n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, stycznia 22, 2012

Smolensk' - listy kłamstw

Tak lądują debeściaki - lista kłamstw smoleńskich

Już od pierwszych chwil po katastrofie rozpoczęły się rozmaite zabiegi zaciemniające prawdę o przyczynach i przebiegu tragedii smoleńskiej. Najczęściej miały one formę wrzutek, czyli rzekomych przecieków obciążających nieżyjących pilotów, gen. Błasika i prezydenta. Kłamstwa często zaczynały życie w mediach rosyjskich, a po stronie polskiej w TVN24, „Wprost”, RMF i „Gazecie Wyborczej”, a potem były powtarzane przez inne główne media. Pojawiały się dosyć regularnie – w pierwszych miesiącach po katastrofie co kilka dni, potem nieco rzadziej. Zgodnie z zasadami wojny psychologicznej było ich bardzo dużo, często przeczyły sobie wzajemnie, niekiedy zawierały elementy prawdziwe, innym razem były od początku do końca wyssane z palca. Wszystko to miało wywołać wrażenie chaosu, przekonać o niemożności dotarcia do prawdy, zdezorientować i zmęczyć społeczeństwo. Przypominamy część z nich. To niestety długa lista.

1. Tu-154 cztery razy podchodził do lądowania, mimo że kontrolerzy nalegali, by odleciał na zapasowe lotnisko (powtarzały to wszystkie główne media 10.04.2010 r.). W rzeczywistości samolot wykonywał jedno próbne podejście do lądowania uzgodnione, a nawet wręcz zalecone przez wieżę.

2. Prezydent Lech Kaczyński miał naciskać na załogę, by lądowała niezależnie od warunków. „Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach z takimi osobami na pokładzie” – napisał 10 kwietnia Roman Kuźniar, insynuując naciski Prezydenta („Kultura Liberalna”, 10.04.2010 r.). Jak pokazały stenogramy, nie ma nawet śladu jakiejkolwiek ingerencji ze strony Prezydenta w pracę załogi. Obecny doradca B. Komorowskiego był jedną z pierwszych osób, które mówiły o rzekomych naciskach na pilotów – ulubionym wątku rosyjskiej propagandy.

3. Gen. Błasik był w kokpicie tupolewa w ostatnich minutach lotu – tej wrzutki dokonał osobiście Edmund Klich (program TVN „Teraz My”, 24.05.2010 r.). „Polski akredytowany” nadal broni tego kłamstwa (radio TOK FM, 13.01.2012 r.), nawet po obaleniu go przez krakowskich biegłych sądowych dzięki analizie nagrań. Głos, przypisywany wcześniej generałowi, należał do II pilota, majora Roberta Grzywny.

4. „Śmiertelnym lądowaniem dowodził dowódca Sił Powietrznych Polski” – twórczo rozwinął tezę Klicha już następnego dnia dziennik „Izwiestia” (25.05.2010 r.). „Komsomolskaja Prawda” poszła jeszcze dalej i twierdziła, że gen. Błasik siedział za sterami samolotu. W Polsce rosyjskie kłamstwa upowszechnił TVN24 (26.05.2010 r.).

5. „Gen. Błasik miał zwyczaj wchodzenia do kabiny pilotów i zajmowania ich miejsca za sterami” – kłamstwa, mające udowodnić i podtrzymać tezę o winie gen. Błasika, były powtarzane w mediach jeszcze przez wiele miesięcy (TVN24, „Dziennik”, „Polska-The Times” – 14.10.2010 r.).

6. „Przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny” – minister Ewa Kopacz w Sejmie (28.04.2010 r.). Prawda była inna. Nie tylko nie dbano o szczątki poległych, ale wręcz niszczono wrak i miejsce katastrofy ciężkim sprzętem oraz zacierano ślady.

7. Załoga nie znała rosyjskiego i nie rozumiała komend wieży. Przeciwnie – piloci znali ten język doskonale, ponieważ do niedawna był obowiązkowy w polskim lotnictwie wojskowym. Kpt. Protasiuk miał za sobą 30 lotów do Rosji i na Ukrainę.

8. „Jak nie wyląduję, to mnie zabije” – TVN24 twierdziło, że „takie słowa kilkadziesiąt sekund przed katastrofą prezydenckiego Tu-154 pod Smoleńskiem miał wypowiedzieć kpt. Protasiuk” (14.07.2010). News pojawił się na czerwonym pasku i powtórzono go w Faktach TVN. To kłamstwo. Niczego takiego nikt z załogi nie mówił.

9. „To patrzcie, jak lądują debeściaki” – miał powiedzieć I pilot Tu-154, gdy dowiedział się o fatalnej pogodzie („Polska – The Times”, 17.07.2010 r.). Kpt. Protasiuk w ogóle tych słów nie wypowiedział.

10. Rozczłonkowanie samolotu na tysiące kawałków wynika z tego, że maszyna uderzyła w ziemię grzbietem (m.in. „Gazeta Wyborcza”, 2.11.2011 r.). Parametry lotu nie wskazują, żeby Tu-154 obrócił się do góry kołami. Ale co istotniejsze, nieprawdą jest, jakoby dach samolotu znacząco różnił się wytrzymałością od jego spodu. Łatwo znaleźć w internecie zdjęcia katastrof, w których uderzające o twarde podłoże w pozycji obróconej samoloty ulegały tylko wgnieceniom lub pęknięciom na kilka części, ale nie rozpadały się na kilkucentymetrowe kawałki. Wynika to z faktu, że konstrukcja samolotu opiera się na eliptycznych, grubych, duraluminiowych wręgach, które są jednakowo wytrzymałe na całym obwodzie. Kadłub samolotu, w odróżnieniu od samochodu, zapewnia osłonę przed ciśnieniem lub uderzeniem ze wszystkich stron.

11. „Wkurzy się, jeśli...” – rzekomy fragment rozmowy załogi Tu-154 miał być dowodem na presję, jakiej poddani byli piloci („Gazeta Wyborcza”, 12.01.2011). Tych słów w ogóle nie ma w stenogramie.

12. „Jezu, Jezu!!!” – tak miały brzmieć ostatnie słowa pilotów. „Te wstrząsające informacje ujawnił »Faktowi« rosyjski prokurator” – pisał ten tabloid 15.05.2010 r. – „Nasz rozmówca to jeden z bliskich współpracowników szefa komitetu śledczego. (...) Słyszał zapis z czarnej skrzynki. (...) To, co opowiedział, potwierdza wstępne ustalenia śledczych, że załoga prezydenckiego tupolewa nie miała żadnych kłopotów technicznych i nie orientowała się, że leci za nisko, aż do chwili, gdy z kabiny zobaczyła las i ziemię”.
Takich słów nie ma w nagraniach, a ostanie chwile lotu wyglądały zupełnie inaczej.

13. „Pijany generał Błasik zmusił pilotów do lądowania” – opublikowanie raportu MAK to było apogeum smoleńskiego kłamstwa (12.01.2011 r.). Niestety, sformułowanie „podpity generał” pojawiło się też w polskojęzycznych mediach („Gazeta Wyborcza”, RMF24.pl, Interia.pl). Gen. Anodina powołała się na rzekomą obecność 0,6 promila alkoholu we krwi gen. Błasika, niepotwierdzoną przez żadne niezależne badania. Mógł to zresztą być tzw. alkohol endogenny, który wytwarza się w organizmie samoistnie po śmierci. Moskwa wykorzystała to do haniebnego oskarżenia nieżyjącego generała. Kłamstwo obaliła jego żona: – Mąż nie mógł pić, bo miał w Katyniu przyjąć komunię św. – powiedziała Ewa Błasik (13.01.2011 r.). Słowa o komunii św. wycięła w swojej relacji telewizja TVN.
O całkowitym fałszu raportu MAK nic chyba nie świadczy lepiej niż to, że jest oparty na stenogramach, w których pominięto w ogóle komendę „Odchodzimy”, wydaną na prawidłowej wysokości przez dowódcę samolotu.

14. Przed startem Tu-154 miało dojść do kłótni między gen. Błasikiem a kpt. Protasiukiem – tę wiadomość podał TVN24 (25.02.2011 r.), a potem żyła nim przez wiele dni większość mediów. Kapitan Protasiuk rzekomo nie chciał 10 kwietnia zasiąść za sterami rządowego tupolewa i na płycie lotniska Okęcie kłócił się o to ze swoim przełożonym. Nagranie z kamery przemysłowej, na którym widać sprzeczkę oficerów, miała rzekomo Prokuratura Wojskowa. Jej rzecznik, płk Zbigniew Rzepa, potwierdził, że prokuratorzy mają nagranie z kamery przemysłowej z lotniska Okęcie z 10 kwietnia. Jego słowa, celowo niejednoznaczne, zdawały się potwierdzać tezę o „kłótni”. TVN podał, że dowódca Tu-154 miał się sprzeciwiać wylotowi, ponieważ obawiał się o stan pogody na lotnisku w Smoleńsku. Telewizje grupy ITI donosiły, że gen. Błasik miał udzielić podwładnemu reprymendy, używając wulgarnych słów. Potem informowano, jakoby kłótnię miał potwierdzić jej świadek – oficer BOR.
Wszystko to okazało się kłamstwem. Po trzech tygodniach codziennego medialnego roztrząsania kolejnej „winy” gen. Błasika, prokuratura w końcu musiała przyznać, że na filmie z Okęcia nie ma żadnej kłótni. Zaprzeczyli jej też świadkowie odlotu Tu-154.

15. Raport przygotowany przez polską komisję ministra Jerzego Millera (29.07.2011) był równie fałszywy jak dokument MAK. Zawierał wprawdzie krytykę pod adresem kontrolerów lotu w Smoleńsku, ale winą obciążał głównie stronę polską. Komisja Millera zajęła się przede wszystkim rzekomymi nieprawidłowościami w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa i zarzuciła elitarnej załodze Tu-154 popełnienie bardzo wielu elementarnych błędów, które trudno byłoby przypisać nawet początkującym pilotom.
Fałsz raportu Millera był prostą konsekwencją decyzji premiera Tuska o oddaniu śledztwa Moskwie. Polska komisja opierała się więc niemal wyłącznie na informacjach dostarczonych przez stronę rosyjską. Nie dysponowała nawet podstawowymi dowodami niezbędnymi do rzetelnego przeprowadzenia śledztwa (np. wrakiem i czarnymi skrzynkami). Miała jedynie wybrane przez Rosjan kopie niektórych dowodów.
Rozdmuchano nieistotne, dotyczące biurokratycznych formalności nieprawidłowości w pracy 36. specpułku i uczyniono je źródłem katastrofy smoleńskiej. Skandalem było zaś postawienie załodze samolotu zarzutu bezpośredniego spowodowania tragedii. Komisja uczyniła to bez dostatecznych dowodów, naginając fakty pod założoną tezę i interpretując wszystkie dane na niekorzyść pilotów, często stające w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem.

16. „Był dowódcą Sił Powietrznych przez kilka lat i jest odpowiedzialny za opisany w raporcie nieprawdopodobny bałagan, który doprowadził do katastrofy smoleńskiej” - twierdził „ekspert” Tomasz Hypki, promowany w większości polskich mediów (Wirtualna Polska wp.pl, 4.09.2011 r.).
Raport komisji Millera nie usatysfakcjonował Rosjan. Występujący w ich imieniu inny „ekspert” uznał raport Millera za… „wybielanie gen. Błasika”. Rzekomy bałagan został sztucznie rozdmuchany na wątłych podstawach, np. braku pieczątek w odpowiednich rubrykach.

17. „Piloci świadomie lądowali przy fatalnej pogodzie” – tak zatytułowali swój wyjątkowo nierzetelny tekst Paweł Reszka i Michał Majewski („Rzeczpospolita”, 1.06.2010 r.). Autorzy skoncentrowali się też na tezie o rzekomym bałaganie w lotnictwie wojskowym, a szczególnie w elitarnym 36. specpułku, którą usiłowali uzasadnić w całym cyklu artykułów w tym dzienniku. „Zwierzchnicy armii odpowiedzialni za lotnictwo zapewniali, że szkolenie jest na wysokim poziomie. (…) Dziś wiadomo, że normalnych szkoleń właściwie nie było” – twierdzili („Rzeczpospolita”, 5.08.2011 r.). Wyolbrzymiając drobne, papierkowe niezgodności z często nierealistycznymi, nieżyciowymi i przestarzałymi regulaminami wpisali się tym samym w plan ataku na gen. Błasika – dowodzącego lotnictwem.
Jak wykazali Grzegorz Wierzchołowski i Leszek Misiak w „Gazecie Polskiej”, tendencyjne, pisane pod z góry założoną tezę teksty „dziennikarzy śledczych” „Rzeczpospolitej” w rzeczywistości opierały się na sfałszowanych stenogramach rosyjskich i na niewiarygodnym raporcie Millera.

18. Piloci byli „niedouczeni” – to jedna z podstawowych tez pisanej jakby na rosyjskie zamówienie książki Ostatni lot Latkowskiego, Białoszewskiego i Osieckiego.
„Podczas przygotowań do lotu i podczas jego trwania popełniano błąd za błędem. Mam na myśli choćby przypadkowo dobraną załogę.(…) To tak, jakby dziecko posadzić za sterami. Zdecydowanie, to my bardziej przyczyniliśmy się do tej katastrofy” – mówił Wojciech Łuczak, „ekspert” lotniczy („Superekspres”, 13.01.2011 r.). Załoga nie popełniła żadnych błędów i do ostatnich chwil działała w najwyższym stopniu profesjonalnie, a kpt. Protasiuk wykazał się wręcz mistrzostwem, gdy uniknął uderzenia w zbocze doliny przed lotniskiem, na które naprowadziła samolot wieża w Smoleńsku. Kpt. Protasiuk i mjr Grzywna należeli do najlepszych z najlepszych. Wystarczy powiedzieć, że dowódca miał wylatane ponad 3,5 tys. godzin (!), a II pilot niemal 2 tys. Byli zgrani i doskonale się rozumieli – odbyli wcześniej wspólnie kilkadziesiąt lotów, w tym wyczynowy powrót z Haiti nad Atlantykiem z uszkodzonym autopilotem, kiedy przez 14 godzin, z trzema międzylądowaniami, prowadzili samolot ręcznie.

http://niezalezna.pl/22032-tak-laduja-d ... molenskich


Załączniki:
raport.jpeg
raport.jpeg [ 56.39 KiB | Obejrzany 1177 razy ]

_________________
Image
Multikino omijam z daleka
LOTTO nie gram
Jestem Polakiem i nie lubię być oszukiwany !
Góra
 Profil  
 
 Temat postu: Re: "Katastrofa"samolotu z Prezydentem RP nad Smolenskiem Tu154M
PostWysłany: 20 Sty 2012, 21:07 
Offline
Awatar użytkownika

Dołączenie: 31 Maj 2010, 12:35
Posty: 1123
TVN - klamstwa i insynuacje smolenskie - cz 1
rzekome naciski prezydenta na pilotow



TVN - klamstwa i insynuacje smolenskie - cz 2.wmv
"jak nie wyladuję (wylądujemy) to mnie zabije (zabiją)"



TVN - klamstwa i insynuacje smolenskie - cz 4
rzekoma klotnia gen. A. Blasika i kpt. A. Protasiuka



TVN klamstwa i insynuacje smolenskie - nr 5
Czyli kolejna insynuacja o tym, jak to rozmowa telefoniczna 20 minut przed ladowaniem byla przyczyna katastrofy, oczywiscie winnym jest Lech (albo Jaroslaw) Kaczynski - takie jest przeslanie TWN.


Klamstwo TVN-pilnowanie terenu katastrofy

_________________
Jaka wizyta,taki zamach bo z 30-tu metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera...
Bronisław Komorowski o Ostrzelaniu samochodu Prezydenta RP podczas wizyty w Gruzji
Imagesamolot Tu154M - według prywatnej firmy MAK, prowadzonej przez b. generał KGB - uderzył w ziemię, będąc... 15 m nad ziemią?


Góra  http://tnij.org/o09v

sobota, stycznia 21, 2012

donikąd * do dna

ACTA: sukces polskiej prezydencji, POpolsza podpisze umowę 26 stycznia w Tokio

znak strefa zagrożenia wybuchem
Albo to Minister Spraw Zagranicznych poleci do Tokio, albo swój podpis złoży na dokumentach ambasador RP w Japonii, nie wiem. Dziś jednak odbyło się spotkanie "Grupy Dialog" w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w czasie którego zebrani mogli usłyszeć od przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Gospodarki w jaki sposób zapadła rządowa decyzja o podpisaniu - w imieniu Polski - Umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrobionymi (ACTA). To fascynujące. Kilka dni przed końcem kadencji rządu, kiedy już ministrowie mieli popakowane pudła z dokumentami, rozpoczęto podejmowanie decyzji Rady Ministrów w trybie obiegowym. Uchwała RM zapadła (skoro żaden z ministrów nie miał uwag) już w nowej kadencji. W efekcie niektórzy ministrowie nowego rządu (a mamy takie ministerstwa, które nie istniały w poprzedniej kadencji) nie wypowiadali się na ten temat. Oczywiście pamiętam, jak na spotkaniu z internautami Pan Premier mówił, że decyzje w sprawie ACTA nie zostaną podjęte bez gruntownego wyjaśnienia (opinii publicznej) wszystkich wątpliwości sygnalizowanych w trakcie prac nad tym, tajnym przez długo, porozumieniem. Teraz zaś temat procedowania ACTA w rządzie "będzie eskalowany do Pana Premiera" i zapowiedziano, że Pan Premier może spotka się z wiceministrem kultury. Fakt jest faktem, że podpis Pana Premiera na udostępnionych dokumentach (kiedy je opublikowano?) widnieje. Niezależnie od tego możemy przeczytać, że ACTA jest sukcesem polskiej prezydencji.
O tym, że ACTA jest sukcesem polskiej Prezydencji można było przeczytać na portalu innowacji już 20 grudnia zeszłego roku: ACTA sukcesem polskie prezydencji. Oczywiście niektórzy pamiętają, jak to organizacje pozarządowe domagały się informacji na temat negocjacji i dlaczego nie mogły uzyskać takich informacji (por. MKiDN przesłało odpowiedź w sprawie ACTA, czyli dlaczego nie możemy wiedzieć - styczeń 2010). Potem temat ACTA pojawiał się na spotkaniach z Panem Premierem i zapewniano uczestników tych spotkań, że informacje zostaną udostępnione, jak tylko będzie można. Sam ten temat podnosiłem na spotkaniu 18 maja 2011 (por. Premier: Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną). Kilka dni temu przywołałem fragmenty stenogramu z posiedzenia sejmowej komisji (por. Jak to sejmowa Komisja ds. Unii Europejskiej w sierpniu 2011 r. pozytywnie opiniowała ACTA), która w sierpniu zeszłego roku opiniowała stanowisko Rządu RP w sprawie projektów decyzji rady o podpisaniu i zawarciu ACTA. Mowa tam była o tym, że uchwała rządu została przyjęta. Ale jak, kiedy? Dokumentów nie udostępniono. Nie udostępniono też żadnych materiałów na temat "konsultacji społecznych", które przeprowadziło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pisałem o tych "konsultacjach" w tekście Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zbiera uwagi na temat ACTA? z 26 maja zeszłego roku. Przez chwilę dziś myślałem, że te konsultacje były ogłoszone na stronach MKiDN, ale sprawdziłem notatki i wyszło, że jednak nie. O uwagi ministerstwo sobie poprosiło wybrane podmioty (chociaż przedstawiciele MKiDN uczestniczyli w spotkaniach z Premierem i dokładnie wiedzieli, że różne organizacje są zainteresowane tematem). Pismo ministra Zdrojewskiego do PIIT ma datę 11 maja, a wpłynęło do PIIT 17 maja 2010. Rok przed spotkaniem z Premierem, w którym uczestniczył też ówczesny wiceminister w MKiDN. Pamiętam, że minister był poruszony moim pytaniem o sprawy ACTA i wyraził oburzenie na temat tego, że wyciągam sprawy stare (brak prawidłowego procedowania wniosku o dostęp do informacji publicznej). Ale o wynikach swoich konsultacji ministerstwo nie powiedziało słowa. Materiały z tych konsultacji również nigdzie nie zostały opublikowane. Dziś poprosiłem o udostępnienie wszystkich materiałów, które w tamtych "konsultacjach", a także przy innych okazjach do ministerstwa trafiły "ze strony społecznej". Zobaczymy.
To, co dziś można znaleźć na ministerialnych stronach (MKiDN publikuje w sposób, który powoduje, że trzeba wiedzieć, że coś jest opublikowane, by to znaleźć), to następujące dokumenty:
Pod tym ostatnim dokumentem widnieje podpis Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska. Warto zwrócić uwagę, że nie pada w tytule tej uchwały skrót "ACTA", więc Pan Premier może powiedzieć, że nie wiedział w istocie co tam jest i że podpisuje się pod uchwałą, która tak wiele wzbudziła kontrowersji, a nawet co do której wcześniej deklarował, że nie zostanie podjęta bez gruntownego wyjaśnienia wątpliwości zgłaszanych przez "stronę społeczną". Zwłaszcza, że - jak wspomniałem - ww. wniosek MKiDN o zgodę na podpisanie ACTA został wysłany z datą 16 listopada, na dwa dni przed... Powołaniem przez Prezydenta RP rządu (co nastąpiło 18 listopada - dokładnie w tym dniu pismo MKiDN wpłynęło do Departamentu Rady Ministrów w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów). W efekcie "obiegowego" procedowania podjęto więc uchwałę (nie było uwag, pewnie nikt tego pisma nawet nie przeczytał) z dniem 25 listopada.
Dowiedzieliśmy się, że teraz nie można już, oczywiście, cofnąć decyzji o podpisie polskiego przedstawiciela pod dokumentem ACTA, że ten podpis zostanie złożony i że to otworzy drogę do procedury ratyfikacji tej umowy. Zapytałem przedstawicieli obu ministerstw o to, czy mają jakąś koncepcje rozwoju wypadków, gdyby się okazało, że Parlament Europejski albo polski Sejm nie wyrażą zgody na ratyfikację tej umowy międzynarodowej. Usłyszałem, że "byłby to wstyd". Zastanawiam się, co jest większym wstydem i czy przez przypadek nie sposób pracy nad tego typu umową międzynarodową, w ramach której domagająca się informacji publicznej "opinia publiczna" nie mogła takich informacji uzyskać.
Pytano dziś również, czy np. GIODO konsultował projekt traktatu w kontekście przepisów pozwalających gromadzić dane ew. naruszycieli prawa autorskiego na przyszłość. Generalnie poproszono MKiDN o dostęp do stanowisk i uwag zgłaszanych w trakcie konsultacji międzyresortowych, które podobno się odbyły.
W kuluarach po dzisiejszym spotkaniu padło też stwierdzenie, że przecież dzisiejszy Minister Administracji i Cyfryzacji był w poprzedniej kadencji szefem Doradców Strategicznych Premiera oraz Szefem Komitetu Stałego RP, więc chyba musiał wiedzieć o tych dokumentach. Wiceminister Igor Ostrowski wyraził zaskoczenie dzisiejszymi informacjami i stwierdził, że chociaż osobiście interesował się tematem nie natrafił na informacje o ACTA w dokumentach rządowych. To zaś potem komentowano, że być może ktoś tu kogoś w rozgrywkach rządowych ograł. No, ale zobaczymy, co wyniknie z dzisiejszych rewelacji.
Uczestniczący w dzisiejszym spotkaniu przedstawiciele organizacji pozarządowych zapowiedzieli, że będą się domagać debaty w parlamentach (krajowym i unijnym) i będą przekonywać posłów, by nie wyrażali zgody na ratyfikowanie ACTA. Z drugiej strony wyrażono też obawę, że jednak nie dojdzie do żadnej debaty, a sama ratyfikacja będzie polegała na "klepnięciu" traktatu podpisem Prezydenta (w tym sensie, że nikt nie będzie miał uwag w Sejmie i traktat przejdzie przez Parlament niemal niezauważony).
Mamy ponoć poznać analizy ministerialne, z których ma wynikać, że podpisanie ACTA nie będzie się wiązało z koniecznością zmian w polskim i europejskim (a więc dwie analizy) porządku prawnym.
Minister Igor Ostrowski ogłosił w mediach społecznościowych (Twitter, Facebook), że Minister Boni wystąpi do Prezesa Rady Ministrów z prośbą o wstrzymanie podpisu pod ACTA do czasu wyjaśnienia kwestii podniesionych na dzisiejszym spotkaniu grupy Dialog...
W jednym z wyżej udostępnionych dokumentów (chodzi o wniosek MKiDN o uchwałę rządu) można przeczytać, że "Wniosek został uzgodniony z następującymi ministrami: (...) 18) Minister - członek Rady Ministrów Michał Boni".
Uczestniczenie w spotkaniach grupy Dialog jest bardzo fascynujące. Muszę przyznać, że dowiaduję się o sposobie działania państwa takich rzeczy, których nie uczą (a może byłem wówczas chory?) na wydziałach prawa i administracji w Polsce.
PS
Z nieoficjalnych informacji (oraz z adresu URL) wynika, że te kwity na stronach internetowych MKiDN to one się tam pojawiły wczoraj. Jeden z plików PDF (wedle metainformacji ze środka) został utworzony 2012-01-17 12:44:40.
I komentarz do tego, który będzie cytatem z "Autostopem przez galaktykę" autorstwa Douglasa Adamsa:
– Plany były wywieszone...
– Wywieszone? By je znaleźć, musiałem zejść do piwnicy!
– Tam jest dział informacji.
– Potrzebowałem latarki.
– No, może światło było zepsute.
– Schody też.
– Znalazł pan jednak ogłoszenie, nie?
– Znalazłem. Tak, znalazłem – stwierdził Artur. – Było wywieszone na dole zamkniętej szafy na akta, stojącej w nieużywanym klozecie, na drzwiach którego napis ostrzegał: UWAGA ZŁY LEOPARD!
 http://prawo.vagla.pl/node/9631
Sięgnij również do: Radiowe komentarze dot. SOPA (tam też o ACTA).