- Był letni zmierzch, schodziliśmy do wioski ze wzgórza. Zapach ziół przyprawiał o zawrót głowy, ale znad rzeki wionęło orzeźwiającym chłodem. Gdzieś w oddali przeganiano kołchozowe stado, zadźwięczały w ciszy krowie dzwonki i wówczas Wasilij Makarowicz powiedział: Słuchaj, zaśpiewajmy razem „Wieczorny dzwon”. I zaśpiewaliśmy.
Potem śpiewali wspólnie tę i inne pieśni wiele razy, siedząc wieczorami na ganku chaty w ałtajskiej wsi Srostki. Maria Szumska poślubiła Wasilija Szukszyna w 1954 roku. Małżeństwo to nigdy nie zostało prawnie rozwiązane, choć dwa lata później, stojący na progu kariery pisarz i reżyser porzucił żonę. A potem, aby zalegalizować swój związek z Lidią Fiedosiejewą, która partnerowała mu filmie „Kalina czerwona”, po prostu "zgubił" dokumenty.
W Moskwie długo nikt nie wiedział, że ma żonę na dalekim Ałtaju.
„Tylko na ciebie mogę liczyć”
- Nie chciałabym mówić o moim małżeństwie z Wasilijem Makarowiczem. To było tak dawno – Maria Szumska jest bardzo onieśmielona, wręcz zażenowana zainteresowaniem, jakie wzbudza jej osoba. Dzisiaj ma siedemdziesiąt osiem lat, jest emerytowaną nauczycielką. Śpiewa w wiejskim chórze emerytów, właśnie skończyła się poranna próba. Kilka pytań o aktualny repertuar przełamuje lody. W programie są nawet utwory w języku łacińskim, choć mowa starożytnych Rzymian w ustach mieszkańców ałtajskiej prowincji, brzmi dość osobliwie.
- Uwielbiam muzykę. Długo nie miałam pojęcia, że mój głos jest coś wart, dopiero Natalia Makarowna (siostra Szukszyna) powiedziała kiedyś zdziwiona: „Masza, nie wiedziałam, że ty tak pięknie śpiewasz!". W tamtych latach dziewczęta zbierały się wieczorami i śpiewały pieśni – wesoło lub rzewnie... Było tych piosenek bardzo wiele, różnych – romanse, pieśni ludowe, liryczne: „Po dzikich stepach Zabajkala”, „To było niedawno, to było tak dawno”, „Na cmentarzu Mitrofanowskim”... 25 lipca na urodziny Wasilija Makarowicza śpiewałam mu zawsze romanse: „Nie broń się przede mną” i „Ciemnowiśniowy szal”. On to bardzo lubił.
W 1952 roku przyjechał na urlop z wojska i strasznie się rozchorował na anginę (kłopoty ze zdrowiem były powodem przedterminowego zwolnienia Szukszyna ze służby w marynarce wojennej – W.G.). Kiedy się o tym dowiedziałam, pobiegłam do niego. Mieszkał dość daleko, a wtedy, pamiętam, była ulewa. Narzuciłam coś na siebie, ale i tak, zanim doszłam, byłam cała przemoczona i ubłocona. Jak zwykle poprosił, żebym coś mu zaśpiewała i dodał: „Masza, tylko na ciebie mogę liczyć”.
Porwał go Czujski Trakt
Rozmawiamy w gabinecie kierowniczki wiejskiego domu kultury w Majmie. Duży zegar na ścianie zatrzymał się dawno temu, pająk zdążył rozsnuć pajęczynę pomiędzy szeroko rozstawionymi wskazówkami. Maria Szumska przywołuje postaci i zdarzenia sprzed ponad pół wieku. Ale tkliwe słowa śpiewanych przez nią piosenek nagle zagłusza dobiegający zza ściany agresywny rytm szlagieru Ałły Pugaczowej „Madame Broszkina”.
Majma jest oddalona od Srostek o 60 kilometrów, leży pod Górnoałtajskiem, stolicą Republiki Ałtaju, autonomicznego regionu Rosji, graniczącego z Mongolią i Chinami. Linie kolejowe tu nie dochodzą, a żegluga po górskich odcinkach Katuni, według legendy, zamienionej w rzekę nieposłusznej córce cara Ałtaja, jest niemożliwa. Katuń przeciska się malowniczo pomiędzy skałami i rozdziela opływając wyspy, na których niegdyś duchy przodków wylizywały mózgi syberyjskim szamanom, aby mogli oni odprawiać swoje tajemnicze misteria. Komunikacyjnym kręgosłupem Ałtaju pozostaje Czujski Trakt, licząca 600 kilometrów, szosa przystosowana w pierwszej połowie lat trzydziestych dla potrzeb ruchu samochodowego. Prowadzi on z Bijska poprzez Srostki i Majmę w bezdroża Mongolii. Na północ – droga w wielki świat, przez Nowosybirsk do dalekiej Moskwy, na południe – dzikie góry. Pod względem krajobrazowym, to uroczy szlak, jednak jego piękno jest zwodnicze. Na Ałtaju cmentarzy nie ogradzają płoty lub mury – pod zaspami nie widać nawet czasem, gdzie kończą się mogiły. Ma to swoją symboliczną wymowę. Czujski Trakt budowali więźniowie, a szczątki wielu z nich pogrzebane są pod nawierzchnią drogi.
Nie o tym jednak mówiły pieśni i wiersze, opiewające Czujski Trakt. Przemierzały go ZIS-y i GAZ-y o kanciastych kabinach, a za ebonitowymi kierownicami siedzieli młodzi chłopcy, dla których również znalazło się miejsce w piosenkach. Nosili skórzane kurtki i spodnie, zaś ich dłonie skrywały długie, trójpalczaste rękawice. Otaczała ich legenda królów szos. Jednym z nich mógłby zostać Wasilij Szukszyn, ukończył bowiem technikum samochodowe w Bijsku. Ale on tylko opisywał Czujski Trakt, a marzył o wielkim świecie.
- Kiedyś przyniosłam mu książkę Ażajewa „Daleko od Moskwy”. Była ona wówczas bardzo popularna wśród młodzieży, wyrywano ją sobie z rąk. Wasilij Makarowicz wziął tę grubą księgę, przekartkował, spojrzał na mnie i powiedział: „Ja nie będę daleko od Moskwy. Ja będę, z pewnością będę w samej Moskwie”.
I pewnego dnia Czujski Trakt uniósł Szukszyna w wielki świat, daleko od Marii i rodzinnych Srostek.