n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

czwartek, kwietnia 18, 2013

Jedvabne G.m.b.H.

Historia  SEE2013.02.14 20:45 21:30

Jedwabne to niemiecka zbrodnia, dość przepraszania!

Czy Polakom powiedziano całą prawdę na temat mordu w Jedwabnem, mordu dokonanego przez Niemców na Żydach w ramach działań Einsatzkommando SS pod dowództwem hauptsturmführera Hermanna Schapera?
Tekst został wraz z moim kontem usunięty przez żydowską ekipę zarządzającą eioba.pl. Pod tekstem rozegrała się ciekawa dyskusja z dyżurnymi żydowskimi trollami z eioba.pl (polecam uwadze osobnika youngcontrarian). Oto zachowany przeze mnie zrzut ekranowy tekstu (ostatnia wersja przed wykasowaniem konta).
SS-Hauptsturmführer Hermann Schaper

Czy Polakom powiedziano całą prawdę na temat mordu w Jedwabnem, mordu dokonanego przez Niemców na Żydach w ramach działań Einsatzkomando SS pod dowództwem hauptsturmführera Hermanna Schapera? Udział ludności polskiej w tej zbrodni miał mniej więcej taką postać, jak w tym fragmencie stenogramów z procesu łomżyńskiego (w 1948 r.):
(...)(Skazano) Władysława Dąbrowskiego (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‘Oskarżony zeznał, że nie chciał iść i Niemcy przez uderzenie w twarz zmusili go do pójścia.’, ‘ z nakazu niemieckiego, popartego zastosowaniem przymusu fizycznego /uderzenie pistoletem po głowie i dłonią w twarz, od ciosu stracił ząb/ udał się na rynek, aby pilnować ludność żydowską’, w śledztwie ‘przyznał się do pilnowania Żydów przez dwie godziny’, ‘treść zeznań złożonych w czasie postępowania przygotowawczego została na nim wymuszona biciem.’(...)
Źródło: Co zapomniano Polakom powiedzieć o procesie łomżyńskim?
Oczywiście z mediów możemy się dowiedzieć czegoś zupełnie innego. Polacy mają się samobiczować za nieswoje winy. To ponoć sąsiedzi napadli na sąsiadów. Osoba pełniąca funkcję prezydenta III RP w liście odczytanym w Jedwabnem w 2011 roku pisze: Mieszkańcy Jedwabnego, obywatele polscy narodowości żydowskiej spłonęli w tej stodole zapędzeni do niej przez swych polskich sąsiadów. Zginęli – za przyzwoleniem okupanta – bo byli Żydami.. Co stąd wynika? Że Polacy udali się do władz okupacyjnych i uzyskali przyzwolenie na dokonanie mordu, że inicjatywa wyszła od ludności polskiej. Polacy z Jedwabnego tak nienawidzili "żydo-komunistów", że, staropolskim zwyczajem, zapędzili kobiety i dzieci do stodoły i żywcem spalili, prawda? Ale w takiej sytuacji precedensów z paleniem kobiet i dzieci żywcem w zabudowaniach musiało być sporo również w okresie międzywojennym. Ilu Żydów spalili żywcem Polacy między 1918 a 1939? Ani jednego. Coś się z tym Jedwabnem nie zgadza.

Może Niemcy mieli takie zwyczaje? Sprawdźmy. Okazuje się że już od września 1939. Popatrzmy (opisane zbrodnie to wierzchołek góry lodowej): Zbrodnia w Szczucinie, Zbrodnia w Uryczu, Synagoga w Będzinie. Po 1939 jeszcze niejednokrotnie staroniemiecką (a nie - staropolską) tradycją palono ludzi żywcem: Zbrodnia w Ciepielowie 1942, "4. VII. 1943, Bór Kunowski - 43 osoby spalono żywcem w stodole za udzielanie pomocy oddziałowi partyzanckiemu, składającego się głównie z Żydów, którzy uciekli z getta.";"VIII. 1944, Sasów - za udzielanie pomocy około 100 Żydom ukrywającym się w pobliskich lasach, Niemcy zamordowali i/lub spalili żywcem wszystkich mieszkańców wsi, pilnując, by nikt nie uciekł z płomieni.", 18 V 1943 roku w Szarajówce Niemcy spalili żywcem 58 osób, zastrzelili 9 i zniszczyli całą wieś., Zbrodnia w Podgajach - SS-mani spalili żywcem jeńców z 3. pułku piechoty 1 Dywizji WP. Dodajmy jeszcze sławne ostatnio Gardelegen, gdzie 13 kwietnia 1945 Niemcy (jednostka SS) spalili żywcem w stodole 1016 osób.

A cóż to za historia nowa? Nie nowa - stara - ta, której Polaków nikt nie chce uczyć. Polacy mają przepraszać za Jedwabne. Mają wierzyć, że zbrodnie SS i Gestapo to polskie zbrodnie. Po co? Po to, by czuli się winni wobec Żydów. To w ramach walki z "polskim antysemityzmem". Żeby się nie odrodził. Ten zwalczany dziś w mediach "polski antysemityzm" to niestety nie żaden antysemityzm - tylko zdrowa asertywność narodu znajdującego się w ekonomicznym i politycznym konflikcie interesów z innym narodem na terenie własnego państwa. Trudno być asertywnym wobec kogoś kogo się skrzywdziło. I o to w tym całym "Jedwabnem" chodzi.

Śmierć Polaków, których obowiązkiem wobec narodu było szanować polską krew, nie szafować nią w czasie okupacji jest dziś tym tragiczniejsza, że nie służyła ratowaniu Polaków, tylko substancji biologicznej innej nacji, konkurującej z Polakami ekonomicznie i politycznie na ziemiach polskich. Ofiara Polaków, będąca jednocześnie szczytem heroizmu i altruizmu, podeptania własnych interesów narodowych w imię wartości humanistycznych - motywowana empatią - jest dziś oceniana przez Żydów tak:
(Fragment wywiadu z żydowską socjolog Barbarą Engelking-Boni)

- Za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci.
- (B. E-B:) Kara śmierci groziła za mnóstwo rzeczy. Dlaczego ludzie chodzili na tajne komplety, wydawali i czytali gazetki podziemne, słuchali radia, a przede wszystkim - konspirowali? Przecież za to też można było zginąć. Można było zginąć i za nic - w łapance czy publicznej egzekucji. Jak do tej pory udokumentowano śmierć ok. 800 Polaków za pomaganie Żydom. Szacuje się, że pomagało ok. 300 tysięcy. Może więc zagrożenie karą śmierci nie było tak nieuchronne, jak się powszechnie sądzi. Myślę, że inne rodzaje działalności konspiracyjnej były o wiele bardziej niebezpieczne. Tyle że jedne stanowiły akt patriotyzmu, a drugie nie. Ratowanie Żydów po prostu nie należało do repertuaru walki z okupantem.
Źródło: http://tygodnik2003-2007.onet.pl/1547,1243150,5,dzial.html , str 5
Skąd taka pogarda i niechęć wobec Polaków? Dlaczego Polacy mają walczyć z "traumą" swoich "przewin" wobec Żydów w czasie okupacji niemieckiej? Powód może być prozaiczny. Polska bohaterska postawa kontrastuje szokująco z postawą samych Żydów. Pisałem o tym niedawno w tekście o Kolaboracyjnej Żydowskiej Gwardii Wolnosci. Polacy bardzo niewiele wiedzą o "Żagwi". A jej działalność jest kluczowa dla zrozumienia problemu. Zarzuty formułowane przez Żydów wobec Polaków są całkowicie bezpodstawne. Nie dość, że mordowali oni sami swoich współplemieńców i pomagali hitlerowcom, to jeszcze na dokładkę – utrudniali Polakom ratowanie (choćby poprzez prowokatorów z ŻGW i liczną agenturę żydowską w gestapo). Żydzi-agenci udawali uciekinierów z getta – a potem donosili – z wiadomym skutkiem – na ukrywających ich i pomagającym im Polaków. Niejedna polska rodzina została dzięki żydowskim agentom rozstrzelana – i niejedna wieś – spalona. Nie jest więc niczym dziwnym, że grasujący po lasach i miasteczkach agenci żydowscy byli neutralizowani przez polskie podziemie. Z powodu takich działań dokonywanych przez żołnierzy pod dowództwem B. Piaseckiego stworzono mit jakoby ONR mordował niewinnych Żydów w czasie wojny (co miało być powodem mordu na synu Piaseckiego). Problem w tym, że Żydzi kompletnie przemilczeli epizod kolaboracji z hitlerowcami. Polakowi ratującemu Żydów zagrażali zarówno Niemcy, jak i niezwykle liczni żydowscy donosiciele-mordercy. Znacznie liczniejsi procentowo (a kto wie czy i nie liczebnie) od donosicieli-Polaków. W tym kontekście opowieści W. Bartoszewskiego, jakoby nie należało się bać Niemców, tylko Polaków nie zawierają krytycznego dla opowieści elementu prawdy. Najbardziej należało się bać Żydów.

O wiele szerzej omawia tą problematykę Roman Kafel w książce Spotwarzona przeszłość, której lekturę gorąco polecam.

Inne teksty powiązane:
Jedwabne oszczerstwo i haniebne przeprosiny
Prawda o “pogromie” w Jedwabnem. Mordowali Niemcy, a nie – Polacy.
“Pokłosie” Pasikowskiego jako narzędzie prania mózgów w polskich szkołach
Historyk Leszek Żebrowski o Jedwabnem, “Pokłosiu”, kłamstwach A. Bikont i żydowskich zbrodniach
Jedwabne – ostatni świadek: Jerzy Laudański. Apel o wsparcie produkcji filmu dokumentalnego o Jedwabnem. 

sobota, kwietnia 13, 2013

Bandyterka - 3 lata PO. Zapis

ZAMIAST WSTĘPU.

@
"Planista wprowadził do mediów Plan B





Od trzech lat gnębili nas Planem A:



„Tutka spadła w Smoleńsku, piloci zawinili, wszyscy zginęli, pozostają do ustalenia szczegóły”.

Było to tak niewiarygodne, głupie, sprzeczne z badaniami i obserwacjami inteligentnych analityków, że równocześnie, z pewnym opóźnieniem, wykreowano „twarde jądro” polityków i dobranych badaczy, którzy dzielnie dowodzili, że to kłamstwo, bo: „Tutka spadła w Smoleńsku, z zapisów MAK odkryliśmy, że były wybuchy (1,2, ...n), sporo osób zginęło, pozostają do ustalenia szczegóły”.



Chodziło o ukrycie pytań, np.: gdzie są na to dowody, skąd przybył złom poruszający się po złomowisku, co zrobić z faktami przeczącymi oficjalnym opowieściom. Stawało się to coraz trudniejsze.

Ale ciągle, konsekwentnie, przez trzy lata, wojownicy tego „twardego jądra” byli przemilczani w me®diach i oficjalnych narracjach.





Widzimy, że od trzeciej rocznicy (10 kwietnia) Planista wprowadził do mediów Plan B:

Telewizje, tj. TVP, TVN, a nawet Polsat Solorza czy Żaka już pokazują marsze protestu, tłumy na Krakowskim Przedmieściu i nasze hasła.

Pokazują też konferencje Zespołu Parlamentarnego (ZP) - propagują "otwartość" według zasady:



„Tak, Lasek, Miller i Donek to już przeszłość, warta pochylenia się z uwagą i troską, ale teraz nagłaśniamy też osiągnięcia ZP i AM-a. Mamy wreszcie dwa stanowiska - od tak dawna oczekiwane!”

Każdy może je sobie porównać – i wierzyć w jedną z tych prawd.



W Polsacie njus pokazano 10. IV. wywiad ze starym emerytem z CIA, Gene Poteat, odpowiednio rozreklamowanym, który w pełni poparł osiągnięcia Przewodniczącego i Jego zespołu...



Zapis tego wywiadu i trochę spóźnionych „rewelacji” pojawił się też we WPROST, znanym z dzielnego patriotyzmu typu wsi: to-nie-byl-wypadek . Zabawny i charakterystyczny jest fakt, iż tak zwalczana i przemilczana w me®diach podległych nieistniejącej WSI - właśnie wersja Zespołu (czyli n-wybuchowa, wiary zapisom MAK-u), w tych mediach pojawiła się obecnie w całej krasie.



W realizacji tego Planu B czekam już na przykład na rewelacje o terroryście, który gdzieś (w Samarze? na Okęciu? wszystko jedno! Nie bądźmy drobiazgowi) podłożył bomby, zmylił pogonie - ale wreszcie przyznał się, przedstawił zdjęcia i plany, a potem pociął się piłą mechaniczną na kawałki. Chyba był samotny, śledztwo w toku. Ale jego zeznania są przecież AUTENTYCZNE! - KAŻDY TO POTWIERDZI, szczególnie dzielni patrioci.



Czy mają plan C?



Ależ oczywiście, moc pieniądza jest po ich stronie. Przecież to są grupy ludzi, dla których Pieniądz i Władza mają wartość absolutną.

Więc jest łatwe uruchomienie nowych dzielnych publicystów, czekających na zadania, też po stronie patriotycznej, bezkompromisowej. A żołd będzie niewielki: starczy nań na przykład pół mieszkania; pół, by za raty na drugą połowę trzymać gnojka dłuuugo na smyczy.



Trudniej z wykreowaniem Nowych, Niezłomnych Przywódców. Taka operacja, by być skuteczną, zajmuje 10 - 20 lat. A tu - czas ucieka. Sprawę przegapiono.

Więc kolejne Plany będą coraz bardziej nerwowo przygotowane, więc bardziej groteskowe.





Wydaje się, że Prawda, jak wiosenna burza, przygotowuje się już za horyzontem.

W Jej ujawnieniu niezbędny jest przełom wśród tych, którzy wiedzą co naprawdę zdarzyło się przed 10 Kwietnia, i co naprawdę zdarzyło się w Sobotę. Przecież nie wszystkich wytłukli, większość tylko zastraszyli lub kupili."

M. Dakowski

SEE   (  )
Przejdźmy do sedna sprawy. Sekielski przychodzi do Seremeta i stara się dowiedzieć paru rzeczy. O co może chodzić Sekielskiemu? Nie o to, co się 10 Kwietnia stało, ponieważ gdyby Sekielski chciał się w tej materii czegoś dowiedzieć, to szukałby w inny sposób i przepytywałby inne osoby, niekoniecznie Seremeta, a np. gen. K. Parulskiego. Sekielskiemu chodzi o to, by w pamięci widza pozostała prosta dychotomia a propos 10-04: wypadek lub wybuch, ale historia po prostu oceni, co.
Proste? Bardzo proste. Dziennikarze po prostu stosują banalne „mechanizmy perswazji” i nie bawią się w jakieś wyrachowane ciągi wnioskowań – widzowi trzeba historię sprzedawać w pigułce. Pigułka zaś ma być albo słodka, albo gorzkawa – jak to z lekarstwami bywa. Wypadek więc smoleński lub też smoleńskie wybuchy zamachowe. W tych obszarach porusza się Sekielski, lecz i dopytuje o inne kwestie, jak np. problem sekcji zwłok po przywiezieniu ciał do Polski. I tu Seremet zaczyna swój taniec na lodzie. Po tańcu Seremeta do tańca rusza i Sekielski, ponieważ nie wpadł na to, by zaprosić na rocznicowy wywiad Parulskiego (do którego między wierszami odsyła Sekielskiego Seremet, umywając ręce od sprawy), z którym migawka z XUBS przewija się przez program. Można by więc po prostu postawić pytanie, czy Sekielski nie wpadł na to, by poszukać Parulskiego, czy po prostu wiedział, że Parulskiego nie należy z kamerą szukać?
(17'20'')
AS: Dobrze pamiętam atmosferę tamtych godzin, tamtych dni. Przede wszystkim przypominam sobie moment, w którym... dostałem informację o tym, co się stało. Byłem wtedy w łazience, pamiętam – była 9-ta, 9.05 – zadzwonił telefon komórkowy – żona mi go podała... Byłem trochę, nie ukrywam, yyy..., zdenerwowany tym, że o tej porze dzwoni komórka służbowa, bo myślałem, że ten dzień będzie dniem dla rodziny. Odebrałem ten telefon i... dosłownie po kilkudziesięciu sekundach rozłączenie się przerwało... Odczytałem z... ekranu, że dzwonił do mnie min. Kwiatkowski – ale nie mogłem zrozumieć jego słów. Minister był łkał i mówił tak niewyraźnie, że... nie, nie zrozumiałem właściwie ani jednego słowa... Spytałem... Powiedziałem żonie, że, że chyba coś się stało albo minister pomylił może telefony, może to jakaś jego osobista, prywatna sprawa, jakiś, jakiś problem. Ale dosłownie po trzech czy czterech minutach ponownie było połączenie z ministrem – tym razem w tonie znacznie bardziej spokojnym minister poinformował mnie, że doszło do katastrofy i że..., i że jest wielka tragedia...
(przebitka montażowa na dworzec z Kwiatkowskim mówiącym do kamery: To jest... największa tragedia... jaką mieliśmy od wielu lat i nie chciałbym w tym momencie nic więcej mówić.)
TS: Jakie były pana pierwsze... decyzje... po tym, po tej rozmowie z min. Kwiatkowskim?
Sekielski nie jest zdziwiony trybem zawiadamiania prokuratora generalnego (jest to przecież prawie pół godziny po „katastrofie”). Nie pyta nawet, czy wcześniej, tj. przed godz. 9-tą nikt do Seremeta nie dzwonił (z rządowych instytucji lub specsłużb). Czy nie dochodziły do Seremeta żadne niepokojące sygnały dzień wcześniej, tj. gdy wieczorem podano w mediach w Polsce, iż nazajutrz może dojść do uprowadzenia samolotu z jednego z lotnisk unijnych?
AS: Natychmiast zorganizowałem wyjazd do Warszawy... Wiedziałem, że, że muszę znaleźć się tutaj. To, to było co najmniej, to było zupełnie oczywiste...
(przebitka z moonfilmem – Wiśniewski mówi: Czarna skrzynka samolotu, który się rozwalił)
AS: Mmm... w trakcie... podróży – mniej więcej w połowie drogi chyba – dostałem telefon od prokuratora generalnego Rosji – Jurija Czajki [czy nie jest to historia podobna do tej, jaką opowiadał nam „akredytowany” Klich z „menażerem” A. Morozowem? - przyp. F.Y.M.] z kondolencjami i z deklaracją pełnej otwartości, pełnej współpracy... Porozumiałem się też min. Kwiatkowskim, ponieważ on... mmm... wsiadał do samolotu, który leciał do Smoleńska...
(przebitka znów na Kwiatkowskiego na dworcu: Zwróciłem się już do prokuratora generalnego... o wszczęcie niezależnego, polskiego śledztwa... Na miejsce zdarzenia... pojedzie zespół prokuratorów... z Polski...
przebitka na fragment wystąpienia D. Tuska: Za chwilę... udam się do Smoleńska – są tam już polscy prokuratorzy)
TS: Napływają do pana informacje ze Smoleńska. Pan jest w gabinecie u siebie?
AS: Tak, rozmawiam telefonicznie z gen. Parulskim...
(przebitka na XUBS i Parulski oraz Kwiatkowski w kadrze wieczorem na tle niebieskich namiotów i kręcących się ludzi)
Parulski
AS: ...o tym, co tam się dzieje... w Smoleńsku, jakie czynności wykonują, jakie mają... możliwości, szanse, jak wygląda współpraca i dopóty, dopóki nie skończyła się bateria w... telefonie p. Parulskiego, miałem te informacje na bieżąco. To, to był pierwszy dzień.
Jak nietrudno się domyślić – nie ma mowy, owego pierwszego dnia, o badaniu „miejsca zdarzenia”, jak i o oględzinach tych nielicznych zwłok, które udało się  zidentyfikować na XUBS po ich znalezieniu. Sekielski też nie wchodzi w ogóle w kwestię późniejszego odwołania Parulskiego przez Seremeta. W ogóle tak głośny onegdaj konflikt między NPW a prokuratorem generalnym właśnie (http://www.fakt.pl/To-wojna-prokuratur,artykuly,142255,1.html) nie pojawia się w tej rozmowie. Czemu? Może nie ma na takie drobiazgi czasu.
Konflikt
TS: Jak te rozmowy przebiegały – w jakiej one były atmosferze?
To ładne i niezwykle krzepiące, że red. Sekielskiego interesuje akurat  atmosfera rozmów  (właściwie do końca nie wiemy, czyich, czy np. Parulskiego z Seremetem, czy może Parulskiego z Ruskami), a nie np. przebieg i harmonogram czynności procesowych wykonywanych na XUBS 10 Kwietnia i potem? Jak były one dokumentowane, protokołowane etc.? Czy filmowano wykonywane czynności, czy nie? Atmosfera to sprawa podstawowa, a nie jakieś nie wiadomo jakie czynności typu pakowanie czarnych skrzynek w kartony i zaklejanie sejfu kawałkiem papieru, o czym w  Anatomii tak barwnie opowiadał prok. Z. Rzepa (http://freeyourmind.salon24.pl/489924,gora-z-gora).
Wycieczka
AS: Staraliśmy się zachować zimną krew i, i, i zorganizować te wszystkie czynności i przebieg tych działań w sposób taki, żeby można było... maksymalnie zabezpieczyć dowody, które udało się tam wtedy, podczas tych pierwszych godzin zabezpieczać.
Czyli podwójne zabezpieczanie. Zabezpieczanie zabezpieczonych dowodów. Znakomicie. Cieszymy się. Seremet tylko nie dopowiada: jakich i w jaki sposób (nie chodzi mu chyba o czarne skrzynki zabezpieczone w kartonach?) – gdy bowiem się wczytamy w polskie Uwagi do „raportu MAK”, to kwestia zabezpieczonych dowodów i dokumentacji z tym związanej stoi tam pod dużym znakiem zapytania. Podobnie kwestia przeprowadzanej akcji ratowniczej i przeciwpożarowej – co jednak nie powinno nas dziwić, w sytuacji, w której wsie pogibli, a pożaru nie było.
TS: Zapamiętał pan jakąś szczególną rozmowę tego dnia, którą pan przeprowadził?
AS: ...Może tylko taką, która... mmm... obrazowała ogrom tej tragedii... Poinformowano mnie, na jakiej przestrzeni znajdują się szczątki rozrzuconego samolotu...
(przebitka na moonfilm i frazy: Dawaj, dawaj, dawaj.../ To polski samolot przecież!)
AS: Zdawałem sobie sprawę z tego, że... no, tak straszliwa katastrofa... mmm... nie dawała żadnych szans na przeżycie tym ludziom.
TS: No, na pewno się pan zastanawiał... w tych pierwszych godzinach – co się stało... Yyy... czy... miał pan jakiekolwiek wątpliwości, że to może być coś innego niż katastrofa?
(Subtelnie Sekielski sytuuje tu „zdarzenie” na XUBS, tak by Seremet nie musiał wchodzić w obszar mroku. W podkładzie moonfilm i Kto tam snimajet?.. Ja spraszam, kto snimajet?)
AS: Wstępne informacje wskazywały na to i... były one przecież powszechnie znane, że..., w jakich warunkach lądował ten samolot. Wydawało mi się więc, że to warunki atmosferyczne i sposób pilotowania tego samolotu... miało tutaj decydujące znaczenie.
To tak trochę jak w treści słynnego, rządowego SMS-a.
AS: ...ale oczywiście nie stawiałem takiej hipotezy w formie jakiejś... hipotezy procesowej ani niczego nie sugerowałem, zresztą nie znałem nawet jeszcze wtedy referentów tego śledztwa, bo byli oni na miejscu...
(przebitka na materiał R. Sępa i P. Kraśki – ruski mundurowy, słysząc nagabywania Kraśki: Jesteśmy z polskiej telewizji – pierwyj kanał – odpowiada, nie patrząc na Polaków: Rozbił się. Rozbił się samolot. Następne pytanie: Co wy wiecie? I ruska odpowiedź: Znajem, szto razbiłsia polskij samoljot...)
TS: Według pana, prokuratorzy wojskowi w tych pierwszych godzinach i dniach po katastrofie... yyy... zrobili wszystko, co trzeba? Czy popełniono może jednak jakieś błędy...?
AS: Uważamże w tych warunkach, w jakich oni się znaleźli – w tym z natury rzeczy przecież niezorganizowanym zdarzeniu – ...uczynili wszystko, co możliwe i to co mnie, a rozumiem, że ich w większym jeszcze stopniu dotykało, to oskarżenia o nie tylko niedopełnienie swoich obowiązków, ale wręcz o jakieś yyy... działania... mające na celu dokonanie zdrady narodowej...
TS: Tuszowanie sprawy.
AS: Tuszowanie sprawy...
Ta rozmowa jest podwójnie wciągająca (dla widza), ponieważ Seremet nie był osobiście na „miejscu katastrofy” 10 Kwietnia, jeśli więc cokolwiek wiedziałby o przeprowadzonych czynnościach w tych pierwszych godzinach i dniach, to raczej z drugiej ręki. Ale Sekielskiemu to wcale nie przeszkadza – gonienie króliczka nie na tym polega, by króliczka złapać – z rozpędu zresztą dziennikarz wychodzi naprzeciw prokuratorowi generalnemu, podpowiadając frazę tuszowanie sprawy. Sekielski zresztą, poruszając się na takich wysokich, abstrakcyjnych pułapach, o zbędne szczegóły w ogóle nie dopytuje, bo nie musi. O jakie? Np. o taki detal, czemu rodzina poległego, skoro śp. marszałek K. Putra został znaleziony i do trumny złożony na XUBS już 10 Kwietnia, musiała po przybyciu do Moskwy przeglądać setki zdjęć zwłok/szczątków (na których, jak się okazało, ciała Putry nie było) (o czym niedawno pisało Wprost (15/2013, s. 18)). Albo o taki detal, czemu spora część osób nie miała widocznych obrażeń po takiej katastrofie.
AS: Zmowy, spiski nocne, odstąpienia od jakichś czynności. Nic takiego nie miało miejsca.
No ale co dokładnie miało miejsce; tego nam Seremet u Sekielskiego nie relacjonuje. I tu przebitka z jednym z leśnych dziadków smoleńskich, późniejszym motocyklistąAnatomii (Drzewa na polu zostały ścięte – po tym można było poznać, że samolot leci nie wyżej niż 4 metry nad ziemią. Próbował się wznieść jeszcze raz, a po tamtych drzewach widać, że wzniósł się na 10 metrów, ale na jego drodze stało ogromne drzewo, które zdecydowało o jego losie). I w ten sposób lądujemy z Seremetem i Sekielskim przy najsłynniejszym smoleńskim drzewie.
Oględziny
TS: Był pan zdziwiony, gdy okazało się prawie 3 lata po katastrofie, że brzoza miała inną wysokość niż początkowo... zmierzono? Że nagle ona...
AS: Nawiązuje pan do tych dwóch komunikatów...?
TS: Ta.
AS: ...prokuratury wojskowej? Nie, ponieważ ona wynikała, znaczy ta sprzeczność wynikała tylko z błędu rachunkowego, zwykłego ludzkiego przeoczenia, nicze-, niczego więcej.
brzoza
(przebitka z kolejnym leśnym dziadkiem smoleńskim: Widziałem, że samolot leciał bardzo nisko, coś poważnego się z nim działo, ścinał drzewo za drzewem, a potem straszny hałas, buch, jak bomba!)
TS: Panie prokuratorze, dlaczego dopiero, no, prawie trzy lata po... katastrofie zaczęto badać wrak na obecność yyy... materiałów wybuchowych, śladów po jakichś materiałach wybuchowych?
AS: Yyy... w każdym śledztwie, a w tym w szczególności yyy... tempo określonych czynności, terminy określonych czynności procesowych są uzależnione od tego, jaki harmonogram prac dyktują biegli. Metodologia yyy... niektórych... badań jest taka a nie inna i z tym się musimy pogodzić. To zresztą ma także znaczenie w przypadku oczekiwanych wyników badań yyy... dokonywanych przez specjalistów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej. Badanie tych próbek pobranych właśnie... w tych czynnościach, o których p. redaktor mówił, czyli w październiku, wtedy, kiedy polscy prokuratorzy i biegli byli na miejscu i badali wrak, ale musimy uzbroić się w cierpliwość, bo nie da się, nie da się yyy... iść drogą na skróty.
Hm, czyli okazuje się, że istnieją jakieś drogi na skróty w śledztwach – przynajmniej prokurator generalny o takich wie. Skoro są jednak drogi „na skróty” – to może są i drogi naokoło pewnych spraw, tzn. takie, które omijają pewne problemy pojawiające się w śledztwach? Np. zagadnienia związane ze stanem ciał ofiar i badaniami medyczno-sądowymi?
TS (nieco ochryple): Nie, tylko ja zastanawiam się, dlaczego dopiero po takim długim czasie... yyy... sprawdza się, czy na wraku nie ma śladów materiałów wybuchowych. Znaczy wydawałoby się, że to jest w ogóle yyy... no, że to się robi natychmiast po...
AS: To nie...
TS: Po katastrofie.
AS: To nie jest tylko te badania, to nie jest tylko ta ekspertyza. Przypomnę, że już od początku wtedy, kiedy yyy... prokuraturze przekazano pierwsze ekspertyzy wykonane przez stronę rosyjską – jedna z takich ekspertyz dotyczyła właśnie kwestii użycia możliwych yyy... materiałów wybuchowych na pokładzie tego samolotu i była to opinia negatywna.
(przebitka na konferencję z Putinem etc.; S. Iwanow, ówczesny ruski wicepremier mówi: Na pokładzie prezydenckiego samolotu nie doszło ani do wybuchu, ani do pożaru, a silniki pracowały do końca)
AS: Później rozmaite inne czynności, które prokuratorowie, prokuratorzy wykonywali, w tym m.in. ekshumacje – badania także... odzieży ofiar – były ukierunkowane na ten cel, także to nie jest tak, że nagle prokuratorzy obudzili się i po, po trzech latach pomyśleli, że zbadają wrak pod kątem użycia materiałów wybuchowych i że to jest jedyna czynność, która miałaby na celu właśnie wyjaśnienie tej okoliczności.
TS: Niektóre media już informują [czyżby chodziło o niezawodną szkołę Macierewicza? - przyp. F.Y.M.], że te badania, które są prowadzone teraz w laboratorium, potwierdziły... obecność...
AS (kręcąc głową): Dementuję to w... zdecydowanie. Niczego takiego nie wykryto, biegli są w trakcie badań i nie ogłaszali żadnych efektów swoich czynności.
TS: To kiedy będziemy wiedzieli, jaki jest wynik tych badań?
AS: Tak jak ogłaszaliśmy w... yyy... rejonie... mniej więcej czerwca, lipca, takie yyy... czynności powinny być ukończone i... yyy... efekty tych działań powinniśmy poznać.
(przebitka na wieczorne kadry z XUBS z Tuskiem i Putinem; przebitka na przemówienie „Dimki” Miedwiediewa: Dorogije druzja... etc.)
TS: Jak pan ocenia współpracę z Rosjanami przy wyjaśnianiu tego śledztwa? [tak w oryg. - przyp. F.Y.M.]
AS (westchnienie): Ona miała i ma swoje różne fazy yyy... To, co na początku, o czym także mówiliśmy w tej rozmowie – ze strony rosyjskiej rzeczywiście miało miejsce i pełna otwartość, i przychylność, wręcz sympatia i współczucie dominowały... Potem ta współpraca układała się... różnie. Trochę gorzej. Okazywało się, że niektóre materiały, które chcieliśmy i o których sądziliśmy, że nie będą sprawiać trudności, gdy idzie o stronę rosyjską, no, albo nie zostały przekazywane, albo zostały przekazane w... yyy... terminach późniejszych.
Wybitnie niekonkretnie się tu wypowiada prokurator generalny. Trudności, materiały, przekazywanie, nieprzekazywanie, terminy...
(przebitka na spotkanie z Putinem z 12-04-2010: Wszystkie przyczyny tej katastrofy będą ujawnione. Siergieju Borysewiczu, jak wyglądają prace? I „Siergiej Borysewicz” Iwanow odpowiada Putinowi: Zostało potwierdzone to, co wcześniej przypuszczaliśmy. Informacje o niesprzyjającej pogodzie na lotnisku w Smoleńsku nie tylko zostały na czas załodze podane, ale też zostały przez nią odebrane.)
AS: Jeżeli mamy na myśli określone materiały dotyczące np. zakresu uprawnień, obowiązków załogi tamtejszego lotniska, jeżeli mówimy o wyposażeniu tego lotniska i chcieliśmy uzyskać dokumentację dotyczącą tego właśnie miejsca – to wydaje nam się, że te dokumenty powinny być przesłane w Polsce wcześniej. A jeżeli strona rosyjska powołuje się na to, że – mamy tu pewnego rodzaju informacje nieoficjalne – że są to dokumenty czy mogą to być dokumenty, które przynajmniej w części mają mieć charakter niejawny, charakter tajny, no, to prosimy, żeby nam to wyraźnie stwierdzić. Natomiast w przeciwnym wypadku, no, ten wątek działań prokuratury ulega pewnemu zawieszeniu i nie może być kontynuowany.
TS: A nie ma pan wrażenia, że Rosjanie próbują ukryć część swojej odpowiedzialności za, za tę katastrofę?
AS: Byłaby to gra z bardzo krótką perspektywą, bo w końcu mmm..., czy wcześniej, czy później te materiały muszą do Polski yyy... trafić.
TS: No nie ma pan żadnej gwarancji, że one trafią.
AS: Oczywiście – nie ma żadnego horyzontu czasowego [jak to elegnacko brzmi – przyp. F.Y.M.] również, ale nie sądzę, żeby było to normą w relacjach między państwami, które... podpisały określone konwencje i poddają się określonemu reżimowi, także opinii publicznej...
TS: No wie pan, trzy lata czekamy na zwrot wraku.
AS: ...Nam takiej opinii nie przekazywano... Yyy... ze zwrokiem jest [tak w oryg. - przyp. F.Y.M.] – z wrakiem jest nieco inna historia. Możemy oczywiście o tym, o tym mówić, ale ja mam na myśli te dokumenty, o którym właśnie pan wspomniał i o których ja także wcześniej mówiłem... Yyy... trudno mi oczywiście... motywację strony rosyjskiej wyjaśniać.
(przebitka na uroczysty załadunek trumny do samolotu)
TS: Czy z dzisiejszej perspektywy nie uważa pan, że należało przeprowadzić oględziny zwłok i ewentualne sekcje zwłok po przywiezieniu ciał do Polski?
To chyba najważniejsze pytanie, jakie Sekielski stawia generalnemu prokuratorowi, ten jednak w tym momencie – jak już wspominałem na początku mojej notki – rozpocznie ciekawy taniec na lodzie, wyjaśniając tę kwestię w niezwykły, jak na prokuratora generalnego, sposób.
AS: Ja dobrze pamiętam atmosferę – także tę, która wiązała się z przybyciem i oczekiwaniem na przybycie yyy... ciał do Polski. Była to, była to atmosfera mmm... zniecierpliwienia. Takiego oczekiwania, żeby można było natychmiast, z odpowiednimi honorami pochować... te ofiary. Sądzę, że decyzja prokuratury, która by polegała na okoliczności otwierania yyy... i w ślad za tym przecież badań sekcyjnych, bo to by chodziło nie tylko identyfikacyjnych, przeciągnęłaby na kilka tygodni pochówek. Nie sądzę, żeby wtedy taka decyzja spotkała się z akceptacją.
Ciekawe, prawda? Ze względu na atmosferę zniecierpliwienia nie badano by sprowadzonych ciał osób, które zginęły w tak niejasnych okolicznościach. Brzmi to podwójnie intrygująco w kontekście tego, co w tymże programie Sekielskiego opowiada (będący w moskiewskiej kostnicy w tamtych dniach po tragedii) Książek:Pośpiech na pewno panował. Przy czym Książek nie był w stanie wyjaśnić, czy spieszono się w moskiewskiej kostnicy, bo chciano jak najszybciej przetransportować ciała do Polski, czy też, bo chciano „mieć z głowy” czynności w gigantycznej ruskiej kostnicy. Seremet zresztą nie wyjaśnia (bo i nie jest o to dopytywany), dlaczego ciał „po katastrofie” nie umieszczono w smoleńskich kostnicach, tylko przewożono nocnymi konwojami do Moskwy? I jeszcze jedno, o co mógłby zapytać Sekielski, lecz nie pyta: skoro na XUBS miano, wedle oficjalnych danych, załadować trumny ciałami wszystkich ofiar (a przecież widzieliśmy cyrk z trumnami na wielu zdjęciach), to w takim razie dlaczego w moskiewskim morgu wszystkie te trumnyopróżniono i zwłoki pomieszano?
Ktoś powie: może już wkładając do trumien mieszano szczątki. W takim razie: po co wkładano by je do trumien, zamiast transportować te szczątki od razu w workach na zwłoki?
TS: A z punktu widzenia czysto profesjonalnego – bo ja rozumiem – mówi pan o emocjach, ale czy z czysto profesjonalnego punktu widzenia to nie był błąd?
AS: Dopóty, dopóki nie ma wątpliwości odnośnie identyfikacji, odnośnie badań sekcyjnych, dopóki nie dokonuje się takiej sekcji yyy... jeżeli chodzi o przekazanie ciała yyy... z jednego kraju do drugiego.
Seremet, trzeba przyznać, znakomicie tutaj zbacza z tematu, sprowadzając powód ewentualnych badań medyczno-sądowych właściwie do kwestii  identyfikacji  ofiary, nie zaś do fundamentalnego przecież zagadnienia  ustalenia przyczyn zgonu  danej osoby. I nie jest możliwe, by prokurator generalny nie wiedział (wtedy; a już na pewno po tych trzech latach śledztwa), iż część osób z prezydenckiej delegacji  nie miała obrażeń charakterystycznych dla komunikacyjnego wypadku – mówili bowiem o tym i świadkowie (np. M. Wierzchowski o K. Doraczyńskiej), i sami (biorący udział w identyfikacjach moskiewskich) bliscy poległych. (Pomijam już w tym miejscu to, co też stwierdzali świadkowie, a więc brak zwłok w ogóle („Nie widziałem żadnych fragmentów ciał. Wokół było błoto" – zeznawał Radosław S., dziennikarz http://www.wprost.pl/ar/215756/Zapis-smierci/?pg=6) lub brak wielu zwłok na „miejscu katastrofy” - do tej bowiem zagadki „powypadkowej” Sekielski w ogóle nie wraca z Seremetem.)
AS: Wtedy, kiedy takie wątpliwości powstają, one powstały w toku dalszych badań dokonanych przez prokuratorów, wówczas takie decyzje zostały podjęte. Natomiast wówczas nie można było a limine podejmować takiej decyzji w odniesieniu do wszystkich ciał.
Pomijając już sensowność tego wyjaśnienia, to czy nie dałoby się podjąć badań w przypadku choćby  części  ciał? Np. Prezydenta, Dowódców, pilotów? (Abstrahuję też w tym miejscu od kwestii problemów ze   znalezieniem w moskiewskim morgu niektórych ciał i nieokazywaniem ich przybyłym tam krewnym poległych). Czy bowiem atmosfera zniecierpliwienia i pośpiechu wiązała się faktycznie z pogrzebami (tych bowiem niektóre z ofiar tragedii miało parę, niekoniecznie jeden; w ramach tzw. dochówków – o czym Seremet nie wspomina w rozmowie z Sekielskim, a przecież warto by), czy raczej z koniecznością pogrzebania prawdy o tragedii i skonstruowania naprędce wielowątkowej opowieści o lotniczym wypadku w Smoleńsku?
TS: A kto pana zapewnił, że te oględziny, sekcje zwłok przeprowadzone w Moskwie, są wystarczające?
AS: Nikt mnie nie zapewnił ani z nikim nie rozmawiałem. Nikomu takiego pytania yyy... nie stawiałem, więc to, to... nie na tej zasadzie.
To, to na jakiej zasadzie więc? Na jakiej zasadzie? Wypadałoby zapytać polskiego prokuratora generalnego o rzecz tego typu: to właściwie w jakiej sprawie toczy się to całe trwające już trzy lata „smoleńskie” śledztwo? Czy w sprawiezidentyfikowania poległych, czy też w sprawie wyjaśnienia przyczyn ich śmierci? A może prowadzone jest śledztwo w sprawie śmierci technicznej pewnego rządowego samolotu, a nie w sprawie poległych 10 Kwietnia? Jeśliby bowiem założono a limine(jak z gracją powiada nam Seremet), już w pierwszej godzinie po tragedii, iż wsie pogibli w komunikacyjnym wypadku – to może nawet nie było żadne śledztwo wokół 10-04 potrzebne? Stało się i koniec przecież. Co tu wyjaśniać? Co badać? Po co zbierać jakiekolwiek materiały dowodowe? Ludzie po prostu zginęli, trzeba ich pochować, a następnie wrócić do codzienności. Po co zawracać głowy prokuratorom? Mało to nieszczęść po świecie chodzi? Mało jest innych poważnych spraw do zbadania?
TS: Bo chcę się... Zastanawiam się, jaki, jak, jak jest podejmowana taka decyzja po prostu? Znaczy, rozumiem, że to prokuratura wojskowa we własnym zakresie podejmuje taką decyzję, że, że nie są... dokonywane oględziny zwłok już tu w kraju. Tak?
Tu Sekielski znowu wyręcza Seremeta w wyjaśnianiu sprawy, podsuwając mu wyjście z kłopotliwej sytuacji. Czy jednak obaj tak sympatyczni rozmówcy chcą nam powiedzieć (po prostu), że  sprawa medyczno-sądowego zbadania ciała w Polsce np. polskiego Prezydenta czy ciała szefa sztabu to jest wyłącznie kwestia arbitralnej decyzji jakiegoś wojskowego prokuratora – a nie coś dla tego wojskowego prokuratora obligatoryjnego w okolicznościach tak poważnej tragedii? Czy też takie badania jednak jak najbardziej przeprowadzono i sporządzono z nimi związaną stosowną dokumentację, ale całkowicie utajniono, np. do roku 2015 (jeśli nie dalej), jak dokumenty dotyczące ochrony Prezydenta (http://naszdziennik.pl/polska-kraj/27703,teczka-szczegolnego-nadzoru.html) czy nawet dokumenty dot. sekcji zwłok (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,8274784,Mec__Rogalski__Wszystkie_dokumenty_z_sekcji_zwlok.html)?
AS (kiwając głową): Tak, to jest decyzja prokuratora referenta.
I prokuratorowi generalnemu nic do tego, prawda?
AS: ...czyli tego, który prowadzi odpowiednie postępowanie.
s
TS: Nie wiem, czy pan słyszał Jarosława Kaczyńskiego, który twierdzi, że pana jako prokuratora generalnego yyy... to śledztwo przerosło.
(przebitka na wypowiedź JK: To jest coś, co bardzo, bardzo pana prokuratora przerasta. Tak bardzo przerasta, jak tylko sobie można wyobrazić.)
AS: Mmm... taka teza byłaby może usprawiedliwiona wtedy, gdybym ja je prowadził osobiście, ale... jeżeli przyjrzymy się odpowiednim regulacjom, a sądzę, że p. prezes tego dokonał, to... każdy stwierdzi, że to śledztwo jest prowadzone przez... prokuratorów wojskowych i jest nadzorowane przez Naczelną Prokuraturę Wojskową, a nie przez Prokuraturę Generalną.
A jakiegoś nadzoru nad pracami NPW prokurator generalny nie sprawuje? Czy szef NPW nie jest czasem podległy w stosunku do prokuratora generalnego? Czy to czasem nie Seremet sprawił, że Parulski przestał przewodzić NPW, a zarazem „śledztwu smoleńskiemu”? Tych zagadnień w ogóle Sekielski „nie dotyka”. Tak jak i sprawy rosnącej z roku na rok liczby tomów akt niejawnych związanych ze śledztwem.
AS: Tak wygląda w tej chwili stan prawny w Polsce i ja czynności procesowych żadnych nie wykonuję – jedyne co... mmm... jako prokurator generalny mam obowiązek czynić i co czynię – to jest stałe monitorowanie tej sprawy. Ale to nie jest równoznaczne z nadzorem ani równoznaczne z podejmowaniem określonych czynności.
Aż chciałoby się spytać: to kto właściwie ma wgląd w to najpoważniejsze polskie śledztwo poza prokuratorami wojskowymi?
(przebitka na moonfilm – w tle rzewne smyczki, które ciągną się jeszcze podczas końcówki rozmowy poniżej)
TS: 10 kwietnia 2010 r. yyy... to była katastrofa czy zamach?
AS: Nic, żaden efekt yyy... żadnej czynności nie... zbliża nawet nas do uprawdopodobnienia tezy o zamachu.
Pozostaje otwarta kwestia: do czego nas zbliża śledztwo monitorowane przez prokuratora generalnego.