschodnia im odpowiada. Z takiej perspektywy nie dziwią naciski żydowskie w sprawie tak zwanego „zwrotu mienia”. Wiedząc, że Polska nie jest w stanie spełnić ich wygórowanych żądań, pewnie liczą na zwroty w naturze: tereny leśne, grunty rolne, domy, fabryki itp. Już wcześniej obrabowali Niemców i Szwajcarów i stale doją Amerykanów, więc mają trochę pieniędzy na przewiezienie dużej części swojego społeczeństwa do nowej „Ziemi Obiecanej”. Mogą tu np. przysłać samych chasydów i w ten sposób obronią palestyński Izrael przed zapaścią gospodarczą i zniszczeniem przez Arabów. Chasydzi w Polsce zrobią referendum, a że będą większością na danym terenie i są zdyscyplinowani, to z łatwością przegłosują utworzenie „Nowego Izraela”.
I co my możemy zrobić w takiej sytuacji?
Jeśli chodzi o Krym, to przecież Polska jest w NATO. Oprócz USA, które przysyła nam swoje samoloty, to nie ma żadnych ruchów ze strony innych naszych sojuszników. A przecież Polska mogłaby stworzyć koalicję państw europejskich, zachęcić je do koncentracji kilku tysięcy czołgów i innych wozów pancernych na granicy polsko – ukraińskiej i zapytać premiera Jaceniuka, czy nie potrzebuje wsparcia NATO do odzyskania Krymu. Myślę, że nawet tak twardy czekista jak Putin mógłby się trochę zestresować, gdyby zobaczył, że to nie żarty. A i mógłby wymięknąć, gdyby zagony pancerne wojsk NATO ruszyły przez Ukrainę w kierunku Krymu. Gdy Krym powróciłby do Ukrainy to zasada nienaruszalności granic w Europie zostałaby zachowana i Polska miałaby moralną podstawę do obony swoich ziem przed niemieckimi zakusami zmiany polskich granic, nawet w wyniku plebiscytu czy referendum.
Ale obawiam się, że naszych polityków nie stać na taką akcję. Takie pomysły, nawet gdy im przyjdą do głowy, to są z niej natychmiast usuwane.
Drugim sposobem utrzymania integralności państwa jest pozwolenie władz na bogacenie się obywateli. Oczywiście władza nie lubi tego, gdy obywatele są bogaci, bo nie bardzo ma się czym wykazać. A tak to walczy z biedą i bezrobociem.
Minimalna pensja jest 1680 zł czyli netto 1237, 20, a tak naprawdę niecałe 1000 zł, ponieważ w każdym produkcie kupowanym przez obywatela jest wliczony podatek VAT. Za to pracodawca płaci za pracownika ponad 2 tysiące złotych. czyli ponad połowa pieniędzy płaconych przez pracodawcę idzie na potrzeby państwa i gdzieś tajemniczo znika.
Popatrzmy jak się sprawa ma z bardzo małym biznesem. Przeciętny obywatel, w każdym razie w początkowej fazie prowadzenia działalności gospodarczej, jest w stanie prowadzić tylko jakiś bardzo mały biznes. Weźmy za przykład samotną matkę wychowująca dziecko. Gdy dziecko śpi może np. robić zakupy sąsiadom. Może mieć np. 10 dziadków, którym robi zakupy i od każdego dostaje 5 złotych za zrobienie zakupów. Dziennie jej dochód wynosi 50 zł, czyli gdy nawet 20 dni robi zakupy (bo dziadki nie potrzebują, żeby im codziennie robić zakupy), to zarobi 1000 zł. Jeśli chce prowadzić legalnie firmę i wcześniej prowadziła już działalność gospodarczą to sam ZUS wynosi 987,39 zł bez dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego i 1042,46 zł z tym ubezpieczeniem. Czyli widać, że więcej zapłaci za ZUS niż zarobi. A gdzie jeszcze podatek dochodowy? Gdy przez 5 lat nie prowadziła firmy, to ZUS wyniesie 418,83 zł bez dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego i 431,18 zł z tym ubezpieczeniem. I jeszcze zapłaci podatek dochodowy. Czyli niewiele jej zostanie. W takiej sytuacji lepiej jej zostać beneficjentką pomocy społecznej i urzędu pracy niż pracować na własny rachunek. Czyli państwo w ten sposób demoralizuje społeczeństwo.
Janusz Korwin Mikke zgłasza postulat likwidacji podatku dochodowego, CIT-u i ZUS-u. Uważam, że jest to dobry pomysł, bo wtedy ludzie rzuciliby się do pracy na własny rachunek, a firmy zagraniczne przenosiłby się do Polski tworząc nowe miejsca pracy.
Myślę, że gdyby doszło do referendum w sprawie przynależności państwowej na Mazurach, Śląsku czy Pomorzu Zachodnim, to firmy płaciłyby dodatkowe pieniądze pracownikom, żeby tylko głosowali za pozostaniem tych ziem w Polsce.
A gdy poziom zamożności polskiego społeczeństwa zrównałby się z zamożnością obywateli Lichtensteinu, to nie znalazł by się żaden głupiec, by głosować za przynależnością do Niemiec.

niedziela, września 21, 2014

Walka z Rosją - jedyny Front

Wirtualny Kurier Mariupolski nr 2: Twierdza

W kolejnym wydaniu "Kuriera" wiadomości z życia miasta i okolic w ciągu ostatniego tygodnia. Na początek jednak dwa słowa o publikacji, która odbiła się w S24 pewnym echem, chociaż nie zauważyłem, by w dyskusjach przewinęła się rzecz najistotniejsza. W zeszłotygodniowym "Do Rzeczy" W. Łysiak strzelił antybanderowski elaborat o sytuacji na Ukrainie. Dowiedzieliśmy się z niego m.in., że już na "Majdanie" Prawy Sektor był uzbrojony po zęby w broń maszynową i snajperską. Że szefem snajperów PS był... Saszka Biłyj. I to obok niego wiadomego dnia stali tam na scenie Kaczyński z Tiachnybokiem. A to wszystko miało się odbyć na tle falującego transparentu "Rżnij Lachów i Jewrejów!". No i, że "krwawy czwartek" Samoobronie Majdanu pod koniec lutego nie zafundowali snajperzy FSB ochraniani przez Berkut, tylko... Prawy Sektor pod komendą Saszki. By stronę dalej przeczytać, za jakimś niemieckim żurnalistą: "oligarcha Poroszenko opłacił na Majdanie snajperów, którzy zastrzelili 80 ludzi, z czego prawie połowa to milicjanci Janukowycza". Skoro zdaniem autora PS dysponował bronią godną garnizonu piechoty, dlaczego na "Majdanie" walczyli "koktajlami Mołotowa", styliskami do łopat, czy pistoletami TT zdobytymi na berkutowcach?
 
Łysiak miesza decyzje nowych władz z rzekomymi inspiracjami Prawego Sektora, który w tym świecie równoległym jest wielką armią uzbrojonych po zęby banderowców pod wodzą Jarosza. W sytuacji, gdy rachityczny najwyżej kilkudziesięcioosobowy Prawy Sektor narzekając na brak uzbrojenia, mimo ogłoszenia się "korpusem", gania jako pododdział batalionu "Donbas", a walczył tylko dlatego, że znalazł się w "kotle iłowajskim" (o ich innych walkach cisza), a z drugiej strony "Azow" utrzymujący jak dotąd Mariupol przeformowuje się w brygadę, a jego nacjonalistyczny komendant jest delegatem rady ochotniczych dowódców do parlamentu - ten tekst to więcej, niż nieporozumienie. Podobnie, wystąpienie Kaczyńskiego na "Majdanie" było filmowane i fotografowane. Żadnego Biłego, nie mówiąc już o "falującym transparencie" tam nie było.
 
O bohaterze "Majdanu", Parasiuku, który w lutym zerwał kijowski "Okrągły Stół", wbrew ustaleniom Kliczki, dając Janukowyczowi ultimatum, po którym tamten uciekł - cisza. Tymczasem ten człowiek przez ok. tygodnia bronił z ochotnikami (m.in. "Dnipro-1", "Azow") części Iłowajska przed rosyjskimi spadochroniarzami wspartymi artylerią, został wzięty do niewoli, z której podstępem się wydostał. Aktualnie rozpatruje start w wyborach parlamentarnych. Podobnie o Biłeckim, "Azowie", konkurujących ze sobą siłach politycznych, które się sformowały przed październikowymi wyborami parlamentarnymi - moim zdaniem zinfiltrowanym przez jankesów Froncie Ludowym pod wodzą Jaceniuka (na zapleczu m.in. Biłeckij jako delegat tzw. rady wojennej ochotniczych batalionów, ludzie z przejętego przez "Majdan" MSW) oraz umiarkowanie ukrytej opcji niemieckiej - Bloku Poroszenko (na zapleczu m.in. Kliczko i wsparcie trepów z MON) - ani słowa. Grunt, że wierszówka za 5 stron w tygodniku wpadnie.
 
Teraz możemy wracać nad Morze Azowskie, i nie tylko.
 
Na ukraińskim portalu life.pravda.com.ua  jeszcze przed bitwą o Szirokino pojawił się społeczny reportaż pod tytułem "Mariupol: trzy linie obrony". Nie chodzi tu o umocnienia wzniesione przez mieszkańców miasta, z których najdalsze Rosjanie zniszczyli pod Szirokino, a trzy równoległe rzeczywistości: oficjalnej władzy i jej procedur, realiów życia zwykłych obywateli oraz funkcjonowania "Azowa" w mieście. Okazuje się, że jeżeli chodzi o administrację z milicją włącznie, w Mariupolu panuje pełny "imposybilizm". Opisana jest cała lista sytuacji, gdy np, ktoś widział podejrzanie wyglądających ludzi w okolicach mostu (który "separatyści" wcześniej parokrotnie próbowali wysadzić), zgłasza to milicji, a tam pytają "kto konkretnie był widziany, dane osobowe", itp. Okazuje się, że "Azow" uruchomił telefon kontaktowy dla mariupolców, który jest ciągle zajęty, z czego 80% połączeń to prośba o broń albo obyczajówka. Opisana jest historia emerytki, którą nachodzi syn-alkoholik z żądaniem kasy. Gdy poszła na milicję..., kazali jej zadzwonić do "Azowa". Nie dodzwoniła się, więc przyszła pod bramę garnizonu, której zdjęcie wrzucałem na S24. Rozmawia z nią oficer "Azowa" rodem z Ługańska, który wcześniej pracował w milicji. Widząc, że "służba" nic nie robi lub wspiera "separatystów" chciał się zgłosić na ochotnika, lecz ochotnicze bataliony, m.in. "Kijów-1" go nie chciały. Dostał szansę w "Azowie" i... pełni rolę milicji w Mariupolu. Portal opisuje działania "Azowa" w mieście: utrzymywanie porządku, nocne patrole, prowadzenie budynku ze schronieniem dla bezdomnych, szkolenia dla mieszkańców z pierwszej pomocy, samoobrony, na którą przychodzą bardzo młodzi chłopaczkowie, również orientacji w rodzajach pocisków, które mogą spaść na posesję i nie wypalić.
 
 
Tuż po opisanej tydzień temu bitwie pod Szirokino, Mariupol odwiedził prezydent Poroszenko. Jego wizyta raczej potwierdza wcześniejsze intuicje co do tego, że większość żołnierzy i cywili w tym mieście aktualnie jest bardziej lojalna wobec komendanta "Azowa", Biłeckiego, niż Kijowa (czemu się trudno dziwić...). Poroszenko przyjechał więc, naobiecywał - miedzy innymi wsparcie wojskowe. A że dla Gwardii Narodowej? Nikt poza nią w tamtym rejonie z ruskimi po prostu nie walczy. I jeszcze ten "mundur" na tle kurtyny jak z "Moulin Rouge"
 
 
A tu Chaplin w filmie "Dyktator"


 
Tymczasem dla porównania, w TV Espreso, która na żywo relacjonowała "Majdan" (a dla odmiany jest majątkowo jakoś pośrednio powiązana z... TVN) wystąpił komendant "Azowa". W t-shircie
 
   
Mówi, że nie było dotąd mowy o szturmie Mariupola, dywersanci ostrzelali ukraińskich żołnierzy w kilku częściach miasta i ruscy na odległość, na ślepo, swoją reaktywną artylerią. Obie formy ataków określił jako metody czysto terrorystyczne. W mieście wszystko pod kontrolą, miejscowi - zachowanie bez paniki, jak to ujął "znieśli to z godnością". Nie uciekali z miasta, zostali na miejscu i wspierali armię. Armia zaś, jak to armia, przesiedziała w okopach, ostrzeliwując się z broni strzeleckiej, jeżeli wróg był w zasięgu. Biłeckij bardzo żałuje, że mają zakaz odpowiedzi ciężkim sprzętem. Na pytanie zaniepokojonego dziennikarza, co w takim wypadku zrobią, jeżeli Poroszenko ten zakaz utrzyma, a Rosjanie po prostu ruszą na Mariupol, odpowiada, że Ukraińcy odpalą 100% tego, czym dysponują w mieście. Jest jeszcze ciekawostka, o której wspomniałem w poprzedniej notce. Inaczej, niż inne wojska ukraińskie, zwiad "Azowa" robi podjazdy m.in. pod "Grady" ostrzeliwując ich z małej odległości w rezultacie płosząc z zajmowanych pozycji. Na koniec Biłeckij deklaruje przekonanie, że władze Ukrainy zdają sobie sprawę ze strategicznego znaczenia Mariupola.
 
Przy okazji wizyty Poroszenki w Mariupolu odbyła się uroczystość, w trakcie której walczący na wschodzie żołnierze regularnej armii, którzy zdaniem komendy się zasłużyli w walkach na wschodzie, otrzymali awanse. Okazało się, że wśród docenionych znalazła się niemal dwudziestka "azowców". No i pojawił się problem, gdyż nie dość że podlegają MSW, to - poza podpułkownikiem milicji ( :) ) Biłeckim - formalnie są cywilami. Otrzymali więc "wyróżnienia" wszelakie. Szef sztabu batalionu np. dedykowaną broń z wygrawerowanym własnym nazwiskiem.
 
 
 
9. września ukraińskie Radio Svoboda opublikowało w necie materiał o stanie morskiej straży granicznej w Mariupolu na wypadek rosyjskiego desantu. Właśnie dostali pełne zaopatrzenie w amunicję, paliwo i ludzi na rotację. To, co jest ciekawe, to fakt iż wypowiedzi wszystkich oficerów z dowódcą w stopniu kontradmirała na czele lecą w czystym rosyjskim i są tłumaczone na ukraiński. Generalnie propaganda, że "są gotowi i będą bronić swojej ziemi". 
 
10. września przedstawiciele "Majdanu" utworzyli Front Ludowy, który wystartuje w wyborach parlamentarnych. Jego powstanie ogłosił Parubij, twórca i komendant Samoobrony Majdanu oraz były szef Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy.
 
Rada polityczna: Jaceniuk, Turczynow, minister sprawiedliwości Paweł Petrenko, minister spraw wewnętrznych Awakow, posłowie Wiaczesław Kirilenko i Liliia Hrynewycz oraz doradca Awakowa, była komisarz rządu d/s polityki antykorupcyjnej Tatiana Czornowoł (aktualnie jak wiemy - w "Azowie"). Nastąpił problem z delegacją ochotniczych batalionów, gdyż MON zastrzegł, że podległych mu żołnierzy obowiązuje zakaz działalności politycznej. Komendant "Dnipro" Jurij Brzoza oraz dowódcy kilku mniej znanych jednostek, m.in. "Czerkasy", utworzyli więc tzw. radę wojenną i desygnowali na swojego politycznego przedstawiciela... podpułkownika... milicji ( :) ) Biłeckiego. Ten ostatni poinformował, że liczba zgłaszających się rekrutów dwukrotnie przewyższa aktualny stan osobowy "Azowa", więc zaczynają się przymiarki do tworzenia... brygady. I przygotowania do zimy (oszacowali potrzeby na 16 milionów hrywien).
 
Tymczasem zbieżność w czasie przerwy w ostrzale gradami z newsami o tym, że w Doniecku zabili człowieka za to, że nie chciał wziąć udziału w "defiladzie hańby" oraz opowieściami ukraińskich jeńców z wymiany o tym, jak byli traktowani przez "separatystów" spowodowała, że "las ożył".
 
Właśnie 10. września "Azow" bez komentarza opublikował takie zdjęcie
 
 
Nigdzie nie było śladu, o co chodzi. Po kilku godzinach pojawiło się tylko oświadczenie, że po lawinie pytań do batalionu, czy złamał "rozejm" informują, że nie, tylko zgodnie ze swoim przeznaczeniem patrolują terytorium Ukrainy. Następnego dnia się okazało, że patrolowali - pod samym Nowoazowskiem. Portal http://obozrevatel.com/ poinformował, że starli się z oddziałem "separatystów", zabijając 20 i 11 biorąc do Mariupola (wszyscy - obywatele Federacji Rosyjskiej).
 
 
Inna historia "rozejmowa" to próba przekroczenia w ramach rotacji rosyjskich wojsk w Donbasie punktu kontrolnego obsadzonego przez batalion "Kijewszczyzna" ze wsparciem jednego zdezelowanego T-64 dokonana przez mikrokolumnę trzech rosyjskich T-72. Ukraiński grat otworzył ogień, trafiając w pierwszy z pojazdów. Pozostali Rosjanie, wygląda że ze świeżego poboru, doznali takiego szoku, że zjechali z drogi w krzaki... w kierunku bagien. Załogi uciekły pozostawiając pojazdy na miejscu. 
 
 
Portal informuje, że na podstawie wyliczeń rosyjskiej działaczki praw człowieka Jeleny Wasiliewej w oparciu tylko o sygnały jakie rodziny ruskich spadochroniarzy dają na portalach społecznościowych, tylko w sierpniu na terenie Ukrainy zginęło ich co najmniej 2000. Wasiliewa prowadzi na fejsie grupę Груз-200 из Украины в Россию (Gruz-200 z Ukrainy do Rosji), w ramach której wolontariusze zbierają informacje z mediów społecznościowych oraz pomagają identyfikować i śledzić losy poszczególnych żołnierzy. Obozrevatel wrzuca przykładowe fotki i historie konkretnych nieżywych Rosjan.
 
 
 
 
  
11. września pojawiła się informacja, że na lotnisku w Mariupolu lądują kolejne samoloty z artylerią, która ma być rozmieszczona nie na obrzeżach, lecz w centrum miasta.
 
15. września 150 "azowców" przyjechało do Kijowa na tygodniową przepustkę



17. września "Azow" oficjalnie poinformował, że z dniem dzisiejszym przeformował się w pułk. Zostało to klepnięte oficjalną decyzją Awakowa, szefa MSW.
 
Wrzucili w internet "pocztówkę" mającą być podziękowaniem za wyposażenie, jakie do nich płynie coraz szerszym strumieniem: nowe umundurowanie, broń różna, samochody terenowe, lekarstwa, spożywka...
 
 
Robiąc zakupy w zaprzyjaźnionych z pułkiem kijowskich sklepach można wrzucić coś do kosza przeznaczonego na fanty dla formacji. Zainteresowani podali nawet wykaz produktów najbardziej przydatnych w domu i zagrodzie.
 
 
Pierwsza nowa baza po przeformowaniu w pułk powstaje na wylotówce w kierunku Krymu. "Azowcy" z Mariupola na miejsce byli "eskortowani" przez miejscowy "Automajdan"
 
 
Ciekawostka - filmik promujący numer sms na wsparcie pułku.
 
 
Prawdopodobnie w związku z planowanym "rozejmem", od wczorajszego wieczoru w okolicach Mariupola słychać  poważną strzelaninę. Zwiad "Azowa" regularnie operuje już między Bezimiennym (skąd wyszedł atak na Szirokino), a Nowoazowskiem, patrole docierają w okolice granicy. Wygląda na to, że Rosjanie albo chwilowo zwinęli front południowy albo jest rotacja i okupacyjna zmiana jeszcze nie nadeszła. Pytany o strzelaninę na wschód od miasta, komendant garnizonu w Mariupolu, "Apis", mówi że pozostawieni sobie "separatyści" strzelali się głównie między sobą.
 
 
Sumując tę wypowiedź z informacjami o ok. 800 osobowej grupie uchodźców, którzy od wschodniej strony dotarli do Mariupola -  najprawdopodobniej między Szirokino i granicą aktualnie panuje totalna dzicz, której nikt nie kontroluje, a Mariupol stał się - przynajmniej na teraz - zapewniającą bezpieczeństwo twierdzą. Warto zwrócić uwagę, że gdy Rosjanie stali w Bezimiennym i Nowoazowsku, nikt stamtąd do Mariupola nie uciekał.
 
Dzisiaj rano główną trasą z Nowoazowska zaczął ciągnąć rosyjski ciężki sprzęt. 
 
Przed nami kolejne kluczowe godziny przed, drugim z rzędu, "rozejmem"... Tymczasem w takich okolicznościach w Mariupolu odbył się festyn z okazji "dnia miasta" z symbolicznym udziałem mobilnego pododdziału jego obrońców
 
 
   Pojawiło się porównanie zasobów jakie może mieć ukraiński batalion w ramach ATO z pułkiem...
 
 
Chyba nie wymaga tłumaczenia.

czwartek, września 18, 2014

O koniach - bohaterskich druhach Wrześniowych

Jest to pokolorowane zdjęcie polskiego konia kawaleryjskiego postrzelanego w którejś z wrześniowych bitew.
Bardzo bolesny obraz:( Konie w bitwach padały jeden po drugim... Bardzo smutne są wspomnienia m.in. Ułanów Jazłowieckich po szarży pod Wólką:
"Jest nas w naszej grupie około 40 jeźdźców oraz spora gromada luźnych koni. (...) Prawie każdy ułan i koń jest ranny. A rany potworne. Tuz obok luźny koń wlecze przetrąconą nogę. Inny bez nozdrzy, z wybitymi, żałośnie zwisającymi zębami(...)"
I wspomnienia E.Iwanowskiego, jak się je słyszy to się łza w oku kręci:(

„ To [cmentarzysko kości końskich] było z ’39 roku. Na tych polach więcej padło koni, niż ludzi. Bo w szarzy padło stu pięciu ułanów, a koni trudno<policzyć>, bo bardzo dużo. Tu padła moja folblutka, kasztanka łysa, doskonale skacząca, Zatoka. Nozdrzami pfyyy pffyy, potknęła się raz na nos, drugi raz na nos, ja upadłem, podczołgałem się pod brzuch, bo straszny ogień, a ona mnie tak tylko ten łeb koński… Ja mówię „Zatoka!” i patrzę tak na nią, a ona już…”

W programie "Wrzesień '39" można usłyszeć relację że ułani nie chcieli dobijać rannych koni. Płakali i prosili przechodzących obok żołnierzy piechoty aby dostrzelili ich kochane wierzchowce. Tutaj fragment: www.youtube.com/watch?v=4RWfct...

----------

This is colored photo of polish cavalry horse, shot in September Campaign 1939.

:iconwerkau:
http://www.deviantart.com/art/K1939-on-wrzesien-368444741

"Smunty koniec baterii artylerii konnej - rejon Kutna 9 września 1939". 

 

Nasz 7 DAK był w rejonie 9 września...
http://www.7dak.fora.pl/artyleria-konna-po-odzyskaniu-niepodleglosci,15/zdjecia,443.html_________________

środa, września 10, 2014

Zdradziecka ruchawka na walczących Kresach '39

Ukraińska rebelia na Kresach we wrześniu 1939 r.
Email Drukuj PDF   SEE 
        
W  tym roku obchodzimy bolesne 75.rocznice: 1 września agresji faszystowskich Niemiec, 17 września agresji bolszewickiego Związku Sowieckiego oraz ukraińskiej rebelii na Kresach. O dwóch pierwszych rocznicach będzie głośno i szumnie, o tej trzeciej zapewne pamiętać będą nieliczni Polacy – a w aktualnej sytuacji Ukrainy, wystąpienia „rebeliantów z Dombasu”, nasuwa to wiele refleksji.
1. Przeciwko Polsce z Niemcami i Sowietami – wrzesień 1939
Agresję Niemiec w dniu 1 września 1939 roku Polacy przyjęli z niepokojem i wiarą w zwycięstwo. Rozczarowanie słabością polskiego wojska, zawód z postawy sprzymierzonej Francji i Anglii uświadomiły, że bitwa jest przegrywana, ale wojna trwa i wymagać będzie większej daniny krwi, niż wydawało się to na początku.  Dzień 17 września dla Polaków na Kresach był prawdziwą tragedią, agresja Związku Sowieckiego wyzbywała Polaków jakiejkolwiek nadziei na możliwość obronienia Ojczyzny. Od zachodniej granicy atakowali Niemcy, od południa z wojskami niemieckimi szły wojska słowackie oraz dwa bataliony Legionu Ukraińskich Nacjonalistów, na wschód od Bugu wrogów było kilku. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej byli to Sowieci, Ukraińcy, Żydzi oraz w wielu miejscowościach grupki komunistów polskich. Na Wileńszczyźnie do Sowietów, a potem do Niemców dołączyli Litwini. Na Grodzieńszczyźnie i Polesiu do Sowietów dołączyli Żydzi i białoruscy chłopi, tworzący bojówki komunistyczne. Zdarzały się przypadki lojalności Żydów, Ukraińców czy Litwinów wobec Polaków, jednak w większości ludność polska na Kresach znalazła się w sytuacji wrogości swoich sąsiadów należących do innych narodowości. Samo spotkanie z Armią Czerwoną nie było szokujące, wyglądem i mentalnością nie różniła się od tej sprzed 19 lat, maszerującej na Warszawę, aby „po trupie białej Polski” rozwłóczyć zarazę bolszewicką po Europie Zachodniej. Szokował terror NKWD oraz sowieckiej administracji, wzmacniany kłamstwami i obłudą. Paraliżował on nie tylko odruchy obrony, ale czynił spustoszenie w sferze moralnej i intelektualnej. Niemożliwe stało się dla Polaków ukrywanie swojej dotychczasowej pozycji społecznej, pełnionych funkcji, wykształcenia. Zasługi owych „sąsiadów” dla służb NKWD w rozpracowaniu społeczności polskiej były ogromne i w istotny sposób przyczyniły się do eksterminacji jej elit poprzez aresztowania, egzekucje oraz zsyłki. Nikt ich do tej zdrady nie zmuszał, była to kolaboracja z okupantem sowieckim ochotnicza, spontaniczna, dokonywana często z satysfakcją. Zdumiewa, że przeciwko społeczności polskiej zjednoczyli się wówczas Żydzi i Ukraińcy. Tworzyli wspólnie „czerwoną milicję”, „komitety selrady”, razem napadali na domy i gospodarstwa Polaków, rabowali, zabijali, aresztowali, więzili, „rozkułaczali”. Zasługą ich „internacjonalistycznej” współpracy było skuteczne aresztowanie polskich elit oraz deportacje na Sybir. W wielu miejscowościach na Polesiu, a także chociażby w Szumsku i we wsi Chodak na Wołyniu, Żydzi zabronili używania języka polskiego. A gdy nadszedł czas holokaustu, to właśnie Polacy nieśli im pomoc i ratunek kosztem śmierci swoich rodzin, a nawet pacyfikacji całych wsi polskich, począwszy od pierwszego masowego mordu mieszkańców wsi Obórki w dniach 11 - 14 listopada 1942 roku, gdzie policjanci ukraińscy zamordowali 51 Polaków i wieś spalili, jako karę za „przechowywanie Żydów”. W wyniku ataków ukraińskich we wrześniu 1939 roku straciło życie około 6 - 8 tysięcy Polaków. Ofiarami byli zarówno zamieszkali tutaj sąsiedzi Polacy, żołnierze Wojska Polskiego usiłujący przedostać się za granicę bądź powracający do swoich domów po rozbiciu ich oddziałów, jak i cywilni uciekinierzy z Polski centralnej, których pod okupacją sowiecką znalazło się ponad pół miliona, głównie kobiet i dzieci. Był to skutek roznieconego nacjonalizmu ukraińskiego, ale także „zwykłej” zachłanności ukraińskich chłopów rabujących Polakom dobytek. Zarówno z przyzwoleniem „swobody 3 dni” danym przez wkraczających Sowietów, jak i bez tego przyzwolenia, w warunkach anarchii w miażdżonym i deptanym przez dwóch agresorów Państwie Polskim. W poczuciu bezkarności znajdowały ujście najciemniejsze instynkty mordu, gwałtu i grabieży. Ponad 10 tysięcy Polaków stała się ofiarą wkraczających wojsk sowieckich, zabitych żołnierzy, policjantów i osób cywilnych oraz rozstrzelanych oficerów po wzięciu do niewoli, często przy współudziale Ukraińców i czasami Żydów. Sowieci zagarnęli 51,6% terytorium II Rzeczypospolitej zamieszkałego przez 12 325 tys. ludności. Białorusini i Ukraińcy stanowili 45% tej ludności, Polacy 43%, Żydzi 11%, natomiast Litwini, Niemcy, Czesi i Rumuni – 1%.. Polacy stanowili większość w przyłączonych do Związku Sowieckiego województwach: białostockim (66,9%}, wileńskim (57,9%), lwowskim (57,7%), nowogródzkim (52,4%), oraz niewiele mniej w tarnopolskim (49,4% - gdzie Ukraińcy stanowili 45% ludności). Mołotow wymienił liczbę 230 tys. żołnierzy Wojska Polskiego wziętych do niewoli. „Krasnaja Zwiezda” z 17 września 1940 roku pisała o 181 tysiącach polskich jeńców wojennych, w tym: 12 generałów, 55 pułkowników, 72 podpułkowników oraz 9 227 oficerów niższych stopni. Zbrodnie dokonane na Kresach na Polakach od 1 września 1939 roku do końca ekspatriacji ludności polskiej w 1946 roku nigdy nie zostały rozliczone. Nauka polska (PAN, wydziały historyczne uniwersytetów, IPN) nie zrobiła tego przez ponad 25 lat „wolnej Polski” , nawet na płaszczyźnie opracowań historycznych, dokumentalnych, aby dać świadectwo prawdzie i chociaż w ten sposób uczcić pamięć ofiar. Niewielu młodych (ale nie tylko młodych) Polaków wie, ze we wrześniu 1939 roku w agresji na Polskę przy boku wojsk niemieckich udział wzięły wojska słowackie i ukraińskie. Były to oddziały współpracującego z Niemcami rządu ks. Józefa Tiso, które maszerując bez walk przez nie broniony teren Bieszczadów w Baligrodzie dołączyły już do wojsk niemieckich, oraz sformowany przez Abwehrę Legion Ukraińskich Nacjonalistów pod dowództwem członków prowidu OUN Romana Suszki i Osypa Bojdunyka. Składał się on z dwóch batalionów (kureni) i liczył około 600 żołnierzy, a jeden z jego pododdziałów dotarł aż pod Lwów. Kureniami dowodzili: por. Osyp Karaczewśkyj „Swoboda” oraz por. Jewhenij Hutowicz „Norim”.  Ich przemarsz w Bieszczadach opisał Witold Mołodyński. „Na szlabanie, gdzie od drogi Krościenko – Ustrzyki D. odchodziła droga do Jasienia, stało kilkanaście osób miejscowych, ale byli też ludzie z uciekinierki. Okazało się, że niedaleko w siedzibie „Sokoła” (obecnie Ustrzycki Dom Kultury) zainstalował się oddział Ukraińców. Zatrzymywali oni wszystkich przechodniów, legitymowali ich, a niektórych prowadzili do budynku na dokładną rewizję zabierając im wartościowsze rzeczy, przede wszystkim biżuterię i zegarki” („Gazeta Bieszczadzka”., nr 10 z 2010 r.). Nie wiadomo, co stało się z zatrzymanymi uciekinierami. Faktem jest, że w tym czasie w okolicy nacjonaliści ukraiński dokonali kilku morderstw na miejscowych Polakach.  „W połowie września 1939 faszyści ukraińscy z LU spalili żywcem 40 jeńców - żołnierzy Wojska Polskiego w stodole w miejscowości Bystrzyca. Maszerując na tyłach wojsk niemieckich, poprzez Sanok, Lesko, Ustrzyki Dolne i Sambor, legion dotarł do Komarna, gdzie otrzymał rozkaz natychmiastowego zatrzymania się. Po drodze dokonywali mordów polskiej ludności cywilnej oraz niszczyli polskie symbole narodowe”.  (www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?...zbrodnie-legionu-ukrainskiego). „Manifestacyjne powitanie wojskom niemieckim zgotowali Ukraińcy m. in. w Terce, oraz 18 września w Sanoku, na tle płonących trzech synagog podpalonych przez Niemców nocą z 16 na 17 września. Dziewczęta i chłopcy z okolicznych wiosek poprzypinali sobie niebiesko-żółte kokardy i w pochodzie z chorągiewkami i śpiewem paradowali ulicami Sanoka. U wylotu uliczki wiodącej do cerkwi barwną procesję dzieci prowadził ruski ksiądz. Powiewały żółto-niebieskie chorągwie, dziewczyna z kolorowymi wstążkami we włosach niosła na tacy chleb i sól na powitanie nowych władców świata” (Edward Zając: „Niemcy wywiesili afisze”, w: Gazeta Bieszczadzka nr 21 z 2003 r.). Nie spotkałem ani jednego przypadku, aby w prowokowanych przez Niemców już we wrześniu 1939 roku pogromach Żydów brała udział ludność polska. „We wrześniu 1939 roku po wkroczeniu do wsi Zahoczewie Niemcy pozwolili Ukraińcom przez 24 godziny robić z Polakami, co im się tylko podobało. Miejscowi Ukraińcy wtedy ograbili i spalili dwa polskie domy, Stanisława Lorenca i Pawła Olszanieckiego, oraz zamordowali 2 osoby: żonę Stanisława spalili żywcem w budynku a Antoniego Łopuszańskiego zakłuli nożami” (Siekierka…, s. 416, lwowskie). W Jasieniu (Bieszczady) po wejściu wojsk niemieckich, miejscowi Ukraińcy dokonali napadu na plebanię rzymskokatolicką, ograbili ją doszczętnie i zdemolowali. Proboszcz ks. Jan Kolanko zdołał ukryć się. Ukraińcy rabowali polskie gospodarstwa. Utworzona policja ukraińska więziła w piwnicy aresztowanych Polaków. Podczas przesłuchań biła ich i torturowała, w wyniku czego 2 osoby zmarły, a 15 osób odniosło poważne obrażenia. Uzbrojone bandy Ukraińców, tworzone głównie przez bojówkarzy OUN, wznieciły rebelię na zapleczu frontu w Małopolsce Wschodniej (woj. tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie) oraz na Wołyniu. Atakowały nie tylko cywilną ludność polską, ale także posterunki policji, pojedynczych żołnierzy WP lub ich małe grupy, z oddziałów rozbitych już przez Niemców i wycofujących się przed Sowietami na zachód za Bóg, bądź usiłujące przedostać się przez granicę z Rumunią i Węgrami. Już wówczas szokowało niebywałe barbarzyństwo popełnianych przez Ukraińców zbrodni. W opracowanym przeze mnie „Kalendarium ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na Polakach w latach 1939 – 1948” (pierwsza wersja znajduje się na stronie internetowej www.stankiewicze.com/ludobójstwo/ kalendarium ) odnotowałem ponad 400 napadów dokonanych przez Ukraińców na Polaków we wrześniu 1939 roku. Biorąc pod uwagę późniejsze deportacje, ludobójcze rzezie i ekspatriację, jest to zapewne niewielka część faktycznie mających miejsce zbrodniczych akcji. Niemcy wkroczyli do Przemyśla 14 września., a na ich cześć bramę tryumfalną postawiła ludność ukraińska. Już następnego dnia zaproszono ks. biskupa grekokatolickiego Jozafata Kocyłowskiego i dr W. Zahajkiewicza na spotkanie z Adolfem Hitlerem w okolicy Jarosławia, który przyleciał samolotem w celu rozważenia powołania rządu ukraińskiego na obszarach położonych na wschód od Sanu. Spowodowało to manifestację w dniu 16 września na przemyskim rynku ludności ukraińskiej, deklarującej przyjaźń między Niemcami a Ukrainą, w czasie której wznoszono między innymi hasła "Sława Hitleru". Równocześnie tego samego dnia Niemcy zaprosili na rozmowę w sprawie utworzenia rządu polskiego Wincentego Witosa. Po jego odmowie internowano go 16 września w Sądzie Grodzkim w Jarosławiu (Piotr Jaroszczak: http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/prz_glow.html).              W Przemyślu 27 września Niemcy powołali nowe władze miejskie z burmistrzem – sędzią narodowości ukraińskiej - dr Grzegorzem Łuczakowskim. O świcie 17 września 1939 roku ZSRR dokonał agresji na Polskę, bez wypowiedzenia wojny, wbrew obowiązującemu do 1945 roku traktatowi pokojowemu. Było to faktycznie „wbicie noża w plecy” Polsce walczącej w wojnie obronnej z III Rzeszą Niemiecką. Granicę przekroczyło około miliona sowieckich żołnierzy, a wkrótce liczba ich powiększyła się. Ponadto Sowieci przeciwko Polsce rzucili 4,7 tys. czołgów i 3,3 tys. samolotów, a więc dwukrotnie więcej niż Niemcy 1 września. Rozpoczął się IV rozbiór Polski, jako realizacja podpisanego 23 sierpnia 1939 roku przez III Rzeszę i ZSRR paktu Ribbentrop-Mołotow. Znajdował się w nim ,,Tajny Protokół Dodatkowy" , który zobowiązywał ZSRR do zbrojnego wystąpienia przeciw Polsce w sytuacji, gdyby III Rzesza znalazła się w stanie wojny z Polską oraz zawierał dokładne określenie granicy (linii demarkacyjnej) między III Rzeszą Niemiecką a Związkiem Sowieckim – miała ona przebiegać linią rzek Narwy, Wisły i Sanu. Zapewne już 12 września do Stalina dotarła agenturalna informacja, że tego dnia na brytyjsko-francuskiej konferencji w Abbeville podjęto decyzję o rezygnacji z ataku na Niemcy, gdy to zachodni sojusznicy postanowili zdradzić krwawiącą w ciężkich walkach Polskę i złamać obowiązujące ich międzynarodowe umowy. 16 września w Moskwie podpisany został układ rozejmowy z Japonią, której wojska pokonała Armia Czerwona w bitwie 27 sierpnia. Sowieci zapewnili sobie bezpieczną granicę od wschodu i już pod koniec tego dnia do oddziałów skoncentrowanych na granicy z Polską dotarł tajny rozkaz Woroszyłowa nr 16634 o treści: „Uderzać o świcie siedemnastego”. Oficjalny pretekst agresji został zawarty w nocie dyplomatycznej przekazanej o godzinie 3.00 w nocy 17 września przez zastępcę Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych Potiomkina ambasadorowi Grzybowskiemu. Zamieszczono w niej niezgodne z prawdą oświadczenie o rozpadzie państwa polskiego, ucieczce rządu polskiego, konieczności ochrony mienia i życia zamieszkujących wschodnie tereny polskie Ukraińców i Białorusinów oraz uwalnianiu ludu polskiego od wojny. ZSRR uznał wszystkie układy zawarte uprzednio z Polską (w tym traktat ryski z 1921 r. i pakt o nieagresji z 1932 roku) za nieobowiązujące, jako zawarte z nieistniejącym państwem. Dlatego też wzięci do niewoli polscy żołnierze nie posiadali statusu jeńców wojennych. Ambasador odmówił przyjęcia noty i zażądał wiz wyjazdowych dla dyplomatów polskich. Władze ZSRR próbowały wbrew prawu międzynarodowemu (konwencja genewska dyplomatyczna) uniemożliwić opuszczenie kraju polskim dyplomatom i aresztować ich (stwierdzając utratę statusu dyplomatycznego). Polaków uratował dziekan korpusu dyplomatycznego w Moskwie, ambasador Rzeszy hr. Friedrich Werner von der Schulenburg osobiście wymuszając na rządzie ZSRR zgodę na wyjazd dyplomatów. Sowiecki ambasador w Polsce Nikołaj Szaronow wyjechał z terenu RP już 11 września. Konsul generalny RP w Kijowie Jerzy Matusiński wezwany 30 września 1939 r. przez władze sowieckie zaginął (po aresztowaniu został zamordowany przez NKWD).Marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał 17 września w Kutach tzw. dyrektywę ogólną treści: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”. Legalny rząd II Rzeczypospolitej opuścił granice Polski dopiero późnym wieczorem 17 września, po otrzymaniu potwierdzonej informacji o zbliżaniu się sowieckich oddziałów pancernych do miejsca przebywania władz RP. Prezydent Ignacy Mościcki, w wydanym w Kosowie „orędziu do narodu”, określił jednoznacznie sowieckie działania wojskowe jako akt agresji. 17 września 1939 ZSRR stał się faktycznie uczestnikiem II wojny światowej jako sojusznik III Rzeszy.  Pod Lwów jednostki sowieckie podeszły 19 września, w Piaskach pod Lublinem były 28 września. Sowieci zajmowali kolejne obszary do początku października 1939. Jednostki pancerne Armii Czerwonej w pierwszej kolejności starały się dotrzeć do granic Rzeczypospolitej z Litwą, Węgrami i Rumunią, by uniemożliwić ewakuację Wojska Polskiego. Z części zajętych uprzednio obszarów Rzeczypospolitej Wehrmacht wycofał się do ustalonej linii demarkacyjnej i oddał zajęty obszar wojskom sowieckim (Białystok, Kobryń, Brześć, Borysław, Drohobycz oraz spod Lwowa 20 września). Lwów został po krótkim oporze w dniu 22 września poddany Armii Czerwonej przez gen. Langnera na honorowych warunkach, natychmiast przez władze sowieckie złamanych. Oficerom gwarantowano w układzie kapitulacyjnym swobodny przemarsz na Węgry i do Rumunii – zostali jednak na granicy linii oddziałów Armii Czerwonej aresztowani, wywiezieni do obozu w Starobielsku i zamordowani wiosną 1940 r. w Charkowie.  Wraz z Armią Czerwoną polską granicę przekroczyły oddziały NKWD. Do ich zadań należało rozbicie struktur administracji II RP na kresach wschodnich oraz zorganizowanie w ich miejsce organów władzy sowieckiej. Oddziały te zajmowały budynki urzędów państwowych, banki, drukarnie, redakcje gazet, konfiskowały papiery wartościowe i archiwa. Dokonywały masowych aresztowań i często natychmiastowej egzekucji elit lokalnych według wcześniej przygotowanych list proskrypcyjnych lub według wskazań zgłaszających się do współpracy zwolenników nowej sowieckiej władzy, głownie Żydów i Ukraińców, którzy „pozakładali czerwone opaski na rękawy i tworzyli tzw. czerwoną milicję”. Tylko w okresie wrzesień – październik NKWD i „czerwona milicja” zamordowały co najmniej kilkaset osób cywilnej ludności polskiej, żołnierzy WP oraz policjantów. Także Armia Czerwona dokonywała wielu zbrodni wojennych, mordując jeńców i masakrując ludność cywilną. Dowódca Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej w jednej z odezw napisał : „Bronią, kosami, widłami i siekierami bij swoich odwiecznych wrogów – polskich panów”. Największe zbrodnie popełniono w Rohatynie, Grodnie, Nowogródku, Sarnach, Tarnopolu, Wołkowysku, Oszmianie, Świsłoczy, Mołodecznie i Kosowie Poleskim. Do dramatycznych wydarzeń doszło także w Chodorowie, Złoczowie i Stryju. W wielu miejscowościach żołnierze Armii Czerwonej rozstrzeliwali wziętych do niewoli żołnierzy Wojska Polskiego. Sowieci złamali postanowienia umów dotyczących złożenia broni nie tylko we Lwowie, ale także w Łucku i Włodzimierzu Wołyńskim. W Mostach Wielkich wymordowali ogniem z karabinów maszynowych nieuzbrojonych kadetów ze Szkoły Oficerów Policji, po zgromadzeniu ich na placu apelowym i odebraniu raportu od komendanta szkoły.  W Brześciu 22 września kombrig Siemion Kriwoszein i niemiecki generał Hein Guderian odebrali wspólną defiladę oddziałów pancernych niemieckich i sowieckich. 28 września ZSRR i III Rzesza podpisały tzw. Traktat o granicach i przyjaźni, zwany też drugim paktem Ribbentrop-Mołotow, korygujący wcześniejsze ustalenia dotyczące przebiegu granicy niemiecko-sowieckiej oraz stref wpływów w krajach bałtyckich.  ”W 1992 roku Rosyjskie Ministerstwo Obrony wydało w Moskwie książkę „Grif siekrietnosti snjat”, w którym podaje dokładną ilość sprzętu wojennego zdobytego we wrześniu i październiku 1939 roku w Polsce. Oto bilans: 247325 karabinów, 8566 ciężkich karabinów maszynowych, 12783 szable, 740 dział różnych kalibrów, 36 czołgów, 64 samochody pancerne, 131 samolotów oraz 4579 innych pojazdów mechanicznych. Łącznie stanowi to uzbrojenie co najmniej trzech armii polowych z 1939 roku. W oparciu o prawie 30 ośrodków zapasowych przeniesionych z centrum kraju można było zorganizować twardą obronę. Dodatkowo na wschodzie stacjonowały liczne garnizony kresowe ze znaczną ilością rezerw uzbrojenia. To na wschód wycofywały się wojska pobite przez Niemców, by zreorganizować się i podjąć na nowo walkę. Podjęcie obrony na „przedmościu rumuńskim” było jak najbardziej możliwe. Stacjonowały już tam czołgi płk Maczka, brygada zmotoryzowana oraz batalion czołgów mjr Łuckiego, liczący łącznie 50 maszyn, z których ani jeden nie oddał strzału” (www.wiadomości.wp.pl z 17 września 2008). Na przełomie września i października Niemcy posiadali zapas amunicji pozwalający im na dwa tygodnie walk.
2. Ukraińska rebelia na Kresach – wrzesień 1939
Ukraińska rebelia we wrześniu 1939 roku miała dwa aspekty: dywersji zbrojnej tzw. V kolumny skierowanej przeciwko Wojsku Polskiemu i administracji państwowej (posterunki policji, urzędy) oraz eksterminacyjny, skierowany przeciwko ludności polskiej. Działacze nacjonalistyczni i wojskowi ukraińscy nie pogodzili się z faktem przegranej walki z Polakami o Lwów, Podole i Wołyń. Po zwycięskiej dla Polaków 15 sierpnia 1920 roku bitwie z Armią Czerwoną, już 31 sierpnia 1920 roku w Pradze powołali Ukraińską Wojskową Organizację (UWO), której przywódcą wkrótce został Jewhen Konowalec (pułkownik, były dowódca Strzelców Siczowych). UWO za cel stawiała sobie walkę o utworzenie państwa ukraińskiego na terenach „etnicznie ukraińskich”, a znajdujących się na terytorium państw Polski, ZSRR i Rumunii,, ale w praktyce sprowadziła się ona do działalności terrorystycznej, sabotażowej i szpiegowskiej skierowanej wyłącznie przeciwko Polsce. Już w 1922 roku Konowalec został agentem wywiadu niemieckiego i UWO zawarła porozumienie z Abwehrą odnośnie dostarczania informacji szpiegowskich. Zważywszy, że w II RP znalazło się około 5 milionów mniejszości ukraińskiej, działalność ta była niezwykle szkodliwa. Od tego też roku Abwehra rozpoczęła szkolenia dla ukraińskich dywersantów, terrorystów i szpiegów. W 1923 roku w Monachium powstał specjalny ośrodek szkoleniowy dla Ukraińców. Poza tym takie szkolenia prowadzone były w Gdańsku i na terenie Czechosłowacji. Od 1925 roku Kwatera Główna UWO znajdowała się w Berlinie. W latach 1923-1928 Niemcy za pośrednictwem swego wywiadu przekazały UWO dwa miliony marek niemieckich, 500 kilogramów materiałów wybuchowych, setki sztuk broni palnej.  W wydanej w 1929 r. we Lwowie broszurze propagandowej UWO wzywało: "Trzeba krwi - dajmy morze krwi! Trzeba terroru - uczyńmy go piekielnym! Trzeba poświęcić dobra materialne - nie zostawmy sobie niczego. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałość niewolnictwa, narzucone przez zwycięzców zwyciężonym". W myśl takiej przyjętej ideologii dokonywało zamachów na urzędników i placówki policyjne, mordowała nie tylko Polaków, ale także Ukraińców opowiadających się za współpracą z państwem polskim. Jej członkowie podpalali folwarki, magazyny i budynki państwowe, zrywała szyny, ścinała słupy telegraficzne itp.     Na przełomie stycznia i lutego 1929 roku radykalne grypy nacjonalistów ukraińskich (w tym UWO) na kongresie w Wiedniu powołały Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Od tego też roku członkowie UWO tworzą bojówki OUN i wchodzą w ich skład, formalnie UWO rozwiązało się w 1933 roku.  Zgodnie z założeniami programowymi OUN miała zmierzać do „odzyskania, budowy, obrony i powiększania niezależnego, zjednoczonego ukraińskiego państwa narodowego” (Ukrajinśka Samostijna Soborna Derżawa), które miało objąć wszystkie :ukraińskie ziemie etnograficzne”, czyli te, które we wczesnym średniowieczu (!) były, zdaniem nacjonalistów, zasiedlone przez Ukraińców. Zastrzeżono, iż granice przyszłego państwa muszą być jak najlepsze do obrony, co, jak się wydaje, oznaczało przyznanie sobie prawa do włączenia w jego skład także ziem nawet przez nacjonalistów nie uznawanych za ukraińskie”” (Motyka: Ukraińska partyzantka.., s. 48). W powiązaniu z przyjętą ideologią nacjonalizmu integralnego Dmytra Doncowa oraz „Dekalogiem Ukraińskiego Nacjonalisty” był to złowieszczy sygnał dla Polaków, Żydów i samych Ukraińców. Integralny nacjonalizm ukraiński oparty o darwinowską teorię (nieco wypaczoną) bezwzględnej i okrutnej, zwierzęcej walki o byt, zapowiadał taką samą eksterminacje fizyczną słabszych konkurentów politycznych. Nacjonalistów ukraińskich nie interesowało porozumienie z Polakami, ale wyłącznie oddanie im „ziem etnograficznie ukraińskich” ( co najmniej z Chełmem, Zamościem, Przemyślem, Sanokiem – aż po Krynicę), gdzie mogliby ustanowić „Ukrainśką Samostijną Soborną Derżawę” , państwo faszystowskie, sprzymierzone z Niemcami, Litwą i Czechami – oczywiści po „usunięciu cużyńców”, czyli głównie ludności polskiej (w tym rodzin mieszanych polsko-ukraińskich) i zapewne ludności żydowskiej (jako obywateli polskich). Trzeba być naiwnym, aby wierzyć, że jeszcze łagodniejsza polityka polska usatysfakcjonowałaby ukraińskich nacjonalistycznych i zaczęliby oni solidarnie dbać o dobro wspólnej Ojczyzny.  W latach 1936-1937 łączny budżet OUN wynosił 126 tysięcy dolarów, z czego 50 tysięcy wpłaciły Niemcy hitlerowskie, a 30 tysięcy - Litwa, gdzie Konowalec był uważany za "swego" człowieka. Z litewskim paszportem on swobodnie poruszał się po całej Europie, prowadził negocjacje i zdobywał pieniądze "na rozwój". W styczniu 1934 roku sztab OUN z siedzibą w Berlinie na prawach samodzielnego wydziału włączono do Gestapo. Zwerbowany do Abwehry Konowalec wprowadził tam Melnyka, który otrzymał pseudonim Konsul-1. Bandera został wymieniony w aktach Abwehry pod pseudonimem Szary. Jego zwolennik Rico Jaryj był oficerem Gestapo i agentem o pseudonimie Konsul-2. Jarosław Stećko miał abwehrowski pseudonim Basmacz. Roman Szuchewycz - Taras Czuprynka, ukończył niemiecką szkołę oficerską a następnie wyższe kursy i otrzymał stopień Hauptsturmfuhrer (kapitan) SS. Jednocześnie OUN wsparcie otrzymywała od czechosłowackiego prezydenta Tomáša Masaryka i ludzi z jego otoczenia, a historyk ukraiński Kost Bondarenko twierdzi, że początkowo także była finansowana przez ZSSR.  OUN była w II Rzeczypospolitej organizacją nielegalną i opowiadała się przeciwko polityce ugody polsko-ukraińskiej, reprezentowanej ze strony ukraińskiej przez UNDO – ukraińską partię działającą legalnie. Dr Wiktor Poliszczuk stwierdził, że OUN wchodziła w skład międzynarodówki faszystowskiej o nazwie Zjazd Zagranicznych Narodowych Socjalistów z siedzibą w Stuttgarcie pod patronatem Josepha Goebbelsa. Po zamordowaniu Konowalca w roku 1938 przez agenta NKWD Pawła Sudopłatowa, na czele Głównego Prowodu stanął Andrij Melnyk . Ogółem w całym okresie 1921-1939 UWO i OUN przeprowadziły 63 zamachy w których zginęło 36 Ukraińców (w tym jeden komunista), 25 Polaków, 1 Rosjanin i 1 Żyd. Oprócz tego dokonały pięciu zamachów bombowych, 18 akcji ekspropriacyjnych oraz co najmniej kilkaset aktów sabotażu skierowanych przeciw mieniu publicznemu, społecznemu i prywatnemu. Najgłośniejszą akcją terrorystyczną OIN było zastrzelenie 15 czerwca 1934 w Warszawie ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego. OUN i Abwehra wspólnie zaplanowały wybuch antypolskiego powstania, co stało się nieaktualne po agresji sowieckiej. W tej części omówione jest wystąpienie zbrojne bojówek OUN i zwerbowanych przez nich chłopów ukraińskich przeciwko Wojsku Polskiemu, policji państwowej i administracji II RP.  Już 3 września we wsi Kniahininek pow. Łuck Ukraińcy bestialsko zamordowali 7 ułanów WP śpiących w stodole. Ukraińcy rozpoczęli 10 września rebelię w rejonie Mikołajowa nad Dniestrem pow. Żydaczów. Uzbrojeni zarówno w broń palną, jak też w siekiery, widły, kosy, bagnety, noże itp., opanowali 10 wsi wprowadzając „władzę ukraińską”. Ich bandy mordowały zarówno polską ludność cywilną, jak też i pojedynczych żołnierzy polskich. Wojsko Polskie zlikwidowało ten bunt 14 września, ale zamieszki i zabójstwa w tym rejonie miały miejsce do końca września. Prawdopodobnie jakiś lokalny przywódca OUN znając przygotowany plan Abwery i OUN wzniecenia „ukraińskiego powstania” na tyłach frontu polsko-niemieckiego nie wiedział, że Niemcy po podpisaniu paktu Ribbentrop – Mołotow z tego planu wycofały się. Były to więc bez wątpienia działania terrorystyczne V kolumny, co w warunkach wojny pozwalało na stosowanie kary śmierci przez rozstrzelanie każdego terrorysty złapanego z bronią w ręku, lub któremu taką działalność udowodniono. Kontrakcje Wojska Polskiego i policji ograniczały się w zasadzie do przepędzenia rebeliantów, czasami po stoczeniu z nimi walki. Z różnych źródeł wynika, że spłonęło po kilka chałup 4 – 5 zbuntowanych wioskach ukraińskich, z których padały strzały do przechodzących oddziałów wojska. Ale nawet w tych wioskach nie było żadnej odwetowej masakry ludności ukraińskiej co w warunkach toczonej wojny świadczy o wysokim morale żołnierza polskiego. W okolicy Stryja 11 września bojówki OUN rozbrajają żołnierzy WP, dochodzi do walk. Nocą z 12 na 13 września bojówki OUN podejmują próbę opanowania miasta. Dywersja został stłumiona przez Wojsko Polskie, a około 40 członków OUN schwytanych z bronią w ręku rozstrzelano, natomiast we wsi Duliby 6 ukraińskich dywersantów z OUN (dane ze sprawozdania OUN). Nocą z 11 na 12 września we wsiach Stawyżany i Oborczyn (Małopolska Wschodnia) bojówki OUN rozbroiły i wymordowały około 500 polskich żołnierzy. Dowódcą jednej z bojówek był były oficer petlurowski Lew Szańkowśkij, późniejszy ukraiński „historyk”. Od 13 do 16 września w miasteczku Rozdół pow. Żydaczów bojówkarze OUN z udziałem około tysiąca zwerbowanych przez nich ukraińskich chłopów z okolicznych wsi oraz z Rozdołu uzbrojonych w broń palną, siekiery, kosy, bagnety, kołki itp. opanowali miasteczko, ograbili Polaków i dokonali kilku mordów, m.in. 6 policjantów i 4 urzędników państwowych. 16 września oddział żandarmerii i policji państwowej z Żydaczowa przywrócił porządek. We wsi Synowódzko pow. Stryj bojówki OUN oraz okoliczni Ukraińcy napadają na pociąg oraz dokonują wielu akcji przeciwko Polakom. Napady mają miejsce także w: Podhorcach pow. Stryj, Truskawcu pow. Drohobycz, Mraźnicy pow. Drohobycz, Borysławiu pow. Drohobycz, Uryczu pow. Stryj, Żukotyniu pow. Turka. W rejonie wsi Majdan pow. Drohobycz 15 września bojówka OUN zamordowała 6 Polaków z Borysławskiego Oddziału Obrony Narodowej.  Napady na żołnierzy polskich nasiliły się od 17 września, po agresji sowieckiej na Polskę. Tego dnia we wsi Dryszczów pow. Brzeżany bojówkarze OUN rozbroili dwie drużyny żołnierzy WP, którzy od strony Złoczowa szukali przejścia przez wieś Koniuchy do granicy, a następnie wszystkich wymordowała w pobliskim lesie, około 20 żołnierzy (Komański..., s 107). We wsi Jasienica Solna pow. Drohobycz otoczyli odpoczywających w stodole 15 żołnierzy WP, zamknęli wrota i podpalili – żołnierze spłonęli żywcem We wsi Taurów pow. Brzeżany: „17 września 1939 r. podczas wycofywania się oddziałów Wojska Polskiego w kierunku granicy rumuńskiej, do wsi Taurów przyjechał 20 osobowy oddział żołnierzy polskich, z 12 wozami taborowymi. Przewozili oni sprzęt wojskowy. Błądzącym żołnierzom zaofiarował pomoc miejscowy Ukrainiec o nazwisku Semko Mowczka „Szalej”, który zaprowadził zmęczonych żołnierzy za wieś do wąwozu, gdzie już czekali uzbrojeni bojówkarze OUN. Rozbroili kompletnie zaskoczonych żołnierzy i wymordowali. Zwłoki zakopano w miejscu mordu, tabor z końmi i sprzętem zagrabiono. Naocznym świadkiem był mieszkaniec Taurowa, Bolesław Kozakiewicz, który przekazał tę informację Bronisławowi Lenartowiczowi. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni. Nacjonalizm ukraiński na Brzeżańszczyźnie w latach 1922-1941.”, w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2012). We wsi Leśniki pow. Brzeżany: ‘W nocy z 17 na 18 IX 1939 roku dowództwo nad Ukraińcami w Leśnikach objął Mikołaj Senyszyn syn Piotra. Razem z Michałem Diakowiczem zorganizowali oni bandę. Wraz z całą wsią (ukraińscy mężczyźni 16-60 lat) wzięli udział w morderstwie na moście w środku wsi, na szosie Brzeżany - Rohatyn. Droga została zastawiona belkami. Każdy przejeżdżający pojazd był zatrzymywany, a pasażerowie, bez względu na wiek i płeć mordowani. Trupy odwożono do lasu; gdzie je zakopano, do dziś dnia nie wiadomo. Pozostałe na drodze 18 trupów w, tym czterech oficerów, po wkroczeniu bolszewików pogrzebał za wsią na cmentarzu wojskowym z r. 1914-1918 Józef Jędrzejewski, z pomocą zamieszkałej w Leśnikach Kseńki Bryk. Przy zabitych były dokumenty, które od Jędrzejewskiego odebrał obecny w Leśnikach Iwan Jacyszyn syn Mikołaja. W tym czasie koło cerkwi w Leśnikach, w kilkunastu chatach stacjonowała policja z Katowic w liczbie 40-50 ludzi. Stwierdzono, że oddział ten w ogóle z Leśnik nie wyruszył. Prawdopodobnie śpiących i kwaterujących w poszczególnych chatach, Ukraińcy wymordowali, a trupy wywieźli do lasu. Oddział powiatowej Komendy PP. z Tomaszowa Lubelskiego, składający się z Komisarza Tadeusza Pławińskiego i pięciu policjantów wymordowano obok mleczarni, z wyjątkiem komisarza, który cudem uciekł. W stodole Michała Grześkowa nocowała rodzina uciekinierów, prawdopodobnie z województwa poznańskiego, w liczbie 6-ciu osób. Śpiących wymordował Grześków z pomocą własnej rodziny. Córka Grześkowa nosiła złoty zegarek i biżuterię zrabowaną pomordowanym uciekinierom. Petryna Mikołaj zabił widłami policjanta przed mleczarnią. Szofer który woził majora Wojska Polskiego, prosił o darowanie mu życia, bo zostawił w domu pięcioro dzieci. Na nic się to zdało. Zamordowano go razem z majorem. U Jaremy na podwórzu, obok posiadłości pana Kolbeka, zastrzelono dwóch oficerów – majora i kapitana. Odpowiedzialny za zbrodnię jest komendant OUN Dmytro Semczyszyn z Wierzbowa. Był on porucznikiem „Siczowych Strilciw” w 1914 roku. W sumie Leśnikach zamordowano około 200 osób głównie narodowości Polskiej. (Kulińska…, jw.).  Nocą z 17 na 18 września we wsi Potutory koło Brzeżan w zasadzce na kolumnę samochodów jadących do granicy bojówka OUN zabiła 32 Polaków a 50 zostało rannych. „W sprawie mordów w Potutorach zeznawała pani „Nina” (pseudonim). W nocy z 17 na 18 września 1939 r. przyniesiono do p. „Niny” na prowizorycznych noszach oficera polskiego por. Ludwika Zwolańskiego z drogi potutorskiej. Porucznik Zwolański (lat 23) jechał samochodem z innymi oficerami. Ukraińcy strzelali do nich z karabinu maszynowego – porucznik Zwolański dostał szereg kul w uda. Rannego przeniesiono do sąsiadki p. „Niny”. Tam opiekował się nim wojskowy lekarz i zabrał go do szpitala powszechnego w Brzeżanach. W tę samą noc na podwórzu p. „Niny” było trzech rannych – dwóch oficerów i jeden żołnierz o nieznanych nazwiskach. Jeden z oficerów ciężko ranny leżał w ogrodzie w kwiatach na leżaku – nie chciał dać się zabrać do mieszkania. Stracił do wszystkich zaufanie, nawet nie chciał przyjąć lampki wina. W dzień zabrano ich na furę do szpitala. W tę samą noc przybyli i nocowali u p. „Niny” trzej oficerowie - dwaj porucznicy i kapitan – starszy pan. Z początku bali się zdrady, nie wiedzieli do kogo przyszli, a później zorientowali się, że są w polskim domu. Kapitan płakał, zeznawał, że Ukraińcy napadli na nich, strzelali z karabinów ręcznych i maszynowych, rzucali ręczne granaty - bomby zapalające na auta i dużo oficerów spaliło się żywcem w tych autach. Grabarz, który ich chował zeznawał później, że musiał „specjalnie duże jamy kopać, ponieważ ręce mieli rozłożone jak na krzyżu” (u ciał zwęglonych nie można było rąk po śmierci złożyć). Jeden z oficerów był trafiony kulą przy kierownicy auta i w tej pozycji został spalony, cały był czarny, tylko miejsce na przegubie ręki, gdzie był owinięty różaniec pozostało białe. Jeden z dwóch wyżej wymienionych poruczników, wziął rower męża p. Niny i rano przed 6-tą godziną pojechał na tragiczne miejsce w Potutorach by zbadać co robią tam dalej Ukraińcy. Otóż widział jak dzicz ukraińska rabowała zniszczone auta i wozy na których jechali uciekinierzy, a którzy zostali pomordowani w bestialski sposób. Okryła ich wspólna mogiła, której wierzchnia warstwa wskutek deszczy jesiennych osiadła i rozmiary tej mogiły były widoczne. Wszyscy ranni oficerowie zostali zabrani do szpitala. P. „Nina” odwiedziła tych oficerów w szpitalu. Leżeli wszyscy pod nr 5. Było ich tam razem 11 ciężko rannych. Jeden z nich, oficer rezerwy – z zawodu nauczyciel około 40 lat, był ranny w głowę, kula wyszła mu nad czołem. Miał żonę i córkę, często wspominał córkę i choć rana zagoiła się - chwilami mówił od rzeczy. Zmarł w szpitalu, pochowany został na cmentarzu brzeżańskim. Najwięcej utkwił w pamięci p. „Niny” oficer z Poznania, wybitnie przystojny, który opowiadał, że jadąc autem w nocy z kolegami widział wokoło łuny. To dzicz ukraińska paliła domy i wsie polskie. Nagle na tej sławnej drodze potutorskiej strzelają do nich, auto stanęło im. Otoczeni zostali przez Ukraińców. W aucie było ich kilku oficerów mieli dwa karabiny, postanowili bronić się. Równocześnie kilkanaście rąk chwyciło za lufy ich karabinów i zaczęło się szamotanie. Jeden z kolegów wyskoczył z auta i od razu został trafiony kulą i padł.

Opowiadający musiał przez niego przeskoczyć, został trafiony w rękę i słyszał jeszcze jak tamten konającym głosem zawołał „Jezu”, sam skoczył w rów gdzie położył się i tym sposobem uratował się. Ponieważ noc była wybitnie ciemna – nikt nie mógł go dojrzeć. Leżał w rowie - słabł z upływu krwi i słyszał jak wszystko ucichło. Po pewnym czasie przytomniejąc usłyszał kroki i mowę polską na gościńcu. Był pewny, że to Polacy. Zbliżył się do nich, a to byli Ukraińcy, którzy prowadzili 6 oficerów polskich. Gdy go zobaczyli – wzięli jego również do tej grupy, zrobili przy nim rewizje osobistą, zabrali mu wszystko, pieniądze, zegarek, metrykę itp. Zobaczyli u niego oryginalną obrączkę, kutą w listki mirtu i to mu chcieli zabrać, zasłonił ją ręką mówiąc „to mi zostawcie”. Rękę zabandażowali mu. Prowadzili całą grupę kawałek około 2 km. Kazali im kłaść się na ziemi, potem stać i znów 2 km prowadzili. Później ustawili ich w szereg i po kolei strzelali z rewolweru. Tamtych sześciu oficerów padło, on był ostatni, trafiony został w obojczyk, przez który przeszła kula. Upadł i udawał, że nie żyje. Hajdamacy ściągnęli z zabitych obuwie i z niego również zdjęli. Nim jednak zdjęli te buty, ciągnęli go po ziemi. Zaciął zęby i nawet nie drgnął. Ukraińcy w łupem odeszli. Gdy wszystko ucichło pełzał na kolanach i brzuchu w kierunku światełka, które zobaczył. Zapukał do chaty nad rzeką, prosząc o ratunek i schronienie.” (Kulińska…, jw.) W majątku Romanówka gm. Szczurzyn pow. Łuck 17 września chłopi ukraińscy ze wsi Nemir i Tychotyn (gm. Szczurzyn), uzbrojeni i podpici, z czerwonymi opaskami, zażądali złożenia broni przez oddział WP. Po odmowie w dniu 18 września zaatakowali polski oddział. Po kilkugodzinnej walce, gdy pojawił się oddział sowiecki, Polacy złożyli broń. Ukraińcy pozdzierali z żołnierzy mundury, powiązali i wraz z rannymi – razem około 50 żołnierzy - załadowali na kilka dużych wozów drabiniastych. Kłując bagnetami leżących na wozach, zawieźli ich nad przepływającą w pobliżu rzekę Stochód i tam potopili. Tak wyglądały początki „bratniej, internacjonalistycznej współpracy ukraińsko-sowieckiej”. Ci sami Ukraińcy „czerwone opaski” za dwa lata zamienią na mundury policjantów ukraińskich na służbie okupanta niemieckiego , w ramach „bratniej, faszystowskiej współpracy ukraińsko-niemieckiej”, a po kolejnym roku na czapki z tryzubami, aby dokonać „depolonizacji etnicznych ziem ukraińskich po San”. 18 września: „Po południu w lasach koło Łapszyna (gm. Brzeżany) w zasadzkę zastawioną przez bojówki wpadło 150 polskich policjantów. Nikt z tej grupy nie ocalał. Organizatorami zasadzki i mordu byli: Dulęba, syn sołtysa z Łapszyna i Wasyl Biłłaj z osady Bernardyny koło Gaiku. Po tym wydarzeniu wielu Ukraińców z Łapszyna i Gaiku chodziło w mundurach i butach pomordowanych” (Kulińska…, jw.). Tego dnia we wsi Majdan pow. Drohobycz miejscowi bojówkarze OUN, którymi dowodził Stepan Hubysz, rozbroili i zamordowali 20 żołnierzy WP idących do granicy.  We wsi Olesin pow. Brzeżany: „W nocy z 18 na 19 IX 1939 r. jechał drogą z Budyłowa do Kozowej oddział wojsk polskich samochodem i na furmankach. Został zatrzymany nad rowem, który został specjalnie przekopany w poprzek drogi wiodącej Olesina, w jarze. Oddział ten w liczbie 30 ludzi został wymordowany przez bandę z Olesina i zagrzebany w dołach pod Olesinem, gdzie wydobywa się piasek. W Olesinie na podwórku u Kusina Jana zamordowano trzech polskich oficerów” (Kulińska…, jw.). We wsi Schodnica pow. Drohobycz: „Dopiero 19 września 1939 roku zaczęła się dla nas wojna. Tego dnia miejscowi Ukraińcy wypędzili nas Polaków, mieszkańców tej wsi w pobliże dużego drewnianego baraku. Okazało się, że w tym baraku zostało zamkniętych 50 polskich żołnierzy. Wokół baraku stało wielu Ukraińców, niektórzy mieli karabiny, większość jednak uzbrojona była w widły, siekiery, kosy, łopaty itp. Na naszych oczach barak został oblany naftą lub benzyną i podpalony. Ucieczka z niego nie była możliwa, gdyż był gęsto obstawiony przez uzbrojonych Ukraińców. Kto się nie spalił, a próbował wydostać się przez wyłamane deski ze ścian, był dobijany strzałem z karabinu lub jakimś narzędziem, widłami lub łopatą. Po dokonaniu tego morderstwa nam Polakom oraz ukraińskim gapiom kazano rozejść się do domów, a przy tym wykrzykiwano do nas różne obelgi, jak np. polskie świnie itp.”. (Kazimierz Kaniewski; w: Siekierka..., s. 195; lwowskie).  W dniach 16 – 20 września w rejonie wsi Narajów pow. Brzezany: „OUN rozbrajała i mordowała pojedynczych polskich żołnierzy w rejonie Podwysoki – Mieczyszczów, Narajów – Byszki, gdzie wymordowano w lesie byszkowskim za starą cerkwią około 80 żołnierzy i prawdopodobnie oficerów i paru kapelanów. Takie oświadczenia złożyli mieszkańcy wsi Kuropatniki, świadkowie tych morderstw” (Zbigniew Rusiński: Tryptyk brzeżański, s. 13).   We wsi Żuków gm. Buszcze pow. Borszczów: „W okresie 16-20 września w rejonie Żukowa, według świadków, przechodzący pojedynczo lub grupkami polscy żołnierze powracający bez broni z wojny, lub udający się w stronę granicy rumuńskiej, byli podstępnie mordowani. Większość ofiar zakopywano w pobliskim wyrobisku po żukowskich kamieniołomach. Według świadków, zginęło tam ok. 1000 żołnierzy, oraz cywilnych uciekinierów z centralnej Polski” (Kulińska…, jw.).  W dniach 17 – 20 września w osadzie wojskowej Borowicze pow. Łuck podczas trzydniowej anarchii Ukraińcy ze wsi Topólno oraz z innych wsi okolicznych, zabili około 50 żołnierzy WP oraz 8 osadników. We wsi Borowicze ostrzeliwali żołnierzy WP, chwytali i przetrzymywali w szkole razem uciekinierami cywilnymi z Polski centralnej, których po obrabowaniu topili w rzece Styr. Dwóch urzędników z Trościańca po związaniu drutem kolczastym zastrzelili. We wsi Byszki gm. Koniuchy pow. Brzeżany: „Od 17-20 września 1939 w lesie znajdującym się w pobliżu cerkwi greckokatolickiej zostało przygotowane miejsce kaźni, w którym mordowano powracających do domu, pojedynczo lub małymi grupkami, żołnierzy polskich. Byli oni zatrzymywani przez bojówki OUN, rozbrajani i następnie stawiani przed ukraińskim „sądem”, który przed egzekucją przeprowadzał „dochodzenie”. Życie można było uratować jedynie deklarując narodowość ukraińską, co sprawdzano każąc deklamować modlitwy po ukraińsku. Po szczegółowym „przesłuchaniu” i potwierdzeniu znajomości języka ukraińskiego żołnierz był wypuszczany. W ten sposób uniknęło śmierci kilku Polaków znających dobrze ukraiński. Egzekucji członkowie OUN tylko sporadycznie dokonywali przez zastrzelenie, większość zamordowano przy użyciu siekier, noży i bagnetów, często okrutnie torturując. Według relacji Ukraińców i Polaków, w tym miejscu zamordowano i pochowano 250 żołnierzy i kilkanaście osób cywilnych - uciekinierów z centralnej Polski. Na polu między Byszkami a Potokiem bojówkarze OUN zamordowali 30 osobową grupę polskich żołnierzy z kapelanem. Mimo upływu tylu lat nie dokonano w tym miejscu ekshumacji, ani nie postawiono upamiętnienia” (Kulińska…, jw.). Na polu między Byszkami a Potokiem bojówkarze OUN zamordowali 30-osobową grupę polskich żołnierzy z kapelanem wojskowym, który miał przy sobie konsekrowane komunikanty, których nie pozwolono oddać księdzu greckokatolickiemu. W miejscu mordu rośnie dziś dąb, na którym ktoś wyrzeźbił krzyżyk (Komański..., s. 106).  We wsi Grabowo oraz w całej gminnie Pulemiec (Olszanka, Piszcz, Pulemiec, Wólka Chrypska) pow. Luboml, a także w gminie Domaszewo pow. Brześć n. Bugiem, woj. poleskie, przez trzy dni po wkroczeniu Sowietów (i przed 17 września) miejscowi Ukraińcy mordują Polaków: uchodźców, żołnierzy, oficerów, urzędników. Ofiarą ich padło 300 – 400 Polaków. We wsi Kozowa pow. Borszczów: „Między 17-20 września 1939 r. w rejonie Kozowej miały miejsce napady bojówek OUN na pojedyncze osoby oraz małe grupki żołnierzy polskich powracających z wojny lub idących w kierunku granicy rumuńskiej. Wszyscy którzy wybierali boczne, leśne drogi byli rozbrajani i mordowani, odzierani po śmierci z obuwia i mundurów. W rejonie tym zginęło ponad 30 żołnierzy” (Kulińska…, jw.).  W pobliżu wsi Deraźne pow. Kostopol 20 września bojówka OUN zatrzymała 11 żołnierzy WP, dwóch podoficerów i jednego oficera. Oficer i jeden żołnierz uciekli, pozostałych powiesili na drzewach za nogi (A. Przybysz: Z umęczonego Wołynia, s. 34). Około 14 km od stacji kolejowej w Radziwiłłowie pow. Dubno grupa uciekających polskich żołnierzy natknęła się na 3 trupy żołnierzy polskich zamordowanych przez Ukraińców. W powiecie Deraźne pow. Kostopol bojówkarze OIN zamordowali 7 żołnierzy WP, których powiązane ze sobą ciała wyrzuciły nurty rzeki Horyń na południe od wsi Złaźno. We wsi Domamorycz pow. Tarnopol, zamordowali 5 miejscowych Polaków oraz co najmniej 10 żołnierzy WP We wsi Drohomyśl pow. Jaworów rozbroili i zamordowali 15 żołnierzy. We wsi Jaśniska pow. Gródek Jagielloński miejscowi Ukraińcy spalili żywcem w stodole 32 żołnierzy WP. We wsi Łapszyn gm. Buszcze pow. Brzeżany: „ nacjonaliści ukraińscy, miejscowi i z okolic, utworzyli „sąd”, który wydawał wyroki śmierci na polskich żołnierzy, powracających z wojny. Specjalnie utworzone bojówki zajmowały się łapaniem żołnierzy na szosie ze Lwowa do Brzeżan. Schwytanych rozbrajano i dostarczano do wsi. Sąd odbywał się w zabudowaniach gospodarczych miejscowego bogacza o nazwisku Duleba. Głównym „sędzią” ferującym wyroki był Ukrainiec Iwan Bozykowski, były nauczyciel fizyki ze szkoły podstawowej w Brzeżanach. Żołnierzy torturowano, a potem zabijano. Zwłoki pomordowanych drabiniastymi wozami wywożono nocą do lasu, do przygotowanych dołów i tam je zakopywano. Potwierdził ten fakt Józef Tomaszewski, który uzyskał wiedzę od zaprzyjaźnionego Ukraińca, wraz z sąsiadami wożącego trupy do lasu przez cały tydzień. Doły później wyrównano, by nie pozostał ślad po zbrodni. Aktualnie rosną tam drzewa”. (Kulińska…, jw.). We wsi Potok pow. Brzeżany: „Potok i dwie inne wsie razem brały udział w zabijaniu polskich żołnierzy. Na terenie Potoka zamordowano ich 500-700, tam jest wspólna ich mogiła”. (Kulińska…, jw. ). Pod koniec września we wsi Żupanie pow. Stryj miejscowi bojówkarze OUN zatrzymali 16 żołnierzy WP, pochodzących ze Śląska, którzy powrócili z Węgier chcąc wrócić do swoich domów, uwięzili ich w piwnicy tartaku i po przesłuchaniu zamordowali w lesie. W miejscowości Grabowiec pow. Hrubieszów Sowieci i miejscowi Ukraińcy zamordowali w szpitalu polowym 5 lekarzy WP, natomiast 30 rannych żołnierzy rozstrzelali w pobliskim lesie. We wsi Piszczac (na północny wschód od Białej Podlaski) Ukraińcy zamordowali kilkunastu żołnierzy polskich. Na wschodnich krańcach Lubelszczyzny napady i zabójstwa polskich żołnierzy miały miejsce we wsiach: Cześniki, Dębina, Jawornik Ruski, Łykoszyn, Macoszyn, Osowa, Rzesna Ruska, Telatyn, oraz w wielu innych. W okolicach Włodawy Ukraińcy napadają na żołnierzy polskich, rozbrajają ich i zabijają m.in. we wsiach: Dominiczyn, Stulno, Wołoskowola, Żłobek.

Na początku października we wsi Kodeniec, na wschód od Parczewa, oraz w okolicach tej wsi, miejscowi Ukraińcy zamordowali ponad 20 żołnierzy „kleberczyków”, którzy po bitwie pod Kockiem nie chcieli pójść do niewoli niemieckiej i przedzierali się do swoich domów rodzinnych. Ich ciała zakopane w stodole przypadkowo odkryte zostały w latach siedemdziesiątych i potajemnie przeniesiono je na cmentarz w Parczewie (Ryszard Szawłowski/Karol Liszewski...., s. 381 – 382)        Wg danych OUN pomiędzy 29 sierpnia a 23 września 1939 roku jej członkowie zabili 796 Polaków i spalili co najmniej cztery polskie miejscowości, przy stratach własnych 160 zabitych i 53 rannych. W akcjach dywersyjnych prowadzonych przez oddziały specjalne OUN wzięło udział 7729 osób, w większości członków grup militarnych OUN. Akcje te objęły 183 miejscowości polskie. Członkowie OUN zdobyli jeden czołg, kilka samolotów i dział, 23 ciężkie i 80 lekkich karabinów maszynowych, 3757 karabinów, 3445 pistoletów i 25 samochodów. OUN, głównie na skutek akcji oddziałów Wojska Polskiego i policji, straciła 160 zabitych i 53 rannych. Spalono co najmniej 4 polskie miejscowości i zniszczono 1 most. Polska kontrakcja spowodowała spalenie 5 wsi ukraińskich.  Dane te odnośnie strat polskich są oczywiście znacznie zaniżone, jak też „sukcesy militarne” OUN zawyżone.
3. Pierwsza fala kraińskiego ludobójstwa na ludności polskiej – wrzesień 1939
Napady nacjonalistów ukraińskich na cywilną ludność polską zaczęły się już od pierwszego dnia wojny. Tego dnia we wsi Smerdyń pow. Łuck banda Ukraińców bestialsko zamordowała nauczyciela miejscowej szkoły Józefa Gąsiorowskiego (lat ok. 30), jego brata Stanisława (lat 15) oraz Ukraińca, który przypadkowo znajdował się na kwaterze nauczyciela. W tej samej wsi, 12 września uzbrojona grupa Ukraińców zamordowała w pobliskim lesie 22 Polaków, w tym: małżeństwo staruszków w wieku po ok. 80 lat, 5 chłopców w wieku 10 – 14 lat, 4 dzieci w wielu przedszkolnym, 9 kobiet w wieku 20 – 35 lat, 2 dziewczynki w wieku 11 – 13 lat, które przed śmiercią były zbiorowo zgwałcone (Siemaszko…, s. 654). We wsi Krupsko pow. Żydaczów, 13 września miejscowi bojówkarze ukraińscy napadli na drodze na uciekającą rodzinę polską zarządcy majątku ziemskiego i ją zamordowali (Fryderyk Cieślar, jego żona i 3 dzieci). We wsi Dryszczów pow. Brzeżany 15 września bojówkarze OUN zamordowali 22 Polaków, w tym kobiety i dzieci, m.in. półrocznego Stefana Mazurka (Zbigniew Rusiński: Tryptyk brzeżański, s. 37). Inne źródła podają datę 17 września z informacją: „miejscowi Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, przeważnie dzieci w wieku szkolnym i młodsze oraz Piotra Żaka, byłego sołtysa” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003, s. 12 – 14). Tego dnia we wsi Klusk gm. Turzysk pow. Kowel miejscowi Ukraińcy zamordowali 9 Polaków stosując tortury, a następnie ciała ich zakopali w radowickim lesie. Wystąpienia Ukraińców przeciwko Polakom na terenie Małopolski Wschodniej odnotowano także w miejscowościach: Drohobycz, Borysław, Sambor, Modrycz, Dobrohostów, Dolina, Bolechów i Kałusz. Liczba ofiar nie jest znana. Podczas nocnego napadu z 15 na 16 września we wsi Żuków gm. Buszcze pow. Brzeżany miejscowi bojówkarze z OUN zamordowali 7 Polaków (4 mężczyzn i 3 kobiety), w tym 5-osobową rodzinę Chmarów. W połowie września we wsi Koniuchy pow. Brzeżany „zatrzymała się na chwilowy postój grupa 48 uciekinierów z Jasła, w tym burmistrz tego miasta, Władysław Dworkiewicz. Gdy opuszczali wieś udając się w kierunku Brzeżan, w wąwozie między Koniuchami i Byszkami zostali otoczeni przez miejscowych bojówkarzy z OUN, ograbieni i wymordowani nad potokiem. W tym samym czasie zamordowani zostali następujący polscy mieszkańcy Koniuch: Stefan Budzyński lat 30; Franciszek Jarosz emerytowany komendant posterunku PP w Koniuchach i jego córka; rodzina żydowska Kahane i jego trzy córki (Komański…, s.638).  Nocą z 16 na 17 września Ukraińcy ze wsi Smerdyń pow. Łuck napadli na sąsiednią polską osadę Młynek, zamieszkałą głównie przez emerytów górników ze Śląska i wymordowali wszystkich mieszkańców, łącznie około 50 Polaków. Wśród ofiar były dzieci, wnuki osadników, przybyłe na wakacje ze Śląska.  W dniu agresji Sowietów na Polskę, 17 września we wsi Bartatów pow. Gródek Jagielloński ukraińskie bojówki zamordowały 3 miejscowych Polaków a 1 ciężko ranili oraz zatrzymywali uciekinierów i gromadzili w stodole. Wieczorem wszystkich zamordowali, a ciała ofiar spalili w stodole – ponad 50 osób. Tego dnia w lasach Nadleśnictwa Karpiłówka pow. Sarny banda chłopów ukraińskich napadła na gajówkę: - postrzelili gajowego Józefa Kałamarza, przywiązali do ławy i przerżnęli w poprzek brzucha  - jego żonę Otylię zawlekli do stodoły, gdzie ją zbiorowo zgwałcili i zamordowali - podpalili gajówkę i w ogień wrzucili ich trójkę małych dzieci (Siemaszko..., s. 809).  We wsi Soroki pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali 13 Polaków: policjanta z posterunku we wsi Zubrzec o nazwisku Bratek oraz 12 osób z trzech polskich rodzin. Przy trakcie Luboml – Ostrówki – Huszcza miejscowi Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków, z rodzin ewakuowanych z Tczewa, którzy powracali furmankami do Polski centralnej (oni przecież nie byli „polskimi okupantami etnicznych ziem ukraińskich”). Nocą z 17 na 18 września we wsiach Bóbrka, Biłka Szlachecka, Żydatycze, Stare Sioło (Małopolska Wschodnia) oraz w wielu okolicznych mają miejsce liczne napady, rabunki, palenie zagród oraz zabójstwa Polaków dokonywane zarówno przez bojówki OUN jak i okolicznych chłopów ukraińskich uzbrojonych w różne narzędzia: siekiery, kosy, widły, noże, łańcuchy, bagnety. Liczba ofiar nie została określona. We wsi Boków pow. Podhajce Ukraińcy wymordowali 10 Polaków.  Tej nocy we wsi Sławenczyn pow. Podhajce, bojówka OUN ograbiła i spaliła zagrody polskie mordując 85 Polaków (Motyka..., s. 72; Ukraińska partyzantka…. Kulińska podaje, że wymordowano 28 rodzin: „Preludium zbrodni. jw.).   „Z opowiadań ocalałych mieszkańców wsi wiem, że napad rozpoczęli oni od uroczystej mszy w cerkwi, w której miejscowy ksiądz grekokatolicki poświęcił przeznaczone do mordowania Polaków karabiny, kosy, widły, siekiery i noże, głosząc „żeby żniwa były obfite”. W mordzie brali udział niektórzy nasi sąsiedzi. Większość zamordowanych Polaków zginęła od ciosów siekier, noży i wideł, a tylko nieliczni zostali zastrzeleni, głownie ci, którzy próbowali ratować się ucieczką. Pierwszą ofiarą zbrodni była Pani Gutowska, żona kierownika szkoły, która mieszkała w pobliżu cerkwi. Była w ostatnim miesiącu ciąży. Oprawcy nożem rozpruli jej brzuch. Jej córeczkę Romcię zakłuto nożami. Florian Kustrio, zięć Anny Denegi, był torturowany, obcięto mu język, nos, uszy, palce u ręki i nóg. Ukrainiec Perekop, który ukrył Polaka – Władysława Świdera, za to, że nie chciał wydać jego kryjówki, został zarąbany siekierą” (Janina Mazur; w: Komański..., s. 760).  Przejmujące wspomnienia Anny Kozieł ze wsi Sławenczyn pt. „Rąbali nas jak kury na klocu…” spisała Magdalena Kolatowska (wnuczka świadka). Jej 20-letnia wtedy prababcia Anna Holchauzer z domu Buczek z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem, mieszkała w jednym z bogatszych gospodarstw w Sławentynie.  „ – Potem znowu było słychać krzyki: »Uciekajcie, Polacy! Biją nas Ukraińcy! Uciekajcie!«. To my szybko uciekliśmy do pałacu, bo my kupili taką czynszówkę. I na dole, w kuchni, tam wszyscy siedzieliśmy. A tu naraz ten pałac Ukraińcy okrążyli i zaczęli strzelać. A ja tulę moje dzieciątko, córeczkę, na ręku. A mąż mój z Bolkiem uciekł przez okno do takiego mostu okrągłego, cementowego. Tam, do środka, włożył Bolka. Rosła tam pokrzywa i Bolek ukrył się w niej. A mąż mój, postrzelony, nie zdążył się tam doczołgać. Ukraińcy przyświecili i zobaczyli go. Wyciągnęli i zabili. A Bolek cichuteńko siedział w tych pokrzywach i patrzył... Pięć lat miał, ale mądry był. Cichutko schował się i siedział w tych pokrzywach. Ja mamę wyciągałam przez okno, a córeczkę zostawiłam na chwilę samą. Mamę próbowałam wyciągnąć – kontynuuje prababcia. – W czasie gdy ją wyciągałam, Ukrainiec przyleciał i wbił mi widły w tył głowy. Od razu upadłam i już byłam jak nieżywa. Mama krzyczała, a potem upadła obok. A moja córeczka, biedactwo, koło mnie do rana leżała... /…/ I ja leżałam tam do rana nieżywa. Nic nie czułam. Jak ta dachówka zaczęła strzelać, bo się paliła, to ja się zerwała. Ja się przebudziła. Włosy miałam poszarpane. Cała we krwi. Przedtem byłam ubrana, a obudziłam się w samej tylko koszuli. A miałam taką ładną spódnicę, haleczkę. Nie było tego... I ja próbuję się podnieść, ale nie mogę. Cała we krwi i błocie. I męczę się, ale coś mi mówiło cały czas: »Wstań!, Wstań!«. To dzieciątko, moja córeczka, wstała, ona już… oczy miała wybite. I w ogóle tak pokaleczone dzieciątko. Ono, biedactwo, za te rany się trzymało... /…/ W końcu, za czwartym razem, wstałam. Taka pobita... Cała głowa we krwi, w głowie szumiało. Pod żebro mi wbili widły, prawie do serca, gwizdało mi tam, taka dziura była. Do dzisiaj jest blizna. Idę i patrzę – moja mama leży. Podchodzę do niej, próbuję podnieść. Ciepła jeszcze była. Tak się męczyłam, żeby ją podnieść. W końcu padłam koło niej – opowiada dalej. – A tam w górze taki las kupił Muszyński i chłopak się przechował, i krzyczał do mnie: »Pani Holchauzerowa! Niech pani ucieka! Mama już nie żyje!«. Mama już nie żyje... A gdzie ja miałam uciekać? Jak? Ale wstałam i tak się trzęsę, i nic nie wiem – gdzie ja jestem, co ja jestem? A to dzieciątko trzyma mnie za rękę, a takie ono pobite. Oczy wybite, tak jej oczy wypływały – prababci łamie się głos. – Moja córeczka... /…/ A to dzieciątko biedne położyło się, tak się męczyło, takie siniutkie i pobite, i tak stękało, biedne jeszcze żyło i męczyło się. Ja byłam jeszcze nieprzytomna. Cała we krwi, jak straszydło wyglądałam – płacze prababcia. /…/ W nocy wzięłam już nieżywą córeczkę i przytuliłam. Całą noc tak spałam... I później ta Ukrainka, Melanka, uprosiła mnie i wzięła małą. Nieboszczyk Władek zrobił trumnę i pochowaliśmy córeczkę obok kapliczki polskiej – płacze prababcia./…/ A później napisano mi (w 1940 roku świadka Sowieci zesłali na Sybir – przyp. S.Ż), że moją siostrę Kasię, szwagra Michała i ich dzieci rąbali jak kury na klocu. Ale o Mietku nikt nic nie wiedział. Listy nie dochodziły. Pisałam, ale nikt mi nie odpisał. Pisałam do Kasi, gdy jeszcze żyła, bo dopiero później ich złapali. Oni uciekli do pobliskiej wioski. Ale Ukraińcy dowiedzieli się, okrążyli dom i wszystkich wybili.”  W sierpniu 2010 r. Magdalena Kolatowska, odwiedziła Sławentyn. Relacjonuje: „Trudno było odnaleźć wioskę z opowieści prababci. Po bytności Polaków nie ma tam śladu. Z pomocą mieszkańców udało mi się zlokalizować miejsce, gdzie kiedyś stała polska kapliczka, obok której prababcia pochowała swoją córeczkę. Po kapliczce został tylko fragment fundamentu. Miejscowi twierdzili, że to Rosjanie w czasie wojny ją zniszczyli. I w tym właśnie miejscu zapaliłam znicze dla trzyletniej Janinki, córeczki prababci; pierwsze znicze, które kiedykolwiek zapalono w miejscu jej pochówku. Obok fundamentu polskiej kapliczki ujrzałam ogrodzony niskim płotem kopiec i ukraińską kapliczkę. Stały tam dwie nowe płyty pomnikowe, a przed nimi kwiaty. Były to pomniki na cześć odwagi i bohaterstwa bojówkarzy OUN i UPA z wypisanymi nazwiskami „bohaterów ze Sławentyna”... Prababcia wzruszyła się i strasznie mi dziękowała, gdy opowiedziałam, że zapaliłam znicze w miejscu pochówku jej córeczki. Jednakże nie miałam serca powiedzieć, że dosłownie obok grobu Janinki stoi kopiec i pomnik sławiący bohaterstwo jej oprawców”. (http://ioh.pl/artykuly/pokaz/rbali-nas-jak-kury-na-klocu,1127 ). W kolonii Kołodne należącej do wsi Monasterzyska pow. Buczacz, 18 września, około godziny 22,oo kilkunastoosobowa bojówka OUN napadła na zagrody polskie. W zagrodzie Wojtyłów zamordowali 4 Polaków: 56-letnia Maria otrzymała 7 postrzałów z karabinu oraz 8 ran kłutych bagnetem i zmarła po 12 godzinach, 25-letnia synowa Stanisława otrzymała postrzał z karabinu w głowę a jej 13-miesięcznemu synowi Ukraińcy rozpruli bagnetem brzuch; zginął też około 50-letni sąsiad Wojtyłów o nazwisku Zalewa. Ciężko ranni zostali: córka Stanisławy, lat 7 (rana postrzałowa klatki piersiowej i nogi) oraz syn, lat 5 (dwie rany postrzałowe w brzuch i jedna w nogę). Pozostali mieszkańcy zdołali uciec i ukryć się. Ukraińcy ograbili wszystkie zagrody Polaków i spalili. We wsi Kuropatniki pow. Brzeżany zamordowali 40 osób narodowości polskiej. We wsi Mieczyszczów pow. Brzeżany zamordowali 10 polskich gospodarzy, ograbili ich domostw i spalili 5 zagród. We wsi Plaucza Mała pow. Brzeżany bojówka OUN uprowadziła 17 Polaków i 3 Żydów dokonując nad nimi „rozprawy sądowej” połączonej z torturami. Tortur nie przeżyło 14 Polaków i 1 Żyd . We wsi Jakubowce pow. Brzeżany: „18 września 1939 roku zamordowano Grzegorza Erazmusa i Andrzeja Erazmusa - mojego ojca i stryja. W Ceniowie zamordowano - mojego kuzyna Wronę, chyba Stanisława. W poniedziałek 18.09.1939 padli pod toporami sąsiedzi Wojciech Krężel i Ćwiok. Zamordowany też został Wojciech Persak i jego dorosły syn, którego żywcem zakopali w ziemi. Zginał pod toporami Kędziora (imienia nie pamiętam) oraz kobieta z drugiego końca wsi. Prawie cała wieś została spalona. Nocą z 18 na 19 września poddał się Ukraińcom mały oddział wojska polskiego. Wszyscy żołnierze zostali rozstrzelani i pochowani w piaskowych pagórkach między Olesinem a Ceniowem. (Edward Erazmus; w: www. stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). W „Liście Zamordowanych ...” brak następujących nazwisk: Garstka Jan, Gołyźniak Stanisław - uciekinier spod Grybowa (Małopolska), który przyjechał do swojej rodziny (Jędrusików) i został zamordowany w Jakubowcach , Gołyźniak Wojciech - (brat Stanisława),Studnicka Balbina” (Edward Erazmus i Tadeusz Persak; w: www.stankiewicze.com/ ludobojstwo.pl).„Mój ojciec Tadeusz urodził się w Jakubowcach i mieszkał tam wraz z rodzicami i rodzeństwem. Z opowiadań cioci Anieli dowiedziałem się, że do listy pomordowanych należy dodać również nazwisko Dołęga mężczyzna (imię niestety umknęło z pamięci) zamordowany we wrześniu 1939 r. w Jakubowcach gm. Budyłów pow. Brzeżany. Mój ojciec miał wtedy 7 lat i wraz z rodzeństwem widzieli z ukrycia śmierć swojego sąsiada Emila Kędziory przeciętego żywcem piłą przez ukraińskich oprawców. W rodzinie mojego kuzyna, dziecko z kołyską zostało wrzucone w ogień” (Ryszard Siwak; w: www.stankiewicze.com/ ludobojstwo.pl).   Lucyna Kulińska podaje: „W nocy z 18 na 19, tuż przed wkroczeniem wojsk sowieckich, bojówka OUN wsparta przez okolicznych chłopów, ograbiła i spaliła tam 57 gospodarstw i wymordowała 21 polskich kolonistów. Czynów tych dokonywali Ukraińcy ze wsi Olesin. Zamordowali oni także sześciu polskich posterunkowych z żonami i dziećmi (uciekinierów) Ofiary pochowane były przy polnej drodze prowadzącej do Olesina, a trzech cywilnych uciekinierów pochowano na cmentarzu”. Marian Rzeszutko, w: Komański…, s. 642 wymienia 21 Polaków z 6 rodzin:: rodzina Ignacego Bartkiewicza - 3 osoby, rodzina Józefa Ćwieka - 4 osoby, rodzina Stanisława Erazmusa - 4 osoby, rodzina Jana Kryżka - 3 osoby, rodzina Władysława Percaka - 3 osoby, rodzina Leona Rogalskiego - 4 osoby. Mordu dokonano przy użyciu kos, wideł, noży i siekier. Część osób spalono żywcem. Nocą z 18 na 19 września we wsi Horożanka pow. Podhajce: „Zamordowano kierownika szkoły Jana Groszka, jego żonę i kilkumiesięczne dziecko oraz około 50 innych rodzin polskich” („Antypolska akcja…, jw.) We wsi Litwinów pow. Podhajce miejscowa bojówka OUN zamordowała 41 Polaków i spaliła 15 zagród. Przez kilka godzin bili i kłuli nożami Helenę Lityńską, działaczkę katolicką, fundatorkę kościoła. Okaleczoną wypędzili z jej domu i zabronili powrotu. We wsi Szumlany pow. Podhajce: „Zamordowano rodziny właścicieli folwarków Gilewskiego i Gołembskiego, po 3 osoby, rodzinę kierownika szkoły Engela (4 osoby) oraz około 20 innych rodzin polskich. Bandzie przewodził ukraiński ksiądz z Trościańca powiat Brzeżany. /.../ W liście wysłanym 17 grudnia 1941 r. przez polskiego rządcę z dworu w Szumlanach Jana Serafina do Polskiego Komitetu Pomocy w Brzeżanach, pisał on: „We wrześniu 1939 r. Ukraińcy zamordowali w Sławentynie miejscową nauczycielkę p. Zdebową, z domu Małaczyńską. Mordowali ją w sposób wyrafinowany. Egzekucja trwała w mieszkaniu nauczycielki od zmroku do świtu. Powodem mordu był fakt, że Zdebowa była Polką”. /.../ Mord w Szumlanach rozpoczął się od sprofanowania rzymskokatolickiego kościoła. Banda rozbiła drzwi kościoła, z którego wyniesiono następnie obrazy, chorągwie, szaty liturgiczne i wszystko, co się w nim znajdowało. W akcji brała udział młodzież męska i żeńska. Następnie pocięto na części przedmioty, nadające się na przeróbkę spódnic, chustek itp., przy czym przy podziale dochodziło do bójek, a zwyciężał silniejszy. Z kolei uformował się pochód. Kilku z mołojców ubrało się w niezniszczone jeszcze szaty liturgiczne, wsiadło na konie i wśród szyderczych okrzyków, śmiechów i dzikiej wesołości ruszono na wieś. Zabrano oczywiście kielichy, komunikanty i inne świętości, które rozrzucano po drodze. Nie należy zapominać, że zarówno świętokradcy, jak cała zresztą wieś byli katolikami, a tylko obrządku greckiego. Ta profanacja trwała trzy dni, żadnej władzy wtedy nie było. W międzyczasie mordowano nocą rodziny polskie i rabowano ich dobytek. W tym to czasie wymordowano wszystkich Polaków w Szumlanach” („Antypolska akcja…, jw.). H. Komański i Sz. Siekierka na s. 270 podają, że miejscowi Ukraińcy z inicjatywy OUN, używając siekier, wideł, kołków oraz paląc żywcem, wymordowali 46 Polaków, w tym całe rodziny (m.in. rodziców dyrektora szkoły, 5-sobową rodzinę z 2-letnim dzieckiem spalili żywcem). Sprofanowany został kościół katolicki. Masakrę przerwało wejście Armii Czerwonej. We wsi Trościaniec pow. Brzeżany: „wymordowano wszystkie rodziny polskie. Akcja mordu była zorganizowana na sposób wojskowy, a kierował nią ukraiński ksiądz, zamieszkały w Trościańcu jako miejscowy wikary. W organizacji brała udział tylko młodzież. Starsi odsunęli się od roboty całkowicie. Zbiórki urządzano nocami i w tym czasie odbierano przysięgę od nowo zwerbowanych. /.../ Sprofanowano także miejscową kaplicę polską i zbezczeszczono groby /.../ a nieboszczyków odarto z szat i obuwia i tak pozostawiono. Znajdują się oni w takim stanie do dnia dzisiejszego. Zdartą z nieboszczyków odzież i obuwie, a także zrabowane z kaplicy szaty liturgiczne z wizerunkami Chrystusa, chustką Weroniki, itd. oddano do krawców, krawczyń i szewców do przeróbki” („Antypolska akcja…, jw.).  W kolonii Józefówka pow. Brzeżany 19 września: „bojówkarze OUN kolonię zupełnie zniszczyli i spalili a ludność w znacznej części wybili” („Antypolska akcja…, jw.). We wsi Kotów pow. Brzeżany: „19 września 1939 roku został zabity przez bolszewików ks. Gach, Polak zadenuncjowany przez Ukraińców jako osoba, która rzekomo strzelała z miejscowego kościoła z karabinu maszynowego do jadącego wojska sowieckiego. Oczywiście natychmiastowa rewizja w kościele wykluczyła taką możliwość ale i tak ks. Gach jako kontrrewolucjonista został „dzięki” miejscowym Ukraińcom niezwłocznie rozstrzelany pod kościołem. W pracy Blicharskiego z kolei znajduje się informacja o tym, że 19 września bojówka OUN zamordowała 12 mieszkańców tej wsi” (Kulińska…, jw.). We wsi Kozowa pow. Brzeżany miejscowi Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym 2 braci zarąbali siekierami. W kolonii Krzywieckiej pow. Brzeżany Ukraińcy z Kozowej zamordowali 8 Polaków w tym 5-osobową rodzinę Jana Ślusarczyka. W kolonii Trychubowa pow. Brzeżany zginęło 6 Polaków, osoby zostały uprowadzone i zamordowane siekierami. O nadleśnictwie Turza Mała we wsi Oblicki pow. Dolina pisze Rajmund Scholz w książce „Wojny – lasy – ludzie” (s. 170 – 171): „Dostaliśmy z Bolechowa informację, że dwóch leśniczych już tam pochowano, a nadleśniczy Śladek rozpuścił uczniów swojej szkoły do domów, a sam – choć w mieście – nie jest pewny życia. (W parę dni po tej wiadomości nacjonaliści ukraińscy zamordowali okrutnie oboje państwa Śladków i ich dwoje dzieci. To samo spotkało nadleśniczego Wisza z Polanicy i jego rodzinę. Leśniczego Skóreckiego oblegano dwie doby po czym całą rodzinę wymordowano)”. We wsi Uwsie pow. Brzeżany: „Odszukaliśmy dalszą gałąź naszej rodziny z dawnych ziem odzyskanych. Od nich dowiedzieliśmy się, że we wrześniu (19.09.1939 roku) w miejscowości Uwsie została zamordowana przez UPA Melania Filus (1919-1939) wraz z ojcem Ludwikiem Filusem, matką Marią Filus z domu Kluz oraz kuzynką Hanna Filus - córką Stanisława Filusa.” (www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). W dniach 17 – 20 września we wsi Dryszów pow. Brzeżany bojówki OUN i miejscowi Ukraińcy wyłapywali uciekinierów z Polski centralnej, ograbiali ich z dobytku i odzieży a następnie mordowali ; „W ten sposób zamordowano ok. 22 osób” (Kulińska, jw. oraz „Na Rubieży” nr 2 (16) 1996 s. 15).W tym samym okresie we wsi Grabowo oraz w całej gminnie Pulemiec (Olszanka, Piszcz, Pulemiec, Wólka Chrypska) pow. Luboml, a także w gminie Domaszewo pow. Brześć n. Bugiem, woj. poleskie, przez trzy dni po wkroczeniu Sowietów (i przed 17 września) miejscowi Ukraińcy mordują Polaków: uchodźców, żołnierzy, oficerów, urzędników. Ofiarą ich padło 300 – 400 Polaków.  We wsi Karpiłówka pow. Sarny, żołnierze sowieccy razem z Ukraińcami zamordowali 2 Polaków: leśniczego i gajowego; natomiast chłopi ukraińscy samodzielnie zamordowali 7 Polaków:  - gajowego Bagińskiego skrępowanego łańcuchem podciągnęli na grubą gałąź pod którą rozpalili stos metrowych polan i wśród ich gwizdów, krzyków i śmiechu upiekł się żywcem i spopielił; - gajowego Kazimierza Lecha powiesili na drzewie;  - dwójce małych dzieci Kazimierza Lecha roztrzaskali główki uderzając nimi o ścianę, trzymając za nogi; - żonę Wandę Lechową przybili gwoździami do wrót stodoły, gajówkę podpalili a ogień przeniósł się także na stodołę – spłonęła żywcem;  - gajowego Chajeckiego skrępowanego drutem wrzucili do rozgrzebanego mrowiska; - gajowemu Prusowi odrąbali głowę i wrzucili do bagna (Siemaszko..., s. 763).  W majątku Grabów pow. Łuck jeszcze przed wkroczeniem wojsk sowieckich miejscowi chłopi ukraińscy ze wsi wymordowali właścicieli majątku (rodzinę Nieczujów-Wierzbickich) i mieszkańców, 12 Polaków. Ukraińcy dumni byli z tego, że „panów polskich zniszczyli z korzeniami”. Wśród zamordowanych był 1 mężczyzna, 6 kobiet i 5 dzieci, w tym 3-miesięczne. We wsi Leśniki pow. Brzeżany; „Z miejscowych Polaków zamordowano w Leśnikach: Boryszkową Weronikę lat 60, zamordowaną 20 XI 1939 r.; Grudzikową Marię lat 47 zamordowaną 20 XI 1939 r; Mireckiego Wincentego sołtysa polskiego; Mirecką Paulinę; Wolańską Annę matkę Mireckiej. Zamordowali tych ludzi: Senyszyn Roman; Medyński Stefan; Łaczyszyn Iwan syn Mikołaja; Pryjdun Iwan syn Fedka i Szopiak Kazimierz. /…/ W innych relacjach jest informacja o ograbieniu zamordowaniu przez miejscową bojówkę OUN (lub miejscowych ukraińskich chłopów)w Leśnikach, we wrześniu 1939 roku następujących osób z centralnej Polski: nieznanego z nazwiska majora WP z córką (zakłuci widłami), i trzech kobiet.(Kulińska…, jw.).  W dniach 19 – 21 września w mieście Stanisławów wkraczający Sowieci dali Ukraińcom trzy dni „swobody”, w czasie których tzw. komitety rewolucyjne aresztowały, torturowały i zamordowały nie ustaloną liczbę Polaków. We wsi Czetwertnia pow. Łuck: „Wieczorem, chyba 21 września, przejeżdżały przez naszą wieś dwie furmanki z kobietami i dziećmi, kierując się w stronę wsi Czetwertni (3-4 kilometry od Hodomicz), gdzie można było przeprawić się promem przez rzekę Styr. Towarzyszyli im oficerowie i żołnierze polscy z bronią gotową do strzału. Przed szkołą wywołali ojca, aby dowiedzieć się, czy nie ma w pobliżu jakiegoś wojska, a upewniwszy się, że w okolicy panuje spokój, udali się w dalszą drogę. Później dowiedzieliśmy się, że przepływających promem przez Styr żołnierzy z rodzinami ostrzelano z obu brzegów. Nikt się nie uratował. W sąsiedniej wsi Borowicze za rzeką Styr przechodziły grupy polskich żołnierzy cofających się na wschód. Były one ostrzeliwane przez Ukraińców ukrytych we młynie oraz w okolicznych domach i stodołach. Pawlusza – były woźny, obawiając się naszej ucieczki z Hodomicz, zorganizował wartę w szkole. Zabronił nam i zgromadzonym u nas uciekinierom oddalania się z tego miejsca. W klasach zorganizował areszt, w którym trzymał schwytanych i rozbrojonych żołnierzy polskich oraz osoby cywilne. Więźniów wyprowadzał następnie nad rzekę Styr i topił. U niektórych mieszkańców wsi widzieliśmy później zegarki, papierośnice i inne rzeczy pomordowanych. Pewnego dnia z rana przyprowadzono sekretarza gminy Trościaniec pana Fiecyka z drugim urzędnikiem, dobrych znajomych moich rodziców, z rękami związanymi z tyłu drutem kolczastym. Ojciec prosił strażników, żeby ich uwolnili, bo nikomu nic złego nie zrobili. Nic to jednak nie pomogło. Zezwolono ojcu jedynie na podanie pojmanym zapalonych papierosów do ust. Zaraz potem wyprowadzono ich, a po jakimś czasie zobaczyliśmy na ręku Pawłuszy zegarek pana Fiecyka. W czasie, kiedy oczekiwaliśmy na wyjazd ze wsi Hodomicze, przebywających u nas uciekinierów (profesora gimnazjum oraz wspomnianą trzyosobową rodzinę) wywieziono w nieznanym kierunku. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się z nimi stało”. (Zofia Szyszkowska: „Dziecko z kresów”, Fundacja Moje Wojenne Dzieciństwo, 2011; za: http://www.mojewojennedziecinstwo. pl/pdf/18szyszkowskadziecko.pdf ).  W osadzie wojskowej Szczurzyn pow. Łuck 22 września, po wkroczeniu Sowietów Ukraińcy zamordowali 14 osadników oraz 2 oficerów WP; nad niektórymi szczególnie znęcali się, wśród ofiar były dwie kobiety. Zamordowany został osadnik, który bezpłatnie załatwiał miejscowym Ukraińcom sprawy urzędnicze, pisał pisma i podania, odpisywał na pisma, a na przednówku pożyczał żywność. We wrześniu 1939 roku w osadach wojskowych polscy osadnicy byli mordowani, najczęściej w sposób bestialski, a ich mienie było rabowane. Tak było m. in. w osadach leżących w pow. Równe (Wołyń): Basowy Kąt (Mysia Dolina), Dworzec, Tymne, Hallerówka, Kurhany (gmina Łanowce), Chodkiewicze (tutaj Polacy zdołali uciec i ukryć się, natomiast ich domy zostały ograbione nawet z mebli – w tym domy 2 nauczycieli), Radziwiłłów, Wola Piłsudskiego (tutaj Ukraińcy zabili osadnika w randze kapitana). W pow. Sarny (Wołyń) napady dotknęły osady: Trauguttówka, Piłsudy (osadnicy z rodzinami przez tygodnie kryją się po lasach, cierpią głód), Niweck (mienie osadników rozgrabili Ukraińcy i Żydzi). W osadzie wojskowej Belweder pow. Łuck Ukraińcy dokonali licznych zabójstw żołnierzy WP i sterroryzowali osadników, następnie „komitet ukraiński” z sąsiedniego Romanowa zrabował Polakom inwentarz żywy i martwy. W osadach wojskowych Bojanówka i Bolesławice pow. Równe Ukraińcy dokonali „rozkułaczenia” Polaków bijąc ich i wypędzając z domów, a następnie zagrabili ich mienie. W osadzie wojskowej Stasin pow. Włodzimierz Wołyński, podczas nocnego napadu na osadę Ukraińcy z sąsiedniej wsi Ochnówka zastrzelili 2 polskich osadników. W osadzie wojskowej Stołbiec pow. Dubno bandy ukraińskie napadały na gospodarstwa osadników obrabowując je i paląc. Jednego osadnika Ukraińcy zarąbali siekierą, a jego syna ugodzili widłami.    We wrześniu 1939 roku (świadkowie nie podali dnia) ludność polska była mordowana, według zabranych przeze mnie danych, w ponad 200 miejscowościach (pomijam tutaj napady na żołnierzy polskich). Poniżej przykłady.  We wsi Budyłów pow. Brzeżany bojówka OUN zamordowała 4 Polaków. We wsi Cewelicze pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zorganizowali się w bandy, napadali i mordowali ludność polską, liczba ofiar nie jest znana W gminie Dąbrowica pow. Sarny Ukraińcy rozgrabili całkowicie majątki polskie: Romejki, Worobin, Zosin. Z domów powyrywali drzwi i okna, rozebrali piece kaflowe, w parkach powycinali drzewa, ilość ofiar nie jest znana. We wsi Janówka gm. Ludwipol (Wołyń), Ukraińcy „rozkułaczają” gospodarstwa polskie. W całym powiecie następują liczne grabieże dobytku Polaków połączone z zabójstwami, gwałtami, pobiciem. Ograbiane polskie gospodarstwa często są uboższe od gospodarstw grabieżców. W osadzie wojskowej Nawóz pow. Łuck Ukraińcy ze wsi obrabowali osadników i zabili 5 z nich, w tym kpt. Józefa Michalskiego, odznaczonego krzyżem Virtuti Militari; część osadników kryła się przez parę tygodni po lasach. Jednej nocy Ukraińcy zamordowali 16-letniego syna osadnika, gdyż nie chciał zdradzić kryjówki ojca oraz kierowniczkę szkoły, a jej ciało powiesili; do deportacji 10 lutego 1940 roku trwały grabieże i pobicia.  We wsi Denysów pow. Tarnopol zamordowali 9 Polaków: 7-osobową rodzinę od 4 do 85 lat oraz małżeństwo.  Lucyna Kulińska w cytowanym wyżej opracowaniu („Preludium zbrodni….) podaje imienną listę 29 Polaków zamordowanych we wrześniu 1939 roku we wsi Dryszczów pow. Buczacz. Wśród ofiar jest 11 mężczyzn, reszta to kobiety i dzieci, w tym 6-cioro w wieku 2 – 5 lat. Podaje także nazwiska zbrodniarzy ukraińskich, którzy pochodzili z tej samej miejscowości. We wsi Hołoby, pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 8 osadników wojskowych oraz legionistę. We wsi Kalinów – Kaiserdorf pow. Sambor Ukraińcy ze wsi Babica i Piniany wymordowali we młynie 6-osobową polską rodzinę młynarzy, natomiast w karczmie 11 Żydów i zawłaszczyli młyn i karczmę. W wojskowej osadzie Karczówka pow. .Łuck Ukraińcy wymordowali 24 Polaków, uciekinierów z Polski centralnej, topiąc związanych drutem kolczastym lub rozstrzeliwując. W kolonii Klimowsk pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 18 Polaków, w tym sekretarza gminy i jego brata, a dom obrabowali nawet z firanek i zabawek dziecięcych. We wsi Krasucko pow. Podhajce: „Całą wieś spalono niemal doszczętnie i zamordowano kilka rodzin polskich” („Antypolska akcja…, jw.). We wsi Krzeczów pow. Włodzimierz Wołyński po 17 września rządy objęli Ukraińcy z częścią Żydów, aresztowali oni wielu Polaków a około 10 zamordowali. We wsi Leśniaki pow. Sarny miejscowi Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków, uciekinierów. W kolonii Mazurskie Łany pow. Brzeżany Ukraińcy zupełnie zniszczyli i spalili tą polską kolonię, a ludność w znacznej części wybili („Antypolska akcja…, jw.).       We wsi Pawłokoma pow. Brzozów ukraiński nacjonalista nauczyciel Mikołaj Lewicki złożył donos do Niemców na 12 Polaków, że posiadają broń i w nocy ostrzelali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali 5 Polaków, groziło im rozstrzelanie. Okazało się, że oficer niemiecki prowadzący śledztwo zna jednego z aresztowanych, gdyż razem służyli w wojsku austriackim podczas pierwszej wojny światowej. Śledztwo przeprowadził dokładnie i zwolnił aresztowanych. Po dwóch tygodniach Niemcy cofnęli się i Pawłokoma znalazła się pod okupacją sowiecką. Wówczas miejscowy Komitet Ukraiński doniósł do NKWD, że część Polaków jest osadnikami wojskowymi, którzy walczyli w 1920 r. NKWD zesłało na Sybir 7 polskich rodzin liczących 40 osób. Z tej grupy ocalało 10 osób. W kolonii Pieńki pow. Łuck miejscowi chłopi ukraińscy zamordowali około 100 Polaków topiąc ich w dołach po wydobytym torfie, przy pomocy dużych kamieni przywiązanych do szyi. Byli to Polacy z kolonii Pieński i z pobliskiej wsi Dorosiny. Domy polskie zostały później przez Ukraińców rozebrane. Na terenie gminy Poczajów pow. Krzemieniec bandy chłopów ukraińskich podczas napadów rabunkowych na polskie gospodarstwa zamordowały kilku Polaków.  We wsi Połoski pow. Biała Podlaska: „We wrześniu 1939 Ukraińcy dokonali pogromu ludności polskiej w Żukach i Połoskach. Wymordowano tam 30 osób, a ich ciała topiono w bagnach, grzebano w obejściach, zakopywano na polach. Popi i zakonnicy z monastyru św. Onufrego w Jabłecznej odprawili w październiku 1939 nabożeństwo w trakcie którego urządzono „pogrzeb Polski”. Ubraną w biało – czerwone szmaty słomiana kukłę podpalono i ciśnięto do Bugu „na wiecznu zahubu” (...) Już w połowie września 1939 roku w pow. włodawskim rozpoczęły dywersyjno - terrorystyczną działalność bojówki OUN - terroryści ostrzeliwali tabory, mordowali pojedynczych żołnierzy, dobijali rannych. Sygnał do rozpoczęcia akcji dywersyjnej dało przybycie grupy agentów Abwehry, którzy 10 września wylądowali na spadochronach w lasach zachodniego Podlasia. OUN-owcy współpracowali aktywnie z dywizją von Schweppebburga i już 16 września, gdy tylko Niemcy zajęli Włodawę, zaczęli przeprowadzać aresztowania i rozstrzeliwać Polaków oraz Żydów w mieście”. (Lewandowska Stanisława: Nadbużańskiego Podlasia okupacyjny dzień powszedni 1939-44). „Czasy ostatniej wojny były dla mieszkańców wsi Połoski tragiczne. We wrześniu 1939 r. doszło tu bowiem do przygotowanego przez Ukraińców pogromu ludności polskiej. Ofiarami morderstw byli wojskowi i cywile, a wśród tych ostatnich - kobiety. Według jednych przekazów zginęło 30, według innych 40 osób. Trudno to ustalić, bowiem ciała pomordowanych były ukrywane, zakopywane na polach i topione w bagnach. Część ofiar tamtejszych bratobójczych mordów spoczęła na cmentarzu w Połoskach” (http://www.echo. siedlce.net/index.php?p= 21&arch_iid=2586).

We wsi Poruczyn gm. Buszcze pow. Brzeżany: „we wrześniu 1939 roku bojówki banderowskie zamordowały rodzinę sołtysa Michała Kinala przy użyciu siekier, a po ograbieniu spalono zabudowania ze zwłokami żony Kinala i dwóch małoletnich synów” (Kulińska…, jw.) W mieście Równe Ukraińcy pobili do utraty życia kilku Polaków, wcześniej aresztowanych przez Sowietów i wypuszczonych na plac, gdzie w ciągu godziny ludność ukraińska miała z nimi „zrobić porządek”, czyli dokonać linczu. We wsi Rudka pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali kilku Polaków, kolonię spalili (koło wsi Wierzbowiec). W kolonii Seńków Kuropatnicki pow. Brzeżany: „Ukraińcy zupełnie zniszczyli i spalili tą polską kolonię , a ludność w znacznej części wybili” („Antypolska akcja…, jw.). We wsi Telacze pow. Podhajce Ukraińcy wymordowali 11 Polaków a ich zagrody ograbili i spalili.   We wsi Urmań pow. Brzeżany: „Zamordowano kilka osób spośród tamtejszych Polaków” („Antypolska akcja…, jw.). We wsi Wyczółki pow. Buczacz: „Zamordowano kilkadziesiąt osób narodowości polskiej” („Antypolska akcja…, jw.). We wsi Załokieć pow. Drohobycz miejscowi Ukraińcy wymordowali 2 polskie rodziny liczące 7 osób i ograbili ich domy.  Ocenia się, że we wrześniu 1939 roku tylko w masywach leśnych wokół Tarnawki, pow. Żydaczów, bojówki OUN oraz okoliczni chłopi ukraińscy wymordowali łącznie około 2 000 cywilnej ludności polskiej. Łącznie w tym okresie nacjonaliści ukraińscy zamordowali na Kresach około 6 - 8 tysięcy Polaków, w tym 2,5 – 3,5 tys. żołnierzy WP oraz 3,5 – 4,5 ludności cywilnej.  G. Motyka pisze o ukraińskiej dywersji: „W terenie pojawiły się ukraińskie oddziały partyzanckie, które atakowały i rozbrajały polskich żołnierzy. W powiecie drohobyckim działało ich pięć” (Motyka...., s. 70; Ukraińska partyzantka). Natomiast Andrzej L. Sowa stwierdza: „Na obszarze jednego powiatu brzeżańskiego dokonało mordów 17 band zorganizowanych, pochodzących z przeszło 20 gromad tego powiatu. Najwięcej mordów popełniły bandy z Potoka (około 700 ofiar), z Leśnik (około 200 ofiar) i z Potutorów, razem około 1200 stwierdzonych ofiar”. Następnie podaje, że w samym rejonie Przemyślany - Rohatyń – Buczacz "z ręki ukraińskiej padło ok. 2000 uchodźców polskich” (Sowa..., s. 85).  G. Motyka pisze o "ukraińskich oddziałach partyzanckich" - chociaż w tejże książce "ukraińską partyzantkę" datuje od 1942 roku. Jego zdaniem nie byli to wiec dywersanci czy rebelianci, ale partyzanci, czyli oddziały walczące o niepodległość z polskim okupantem!  Należy tutaj dodać, że w monografiach dotyczących ludobójstwa ludności polskiej dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich, opracowanych przez Szczepana Siekierkę i jego współpracowników, odnośnie województw: tarnopolskiego, lwowskiego i stanisławowskiego część powyższych miejscowości w ogóle nie została wymieniona, a więc także nie ujęta w statystyce ofiar (np. Kuropatniki, Mazurskie Łany, Seńków Kuropatnicki).  Grzegorz Motyka analizując problem kwalifikacji morderstw pod kątem definicji „ludobójstwa” stwierdził: „ po ukraińskiej stronie ludobójczy charakter miała cała akcja antypolska, a po polskiej – poszczególne pacyfikacje” (Motyka G: „Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”, s. 459). Do „noszących znamiona ludobójstwa” zaliczył m.in. zabójstwa dokonane przez odział „Wołyniaka” w Leżajsku i Piskorowicach (jw., s. 459). Motyka tym „ludobójstwem w Leżajsku” przelicytował nawet Wikipedię Polską, gdzie ta „zbrodnia” nie doczekała się hasła, a są tam dokładnie wyszczególnione wszystkie „zbrodnie polskie” (w tym dowodzonych przez Sowietów różnych formacji komunistycznych) dokonane na „niewinnej ludności ukraińskiej”. Kapitan Józef Zadzierski „Wołyniak” rozpracowany przez NKWD i aresztowany, uciekł w listopadzie 1944 roku z transportu na Sybir. „W Zarzeczu został opatrzony. nakarmiony, ale nie przystał na propozycję, by odpocząć choć kilka dni. Śpieszno mu było do Leżajska, a na drogę poprosił o nagan, naboje i granaty. Odnalazł UB-ków i NKWD-zistów, którzy go niedawno aresztowali i co do jednego zlikwidował!” (www.podziemiezbrojne.blox.pl/.../Kpt-Jozef-Zadzierski-Wolyniak-1923-1 ). W oparciu o powyższy wywód Motyki wymordowanie przez Ukraińców w kilkunastu miejscowościach na Kresach we wrześniu 1939 roku wszystkich lub prawie wszystkich mieszkańców ze względu na ich narodowość bezwzględnie należy uznać za ludobójstwo. Natomiast sposób dokonywania zbrodni pozwala na używanie definicji „ludobójstwa okrutnego, straszliwego”, czyli genocidium atrox, opisanego przez prof. Ryszarda Szawłowskiego we wstępie do monumentalnego i pionierskiego opracowania Władysława i Ewy Siemaszko „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 - 1945”.  „13 września 1939 roku do Sambora wkroczyły wojska niemieckie, które przebywały w nim przez 10 dni. W ciągu tego krótkiego czasu Niemcy aresztowali na podstawie wcześniej przygotowanych list około 100 Polaków. Tę „operatywność” należy przypisać ścisłej współpracy wywiadu Abwery z działaczami ukraińskimi z kierownictwa OUN i donosami miejscowych nacjonalistów ukraińskich. 23 września 1939 roku, po wycofaniu się wojsk niemieckich, do Sambora wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. I już kilka dni potem rozpoczęły się aresztowania Polaków, dokonywane przez NKWD. Ponownie działo się to przy ścisłej współpracy i donosach miejscowych Ukraińców, zarówno komunistów, jak i nacjonalistów” (Siekierka..., s. 895; lwowskie).
Bibliografia
Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944; wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003.
Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004.
Lewandowska Stanisława: Nadbużańskiego Podlasia okupacyjny dzień powszedni 1939-44; Warszawa 2003.
Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2012.
Nardelli Zdzisław: Pasztet z ojczyzny; Katowice 1986.
Pertek Jerzy: Marynarze generała Kleeberga; Warszawa 1986.
Przybysz Antoni: Z umęczonego Wołynia; Wrocław 2000.
Rusiński Zbigniew: Tryptyk brzeżański; Wrocław 1998.
Scholz Rajmund: Wojny – lasy – ludzie; Olsztyn 1984.
Szawłowski Ryszard/Liszewski Karol: Wojna polsko-sowiecka 1939; tom 1,wydanie podziemne.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947; Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław, bez daty wydania, 2007.
Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945; Warszawa 2000. .
Żurek Stanisław: UPA w Bieszczadach; wyd. II, Wrocław 2010.
Żurek Stanisław.: Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939 – 1948; Wrocław 2013.
Gazeta Bieszczadzka nr 21 z 2003 r. oraz nr 10 z 2010 r.
www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?...zbrodnie-legionu-ukrainskiego
http://ioh.pl/artykuly/pokaz/rbali-nas-jak-kury-na-klocu,1127
http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/prz_glow.html)