Ks. Adam Skwarczyński – BŁ. OJCZE STANISŁAWIE PAPCZYŃSKI, POMÓŻ ODRODZIĆ TWÓJ BIAŁY ZAKON!
18 maja… Dzisiaj powinien być czczony w Polsce bł. o. Stanisław Papczyński, założyciel zakonu oo. Marianów Białych Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Powinien, a nie jest! Wprawdzie w najnowszej wersji Mszału, jeszcze nieobecnej w wielu parafiach, jest wspomnienie dowolne wraz z Kolektą mszalną, jednak nigdzie indziej go nie ma, nawet w kalendarzu liturgicznym, co roku na nowo drukowanym!Można się dziwić, dlaczego pominięty został wielki Polak, spowiednik i doradca króla Jana III Sobieskiego, obrońca Europy przed nawałą turecką (on to prorokował królowi wspaniałe zwycięstwo i przez to wpłynął na jego decyzję udania się pod Wiedeń), założyciel tak znanego i zasłużonego polskiego zakonu, skasowanego przez władze carskie, podczas gdy bł. Jerzy Matulaitis (Matulewicz), Litwin, który pomógł dobić jego zakon i na jego gruzach, kradnąc mu nazwę, zbudował swoje zgromadzenie marianów „czarnych”, ma w polskim kalendarzu wspomnienie obowiązkowe! Przykra to i bolesna historia, ale niestety prawdziwa. Wobec zbliżającej się kasaty Marianie otrzymali od władz carskich podwójne ultimatum:
1) jeśli chcą istnieć, muszą przestać nosić białe habity z niebieskim pasem, przypominające prawosławnym znienawidzony przez nich dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najśw. Maryi Dziewicy (ich teologowie twierdzą, że Maryja była wolna od grzechów osobistych, ale nie od pierworodnego i jego skażenia);
2) muszą usunąć ze swojej reguły istotny jej punkt: modlitwę za zmarłych, zwłaszcza za poległych na polach bitew („buntowszczików” – jak nazywał ich zaborca ze wschodu). Marianie orzekli, że nie mają prawa zmieniać reguły i będą pracować w ukryciu, w rozproszeniu, aż do czasu, gdy będą mogli żyć w oparciu o swoją regułę. Kilku z nich zostało internowanych i skazanych na „domarcie” w klasztorze w Mariampolu na Litwie. Gdy pozostał już tylko ostatni z nich, o. Wincenty Sękowski, w klasztorze pojawił się ks. Jerzy Matulewicz i przekonał go, że jako ostatni z żyjących zakonników ma wszelkie prerogatywy generała i powinien, dla odrodzenia zakonu, upoważnić właśnie jego do wszelkich działań.Ks. Matulewicz ukrył przed starym zakonnikiem fakt, że w rozproszeniu żyje jeszcze wielu zakonników, i dzięki temu zaczął uchodzić w jego oczach za zesłanego przez Opatrzność „odnowiciela”. Po kryjomu zaczął „odnawianie” od spełnienia postulatu władz carskich, układając regułę już nie zakonu, lecz zgromadzenia o ślubach prostych: biały habit zostanie w niej zastąpiony czarną sutanną, a obowiązkowa modlitwa za zmarłych (codzienne oficjum brewiarzowe) wraz z surowymi praktykami pokutnymi, ofiarowanymi za Czyściec, zostanie zastąpiona modlitwą prywatną, całkowicie dobrowolną i dowolną. Nie powiadamiając rzekomego „generała” o swoich planach, na które ten absolutnie nie mógłby się zgodzić, otrzymawszy od niego pełnomocnictwo, a przy tym zaopatrzony w list polecający swojego przyjaciela, biskupa pomocniczego warszawskiego Ruszkiewicza, udał się do Rzymu, do kongregacji zajmującej się zakonami. Tam wystarał się nie o chwilową dyspensę od noszenia białego habitu i od jawnego odbywania nowicjatu (tę prośbę skierował do Stolicy Apostolskiej przez jego ręce o. Sękowski), lecz o zatwierdzenie swojej reguły, całkowicie odmiennej. Aprobatę otrzymał m.in. dzięki temu, że zgłosił „wymarcie” wszystkich Marianów z wyjątkiem ostatniego, który to fakt odnotowała kongregacja w swoim „wstępnym zarządzeniu” z 1909 r., a potem w dekrecie z 1910 r. Ks. Matulewiczowi pozostało już tylko złożenie ślubów na ręce rzekomego „generała”, którego po kryjomu na ten dzień przewiózł do Warszawy, do domu biskupa Ruszkowskiego. Złożył je na swoją regułę, o której „generał” nie miał najmniejszego pojęcia, przekonany, że chodzi o regułę o. Papczyńskiego, a potem zniknął z pola widzenia (przebywał w Petersburgu, a potem we Fryburgu w Szwajcarii, szukając kandydatów do swojego zgromadzenia).
Tymczasem Marianie „biali”, którym nikt nie promulgował – czego wymaga Prawo Kanoniczne – dekretu o ich „nieistnieniu” oraz „zastąpieniu” ich zakonu zupełnie innym zgromadzeniem o podobnej nazwie, trzymali się reguły i konstytucji swojego zakonu. Gdy dotrą do nich wieści o podstępie ks. Matulewicza, będzie to namniej odpowiedni moment, by podjąć jakiekolwiek działania: schorowany o. generał Pielasiński kończył swoje życie (zm. 19 kwietnia 1914 r.), zaś wkrótce (w sierpniu 1914) wybuchła I wojna światowa, nie było więc komu zabiegać w Rzymie o uchylenie niesprawiedliwego dekretu. Gdy „dopadli” jednak ks. Matulewicza, ten beztrosko oświadczył, że zakon i zgromadzenie mogą istnieć równolegle, a on zajmie się sprawą dekretu ich „uśmiercającego”. Obietnicy nie spełnił i niczego w tym kierunku nie zrobił, także gdy został biskupem. Generał zgromadzenia marianów, ks. Buczys, w 3 lata po śmierci założyciela wystarał się w Rzymie (w 1930 r.) o dekret, ostatecznie zatwierdzający jego zgromadzenie „bez względu na jakiekolwiek inne rozporządzenia”, a więc już teraz z pominięciem obu wadliwych dokumentów, poświadczających nieprawdę. Dekret obowiązuje do dzisiaj, przez tak wiele lat stanowiąc przeszkodę dla odrodzenia Marianów Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Próbę odrodzenia na przestrzeni lat podejmowało wiele osób, duchownych i świeckich, lecz bezskutecznie. Sam brałem w tym dziele udział, podróżując do Rzymu.
O udanej próbie odrodzenia Zakonu, niestety zduszonej przez marianów ks. Matulewicza, zamieszczę tu niewiele informacji, chociaż jest mi dobrze znana, gdyż miała miejsce w mojej diecezji. Niedobitki zakonu o. Papczyńskiego podjęły tę próbę, gdy Polska odzyskała niepodległość. Zakonnicy udali się do biskupa Przeździeckiego, ordynariusza diecezji Podlaskiej z siedzibą w Janowie Podlaskim (obecnie diecezja Siedlecka) i oświadczyli, że pragną utworzyć stowarzyszenie Stanisławitów na prawach diecezjalnych, obierając sobie za głównego patrona św. Stanisława Szczepanowskiego, biskupa męczennika. Biskup zatwierdził to stowarzyszenie dekretem z listopada 1928 roku. Otrzymawszy mały kościółek w Janowie wraz z domem pozakonnym, rozpoczęli życie według reguły o. Stanisława Papczyńskiego (a więc w ukryciu byli „stanisławitami” w innym sensie, odważyli się nawet nosić białe habity z niebieskim pasem – pamiętam ostatniego z nich, o. Bogumiła), po kryjomu wielu kandydatów ulokowali w różnych polskich seminariach. Ok. 1950 roku zaczęli się już uważać za zakon, planując otwarcie nowicjatu.
1 września 1955 roku, pod wpływem nacisku marianów ks. Matulewicza (wywieranego z Rzymu na kancelarię Prymasa Polski) biskup siedlecki Ignacy Świrski został zmuszony do wydania dekretu kasacyjnego stowarzyszenia. Uczynił to ubolewając nad tym faktem, gdyż przez ok. 27 lat istnienia w diecezji zasłużyło się ono dla niej niemało.
W chwili obecnej jeden z księży podjął się dzieła odrodzenia Marianów „białych”, Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Ma już kandydatów, jednak musi zaczynać to dzieło od formy najskromniejszej: w oparciu o jedną z diecezji, która go przyjęła i ofiarowała mu dom do remontu (nazywa się to „oparciem na prawie diecezjalnym”). Dzisiaj, w dniu bł. Ojca Założyciela Stanisława Papczyńskiego, niech czytelnicy powyższego opracowania wezmą sobie do serca konieczność wsparcia – duchowego i materialnego (zobacz niżej)* – odradzającego się zakonu, za co niewątpliwie cały Czyściec będzie im ogromnie wdzięczny.
Niech tym samym przyczynią się do wypełnienia się „proroctwa” świątobliwego starca, ostatniego generała - o. Bernarda Pielasińskiego (wybranego na tajnej kapitule w 1898 roku, zwołanej i obradującej pod okiem abpa warszawskiego Chościak-Popiela) - który żył w Górze Kalwarii przy grobie o. Papczyńskiego: „Polska tak naprawdę odrodzi się dopiero wtedy, gdy odrodzi się nasz biały zakon”.
1) jeśli chcą istnieć, muszą przestać nosić białe habity z niebieskim pasem, przypominające prawosławnym znienawidzony przez nich dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najśw. Maryi Dziewicy (ich teologowie twierdzą, że Maryja była wolna od grzechów osobistych, ale nie od pierworodnego i jego skażenia);
2) muszą usunąć ze swojej reguły istotny jej punkt: modlitwę za zmarłych, zwłaszcza za poległych na polach bitew („buntowszczików” – jak nazywał ich zaborca ze wschodu). Marianie orzekli, że nie mają prawa zmieniać reguły i będą pracować w ukryciu, w rozproszeniu, aż do czasu, gdy będą mogli żyć w oparciu o swoją regułę. Kilku z nich zostało internowanych i skazanych na „domarcie” w klasztorze w Mariampolu na Litwie. Gdy pozostał już tylko ostatni z nich, o. Wincenty Sękowski, w klasztorze pojawił się ks. Jerzy Matulewicz i przekonał go, że jako ostatni z żyjących zakonników ma wszelkie prerogatywy generała i powinien, dla odrodzenia zakonu, upoważnić właśnie jego do wszelkich działań.Ks. Matulewicz ukrył przed starym zakonnikiem fakt, że w rozproszeniu żyje jeszcze wielu zakonników, i dzięki temu zaczął uchodzić w jego oczach za zesłanego przez Opatrzność „odnowiciela”. Po kryjomu zaczął „odnawianie” od spełnienia postulatu władz carskich, układając regułę już nie zakonu, lecz zgromadzenia o ślubach prostych: biały habit zostanie w niej zastąpiony czarną sutanną, a obowiązkowa modlitwa za zmarłych (codzienne oficjum brewiarzowe) wraz z surowymi praktykami pokutnymi, ofiarowanymi za Czyściec, zostanie zastąpiona modlitwą prywatną, całkowicie dobrowolną i dowolną. Nie powiadamiając rzekomego „generała” o swoich planach, na które ten absolutnie nie mógłby się zgodzić, otrzymawszy od niego pełnomocnictwo, a przy tym zaopatrzony w list polecający swojego przyjaciela, biskupa pomocniczego warszawskiego Ruszkiewicza, udał się do Rzymu, do kongregacji zajmującej się zakonami. Tam wystarał się nie o chwilową dyspensę od noszenia białego habitu i od jawnego odbywania nowicjatu (tę prośbę skierował do Stolicy Apostolskiej przez jego ręce o. Sękowski), lecz o zatwierdzenie swojej reguły, całkowicie odmiennej. Aprobatę otrzymał m.in. dzięki temu, że zgłosił „wymarcie” wszystkich Marianów z wyjątkiem ostatniego, który to fakt odnotowała kongregacja w swoim „wstępnym zarządzeniu” z 1909 r., a potem w dekrecie z 1910 r. Ks. Matulewiczowi pozostało już tylko złożenie ślubów na ręce rzekomego „generała”, którego po kryjomu na ten dzień przewiózł do Warszawy, do domu biskupa Ruszkowskiego. Złożył je na swoją regułę, o której „generał” nie miał najmniejszego pojęcia, przekonany, że chodzi o regułę o. Papczyńskiego, a potem zniknął z pola widzenia (przebywał w Petersburgu, a potem we Fryburgu w Szwajcarii, szukając kandydatów do swojego zgromadzenia).
Tymczasem Marianie „biali”, którym nikt nie promulgował – czego wymaga Prawo Kanoniczne – dekretu o ich „nieistnieniu” oraz „zastąpieniu” ich zakonu zupełnie innym zgromadzeniem o podobnej nazwie, trzymali się reguły i konstytucji swojego zakonu. Gdy dotrą do nich wieści o podstępie ks. Matulewicza, będzie to namniej odpowiedni moment, by podjąć jakiekolwiek działania: schorowany o. generał Pielasiński kończył swoje życie (zm. 19 kwietnia 1914 r.), zaś wkrótce (w sierpniu 1914) wybuchła I wojna światowa, nie było więc komu zabiegać w Rzymie o uchylenie niesprawiedliwego dekretu. Gdy „dopadli” jednak ks. Matulewicza, ten beztrosko oświadczył, że zakon i zgromadzenie mogą istnieć równolegle, a on zajmie się sprawą dekretu ich „uśmiercającego”. Obietnicy nie spełnił i niczego w tym kierunku nie zrobił, także gdy został biskupem. Generał zgromadzenia marianów, ks. Buczys, w 3 lata po śmierci założyciela wystarał się w Rzymie (w 1930 r.) o dekret, ostatecznie zatwierdzający jego zgromadzenie „bez względu na jakiekolwiek inne rozporządzenia”, a więc już teraz z pominięciem obu wadliwych dokumentów, poświadczających nieprawdę. Dekret obowiązuje do dzisiaj, przez tak wiele lat stanowiąc przeszkodę dla odrodzenia Marianów Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Próbę odrodzenia na przestrzeni lat podejmowało wiele osób, duchownych i świeckich, lecz bezskutecznie. Sam brałem w tym dziele udział, podróżując do Rzymu.
O udanej próbie odrodzenia Zakonu, niestety zduszonej przez marianów ks. Matulewicza, zamieszczę tu niewiele informacji, chociaż jest mi dobrze znana, gdyż miała miejsce w mojej diecezji. Niedobitki zakonu o. Papczyńskiego podjęły tę próbę, gdy Polska odzyskała niepodległość. Zakonnicy udali się do biskupa Przeździeckiego, ordynariusza diecezji Podlaskiej z siedzibą w Janowie Podlaskim (obecnie diecezja Siedlecka) i oświadczyli, że pragną utworzyć stowarzyszenie Stanisławitów na prawach diecezjalnych, obierając sobie za głównego patrona św. Stanisława Szczepanowskiego, biskupa męczennika. Biskup zatwierdził to stowarzyszenie dekretem z listopada 1928 roku. Otrzymawszy mały kościółek w Janowie wraz z domem pozakonnym, rozpoczęli życie według reguły o. Stanisława Papczyńskiego (a więc w ukryciu byli „stanisławitami” w innym sensie, odważyli się nawet nosić białe habity z niebieskim pasem – pamiętam ostatniego z nich, o. Bogumiła), po kryjomu wielu kandydatów ulokowali w różnych polskich seminariach. Ok. 1950 roku zaczęli się już uważać za zakon, planując otwarcie nowicjatu.
1 września 1955 roku, pod wpływem nacisku marianów ks. Matulewicza (wywieranego z Rzymu na kancelarię Prymasa Polski) biskup siedlecki Ignacy Świrski został zmuszony do wydania dekretu kasacyjnego stowarzyszenia. Uczynił to ubolewając nad tym faktem, gdyż przez ok. 27 lat istnienia w diecezji zasłużyło się ono dla niej niemało.
W chwili obecnej jeden z księży podjął się dzieła odrodzenia Marianów „białych”, Wspomożycieli Dusz Czyśćcowych. Ma już kandydatów, jednak musi zaczynać to dzieło od formy najskromniejszej: w oparciu o jedną z diecezji, która go przyjęła i ofiarowała mu dom do remontu (nazywa się to „oparciem na prawie diecezjalnym”). Dzisiaj, w dniu bł. Ojca Założyciela Stanisława Papczyńskiego, niech czytelnicy powyższego opracowania wezmą sobie do serca konieczność wsparcia – duchowego i materialnego (zobacz niżej)* – odradzającego się zakonu, za co niewątpliwie cały Czyściec będzie im ogromnie wdzięczny.
Niech tym samym przyczynią się do wypełnienia się „proroctwa” świątobliwego starca, ostatniego generała - o. Bernarda Pielasińskiego (wybranego na tajnej kapitule w 1898 roku, zwołanej i obradującej pod okiem abpa warszawskiego Chościak-Popiela) - który żył w Górze Kalwarii przy grobie o. Papczyńskiego: „Polska tak naprawdę odrodzi się dopiero wtedy, gdy odrodzi się nasz biały zakon”.
Wszelkie ofiary prosimy przesyłać na konto ks. Tomasza:
Ks. Tomasz Pirszel
ul. 23 Marca 91/17
81-820 Sopot
BP PKO: 91 1020 4128 0000 1602 0095 9908
WSPÓLNOTA NIEPOKALANEGO SERCA MARYI
Ks. Tomasz Pirszel
ul. 23 Marca 91/17
81-820 Sopot
BP PKO: 91 1020 4128 0000 1602 0095 9908
WSPÓLNOTA NIEPOKALANEGO SERCA MARYI
Ks. Adam Skwarczyński