n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, listopada 26, 2011

TUSK 154

30 maja 2010

Poniższy tekst jest odpowiedzią na artykuł:


Janusz Palikot, poseł Platformy Obywatelskiej, na swoim blogu w Onet.pl zadaje serię pytań. Pierwsze z nich brzmi: "Czy jest prawdą, że Marta Kaczyńska otrzyma 3 mln zł odszkodowania z tytułu tragicznej śmierci Lecha i Marii Kaczyńskich?"





    Dziś mam przyjemność potwierdzić wam, iż doszło do pewnego przełomu. Nie wiem na ile ma to związek z naciskiem niezależnych blogów / mediów, i całego, obudzonego z letargu społeczeństwa. Oficjalne źródła zaczęły powoli sączyć nam te wiadomości, których ujawnienie jeszcze 2 tygodnie temu było czymś niewyobrażalnym. Chodzi konkretnie o wadliwe sygnały z radiolatarni bądź satelitów. Oczywiście, musimy wywierać na nich kolejne naciski. Gdyż musimy pamiętać jedno: im zależy na tuszowaniu prawdy, na zmęczeniu społeczeństwa tą sprawą, czy w końcu na rozmyciu wątków tej sprawy. Oni mogą próbować teraz zwalić całość winy na źle działającą radiolatarnię, bądź na wadliwie zainstalowaną radiolatarnię. Nie można na taką manipulację pozwolić, musimy wywierać teraz zdwojoną presję na siły zła. To nie może się tak skończyć. Puścili nam trochę farby myśląc, że nas to zadowoli w stu procentach. Jednak mylą się, myśląc, że uda im się zwalić prawdę na źle zainstalowany / źle działający szmelc w postaci radiolatarni. Widzicie, czytelnicy, taka wadliwa radiolatarnia to bardzo wygodna koncepcja dla manipulatorów i tych, którzy knują spiski przeciwko naszemu społeczeństwu w tej sprawie. Po pierwsze, mówiąc kolokwialnie: nikt nie beknie za wadliwie działającą radiolatarnię. Po drugie: uda się dzięki tej koncepcji ugasić wszelkie niewygodne pytania, np pytania o zamach terrorystyczny. Ja jestem prostym człowiekiem, nie mającym związku z polską pseudo inteligencją, która pracuje ze zdwojoną siłą, aby przekonać nas do koncepcji zwykłego wypadku. Nie mam ideologicznego skrzywienia w postaci aspirowania do bycia młodym, zajebistym inteligetem popalającym skręty i chodzącym do gejowskich clubów w ramach ideologii libertynizmu i 'tolerancji'. Może to dlatego moje widzenie sprawy jest tak chłodno logiczne i przejrzyste? Dla mnie rzeczą niewyobrażalną jest, aby z wielkiego samolotu została kupka pyłu i garść szczątków po upadku z ośmiu metrów. Gdzie się podziała reszta tego szmelcu i co sprawiło, że zniszczenia są aż tak wielkie? Wbrew pozorom, to pytanie wcale nie jest łatwym pytaniem i odpowiedź na nie zależy od posiadanego ideologicznego skrzywienia bądź nie posiadania takowego. To oczywiste, że zwolennicy Platformy Obywatelskiej będą mówić, że to tylko wypadek. Kierują się tutaj względami czysto politycznymi, wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice. Bronią swoich, bo podświadomie znają tą straszną prawdę, którą my głosimy otwarcie. Prawdę bardzo niewygodną dla rządzących, prawdę która w przyszłości, jeśli Bóg da, w wolnej Polsce, postawi ich przed sądem wojskowym i wyrokiem. Bloger 'Free your mind' ocenia tą sytuację następująco: 'Reszka z Majewskim po ponad miesiącu (nie tylko blogerskich) debat na ten temat odkrywają, iż mogła szwankować radiolatarnia na lotnisku Siewiernoje. Czy nie za późno na to odkrycie? Ktoś powie: lepiej późno niż wcale. Problem jednak w tym, że tego odkrycia dokonuje się już po 'oficjalnym' oskarżeniu i skazaniu załogi oraz śp. gen. Błasika, oskarżeniu, które najpierw 'delikatnie' sformułowała Moskwa, potem powtarzano do upadłego u nas, a teraz ? opierając się właśnie na tych powtórzeniach (tu E. Klich oraz T. Hypki wykazali się wyjątkową gorliwością) ? rosyjskie media mogą wprost huczeć od oskarżeń formułowanych bez żadnych zahamowań, o czym już pisałem - link tutaj. Ta kolejność zatem nie jest przypadkowa, ponieważ po 'ustaleniu' winy w/w osób nawet wykazanie, iż podawanie błędnych danych przez wieżę, niesprawność sprzętu, niezamknięcie lotniska itd. będzie 'przykrywane' twierdzeniem, iż te wszystkie dodatkowe okoliczności są bez znaczenia, ponieważ polska załoga i tak szarżowała. Przypomnę, że tego rodzaju głosy ekspertów 'przykrywające' już się odzywały od pierwszych dni po katastrofie, kiedy tylko pojawiły się w Sieci słynne zdjęcia i wizualizacje S. Amielina. Czy za jakiś czas Reszka z kolegą 'odkryją' Iła, tzn. zaczną drążyć jego temat? Dotrą do Koli? Zobaczymy.
    Link bezpośredni tutaj  Jeden z czytelników mojego bloga (nick: ona445) nadesłał mi zdjęcie satelitarne miejsca wypadku w maksymalnym dozwolonym powiększeniu. Link do zdjęcia - kliknij tutaj  A tutaj zdjęcie części zebranych przez MAK, bez kabiny pilotów Możemy tutaj na własne oczy zobaczyć tą niewielką ilość szczątków, które pozostały z samolotu. Niezależny bloger 'Stary Wiarus' dodał do tego swój komentarz: 'Ci, którzy noszą mundury za oceanem i mają dostęp do zdjęć o dwie generacje lepszych, są w stanie ocenić niepokojący artefakt w polu szczątków, widoczny na zdjęciach Digital Globe, którego nie da się ocenić w rozdzielczości 50cm, zwłaszcza na amatorskich monitorach. Otóż poniżej kokpitu,w dół i na prawo, tam, gdzie logicznie powinna się znajdować kabina pasażerska, widać regularnie kolisty krąg zaczernionej ziemi o średnicy pi razy oko 20-25 metrów. Czy to jest miejsce eksplozji czegoś, co poddało glebę daleko wyższej temperaturze niż płonące paliwo lotnicze, czy tylko mchy i porosty podlegające ochronie przyrody, zapewne do tego czasu ocenili już specjaliści w pomieszczeniach bez okien, gdzieś niedaleko od Waszyngtonu'.
    Link tutaj  Przejdźmy do dalszej części tekstu. -------------------------------------------------------------------------------------------- PRZYPOMNIENIE MOICH WCZEŚNIEJSZYCH TEKSTÓW O 10 KWIETNIA: zapraszam do zapoznania się: 1. czy to był zamach terrorystyczny? Pierwsze, najważniejsze pytania 2. kto mógł tego dokonać? Czy to był niewygodny lot? 3. kolejne pytania bez odpowiedzi.. 4. łgarstwa mediów niepublikowane fakty 6. nowe tropy śledztwa, ważny przełom 7. zobacz, jak nas oszukują! 8. nigdy nie poznamy prawdy.. 9. aspekty polityczne sprawy 10. żądamy prawdy - śledztwo to kpina 11. a jednak bomba? Nowe analizy ekspertów 12. szok medialnych kłamstw, epilog tezy ekspertów o bombie 13. kontekst złóż gazu, czyli jedna z koncepcji 14. nowe fakty i dezinformacje; powódź i aspekt zamachu -------------------------------------------------------------------------------------
  1. katastrofy pokrewne do katastrofy TU ? 154. niewiele miejsca poświęcam na tym blogu katastrofom pokrewnym, w szczególności bardzo zagadkowej katastrofie CASY w województwie Zachodniopomorskim:

    a.) 23 stycznia 2008 ? Samolot CASA C-295M Sił Powietrznych RP rozbił się po starcie z bazy lotniczej w Mirosławcu, w województwie zachodniopomorskim. Na pokładzie było 20 osób, w większości oficerowie polskich wojsk lotniczych. Wszyscy zginęli.

    kilka podobienstw min.
  • Miroslawiec- pierwsza katastrofa na świecie samolotu Casa
    Smolensk- pierwsza katastrofa na swiecie samolotu z systemem TAWS
  • Byc moze: ładunek termobaryczny? < Tego nie wiemy. Jednak zarówno w przypadku wypadku samolotu CASA, jak i w 'wypadku' TU 154 mamy do czynienia z faktycznym zniknięciem większości kadłubu tych samolotów. Co spowodowało tak znaczne szkody? Czy był to ładunek wybuchowy, bomba? Przyp. Jarek_kefir >
  • Duzo niejasności w śledztwie. < mataczenie, lekceważenie całych wątków śledztwa, manipulowanie opinią publiczną, itp, czyli cały arsenał reżimowej propagandy serwowany nam teraz. Przyp. Jarek_kefir >
  • Zbieżna jest również zasłona medialnej dezinformacji .
    Bezsporna wina pilotów, lansowana od samego początku, na długo przed zakończeniem śledztwa.
    Pojawia się nawet ta sama plotka o rzekomej obecności osób trzecich w kokpicie oraz medialna dezinformacja o nieporozumieniu między pilotem a obsługą wieży co do przeliczania jednostek miar. < zbieżne są też inne dezinformacje. Od początku wykluczono tezę o zamachu terrorystycznym, od początku lansuje się jedynie słuszną tezę, na długo przed oficjalnymi wynikami śledztwa. Wtedy był rok 2008, pierwszy rok rządów PO. Ale tym razem nie będzie tak łatwo. Przyp Jarek_kefir >

    b.) 19 października 1986 ? Tupolew 134 prezydenta Mozambiku Samory Machela rozbił się w drodze z Zambii do Mozambiku. Wśród 34 ofiar byli ? oprócz prezydenta ? także dwaj ministrowie. Dziesięć osób przeżyło katastrofę. Za przyczynę katastrofy uznano błąd rosyjskiego pilota. Jednakże, wiele faktów wskazuje, ze katastrofa następiła w wyniku fałszywego sygnału radiolatarni. Piloci lecący wcześniej sygnalizowali, że sygnał nadajnika był dziwny.
    Katastrofa prezydenta Mozambiku. Fałszywy sygnał VOR ( VHF omnidirectional radio range) a nie GPS, jest ewentualną przyczyną < tutaj muszę się uderzyć w pierś i przeprosić, ponieważ kilka dni temu wkleiłem tekst który mówił, że za katastrofę samolotu prezydenta Mozambiku odpowiada fałszywy sygnał GPS. Przyp. Jarek_kefir >
    Z informacji do których ja dotarłem katastrofa ta mogła być związana z fałszywym sygnałem radiolatarni. Były to radiolarnie VOR. Co prawda są to inne radiolatarnie niż NDB ale działające w podobny sposób. Z tych informacji wynika, że nie GPS ale radionadajniki VOR, które działają w sposób podobny do NDB.

    < od siebie dodam, że w przypadku katastrofy samolotu prezydenta Mozambiku powtarzano identyczne dezinformacje, co w wypadku katastrofy TU 154 z polskim Prezydentem na pokładzie. Oczywiście, oficjalne śledztwo od razu wykluczyło tezę o zamachu terrorystycznym, odmówiono wydania czarnych skrzynek, i w konsekwencji wskazano na błąd pilota. wtedy ustalono, w czasie 'śledztwa', że:
    a) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
    b) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
    c) załoga nie przestrzegała procedur lądowania,
    d) załoga zignorowała ostrzeżenia radiolatarni VOR.

    Co się okazało później? Później, po latach pewien agent służb specjalnych przyznał się, iż katastrofa samolotu prezydenta Mozambiku była zamachem terrorystycznym. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip. Przyp. Jarek_kefir >

    Link bezpośredni do powyższych informacji tutaj 


  1. pytania do Rosjan, czyli artykuł z mediów oficjalnych:

    Zdaniem 'Rz', pojawiają się kolejne wątpliwości i pytania. Załoga polskiego jaka-40, który podchodził do lądowania kilkadziesiąt minut przed tupolewem, miała problem z odbiorem sygnału z radiolatarni położonej kilometr od pasa.
    Radiolatarnia to kluczowe urządzenie, które pomaga lotnikom sprowadzić maszynę na ziemię. Informacje o kłopotach jaka-40 potwierdziły dwa źródła: ekspert pracujący dla rządu oraz osoba w Dowództwie Sił Powietrznych.
    Czy na podobne przeszkody mógł natrafić Tu-154? Rządowy ekspert: 'Rejestratory samolotu potwierdzają, że urządzenia namierzyły radiolatarnie. Nie oznacza to jednak, iż sygnał działał potem prawidłowo. Po wypadku Rosjanie dokonali oblotu lotniska, lecz bez udziału polskich specjalistów. Twierdzą, że urządzenia były w porządku. Jednak dotąd nie dostaliśmy protokołu czynności'.
    O kłopotach z radiolatarnią może świadczyć coś jeszcze. Kwadrans po jaku-40 na lotnisku próbował dwa razy lądować rosyjski ił-76. Nie trafiał w pas, zbaczał w lewo. A to właśnie radiolatarnie są odpowiedzialne za pomoc w wejściu na oś drogi startowej.
    Zdaniem 'Rzeczpospolitej' pytania rodzą się również w związku z informacją, że załoga tupolewa wyleciała z Warszawy bez danych nawigacyjnych lotniska w Smoleńsku oraz pracą kontrolerów lotu tuż przed katastrofą 10 kwietnia.
    Link do źródła tutaj 

    Rodzi to oczywiście pytania. Skoro aż 3 samoloty miały ten sam problem, to co powodowało fakt otrzymywania mylnych danych? Była to awaria radiolatarni czy celowy sabotaż ze strony nieznanych sił? Oczywiście, zwalono tutaj winę na źle działającą radiolatarnię. Tymczasem udowodnię wam to, że jest to celowa dezinformacja medialna. Po pierwsze, radiolatarnia nie była wadliwa, ponieważ jeszcze 3 dni przed katastrofą, 7 kwietnia, ten sam samolot z tą samą załogą lądował na tym lotnisku z premierem. Wtedy problemów nie było. To już kolejna medialna manipulacja, nie dajmy się zwieść.
    Po drugie, Rosjanie dokonali 'oblatania' tego lotniska, i żadnych problemów z radiolatarnią nie było. Z tekstu cytowanego powyżej wynika, iż fakt zakłócenia sygnału był celowym sabotażem, przygotowanym na konkretną chwilę. Urządzenia zakłocające sygnały były ustawione na tą, konkretną godzinę, dlatego problemy miały tylko te 3 samoloty.

  2. 'Grupa kilkudziesięciu pilotów cywilnych i wojskowych dokonała samodzielnej analizy ostatniej fazy lotu prezydenckiego Tu-154. W ich opinii, załoga nie próbowała lądować na lotnisku w Smoleńsku, a do tragedii doszło z powodu awarii steru wysokości. Takiego zdania jest reprezentujący lotników dr Tadeusz Augustynowicz, oficer Wojsk Lotniczych, koordynator lotnisk wojskowych, wieloletni pracownik LOT.

    W ocenie dr. Augustynowicza poznane dotąd okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M oraz wzbudzający kontrowersje przebieg śledztwa wskazują, że winnymi wypadku z 10 kwietnia br. nie są polscy piloci. Zawiodła rosyjska maszyna, a konkretnie jej blok sterowania. Niestety, kluczowe informacje na ten temat nie są ujawniane opinii publicznej. Grupę pilotów wzburzył fakt, że zaraz po katastrofie założono, że Tu-154M był sprawny technicznie, a winą za spowodowanie katastrofy usiłowano obarczyć pilota Arkadiusza Protasiuka, przypisując mu szkolne błędy.
    Z ustaleń rosyjskiego MAK wynika, że autopilot Tu-154M wyłączony został dopiero na 5,4 sekund przed katastrofą, a TAWS (EGPWS) ostrzegał pilotów na 18 s przed uderzeniem w pierwsze drzewo. - Komisja zapomniała jednak o najważniejszym szczególe: prędkości samolotu.

    W Tu-154M regulacja wysunięcia podwozia zależy od prędkości i jest automatyczna. Na zdjęciach z katastrofy widać, że koła nie są wypuszczone pod kątem 90 stopni, lecz mniejszym. Jest to 3 z 5 stopni wypuszczenia podwozia, który świadczy o prędkości 360-380 km/h, tymczasem lądowanie odbywa się przy prędkości maksymalnie 250-270 km/h - wyjaśnia w rozmowie z 'Naszym Dziennikiem' Augustynowicz. Jeśli zatem samolot miałby podchodzić do lądowania - jak sugerują śledczy - to dlaczego leciał tak szybko? W ocenie grupy pilotów, kapitan Protasiuk zdawał sobie sprawę z warunków pogodowych w Smoleńsku, znał też samo lotnisko i nie podejmował ryzyka.
    - Kapitan postępuje bardzo rozważnie, najpierw wykonuje co najmniej dwa kręgi nad pasem (tzw. oblot), a dopiero później decyduje się podejść do lądowania. Podchodzi do tego profesjonalnie: sam, osobiście komunikuje się z wieżą, pomimo że zwykle robi to nawigator albo drugi pilot. Piloci rozpoczynają ścieżkę zniżania 10 km od progu pasa startowego, na wysokości 500 metrów. Cały czas działają niezwykle ostrożnie, znając komunikaty pogodowe i wiedząc od załogi jaka o problemach lądującego wcześniej Iła-76 - sugerują piloci. Według nastaw autopilota samolot co 2 km miał się zniżać o 100 m, a na wysokości 100 m w odległości 2 km od pasa miała zapaść decyzja o tym, czy lądować. Jeśli tak - piloci przeszliby na ręczne sterowanie. Tak się nie stało. Za to po 'wyrzuceniu' podwozia doszło do usterki steru wysokości.
    Tu-154M miał już wcześniej problemy z blokiem sterowania, który uległ awarii na Haiti w styczniu br. (blok ten był wymieniany w czasie zakończonego w grudniu 2009 r. remontu samolotu w zakładach w Samarze). Samolot powrócił do kraju dzięki działaniom pilotów, którzy naprawili usterkę. Po tym incydencie blok powinien być wymieniony przez techników specpułku. Czy tak się stało? Czy w Smoleńsku nowy blok mógł ponownie nawalić'?
    Link do całości tutaj 

    Pytania są następujące. Dlaczego komisja zataiła prędkość samolotu? Czy było to celowe działanie, mające ugrać trochę czasu? No i najważniejsze ? skoro pilot nie próbował lądować to dlaczego znalazł się tak nisko nad ziemią? Wszyscy już wiemy, że pilot znajdował się prawie że nad ziemią jeszcze przed pasem lotniska, zbaczając w bok.

  3. List otwarty matki Przemysława Gosiewskiego. Wklejam go bez komentarzy własnych:
    '(...) W programach telewizyjnych oglądam lotnisko pełne wody, błota - jak na mokradłach. Dochodzą do mnie informacje, że poniewierają się części ciał, paszporty, ubrania.

    Rodzi się pytanie: czy to jest Europa? Czy wracają mroczne czasy totalitaryzmu? Czy pracują tam odpowiedni ludzie?
    Gdzie jest nasza duma narodowa, gdy Prezydenta RP i jego delegację traktuje się jak zwykłych turystów, bez elementarnych zabezpieczeń?...
    Mówi się, że urządzenia w samolocie funkcjonowały bez zarzutu, obsługa była doświadczona. Więc co się stało? Słyszymy z doniesień, jak nagle pojawia się jakiś samolot, jak źle są ustawione światła na pasie albo nie ma ich wcale, no i oczywiście o mgle.
    Zginęli bohaterowie, którzy lecieli pokłonić się zamordowanym Polakom, Elita Intelektualna Kraju. Zginęli za Ojczyznę! - Mam być z tego dumna?
    Zawsze byłam dumna. Od najmłodszych lat bardzo szanowaliśmy i kochaliśmy Naszego Syna Przemysława. Kochamy Go nadal. Nie odkryłam tej tajemnicy po Jego śmierci.
    Nasz Syn, jak i pozostałe 95 osób, które zginęły, nie zasłużyli sobie na to, aby tajemnica wypadku pod Smoleńskiem utonęła w błotach lotniska i została rozmyta przez wielogodzinne wykłady "znawców".
    Dlatego uważam, wręcz apeluję, gdyż już dosyć nasłuchaliśmy się sprzecznych informacji, gładkich słów...

    W celu poznania prawdy należy z tym apelem dotrzeć do wszystkich Rodzin poszkodowanych w tej strasznej tragedii, aby te zmobilizowały się w działaniu i:
    1. Utworzyły jedną prężną organizację pozarządową, np. "Kwiecień dziesięć", "Katyń 2" - zarejestrowaną, posiadającą osobowość prawną i możliwość oficjalnych wystąpień.
    2. Umożliwiły utworzonej organizacji pozarządowej korzystanie z pomocy prawnej niezależnych prawników współdziałających w celu ustalenia okoliczności wydarzeń i ochrony prawnej Rodzin osób poległych.
    3. Dążyły do powołania Międzynarodowej Komisji do zbadania wszystkich okoliczności katastrofy. (W medycynie usiłuje się poznać i zrozumieć przyczynę dolegliwości - powód choroby. Jeśli się tego zaniecha, choroba zwycięża).
    4. Rodziny oraz osoby zaprzyjaźnione powinny się spotkać, aby wytyczyć drogę postępowania w tej bolesnej dla Nas wszystkich sprawie.

    Kiedy piszę te słowa, dławią mnie rozpacz, ból i gniew. Jestem przekonana, że Nasz Najukochańszy Syn Przemysław, gdyby żył, zrobiłby wszystko, aby wyjaśnić tę straszną tajemnicę i doprowadzić do ewentualnego ukarania winnych. Bóg, Honor i Ojczyzna legły w katyńskich błotach razem z naszymi Najdroższymi.
    Jadwiga Czarnołęska-Gosiewska
    Link do źródła tutaj 

  4. kim tak naprawdę jest Edmund Klich i jakim interesom służy? Czy można mu ufać? Tutaj przedstawię wam materiały będące złym świadectwem o tym człowieku.

    Cytuję:
    '
    Edmund Klich mija się z prawdą - powiedział w 'Rozmowie Rymanowskiego' w TVN24 Rafał Rogalski, pełnomocnik m.in. rodziny państwa Kaczyńskich. Mecenas ostro skrytykował Klicha za ujawniane w mediach informacji na temat domniemanej winy pilotów za wypadek Tu-154.

    Edmund Klich, polski przedstawiciel przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym badającym okoliczności smoleńskiej katastrofy, ujawnił w środę w mediach, że piloci Tu-154 pod Smoleńskiem zdecydowanie zbyt wcześnie zaczęli podchodzić do lądowania i 'świadomie zeszli poniżej tak zwanej wysokości decyzji, czyli 100 metrów'.

    - Zrzucanie winy wyłącznie na pilotów jest niedorzeczne i szkodliwe dla śledztwa - przekonywał mecenas Rogalski, który reprezentując rodziny państwa Kaczyńskich, Gosiewskich, Putrów, Natalli-Świat ma dostęp do akt śledztwa polskiej prokuratury. Jednocześnie zaznaczył, że nie może zdradzić, jakie konkretnie informacje dyskredytują doniesienia Klicha. Stanowczo podkreślił jednak, że nie są one prawdziwe.
    Według mecenasa twierdzeniu Klicha kłam zadają fakty dotyczące 'postępowania strony rosyjskiej, związane z kontrolą lotu'. Przyznał jednocześnie, że 'bardzo niewielka ilość dokumentów przekazywanych przez Rosjan jest niepokojąca'.
    Link do źródła tutaj 

    dobrze znać takie opinie, ponieważ wypowiada je osoba kompetentna, czyli prawnik mający wgląd w akta prokuratury, które cały czas są ściśle tajne. Mam nadzieje, że w przyszłości poznamy szczegóły kłamstwa pana Klicha. To ujawnia nam niezbite fakty. Po pierwsze: zasłona dezinforacji, złej woli, mataczenia jest ogromna i dlatego zdesperowane rodziny smoleńskie musiały wynająć prawnika. Po drugie, wypowiedź Klicha znakomicie wpisuje się w ten szum dezinformacyjny serwowany przez me(n)dia. To przedsięwzięcie o jasnym celu i wyraźnie zaznaczonym, choć zdecentralizowanym kierownictwie. Tym pozornie chaotycznym szumem informacyjnym sterują zakulisowo konkretne osoby. W poprzednich moich tekstach udowodniłem wam, jak autor pierwszej relacji ze Smoleńska, pan Wiśniewski niemal na kolanach odwoływał swoje zeznania o potężnej eksplozji. I na tym właśnie to polega ? nie wiemy kto za tym stoi, ale tajemnicza 'niewidzialna ręka' tych osób jest bardzo widoczna, bo pozostawia ślady prawie we wszystkich mediach. Tylko czy nasz naród odczyta poprawnie te 'ślady zbrodni' medialnej? Ja w tej kwestii jestem optymistą i mam nadzieję, że tak. Zbyt wiele się zmieniło po 10 kwietnia, aby teraz zmarnować to, co udało nam się osiągnąć. Powoli trzeba kończyć śledztwo, gdyż nic nowego prawdopodobnie się nie dowiemy, a jeśli już, to będą to... sami wiecie, co. Trzeba przejść powoli do etapu następnego, czyli przekształcenia siły i dobrej woli narodu w coś konstruktywnego.
    Teraz wkleję inny materiał, też o Edmundzie Klichu. Zmysł telepatii jest znany ludzkości, niektórzy go posiadają w mniejszym, inni w większym stopniu. Ale czy Edmund Klich zasługuje na miano prawdziwego 'telepaty', który dowolnie modyfikuje, odbiera i przesyła sygnały telepatyczne? To absurdalne, ale wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest. Przecież żyjemy w III RP ;)

    cytuję:
    Edmund Klich, kiedy usłyszał w TVN o smoleńskiej katastrofie, poczuł nagły patriotyczny impuls, spakował walizkę, wsiadł w samochód i ruszył w try miga do Warszawy, do ministra Grabarczyka, choć nikt go o to nie prosił. On sam postanowił reprezentować Polskę.
    Podczas tej podróży jakimś dziwnym telepatycznym trafem zadzwonił właśnie do niego z Moskwy pan Aleksiej Morozow, szef Komisji Technicznej MAK, jakby przeczuwając, że on na pewno już z samego rana opuścił bloki startowe, bo poczuł ten dziwny impuls, to powołanie.
    Czy już wtedy uzgodniono procedowanie w myśl załącznika 13. konwencji chicagowskiej?Dzieje się to w demokratycznym państwie prawa, kiedy nikt z rządu jeszcze z Edmundem Klichem nie rozmawiał, nie mówiąc już o delegowaniu go jako przedstawiciela Polski do komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy. Pierwsi kontaktują się z Klichem Rosjanie, choć w katastrofie samolotu wojskowego to nie ten adres.
    (...)

    Jednym słowem o sposobie procedowania decyzja nie zapada na najwyższych szczeblach władzy między Polską i Rosją. Rosjanie metodą faktów dokonanych posługują się Edmundem Klichem.
    Naczelny prokurator wojskowy płk Krzysztof Parulski zarzucił Edmundowi Klichowi 'utrudnianie śledztwa i działanie na szkodę kraju'.
    Dlaczego? Bo Edmund Klich stanął po stronie Rosjan i uniemożliwiał bezczelnie udział polskiego specjalisty w przesłuchiwaniu rosyjskiego meteorologa.
    (...)

    Obecne tournee Klicha po wszystkich polskich mediach i obarczanie odpowiedzialnością za tragedię załogi i generała Błasika to wielki skandal i draństwo. Kilka razy dziennie Edmund Klich stopniuje napięcie i wrzuca kolejne sensacyjne informacje pochodzące ponoć z zapisu 'czarnych skrzynek'. Informacje te dziwnie korespondują z doniesieniami rosyjskiej prasy i ocenami tamtejszych specjalistów. Następuje efekt odbicia i Rosjanie na drugi dzień cytują w swoich gazetach polskiego eksperta.
    Link do źródła tutaj

    czy ktoś z was ma jeszcze wątpliwości co do szczerości intencji śledczych z Rosji i Polski? Mamy człowieka wiernie oddanego Rosji w komisji, wszystkie materiały są tajne, czarnych skrzynek nam nie oddano a ciała przysłano w zaplombowanych trumnach. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwość, jakim standardom hołduje salonik III RP?

  5. Komentarz czytelnika o nicku w.red (wklejam ponownie):

    Wkurza mnie jak ktoś zasłaniając się 'przepisami prawa' używa go do ordynarnego matactwa. Bo trudno inaczej wyjaśnić informacje serwowane nam maluczkim przez 'elyty' rządzące. A mam tu na myśli zasłanianie się 'Konwencją Chicagowską'. Której załącznik link:  może przyprawić o ból głowy. Bo napisano ją w trosce o interesy przewoźników i firm które samoloty produkują. W niewielkim stopniu dbając o interesy 'personelu'. Zadbano zaś o to by większość informacji na temat 'nieszczęśliwych wypadków' nigdy nie ujrzał świata dziennego. A z całą pewnością nie opinia publiczna. Fakt jej sporządzenia (1944r) oraz opublikowania jej w naszym DZ.U w roku 1960 tłumaczyć może dlaczego to nasz ówczesny rząd to podpisał. Były to czasy bowiem powszechnej 'tajności'. Ale że do dziś toleruje się takiego gniota odbierając ludziom prawo do informacji to naprawdę szok.
    Jest jednak małe 'ale'. Bo 'konwencja' ta już w swoim tytule, oraz art.3 stwierdza że dotyczy ona tylko -samolotów cywilnych.
    Poniżej treść o której mowa:

    KONWENCJA o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, podpisana w Chicago dnia 7 grudnia 1944 r.

    Artykuł 3.
    Cywilne i państwowe statki powietrzne
    Niniejsza Konwencja stosuje się wyłącznie do cywilnych statków powietrznych, nie stosuje się zaś do statków powietrznych państwowych.
    Statki powietrzne używane w służbie wojskowej, celnej i policyjnej uważa się za statki powietrzne państwowe.
    Żaden państwowy statek powietrzny Umawiającego się Państwa nie może przelatywać nad terytorium innego Państwa ani lądować na nim bez zezwolenia udzielonego w drodze specjalnego porozumienia lub w inny sposób albo niezgodnie z warunkami takiego zezwolenia.
    Umawiające się Państwa zobowiązują się, przy ustalaniu przepisów dotyczących swoich państwowych statków powietrznych, mieć na względzie bezpieczeństwo żeglugi statków powietrznych cywilnych

    W związku z tym robi się nas 'na szaro' bo 'tutek' którym podróżowali nasi oficjele był samolotem wojskowym. Bowiem był zarejestrowany jako własność wojska i obsługiwany przez wojsko.
    Co nie dziwi, gdyż jest to praktyka stosowana w większości krajów.

    Dotyczy to również zasad określających jego użycie /w tym przelotów nad terytorium innego państwa/ które uzgadniane są każdorazowo z państwem z którego przestrzeni lub terytorium korzysta. Co jak sądzę powinno mieć miejsce i w tym przypadku.
    Nie wiem co, jak i na ile załatwiono czy uzgodniono w związku z tą wizytą. Pewne jest jedno - nasi obecnie 'rządzący' nie tylko nie byli nią zachwyceni. Wręcz najprawdopodobniej ją sabotowali (tak jak wszystkie działania Prezydenta).

    W każdym razie moim zdaniem zasłanianie się rzeczoną Konwencją to mówiąc kolokwialnie pic na wodę fotomontaż. Ja tego nie kupuję!

  6. szokujący wpis jednego z Internautów na portalu Interia.pl:

    Wiecie co się tam teraz dzieje? To paranoja!! Wybrałem tam się ze znajomymi, aby zobaczyć to miejsce na własne oczy.
    I tak: autokary z Polski i Rosji, widzieliśmy nawet jeden z Francji, jest też dużo tirów na polskich blachach. Wszędzie pełno ludzi, którzy chodzą sobie po tym bagnistym terenie, jakby byli na grzybobraniu. Wszędzie strasznie śmierdzi i czuć zapach ludzkiej zgnilizny oraz smród paliwa samolotowego. Są tez ruscy z milicji, siedzący w cywilnych pojazdach.
    Rozmawiam z polskimi harcerzami. Pokazują mi miejsce,gdzie przed chwila znaleźli kawałek ludzkiego ciała, prawdopodobnie kawałek ludzkiej stopy i ją głęboko zachowali. Ale i tak czuję ten smród! Moi znajomi znaleźli jakiś notatnik ale strasznie zabrudzony. Oddali go harcerza.
    Zaczepili nas ruscy i proponują fragmenty samolotu na sprzedaż. Koleś miał jakieś części z kokpitu i chciał za nie 400 euro! Teren wygląda jakby był tuż po koncercie woodstoku. Pełno szukających ludzi! Nie zabezpieczony teren! Patrol milicji tylko na pokaz!
    Wszyscy Polacy z którymi rozmawiam, mówią jednym głosem:
    - to skandal, że rząd Tuska na to pozwolił!
    Tu nawet największemu twardzielowi, cisną się łzy do oczu.
    Wracamy do kraju zdruzgotani!!!
    Jedyne co sobie przywłaszczyłem, to urwana gałąź z drzewa, o które zahaczył prezydencki samolot. Jeżeli chcecie zobaczyć jak jest naprawdę, jedzcie tam i się przekonacie na własne oczy!!
    Jeszcze jedno: chciałbym teraz spotkać osobiście Tuska.



  7. SZOK!! czy Jarek_kefir, autor tego tekstu, musi iść w te pędy do psychiatry? To wynika ze słów tzw 'autorytetów moralnych' gnojących porządnych ludzi. Oceńcie państwo sami:

    'W PRL ? przestępczej strukturze monstrualnych rozmiarów, która wyparła z Polski niepodległe państwo a z Polaków zrobiła niewolników ? kłamstwo było bardzo ważnym elementem prowadzonej polityki (wewnętrznej jak i zagranicznej).

    Kłamstwo zastąpiło prawdę a propaganda rzeczywistość. Z kolei ważnym elementem polityki zakłamywania była cenzura, czyli wykreślanie konkretnych zagadnień/faktów z narodowej świadomości. Oficjalnie po upadku PRL zniknęła również cenzura, ale tak nie jest. Centralnego urzędu cenzorującego oczywiście ma, ale skutki jego działalności widać gołym okiem.
    Jednym ze sposobów ingerowania w publiczną debatę jest 'znakowanie' tematów i zagadnień przez grono samozwańczych cenzorów i wskazywanie co komu przystoi myśleć.

    Jedną z etykiet informujących jak myśleć nie wolno jest 'teoria spiskowa'. Co to właściwie takiego nikt nie wie i pewnie dlatego nikt nie pyta. Co prawda, przyglądając się historii świata nie sposób nie przyznać, że jest ona głównie historią spisków, ale w to wnikać nikt nie będzie. Liczy się że 'teoria spiskową' ma skutecznie eliminować pewne pytania.

    Tych pytań zadawać nie wolno i nie zmienia tego fakt, że około siedmiuset amerykańskich inżynierów, konstruktorów i architektów zrzeszonych w stowarzyszeniu 'Architects and Engineeres for 9/11 truth', w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie kwestionuje oficjalną wersję wydarzeń.
    Cenzura w tym przypadku jest sprowadzaniem do absurdu i przytaczaniem 'spiskowej teorii' (po polsku nazywa się po prostu bzdurą) o trzech tysiącach Żydów, którzy mieli tego dnia nie przyjść do pracy w WTC i temat zamknięty.
    Dokładnie tego przykładu z 'Żydami z WTC' przy okazji gnojenia Jana Pospieszalskiego i jego 'teorii spiskowych' użył niedawno (chyba środa) w radiu TOK FM (żydokomunistyczna 'Agora') Wojciech Maziarski (redaktor naczelny 'Newsweeka') a sekundował mu pracownik naukowy (sic!) Uniwersytetu Warszawskiego dr Łukasz Szurmiński. Panowie byli zgodni, że każdy kto dopuszcza myśl, że 10 kwietnia mógł mieć miejsce zamach, cytuję: 'kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego', koniec cytatu, w domyśle? jak ci od 'Żydów z WTC'.
    Link do źródła tutaj 

    po tym tekście aż strach się bać cokolwiek napisać ;) niedługo zapewne wszyscy zostaniemy nazwani oficjalnie wariatami. Szczerze mówiąc wole być psycholem i szydzić z nich pokazując 'legitymację' koloru żółtego niż być razem z nimi. Komuniści nigdy nie byli częścią społeczeństwa, byli przeciwko niemu. Dzisiejsze elity także nie są częścią naszego społeczeństwa, są przeciwko nam, Polakom. Najczęściej są to osoby 'słusznego', mośkowego wyznania.
    Ten tekst dowodzi także coś innego. Oni się nas boją. Boją się naszej siły, skoro muszą się uciekać do tak plugawych argumentów, niegodnych normalnego dziennikarza. Te pseudo elity zniszczą i wyśmieją każdego, kto tylko będzie dochodził prawdy. Wiecie na czym polega cenzura w PRL bis, czyli dziś? Polega to na tym, że owszem, ja mogę pisać i publikować swoje teksty, zaś gdyby taki tekst opublikował pan Pospieszalski, to nawet on został by na drugi dzień wywalony z pracy, a po pół roku znaleziono by go martwego, zabitego przez tzw 'nieznanych sprawców'. Bądź policja by stwierdziła, że popełnił samobójstwo strzelając dwa razy w swój brzuch i cztery razy w głowę (były już tak absurdalne opinie policji w bagienku PRL bis!).
    Czy wrócą mroczne czasy schizofrenii bezobjawowej, lobotomii, elektrowstrząsów? Wszystko wskazuje na to, że dzisiejsze łże elity występujące z pianą na buziach bardzo chciały by takiego rozwiązania...
jarek_kefirek (00:34)  http://astral-projection.blog.onet.pl/WYPADEK-TU-154-ZAMACH-SABOTAZ-,2,ID407274952,n

Marsz niewolników * ki e r u n e k

18 sierpnia 2007
Istniejąca współcześnie, kaleka demokracja liberalnego socjalizmu jest zaledwie wstępem do budowy całkiem nowej formy niewolnictwa. Ludzkość jak dotąd doświadczyła tyranii totalnej w dwóch formach. W starożytności przez całe tysiąclecia trwały monarchie despotyczne, w których władca uważał się za bóstwo, a jego poddani, niewolnicy państwa, żyli w strachu przez tym co nadprzyrodzone i niemożliwe do pokonania lub zgładzenia. W XX wieku bolszewicy, pilni uczniowie Karola Marksa i Włodzimierza Lenina, eksperymentowali w Rosji z nową formą tyranii absolutnej: socjalizmem internacjonalistycznym. W socjalizmie despota oficjalnie nie istniej, w socjalizmie rządzi lud. Władza w socjalizmie pochodzi od ludu, reprezentuje lud i włada w interesie ludu. Lud w ten sposób został złapany w pułapkę pojęciową. Lud nie może obalić władzy ludowej bo nie może obalić samego siebie. Lud nie może być niezadowolony z ludowych przywódców bo to tak jakby był niezadowolony ze swojej własnej kondycji. Podobnie jak w starożytności kluczem do pomyślnych rządów jest przekonanie ludzi. Jeśli ludzi uwierzą, że despota jest bóstwem lub, że to władza jest ludowa (ludzi), nikt nie znajdzie w sobie dość motywacji by podnieść na nią rękę.

W odróżnieniu od Rosji, na Zachodzie nie było możliwości by wprowadzić socjalizm bolszewicki. Ludzi zwyczajnie wiedzieli czym jest władza ludu, czyli samorząd, Wiedzieli, bo z różnym skutkiem praktykowali ją od czasów starożytnych Aten i nikt nie brał poważnie marksistowskiego pseudodemokratycznej propagandy. Socjaliści musieli pójść inną drogą, drogą socjalizmu liberalnego. Drogą bardzo powolną, polegającą na subtelnej redefinicji pojęć, zmiany świadomości, wykradania umysłów nowych pokoleń i bardzo wyrafinowanych technik niewolenia ludzi przy jednoczesnym zachowaniu demokratycznej i wolnościowej fasady. Podczas gdy socjalizm bolszewicki popadł w stagnację i załamał się, socjaliści reformistyczni na Zachodzi odnieśli i odnoszą cały czas małe i powolne sukcesu, które na przestrzeni ostatniego wieku sumują się do ogromnych i rewolucyjnych. W zasadzie wszytkie elementy nowej tyranii socjalizmu reformistycznego zostały już wymyślone i przetestowane, jedynie ich rozpowszechnienie i ugruntowanie wymaga sporego czasu. Polska jest pod tym względem poważnie zapóźniona, ale i tu dotrą wkrótce nowe marksistowskie trendy.

Wszelka demokracja, nawet jej pozory skończą się wraz z nastaniem tzw. cyberdemokracji, zwanej także demokracją internetowa, demokracją cyfrowa itp. Cyberdemokracja to pomysł by głosy były liczone przez komputery połączone w sieć. Klasyczny samorząd uznawał dwie formy glosowania: jawną i tajną. W głosowaniu jawnym każdy musiał publicznie określić swoje poparcie lub wstrzymać się od głosu. Często odbywało się to przez rozstąpienie zgromadzonych. Głosowanie jawne jest całkowicie odporne na wszelkie oszustwa wyborcze. Nie było i nie ma do dziś sposobu by sfałszować głosowanie jawne i prawdopodobnie dlatego była to podstawowa forma stosowana w demokracjach do XIX wieku. W głosowaniu tajnym głosujący nie ujawniają swoich preferencji publicznie, a niejawnie oddane, anonimowe głosy liczy specjalna komisja. Na tym kończą się współczesne definicje głosowania tajnego. Jeśli jednak wyjść po za oficjalną współczesną propagandę, okazuje się że historycznie głosowanie tajne było bardzo specjalną i bardzo rzadko używaną formą, a jej wykorzystanie obejmowało jeszcze dwa kluczowe warunki. Po pierwsze, komisja licząca głosy musiała być wyłoniona w głosowaniu jawnym. Po drugie, stosowno je tylko w przypadkach gdy zachodziło ewidentne ryzyko zastraszania wyborców, czyli w sprawach personalnych związanych z karaniem lub usuwaniem ze stanowiska wpływowej osoby publicznej. Dla przykładu w Atenach głosowanie tajne stosowano w przypadku uchwalania ostracyzmu, czyli wygnania polityka z miasta na 10 lat. Glosowanie tajne stosowano rzadko i obwarowano owymi specjalnymi warunkami, ponieważ było i jest do dzisiaj podatne na oszustwa. W głosowaniu tajnym jedynymi osobami, które znają prawdziwy wynik są członkowie komisji. Glosujący muszą ufać i wierzyć na słowo komisji.

Nic dziwnego że oligarchowie budujący współczesny despotyzm są zaciekłymi zwolennikami głosowania tajnego, we wszystkich sprawach i w dodatku bez jawnego wybierania członków komisji. Józef Stalin pozwolił sobie nawet na cyniczne stwierdzenie: Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy. Sowiecki despota mógł to powiedzieć na glos, oligarchowie budujący tyranię na Zachodzie nie mówią, bo o wiele bardziej subtelni od swojego wschodniego kolegi. W Polsce uczciwość tajnych wyborów ma gwarantować przyjmowanie do komisji wyborczych przedstawicieli wszystkich zainteresowanych partii. Taki system działa względnie dobrze i gwarantuje rzetelne liczenie głosów, ale tylko w przypadku dużych partii, które mają ludzi i pieniądze by dopilnować liczenia. Małe zrzeszenie często nie ma możliwości by wysłać przedstawicieli, lub wysyła przypadkowych ludzi. Co się wtedy dzieje z wynikiem wyborczym takiej małej inicjatywy politycznej? Jej wynik często nie przekracza zera, mimo że są osoby gotowe poświadczyć fakt zagłosowania na taką organizację. Oto całe wyjaśnienie zagadki. Jeśli w komisji nie ma osoby która obroni Twoje interesy, głosy ludzi którzy Cię poparli prawdopodobnie wylądują w koszu. Postarają się już o to najemnicy wielkich politycznych oligarchii. W taki sposób powstaje kolejny zawór bezpieczeństwa chroniący oligarchów przed spontanicznymi i autentyczni wybuchami obywatelskiej samorządności.

Tajność wyborów w obecnym kształcie jest co najwyżej pomniejszym mechanizmem tłamszenia uczciwej republiki. Sytuacja zmieni się diametralnie gdy do tajności dołoży się komputery. Skontrolowanie wyborów w cyberdemokracji stanie się niemożliwe. Wyborcy będą wciskali klawisz w maszynie, maszyna prześle coś przez Internet do innej maszyny. Komputer zbierający głosy zrobi z nimi coś i wyświetli wynik. Trzeba przy tym pamiętać, że będzie to robić prywatna firma, bo państwowe urzędy są skrajnie niekompetentne i pozbawione fachowców. Trzeba też sobie uzmysłowić, że sam program liczący głosy będzie objęty prawami autorskimi i nikt po za zaufanymi pracownikami prywatnej firmy nie będzie miał wglądu w szczegóły jego działania. Kto wówczas sprawdzi wynik głosowania? Nikt nie będzie w stanie, a nawet jeśli jakiś zapaleniec wspierający się fachowym informatykiem spróbuje, szybko trafi za kratki ponieważ pogwałci prawa autorskie i tajemnice handlową. Wygląda to jak wizja fantastyczno-naukowa? Nic bardziej błędnego. Dokładnie taki system działa obecnie w niektórych okręgach USA (Diebold). Systemem zarządza prywatna firma, której właściciel ma kryminalną przeszłości. Podczas ostatnich prawyborów prezydenckich maszyny do głosowania potwierdził jedynie najgorsze obawy. Grupa informatyków udowodniła, że do systemu można się włamać.  Dane z systemu spłynęły z ogromnym opóźnieniem w stosunku do tradycyjnych komisji wyborczych. Czyżby dopiero uczono się fałszować wybory?  Wyniki liczone przez system miały podejrzaną tendencję do faworyzowania kandydata jednej z dwóch wielkich partii i zaniżania wyniku kandydata niezależnego o poglądach wolnościowych. Czyżby maszyny zaczęły myśleć i spiskować?

Oto przyszłości w której nadal będą wybory i żaden wyborca na nic nie będzie miał wpływu. Oto cyberdemokracja, idealna demokracja amerykańskich i już niedługo polskich oligarchów, a  także Józefa Stalina. Demokracja, w której tylko uprzywilejowani będą mogli zajmować się polityką, w końcu bez przeszkadzania ze strony poddanych. Dla poddanych zostanie za to gra komputerowa na maszynie wyborczej oraz teleturniej podawania wyników w telewizji. Oto droga do doskonałego niewolnictwa, gdzie niewolnicy będą myśleli że są wolni.
republikan
http://imperium-marionetek.blog.onet.pl/Droga-do-zniewolenia,2,ID311241881,n