n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, sierpnia 25, 2013

Wieki Fetor



Sceny z Życia Najważniejszych Słoików w Państwie


http://viilo.blogspot.com/

Igor Słoik wyznal niedawno, ze fascynuje go i sama piłka nożna, ale też to, co dzieje się na trybunach. Teatr, który tworzą kibice. Brutalna poezja trybun. Jednym slowem TPBK. Teatr Poezji Brutalnych Kibicow. Musimy zdac sobie sprawe, ze juz same takie stwierdzenia stanowią o niepospolitej odwadze Igora Słoika. Wszak jego cherlaczkowata postura zupelnie nie sprzyja prowadzeniu merytorycznej dyskusji z kibicami druzyny przeciwnej.
Z kibicami druzyny przeciwnej PO, rzecz jasna.
Zapytany, jako kto sie wypowiada, Igor Słoik wyznal czytelniczkom "Vivy": "Teraz jako kibic - obywatel. Nie jestem juz dziennikarzem." Widac jasno, ze nadal nikt nie naklul tego Balona, o przepraszam Słoika i nieswieze powietrze trzyma go w nadęciu (to wlasnie odroznia Naważniejsze Słoiki w Państwie od innych zupelnie przecietnych Słoików).
Igor Słoik dziennikarzem nigdy nie byl, co najwyzej wszawym i niewydarzonym sowieckim politrukiem. Cieszy jednak, ze wraca do pilki noznej i kibicowania - wszak to absolutny kres zdolnosci poznawczych Igora Słoika.

W tak zwanym miedzyczasie zona Igora, Bogumila Słoikowa (mow mi Bogna - nie chodze do kosciola) nie wytrzymala i musiala sie publicznie pochwalic psiapsiolkom jak wydali pieniadze, ktore Igor Słoik wygral niedawno w Toto-Lotka. Otoz panstwo Słoikowie wybralo sie na wycieczke zagraniczno do Sri Lanki. Niestety w zwiazku z ostatnimi niespodziewanymi glebokimi cięciami w budzecie delegatury Toto-Lotka, Słoikom nie starczylo na klimatyzowanom lemuzyne z kierowcom i musieli gniesc sie w autobusach i telepac w pociagach. Do domu wrocili tak wkurwieni, ze Igor Słoik musial natychmiast sflekowac Pana Jerzego Bukowskiego, jak latwo sie domyslec kibica druzyny przeciwnej PO. Igor Słoik kopal bez opamietania, az blog Sowinca przybral taką oto postac:



I to jest wlasnie to, co nadal pozwala odroznic jebane chamstwo od Jaśnie Panstwa.

piątek, sierpnia 23, 2013

Wojsko Polskie 1939





Koszmarne Dni 

( fragment pamiętnika strzelca Jana Leleja - obrońcy Westerplatte )
15 grudnia 1984

SEE

Będąc jeszcze nastolatkiem spędzałem czas wśród swoich rówieśników w godzinach wolnych od zajęć szkolnych czy prac domowych , przydzielonych przez domowników . Wesołe wiodłem życie , chociaż układało się ono różnie . W lecie hasało się po łąkach za kwiatami , łowiło się ryby w rzece , czy też w okresie zimowym jeżdżąc na sankach wyszukiwało się najwyższej zaspy śniegu . Nie bojąc się przeszkód nie do pokonania marzyłem jedynie o osiągnięciu wieku dojrzałości , jak każdy jeden młodocianin.

Rok 1938 przyniósł znaczne zmiany w moim życiu , ponieważ otrzymałem zawiadomienie o stawieniu się na komisję poborową . Zacząłem uważać siebie za dorosłego , bo już minął 18 rok życia . Przyłączałem się do grona dorosłej młodzieży i planowałem swoją przyszłość bardziej po nowemu , tak samo jak dzisiejsza młodzież .
W rok później otrzymałem Kartę Powołania do odbycia służby wojskowej wobec państwa . Tak właśnie zacząłem stawać się dorosłym , chociażby dlatego , że zostałem powołany do tak wielkiego zadania jak zostać żołnierzem własnego kraju i bronić jego granic . Było to coś nadzwyczajnego w moim życiu . Przeprowadzałem wiele rozmów na tematy wojskowe ze starszymi rocznikami , którzy już odbyli służbę wojskową . Nigdy nie było to dla mnie problemem , ponieważ obowiązek wobec ojczyzny uważałem za wielki zaszczyt . Ostatnie dni przed wyjazdem do wojska poświęcałem na rozmowy ze swoimi przyjaciółmi , wieczorki pożegnalne , oraz ostatnie pożegnanie w większym gronie rodzinnym . Nie spodziewałem się , że to było ostatnie pożegnanie z najukochańszą rodziną .

21 marca 1939 roku nastąpił ten wymarzony dzień . Zostałem żołnierzem 86 Pułku Piechoty w Mołodecznie . Inne otoczenie , inne zajęcia , początkowo było to trochę kłopotliwe . Jednak po przysiędze w maju , gdy zostałem przeniesiony do kompanii szkolnej szkoły podoficerskiej bardzo się ucieszyłem , że zostanę zawodowo w Wojsku Polskim . Pomimo nawału zajęć przyszłego podoficera dawałem sobie radę i nie miałem powodów do narzekań . I tak życie upływało aż do 20 lipca 1939 roku . Tego dnia na zajęciach sportowych rozgrywaliśmy mecz piłki nożnej między kompaniami . Muszę nadmienić , że nie bardzo doceniałem sport .

Około godziny 18 zostałem powiadomiony przez podoficera służbowego o stawieniu się do raportu do dowódcy kompanii , kapitana Wasilkowskiego . Szybko udałem się do koszar , żeby przebrać się w mundur , ale jak się okazało kapitan przyjmie mnie w stroju sportowym . Zbliżając się do kancelarii kapitana z zapartym tchem zapukałem w drzwi . Po usłyszeniu komendy " wejść " , stanąłem przed kapitanem meldując swoje przybycie . Ale kapitan dość łagodnym głosem pozwolił na przyjęcie pozycji swobodnej i powiedział , że porozmawia ze mną jak ojciec z synem . Bez żadnych słów wstępnych powiedział , że rozkazem pułkownika Peszka zostałem odkomenderowany do II Baonu Strzelców Morskich w Gdyni . Odpowiedziałem tylko " Rozkaz Panie Kapitanie " . Po chwili kapitan dodał , że skoro nie mam nic więcej do powiedzenia to jestem zwolniony ze wszystkich zajęć służbowych łącznie z rozkazem wieczornym . Moim jedynym obowiązkiem było :
1. rozliczenie się w magazynie broni i w magazynie mundurowym
2. pobranie ubrania cywilnego i czegoś na podróż do Gdyni .

Około godziny 23 zostałem powiadomiony przez podoficera służbowego aby stawić się na placu zbiórek . Na placu był już oficer pułku i 20 żołnierzy , najwyżej po jednym z każdej kompanii . Po sformowaniu całej dwudziestki i przy dźwiękach orkiestry odprowadzono nas na stację kolejową . Z Mołodeczna odjechaliśmy do Wilna , gdzie połączono 20 żołnierzy 86 p.p Mołodeczno , 20 żołnierzy 85 p.p Nowa Wilejka i 20 żołnierzy 57 p.p Lida . Razem było nas 60 żołnierzy 19 Dywizji Piechoty . Do Gdyni przyjechaliśmy 21 lipca około godziny 11 i zameldowano nas w II Baonie Strzelców Morskich . Następnego dnia zebrano nowoprzybyłych na placu apelowym i ustawiono w dwuszeregu . Wtedy zbliżył się do nas człowiek w cywilnym ubraniu szarego koloru , którego oficer służbowy tytułował p.majorze . Po przyjęciu raportu cywil zbliżył się do naszej grupy i rozmawiał życzliwie z każdym z nas o przebiegu dotychczasowej służby . Po tej ceremonii powitalnej dowiedzieliśmy się , że ten cywil jest dowódcą Wojskowej Składnicy Tranzytowej " Westerplatte " major Henryk Sucharski . Kolejne dni upływały dosyć spokojnie . Podzielono nas na trzy grupy po 20 żołnierzy i jedynym naszym zajęciem było spożywanie posiłków w wyznaczonych porach i zażywanie kąpieli w morzu , tak do najbliższej niedzieli .

+ dodane 10.10.06 +

Na niedzielnej zbiórce z naszej 60 wywołano 20 żołnierzy i rozkazano w przemundurowanie w przywiezione mundury w różnych stopniach podoficerskich i oficerskich . Nieważny był stopień żołnierza , ale czy mundur pasował rozmiarem . Tak na Westerplatte odjechała pierwsza 20 . W następną niedzielę sytuacja się powtórzyła . Moja kolej przyszła w trzecią niedzielę , kiedy to na Westerplatte odjechała ostatnia 20 . Przypadł mi mundur w stopniu porucznika , z czego bardzo się ucieszyłem , że będę oficerem chociaż parę godzin . Odprowadzono nas do portu , załadowano na nieduży statek i odpłynęliśmy w kierunku Gdańska . O zmroku przybyliśmy na Westerplatte . Byłem pod wrażeniem otoczenia . Duże drzewostany , wszędzie zieleń i kwiaty . Byłem zachwycony urokiem tego miejsca . Po wylądowaniu przywitała nas załoga Westerplatte , a z daleka dał się słyszeć głos szefa kompanii , chorążego Pełka , że jesteśmy na wolnej polskiej ziemi na półwyspie Westerplatte .

Powracając do moich wspomnień chciałbym wyjaśnić dlaczego przewożono nas po 20 żołnierzy . Na Westerplatte pełniło służbę 60 żołnierzy przed ostatnią załogą . Byli to żołnierze 4 pułku Kielce i część 6 pułku legionistów z Wilna . To właśnie ci żołnierze przyjeżdżali po nas do Gdyni , oddawali nam swoje mundury , a sami w cywilnych ubraniach wracali w poniedziałki na Westerplatte jako robotnicy . W taki sposób uzupełniano załogę w tajemnicy przed hitlerowcami.

Po przybyciu do jednostki przemundurowano nas i rozpoczęła się służba , trochę inna niż w macierzystych jednostkach . Główne nasze zajęcie to była służba wartownicza , fortyfikacje terenu , łączenie dołów strzeleckich , montowanie zasieków z drutu kolczastego oraz obowiązkowa nauka pływania w dni sztormowe . Robiliśmy wszystko , żeby nie być widzianym , ale wszystko widzieć i słyszeć . Panowała wesoła atmosfera wśród całej załogi . Najbardziej cieszył się stary rocznik , gdyż uzyskali miano rezerwistów i w niedługim czasie po odbyciu służby na tej polskiej ziemi mieli wrócić do domów i spotykać się z rodzinami . Młody rocznik dumny był z tego , że dostąpili zaszczytu obrony tego pięknego skrawka Rzeczyposplitej Polskiej . Nie narzekałem nigdy na uprawianie sportu . Każdy mógł uprawiać dyscyplinę jaką chciał , ale wszyscy musieli pamiętać żeby nie gromadzić się w dużych zespołach na otwartym terenie .

Na Westerplatte były piętrowe koszary do zakwaterowania i pięć wartowni . Służba wartownicza odbywała się co trzy dni . Ostatni rozkaz służby wartowniczej ogłoszony był 31 sierpnia 1939 roku . Zostałem przydzielony do wartowni nr 5 , ze zmianami co dwie godziny . Trzecią zmianę objąłem 1 września od 4 do 6 rano .

Po jakimś czasie , pełniąc służbę przed wartownią , usłyszałem wystrzał z pistoletu na terenie Gdańska . Nie miałem wtedy zegarka , ale dochodziła 5 rano . Nie zdążyłem zawiadomić dowódcy warty , bo posypały sie trzy wystrzały armatnie na teren naszej wolnej ziemi , wojska niemieckie przekroczyły naszą granicę . Szturm wojsk nieprzyjaciela , ogień z pancernika , pierwsi ranni i zabici , samozapalające się pociski . Piekło . Rozkazem dowódcy jednostki nasza załoga na wartowni nr 5 została podzielona na dwie grupy . Jedna grupa wraz z dowódcą pozostali na wartowni , a druga grupa ( w tym ja ) poszła ubezpieczać plażę . Dowódcą mojej grupy był mat Rygielski . Trzeba było ubezpieczać teren od strony plaży przy pomocy działa . Było tam dwóch żołnierzy , pozostali obrali siedzibę w schronie podziemnym niedaleko plaży i wartowni nr 5 . Wieczorem otrzymałem rozkaz aby wyczołgać się w stronę bramy kolejowej na czujkę , a na wypadek nagłego ataku nieprzyjaciela powiadomić swoje gniazdo oporu . Zapadła ciemna noc , która na zawsze pozostała w mojej pamięci . Po zajęciu wyznaczonego stanowiska nie musiałem długo czekać na powiadomienie swojego gniazda obronnego o natarciu , gdyż Niemcy przy pomocy reflektorów zaczęli ze wszystkich stron napierać na nasze pozycje obronne . Nie mogłem powiadomić swoich za pomocą pistoletu , bo zdradziłbym swoją pozycję . Użyłem do tego granatu wyrzucając go dość daleko . Wtedy posypały się pociski w obrębie wybuchu granatu . Walka zmogła się z obu stron , leżałem przykuty do ziemi , czekając na swoją zmianę . Kiedy ogień zaczął ucichać , Niemcy zaczęli się wycofywać , postanowiłem czołgać się w stronę powrotną wyrzuciwszy resztę granatów w stronę cofających się Niemców .

Po powrocie , było już 2 września o świcie , po wymianie krótkich przyjacielskich rozmów otrzymałem kolejny rozkaz udania się do koszar z meldunkiem i przyniesienie posiłku kolegom . Wyprawa do koszar nie obyła się bez przeszkód . Niedaleko koszar stała drewniana szopa , w której garażował samochód dowódcy jednostki . Kiedy tamtędy przechodziłem w szopę trafił pocisk armatni i tak padłem ranny w prawe kolano . Czołgałem się dalej jak mogłem , i chyba bardziej byłem oszołomiony wybuchem niż rannym kolanem. W koszarach okazało się , że rana wcale nie jest groźna i wieczorem po opatrzeniu rany lekarz wyraził zgodę na powrót na pozycję . Przed wieczorem byłem z powrotem wśród swoich kolegów z prowiantem .

Godzina 17.30 atak lotniczy 47 nurkowców hitlerowskich na Westerplatte . Łuny ognia , smugi dymu , ogromne drzewa wyskakujące z ziemi jak buraki cukrowe spod kombajnu . Wartownia nr 5 przestaje istnieć . Część załogi pozostała tam na wieczny spoczynek , tylko jednego udało się wyciągnąć spod zwału gruzów . Po nalocie kolejne natarcie wroga , ale i tym razem zostało odparte .

3 września spada kolejna lawina ognia , i znów po ciężkim wysiłku załogi atak został odparty .

4 września nad ranem znów pod ostrzałem artylerii i baterii lądowych , do ognia dołączono miotacze min o dużym kalibrze . A pomoc wciąż nie nadchodziła .

5 września od rana niemal nieprzerwany nawał ognia artyleryjskiego . Załoga jest coraz bardziej wyczerpana .

6 września od rana huraganowy ogień pancernika i baterii lądowych , wieczorem próba spalenia Westerplatte żywcem. Ogień nieprzyjaciela powoduje coraz większe zniszczenia .

7 września nad ranem przestaje istnieć wartownia nr 2 , jako punkt oporu . O godzinie 10.15 z uwagi na ogólną sytuację na frontach w całym kraju jak i na wyczerpanie załogi i brak jakiejkolwiek pomocy następuje kapitulacja .

Tak zakończyła się obrona Westerplatte ,
z mojego stanowiska obrony wartowni nr 5 .
Serdeczne podziękowania dla Katarzyny Wiktorzak
za udostępnienie opisu wspomnień dziadka i za zdjęcie! 

_APPENDIX.

Karta poległego

Nazwisko: POTARZYCKI
Imię #1: Stefan
Imię #2:
Imię #3:
Pseudonim:
Imię ojca:
Imię matki:
Nazwisko rodowe matki:
Data urodzenia: 1916 [1]
Miejsce urodzenia:
Rodzeństwo: Wanda Michalska
Stan cywilny: kawaler
Małżonek: -
Dzieci: -
Ostatni adres: Nowy Świat k. Dobrzycy
Narodowość:
Wykształcenie:
Zawód: leśnik
Wyznanie:
Tytuł naukowy:
Stanowisko:

Stosunek do służby wojskowej: żołnierz
Numer ewidencyjny:
Powiatowa Komenda Uzupełnień (PKU):
Rejonowa Komenda Uzupełnień (RKU):
Związek operacyjny: Armia Poznań
Rodzaj broni lub służby: Piechota
Stopień: strz.
Przydział na 1 września 1939: 17 DP
Jednostka: 70 pp
Funkcja na 1 września 1939:
Przydział po 1 września 1939: 70 pp / 17 DP
Funkcja po 1 września 1939:
Przebieg służby wojskowej:
Odznaczenia:
Wrzesień 1939 - szlak bojowy: Ostatnie dni sierpnia i pierwsze września 1939 roku pracował przy budowie umocnień nad Prosną. Następnie maszerował razem z 70 pp w kierunku Łęczycy, gdzie 10 września uczestniczył w polskiej, kontrofensywie zmuszając Niemców do wycofania się.
Data śmierci: 10 wrzesień 1939
Miejsce śmierci: Śladków Górny
Przyczyna śmierci: poległy
Okoliczności śmierci: Podczas walk pod Śladkowem Górnym został śmiertelnie ranny od odłamków bomby lotniczej lub pocisku artyleryjskiego. Informacja ta pochodzi od kolegi poległego, którym był prawdopodobnie żołnierz Sobczyński pochodzący z Lutyni (Kaczmarek 2008, s. 22).
Pierwotne miejsce spoczynku #1:
Data ekshumacji:
Pierwotne miejsce spoczynku #2:
Data ekshumacji:
Pierwotne miejsce spoczynku #3:
Data ekshumacji:
Obecne miejsce spoczynku: Modlna, kwatera wojenna
Lokalizacja grobu: mogiła nr 183
Upamiętniony: Tak
Forma upamiętnienia: Imienna płyta epitafijna na jednej z mogił kwatery wojennej na cm. parafialnym w Modlnej.
Przedmioty znalezione przy pochowanym:
Miejsce przechowywania ww. przedmiotów:
Życiorys: Urodził się w 1916 roku, mieszkał w Nowym Świecie pod Dobrzycą. Do szkoły uczęszczał w Dobrzycy, a następnie dostał się do szkoły leśnej w Ślesinie pod Koninem. Po ukończeniu edukacji wrócił do domu rodzinnego. Przed wybuchem wojny miał narzeczoną, z pochodzenia Niemkę, z którą spotykał się do września 1939 roku. Związkowi temu przeciwny był jego ojciec, twierdząc, że syn powinien spotykać się z Polką. Mimo to, związek ten trwał dalej, a po kampanii wrześniowej do rodziców Stefana jeszcze nadal przychodziły listy od jego wybranki. W kwietniu 1939 roku S. Potarzycki został powołany do pleszewskiego pułku. W koszarach pomagał mu znajomy rodziców, kpt. Antoni Kostrzewa z 70 pp, pochodzący również z Nowego Światu. Gdy wybuchła wojna, 1 września 1939 roku rodzina Potarzyckich postanowiła ewakuować się w kierunku Konina. Ojciec Stefana dowiedział się, że syn wraz z 70 pp prawdopodobnie pracuje przy budowie umocnień nad Prosną w okolicach Chocza. Ewakuując się z rodziną, poszukiwał syna, pytając o niego napotkanych wojskowych. Niestety, nie uzyskał o nim żadnych informacji. Z kolei pod Choczem strz. Potarzycki, spotkał znajomą rodziny, panią Andrzejczak z Dobrzycy. Poprosił ją o przekazanie informacji rodzinie, że u niego wszystko w porządku. Tę informację pani Andrzejczak przekazała rodzinie dopiero pod koniec września 1939 roku.
Wspomnienia / relacje: Pani Wanda Michalska, siostra S. Potarzyckiego, pamięta, jak dzięki uprzejmości kpt. Kostrzewy, mogli obejrzeć miejsce zakwaterowania brata. Doskonale przypomina sobie również jego uroczystą przysięgę, jak i późniejszą wizytę w pleszewskim domu kpt. Kostrzewy przy ul. Wojska Polskiego. Do dziś wspomina, że brat był bardzo zadowolony ze służby w pleszewskim pułku (Kaczmarek 2008, s. 21).
Historia pochówku:
Poszukiwania mogiły: O śmierci strz. Stefana Potarzyckiego rodzina dowiedziała się, otrzymując zawiadomienie z Modlnej, gdzie chowano poległych polskich żołnierzy. Bliscy poległego po raz pierwszy odwiedzili jego grób już po zakończeniu wojny (Kaczmarek 2008, s. 22).
Źródła: Księga pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej, t. I, Żołnierze września N-Z, kom. red. B. Affek-Bujalska i in., wstęp i red. nauk. E. Pawłowski, Pruszków 1993, s. 90 (dalej: KPŻP).

Kwatera żołnierzy Wojska Polskiego poległych w Bitwie nad Bzurą w 1939 r.: cmentarz parafialny w Modlnej, gm. Ozorków, pow. Zgierz, opr. H. Wójcik, A. Rokita, S. Rokita, [w:] Bohaterowie Bitwy nad Bzurą w naszej pamięci, red. T. Poklewski-Koziełł, Łęczyca 2009, s. 178 - poz. 97 (dalej: Lista 2009).

Kaczmarek M., Nieznane losy poległych żołnierzy pleszewskiego 70 pułku piechoty, Pleszew 2008, s. 21-22, 31 (dalej: Kaczmarek 2008).

Archiwum rodzinne.
Uwagi:
Przypisy: [1] a) 1916 (źródło: Kaczmarek 2008); b) brak danych (źródło: KPŻP; Lista 2009);
 
Zdjęcia, dokumenty, pamiątki
Stefan Potarzycki w mundurze leśnika (fot. ze zb. rodzinnych).Stefan Potarzycki upamiętniony na imiennej płycie epitafijnej na jednej z mogił kwatery wojennej na cm. parafialnym w Modlnej. Stan z dn. 03. 06. 2007 r. (fot. Michał Kaczmarek).