n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

poniedziałek, stycznia 14, 2013

Skarlałe społeczeństwo, bez broni Naród ...



Skarlałe społeczeństwo, bezbronny Naród

 
Moją Ojczyzną ...
Blog
Ilu nas jest? Epatujemy się nawzajem i ekscytujemy wielkimi liczbami: ponad 2 miliony podpisało protest przeciw próbie administracyjnej likwidacji Telewizji Trwam, kolejne ponad 2 miliony (czy to Ci sami Polacy?, czy razem to już prawie 5 milionów? ...) poparło wniosek o przeprowadzenie referendum emerytalnego, tysiące i dziesiątki tysięcy przemaszerowują ulicami naszych miast w obronie wolności słowa, żądając prawdy o Smoleńsku i poszanowania polskiego interesu państwowego, w sondażach „nasi” mają już prawie 30% poparcia wyborczego, albo nawet, Panie!, i ponad to, i właśnie doganiają i prześcigają ... No nie, teraz to już na pewno wezmą nas pod uwagę. Zaproszą do sali numer 42 siedziby Komisji Trójstronnej na miłą, herbacianą pogawędkę, a jak będzie führer miał dobry dzień, to może i jedną „Kropkę nad i” każe poświęcić na „problem jedynieprzejściowo występujących, będących efektem jedynie niepełnej informacji, nieporozumień społecznych w przedmiocie być może nieświadomie (a być może nie nieświadomie ...) generowanych wątpliwości odnośnie cudownej w skali makroglobalnie kosmicznej polityki rządu Wielce Szanownego Kawalera Orderu Zasługi im. Walthera Rathenaua, Pana Magistra Premiera, Drodzy Zgromadzeni, Donalda – Ukochanego Przywódcy – Tuska”.

Nasza mała, fałszywa stabilizacja. Czy jest taka podwyżka chabaniny, po której nie wytrzymają nerwy nie dwóch, ale dziesięciu i więcej milionów? Ilu ma się znaleźć na bruku, albo wyjechać za chlebem na Wyspy, czy do szwaba, żeby ludzie pojęli, że nie można żyć jak zwierzęta? Dziś wydaje się, że te górne granice podwyżek, że „normy” statystyczne bezrobocia są, z punktu widzenia dzisiejszej władzy okupacyjnej, zupełnie bezpieczne. Upadliśmy strasznie. I najgorsze w tym nie jest to, że brak nam „wiernych” do głoszenia idei, lecz to, że dla współczesnych Polaków powodem do powiedzenia bandytom z rządu: NIE! staje się (stało się?) coraz głębsze sięganie przez ten rząd do coraz bardziej zdemolowanych portfeli polskich. Nie żadne tam hasła prawdy, sprawiedliwości i wolności. Ci protestujący przeciw ACTA, jestem pewny, w zdecydowanej większości dalej nie widzą związku pomiędzy swoimi „nocnymi czuwaniami” w obronie swobodnej wymiany plików w przestrzeni wirtualnej z, tako samo swoimi, wcześniejszymi wyborami przy urnie, nie rozumieją, że jest to logiczny, a prosty efekt ich własnej decyzji o wybraniu Psa na premiera.
Społeczeństwo jest już tak wytresowane, że „jedną ręką” – okazując swoją słuszną postawę historycznoideową – wyśmiewa absurdy komuny w rodzaju wyrobów czekoladopodobnych i objęcia wtedy wszystkiego tajemnicą państwową, „drugą ręką” z pełnym zrozumieniem aktualnoideowym przyjmując za demokratyczny standard oddawanie przez władze do użytku nie dróg, ale „przejezdnych odcinków” i całkowicie zbywając milczeniem prowadzoną przez rząd, rekordową w skali Europy, politykę inwigilacyjną (i nie chodzi tu bynajmniej o ACTA).

Wszystkim rządzi informacja. Ona jest prawdziwym twórcą decyzji wyborczych. I trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że MY NIE WYGRAMY ŻADNYCH WYBORÓW, jeśli nie uzyskamy przewagi w wojnie o dotarcie z informacją polityczną do Kowalskich JESZCZE PRZED „Dziennikami” Tusksatu/WSI24/tvpo, JESZCZE PRZED „Gazetą komunistyczną” i „KomPolityką”, JESZCZE PRZED porannym seansem nienawiści w komunistycznym radiu z Czerskiej. Jednego nie można odmówić dzisiejszym okupantom: konsekwencji w prowadzeniu antynarodowej polityki. Mając całkowicie posłuszne najbogatsze i największe media, uruchomiła i z niezwykłym uporem, w absolutnie złej woli, ale bardzo skutecznie likwiduje inne ośrodki i formy kształtowania i rozwoju ojczystej myśli: szkołę, instytucje kultury i sztuki, inicjatywy nie lewicowe a patriotyczne, czy zgodną z polską racją stanu politykę pielęgnowania pamięci historycznej. Pieniądze – i to w olbrzymiej ilości – są, ale nie na „Frondę”, ale „Krytykę Polityczną”. Środków na POLSKIE szkoły nie ma (w roku poprzednim i bieżącym pod administracyjnym toporem Psa padnie w sumie około 2 500 placówek!), budynki po likwidowanych szkołach i dotacje, nieproporcjonalnie wielkie wobec tych przyznawanych na uczniów polskich, są jednak dla mniejszości niemieckiej. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się prawdziwych eposów filmowych o Piłsudskim, czy Powstaniu Warszawskim. Gdzie my żyjemy?

Jutro 10 rocznica autentycznego komunistycznego zamachu stanu. Odebrania Polsce możliwości swobodnego kształtowania swojego bytu państwowego. No i co z tego? Kogo to, q..rwa, obchodzi? EURO, EURO!!!, to jest ważne!!! Czy 11 kopaczy wykopie piłkę do kolejnej rundy turnieju, czy pozostanie z, i tak gigantycznymi, pensjami za udział w fazie grupowej (jak zwykle)? Jak przebiegnie organizacja wydawania wejściówek na trening szwabskiej drużyny? Czy zagra ten, czy tamten?
I ja dlatego powiem: G()WNO mnie to obchodzi! To całe EURO mam w D()PIE!!! Nie widzę żadnego, absolutnie żadnego powodu by emocjonować się tymi mistrzostwami, gdy nie mam dowodu na to, że mojego Prezydenta mojej Polski nie zamordowano. Obrażającym moją godność Polaka byłoby oglądanie na meczu Polska – Rosja, w wykupionej przez putinowskiego „biznesmena” loży, mord ruskich i ... ruskich tzw. oficjeli. Może w ramach protestu powinniśmy się odwrócić od tej imprezy? W godzinach meczy wychodzić na spacer lub zakupy? Pokazać, że tzw. informacja o sukcesie Partii w przedmiocie organizacji turnieju jest tyle warta, ile zapewnienia komunistów o istotnej roli PRL w eksploracji kosmosu.


Doczekaliśmy czasów, że to nie my Litwinów, ale Oni nas uczą nie tylko podstaw suwerennego myślenia o własnym bycie, ale w ogóle szacunku do samych siebie i swojego państwa. Słowa Pani Prezydent Dalii Grybauskaite o wybraniu przez namiestnika i Psa za przyjaciela Polski Rosji, kosztem takich państw regionu, jak Litwa, nie są kolejnym etapem dyplomatycznych przepychanek pomiędzy Wilnem i Warszawą. To bardzo głęboko przemyślane, a co najważniejsze oparte na faktach, po prostu faktach, sprawozdanie z aktualnego stanu relacji polsko – rosyjskich. Zaledwie przypominając realizowany z wielkim sukcesem projekt NordStream, należy tu, na przykład, przywołać inny wspólny zamysł rosyjsko – niemiecki, o którym, rzecz jasna, nie dowiemy się z mediów „wiodących”. Mowa o skutecznym tworzeniu z Obwodu Kaliningradzkiego współczesnych Prus Wschodnich. Niespełna miesiąc temu weszła w życie ustawa o tzw. małym ruchu granicznym pomiędzy Polską i Rosją (czyli tym Obwodem). Ale nie Polska jest tej ustawy (i, będącej jej podstawą, umowy polsko – rosyjskiej) podmiotem. Królewiec to już jedynie nazwa historyczna. Cały ten pomysł był forsowany przez, formalnie wszak nie uczestniczących w tym przedsięwzięciu, Niemców (także tych z organizacji „wypędzonych”) i samych władców Kremla. Stawka była wysoka: stworzenie możliwości aktywnego udziału Rosji w przedsięwzięciach ekonomicznych Unii, w tym unijnych dotacjach, z jednej strony, oraz polityczne i administracyjne ułatwienia w działalności niemieckiego biznesu, silnie zaangażowanego w Obwodzie, z drugiej. Dlatego Niemcy – bo przecież nie Sikorski – uzyskali dla potrzeb tej umowy odstępstwo od unijnych norm prawnych dla ruchu bezwizowego (Obwód jest zbyt dużym terytorium według tych norm), a nawet obiecali Litwinom, bardzo zaniepokojonym projektem, dofinansowanie ich inwestycji w elektrowni atomowej w Ignalinie. No i się udało, bo i udać się musiało, skoro powołano wcześniej takich „rządców” obszarów przylegających od zachodu i południa do Obwodu Kaliningradzkiego. „Rządców”, którzy nie widzą żadnej sprzeczności pomiędzy ich przyjacielskim dyskutowaniem, jednego dnia, z władzą obcego państwa o ułatwieniach granicznych dla obywateli tego państwa i posłusznym przyjmowaniem do wiadomości wygłaszanych przez tę samą władzę, dnia następnego, manifestów na temat dalszego uzbrajania obszarów stanowiących przedmiot owych miłych negocjacji o bezwizowym ruchu. Manifestów odpowiadających polskiej awanturniczej polityce antyrakietowej i otwarcie stwierdzających, że celem tych zbrojeń jest właśnie „dyskutant”, czyli Polska. Eufemistycznie można to zdiagnozować jako schizofrenię polityczną, ale od 1792 r. stosuje się również inne określenie na tego rodzaju działania i zaniechania, zbieżne z nazwą pewnej miejscowości położonej nieopodal Humania nad rzeką Siniuchą (dla lemingów: to w tym kraju, w którym będzie się za tydzień zaczynała kopanina, równolegle z kopaniną uskutecznianą nad Wisłą).
Nie trzeba wyjaśniać, że Polska nie uzyskała literalnie nic w zamian, nawet obietnicy życzliwego traktowania polskich inicjatyw gospodarczych. Tym zaś sposobem ten teren, będący najbardziej zmilitaryzowanym na świecie i jednym z najbardziej skryminalizowanych w Europie, stał się doskonałą bazą wypadową rosyjskich służb i gangsterów do Polski (i Unii). W sensie geopolitycznym tylko czekać zaś należy „podłączenia” Polski do systemu odbiorców elektrowni w Kaliningradzie, której budowę właśnie rozpoczęto (a po cholerę nam współpraca energetyczna z Litwą?), a następnie, kierowanych z Berlina i/lub Moskwy, pytań – z bardzo krótkim terminem odpowiedzi – o czas przejścia terenów Pomorza ze statusu polskopaństwowego w tranzytowy.
Z reporterskiego obowiązku warto jeszcze powyższe uzupełnić o pewien zapis chronologiczny. I od razu trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: to z całą pewnością nie jest ostatnie słowo w podjętej przez dzisiejsze władze Polski rywalizacji o palmę pierwszeństwa w kilkuwiekowych już zmaganiach polskojęzycznych „działaczy” o miano najbardziej rosyjskiego z polaków (?) [sic!].
13 lutego 2012 – projekt ustawy ratyfikacyjnej dla umowy wpływa do Sejmu;
29 lutego 2012 – jest już gotowe sprawozdanie po I czytaniu w komisjach;
14 marca 2012 – II czytanie projektu;
15 marca 2012 – komisje mają już sprawozdanie po II czytaniu;
godz. 9.30 16 marca 2012 – już po głosowaniu (ustawa przyjęta – „za” głosowali wszyscy obecni na sali posłowie po, psl i sld oraz 39 na 40 od chama z Biłgoraja);
16 marca 2012 – ustawa trafia do Senatu i do Ruskiej Budy (to nie pomyłka: Kopacz wysyła ten dokument TEGO SAMEGO dnia!);
12 kwietnia 2012 – Senat nie zgłasza zastrzeżeń;
4 maja 2012 – mąż Dziadzi podpisuje (chyba bez błędu, ale to nie jest do końca pewne) ustawę.
Można? Można. Po prostu.

Jakiś czas temu lemingi otrzymały komunikat: na sznurze, na którym znaleziono martwe ciało Andrzeja Leppera nie było śladów obcego DNA. Tako samo, zapewne, jak, lat już temu bedzie dwanaście, Pan minister – prezes z SLD Sekuła Ireneusz, który – SAM!!! SAM!!! – podjął się pobicia swoistego rekordu Guinnessa, popełniając samobójstwo poprzez trzykrotny strzał w brzuch. Podobnie zresztą zupełnie jak ów Pan pułkownik jednostki wojskowej nr 3362, który tak się – SAM!!! SAM!!! bez zdań ... dwóch (...) – zapamiętał w tańcu, że zapomniał o swoich kłopotach z krążeniem i, ojej! taki młody jeszcze, niestety opuścił środowisko SOWY. Był zaś taką nadzieją dla kadr Ochotniczych Hufców Pracy, na których imprezie integracyjnej wykonywał ten taniec radości z gigantycznych sukcesów odnoszonych i na co dzień, i od święta przez naszych Umiłowanych Przywódców Platformy – Lory.

Jak to wszystko należy traktować? A może się nad tym w ogóle nie zastanawiać? Czy my jesteśmy debile? Mamy przecież swój rozum. Może należy go po prostu użyć?

Kiedyś jeden Pan drugiemu Panu, któremu powierzył był wcześniej płaszcz na przechowanie (w ramach usługi „szatni”), powiedział, że chciałby tenże płaszcz odebrać. W odpowiedzi usłyszał, że, owszem, może płaszcz odebrać, ale nie swój. Z właściwym płaszczem pozwolił sobie bowiem ów kierownik szatni – bo takie akurat stanowisko menedżerskie zajmował wspomniany drugi Pan – postąpić jak z „własną własnością”. To znaczy „zadysponował” „oryginalny” płaszcz według własnego, właśnie, widzimisię. I co mi Pan zrobi?, usłyszał na koniec rzeczony pierwszy Pan, kiedyś zwany też właścicielem „oryginalnego” płaszcza. Dzisiaj za tego kierownika szatni „robią” wybierający się do Polski kibice z pewnego, bardzo zaprzyjaźnionego z aktualną władzą naszego kraju, państwa. Zanim bowiem jeszcze wsiedli do samolotów, które ich nad Wisłę NA PEWNO BEZPIECZNIE przetransportują (...; dla TAKICH gości podstawia się statki lotnicze pozbawione środków wybuchowych), zdążyli już ogłosić, że po przybyciu złamią miejscowe prawo (a tam prawo!, „pewna prywatnośrodowiskowa zasada”, jak by zapewne mądrze wywiódł jakiś Kaliski autorytet prawny WSI24). I żeby zaakcentować, kto tu jest demiurgiem prawa, współczesnym Repninem, a kto tego prawa wykonawcą, od razu wzięli się za konstytucję. Jak prawdziwe paniska. Trza pokazać, że nie będzie im jakiś Marsz Pamięci przeszkadzał w swobodnych alkoholowych wędrówkach po stolicy z dumnie wypiętymi na komsomolskiej piersi sierpem i młotem. Piszcie, co chcecie po tych waszych ustawach zasadniczych, wymieniajcie komunizm wśród zakazanych „metod i praktyk działania”, гувно nas to obchodzi. Zrobimy, jak chcemy. Nie po raz pierwszy i przy tym nibyrządzie – nie po raz ostatni.


Były jednak kiedyś czasy, kiedy w sądzie nazwisko Szechter nie było automatycznie uznawane za synonim niewinności – nawet jeśli „wyjściowo” dotyczyło roli oskarżonego – bo Szechter to jeden z twórców III Rzeczypospolitej, uczestnik wydarzeń, które doprowadziły do Okrągłego Stołu i zmiany naszego ustroju na ten ustrój, w którym obecnie możemy spokojnie o tym rozważać bez obawy, że ktokolwiek zostanie ukarany. Jak była łaskawa orzec – ogłaszając urbi et orbi zbrodnię niespotykaną Jarosława Marka Rymkiewicza – pewna pani sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nie pierwsza zresztą, i zapewne nie ostatnia, dziś postać (... posiedzieć raczej niż postać, jak mawiał Kisiel) tej profesji, opierająca swoje wyroki na strukturze stopki redakcyjnej gadzinówki z Czerskiej. Mając takie nazwisko, przed wojną szło się jednak do kryminału. Zdrajca i zbrodniarz stanu – w najlepszym przypadku – tam bowiem wtedy trafiał.
Przypomnijmy na czym w ówczesnej Rzeczypospolitej opierała się narodowa moralność i z czego wynikały wyroki takie, jaki zapadł przeciwko ojcu Michnika. Przypomnijmy, z jaką powagą Polskie Państwo traktowało własne prawo ustanowione do Jego obrony.

Art. 93. § 1. Kto usiłuje pozbawić Państwo Polskie niepodległego bytu lub oderwać część jego obszaru,
            podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 10 lub dożywotnio albo karze śmierci.
Art. 94. § 1. Kto targnie się na życie lub zdrowie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej,
            podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 10 lub dożywotnio albo karze śmierci.
z rozdziału XVII „Zbrodnie stanu” Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 lipca 1932 r. Kodeks karny.  

Gdy 20 stycznia 1945 r. żołnierze por. Tadeusza Studzińskiego „Jędrzejewskiego” z plutonu dywersyjnego „Kurniawa” oddziału Armii Krajowej „Chełm”, realizując wyrok Polskiego Państwa wydany na Wacława Krzeptowskiego właśnie w oparciu o prawo II RP, zostali przez skazańca poproszeni o rozstrzelanie, odmówili, stwierdzając, że zdrajców się wiesza, bo na honorową kulę nie zasługują. I zawisł, jak podaje jeden ze świadków, na powrozie pożyczonym wcześniej niby do poprowadzenia cielęcia. Jeszcze tylko agrafką przypięta kartka ze słowami: Tak zginie każdy zdrajca Ojczyzny i sprawiedliwości stało się zadość. To nie jest tak, że zawsze są różne odcienie szarości: niejednokrotnie czyny zbrodnicze dokładnie wypełniają literę prawa. Wystarczy chcieć to dostrzec. I zareagować. W imieniu Państwa Polskiego.  

I MY doczekamy jeszcze takich trybunałów. Doczekamy jeszcze takich wyroków w imieniu Państwa Polskiego. I na TYM sznurze będzie DNA wielu Polaków! Milionów Polaków!


Czas najwyższy wrócić do źródeł. Te zaś są jedne i stałe. Nie ma dwóch tożsamości. Tak, jak nie ma ciągłości ani logicznej ani emocjonalnej pomiędzy reżimem okupacyjnym i władzą wyłonioną przez Naród. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że Polska Państwowość, zerwana – w sensie faktycznego związku rządu i jego armii z terytorium – w 1945 r., do dzisiaj nie została w sposób legalny przywrócona. Nie ma czegoś takiego, jak się nam wmawia, że coś się kończy, coś się zaczyna. ...
Choćby w sercach jeno trwało, choćby z map nie wynikało, z ust spętanych nie krzyczało, pozostanie i trwać będzie, bo jest polskie, tysiącletnie.
Co się w Wołgi bagnach rodzi, śmierci cieniem słońce grodzi, pod powierzchnią życie trzyma, tak parszywe w swym rozkwicie, nie zna światła – zachwycone swoim gniciem;
Lecz bez ducha nie zwycięży, i choć dzisiaj władzę dzierży, legnie w gruzach, pokonane, kiedyś skoro Naród wstanie, wiedz wszak: końca nie ma takie życie, które z ducha rodzi się, nad życie.


Szabasdág znaczy WOLNOŚĆ – dokładnie z tej beczki, z której należy czerpać:



O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

Q- BEZTROSKA neoPRL


Archiwum   SEE
28.12.2012
Lekarz składał mu nogę - jest inwalidą

video

Paweł Walczak miał operację złamanej nogi w szpitalu w Świdnicy. Wrócił do domu, ale po kilku godzinach ponownie znalazł się na oddziale. Czuł ból i miał wysoką gorączkę. Lekarz, który go operował dopiero po dwóch dniach otworzył gips. W nogę wdała się martwica, przez co pan Paweł do końca życia będzie inwalidą. Lekarza osądzi ten sam sąd, w którym przez siedem lat był biegłym…


Piłka nożna była całym światem dla 24-letniego Pawła Walczaka ze Świdnicy. Już w trakcie studiów, grając w kilku klubach odnosił ogromne sukcesy. 30 listopada 2008 roku w trakcie meczu złamał nogę.
- Grałem ze swoim zespołem w Świdnicy mecz w hali. Z tego co pamiętam zderzyłem się z bramkarzem. Lewa stopa bezwładnie poruszała się w prawo i w lewo. Ktoś zadzwonił po karetkę, pojechałem do szpitala – opowiada Paweł Walczak.
- Okazało się, że złamanie jest poważne, bo dwie kości podudzia były złamane z przemieszczeniem, z odłamami i konieczna była operacja. Po dwóch dniach został wypisany ze szpitala. Kiedy wróciłam z pracy, Paweł spał. Zdziwiło mnie, że jest taki rozpalony. Gdy go obudziłam, okazało się, że majaczy i bredzi – wspomina Wioletta Walczak, matka pana Pawła.
Jeszcze tego samego dnia pan Paweł miał ponad 40 stopni gorączki. Przyjechała karetka. W Świdnicy jest tylko jeden szpital i chory trafił na ten sam oddział ortopedii i do tego samego lekarza - ordynatora, który go operował. Pan Paweł nie przypuszczał, że to będzie początek jego tragedii.
- Byłam pewna, że lekarz zbadał nogę Pawła, przecież on przeszedł operację zaledwie dwa dni wcześniej. Pierwsza myśl była, żeby sprawdzić, co z tą nogą – opowiada Wioletta Walczak, matka Pawła.
- Przez dwa dni leżałem z tym gipsem w łóżku, czułem się fatalnie, dostawałem dużo środków – dodaje pan Paweł.
Rozmawiamy z lekarzem, który operował pana Pawła:
Reporterka: On przyjechał kilka godzin po tym, jak go pan operował i włożył w gips.
Lekarz: Ja go badałem i nic nie zgłaszał. O to chodzi!
Reporterka: Ale miał ogromną gorączką i mówi, że średnio pamięta, co się w ogóle z nim działo. Czuł ogromny ból.
Lekarz: Ale ja pamiętam, proszę pani!
Reporterka: Nie przypuszczał pan..., bo pan jakiś zator płucny podejrzewał.
Lekarz: On był przyjęty z podejrzeniem zatorowości płucnej.
Reporterka: A nie wpadło panu do głowy, że coś z tą nogą może się dziać?
Lekarz: Nie, w ogóle. Jak pani ogląda, patrzy na ranę i nic się nie dzieje? Pacjent nie skarży się na ucisk gipsu, porusza palcami, nie podaje, że go boli, to co pani będzie robić? Nic.
- W czwartek rano ordynator postanowił przeciąć gips. Usłyszałem wtedy słowa, których do końca życia nie zapomnę: no, to chłopie teraz sobie narobiłeś. To będzie amputacja albo sepsa – opowiada pan Paweł.
Przerażona i zdesperowana rodzina pana Pawła, aby ratować jego nogę zdecydowała się przenieść go do szpitala w Trzebnicy. Dramatyczna walka o zdrowie trwała kilka tygodni.
- Całą noc sprawdzałam, czy jego noga jeszcze jest ciepła, czy rano jej nie obetną. Na drugi dzień się okazało, że nie będzie amputacji, ale to nie był koniec, to był dopiero początek. Do końca grudnia Pawłowi wycinano martwe tkanki, mięśnie, naczynia krwionośne. W końcu usunięto mu fragmenty obydwu kości – opowiada Wioletta Walczak.
- Gdy martwica przestała postępować, to musiałem podjąć decyzję: albo amputować lewą nogę, albo narazić prawą na kalectwo i zaryzykować leczenie lewej. Musiałem poddać się dwóm operacjom polegającym na zszyciu obu nóg. Dzięki temu uratowano mi nogę – mówi pan Paweł.
- Paweł w wyniku działań lekarskich, w wyniku błędu w sztuce jest inwalidą. Ma grupę inwalidzką drugiego stopnia. Żadna rehabilitacja już tego nie zmieni. Paweł do końca życia będzie inwalidą. Występowaliśmy o 300 tys. zł odszkodowania. Szpital nie był zainteresowany zawarciem jakiejkolwiek ugody – podkreśla Agnieszka Winnik-Kalemba, pełnomocnik Pawła.
- Nie ma żadnych podstaw do wypłaty odszkodowania. Szpital nie jest stroną w tej sprawie - mówi Zbigniew Kubiaczyk, z-ca dyrektora do spraw medycznych Regionalnego Szpitala Specjalistycznego „ Latawiec” w Świdnicy.
Matka poszkodowanego w grudniu 2008 roku złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy o możliwości popełnienia przestępstwa. I tu kolejny szok. Czworo prokuratorów, w tym ich szef, napisali wtedy oświadczenie, że z podejrzanym lekarzem łączą ich prywatne kontakty i wnioskują o przeniesienie sprawy do innego miasta
- Prokurator okręgowy stanął na stanowisku, że w tej sprawie nie zachodzi szczególnie uzasadniony wypadek, który uzasadniałby przekazanie tej sprawy innej jednostce prokuratury – informuje Ewa Ścierzyńska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
- Nie wolno zapominać, że możliwość wyłączenia się prokuratora ze sprawy na jego wniosek, jest jedną z gwarancji jego niezależności. W demokratycznym państwie prawa wywieranie presji na prokuratorów, żeby postępowali wbrew własnemu sumieniu, jest skandaliczną praktyką – ocenia dr Iwona Zielinko, prawnik.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Świdnicy dopiero w czerwcu ubiegłego roku. Proces ruszył w lipcu tego roku. Na ławie oskarżonych siedzi lekarz, który operował pana Pawła. Przez 7 lat pracował on jako biegły dla tego sądu.
- Uważam, że jakiekolwiek wątpliwości w tym temacie są ze szkoda dla dobra wymiaru sprawiedliwości. Uważam, że Sąd Rejonowy w Świdnicy powinien zwrócić na to uwagę i wystąpić do Sądu Najwyższego o przekazanie tej sprawy innemu sądowi – ocenia dr Iwona Zielinko, prawnik.
- Bardzo się boję, że ta sprawa nie będzie rzetelnie oceniona. Chciałabym się mylić, że wszystko zmierza ku temu, żeby lekarza uniewinnić – podsumowuje Wioletta Walczak, matka pana Pawła.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl