n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, stycznia 06, 2013

z Blogów * JAK ŻYĆ


Jak być warszawskim lemingiem?


Dziś nauczymy was jak być człowiekiem sukcesu, który właśnie zawitał do wielkiego miasta, a drzwi kariery stoją przed nim otworem. Jeśli odniesiecie wrażenie, że porady są trochę w stylu „zastaw się, a postaw się” to… prawdopodobnie macie rację. Życie w centrum świata wymaga poświęceń!
Pochodzenie
Lemingi grasują na terenie całej Warszawy, jednak największa ich część pochodzi z Radomia i Wilanowa. Pojęcie nie odnosi się do kobiet, ponieważ warszawski leming to tak naprawdę kolejna z definicji zniewieścienia, wbrew stanowisku błędnie forsowanemu przez marną prawicową publicystykę.
Praca
Kluczowym spostrzeżeniem jest to, że życie warszawskiego leminga kręci się wokół pracy, on zawsze jest zagoniony i w niedoczasie. Jeśli jednak bliżej przyjrzymy się temu zjawisku, okazuje się, że tak naprawdę każdy leming robi „w czymś związanym z marketingiem”. 80% młodych Warszawiaków robi w marketingu, PR i organizacji eventów, nikt z nich niczego nie produkuje (chyba, że płyty offowych muzyków), ani nawet nie świadczy namacalnych usług. Powoli naprawdę zaczynamy się zastanawiać czy ktoś nie fałszuje wskaźników PKB tego kraju.
No bo przecież nie podnosi go pozostałe 20% młodych Warszawiaków, którzy robią w FOTOGRAFII. Chodzą z tymi aparatami („To jedyny taki Canon na rynku, on do mnie mówi”) i obfotografowują każdy kąt pierdolonego Krakowskiego Przedmieścia, jak pies przystają przy każdym wywróconym śmietniku („bo to jest sztuka”), a potem i tak godzinami zgrywają to wszystko do komórek („bo Instagram”) żeby następnie ich liczni koledzy z marketingu mogli udawać, że im się podoba. Kończy się zresztą „jak zawsze” i fotki lądują na facebooku na profilu z „photography” w nazwie, bo w przeciwnym wypadku ktoś mógłby pomyśleć, że jakis debil szedł ulicą i robił śmietnikom zdjęcia.

Warszawski leming 20 lat później
Trochę się obsraliśmy w dysponowaniu procentami, ponieważ kolejne 40% młodych Warszawiaków stanowią młodzi byznesmeni, ludzie biznesu. Młodzi bankierzy, osoby wciskające innym cyfrowy polsat przez telefon, przez uprzejmość zaliczamy też do nich nasze wydziałowe perły jurysprudencji. Można ich poznać po tym, że wszyscy starają się wyglądać jak ich szefowie. Garnitury za dwa tysie na kredyt, błyszczące zegarki i woda kolońska „Behemot” (9,99 zł w Biedronce). Pasją młodych prawników jest natomiast słowo „de facto„, które trafia do słownika już po pierwszych dwóch dniach praktyk w kancelarii. Można zaryzykować nawet teorię, że zdania bez „de facto” nie powinny się w ogóle liczyć. Młodzi prawnicy nawet na obiad jedzą „de facto zupę”.
Moda
Warszawski leming jest piękny, młody, podąża tropem mody. Ale tylko pozornie. Tak naprawdę zamiast wertować magazyny z modą przeważnie chodzi akurat w tym co dowieźli do Factory, a pech chciał, że od kilku lat donoszą tam tylko pastelowe polówki lacoste’y, które powolutku zaczynają grać już w tej samej lidze co ortalion i japonki ze skarpetkami („ale jak to?! przecież KROKODYL”).
Każdy szanujący się leming ma też w swojej szafie przynajmniej jeden garnitur od Zegny (przepraszamy Panie Premierze), który zakłada tylko na specjalne okazje (czyli codziennie, co widać i czuć), a żeby go kupić jechał 30 kilometrów za Warszawę, hen aż pod sam Pruszków (bo taniej). W dobrym stylu jest też mieć iPhone’a (bo Instagram) i najlepszą wersję MacBooka Pro, bo przepłacanie 10 kafli za laptopa to jest taniec, to jest życie.

Warszawska lemingczyni (przed operacją po prostu Jędrek)
Sport i kultura
Młodzi prężni warszawiacy korzystają ze sportu jako z formy kreacji samego siebie, dlatego tradycyjne dyscypliny wyparły golf, squash, poker, a w niedzielę wyścigi koni na Służewcu (nowego leminga w mieście można poznać po tym, że jeszcze nie do końca wie co i jak i jeździ metrem na Służew w stroju dżokeja). W dobrym tonie jest mieć w portfelu karnet na najbardziej prestiżową siłownię w mieście, z drugiej strony maksymalizuje to ryzyko, że ktoś nas zapyta jak tam dojechać…
W dobrym tonie jest też przejść się parę razy na Legię, obowiązkowo na „Żyletę” i dopiero w połowie meczu zorientować się (opatrując siniaki), że kibicowaliśmy Koronie Kielce, a barwy ZTM niekoniecznie muszą przekładać się na barwy ukochanej drużyny.
Jeśli chcesz być młodym Warszawiakiem sukcesu, musisz brać udział w życiu kulturalny miasta. Dobrze jest przynajmniej raz w roku pokazać się w filharmonii, byle nie w pierwszym rzędzie, bo źle się wtedy gra w Angry Birds na iPhoniku (ostatecznie może być Android, jeśli bank nie przyznał kredytu). Warto nadmienić, że wizyta w filharmonii nie jest zaliczona, jeśli w międzyczasie nie zameldujesz się na Facebooku. Z drugiej strony jeśli przechodzisz akurat obok budynku i checkin złapie filharmonię, można uznać, że masz zaliczone.
Prawdzie dekadenckie życie miasta zaczyna się jednak wieczorami. Zamawianie szampana w klubach jest już passe, teraz wszyscy chodzimy do Warszawy Powiśle. Lokal przez długi czas był popularny i odstraszał warszawskie elity, na szczęście ostatnio pojawiła się inicjatywa jego zamknięcia. Jak przystało na młodopolskich dekadentów 2.0, bywalcy potrzebowali oprawcy, oni by sobie sami zamknęli to powiśle gdyby nie Hanka, bo dopiero teraz mogą opowiedzieć światu jakimi są artystami. A to właśnie sztuka spaja miasto.

Warto się przy tym zastanowić czy zjawisko równania do trendów, nawet jeśli groteskowe i wyolbrzymione, to zjawisko zupełnie nowe. Naszym zdaniem, niestety, nie. Katecheza #769: Wszyscy jesteśmy lemingami!!!

Jak być pierdoloną mimozą

Wprawdzie mimoza to nazwa jakiegoś drzewa czy tam krzewu, zapytajcie jakiegoś pedała, na pewno wam wyjaśni, ale określenie to wspaniale pasuje także do pewnego wycinka naszego społeczeństwa, który na co dzień spotykamy w zasadzie na każdym kroku
pięknychpolskich ulic. Czytajcie uważnie, być może nawet nie wiecie, że jesteście pierdoloną mimozą.
- W sklepie
Kurwiszcze zrobiło zakupy, kasjerka kasuje, są tego ze dwa wózki, a ta pierdolona mimoza stoi dumnie niczym Napoleon i pręży się przed zakupami patrząc na nie z góry. Ty pierdolona mimozo, za tobą stoi kolejka złożona z trzydziestu osób i oni też będą chcieli popakować swoje zakupy, zajmijże reklamówkami te ręce, a nie kurwa stoisz sobie i ważysz 2 tony i jeszcze patrzysz czy wszyscy widzieli, że cię stać i na kolację kupujesz 5 kilo edamskiego.

Prawidłowe zachowanie w sklepie – towar spada, ty chowasz do torby
Zanim staniesz się taką pierdoloną mimozą przy kasie nie zapomnij kilkukrotnie komuś przypierdolić przeciskając swoją grubą dupę przez ciasne alejki sklepu, najlepiej pierdolnij pięcioletnim dzieckiem o półkę ze słodyczami sięgając zapas ptasiego mleczka na najbliższe dwa lata. Nie zapomnij postawić wózka na samym środku sklepu, koniecznie tak żeby nikt inny nie mógł przejść. Zrób sobie dziecko, zabierz je ze sobą na zakupy, pozwól mu biegać po całym sklepie, drzeć ryj, płakać, wywracać zakupy, łapać za nogi obcych ludzi. Zrób raban i wezwij kierownika sklepu kiedy pierdolone dziecko dostanie kopa w ryj po tym, gdy zaczęło jakiegoś przystojnego studenta prawa macać po dupie. Zapomnij o sprawie z dzieckiem gdy tylko zobaczysz opakowanie masła z bonusową zawartością tłuszczu, targuj się z kierownikiem Kerfura, a następnie przez pół godziny wypytuj kasjera o szczegóły promocji „Rodzinka”.
- W ubóstwie socjalnym
Menda pierdolona cały dzień leży na dupie i narzeka, że jest biedna, że do roboty nie pójdzie, bo pensje za niskie, że tylko pan napieralski zagwarantuje jej godne życie. Na całego. Pobieraj rentę, narzekaj, że za mało, chodź na wszystkie możliwe strajki i blokady drogowe, jak trzeba będzie strajkować z taksówkarzami to ukradnij taksówkę, a jak z górnikami to upierdol sobie całą twarz koksem. Narzekaj na podatki, których i tak nie płacisz, bo jesteś pierdoloną mimozą-nierobem. Kpij z ludzi, którzy dzień i noc zapierdalają za 1000 złotych miesięcznie, że pracują jak głupi, a mają mniej od ciebie.

Przeciętny polski rencista
- W ubóstwie wiecznym, nieperspektywicznym
Jedz suchy chleb z wodą żeby zaoszczędzić na jedzeniu, wydawaj tysiaki na leki na awitaminozę, kupuj pięć par butów za 50 złotych rocznie, bo tanie, nie kupuj butów za 300 złotych, które starczą ci na pięć lat, bo nie warto marnować pieniędzy. Zakręcaj wodę w trakcie mycia rąk, namydl ręce, nie spłukuj, zliż mydło żeby zaoszczędzić, wydaj 1000 złotych na leki na gronkowca.  Ucz się dobrze, dostań stypendium socjalne, ale gdy idziesz na studia wybierz europeistykę, bo to cię pasjonuje, choć nie ma perspektyw. Wynajmuj kawalerkę na spółkę z jedenastoma koleżankami z Węgorzewa, obrażaj się o to, że żydzi, którzy przeżyli Oświęcim opowiadają sobie o was dowcipy. Bądź pierdoloną mimozą, która w życiu nic nie osiągnie.

Mów na ziemniaki kartofle
- Na drodze
Najlepiej bądź kobietą, możesz być też pedałem albo zwyczajnym ćwokiem, mile widziany z Radomia. Miej w dupie zasady ruchu drogowego, jedź tak jak ci się wydaje. Zamyślaj się możliwie często na środku skrzyżowania, jedź pod prąd jeśli będzie szybciej, ignoruj innych uczestników ruchu drogowego, przyjmij teorię helioautocentryczną. Jeśli w kogoś przypierdolisz rozpłacz się i mów, że to nie twoja wina. Jeśli właśnie pierdolona mimozo przyjebałaś komuś swoim Polonezem w całkiem nowe Porsche ostentacyjnie upieraj się przy tym, że to on jest bogatszy i powinien pokryć koszta. Zadzwoń po policję, opowiedz wszystkim koleżankom, że jakiś pierdolony pojeb z policji przyjechał i wlepił ci mandat.
- Na uczelni
Chodź na wszystkie zajęcia, wszystkie wykłady, chodź także do nieswoich grup, notuj to wszystko, na egzaminach dostawaj łamane 2/3, ale zaczepiaj obcych ludzi i opowiadaj im o tym jak nimi gardzisz, jakimi są pierdolonymi leserami i jak nigdy w życiu do niczego nie dojdą. Idź na egzamin do najtrudniejszego egzaminatora bo chcesz u niego pisać pracę magisterską, oblej, wymyśl fikcyjną teorię dlaczego cię uwalił, spędź całe wakacje na naukę, pojedź nad polskie morze żeby wypocząć, nie wychodź z hotelu i ucz się do poprawki, nie zobacz morza, pożal się o tym na facebooku, wysyłaj zapytania do 1200 osób przez usosa o to, co bylo zadane na ostatnie ćwiczenia, obraź się na internet, przejdź do tradycyjnych mediów, rozlepiaj kartki z ogłoszeniami na uniwersytecie, podchodź do obcych ludzi i opowiadaj im historię swojego życia, zaczepiaj obcych pod salą egzaminacyjną i pytaj co myślą o egzaminatorze oraz czy umieją dobrze, bo ty się nic nie uczyłaś (co było nad morzem zostaje nad morzem). Bądź tak pierdoloną mimozą, że szydzi sobie z ciebie helpdesk usosa i panie w dziekanacie.

Pierdolona mimoza przed ślubem (także uwaga)
Katecheza #451: Nie bądź pierdoloną mimozą, ogarnij się, nie utrudniaj życia innym w społeczeństwie, w tym także sobie, no kurwa!

sobota, stycznia 05, 2013

TusKasia, Kopacz dla ubogich


via   

Czy jestem Brutusem ? (roko)

Donald Tusk, Kim jest?. Politykiem, człowiekiem zadaniowym czy osobą wypchniętą na piedestał przez kompletny przypadek ?.
Kim jest do jasnej cholery Ktoś, kto wzorując się na lekturze "Kariery Nikodema Dyzmy"  w odróżnieniu od "pierwowzoru" dostaje w końcu tekę Prezesa Rady Ministrów i realizuje kiepską czy wręcz beznadziejną przyszłość temu krajowi.
Prześledźmy zatem może kilka "dziur" w życiorysie obecnego "Premiera Partii Miłości", "Słonka Kaszub i Peru", totalnego lenia i zarazem nienasyconego pasją piłkarzyka., o czym zresztą przy innych historiach, swego czasu pisano w GW.
Najśmieszniejsza i zupełnie wyprana z prawdy, jest biografia zamieszczona w Wikipedii,. Ta wersja powielana jest w mnóstwach przypadków. W latach 1980-1981 pracował m.in. w Wydawnictwie Morskim oraz w grupie Lecha Bądkowskiego w tygodniku "Samorządność" . Po ogłoszeniu stanu wojennego dostał zakaz pracy w zakładach państwowych.  W Wikipedii znajdujemy zatem taki wpis: - Za działalność opozycyjną został pozbawiony pracy w państwowej firmie. Przez 7 lat utrzymywał się z pracy fizycznej w założonej przez Macieja Płażyńskiego spółdzielni "Świetlik"pl.wikipedia.org/wiki/Donald_Tusk
Hmm, i tu zaczyna się pierwsza mała luka w życiorysie. Między 13 grudnia 1981 roku a wiosną 1983 kiedy założono SPUW "Świetlik" minęło co najmniej półtora roku. A gdzie zatem epizod zatrudnienia Donalda przez znanego w Gdańśku piekarza Pellowskiego ?, czy  to taki osobisty dramat w Jego życiorysie był czy też jakieś rozdźwięki między obu Panami powstały i spowodowały że nie warte wspominania. Mało tego, Donald nie był też żadnym z założycieli Spółdzielni, więc i termin wiosny '83 Go nie dotyczy w żaden sposób. . Skąd zresztą wzięło się te 7 lat w "Świetliku" nie wiem ?.

 Pamiętam żeTusk wykonywał pierwszą fizyczną pracę na początku 1985 roku, bodaj w ECII w Gdańsku. Wynika zatem z tego, iż był przez dłuższy czas na fikcyjnym zatrudnieniu, co akurat nie było czymś wyjątkowym w SPUW. Innymi słowy,, używając terminologii spółdzielnianej, był zwyczajnym  "łabędziem" co nie było akurat czymś chlubiącym.  Zastanawiające jest  także trwanie zatrudnienia w SPUW "Gdańsk" (taka nazwa obowiązywała od roku 1986) bowiem od roku '87  tylko i wyłącznie zasiadał w Radzie Nadzorczej Sp-nii czyli ponownie stał się "nierobem" tyle że tytularnym.
W samym czasie trwania zatrudnienia w SPUW kilka spraw także wymagałoby albo sprostowania albo gruntowniejszego wyjaśnienia. Podczas kampani prezydenckiej w 2005 roku w klipie przygotowanym na potrzeby sztabu Tuska, usłyszymy i zobaczymy  m.in. zdjęcie "Świetlikowe" w pracy. Przypomnę iż Wiesiu Kamiński zarzucił wówczas Donaldowi iż kłamliwie posłużył się zdjęciem na któym był Jego brat Zdzisław nie zaś sam Tusk. Była to oczywista prawda, gdyż zdjęcie wykonano podczas prac zabezpieczających na Ratuszu Głównego Miasta Gdańska gdzie Donalda nie było NA PEWNO.
Drugim kłamstwem użytym w tym klipie a tym bardziej przykrym,, bo użytym tu przez córkę Katarzynę, jest stwierdzenia że - Ona sama pamięta jak tatuś wychodził do pracy o 5 rano.  Pamiętam jak podczas kampanii jesienią 2005 Maciek Płażyński był tym zdaniem poirytowany do żywego. Na czym polegało to kłamstwo !?
Otóż w lutym 1987 roku kilkunastu spółdzielców dokańczało prace konserwacyjne w Elektrowni Jaworzno III. Mieszkaliśmy wówczas w hotelu sportowym w Sosnowcu tuż przy sztucznym lodowisku. Aby dojechać do pracy, korzystaliśmy z autobusu zakładowego który jadąc z Sosnowca poprzez Mysłowice, docierał pod bramy elektrowni ok. 6 rano. O 6 rano - zatem aby zdążyć na autobus wstawaliśmy kilkanaście minut po 4 rano. Jako że zajmowaliśmy kilkanaście miejsc siedzących, w tym stałym kursie, opiekujący się Nami z ramienia Jaworzno III, p. Lipiński kategorycznie po tygodniu takiego dojeżdżania, zakazał Nam korzystania z owego autobusu. Jak zatem widać tydzień wstawania trochę wcześniej a ileż można umieścić w spocie reklamującym Siebie jako osobnika nieźle zapracowanego a do tego jakże "rannego ptaszka". Ale to nie wszystko w tym spocie, córka Kasia wspomina że pamięta jak ojciec wychodził rano ... ., hmm, to dopiero ciekawe, bo skoro ojciec był pracował najdalej w 1987 roku a do tego w delegacji ('87 luty - Jaworzno III, '87 kwiecień - silos zbożowy w Kaliszu) to w jaki sposób to widziała!!!, notabene przychodząc na świat w tymże 1987roku

Wróćmy jeszcze na chwilę do zlecenia -Jaworzno III.
Rok wcześniej zainicjowano tam prace polegające na malowaniu-konserwacji elementów podtrzymujących dach hali turbin. Ekipa Nasza, zamieszkiwała w hotelu robotniczym w dzielnicy Jaworzna, Szczakowej. Warunki bytowe jak to w tego typu obiektach były jakie były. Prace wówczas wykonywaliśmy albo wieczorem albo w nocy by nie utrudniać innym wykonywania swych prac. Same warunki pracy też były wyczerpujące, wysoka temperatura dochodząca w niektórych miejscach do 50 stopni oraz bezustanny hałas turbin i prądnic. Jak to bywa w takich wysuniętych placówkach, nudy, zmęczenie, stres, rozłąkę wykorzystywało się na picie alkoholu.
Wódka, piwo lało się dosłownie strumieniami i to niemal codziennie a kiedy z przyczyn techologicznych nie mogliśmy pójść do pracy wtedy dosłownie cały dzień. Pojawiła się też marihuana. Wedle relacji z ub. roku w "Newsweeku" oraz informującego o tym DT, tęże miał przywozić Mariusz Wilk co było prawdą o tyle że miał zawsze trochę "grassu"  tylko że wyłącznie dla Siebie !!!. "Ganja" pojawiła się tylko dzieki zaopatrzeniu zaradnych kolegów z Malborka i Elbląga.
 Donald w owym czasie był niepijący !!!, o dziwo poszło o zakład między kilkoma uczestnikami (o sporą zresztą wódkę)  o wstrzymanie się z piciem alkoholu pomiędzy  Nowym Rokiem a Wielkanocą. Uczestnikami zakładu byli m.in. Donald Tusk, Marek Zająkała (v-ce prezes NIK), Jacek Kozłowski (wojewoda mazowiecki) i bodaj Ktoś jeszcze ale pewności nie mam i nie napiszę Kto. Otóż właśnie, My sączyliśmy czy jak Kto woli chlaliśmy wóde a biedny Donek ujarzmiony zakładem nie był w stanie Nam dorównać, odpowiednim pozimem wesołego nastroju czy wręcz euforii ale był to zgodny z zakładem środek (w końcu nie alkohol) i było wszystko jak należy. Trzeźwy a zarazem dobrze nastrojony. My piliśmy codzień a On ... wnioski sobie sami wysnujcie. Acha, zlecenie trwało gdzieś tak od połowy lutego do połowy kwietnia.
Po roku 1990 w życiorysie pojawiają się kolejne "dziury", gdzie są wzmianki że Tusk w owym czasie był z-cą rednacza w "Gazecie Gdańskiej" wydawanej za "szwedzkie" pieniądze ???.
Czyżby kolejny powód do wstydu, że gazeta ta, nawet swego czasu gorąco reklamowana przez samego Michała Ogórka w TV , zwyczajnie zbankrutowała z powodu nieudolnośći redakcji?
Gdzie jest w życiorysie kolejna znów wzmianka o tym iż zanim stał się posłem w Sejmie I Kadencjii z ramienia KLD był jednym z członków Komisji Likwidacyjnej RSW "Książka - Prasa - Ruch", tak tej samej komisji której "machlojki" tak szeroko opisuje R R-K przy okazji interesów życia PC i braci Kaczyńskich.
Siedziba pełnomocnika Komisji Likwidacyjnej też była ciekawa bo mieściła się w "Domu Prasy" przy Targu Drzewnym w pomieszczeniach w których wcześniej istniał lokalny oddział GUKPiW. Może to stamtąd wziął się pomysł na kontrolę Internetu.
Ciekawym też było i to że w tych pomieszczeniach znajdowała się pierwsza redakcja "Gazety Gdańskiej" zanim przeniesiono ją do budynku przy Gdyńskich  Kosynierów 11 niedaleko stoczni.

Tak naprawdę życiorys ten który znamy, rozpoczął się dopiero w roku 1991, zaś kariera - w słynnym puczu w dniu 4 czerwca 1992 roku przy obaleniu rządu Olszewskiego.
Tak wiele lat nie minęło a jak wiele już zdołano zamazać.