16.03.2016
Świat, którego już nie ma
Pomnik w Postawach. Zdjęcie z ok. 1938 r. |
Pan Eugeniusz Gaul urodził się w 1929 roku w wolnej i niepodległej Polsce w miasteczku Postawy na Wileńszczyźnie. Był naocznym świadkiem rozpoczęcia drugiej wojny światowej, sowieckiej, a potem niemieckiej okupacji i powojennych represji wobec ludności polskiej. Pan Eugeniusz uprzejmie zgodził się na wywiad dla bloga internetowego "Miasto Postawy i okolice", za co serdecznie mu dziękuję.
Jeżeli Pan pozwoli, rozpoczniemy od pierwszej wojny światowej, trwającej w latach 1914-1918. Wtedy w ciągu kilku lat linia frontu przebiegała przez terytorium współczesnego powiatu postawskiego, dzieląc go od północy na południe na dwie równe części. Co Pan słyszał o tamtych wydarzeniach od ludzi starszego pokolenia?
Z relacji mojego ojca Ignacego Gaula, naocznego obserwatora, wynika, że front niemiecko-rosyjski w czasie pierwszej wojny światowej przebiegał od jeziora Narocz, Kupa, Kobylnik, po Jeziorze Zadziewskim obok miasta Postawy w kierunku na Brasław – Dyneburg. W tym czasie ojciec miał siedemnaście lat. Mieszkał w zaścianku Benapol z ojcem i sześcioma braćmi. Prowadzili gospodarstwo rolne o powierzchni czterdziestu hektarów. Dwóch braci ojca, Feliksa i Floriana, wcielono do wojska rosyjskiego. Florian posiadał gospodarstwo rolne między jeziorami Szwakszty Duże i Szwakszty Małe. Niemcy z zachodu doszli do Jeziora Zadziewskiego i tak miasto Postawy zostało po stronie rosyjskiej, natomiast zaścianek Benapol - po stronie niemieckiej.
Mieszkańcy żyjący przy linii frontu zostali wysiedleni ze swoich domów, ponieważ domy były drewniane i rozebrano je na budowę okopów, zarówno po stronie niemieckiej jak i rosyjskiej. Front utrzymywał się przez trzy lata. Po stronie niemieckiej był głód, natomiast po stronie rosyjskiej głodu nie było. Ojciec w początkowej fazie przechodził przez front po żywność, jednak został złapany przez Niemców i osadzony w obozie pracy we wsi Mićkiany, w okolicy Szwakszt. Ludzie osadzeni w obozie budowali umocnienia na linii frontu. Podobnie Rosjanie budowali okopy i również wysiedlali mieszkańców miasteczka. Moja mama Apolonia, wówczas dwunastoletnia dziewczynka, mieszkała u siostry Marii, żony rosyjskiego urzędnika, w Postawach przy ul. Zadziewskiej nr 21, w dużym drewnianym domu. Później cała rodzina została ewakuowana do miasta Tuły (Rosja).
W czasie walk rosyjska artyleria zniszczyła murowany kościół katolicki za jeziorem w Zadziewiu, natomiast w Postawach kościół i cerkiew nie ucierpiały. Po froncie niemieckim pozostał betonowy bunkier przed wsią Duki i przeszkody z kolczastego drutu na dnie Jeziora Zadziewskiego. Po stronie rosyjskiej natomiast, przed rzeką, na wzgórzu, częściowo zachowały się okopy ziemne, w których, gdy paśliśmy tam konie, wykopywaliśmy naboje do rosyjskich karabinów. Pozyskiwany z tych naboi proch był używany do rozsadzania kamieni potrzebnych na podmurówki budynków.
Panie Eugeniuszu, jak wyglądały Postawy przed drugą wojną światową?
Po prawej stronie na początku ul. Wileńskiej w piętrowym budynku była apteka państwa Kęstowiczów, rodziców znanego aktora, którzy byli spokrewnieni z rodziną Piłsudskich. Sam Zygmunt Kęstowicz w wywiadzie dla Telewizji Polskiej wspominał, że będąc dzieckiem siedział na kolanach Marszałka. Gdy miałem sześć lat, nosiłem na rękawie czarną opaskę żałobną po Marszałku i uczestniczyłem w kościele postawskim w mszy żałobnej. Do szkoły, usytuowanej w pałacu Tyzenhauza przy ul. Wileńskiej, chodziłem od pierwszej klasy. Obserwowałem budowę szosy do Wilna, gmachu sądu, szpitala i nowego budynku szkoły. Chodziłem do kina mieszczącego się przy ul. Łuczajskiej i Zarzecznej na rogu w Domu Ludowym. Na ulicach przedwojennych Postaw oświetlenie było elektryczne. Pracowały 2 elektrownie, prywatna Żyda Pergamenta przy młynie, i w koszarach 23-go Pułku Ułanów.
Bardzo dobrze pamiętam budynek starostwa. Jak wspomniałem, obok, z jeziorka parkowego, przepływał strumyk, w którym wiosną w okresie tarła okoni łowiłem je rękoma. Zimą niefortunnie na żelaznych sankach z góry Garbarka zjechałem wprost do ogrodzonego drutem kolczastym sadu hrabiego Przeździeckiego. Niebezpiecznie skaleczyłem twarz, byłem cały zakrwawiony. Urzędnik ze starostwa zaniósł mnie do przychodni, gdzie na rozdarte wargi lekarze założyli klamry. Niestety pamiętam tylko to, że na te sanki popchnęli mnie koledzy. Po zjechaniu z góry straciłem przytomność.
W roku 1935 przeniesiono 23 Pułk Ułanów Grodzieńskich z Podbrodzia do Postaw, gdzie już wcześniej wybudowano najnowocześniejsze w Polsce koszary. Co Pan pamięta o stacjonowaniu tego pułku w Postawach?
Nowoczesne koszary 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich usytuowano w lesie, na wschód od stacji kolejowej Postawy. Do koszar prowadziła brukowana droga, którą plutony maszerowały do kościoła. Lubiłem uczestniczyć w świętach państwowych, pułkowych i capstrzykach. Często odbywały się zawody i pokazy sprawności ułańskiej. Obserwowałem ćwiczenia ułanów na dużym placu przy ul. Zarzecznej w Postawach. Kibiców częstowano grochówką z kuchni wojskowej. Latem w pogodne dni w muszli na Garbarce grała pułkowa orkiestra. Młodzież uczestniczyła w zabawie i tańcach.
Na placu ćwiczeń za dużym stawem przy ulicy Zarzecznej odbywały się turnieje, zawody i pokazy. Pamiętam, jak na placu rynkowym w Postawach odbywały się defilady 23 pułku ułanów. Plac był sporych rozmiarów, cały brukowany. Pośrodku placu były żydowskie sukiennice, tak zwane ”okrągłe kramy”. Wejścia do sklepików były od wewnątrz. Cały plac okalał chodnik z betonowych płyt, na którym ustawiali się mieszkańcy miasta i oglądali defiladę. Trybunę przeważnie ustawiano przy kasynie oficerskim. Na podwyższeniu stali wyżsi dowódcy i władze powiatu. Z ulicy Łuczajskiej na prawo na plac pierwsza skręcała orkiestra pułkowa, za nią poczet ze sztandarem pułkowym, szwadrony ułanów, wszyscy w szyku marszowym dookoła rynku.
Widziałem „Hubertowiny” w 23 pułku. Jeden z ansamblu oficerów miał przyczepiony do ramienia ogon rudego lisa. Pozostali na koniach w gonitwie przez różne wertepy starali się zdobyć (zerwać) ogon lisa i w ten sposób zostać zwycięzcą „pogoni za lisem”.
W 1935 roku uczestniczyłem w uroczystej mszy świętej żałobnej za duszę Marszałka. W naszym kościele było wtedy kilka plutonów ułanów w pełnym uzbrojeniu (broń, szable, lance).
W czasie okupacji niemieckiej mój Ojciec kilka razy pełnił w koszarach okresowy dyżur przeciwpożarowy, ponieważ należał do ochotniczej straży pożarnej. Wówczas mogłem zwiedzić koszary byłego 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich. Podobały mi się wanny w łazienkach, prysznice i centralne ogrzewanie.
Według statystyk w latach trzydziestych XX wieku 52% mieszkańców powiatu postawskiego stanowili Polacy, a 48% Białorusini i Żydzi. Jakim językiem posługiwała się wtedy większość ludności?
Przed wojną w Postawach rozpoczęto budowę powiatowego szpitala, ale nie wiem przy jakiej ulicy on się mieścił?
Szpital budowano przy ul. Zadziewskiej, po lewej stronie na końcu ulicy. Do 1 września 1939 r. piętrową budowlę z cegły pokryto gontem. Budynek w stanie zamkniętym pozostał bez wyposażenia. W sąsiedztwie szpitala wcześniej wybudowano publiczną szkołę, do której uczęszczałem jako uczeń 3 i 4 klasy. Rozpoczęto też budowę gmachu sądu przy ul. Wileńskiej, za strumykiem płynącym z jeziorka parkowego, obok gmachu starostwa.
Co Pan pamięta o Komendzie Policji Państwowej w Postawach? Może zna Pan losy któregoś z policjantów? Pytam o to dlatego, że po 17 września 1939 r. część z nich została przez NKWD rozstrzelana w Berezweczu (koło Głębokiego), a część uwięziona w sowieckich łagrach.
Komenda Policji mieściła się przy ul. Wileńskiej. Wtedy miałem dziesięć lat. Nie chuliganiłem i nie miałem żadnego kontaktu z policją. Nie pamiętam żadnych nazwisk. W mojej klasie był syn policjanta; imienia nie pamiętam, nazwisko Ciężarek, albo przezwisko, bo jego ojciec był gruby. Ogólnie policja postawska „dokuczała” mieszkańcom. Pilnowała porządku. Sypały się mandaty za końskie ekskrementy i tym podobne. Mieszkańcy byli zobowiązani przed swoją posesją codziennie uprzątać chodnik i pół szerokości brukowanej jezdni.
Co Pan pamięta o początku drugiej wojny światowej i o wtargnięciu Sowietów?
We wrześniu 1939r. w Postawach nie spodziewano się okupacji sowieckiej. Najbardziej baliśmy się nalotów samolotów niemieckich. Kopaliśmy w ogrodach schrony. Szyby w oknach zaklejaliśmy taśmami z papieru. Organizowano szkolenia przeciwgazowe. Sąsiad nasz Sartatowicz miał radio lampowe, toteż sąsiedzi słuchali komunikatów; najczęściej cyfrowe „nadchodzi, przeszedł...”. Pan Masalski miał radio kryształkowe, które dobrze odbierało radiostację wileńską.
Ojciec mój był magazynierem w hurtowni Polskiego Monopolu Spirytusowego. Mając pieniądze i doświadczenie z pierwszej wojny światowej, zaprzągł do wozu konia i pojechał do żydowskich sklepów. Nakupił dużo worków soli, cukru, skrzynię mydła „Jeleń”, skrzynię tytoniu grodzieńskiego i tutek z gilzy oraz wiele artykułów pierwszej potrzeby. W tym czasie zauważyłem większy nadzór władz Rzeczypospolitej Polskiej nad niektórymi mieszkańcami Postaw. Rozchodziły się pogłoski o niemieckich szpiegach. Słyszałem, że ogólnie znany żebrak, sekciarski kaznodzieja, okazał się szpiegiem niemieckim, gdyż został przyłapany na gorącym uczynku szkodzenia łączności.
Moi rodzice posiadali tak zwany dom na dwa końce: jedną część wynajmowali Żydówce Chajce-Chaicie, która prowadziła koszerną kuchnię dla żydowskich kupców. Od nich mieliśmy dużo aktualnych wiadomości o ogólnej sytuacji.
Poza tym w jednym z pokoików mieszkało u nas dwóch robotników, którzy mieli zakaz mieszkania przy granicy sowieckiej i byli pod nadzorem policji. Jako tak zwani „polityczni” po odbyciu kary mieli pomoc finansową od Stefanii Sempołowskiej. Co miesiąc otrzymywali po 80 zł zasiłku. Byli zwolennikami Sowietów i kontaktowali się z miejscowymi komunistami. Od nich ojciec dowiedział się o możliwości napadu Sowietów na Polskę i o wielu aresztowaniach. Radził, aby A. Markiewicz – właściciel hurtowni i inni zagrożeni uciekli. Ojciec nawet proponował konia z wozem, aby udać się na Litwę, jednak panowie nie dali wiary i pozostali na miejscu.
Do czasu wkroczenia bolszewików nie słyszałem o Białorusi. Nie było literatury białoruskiej i państwa. Miejscowi komuniści i Żydzi szybko wystawili powitalną bramę z napisem "Dobro Pożałować" i witali kwiatami i chlebem z solą pierwsze sowieckie czołgi. Zorganizowali „miting”, na którym przemawiali komuniści, elegancko świątecznie ubrani w garnitury i skórzane buty. Narzekali, że "panowie" ich gnębili. Żydzi cieszyli się, że nastanie ich władza, a sąsiad rymarz powiedział do mojego ojca: "No i co, panie Gaul, Żyd parch zniknie, a będzie ogólnie szanowany jewrej".
Przed wjazdem radzieckich czołgów do Postaw komitet obywatelski miasta zdążył zniszczyć przez potłuczenie butelki wódki w magazynie Polskiego Monopolu Spirytusowego, gdzie mój tata był magazynierem i posiadał klucze. Byłem przy tym, znam miejsce zniszczenia wódki na brzegu stawu, gdzie pozostała kupa szkła po butelkach. Kilka wrzucono do stawu na pamiątkę. Utworzono też grupę obywatelską uzbrojoną w broń myśliwską do pilnowania względnego porządku w mieście. Do tej grupy należał mój kuzyn, syn mojej cioci Jan Adamkowicz, niestety nie żyje.
Gdzie w Postawach w latach 1939-1941 mieściła się siedziba NKWD i co Pan pamięta o represjach?
Trudno mi określić, gdzie była siedziba NKWD. W okresie 1939-1941 na ulicę Brasławską, do podpiwniczonego budynku w pobliżu kapliczki, nosiłem przez kilka dni jedzenie dla aresztowanych Markiewicza, Więckowskiego, Rembalskiego i Urbana. Od pierwszego dnia wszystkie piwnice w miasteczku wykorzystali enkawudziści, osadzając w nich aresztowanych urzędników, nauczycieli i inteligencję. Na ulicę Wileńską do aresztu w gmachu po izbie skarbowej żołnierze w charakterystycznych czapkach, z bagnetami na karabinach, doprowadzali ludzi.
Według wspomnień niektórych byłych mieszkańców Wileńszczyzny podczas pierwszej sowieckiej okupacji (1939-1941) Żydzi aktywnie współpracowali z NKWD, chodzili z czerwonymi opaskami na rękawach i pomagali NKWD-zistom w aresztowaniu Polaków. Czy przydarzało się coś podobnego w Postawach?
Potwierdzam to. Żydzi w okresie „pierwszych Sowietów” współpracowali z nową władzą, do której szybko dostali się młodzi obejmując stanowiska kierownicze i z drobnych handlarzy stali się nauczycielami, "predsiedatielami" i innymi "czynownikami". Przyjęli szybko sposób ubierania się i zachowania okupantów.
Żydzi, szczególnie młodzi, lubowali ubierać się w "briuki i rubaszki" (spodnie i koszule) wojskowe, strzygli się „na zerówkę” i upodabniali do żołnierzy. Po zajęciu Postaw przez Niemców w 1941r. wielu już w pierwszym dniu trafiło do niewoli razem z "krasnoarmiejcami". Znam przypadek, gdy tak ubrany Żyd wyszedł na ulicę popatrzeć na niemieckie wojsko i został zatrzymany. Jego rodzina wstawiła się za nim, tłumaczyła, że on nie jest żołnierzem. Całą rodzinę z ulicy Zadziewskiej, kilka domów dalej za naszym, zaprowadzono za cmentarz przy ul. Cichej i rozstrzelano. Niemcy zebrali z miasta Żydów i umieścili ich pod sukiennicami jako zakładników, a w środku kramów zamknęli Rosjan. Ogłosili, że jeśli zginie chociaż jeden niemiecki żołnierz, to rozstrzelają wszystkich zakładników.
Co działo się w Postawach 22 czerwca 1941r., kiedy rozpoczęła się wojna niemiecko-radziecka? Dobrze zapamiętałem 22 czerwca 1941 roku. Była to niedziela. Głośniki na słupach od rana wrzeszczały: „niemiecko- faszystowskaja świnia wlezła w nasz sowieckij agarod”. Rankiem zwożono rannych lotników; w latach 1940-1941r. w Postawach mieściła się szkoła pilotów. Nie pamiętam daty wkroczenia Niemców do miasta. Pamiętam ogólny chaos, od samego początku ucieczki Rosjan i Żydów-czynowników na wschód. Dużo radzieckich żołnierzy przechodziło z zachodu na wschód, prosząc o cokolwiek do zjedzenia. Ojciec przyprowadził czterech do domu; mówili, że „odstali od czaści” (jednostki wojskowej), nie mieli broni. Żołnierzy z bronią zatrzymywano do zorganizowanej obrony.
Mówili: „Bez boja Postawy nie oddadzim”. Skutek był taki, że Niemcy od strony wsi Zadziewie (mieszkaliśmy przy ul. Zadziewskiej ) w ciągu dwóch godzin walki zabili kilkuset czerwonoarmistów, a Niemców zginęło chyba tylko siedmiu. Okupacja niemiecka to szeroki temat. Oni umocnili teren pałacu Tyzenhauza i parku u wylotu ulicy na Wilno, wybudowali bunkry ziemne i ogrodzili się drutem kolczastym. Komendantura żandarmerii była w lokalu izby skarbowej. Było 11 żandarmów i 90 białoruskich policjantów. Policją białoruską dowodził żandarm Willy, który dobrze mówił po polsku. Do policji wstąpili Polacy - ochotnicy z miasta i okolic, aby uniknąć wysyłki na roboty. Byli to synowie znajomych gospodarzy i naszych krewnych, spośród których większość znałem osobiście.
Pod wieczór mieli zwyczaj maszerowania po ulicach i dookoła rynku ze śpiewem polskich piosenek np. „Wojenko, wojenko”, „Przybyli ułani pod okienko”. Czterech krewnych mieszkało w naszym domu. Większość należała do AK. Uzbrojeni byli w holenderskie karabiny i naboje. Nocami często organizowali koło swoich wiosek zasadzki na sowiecką partyzantkę. Zaoszczędzone naboje dawali mi na przechowanie. Niemcy im wydzielali tylko po 20 sztuk. Codziennie chodzili na ćwiczenia i musztrę białoruską, komendy której wyśmiewali. Broń przechowywano u Niemców.
Za co Niemcy rozstrzelali księdza Bolesława Maciejewskiego, proboszcza postawskiej parafii?
Ks. Bolesław Maciejewski został rozstrzelany przez Niemców, ponieważ nie wydał dzwonów z naszego kościoła. Miejsce jego pochówku nie jest znane. Przy kościele znajduje się symboliczny nagrobek, wykonany przez pana Mariana Bumblisa.
Co Pan wie o polskiej konspiracji w Postawach podczas drugiej wojny światowej?
W Postawach podczas drugiej wojny światowej istniała polska konspiracja związana z AK. Należeli do niej moi kuzyni Gaule, Mieczysław Kryczało, Czesław Siwicki (w PRL-u był prokuratorem w Olsztynie), Władysław Krakuć, Franciszek Pietkiewicz, Dalecki, Kuksa, Lewkowicz i prawie cały skład policji białoruskiej. W swojej królikarni, w pustakach z betonu, ukrywałem amunicję do karabinów holenderskich, rosyjskich i niemieckich oraz materiały wybuchowe, kostki trotylu, miny i pociski do moździerzy. Znałem Naumczyka, Alchimowicza i Eugeniusza Łukjańca, z którym do dzisiaj się koleguję. Mieliśmy kontakt z „Łupaszką” (Zygmunt Szendzielarz, dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK).
Czym podczas wojny zajmowali się sowieccy partyzanci, a raczej bandyci, z brygady Fiodora Markowa, która działała na terenie powiatu postawskiego?
Banda Fiodora Markowa zajmowała się rabunkami; okradali okolicznych rolników. Nasi akowcy ich zwalczali.
W jakim nastroju w lipcu 1944r. spotykali postawianie drugie przyjście Sowietów?
Drugie przyjście Sowietów przeżyliśmy 8 km poza Postawami, we wsi Rodzie, u stryja Michała. Byliśmy tu przez kilka dni na linii frontu. Sowieci ostrzelali z "katiuszy" wioskę, w której zapalili kilka budynków. Armaty niemieckie odjechały wieczorem. Rankiem przyszli z karnej pierwszej linii sowieccy „szpicy” bez broni, z kilkoma śmierdzącymi śledziami, i prosili, by dać im cokolwiek "pokuszać". Kilka dni po zajęciu okupacyjnym dowiedzieliśmy się, że granicę Polski przesunięto na zachód za rzekę Bug.
Ogłoszono mobilizację mężczyzn. Wszystkich z Postaw pognano pieszo 70 km do Krasnego koło Mołodeczna. Mój ojciec też tam był przez siedem dni. Zmobilizowanych posegregowano według narodowości. Polaków w wieku do 45 lat do polskiego wojska, a przedstawicieli innych nacji do Armii Czerwonej. Po trzech dniach szkolenia wysłano wszystkich na front. Ojca zwolniono (miał 47 lat). Powrócił i zatrudnił się w "Ochranie Pocztowoj Świazi" (łączność pocztowa). Nastrój postawian był fatalny. Aresztowania ukrywających się przed poborem do wojska, sądy i wysyłka do łagrów. W takiej atmosferze ojciec zapisał rodzinę na repatriację do województwa poznańskiego, aby nie trafić do Kazachstanu lub na Syberię.
Dziękuję, że zgodził się Pan odpowiedzieć na moje pytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz