( )
Scenariusz wydarzeń po teoretycznej rozprawie siłowej z pokojową demonstracją każdy znajdzie w opisie lat 1861-1863. Najpierw więc wielotysięczne pogrzeby poległych i kolejne demonstracje; w czasach współczesnych – zapewne też dodatkowo strajk powszechny i co najmniej doraźne sparaliżowanie
gospodarki ich państwa, o co najmniej poważnych dla okupanta skutkach długoterminowych. By powstrzymać takie, nawet tylko pokojowe formy oporu Nazi Polsza ucieka się więc do dalszych represji. Siłą rzeczy muszą to być represje „na oślep”, chybiające celu; spontanicznie bowiem wyłonimy kolejnych przywódców i procesu tego nie powstrzyma, ani za nim nie nadąży nawet tak monstrualnych rozmiarów agentura jak ta, którą kiszczakowcy i sami Rosjanie bez przeszkód budują w Polsce od roku 1989. Jakaś część agentury pojmie zresztą, że to już koniec, i stanie z boku. Aparat terroru okupanta, bynajmniej przecież nie imponujący i dziś liczebnością i umiejętnościami, dyspozycyjny dlań w dotychczasowej zimnej wojnie z narodem polskim, rekrutuje się jednak spośród etnicznych Polaków; jego stopniowa erozja wraz z eskalacją konfliktu i krystalizacją wartości jest więc nieuchronna, a winna być wspomagana przez narodowy ruch oporu. Skoro represje musiałyby uderzać w Polskę na oślep, to przekonawszy się o ich nieskuteczności Nazi Polsza wkrótce uciekałaby się do nich coraz niechętniej, z wolna, ale i coraz bardziej ustępując przed narodem, kompromitując się i staczając moralnie coraz niżej i coraz szybciej – co naturalnie tylko może potęgować polski opór. Rząd najezdniczy popróbuje roszad w rodzaju Schettino albo Gowino, skadinąd przymiarki i do tej hucpy trwają i teraz, a każdy z nas bez trudu wskaże „prawicowych” publicystów zachwyconych tą perspektywą; i nawet nie każdy z tych publicystów jest zadaniowany, co najmniej jeden mysli tak naprawdę. Targowica w końcu zacznie oferować koncesje polityczne; koniecznie trzeba je odrzucić, oferując jej co najwyżej warunki kapitulacji i sprawiedliwe procesy. Rząd najezdniczy spróbuje też podmienić naszych liderów na swoje matrioszki, tak jak to zrobił z Solidarnością w latach 80-tych; co też musimy mu uniemożliwić. Jak dotąd, mówię tu tylko o pokojowych formach polskiego oporu. Kto powiedział, że muszą być pokojowe? Przeciwnie, obok masowych i jawnych form protestu – i to znów siłą rzeczy - winna uformować się konspiracja wojskowa, o profilu z początku dywersyjno-bojowym; podręczniki jak to zrobić każdy chętny znajdzie w bibliotece, jeśli nie w biblioteczkach domowych. Powiedzą państwo, że w roku 1863 źle się to skończyło? W roku 1863 w Polsce stacjonowało ponad 120 tysięcy Moskali z akceptacją dwu pozostałych państw rozbiorowych. Powiedzą państwo, że źle się skończyło w 1944? A skąd Tusk weźmie Stukasy, Tygrysy i Waffen SS? To kosztuje… Przecież oni sami mówią, że gdy my ruszymy, oni będą uciekać; i to nie tylko do Krakowa czy Zaleszczyk. Nadto: wroga nie wolno nie doceniać, ale i nie ma sensu przeceniać. Rząd najezdniczy reprezentuje nie tylko obce interesy, ale i, z własnego już wyboru, mającą uzasadniać jego łajdactwa antycywilizację postmodernizmu; oni są od zawsze zdemoralizowani, sprzedajni, co praktycznie dla nas znaczy, że walczyć nie będą. Ich przemoc uderza w słabszych i póty jej, póki im gwarancji bezkarności. Do walki zbrojnej najprawdopodobniej jednak nie dojdzie – niestety, bo jest i pożądana i konieczna – a nie dojdzie dlatego, że do upadku ich państwa i odtworzenia państwa polskiego wystarczy uruchomienie choć drobnej części narodowego potencjału oporu przeciw obcym rządom. Strzały do demonstrantów w Warszawie? - Przelana krew narodowi się opłaca; zwłaszcza tworzy wspólnotę narodową, nas konstytuuje – nie wiem czy dobrze przytaczam pogląd Jarosława Marka Rymkiewicza, ale tak właśnie jest. Ktoś powie, że skorom taki jędrek-mędrek, to może mi właśnie tego poloneza czas zacząć, to ja właśnie powinienem zginąć; i słuszna jego racja, a ja nie mam nic przeciw byciu zastrzelonym. I tak już za długo żyję ;-)) - Trudno rzec, dlaczego ofiary po stronie polskiej muszą zawsze być pierwsze; osobiście preferowałbym działania zaczepne; być może ofiara to u Polaków konieczność przez wzgląd na rytuał naszej własnej, narodowej wersji
Pieśni o Rolandzie. Donald chce do nas strzelać? – wspaniale, niech próbuje; wtedy Trybunał Stanu nie będzie kwestią blefów i kontrblefów, teatrzyków kukiełkowych i pantomimy, jak zwykle w Polsce, a kwestią, jak ją nazwał major Ogień, Komisji Szybko Likwidacyjnej.
A może Niemcy mieliby nam zrobić powtórkę z rozrywki? Wolne żarty. W Polsce nie mamy zresztą kondominium, a protektorat Rosji; Niemcy zbrojnie interweniować nie zechcą, a Rosjanie nie będą i bodaj nie mogą.
To może jednak jesteśmy mimo wszystko wolni? Tylko tego nie zauważyliśmy? Nawet jeśli tylko w te kilka dni w roku, gdy na ulicach są nas setki tysięcy i gdy nie musimy nikogo uczyć patriotyzmu na bruku w Warszawie.
Jednej rzeczy nikt z naszej strony nie zauważył na pewno. Otóż zgadzamy się, że rząd najezdniczy nie jest obrońcą interesów ani nawet emanacją woli narodu polskiego. Rząd ten – a pojęcie „rząd” rozumiem tu w znaczeniu anglosaskim, jako równoznaczne z „państwem” – źródeł legitymizacji szuka zagranicą: u państw rozbiorowych. One to zadbały o jego kształt ustrojowo-polityczny i obsadę osobową tak, by mógł działać w ich interesie; nie „od” Polski do zewnątrz, a w drugą stronę – by był pasem transmisyjnym dyktatu obcych wobec Polski w sensie politycznym, ale i poborcą trybutu, komornikiem. Wobec państw rozbiorowych rząd najezdniczy musi się wywiązywać z postawionych mu zadań i gdy spadnie jego skuteczność, te zastąpią go innym. W 1861 r. car Aleksander mianował Aleksandra Wielopolskiego szarą eminencją – formalnie tylko ministrem wyznań - zaboru rosyjskiego; ten zaś swą arogancją i głupotą przyczynił się do wybuchu Powstania Styczniowego 22 stycznia 1863 r. Powstanie tak czy owak wybuchłoby wiosną lub latem 1863 r. To nie okazało się jednak dostatecznym usprawiedliwieniem Wielopolskiego. Nie wywiązał się. Zawiódł cara. I dostał odeń kopniaka już w lipcu 1863: otoczony powszechną pogardą i jako zdrajca skazany na śmierć przez Rząd Narodowy, uciekł z Polski. Rząd najezdniczy owszem, jest nam wrogiem; ale i w dużej mierze naszym zakładnikiem. Nawet gdy przyjąć (niesłusznie), że nie zdołamy zastąpić go własnym, to zawsze możemy odebrać mu jego jedyną rację istnienia, jaką jest skuteczność realizacji interesów obcych w Polsce. Od tych względów ogólnych przejdźmy do jednego konkretu. Jak wszyscy wiemy, rząd najezdniczy jest faktycznie bankrutem; przekroczył progi finansowe przez siebie samego kłamliwie zadekretowane. Na razie wszyscy udają, że nic się nie stało. Rząd najezdniczy ma faktyczny monopol informacji w Polsce; tylko on też prowadzi politykę informacji kierowaną na zewnątrz (co musi się zmienić). Państwa rozbiorowe też udają, że nie wiedzą o faktycznym bankructwie ich zarządców w Polsce; pozorowana niewiedza jest im wygodna i daje do ręki dodatkowe instrumenty dyktatu i zarządzania Polską. Finansowo nie są jednak wyłącznymi udziałowcami narzuconego nam państwa. Myślę że można przyjąć, że większość udziałowców nie zna sytuacji Polski, ani nawet nie wie, gdzie Polska jest. Wolne media zagraniczne na ogół nie interesują się naszą sytuacją. I teraz proszę sobie wyobrazić przełożenie strzałów na ulicach Warszawy – zwłaszcza gdy nastąpi po nich stopniowa eskalacja konfliktu, nawet drobna – na, na przykład, zmienne oprocentowanie obligacji, jakie Nazi Polsza już sprzedała i ciągle sprzedaje niezależnym wszak od rządów spekulantom. Nawet drobne wahnięcie nastrojów może spowodować implozję finansową reżimu. Implozja ta możliwa jest nawet choćby po wzmożeniu zainteresowania sytuacją Polski i po ujawnieniu bankructwa ich państwa. To najprawdopodobniej dlatego Targowica stara się jednak utrzymać w pewnych ramach kierowany do zagranicy przekaz o katolach; z ich punktu widzenia, musi on mieć takie tylko natężenie, by Polsce stale szkodzić i stabilizować reżim w roli jedynego gwaranta obcych łupów w Polsce, ale też nie tak wysokie natężenie, by doprowadzić do spadku rentowności tych łupów. Polski ruch oporu winien pamiętać, że samobójstwo polityczne reżimu może bez trudu przyspieszyć uderzeniem w jego zdolność kredytową.
Zwycięstwo Polakom odebrać może przede wszystkim rodzima zdrada po stronie patriotów. Dwie formy zdrady wskazałem wyżej, ale trzeba je podkreślić szczególnie. Pierwsza to nowa „gruba kreska” z kolejną obsadą spóźnionych do Magdalenki lub gorzej tam uposażonych komediantów i oferowanie Targowicy czegoś ponad kapitulację i sprawiedliwy proces. Druga to matrioszki, podstawienie przez Moskali na czele ruchu oporu ludzi, którzy znowu, jak 30 lat temu, poprowadzą nas ku przegranej i kapitulacji.
By jednak rozeznać się w machinacjach zdrajców, musimy mieć świadomość własnej siły i na niej, a nie na akceptacji paryżów budować dumę. Czym jest stan trzeci? – pytał Sieyès. Otóż znowu jest wszystkim.
To nie my będziemy uciekać.
Te ulice są nasze.
Mariusz Cysewski