n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

piątek, sierpnia 15, 2008

blog H. PIECUCH

Mity służb specjalnych [cz.IV, ost.], służby specjalne a politycy, Wojna 4 GW, Gruzja, W. Putin12 sie 2008
…wszystko co się dzieje na świecie jest grą. Od ewolucji po wojny. W tym sensie tylko gry zmieniają świat.
Robert J. Aumann
***************
No i świat znowu gra coraz bliżej nas. Tym razem przedmiotem gry stała się Gruzja. Zanim napiszę kilka słów na ten temat chciałbym dokończyć mit trzeci z pierwszoplanowych mitów służb specjalnych. Mit państwa w państwie. Mit wymyślony, rozpowszechniony i kultywowany przez polityków, którzy swe brudne, a nawet paranoiczne pomysły realizują rękami służb specjalnych, aby następnie, w razie wpadki wrzeszczeć:- Ludzie! Patrzcie! To nie my! To te dranie, łobuzy, moczymordy, cynicy, hochsztaplerzy, ludzie-wilki, a nawet bandyci, złodzieje i mordercy, ludzie bez zasad moralnych!…Śmieszna i naiwna argumentacja. Wynika z niej, że politycy są inni, bardziej prawi od ludzi służb specjalnych. A to przecież politycy [no, oczywiście, nie wszyscy], znacznie częściej niż inne grupy zawodowe, zrzucają winy na innych, pragnąc czuć się lżej. To politycy wydają służbom specjalnym polecenia by mordowano, prowokowano, inspirowano, dezinformowano, korumpowano, kłamano, niszczono, kamuflowano, rozpracowywano, szantażowano…I służby specjalne polecenia wykonują, gdyż po to są. Ale nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach nie przychodzi im do głowy, by przejąć władzę, bawić się w rządzenie państwem. Poszczególni prominenci tajnych służb mogą co najwyżej próbować wprowadzić w maliny kogoś z polityków, komuś pomóc zdobyć władzę lub ją utrzymać.Historia zna tysiące przykładów posługiwania się służbami specjalnymi w zbrodniczych celach. Prawie zawsze było to dziełem polityków. I na nic się zdają przekonania, np. W. Gomułki, rozpowszechniane nawet z pomocą profesorskich ust, że w latach 1944-1955 bezpieka była państwem w państwie, i mogła nawet, gdyby chciała, aresztować B. Bieruta.Przeczą temu fakty. W pierwszej dekadzie Peerelu to B. Bierut był panem sytuacji. On decydował często o najdrobniejszych sprawach, takich jak: jakie pytania powinni zadawać podejrzanym nawet niscy rangą oficerowie Departamentu Śledczego MBP.To Bierut et consortes kazali w pewnym momencie bezpiece skasować Gomułkę i zastanawiali się czy urwać mu łeb, czy też potrzymać trochę w izolacji. To Bierut kazał odstrzelić Żymierskiego, wsadzić do lochu Spychalskiego i spółkę.Zgoda, Bierut robił to najprawdopodobniej na życzenie Moskwy, a w najlepszym razie w uzgodnieniu z Moskwą. Jednak twierdzenie, że służby specjalne mogły ustrzelić Bieruta to megalomania i przechwałki bez pokrycia bezpieczniackich średniaków, tak chętnie rozpowszechniane dziś przez niektórych historyków, którzy liznęli szczątkowych papirusów pozostawionych przez peerelowskie służby specjalne.Przechodząc do ostatniej dekady Peerelu, wolno powiedzieć, że na nic zdają się tłumaczenie Cz. Kiszczaka i W. Jaruzelskiego, że matactwa i przestępstwa popełnione np. w sprawie morderstwa Grzegorza Przemyka, to robota bezpieki, skoro dokumenty świadczą, że generałowie kłamią. Matactwa dotyczące tej ponurej zbrodni były m.in. dziełem Cz. Kiszczaka - polityka i jego pryncypała gen. W. Jaruzelskiego, który się na to zgodził, i całego Biura Politycznego KC PZPR, którego członkowie również byli o sprawie poinformowani. A zbrodnia na księdzu Jerzym Popiełuszce? Świat się zdziwi, gdy prawda materialna ujrzy światło dzienne, a wierzę głęboko, że prędzej czy później to się stanie. Ale raczej później. Bo ta prawda jest dziś niewygodna zarówno dla rządzących jak i dla Kościoła.Nie, panowie politycy! Przekonanie, że służby specjalne były lub są państwem w państwie jest mitem. Mitem bardzo wygodnym dla was i dla waszych protegowanych. Mit ten bardzo mile łechce próżność własną ludzi służb specjalnych, ale przede wszystkim pozwala im łatwiej żyć w przekonaniu, że są niezbędni, niezastąpieni, patriotyczni i skuteczni.Mit ten pozwala im mieć gęby pełne frazesów, przekonywać, że dbają o bezpieczeństwo państwa i nas wszystkich. Pozwala również, niestety, wyciągać łapę po coraz większe sumy wyjmowane przez polityków z kieszeni podatników.Kolejnym bowiem mitem jest wmawianie społeczeństwu, że ludzie tajnych służb robią coś z motywów patriotycznych, depczą w gównie dla szczytnych celów demokracji, itp. Przecież od czasu, gdy Fenicjanie wynaleźli coś tak nieskomplikowanego jak pieniądze, służby specjalne bardzo rzadko oczekują innych dowodów uznania. Wystarczy kasa.Pora w końcu zrozumieć, że dziś już nikt nie szpieguje dla ideologii, nikt nie brudzi sobie rąk ze względów uczuciowych, patriotycznych. W szpiegowskim towarzystwie prawie zawsze chodzi o pieniądze. Pieniądze społeczeństwa dzielą politycy. Krąg się zamyka i “Towarzysz Fama” rusza w naród urabiać opinię o niezbędności podnoszenia nakładów na służby specjalne.Jak się ma opowieść o micie służb specjalnych do tego, co chcę wyznać za chwilę? Czy nie zaprzeczam sam sobie? Zanim mnie, szaławiła niepoprawnego zdemaskujecie, schwytacie na łgarstwie, przyszpilicie, zdemistyfikujecie, weźcie łaskawie pod uwagę, że to, co napisałem wyżej, nie wyklucza możliwości rozpracowywania poszczególnych polityków przez służby specjalne. W takim wypadku warto się jednak starać odpowiedzieć dlaczego i dla kogo to robią?Myślę, że dobrym przykładem są tu m.in. obecne wydarzenia w Gruzji, ze szczególnym uwzględnieniem prezydenta tego kraju.Co tu wiele pisać, oceniam, że jest to facet mądry inaczej. Facet, który wprawdzie pamięta, że demokracja to rządy większości. Ale chyba zapomniał drugiej części definicji, która brzmi “przy respektowaniu praw mniejszości”. To, co zrobił M. Saakaszwili, gdy w cieniu Igrzysk Olimpijskich usiłował siłowo rozwiązać problemy mniejszości, to nic innego jak harakiri, popełnionego na sobie przez ulubieńca mojego prezydenta, który natychmiast stanął murem za swoim faworytem.Mój prezydent? Hm.W czasie ostatniego pobytu nad Bałtykiem złowiłem złotą rybkę, która spytała mnie czego oczekuję za jej uwolnienie. Zażądałem wszystkich ryb z Bałtyku. Złota rybka zastanowiła się i powiedziała: “Może jednak miałbyś inne życzenie”. “Chciałbym zrozumieć swego prezydenta. Możesz mi pomóc?”. “Tak za jednym razem może mi się nie uda, ale wyłowię ci te ryby co do jednej” - oświadczyła złota rybka.Analizując przebieg ostatnich wydarzeń w Gruzji widać wyraźnie, że Saakaszwili sam tego nie wymyślił. Tu znać rękę mojego przyjaciela W. Putina. Myślę, że metasowieckie służby specjalne, które w przygranicznych państwach czują się jak ryby w wodzie, zagrały va banque. Wykorzystując jako pretekst m.in. tandetnie załatwioną przez UE i USA sprawę Kossowa, opracowano odpowiednią kombinację operacyjną, którą “sprzedano” prezydentowi Gruzji. Saakaszwili pomysł wziął za dobrą monetę. Przypuszczam, że gruzińskie służby specjalne [o ile coś takiego istnieje] muszą być solidnie zinfiltrowane przez służby rosyjskie, co nie powinno specjalnie dziwić. Dziwić jednak powinno postępowanie CIA, które nie po raz pierwszy dały dupy i nie zapobiegły sprowokowaniu, a raczej daniu Rosji pretekstu do ataku. Przecież dla kogo jak dla kogo, ale dla Amerykanów powinno być jasne, że Kreml od lat porządkuje sprawy na Europejskim Teatrze Działań Paliwowo-Energetycznych. A Gruzja, obok Wielkiej Rury jest kluczem do tych porządków, w ramach których wszystkie atuty mają pozostać w rękach Moskwy. Toż to nic innego jak element wojny 4GW [Fourt Generation Warfare], w której walka toczy się przede wszystkim w sferze informacji. W 4 GW 60 proc. wysiłku skierowane jest na .wojnę informacyjną, 25 proc. to aktywne działania operacyjne służb specjalnych i 15 proc. działania militarne. Walka informacyjna to każde działanie obejmujące utrudnianie przeciwnikowi dostępu do informacji, a także wykorzystywanie, zniekształcanie lub zniszczenie informacji przeciwnika, przy jednoczesnej ochronie własnych informacji przed podobnymi działaniami wroga i wykorzystanie ich w działaniach militarnych. Wszystkie te elementy były widoczne jak na dłoni w rosyjskich działaniach w Gruzji. Aby się o tym przekonać wystarczyło w czasie konfliktu posłuchać zagranicznych informacji [angielskich, niemieckich, rosyjskich, francuskich], a nie tylko zdawać się na zdanie rodzimych najmimord informacyjnych, urabiających społeczeństwo w zależności od tego, jakiej partii sprzyjają.Można się zastanawiać po co cała operacja była potrzebna Putinowi? Widzę co najmniej trzy powody. Pierwszy – dostarczenie pretekstu do pokazania światu, kto rządzi w Kotle Kaukaskim; drugi – testowanie działań Zachodu, ze sprawdzeniem lojalności Rosyjskiego Konia Trojańskiego w Unii Europejskiej – Niemiec; i trzeci – wewnątrzrosyjski, danie do zrozumienia rodakom, kto ma decydujący głos w Rosji, z jednoczesnym osłabieniem pozycji Miedwiediewa.Akcja w Gruzji zweryfikowała zamiary Putina. Politycy zachodni sympatyzujący z Rosją, dostali niebagatelny argument do ręki, by jeszcze bardziej stawiać na Putina. Niemcy zdały egzamin w stu procentach. Miedwiediew zrozumiał, że wprawdzie wydaje rozkazy, ale nie rządzi i nie dowodzi. Przy okazji po raz któryś pokazano indolencję ONZ i nędzną skuteczność UE.No to z Gruzji wracamy na podwórko rodzimych służb specjalnych, aczkolwiek wspominane w tym blogu mity, nie są jedynie naszą specjalnością. Nie od rzeczy będzie teraz wspomnieć, że różne służby specjalne (chociaż tego samego państwa) niekoniecznie kochają się wzajemnie. Przeważnie żyją jak pies z kotem. Niejednokrotnie, walcząc z krajowym rywalem, pomocy szukają u obcych mocarstw. Kiedyś był to Związek Sowiecki, dziś – Wielki Brat – bis, ale nie tylko.Jest to bardzo paskudny obyczaj, który, tak myślę, niezmiernie trudno wyplenić z mentalności niektórych funkcjonariuszy bardzo przywiązanych do takich metod. Dlatego, omawiając wybrane akcje służb specjalnych Peerelu nie sposób pominąć wzajemnych relacji wojskowych służb specjalnych do cywilnych i odwrotnie. Na pierwszy rzut oka wszystko było w najlepszym porządku. Gdy jednak przyjrzeć się sprawie bliżej wyłania się bagno. Przyczyn takie stanu rzeczy należy szukać nie tylko w rodowodzie poszczególnych służb ale również w zadaniach i sposobach oceny służb dokonywanej przez polityków.Zacznijmy od rodowodu.Na początku było słowo J. Stalina skierowane do mjr/gen. NKWD G. Żukowa i płk/gen. Z. Berlinga. Potem powstał resort bezpieczeństwa, ale nieco wcześniej Informacja Wojskowa, zwana nie wiedzieć dlaczego Informacją Wojska Polskiego. Przecież w tej formacji, od początku, nie było ani jednego oficera Polaka na jakimkolwiek stanowisku dowódczym. Tylko nieco wcześniej generalissimus nakazał stworzenie Związku Patriotów Polskich i powołanie Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR. Zatwierdził też listę płac Patriotów Polskich [listę ogłoszę w jednym z następnych blogów] oraz kazał utopić [aczkolwiek niektórzy twierdzą, że wcześniej - udusić] gen. W. Sikorskiego. No i od tamtego czasu wszystko zaczęło się kręcić. Wirowanie trwa do dziś. Kręcimy tarczę i wpieprzamy się w sprawy, w których nas nie powinno swędzić. Iran, Afganistan, Węzeł Kaukaski…. Nasi kosztowni politycy mówią tak przekonująco…
HASŁO BLOGU:Kiedyś politycy kłamali nieświadomie. Dziś stali się profesjonalistami.
Kategoria: Bez kategorii 5 Komentarzy »
http://piecuch.pl/blog/

PRZECIW EU-walucie

8.7.2008 - JINÝMA OČIMA

Desetkrát ano pro odklad eura

Můj příspěvek je reakcí na článek Martina Jahna "Desetkrát ano pro přijetí eura".
Jahn se na euro dívá spíše jako obchodník než jako ekonom.
V podstatě říká, že posilující koruna poškozuje české exportéry a tím "samozřejmě" i českou ekonomiku. Tak samozřejmé to ale není. Za prvé: exportéři představují pouze jednu zájmovou skupinu. Posilující koruna je vystavuje tvrdší zahraniční konkurenci a někteří neobstojí. Z toho ale nelze vyvozovat, že to poškodí českou ekonomiku. Čeští spotřebitelé mohou nakupovat levnější zboží. Takové jsou zákony trhu - ty nepracují ve prospěch dílčích zájmových skupin, ale ve prospěch spotřebitelů.
Za druhé: i kdyby se náš export snížil, nemusí to být ekonomicky nepříznivé. Dlouhodobá rovnováha ekonomiky je slučitelná s vyrovnanou obchodní bilancí, přebytky nebo schodky obchodní bilance jsou přechodné epizody. Export, import, investice - to vše má nakonec jediný cíl: spotřebu. Jeden ztratí, další získá.
Za třetí: přínosy z přijetí společné měny nelze měřit úsporou nákladů na směnu měn a na zajišťování proti kurzovým rizikům. I zde platí: co je pro jednoho nákladem, je pro druhého příjmem. Přijetím eura se sníží příjmy směnáren a bank. Nelze popřít efekty ze společné měny, ty se však měří tak zvaným efektem obchodu: měnová unie by měla vést ke zvětšení obchodu a ten ke zvýšení hospodářského růstu. Empirické studie na toto téma však zatím neposkytují přesnější odhady tohoto efektu.
Faktem ale je, že intenzita našeho obchodu s eurozónou je už dnes vysoká: náš zahraniční obchod se zeměmi EU vyjádřený jako podíl na domácím HDP činil v roce 2005 105 procent (!).
U srovnatelných zemí, které mají euro, je to mnohem méně: Rakousko 61, Irsko 58, Portugalsko 42 a Řecko jen 17,5 procenta.
Geofrafická blízkost obchodních partnerů prostě má větší vliv na obchod než měnová unie. Za čtvrté: kdybychom dnes měli euro, byla by u nás vyšší inflace. Jsme konvergující ekonomikou, naše cenová hladina je stále pod 60 % cenové hladiny vyspělých zemí EU. Dokud máme vlastní měnu, doháníme zahraniční cenovou hladinu přes posilování koruny. Když budeme mít euro, jedinou cestou tohoto dohánění bude vyšší růst našich cen. Exportéři by to možná upřednostnili, spotřebitelé sotva. Polštář se vypouští
Za páté: náš export těží z toho, že je koruna vůči euru podhodnocená. Tento kurzový polštář, který chránil české exportéry před zahraniční konkurencí, se postupně vypouští. Po přijetí eura se pouze změní způsob vypouštění tohoto polštáře: místo posílení nastoupí vyšší inflace.
Za šesté: v případě brzkého přijetí eura se budou ceny zvyšovat nikoli kvůli "zneužívání eura ke zdražování", ale kvůli růstu mzdových a jiných nákladů. Zdražování ropy by mnohem více zvyšovalo ceny benzinu a energií, kdyby koruna neposilovala vůči dolaru. Neladíme s okolím
Za sedmé: česká ekonomika na euro není připravena. Připravenost na společnou měnu se neposuzuje podle konkurenceschopnosti, ale podle toho, zda ztráta národní měny bude efektivně nahrazena jinými přizpůsobovacími mechanismy. Těmi jsou pružné trhy práce, vysoká mezinárodní mobilita české pracovní síly a sladěnost českého hospodářského cyklu s hospodářským cyklem dalších zemí. Zatím nejsou tyto podmínky splněny.
Za osmé: změny kurzu představují mechanismus, kterým se ekonomika vyrovnává s vnějšími šoky. Klesá- li poptávka po českém zboží nebo důvěra investorů v českou ekonomiku, dochází k oslabení koruny a naopak. Zmizí-li tento mechanismus, bude se ekonomika s vnějšími šoky muset vyrovnávat prostřednictvím deflace a inflace, což zpomaluje její růst. Později není špatně
Za deváté: zejména pro malou otevřenou ekonomiku je riskantní podřídit se jednotné měnové politice eurozóny, která vytváří pro všechny členské země jednotnou úrokovou míru, ačkoli se země mohou nacházet v odlišných fázích hospodářského cyklu.
Za desáté: zavázali jsme se k přijetí eura, ale z toho neplyne, že je lépe udělat to dříve než později. Rozhodující je schopnost dlouhodobě plnit maastrichtská kritéria, ale také (a především) podmínky reálné ekonomické sladěnosti. Švédsko se rovněž zavázalo přijmout euro, a přesto tak nečiní.
Robert Holman, člen bankovní rady ČNB a profesor Národohospodářské fakulty VŠE, Hospodářské noviny, 8.7.2008
*************************
http://www.klaus.cz/klaus2/asp/clanek.asp?id=1e0VbjsROmDz