Katyń: minęło 26508 dni
Smoleńsk: minęło 941 dni
Michał Karnowski
Siedem wniosków po Marszu. Klęska Komorowskiego, media jak z PRL, słabnięcie Marszu, siła flagi, narastające w kraju napięcie...
Paweł Pietkun - Gospodarka przede wszystkim. Dziennikarz od zawsze, astronom z pasji, bloger z powołania. I zastępca naczelnego Nowego Ekranu
Strzelać do tych z polskimi flagami
Z jednej strony ludzie z polskimi flagami śpiewający hymn Polski. Z drugiej pluton egzekucyjny ubrojony w karabiny i strzelający do wszystkich – do dzieci i ich matek również. Co Wam to przypomina? A to był Marsz Niepodległości AD 2012.
Nie
mam wątpliwości – wszyscy byliśmy bici, i strzelano do nas za to, że
szliśmy pod polskimi flagami. Za to, że śpiewaliśmy hymn i skandowaliśmy
patriotyczne hasła. Po rzezi, którą próbowała dokonać policja, tłum
zaczął skandować „gestapo”. I słusznie, bo to było gestapo. Od początku
go końca.
11 listopada 2012 roku skończyła się w Polsce demokracja.
Nigdy
nie spodziewałem się doczekać czasów, kiedy stanę między jednym a
drugim kordonem policji – oba będą mierzyć do mnie z karabinów. I oba
otworzą ogień celując w cywilów. Bynajmniej nie w nogi – lufy kierowały
się na wysokość szyi i głowy. Pal licho, że stałem między policjantami.
Ale za moimi plecami stały w tłumie kobiety, dzieci.
Obok
mnie stała Carcinka, płacząca z bezsilności i bezradności. I Andrzej,
człowiek dzielny i niezłomny, którego syn stał w tłumie, który robił za
cel plutonów policyjnych i który błagał, żeby policja nie strzelała do
dzieci. Później okazało się, że policjanci go pobili. 10-letniego
chłopca, który nawet gdyby chciał, nie miałby szans wyglądać na groźnego
kibola. Przyszedł świętować Dzień Niepodległości. Przyszedł zobaczyć
grupy rekonstrukcyjne Narodowych Sił Zbrojnych, wziąć udział w ważnym
wydarzeniu razem z ojcem.
Jak
to się stało, że marsz, który przebiegał spokojnie zamienił się nagle w
bitwę uliczną, w której znalazłem się na celowniku policyjnych
karabinów? Przecież tylko szedłem z radością z powodu święta, i z chęcią
udokumentowania patriotyzmu kiludziesięciu tysięcy maszerujących,
młodych w dużej części, Polaków.
Policjanci
doskonale wiedzieli co się wydarzy. To stąd na udach i ramionach mieli
po kilkanaście nabojów do strzelania do ludzi. Ba! Wiedzieli nawet, w
którym momencie rozpocznie sie bitwa – w końcu sami ją zaczęli. Oto
grupa przebranych w bluzy i kurtki cywilne, zamaskowanych policjantów
rozpoczęła burdę. Rozpoczęła ją rzucając kostką brukową w policyjne
tarcze swoich kolegów – rzucając tak, żeby nie skrzywdzić. Bruk walający
się po chodnikach Al. Marszałkowskiej był szczególny – bo poza tym, że
leżał na asfalcie, w żadnym miejscu ulicy nie brakowało kostek
brukowych. Chwilę później odkryłem, że policjanci bruk przywieźli ze
sobą – stąd brak dziur w deptaku.
Później
poszły w ruch race świetlne. I znów odkryłem, że to race, jakich nie
można kupić w żadnym sklepie – race, w jakie wyposażona jest policja i
służby ratunkowe. To był znak do otwarcia ognia do ludzi. Natychmiast
zorientowałem się w widzianych chwilę wcześniej pospiesznych manewrach
policji. Oni nie ochraniali marszu, tylko prowadzili manewr
oskrzydlania. Po to, żeby zamknąć połowę uczestników marszu na placu i
strzelać do nich jak do zwierząt. Tych prowokatorów policyjnych
widziałem wcześniej – jak się przebierali, jak umawiali się, gdzie
uderzyć, jak zakrywali kurtkami kamizelki kuloodporne i niezgrabnie
zasłaniali napisy „Policja”. Niektórzy z nich zresztą kilka godzin
wcześniej koczowali pod siedzibą Nowego Ekranu, w samochodach
zaparkowanych przy bocznych uliczkach. Wyglądali nawet zabawnie,
szczególnie kiedy podchodziłem do nich i przyglądałem się im uważnie.
Chowali oczy, odwracali twarze, przerywali rozmowy. Podobnie, jak
wyszedłem z innymi blogerami Nowego Ekranu, żeby pokazać im tajniaków. I
– na wszelki wypadek – zrobić kilka zdjęć. Przecież to funkcjonariusze
policji. Służby, w której nie ma tajności.
- Mam ich zdjęcia, więc je opublikuję – cieszyłem się. - Każdego po kolei.
Niestety
nie zdążyłem tego zrobić przed rozpoczęciem Marszu Niepodległości.
Teraz te zdjęcia będę publikował – jako dowód w sprawie przekroczenia
uprawnień i popełnienia szeregu przestępstw karnych przez
funkcjonariuszy policji. Być może dowiem się, kto wydał rozkaz
strzelania do bezbronnego tłumu. Bezbronnego, bo uzbrojeni w race i
kamienie byli tylko przebrani za cywili policjanci.
Próbowałem
rozmawiać z uzbrojonymi policjantami i policjantkami. Tępe twarze,
spojrzenia bez wyrazu – miałem nieodparte wrażenie, że wszyscy są pod
wpływem narkotyków. Nie wyobrażam sobie, jak można bez mrugnięcia okiem w
kilka osób wycelować w tłum i wypalić. I znów. I zów.
Chwilę
później rozmawiałem z ludźmi, których policja pobiła. Po prostu
wyciągali ich z tłumu, bądź z ulicy ciągnęli w bramy i tam kopniakami i
pałkami znęcali się nad każdym, kto miał jakikolwiek symbol polskości.
Niektórych nagrywałem.
Od
kilkunastu blogerów dostałem material filmowy i fotograficzny.
Materiał, który aż nabyt wyraźnie świadczy o tym, że mieliśmy do
czynienia z prowokacją i zachowaniem, którego nie powstydziliby się
najgorliwsi siepacze Gestapo, szczególnie znienawidzonego w Warszawie
własnie.
Pytanie
tylko, kto wydał rozkaz takiej pacyfikacji? I znów, jak w przypadku
niewyjaśnionej sprawy lotu do Smoleńska, pojawiają się obok siebie dwa
nazwiska. Tusk i Komorowski. Obaj zainteresowani bitwą na ulicach
Warszawy i pacyfikacją tłumu. Komorowski, bo chciał pokazać, jak wiele
wart był zorganizowane przez niego obchody Święta Niepodległości. Tusk,
bo z jednej strony chciałby trzymać Polaków za pysk, z drugiej boi się
tego tłumu, który potrafi się zorganizować wbrew państwowej
administracji. Boi się, bo wie, że dzień w którym niezadowoleni z tego,
co dzieje się z ich krajem Polacy przyjdą do kancelarii premiera i
zrobią mu to, na co wie, że zasłużył. To zresztą dlatego Donald Tusk
spędził Święto Niepodległości poza granicami Polski. Ze strachu.
Strachu, który czuli nieżyjący już dziś dyktatorzy na Bliskim Wschodzie i
w Afryce.
Wiem dzisiaj, że Tusk nie da sobie odebrać władzy – ani siłą, ani wyborami.
Policjanci
na poligonie, starannie przygotowanym i tym cenniejszym, że z żywymi
celami, przećwiczyli utrzymanie ludzi w ryzach. Niepokornych załatwi się
sprawami skarbowymi, odbierze im dzieci, lub po prostu przestraszy.
Marsz
przeszedł! To daje nadzieję, że we własnym kraju będę się czuł jak
obywatel. Nie tak, jak Polacy w Prusach Wschodnich za panowania
Bismarcka. Zresztą oni mieli lepiej – nikt do nich nie strzelał...