Żeby nie było Paryża w Warszawie
Tym razem publicystycznie o ważnych decyzjach dot. bezpieczeństwa
państwa.
Rzadko daję się namówić na pisanie tekstów publicystycznych, ponieważ
stygmatyzują i wyrażając opinie ipso facto ekspert staje się stroną w sporze - a
stąd jakże bliski krok do stania się propagandowym partyzantem, których tak
wielu oglądamy w niektórych mediach.
Niestety zamachy w Paryżu skłaniają mnie do zabrania głosu, ponieważ
zagrożenie, które może w każdej chwili dotknąć Polski, jest jak najbardziej
realne.
Kto zawinił
Obecnie modne i ciekawe intelektualnie jest zastanawianie się nad
przyczynami kryzysu bliskowschodniego, falą uchodźców, zamachami.
Jest wśród nich niewątpliwie fatalna w skutkach wojna w Iraku,
realizująca interes polityczno-gospodarczy USA, do której dała się wciągnąć
również i Polska. Jest nią wielkomocarstwowa polityka prezydenta Hollande’a
któremu zamarzyła się odbudowa imperialnych wpływów i odtworzenie stref kontroli
z czasów kolonialnych. Inne mocarstwa europejskie nie były zresztą temu
specjalnie przeciwne. Ponieważ aktualni dyktatorzy byli zbyt silni i zbyt mało
spolegliwi - potrzebna była Arabska Wiosna, poparcie Europy dla Bractwa
Muzułmańskiego, doprowadzenie do totalnego chaosu wojny domowej w Libii, Syrii i
Iraku. Cudem udało się uniknąć wojny domowej w Tunezji, za co przecież „Kwartet”
dostał nagrodę Nobla.
Podobnie w Egipcie, rząd Bractwa Muzułmańskiego, tego samego Ikhwan,
którego członkiem - choć krótko - był kiedyś Osama bin Laden, cieszył się
wielkim wsparciem niektórych państw UE, a przed stoczeniem się w chaos totalnej
wojny domowej uratowała kraj armia – stosując drakońskie środki i skazując
przeciwników politycznych na śmierć setkami.
Ale jeśli ktoś chce poszperać głębiej – to znajdzie wypowiedź Zbigniewa
Brzezińskiego, który pytany o rzekome sponsorowanie przez USA utworzenia w
Pakistanie i Afganistanie al-Kaidy powiedział (kontekst), że lepiej mieć dziś Al
Kaidę niż nadal Związek Radziecki.
Państwo Islamskie liczyło wg CIA w 2014 roku ok 30 000 żołnierzy.
Obecnie liczy ok. 50 tys. w Iraku i 30 tys. w Syrii nie licząc sojuszniczych
sunnickich plemion oraz wojsk GMCIR (Baas). Wszystko to pomimo 44 tysięcy
amerykańskich nalotów.
Ponadto IS rozbiło praktycznie wojska „umiarkowanych rebeliantów” –
czyli Ahrar al Sham i Jabhat al Nusra w północnym Aleppo. Utraciło po raz
kolejny Beiji (ale znów zbliża się do niego) oraz straciło niewielki Tikrit, ale
zyskało Ramadi.
Realną zmianę sytuacji na frontach przyniosła zmiana amerykańskiej
taktyki. Zastosowanie nalotów wspierających ataki armii lądowej (zamiast nalotów
niszczących infrastrukturę o, jak się okazuje, żadnym skutku dla postępów
wojskowych IS). Taki efekt osiągnięto w Sindżar, którego wojska Peszmergów nie
potrafiły samodzielnie odbić przez ponad rok, a który przy wsparciu lotnictwa
USA odbito w 24 godziny.
Podobną taktykę zastosowano w Hasaka, gdzie USA wspierały partyzantkę
YPG dla niepoznaki przemalowaną na „Syryjskie Siły Demokratyczne” (SDF), żeby
nie drażnić amerykańskich wyborców faktem wspierania komunistów.
Podobne rezultaty, choć akurat na frontach walki z Ahrar al Sham, Jabhat
al Nusra, FSA oraz koalicji Jash al Fateh przynoszą bombardowania
RuAF
5 listopada prezydent Hollande zdecydował się na wysłanie grupy
lotniskowca Charles de Gaulle na wojnę do Syrii. Poza motywem
propagandowo-politycznym jego udział nie miał najmniejszego znaczenia dla
operacji militarnej. W porównaniu do 44 tysięcy nalotów amerykańskich i ok.
50-100 nalotów dziennie (dziś więc ok. 3 tys.) rosyjskich gest ten miał jedynie
zaznaczyć, że bez Francji nikt nie będzie decydował o losach Syrii.
12 i 13 listopada IS udowodnił, że ani nie jest rozbity, ani na
kolanach, ani też śmierć „Jihadi Johna” - ów „cios w serce kalifatu”, jak
powiedział Cameron, nie zachwiał ani morale, ani zdolnościami do przeprowadzenia
ataków w różnych częściach świata.
Najpierw bomby wybuchły w południowym Bejrucie zabijając 44 osoby a
raniąc ok. 200. Potem zamachy w Paryżu: 129 zabitych (liczba może wzrosnąć), ok.
90 krytycznie rannych.
Dziś wiadomo, że w zamach zaangażowana była spora grupa ludzi. Władze
Belgii podają, że wg ich wiedzy ok. 20 osób (obecnie zatrzymanych lub
aresztowanych).
15 listopada premier Cameron powiedział, że zamachy w Wielkiej Brytanii
w najbliższym czasie też są wysoce prawdopodobne („highly likely”). Wcześniej,
29.10.2015 r., informował o tym zresztą szef MI5 Andrew Parker.
I tak płynnie przechodzimy do sprawy najważniejszej. Mamy w Polsce
możliwość uczenia się na czyichś błędach i nieczekania na to, aż w Warszawie
powtórzy się scenariusz z Paryża czy Londynu. Na szczęście w przeciwieństwie do
państw, które prowadzą czynną walką z IS, Polska nie jest celem nr 1 (a zapewne
tez nie numer 30).
Ale to może się zmienić w ciągu 24 h.
Polska jest dla potencjalnych terrorystów (czy z IS czy z innych
organizacji) państwem dość przyjaznym. Przepisy są nieaktualne i nie pozwalają
na aktywne zwalczanie zagrożeń terrorystycznych. Stąd Czeczeńcy tak chętnie
budują tu zaplecze logistyczne dla swoich działań, stąd też ów Adam al N. który
miał rzekomo wymykać się jak James Bond tropiącym go agentom, w rzeczywistości
mógł być bezkarny ze względu na luki w naszym systemie prawnym (ale z taką
narracją historia gorzej by się sprzedawała).
Ustawa Antyterrorystyczna
Polska natychmiast potrzebuje ustawy antyterrorystycznej, która na nowo
zdefiniuje pojęcie terrorysty i działalności terrorystycznej. Która da narzędzia
wszystkim instytucjom i służbom bezpieczeństwa państwa. Ustawy, w której
precyzyjnie określi się, czym jest wspieranie, propagowanie i finansowanie
terroryzmu, w której pojawi się uprawnienie do utworzenia listy organizacji
terrorystycznych, ponieważ podpieranie się np. listą z USA nie ma zastosowania w
naszym systemie prawnym. Lista ONZ zawiera co prawda niewielki odsetek
organizacji z tych, które faktycznie mordują, grabią, ścinają głowy czy palą
żywcem ludzi, ale są przecież szyickie milicje, przy których Państwo Islamskie
to łagodni liberałowie, są liczne organizacje kaukaskie, które zasłynęły
wyjątkowym okrucieństwem również wobec innych islamskich grup walczących w
Syrii, są dziesiątki franszyz międzynarodowej al Kaidy. Członkowie i sympatycy
większości tych organizacji mogą się w Polsce czuć swobodnie i stosunkowo
bezkarnie.
Zresztą przykłady praktyczne można mnożyć. Jeśli mamy np. wyższą
uczelnię, która prowadzi handel wizami Szengen i ułatwia terrorystom przyjazd do
Polski, to jest to wspieranie terroryzmu czy nie? Jeśli założymy sobie biuro
podróży Jihad Tours organizujące „wycieczki na malowniczą granicę Turcji i
Syrii” to ..? itd. Pilnej sanacji wymaga
ustawa o cudzoziemcach. Potrzebny jest pewien automatyzm dotyczący uznawania
wyroków innych sądów strefy Szengen itd.
Można by mnożyć przykłady licznych luk, niedociągnięć i zaniedbań, które
w praktyce uniemożliwiają przeróżnym instytucjom skuteczne i sprawne działanie,
a jednocześnie tworzą w Polsce stosunkowo bezpieczną przystań dla rozmaitej
maści grup skrajnych, w tym terrorystycznych.
Takie ustawy mają już niektóre państwa UE, takiej ustawy nie ma i
rozpaczliwie potrzebuje Polska.
Rządowe Centrum Analiz Strategicznych
Polska nie dysponuje obecnie żadnym ośrodkiem analitycznym, który
prowadziłby badania pozwalające na prawidłowe definiowanie i monitorowania
zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych. Centrum takie powinno mieć naturalnie dużo
szersze funkcje analityczno-strategiczne nie ograniczone do spraw
bezpieczeństwa.
Monitorowanie takie to wiedza nie „gazetowa”, ale naukowa, o
prawidłowościach rządzących systemami politycznymi poszczególnych państw i
wynikającymi z tego zagrożeniami dla Polski, to monitorowanie na bieżąco
dynamiki grup np. terrorystycznych i wspierających je grup interesów. Ośrodek
taki powinien dysponować wiedzą np. o grupach zbrojnych w Syrii i ich
powiązaniach politycznych, gospodarczych, o związkach z innymi państwami,
również często - z sojuszniczymi.
Brak takiego naukowego i analitycznego instrumentu to poważny wyłom w
zdolności do zapobiegania zagrożeniom. Przed wojną Polska potrafiła rozszyfrować
Enigmę, ponieważ stworzyła sobie centrum badawczo-analityczne. W innej
dziedzinie, ale zasada jest taka sama. Do pewnego momentu można na podstawie
artykułów z gazet, domniemań i propagandowych ulotek czerpać wiedzę o świecie i
zagrożeniach. Współczesny świat jest jednak bezwzględny dla amatorszczyzny i
szybko ją weryfikuje.
Praktycznie każdy rząd w Europie ma taki ośrodek, w USA jest ich do
dyspozycji całkiem sporo, w Polsce takiego rządowego think tanku niestety nie
ma. A te, które są…
Centrum takie jest niezbędne dla podejmowania decyzji racjonalnych (lub
opartych na zracjonalizowanych przesłankach) i uwzględniających jak
najpełniejszą wiedzę w danej dziedzinie.
Jest z czego takie centrum zbudować – PISM, Ośrodek Studiów Wschodnich,
Instytut Zachodni, CBOS. Wszystko to instrumenty mało obecnie przydatne dla
procesu decyzyjnego i wszystkie w różnej formie - rządowe.
Reforma służb
O reformie służb bezpieczeństwa wypowiadali się fachowcy. Czytałem
znakomity wywiad z płk. Małeckim, i na mpolska24 i potem w GPC. To niezwykle
słuszne kierunki reformy i można mieć nadzieję, że ktoś ten głos dostrzeże i
zrealizuje.
Warto jednak wskazać, że reformie muszą towarzyszyć opisane zmiany w
prawie, rozbudowa centrum analitycznego oraz zasadnicze zwiększenie budżetu. Tym
bardziej, że lista nowych zagrożeń nie dotyczy przecież tylko zagrożenia
terroryzmem. A budżet obecny może starczyłby na aktywne zabezpieczenie jednego
województwa.
Po 8 latach całkowitej dekompozycji służb, które kilku sprytnych
kelnerów może wodzić za nos i po latach, gdy m.in. Rosjanie czują się chyba
lepiej w Polsce niż u siebie – reforma tych instytucji jest podstawą polskiej
racji stanu.
WOJCIECH SZEWKO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz