Śladami Conrada
październik 2007
Leszek Szymański:
– ...pewnego razu, będąc na Cejlonie, siedząc pod olbrzymim wachlarzem śmigłowym, zdałem sobie nagle i ostro sprawę, że wędruję śladami Conrada...
dr Leszek Szymański, czyli...
– Nie, nigdy nie kojarzyłem siebie jako pisarza z Korzeniowskim. Może bardzo powierzchownie. Pamiętam, że pewnego razu, będąc na Cejlonie, siedząc pod olbrzymim wachlarzem śmigłowym, zdałem sobie nagle i ostro sprawę, że wędruję śladami Conrada, że oglądam resztki imperium brytyjskiego, podziwianego przez Korzeniowskiego za czasów świetności, że może on siedział pod tym samym wachlarzem, na tej samej werandzie popijając herbatę, lub coś mocniejszego. Prócz tego decyzja Korzeniowskiego pobytu za granicą była tylko pół-polityczna. Moja zdecydowanie polityczna.
Słyszałam, że jest wiele faktów w Twoim życiorysie, które są bardzo podobne do faktów z życia Conrada. Podobnie, jak on, wyjechałeś z kraju i nauczyłeś się języka angielskiego w wieku dojrzałym i tak jak on zachowałeś charakterystyczny akcent. Wreszcie, tak samo jak on, przestałeś pisać po polsku. Swoje utwory tworzyłeś już tylko w języku angielskim. Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat tych zadziwiających zbieżności, których jest podobno dużo więcej?
– Wyjechałem z Polski do Indii mając skromny, ale ostry dorobek literacki w języku polskim, i osiągnięcia, z których nie zdawałem sobie nawet sprawy. Teraz po przeszło 50 latach okazało się, że prąd literacki i pismo „Współczesność” stały się rozdziałem w Literaturze polskiej, a nawet jak niektórzy uważają epoką, a ja wyrosłem na... legendę! No i co już gorsze stałem się seniorem politycznych polskich pisarzy emigracyjnych
Z angielskim byłem osłuchany od czasów gimnazjalnych. Mój ojciec Kazimierz, świetnie władał tym językiem. Duży wpływ miało na mnie, że mój serdeczny przyjaciel (i członek grupy literackiej „Współczesność”) Hindus, Kedar Nath, choć jego mową rodzinną był Urdu, pisał po angielsku. Pokazało mi to, że można coś osiągnąć w literaturze w cudzym języku. Obecnie i wtedy zjawisko w Polsce wprost unikalne. Dość dużo pisałem rzeczy publicystycznych i dziennikarskich. Najważniejsze były w „Kulturze” i „Wiadomościach (tam też parę opowiadań). Jest to rozsiane po pismach polonijnego świata, zwłaszcza, że o przedrukach redaktorzy nie fatygowali się mnie zawiadamiać.
...Dr Leslie Shyman
Podobno aby pisać w obcym języku trzeba zacząć w nim nie tylko mówić ale i myśleć? Czy tak właśnie było w Twoim przypadku?
– Korzeniowski twierdził, że od lat nim zaczął pisać już myślał po angielsku, że jego pierwsze utwory literackie były w tym języku. Na pewno dużo czytał po angielsku, ja też. Ja zacząłem wpierw tłumaczyć swe opowiadania na angielski, wygładzał mi to zawodowy agent literacki J.C. Walls, któremu wiele zawdzięczam. Pierwszym takim korektorem jeszcze w Polsce był Kedar Nath, doskonały stylista! W pewnym momencie, nagle sobie zdałem sprawę, że łatwiej mi jest pisać po angielsku, choćby z błędami, niż tłumaczyć z polskiego. Często myślałem i myślę po angielsku.
A co z Twoim warszawskim akcentem? Podobno zachowałeś go do dzisiaj?
– Jeśli chodzi o polski akcent, zachowałem go do dziś dnia. Wystarczy mi powiedzieć dzień dobry – „good morning” by pytano mnie z jakiego jestem kraju. Podobnie jak Korzeniowski nie potrafię wymówić dźwięku „th”. Zresztą i po polsku nie wyzbyłem się warszawskiego akcentu i pisząc po polsku często się łapię na tym, że piszę fonetycznie. W angielszczyźnie do tej pory nie uporałem się z rodzajnikami, których brakuje w języku polskim. Wbrew prostym regułom jest tyle wyjątków i idiomatycznych zastosowań, że nie mogę się obyć bez pomocy, kogoś urodzonego w tym języku. Chyba dlatego, że nie jest to mój język ojczysty i muszę się stale korygować, jestem uważany za świetnego stylistę. Choć moja metoda pisarska, a zwłaszcza stylistyka są wprost przeciwieństwem techniki konradowskiej.
Zauważyłam, że mówisz Korzeniowski a nie Conrad. Czy ma to dla Ciebie jakieś głębsze znaczenie?
– Tak. Józef Korzeniowski wystartował jako Joseph Conrad. Jego narodowości jest trudno się domyślić na postawie powieści i opowiadań. Ja na odwrót w literaturze (nawet w amerykańskich i australijskich słownikach pisarzy) jestem odnotowany jako Leszek Szymanski. Natomiast w życiu prywatnym jestem Dr Leslie Shyman. Nazwisko zmieniłem, gdyż jako Polak w Australii, w latach 60-tych nie mogłem dostać lepszej pracy. Pewnego dnia, jakaś sekretarka mi oświadczyła, że mam alfabetyczną zupę zamiast nazwiska. Gdy zmieniłem nazwisko, przynajmniej docierałem do „interviews”. Korzeniowskiemu ani w życiu prywatnym, ani w zawodzie marynarskim nazwisko nie przeszkadzało. Na pewno by mu przeszkodziło w starcie literackim. Konrad było imieniem symbolicznym. Wbrew intencjom rodziców Jozef Teodor Konrad nigdy nie stał się KONRADEM. Ciekawe, że Korzeniowski/Conrad, który nienawidził Rosji, Rosjan i ich literatury, nazwał swego syna Borys. Imieniem kojarzącym się bardziej z Rosją niż Ukrainą, ale już wcale z Polską....
Tak imiona kryją czasem tajemnice, czasem przysparzają kłopotów. Słyszałam, że miałeś kłopoty z powodu swojego imiennika?
– Moje imię Leszek, nadane mi w roku 1933 było wtedy dość rzadkie i długo mylone z Lechem. Dziś od Leszków aż się roi, ale skąd się w Polsce wzięli tak liczni Dariusze intryguje mnie do tej chwili. Nota bene, kiedyś miałem przez te swe pierwsze imię trochę kłopotów. Otóż w Londynie krył się w szpitalu dla psychicznie chorych mój imiennik, który się produkował rzewliwymi religijnymi opowiastkami w „Dzienniku Polskim”. Prasa w PRL miała duży ubaw z domniemanego przestawienia przeze mnie chorągiewki. Nawet Jerzy Giedroyć w to uwierzył. Jak się sprawa wyjaśniła była to już musztarda po obiedzie.
A mówiąc jeszcze o narodowości to obracam się twórczo w kręgu polskim. Choć większość mych opowiadań i powieści jest osadzona na egzotycznym tle bohaterami są Polacy. Bo potrafię wczuć się w psychikę polską, ale nie umiem oddać bohaterów innej narodowości. Osadzić ich w realiach. Conrad wybrnął z tej trudności stwarzając niejako abstrakcyjne postacie, ponadczasowe i stale stosując technikę narratora. Egzotyczne tło to dla niego dekoracja.
Jest jeszcze jedna zbieżność – podobnie jak Joseph Conrad nie wybrałeś sobie na żonę Polki. Czy to był świadomy wybór, czy też głos serca?
– Korzeniowski już jako Conrad przyznawał się, że pociągały go orientalne kobiety, ale że nie odważył się przekroczyć granicy. W ogóle przez przeszło dwadzieścia lat był kawalerem. Mnie te rasowe granice nie przerażały, przekraczanie ich było fascynujące.
Teraz pytanie z rodzaju trudnych. Joseph Conrad spotykał się z zarzutami współczesnych. Krytycy zarzucali mu brak patriotyzmu, wytykali, że porzucił kraj dla korzyści materialnych, że sprzeniewierzył się obowiązkowi narodowemu odchodząc od ojczystego języka i pisząc po angielsku w czasach, gdy ojczyznę zniewolili zaborcy Eliza Orzeszkowa oburzała się, że Korzeniowski wzbogaca kulturę Anglosasów, „którym nawet ptasiego mleka nie brakuje”. Czy Ty też spotykałeś się z zarzutami wynikającymi z faktu, że dla swej twórczości wybrałeś język angielski?
– Zarzuty Orzeszkowej są idiotyczne, zresztą nie tylko jej, bo zabrała głos w ramach szerszej dyskusji, o ucieczce talentów z Polski. Korzeniowski wyjechał z Krakowa jako kilkunastoletni chłopak. O Polsce mało co wiedział. Podobnie jak o życiu ludzi między którymi spędzał urlop na mniej lub więcej egzotycznym lądzie. Wiec jak mógł pisać powieści z polskim tłem? Pisarzem został, gdy żaglowce wyszły z mody i liczył na utrzymanie się z pióra. Gdyby został w Polsce nie wiadomo, czy w ogóle byłby pisarzem. Ojciec Apollo był literatem, ale zasłynął jako niefortunny polityk i konspirator. Zarzuty za wyobcowanie się padły dopiero wtedy, gdy Conrad stal się sławny. Wątpię, aby w Polsce kiedykolwiek stal się sławnym. ... Jeśli o mnie chodzi, to zacząłem pisać po angielsku idąc między innymi za radami Giedroycia i Grydzewskiego. Rynki zbytu dla prawdziwych pisarzy ciągle się kurczyły. Dla pisarzy emigracyjnych piszących po polsku nie istniały. Nigdy nie stałem się sławny. A w Polsce byłem unicestwiony przez cenzurę, więc prawie nic o mnie nie pisano. A tym bardziej o moich sukcesach, które odnosiłem u krytyków ale nie czytelników.
Joseph Conrad Korzeniowski naraził się też rodakom swoim ironicznym stosunkiem do twórczości Henryka Sienkiewicza, którego „Trylogię” nazwał w jednym z listów do Kazimierza Waliszewskiego „Heroiczną ewangelią św. Henryka”. Czy w tym przypadku Twoja opinia jest również zbieżna z opinią Conrada?
– Moje i Conrada gusty literackie są bardzo różne. Ale w tym wypadku się pokrywają. Gdy czytałem ponownie „Trylogię” jako dorosły człowiek uznałem to za bzdury. Z trudem i z obowiązku dobrnąłem do końca tego dzieła.
Myślę, że polscy czytelnicy chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej na temat Twojej twórczości z okresu po wyjeździe z Polski. Są to wszystko dzieła, które napisałeś po angielsku. W Polsce nie ukazały się dotychczas tłumaczenia. Może więc opowiesz nam o swoim dorobku literackim.
– Zacznę od tego, że nie jestem powieściopisarzem i nowelistą sensus strictum. Jestem także historykiem i politologiem. Napisałem monografie „Casimir Pulaski in America”. Pokazałem olbrzymią rolę jaką odegrał Pułaski w amerykańskiej wojnie domowej, podkreślam, że to była wojna domowa. Pokazałem jego konflikt z Waszyngtonem. Wyciągnąłem mnóstwo nieznanych dokumentów. Ustaliłem szczegóły i szczególiki. Daty, nazwiska, a nawet jak wyglądały guziki w Legionie Pułaskiego. Kopalnia wiadomości dla „Pułaskologów”.
Następnie opracowałem historię „Solidarności” z punktu widzenia systemowego. Książka znakomicie przyjęta przez zawodowych politologów.
„Living with the Weird Mob” to eseje na temat Australii, Anglii i Filipin. Parę lat temu ukończyłem, proszę mi wybaczyć samochwalstwo, rewelacyjną biografię, choć nie monografię, Pawła Strzeleckiego.
Z książek ściśle literackich wydałem zbiór opowiadań „Escape to the Tropics”. Seria dłuższych opowiadań połączonych osobą bohatera Jana Skrzetuskiego (pseudonim Akowski) to „On the Wallaby Track” – Na Kangurzym Szlaku. Pisane w stylu londonowskim i dzieje się w tropikalnej Australii i na Nowej Gwinei. Opowiadania cieszyły się dość dużym i międzynarodowym powodzeniem, ale nigdy się nie ukazały w formie książkowej. Największe powodzenie zdobyły w Holandii.
„Warsaw Aflame” to historia niemieckiej okupacji Polski”, graficznie współpracował ze mną Czesław Banasiewicz.
„Narzeczone” to „romans” sydnejski z lat 60-tych. Było to drukowane odcinkowo w paru pismach emigracyjnych. Po polsku jest również broszurka „Pulaski Bohater Nieznany”.
W maszynopisach pozostaje jeszcze parę powieści po angielsku i dwa skrypty filmowe.
A nad jakimi dziełami pracujesz teraz? Wiem, że jednym z nich jest monografia Jose Rizala – bohatera filipińskiego. Poza tym słyszałam, że piszesz traktat filozoficzny dotyczący tajemnicy istnienia. Kiedy te dzieła będą wydane i czy ukażą się w języku polskim?
– Moja biografia Jose Rizal’a będzie, mam nadzieję, czymś niezwykłym. Nie chodzi tu tym razem o fakty, opieram się głównie na znanych źródłach, ale są tam liczne interpretacje, tło historyczne i dygresje w sfery filozoficzne i literackie. Staram się też łączyć biografię Filipińskiego bohatera ze sprawami polskimi i ogólnymi. Mam nadzieję, że przez to będzie to książka interesująca nie tylko dla Filipińczyków i Polaków, ale dla międzynarodowego czytelnika.
Co do traktatu filozoficznego to raczej zamierzony „opus”, gdzie „opisuję” swą religio-filozofię. Chcę to opracować bardzo solidnie i w miarę możliwości naukowo, to jest bez sztucznych założeń i prawd objawionych, najwyżej znajdą się tam intuicyjne domysły – prawdy, których nie mogę udowodnić, stąd wynika me określenie religio-filozofii. Nie mogę się tym zająć na serio nim ukończę Rizala. Nie potrafię pisać na raz dwu rzeczy. Jestem jednotorowy. Staram się nasiąknąć XIX wiekiem...
W ogóle mam dużo planów literackich. Zobaczymy, albo nie, co z tego wyjdzie. Jak na razie przekonałem się, po krótkim wypadzie do Polski, po 50 latach !, że na rynek polski nie mam co liczyć, więc ostanę się przy języku angielskim jako narzędziu literackim, więc w tym miejscu kłaniam się panu kapitanowi Józefowi Korzeniowskiemu zwanemu Conradem.
Na zakończenie chciałabym złożyć Ci gratulacje z powodu przyznania Ci w lipcu bieżącego roku przez ”Miasto Literatów” nagrody im. Josepha Conrada Korzeniowskiego.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska
Warszawa, 2007 r.
Dr Leszek Szymański – literat, dziennikarz, założyciel i pierwszy redaktor naczelny legendarnego pisma „Współczesność”. Po wyjeździe z Polski w roku 1958 trafił przez Indie, Filipiny, Australię i Anglię do USA, gdzie mieszka obecnie. Na jesieni 2006r. odwiedził Polskę z okazji obchodów pięćdziesięciolecia powstania „Współczesności”. W lipcu 2007 roku dr Leszek Szymański otrzymał przyznaną mu przez „Miasto Literatów” nagrodę im Josepha Conrada Korzeniowskiego. Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się 22 lipca w Orlando na Florydzie.
Wywiad opublikowano w polonijnym Portalu „Miasto Literatów”.
Przeczytaj również: Tajemnica smugi cienia(link)
Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum