n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, lipca 03, 2012

Sprawa Kristen Christian

źródło: Niedziela

Artur Stelmasiak

Pogromczyni banków



Młoda amerykanka z Los Angeles wywołała niemałe spustoszenie w bankach. Na jej internetowy apel odpowiedziało prawie 700 tys. osób, a z komercyjnych kont bankowych zniknęło 4,5 miliarda dolarów
 Zdjęcie profilowe
Jeszcze kilka miesięcy temu o Kristen Christian nie słyszał prawie nikt. Dziś mówią o niej działacze światowej finansjery, a prestiżowy magazyn „More” zaliczył ją do grona najbardziej wpływowych i dynamicznie działających kobiet świata, wraz z królową brytyjską Elżbietą II czy Angelą Merkel. Jak to się stało, że właścicielka malutkiej galerii w Los Angeles jest teraz nową bohaterką Ameryki?

Potęga Facebooka

Z nadejściem obecnego kryzysu gospodarczego popularność i zaufanie społeczne wobec wielkich korporacji finansowych radykalnie zmalało. Wraz z tym spadły notowania giełdowe oraz dochody wielkich banków. Jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu miało być wprowadzenie opłat za korzystanie z karty debetowej. Co więcej, koszty mieli ponieść jedynie najubożsi Amerykanie. — Miałam już dosyć kolejnych prowizji. Uznałam za niewłaściwą sytuację, w której wielka i bogata korporacja zabiera pieniądze zwykłym ludziom. Z jednej strony banki dostały gigantyczne dofinansowanie ze strony rządu USA, a z drugiej — chcą przenieść odpowiedzialność za swoje złe decyzje na obywateli. To po prostu jest niesprawiedliwe — mówi „Niedzieli” Kristen Christian.
Szukając rozwiązania w Internecie, znalazła ofertę Unii Kredytowych działających na zasadach spółdzielczości, tak jak polskie SKOK-i. Okazały się one doskonałym antidotum na agresywną politykę sektora bankowego. Unia Kredytowa oferowała bowiem o wiele korzystniejsze warunki niż skomercjalizowane korporacje. — Założyłam więc na portalu społecznościowym Facebook profil o nazwie Bank Transfer Day i wysłałam do 200 znajomych krótki komunikat: „Jeśli nie chcesz płacić Bank of America 5 dolarów miesięcznie za dostęp do swoich pieniędzy, po prostu przenieś swoje oszczędności do przyjaznej, lokalnej Unii Kredytowej” — tłumaczyła Kristen Christian podczas pobytu w Warszawie. Przyjechała ona do Polski specjalnie na zaproszenie Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych, które są polskim odpowiednikiem amerykańskiej Unii Kredytowej.

Dzień Zmiany Banku

Odzew internautów przerósł najśmielsze oczekiwania. Wpis młodej Amerykanki zataczał coraz szersze kręgi. Liczba osób, które zdecydowały się sprzeciwić dyktatowi banków, rosła lawinowo. W ciągu zaledwie kilku tygodni aż 650 tys. Amerykanów przeniosło swoje oszczędności do Unii Kredytowej. Proces ten trwa nadal, bo do dziś ze swoimi depozytami do Kas przeszło 2,5 mln Amerykanów, a wraz z nimi miliardy dolarów.
Udana akcja Bank Transfer Day (Dzień Zmiany Banku) jest doskonałym przykładem potęgi mediów społecznościowych, które — jak pokazał przykład Egiptu — mogą służyć zarówno do rewolucji, jak i do wywierania nacisku na wszechmocne korporacje. — Nie jestem jakąś polityczną buntowniczką. Nasza akcja pokazała tylko to, że wzrost świadomości konsumentów oraz sprzeciw wobec drapieżnej polityki banków może zapoczątkować trwały proces — wyjaśnia Christian.
Internetowa społeczność Amerykanów poszła o krok dalej. Teraz Bank Transfer Day zabiega w Kongresie USA o zniesienie limitów wysokości pożyczek, jakie są nałożone na Unie Kredytowe. — Te starania najprawdopodobniej zakończą się sukcesem — z dumą mówi młoda Amerykanka.
Kristen Christian, a raczej zainicjowana przez nią akcja, w krótkim czasie osiągnęła spektakularny sukces. Pomysłodawczyni założyła sobie, by nie przyjmować żadnych dotacji. Chce być w pełni niezależna, poza tym — jak twierdzi — media społecznościowe i generalnie Internet stwarzają możliwości, by osiągać wielkie cele za stosunkowo małe pieniądze. Okazało się, że jedni wydają miliardy, by zaistnieć społecznie i wpłynąć na polityków, a ona pokazała, że można bardzo wiele osiągnąć bez żadnych nakładów finansowych.

Regulacja rynku

Za sprawą 28-letniej Kristen z banków wyparowały miliardy dolarów. A to oznacza, że musi mieć również potężnych wrogów. Dowodem na to może być próba oczerniania jej w Internecie. Okazało się jednak, że za akcją tzw. czarnego PR stoją pracownicy banków. — Wysłałam do ich szefów pytania, czy robią to na własną rękę, czy takie dostali polecenie. Choć do tej pory nie dostałam odpowiedzi, to jednak o sprawie dowiedziały się media, co jeszcze bardziej zaszkodziło reputacji tych instytucji — podkreśla Christian.
Bank Transfer Day pokazuje, że społeczeństwo XXI wieku ma doskonałe instrumenty, by skutecznie bronić się przed korporacjami, które zawłaszczyły sobie rynek i próbują do maksimum wykorzystywać swoich klientów. — Komercyjne instytucje finansowe są nastawione na własny zysk, a więc troska o klientów ma drugorzędne znaczenie — tłumaczy Grzegorz Bierecki, prezes Krajowej Kasy SKOK. — Natomiast w Uniach Kredytowych, takich jak np. SKOK-i klient musi się liczyć, bo jest on jednocześnie ich współwłaścicielem.
Apetyty instytucji komercyjnych mogą być powstrzymywane tylko na dwa sposoby — przez regulację wewnętrzną państwa oraz konkurencyjną alternatywę na rynku. — Jeśli konsumenci mają gdzie odejść, mogą z tej możliwości skorzystać. To powstrzymuje banki przed zaoferowaniem zbyt drogich produktów. Spółdzielczy sektor finansowy dobrze reguluje rynek, a więc jego istnienie jest także w interesie klientów banków komercyjnych — podkreśla Bierecki.
Przykładem patologii na polskim rynku są np. bardzo wysokie prowizje za korzystanie z kart płatniczych. Do tej pory bezpośrednie koszty tych operacji ponoszą sklepy, co w efekcie związane jest z większymi cenami. W naszym kraju opłaty za transakcje elektroniczne są dwukrotnie wyższe niż średnia w Unii Europejskiej oraz ośmiokrotnie wyższe niż na Węgrzech czy w Finlandii. Po tym, gdy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Narodowy Bank Polski zaczęły starać się o obniżenie tej opłaty, korporacje bankowe oświadczyły, że po obniżce prowizji pobieranych od sklepów wprowadzą dodatkowe opłaty dla klientów kart płatniczych. Podobne rozwiązanie usiłowały wprowadzić banki w USA. Rezultatem tego był właśnie Bank Transfer Day.

Amerykańska tajemnica

Podczas wizyty w Polsce Kristen Christian zauważyła jeszcze jedno niebezpieczeństwo w naszym kraju. Polskie banki są bowiem niemal w 70 proc. własnością instytucji zagranicznych. Zyski, które osiągają dzięki polskim konsumentom, są przeznaczane na dofinansowanie spółek-matek za granicą. — Widzę, że Polacy ciężko pracują, odnoszą sukcesy, a potem swoje pieniądze wysyłają za granicę. Eksport waszych oszczędności jest nonsensem — podkreśla Christian. — Najwyższy czas, żebyście wzięli za siebie odpowiedzialność. Jeżeli dostrzeżecie, że jakiś podmiot gospodarczy nie przyczynia się do rozwoju waszego kraju, po prostu trzeba przestać w niego inwestować.
W przeciwieństwie do banków, kasy oszczędnościowo-kredytowe nie wypłacają dywidendy. Cała nadwyżka przeznaczona jest na kapitał własny. Dzięki temu jej członkowie mają lepsze oprocentowanie oszczędności i tańsze kredyty. — Od prezesów banków różnię się tym, że co roku na walnym zebraniu, na które przyjeżdżają przedstawiciele kas, podaję kwotę, którą nasi członkowie i jednocześnie właściciele uzyskali z tytułu oszczędzania w SKOK-ach, a nie w bankach — tłumaczy Bierecki.
Coraz więcej Polaków dostrzega zalety tych alternatywnych usług finansowych. Dlatego też obserwujemy w naszym kraju podobne tendencje do amerykańskich. Tylko w pierwszym kwartale tego roku do SKOK-ów przystąpiło 170 tys. nowych członków. Szacuje się, że do końca roku zapisze się w sumie ok. pół miliona nowych osób.
W USA do podobnych Unii Kredytowych należy ponad 90 mln Amerykanów. Swoje kasy mają lokalne społeczności oraz grupy zawodowe. Kristen Christian współpracuje np. z Unią Kredytową Straży Pożarnej w San Francisco.— Podczas najczarniejszego okresu dla Amerykanów, w czasie wielkiego kryzysu, to właśnie Unie Kredytowe wspierały lokalne wspólnoty — mówi Christian. — Mimo tych tradycji, zasług i zasięgu społecznego te instytucje finansowe były w mediach amerykańskich „ściśle ukrywaną” tajemnicą. Jednak dzięki akcji Bank Transfer Day ta sytuacja radykalnie się zmieniła.

poniedziałek, lipca 02, 2012

POpolsza, kRaj b. " k .."


Co się u was k.... dzieje!

ZACHOWAJ ARTYKUŁPOLEĆ ZNAJOMYM
Teraz próbując cokolwiek załatwić czuję się jak ktoś, kto topi się w bagnie, a nogi ma oplątane przez wodorosty.

Izabela Brodacka Falzmann



Było to w roku 1974 lub 75. Kolega męża uciekł z jednostki wojskowej z bronią. Nie planował niczego- nie wytrzymał fali. Muzyk, delikatny długowłosy chłopak ( oczywiście ogolono go na zero) był bity, upokarzany, dręczony przez kolegów. Jakoś nie pocieszała go perspektywa rewanżu na „kotach”,  gdy już znajdzie się w „starym wojsku”. Największą torturą, której mu jako muzykowi nie szczędzono było „ stereo”. Zamykano go w metalowej biurowej szafie i koledzy walili w nią kijami i butami.
Pewnego dnia,  uciekając przed rozbawionymi prześladowcami, przeskoczył przez płot jednostki. Chciał popełnić samobójstwo w lesie. Dezercja z bronią to też było właściwie samobójstwo. Na szczęście  przyszło mu do głowy zadzwonić do Michała.

Michał obmyślił plan ratunku , w którym ja miałam być głównym aktorem. Kolega był uczniem liceum, w którym kiedyś pracowałam. Nie znałam go, ale byłam pewna, że nikt tego nie będzie sprawdzać.  Kluczowym punktem naszego planu było zdobycie nazwiska jakiegokolwiek wojskowego wysokiej szarży.  Niestety w tych sferach nie znaliśmy nikogo. Wreszcie znajomy, wykładający na WAT geometrię wykreślną,  z duszą na ramieniu podał nam nazwisko generała Kwiatka pracującego w domu bez kantów na  Krakowskim Przedmieściu, w departamencie szkoleń.
Zgłosiłam się w biurze przepustek, zażądałam widzenia z generałem Kwiatkiem i z kamienną twarzą odmówiłam zreferowania sprawy oficerowi dyżurnemu, twierdząc, że jest ona wagi państwowej. Po kilku telefonach oficer wydał mi imienną przepustkę polecając bardzo wolno iść przez podwórze. Czułam się dość nieswojo- okazało się, że chodziło tylko o to, żeby dać czas adiutantowi generała na wyjście po mnie. Nikt niepowołany nie mógł się przecież włóczyć po budynku.
W ogromnym gabinecie, za ogromnym biurkiem siedział tęgi człowiek o bystrym spojrzeniu. Pałając świętym oburzeniem,  na wysokim diapazonie, wykrzyczałam jakim skandalem jest fala, sprzedając wymyśloną  historię ukochanego ucznia. Generał wysłuchał mnie w milczeniu. Polecił doprowadzić dezertera następnego dnia o 6 rano przed gabinet określonego psychiatry w wojskowym szpitalu na Szaserów. „My wychowawcy musimy się wspierać” –dodał dziękując mi za wizytę. Nie zaprzeczyłam.  
Nie zdążyłam zamknąć drzwi gdy usłyszałam jak wrzeszczał do słuchawki: „ Co się u was k.... dzieje”. Reszty nie odważyłabym się zacytować.
Na następny dzień mąż, z pomocą innego kolegi wepchnęli siłą przerażonego delikwenta do gabinetu lekarza i zamknęli szybko drzwi. Nie było innego wyjścia. W rodzinnym domu szukała go już żandarmeria wojskowa.
Skończyło się dobrze. Po dwóch miesiącach chłopak został „wybrakowany” do cywila , a sprawa broni rozmyła się.

W mojej stajni jeździła dziewczyna, której siostra studiowała medycynę. Na wyścigach kręcił się również chłopak udający studenta socjologii. Zaproponował medyczce in spe spisywanie dla niego przebiegu religijnych spotkań studentów w kościele Św Anny. Miało to mu być potrzebne do pracy magisterskiej, miał nawet pismo przewodnie z UW. Naiwna dziewczyna pracowicie notowała przebieg dyskusji, a nawet podpisywała się na liście płac. Nie przyszło jej do głowy,  że na UW honoraria wypłaca raczej  kwestura.
Przybiegła do nas szlochając. Prowadzący sprawę tajniak, przełożony rzekomego studenta, dysponując jej podpisami na ubeckiej liście płac, szantażował ją, że ujawni wszystko na uczelni ( byłaby to w tych czasach  śmierć cywilna)  i żądał donoszenia na kolegów.
Pamiętam co powiedział jej mąż „ Twój rektor jest też ubekiem, ale żaden ubek nie lubi gdy mu ktoś sika na dywan, idź do niego, od drzwi lej ślozy i opowiedz mu wszystko zgodnie z prawdą.”
Poskutkowało. Wściekły rektor nie czekając na  wyjście dziewczyny z gabinetu, złapał za słuchawkę wrzeszcząc; Co się u was k... dzieje” . Dziewczynie dano spokój.

Dlaczego o tym piszę. Zarówno generał Kwiatek jak i rektor uczelni byli naszymi ideowymi przeciwnikami. Mieliśmy jednak do czynienia- że tak powiem-  z materiałem sprężystym. Była akcja i reakcja. Jeden człowiek był w stanie jednym telefonem uratować komuś życie. Brzmi to patetycznie, ale nie wiem jak bez niezapomnianego generała Kwiatka skończyłaby się sprawa dezercji z bronią i co zrobiłaby studentka prześladowana przez SB.

Inaczej mówiąc – rzucając się na głęboką wodę, żeby kogoś ratować,  mogłam ufać swojej umiejętności pływania i sile ramion. ( raczej sile perswazji i talentom aktorskim).

Teraz próbując cokolwiek załatwić, na przykład  ratować zabytkową kamienicę przed zburzeniem, piękne dęby przed wycięciem, czy ostatnio- ratować  konia,  czuję się jak ktoś, kto topi się w bagnie a nogi ma oplątane przez  wodorosty.

Czekam, że ktoś zatelefonuje do podwładnych  krzycząc :” Co się u was k... dzieje ”. Niestety bezskutecznie.