MOTTO.
Wydarzenia ostatniego weekendu nie pozwalają chyba wątpić, że społeczeństwa zachodnie nie mają ochoty na nawet umiarkowane „zaciskanie pasa”. Demonstrowali przeciw temu trendowi mieszkańcy wielu miast Europy, Ameryki Północnej, czy Australii. Mało tego pozwalali sobie bez żenady na zadawanie przed kamerami takich pytań jak: „Czemu jeden procent najbogatszych ma decydować kosztem reszty społeczeństwa o istotnych sprawach politycznych i gospodarczych?”
W III RP ktoś kto odważyłby się na takie zapytanie, jeśli nawet nie zostałby zlinczowany przez wielbicieli Balcerowicza i jego następców, to na pewno byłby odsądzony od przysłowiowej czci i wiary, a rozumu z całą pewnością.
Obiegową mądrością w III RP jest stwierdzenie, że jej mieszkańcy są przyzwyczajeni do życia w permanentnym kryzysie. Taki paradygmat ma zastąpić logiczną interpretację przyczyn dla których można było jej mieszkańców ograbić doszczętnie nie tylko z majątku, ale również godności i honoru. Dzięki takiemu stwierdzeniu obywatele III RP powinni uznać za normalne i naturalne pomiatanie i wykorzystywanie ich przez przybyszów-kolonizatorów w Polsce, a miejscowych podczas ich pobytu na emigracji. Utrwalanie w społeczeństwie kolonialnej mentalności białego murzyna stanowi jeden z filarów, na których wspiera się władza naszego POlskiego okupanta.
Inaczej sprawy mają się na zachodzie, gdzie społeczeństwa nie są przyzwyczajone do takiego traktowania, a dodatkowo uważają swe przywileje i komfort ekonomiczny za niezbywalne.
Czemu zatem doszło na zachodzie do obecnej sytuacji?
Popularna opinia sugeruje, że ponadprzeciętne zdolności, pracowitość i poszanowanie praw i zasad stanowią przyczynę prosperity zachodu. Taki stereotyp jest niezwykle wygodny dla obywateli „przodujących państw świata”. Z jednej strony pozwala im bez skrupułów wykorzystywać inne nacje, z drugiej sytuuje innych (np. Polaków) w pozycji potulnego stada baranów, które bez sprzeciwu musi przyjmować wszystko co do nich dociera z zachodu i wpatrywać się weń, jak w niedościgniony wzorzec do naśladowania.
Protestanci, którzy po przedstawicielach plemienia wybranego, wiodą prym w zachodnich społeczeństwach ukuli sobie nawet teorię, będącą w swej istocie zwierciadlanym odbiciem idei bolszewizmu. Bolszewicy twierdzili, że jedyną przyczyną nierówności społecznych jest tylko i wyłącznie „wyzysk człowieka przez człowieka”. Protestanci uważają, że bogactwo jest formą Boskiego błogosławieństwa. Tak więc rozmiary czyjegoś bogactwa świadczą ekskluzywnie o stopniu życzliwości Stwórcy do danej osoby. Gromadzenie jak największego majątku jest więc nie tylko dobrą polisą na życie, ale też niejako wymogiem natury duchowej.
Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej. Przewaga zachodu nad resztą świata datuje się dopiero od początków rewolucji przemysłowej i zarania kapitalizmu. Przewaga technologiczna pozwoliła mu na podbicie prawie całego globu i przekształcenia go w swoją kolonię. Rozwinięte systemy finansowe nowego ustroju umożliwiły natomiast transfer bogactwa z kolonii do metropolii. Jego gros zwyczajowo lądował w kieszeniach bankierów, ale okruchami żywiły się nieźle całe społeczeństwa. Rezydujący na zachodzie bankierzy woleli bowiem utrzymywać spokój społeczny na własnym podwórku, dając z tego powodu swe taktyczne przyzwolenie na istotne udogodnienia socjalne.
Zmierzch ery kolonialnej spowodował zmniejszenie dynamiki transferu bogactwa z trzeciego świata do zachodnich banków. Wtedy zwrócono swe oczy na tak zwany drugi świat czyli państwa „obozu socjalistycznego”. W tych krajach większość zasobów materialnych stanowiła własność społeczną ( państwową). Zmiana systemu społeczno-gospodarczego na tym obszarze dawała niepowtarzalną możliwość do „prywatyzacji” tych zasobów. I tak nadszedł rok 1989, a wraz z nim „transformacja ustrojowa” w krajach „demokracji ludowej”. Proces przejmowania majątku post-komunistycznego i przekształcenie tych krajów w nieformalne kolonie zachodu, pozwolił utrzymać pożądaną dynamikę transferu bogactwa do bankierskich kieszeni. Omawiane dwudziestolecie znane jest pod nazwą „globalizmu”, stanowiącego mutację kapitalizmu. W okresie tym do ruiny i nędzy doprowadzono wiele krajów byłego drugiego świata.
Możliwości dalszej intensyfikacji eksploatacji obszarów post-komunistycznych zaczęły się jednak wyczerpywać. Na dodatek kilka największych państw drugiego i trzeciego świata, zwanych obecnie „rynkami wschodzącymi”, postanowiło się uniezależnić. Chodzi tu o tak zwaną grupę
BRIC, czyli Brazylię, Rosję, Indie i Chiny, posiadającą kolektywnie ogromny potencjał przemysłowy i surowcowy. Na domiar złego destabilizacja zawitała na tereny innego ważnego obszaru surowcowego, jaki stanowią kraje arabskie. Obecnie nie ma już gwarancji, że państwa te będą kontynuować swą politykę polegającą na inwestowaniu petrodolarów w instytucje finansowe zachodu (fundusze inwestycyjne- SWF-
Sovereign Wealth Fund), czyli de facto wprowadzania zarobionych pieniędzy na powrót do amerykańskich i europejskich banków.
Nie pozostało więc nic innego jak rozpocząć finansową eksploatację swego własnego podwórka, jakim są kraje pierwszego świata. Dokonywano tego za pomocą nadmuchiwania tzw. baniek spekulacyjnych, powodujących gwałtowny wzrost cen różnych aktywów (np. akcji, nieruchomości) , tak by po ich pęknięciu konsumenci pozostawali z niespłacalnymi długami, a banki mogły z powodu niewypłacalności przejmować nieruchomości, lub spekulować na gwałtownych wahaniach cen akcji.
Teraz gdy dla bankierów nadszedł czas zbiorów, dla zachodnich społeczeństw nastała godzina prawdy. Stanęły one przed dylematem; albo zaakceptować stopę życiową porównywalną do tej z ich wschodnioeuropejskich kolonii, oraz zabrać się do ciężkiej nisko-opłacanej pracy, albo wydać walkę „finansistom”. Wszystko wskazuje na to, że wybiorą one ten drugi wariant. Ale nie będzie to łatwe przedsięwzięcie.
Jak zwykle w trudnych dla nich chwilach przypomną sobie one o „wspólnych chrześcijańskich korzeniach” i „prawdziwej europejskiej solidarności” ze swymi wschodnimi koloniami. Na horyzoncie pojawią się znowu autorytety moralne nawołujące spauperyzowane społeczeństwa postkomunistyczne do altruizmu i chrześcijańskich poświęceń dla „dobra wspólnego”. Zwykle w takich sytuacjach uszczęśliwieni niespodziewanym awansem Polacy rzucali się w objęcia swych „zachodnich braci” nie pomni na wyzysk i krzywdy od nich doznane. Po czym po wykonaniu swego zadania….. „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”.
Nie ulega wątpliwości, że w naszym wspólnym interesie leży pokonanie lichwiarskiej międzynarodówki bankierskiej, ale to na społeczeństwach zachodu spoczywa ciężar walki. One mają wiele do stracenia, nędzarze z III RP prawie nic. Dlatego tak jak one, które w 39 roku przyglądały się z cynizmem nierównym zmaganiom Polski z dwoma zbrodniczymi nacjami, tak teraz my powinniśmy zachować daleko idącą wstrzemięźliwość, a za ewentualną współpracę wystawić słony rachunek i zrealizować go z góry. Nawet takie postępowanie nie zrównoważy ogromu strat poniesionych przez Polskę w ostatnich dwu dekadach: zlikwidowanego przemysłu, czy „miękkiego ludobójstwa” realizowanego za pomocą masowej emigracji i spowodowanego nędzą spadku przyrostu naturalnego, o poniżeniach i stratach moralnych już nie wspominając.
Egzekucja tego rachunku może nastąpić jedynie wtedy gdy u władzy znajdą się mądrzy i pragmatyczni narodowi przywódcy. Na razie nic na to nie wskazuje, ale nadchodząca przyszłość pełna będzie niespodzianek. Jedno nie ulega wątpliwości, sic transit gloria mundi.
Ignacy Nowopolski
http://www.bibula.com/?p=45978