n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, września 28, 2013

Trochę Prawdy

Ks. Adam Skwarczyński – BŁ. OJCZE STANISŁAWIE PAPCZYŃSKI, POMÓŻ ODRODZIĆ TWÓJ BIAŁY ZAKON!

       18 maja… Dzisiaj powinien być czczony w Polsce bł. o. Stanisław Papczyński, założyciel zakonu oo. Marianów Białych Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Powinien, a nie jest! Wprawdzie w najnowszej wersji Mszału, jeszcze nieobecnej w wielu parafiach, jest wspomnienie dowolne wraz z Kolektą mszalną, jednak nigdzie indziej go nie ma, nawet w kalendarzu liturgicznym, co roku na nowo drukowanym!Można się dziwić, dlaczego pominięty został wielki Polak, spowiednik i doradca króla Jana III Sobieskiego, obrońca Europy przed nawałą turecką (on to prorokował królowi wspaniałe zwycięstwo i przez to wpłynął na jego decyzję udania się pod Wiedeń), założyciel tak znanego i zasłużonego polskiego zakonu, skasowanego przez władze carskie, podczas gdy bł. Jerzy Matulaitis (Matulewicz), Litwin, który pomógł dobić jego zakon i na jego gruzach, kradnąc mu nazwę, zbudował swoje zgromadzenie marianów „czarnych”, ma w polskim kalendarzu wspomnienie obowiązkowe!       Przykra to i bolesna historia, ale niestety prawdziwa. Wobec zbliżającej się kasaty Marianie otrzymali od władz carskich podwójne ultimatum:
1) jeśli chcą istnieć, muszą przestać nosić białe habity z niebieskim pasem, przypominające prawosławnym znienawidzony przez nich dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najśw. Maryi Dziewicy (ich teologowie twierdzą, że Maryja była wolna od grzechów osobistych, ale nie od pierworodnego i jego skażenia);
2) muszą usunąć ze swojej reguły istotny jej punkt: modlitwę za zmarłych, zwłaszcza za poległych na polach bitew („buntowszczików” – jak nazywał ich zaborca ze wschodu). Marianie orzekli, że nie mają prawa zmieniać reguły i będą pracować w ukryciu, w rozproszeniu, aż do czasu, gdy będą mogli żyć w oparciu o swoją regułę. Kilku z nich zostało internowanych i skazanych na „domarcie” w klasztorze w Mariampolu na Litwie. Gdy pozostał już tylko ostatni z nich, o. Wincenty Sękowski, w klasztorze pojawił się ks. Jerzy Matulewicz i przekonał go, że jako ostatni z żyjących zakonników ma wszelkie prerogatywy generała i powinien, dla odrodzenia zakonu, upoważnić właśnie jego do wszelkich działań.Ks. Matulewicz ukrył przed starym zakonnikiem fakt, że w rozproszeniu żyje jeszcze wielu zakonników, i dzięki temu zaczął uchodzić w jego oczach za zesłanego przez Opatrzność „odnowiciela”. Po kryjomu zaczął „odnawianie” od spełnienia postulatu władz carskich, układając regułę już nie zakonu, lecz zgromadzenia o ślubach prostych: biały habit zostanie w niej zastąpiony czarną sutanną, a obowiązkowa modlitwa za zmarłych (codzienne oficjum brewiarzowe) wraz z surowymi praktykami pokutnymi, ofiarowanymi za Czyściec, zostanie zastąpiona modlitwą prywatną, całkowicie dobrowolną i dowolną. Nie powiadamiając rzekomego „generała” o swoich planach, na które ten absolutnie nie mógłby się zgodzić, otrzymawszy od niego pełnomocnictwo, a przy tym zaopatrzony w list polecający swojego przyjaciela, biskupa pomocniczego warszawskiego Ruszkiewicza, udał się do Rzymu, do kongregacji zajmującej się zakonami. Tam wystarał się nie o chwilową dyspensę od noszenia białego habitu i od jawnego odbywania nowicjatu (tę prośbę skierował do Stolicy Apostolskiej przez jego ręce o. Sękowski), lecz o zatwierdzenie swojej reguły, całkowicie odmiennej. Aprobatę otrzymał m.in. dzięki temu, że zgłosił „wymarcie” wszystkich Marianów z wyjątkiem ostatniego, który to fakt odnotowała kongregacja w swoim „wstępnym zarządzeniu” z 1909 r., a potem w dekrecie z 1910 r. Ks. Matulewiczowi pozostało już tylko złożenie ślubów na ręce rzekomego „generała”, którego po kryjomu na ten dzień przewiózł do Warszawy, do domu biskupa Ruszkowskiego. Złożył je na swoją regułę, o której „generał” nie miał najmniejszego pojęcia, przekonany, że chodzi o regułę o. Papczyńskiego, a potem zniknął z pola widzenia (przebywał w Petersburgu, a potem we Fryburgu w Szwajcarii, szukając kandydatów do swojego zgromadzenia).
Tymczasem Marianie „biali”, którym nikt nie promulgował – czego wymaga Prawo Kanoniczne – dekretu o ich „nieistnieniu” oraz „zastąpieniu” ich zakonu zupełnie innym zgromadzeniem o podobnej nazwie, trzymali się reguły i konstytucji swojego zakonu. Gdy dotrą do nich wieści o podstępie ks. Matulewicza, będzie to namniej odpowiedni moment, by podjąć jakiekolwiek działania: schorowany o. generał Pielasiński kończył swoje życie (zm. 19 kwietnia 1914 r.), zaś wkrótce (w sierpniu 1914) wybuchła I wojna światowa, nie było więc komu zabiegać w Rzymie o uchylenie niesprawiedliwego dekretu. Gdy „dopadli” jednak ks. Matulewicza, ten beztrosko oświadczył, że zakon i zgromadzenie mogą istnieć równolegle, a on zajmie się sprawą dekretu ich „uśmiercającego”. Obietnicy nie spełnił i niczego w tym kierunku nie zrobił, także gdy został biskupem. Generał zgromadzenia marianów, ks. Buczys, w 3 lata po śmierci założyciela wystarał się w Rzymie (w 1930 r.) o dekret, ostatecznie zatwierdzający jego zgromadzenie „bez względu na jakiekolwiek inne rozporządzenia”, a więc już teraz z pominięciem obu wadliwych dokumentów, poświadczających nieprawdę. Dekret obowiązuje do dzisiaj, przez tak wiele lat stanowiąc przeszkodę dla odrodzenia Marianów Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Próbę odrodzenia na przestrzeni lat podejmowało wiele osób, duchownych i świeckich, lecz bezskutecznie. Sam brałem w tym dziele udział, podróżując do Rzymu.
O udanej próbie odrodzenia Zakonu, niestety zduszonej przez marianów ks. Matulewicza, zamieszczę tu niewiele informacji, chociaż jest mi dobrze znana, gdyż miała miejsce w mojej diecezji. Niedobitki zakonu o. Papczyńskiego podjęły tę próbę, gdy Polska odzyskała niepodległość. Zakonnicy udali się do biskupa Przeździeckiego, ordynariusza diecezji Podlaskiej z siedzibą w Janowie Podlaskim (obecnie diecezja Siedlecka) i oświadczyli, że pragną utworzyć stowarzyszenie Stanisławitów na prawach diecezjalnych, obierając sobie za głównego patrona św. Stanisława Szczepanowskiego, biskupa męczennika. Biskup zatwierdził to stowarzyszenie dekretem z listopada 1928 roku. Otrzymawszy mały kościółek w Janowie wraz z domem pozakonnym, rozpoczęli życie według reguły o. Stanisława Papczyńskiego (a więc w ukryciu byli „stanisławitami” w innym sensie, odważyli się nawet nosić białe habity z niebieskim pasem – pamiętam ostatniego z nich, o. Bogumiła), po kryjomu wielu kandydatów ulokowali w różnych polskich seminariach. Ok. 1950 roku zaczęli się już uważać za zakon, planując otwarcie nowicjatu.



1 września 1955 roku, pod wpływem nacisku marianów ks. Matulewicza (wywieranego z Rzymu na kancelarię Prymasa Polski) biskup siedlecki Ignacy Świrski został zmuszony do wydania dekretu kasacyjnego stowarzyszenia. Uczynił to ubolewając nad tym faktem, gdyż przez ok. 27 lat istnienia w diecezji zasłużyło się ono dla niej niemało.

W chwili obecnej jeden z księży podjął się dzieła odrodzenia Marianów „białych”, Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Ma już kandydatów, jednak musi zaczynać to dzieło od formy najskromniejszej: w oparciu o jedną z diecezji, która go przyjęła i ofiarowała mu dom do remontu (nazywa się to „oparciem na prawie diecezjalnym”). Dzisiaj, w dniu bł. Ojca Założyciela Stanisława Papczyńskiego, niech czytelnicy powyższego opracowania wezmą sobie do serca konieczność wsparcia – duchowego i materialnego (zobacz niżej)* – odradzającego się zakonu, za co niewątpliwie cały Czyściec będzie im ogromnie wdzięczny.
 Niech tym samym przyczynią się do wypełnienia się „proroctwa” świątobliwego starca, ostatniego generała - o. Bernarda Pielasińskiego (wybranego na tajnej kapitule w 1898 roku, zwołanej i obradującej pod okiem abpa warszawskiego Chościak-Popiela) - który żył w Górze Kalwarii przy grobie o. Papczyńskiego: „Polska tak naprawdę odrodzi się dopiero wtedy, gdy odrodzi się nasz biały zakon”.
Wszelkie ofiary prosimy przesyłać na konto ks. Tomasza:
Ks. Tomasz Pirszel
ul. 23 Marca 91/17
81-820 Sopot
BP PKO: 91 1020 4128 0000 1602 0095 9908 
WSPÓLNOTA NIEPOKALANEGO SERCA MARYI
Ks. Adam Skwarczyński

środa, września 25, 2013

ketraB * Ein polnisches Autor des Blogs

23/06/2012
ROZPIEPRZMY SYSTEM
Wzywam w tytule „Rozpieprzmy system”, zdając sobie jednocześnie sprawę z Waszego „przewracania oczami” i słów w stylu „znowu… kolejny koleś…”. Ja wiem, że markety otwarte, ja wiem, że samochody jeżdżą po ulicach, ja wiem, że jutro wszyscy do pracy, po pracy rodzina, siłownia i ogólnie jest „zajebisty dobrobyt”. Zresztą nawet gdy się poważnie wpienimy, to jak wyjdziemy grupą upominać się o swoje to nas spałują, wsadzą niektórych, a innym nawalą w papierach, więc ogólnie po co to nam. Jako mały chłopak nigdy bym nie pomyślał, że żyję w kraju, w którym policja i wojsko są używane przeciw własnym obywatelom... za ich pieniądze! Bo przecież w dzisiejszym świecie jest tak, że kto płaci ten wymaga – a my kurwa nic. Pieniądz na naszym świecie włada wszystkim i jest to prawda tak oczywista, że ktokolwiek mówi inaczej, tylko próbuje się droczyć.
Większość z Nas ma swoją cenę, choć przyzna się do tego po kryjomu, tylko przed samym sobą. Tymi, których ceny nie mają, zawsze mogą „zająć się” Ci „drudzy” (czyt. kupieni). No i weź tutaj człowieku walcz ze spiskiem, New World Order i innymi, nawet na większą skalę, kiedy i tak wygrywa ten, kto ma więcej pieniędzy. No chyba, że ktoś wierzy w mądrość rodaczek i rodaków – jak ja – i będzie namawiał Was, żeby nie dać się zwieść pozornemu „szczęściu naszej szarej rzeczywistości” i ruszyć dupy – wtedy nie pieniądze będą najważniejsze, a ludzie. Nie bądźmy minimalistami i nie cieszmy się z byle gówna! Bo jesteśmy aktualnie minimalistami, oj jesteśmy.
Nie chcę pisać, że jest źle, że fatalnie, bo naszą niewolniczą świadomością – wpajaną nam od urodzenia – jest to, że musimy zarabiać pieniądze i bardzo trudno się tej świadomości wyzbyć. Patrząc na ilość krzywd wyrządzanych w imię pieniądza, skalę korupcji oraz degeneracji za te nasze „złotówki” powinniśmy – tak na zdrowy rozum – odejść od systemu monetarnego. Zdaję sobie jednak sprawę jakie szanse powodzenia ma akcja „Powiedz NIE dla pieniędzy”. Jednak jeśli nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez pieniądza, czy nawet możliwości przystąpienia do alternatywnych rozwiązań, to ŻĄDAJMY NORMALNOŚCI od naszych PODWŁADNYCH (czyt. rządu)! Nie MINIMUM! NORMALNOŚCI! A czym w Polsce jest FINANSOWA NORMALNOŚĆ?
1500PLN – NIEWOLNICZE MINIMUM
Rynek pracy w Polsce jest taki, że i na pracodawców i na pracowników można „kurwami” rzucać. Nie będę rozpisywał się o tych sprawach, bo to poboczny temat, a w pracy i tak najważniejsza jest wypłata. Z tą w Polsce jest tragicznie. W większym mieście jeszcze jakoś idzie się wybić, tylko trzeba mocno pracować, na wsi życie ma swój własny rytm i klimat i pomimo tego, że jest tragicznie, to jakoś ludzie dają radę, a w mniejszych miejscowościach jest za zwyczaj wielka lipa. W wielu przypadkach nasze wypłaty sięgają przedziału 1500-1900PLN. Uważam ten przedział za NIEWOLNICZE MINIMUM. Założenie takiej wypłaty jest chyba takie: Niewolnik na opłaty i rachunki lekko wyda 750PLN, żeby jakoś normalnie zjeść trzeba wydać chociaż te 20PLN/dziennie, a do tego środki czystości, jakiś fryzjer, chemia gospodarcza i kolejne 150zł idzie jak woda. Ubrania niech sobie niewolnik weźmie z lumpeksu, albo peceku, a całą potrzebną rozrywkę ma w TV. To daje 1500PLN, czyli niewolnik ma gdzie spać (w suchym), zje w miarę dobrze, ubezpieczenie ma, mecz obejrzy i czysty przyjdzie do pracy… To jest katastrofa, że my – Polacy – pracujemy za takie pieniądze. Wiem, że inni mają gorzej – ja wiem – ale żyję w Polsce i to mnie interesuje. Plują nam w twarz, kiedy pracujemy w sklepach sieciowych za 1300PLN plus lipne dodatki socjalne, kiedy za tą samą pracę za zachodnią granicą inni obywatele dostają 1300EUR plus fajne dodatki socjalne… Ekonomiści powiedzą, że to konsekwencja „siły nabywczej pieniądza”, a ja powiem: SRANIE W BANIE (czyt. Naprawdę, biorąc pod uwagę niedoskonałość działania „rynku” i ogromne przekręty na każdym szczeblu życia, nie można ustalić ludzkiej płacy minimalnej?)

2000PLN – MOŻNA COŚ MYŚLEĆ

Co sprytniejsi, zaradniejsi, czy bardziej utalentowani znajdą w naszym kraju „spoko fuszkę” za 2000-2400PLN na miesiąc, a jeśli jeszcze będzie to umowa o pracę na czas nieokreślony, to trafia się „prawdziwy diament”. I tutaj już można coś myśleć, bo jak się przyoszczędzi trochę na jedzeniu, albo dorobi gdzieś na boku, to można coś zdziałać, np. kupić sobie iPhone’a, jeansy Lee, na dyskotekę wyskoczyć i stówę przepieprzyć od czasu do czasu. Można też przy wielu wyrzeczeniach próbować małymi krokami otwierać coś swojego… Obojętnie co kto zrobi, kwota 2000PLN, to niecałe 500EUR… WSTYD(!), że godzimy się na taką płacę!
2500PLN – NORMALNOŚĆ
Dwa i pół koła… na rękę. Z systematycznymi podwyżkami, tak po 100-150PLN… Tak, że po dwóch latach pracy na rękę wychodzi 2700, albo 2900… Creme de la Creme… Taka fuszka to „biały kruk” na naszym rynku pracy. Przy umowie na czas nieokreślony człowiek może siedzieć w takiej robocie do końca życia, nawet gdyby miał znaczki stemplować czołem. Jak znajdziesz swą drugą połówkę, co będzie tyle samo zarabiać, to już macie „piątkę na łapę” i można nawet kredyt wziąć na chatę, albo samochód. Czyli w sumie co? Wielkie gówno, że NORMALNOŚĆ FINANSOWA w naszym kraju to rarytas – to takie „mięso raz w tygodniu”. No szanujmy się wreszcie! Może Ty zarabiasz więcej, ale Twoje dziecko, czy młodsze rodzeństwo być może będzie musiało u kogoś pracować za 1700PLN! Szanujmy się do cholery, bo pieniądze mają Nam służyć, a my naszą ciężką pracą, zdrowiem i poświęcaniem swojego cennego czasu ciągle czekamy aż któremuś kolejnemu pokoleniu Polaków „łaskawi władcy” dadzą pracę i tak te 2-200 na rękę… Czemu ciągle czekać? Nasz kraj, Nasza ziemia, Nasz teren, Nasze pieniądze! Nie bądźmy minimalistami i chciejmy wreszcie całą rękę, kiedy ONI oferują nam „palec” (złośliwy dodałby, że środkowy).
3000PLN i powyżej – NIE NARZEKAJ!
Ja, jak każdy z Nas, narzekam na permanentny brak pieniędzy. Większości z nas zazwyczaj „brakuje”. „Braki” są natomiast różne w zależności o jakich pieniądzach rozmawiamy. A o jakich pieniądzach my możemy rozmawiać? Nie wiem ile tam macie, ale no ile macie? Widzę Was przecież na mieście, na ulicach, w całym kraju. Chodzicie osmarkani i gadacie o tym, o czym powiedział wam wczoraj telewizor, więc albo macie „NIEWOLNICZE MINIMUM”, albo „MOŻNA COŚ MYŚLEĆ”. Nikomu do kieszeni nie śmiem zaglądać, bo przecież ILOŚĆ PIENIĘDZY NIE ŚWIADCZY O CZŁOWIEKU, ale chcę głośno powiedzieć, że można mieć NORMALNIE – tylko trzeba chcieć i powiedzieć coś innego niż „dziękuję”, kiedy ONI srają nam do talerza.

Ponoć żadna praca nie hańbi. Praca może i nie, ale nasze płace hańbią… i to hańbią bardzo. Niektórzy powiedzą „stary nie narzekaj, w Polsce da się wyżyć”, ale przecież nie o „wyżycie” tutaj chodzi, a o sprawiedliwość – bo ja zdaję sobie sprawę, że damy jakoś radę. Zawsze przecież jakoś dawaliśmy radę w tym kraju… Tacy trochę zahukani, trochę zakompleksieni, trochę mało odważni, my Polacy nie wierzymy nawet, że możemy oczekiwać POWSZECHNEJ normalności i stabilizacji finansowej. Tak czekamy z nadzieją, aż nasi „władcy” uznają, że owa normalność nam się należy i podarują ją nam za 10 lat, może 50 lat, a może wcale. A gdybyśmy tak przestali czekać i spróbowali teraz? Może by się udało…
autor: ketraB
ketraB@KontrowersyjneKontrowersje.pl

POWIEDZ DOŚĆ!!!