( ) przed pięcioma laty,
Platforma odbiła władzę z rąk braci Kaczyńskich,
a boleśnie doświadczony sztab lemingów naczelnych postanowił,
iż trzeba niezwłocznie coś zrobić, żeby
opozycja prawicowa już nigdy nie wróciła do władzy.
Postanowiono tedy opozycję ośmieszyć i obrzydzić ludziom.
W tym celu centrala oddelegowała na Hel
utytułowanych naukowo emisariuszy,
którym zlecono ambitne zadanie, żeby ludzi zbałamucić.
I tak, wzorem świadków Jehowy zapowiadających koniec świata,
owi złotouści posłańcy złej nowiny,
zaczęli się włóczyć po Półwyspie od knajpy do knajpy,
a w kawiarniach przysiadać do gości,
by po krótkim zagajeniu o pogodzie
roztoczyć przed aspirującymi do elity lemingami przeokropne wizje
co się z nimi stanie, gdy władzę odbiją ponownie
ludojad Jarosław z Ojcem Dyrektorem.
A ostatnio, owi „apostołowie” zwołują na Helu polityczne masówki.
I pranie mózgów przyniosło zamierzony efekt
bo w końcu udało się zabić łączącą ludzi ideę „epopei helskiej balangi”,
między innymi za karę,
że się tę balangę ośmielił opisać niepoprawny politycznie Polak.
Wtedy autor książki o helskiej balandze
zakończył doroczne spotkania w Domu Zdrojowym w Jastarni, gdyż uznał,
że ta piękna epopeja żyła ponad podziałami dopóty,
póki jej nie wciągnięto podstępnie w brudy polityki,
zwaśniwszy ze sobą tych, którzy ją tworzyli.
I ziściło się to, czego nie zdołał dokonać wspomniany już malarz,
gdyż grupę wieloletnich przyjaciół zdołano podzielić
na „lepszych” od „gorszych”.
A gdy patrzę jak łatwo ci, na szczęście nie wszyscy,
którzy się zdawali ikonami helskiej epopei
przerodzili się w służących nowej władzy pieczeniarzy,
to aż strach pomyśleć, komu mogli dawniej służyć.
Kres „epopei helskiej balangi” zbiegł się z apogeum „ery zielonej wyspy”
kiedy się rozpoczęła
niwecząca wszystko, co piękne aneksja Półwyspu Helskiego
przez wychowane na „NIE”, Gazecie Wyborczej i tefełenie,
hordy intelektualnie ubezwłasnowolnionych lemingów pospolitych,
a jakość wypoczywającego na Helu „towarzystwa” zatrważająco sczezła.
Bowiem ta oszołomiona przez media szarańcza,
wystrojona w handlowych centrach wielkometrażowych,
gdzie Europa wyzbywa się bubli, w których już nikt nie chce chodzić,
dała na Helu początek pandemii tandetnej szpetoty, gdyż
leming czuje się tym lepiej im wokół niego obskurniej i brzydziej.
I choć zrobiono na Helu wiele, że wspomnę oczyszczalnie ścieków,
odnowione porty, wybrukowane chodniki, nowe mola,
kwieciste klomby, szkoły windsurfingu,
i chyba najpiękniejsze w świecie ścieżki rowerowe,
to niestety, w centrum Jastarni,
niegdysiejszy aromat świętego dymu starych kaszubskich wędzarni
musiał ustąpić miejsca fetorowi podpałki do grilla i przepalonego oleju.
A niegdyś ciche i przytulne korso spacerowe
zmieniło się w upstrzone pod gust nowobogackiego leminga
targowisko, sklecone na sezon z ohydnych bud i straganów,
w których leming modelowy, z Gazetą Wyborczą pod pachą,
nabywa tandetne szkaradztwa z debilnie zadowoloną miną,
że nareszcie silna i bogata Polska należy do niego.
W tym chłamie, depcząc sobie po piętach kotłują się wrzaskliwe hurmy
żelaznego elektoratu Platformy
bezszyich, łysoczaszkich, wytatuowanych ogrów
opychających się bezmyślnie z nudów
hot dogami, goframi, chipsami, popcornem i watą cukrową.
A ta karuzela kaleczącego wrażliwość bezguścia
wiruje od rana do nocy w kakofonicznym zgiełku
rzężących nieznośnie mechanicznych żyraf i słoników,
na których kiwają się tępo znudzone bachory,
a ryk biesiadnych hitów disco polo
gryzie się z jękliwym zawodzeniem peruwiańskich fujar.
Zaś w czynnych do ostatniego gościa pubach,
wgapione w telebimy lemingi kolebią się nad kuflami piwa
i po każdym niezdobytym w Londynie medalu
pobekują nasz nowy asertywny hymn narodowy
„Nic się nie staaaaało! Polacy! Nic się nie staaaaało!
I niestety, coraz mniej w tym tłumie kulturalnych twarzy,
gdyż niedobitki czujących coś jeszcze wrażliwców
wieją przed tym rejwachem gdzie pieprz rośnie
przemierzając kilometry brzegiem morza
by znaleźć, chociaż skrawek pustej plaży
i pogadać z mewami, jak pięknie było niegdyś na Półwyspie.
Ale żeby wszystko było jasne podkreślam dobitnie,
że ta epidemia pretensjonalnej brzydoty to nie wina Gminy,
lecz efekt jakości rządu, który „rządzi” dzięki lemingom właśnie.
Zresztą zalew podobnego bezguścia dotknął całą Polskę
by wspomnieć jarmarczny kociokwik pod Gubałówką w Zakopanem.
Jurata zaś zmieniła się ostatnimi laty
z willowego leśnego kurortu w pipidówkę,
gdzie straszą budowane na wynajem,
ogacone afektowanymi butikami „apartamentowce”
sterczące ponad bałtyckimi sosnami jak kolce w oku helskiego pejzażu.
A po deptaku wiodącym do molo,
gdzie niegdyś przechadzało się rzeczywiście eleganckie towarzystwo,
włóczą się trzody biznesowych aspirantów spozierających zazdrośnie
w stronę rozpartych na kawiarnianych krzesłach
rezydujących w „Bryzie” beneficjentów okrągłego stołu,
do których nota bene (sic!) wpadają często cichcem na śniadanie
ziomkowie z miejscowych pól namiotowych,
by się obeżreć na sępa frykasami ze szwedzkiego stołu.
Zaś na hotelowej plaży leczą swe kompleksy genealogiczne,
przepraszam za wyrażenie „ciećwierze”,
no, bo jak inaczej nazwać kogoś,
kto miast na mięciuchnym jak puch z gęsiej szyi piasku,
wyleguje się dla szpanu na szpecącym helską plażę łożu z baldachimem.
A bacząc na fizis owych „dżentelmenów” dam głowę,
że gros tych mających się za elitę kabotynów
nie odróżnia smaku szlachetnego bałtyckiego łososia
od karmionej chińskim łajnem pangi,
gdyż dla takiego prawdziwka jedno i drugie to ryba.
A jedynym, o czym taki leming myśli jest pragnienie
by pewien łasujący na Półwyspie Helskim bajkopisarz,
świeżo zwerbowany jawny współpracownik Szkła Kontaktowego,
wspomniał o nim choćby jednym słowem
na przedostatniej stronie tygodnika WIVA! ,
co ponoć nobilituje do krajowych „elit”.
Oto obraz "creme de la creme" III RP roku 2012.
Jak widać, strasznie nam napaskudziły lemingi na Helu,
a zakorzeniona w przedwojennej tradycji kultura wysoka
została brutalnie wyparta z Półwyspu
przez wyrosłą z post-komuszej schedy
nowobogacką
para-europejską subkulturę bazarowo podwórkową.
Lecz nic to, nie takie plagi przetaczały się po tej ziemi,
a na szczęście
ludzie już zaczynają się zwolna wybudzać z letargu,
w jaki ich wprowadzili anestezjolodzy III RP
i to tylko kwestia czasu,
kiedy na Półwysep Helski znów powrócą stare dobre lata
przywracając mu jego dystyngowaną urodę.
I na koniec słowo do rodaków zatroskanych o to, co się dzieje z Polską.
Trzecia RP to jedynie historyczny epizod.
Więc głowa do góry!
Sztuczny przeszczep post-komuszej subkultury
nigdy się nie przyjmie na odpornym na kicz organizmie
naszego kulturowego dziedzictwa.
(nauczyciel akademicki)