PSYCHIATRZY - Łowcy Skór
Ujawnione składanie fałszywych opinii psychiatrycznych przez psychiatrów biegłych sądowych. Jak wyglądają takie przekręty w rzeczywistości i jak psychiatrzy pozostają bezkarni pokazuje ten przykład. Strona poświęcona dla ofiar i przeciwników psychiatrii.
PONIEDZIAŁEK, 5 SIERPNIA 2013
Fabrykowanie chorób, czyli niewidzialna wojna o portfel klienta!
Rozpacz po śmierci bliskiej osoby trwająca dłużej niż dwa tygodnie to już depresja. Spokojnie, można ją leczyć. I na tym zarobić.
Lawinowo rosnąca liczba nowych syndromów, zespołów i zaburzeń mogłaby naprawdę martwić, gdyby nie to, że na większość dolegliwości opracowano odpowiednie leki. Jak to dobrze, że na świecie są koncerny farmaceutyczne.
A jak ADHD
ADHD jest cudownym przykładem sfabrykowanej dolegliwości – wyznał nieoczekiwanie, na kilka miesięcy przed śmiercią prof. Leon Eisenberg, który położył podwaliny pod badania nad nadpobudliwością u dzieci. Szokujące słowa padły w rozmowie z dziennikarzem niemieckiego „Der Spiegel”. Pionier psychiatrii dziecięcej podważył w niej wiarygodność dowodów na istnienie ADHD. Wspomniał, że mogły być sfabrykowane na korzyść koncernów farmaceutycznych. Gdy wywiad został opublikowany, prof. Eisenberg już nie żył. Nie mógł potwierdzić albo obalić tych słów. A rodzice nadpobudliwych dzieci mieli prawo poczuć, że grunt usuwa im się spod nóg. Zwłaszcza że przy okazji pojawiły się publikacje na temat lawinowo rosnącej sprzedaży leków na ADHD i katastrofalnych skutków ich powszechnego stosowania. Tylko w samych Niemczech ich sprzedaż wzrosła z 34 kg w 1993 r. do 1760 kg w 2011 r. W dodatku Shane Ellison, chemik, który po kilkunastu latach pracy w branży farmaceutycznej zmienił front i zaczął nagłaśniać skandaliczne praktyki byłych pracodawców, zaczął opowiadać o stosowanym w terapii ADHD ritalinie „dziecięcy drag, uzależniającym równie silnie jak kokaina”.
Psycholodzy i terapeuci, którzy na co dzień pracują z dziećmi, wskazywali, że prof. Eisenberg wcale nie był pierwszym, który badał ADHD, i że on sam nie negował istnienia wspomnianych zaburzeń u dzieci. Zwracał jedynie uwagę na nadużywanie tej diagnozy przez nierozsądnych lekarzy i rodziców, którzy receptę na lek traktowali jak wybawienie. Po pigułkach dziecko z rozszalałego furiata zamieniało się w aniołka. Ziarno niepewności zostało jednak zasiane, dziecięcy psychiatra zza grobu sprowokował dyskusję nie tylko na temat syndromu „rozwydrzonych bachorów”, jak dzieci z ADHD są nazywane przez sceptyków, lecz także innych sztucznie wykreowanych dolegliwości.
Doktor Tomasz Witkowski to psycholog odgrywający rolę czarnej owcy środowiska. W dwóch tomach swojej głośnej książki „Zakazana psychologia” wypunktował liczne przypadki błędów i hochsztaplerstwa.– Często jest tak, że odkrywamy jakąś nową jednostkę chorobową lub zaburzenie, które dotyczy niewielkiego odsetka populacji – opowiada. – Wkrótce jednak zaczyna być ono nadużywane przez diagnostów. Z pewnością należy do nich ADHD.
Lawinowo rosnąca liczba nowych syndromów, zespołów i zaburzeń mogłaby naprawdę martwić, gdyby nie to, że na większość dolegliwości opracowano odpowiednie leki. Jak to dobrze, że na świecie są koncerny farmaceutyczne.
A jak ADHD
ADHD jest cudownym przykładem sfabrykowanej dolegliwości – wyznał nieoczekiwanie, na kilka miesięcy przed śmiercią prof. Leon Eisenberg, który położył podwaliny pod badania nad nadpobudliwością u dzieci. Szokujące słowa padły w rozmowie z dziennikarzem niemieckiego „Der Spiegel”. Pionier psychiatrii dziecięcej podważył w niej wiarygodność dowodów na istnienie ADHD. Wspomniał, że mogły być sfabrykowane na korzyść koncernów farmaceutycznych. Gdy wywiad został opublikowany, prof. Eisenberg już nie żył. Nie mógł potwierdzić albo obalić tych słów. A rodzice nadpobudliwych dzieci mieli prawo poczuć, że grunt usuwa im się spod nóg. Zwłaszcza że przy okazji pojawiły się publikacje na temat lawinowo rosnącej sprzedaży leków na ADHD i katastrofalnych skutków ich powszechnego stosowania. Tylko w samych Niemczech ich sprzedaż wzrosła z 34 kg w 1993 r. do 1760 kg w 2011 r. W dodatku Shane Ellison, chemik, który po kilkunastu latach pracy w branży farmaceutycznej zmienił front i zaczął nagłaśniać skandaliczne praktyki byłych pracodawców, zaczął opowiadać o stosowanym w terapii ADHD ritalinie „dziecięcy drag, uzależniającym równie silnie jak kokaina”.
Psycholodzy i terapeuci, którzy na co dzień pracują z dziećmi, wskazywali, że prof. Eisenberg wcale nie był pierwszym, który badał ADHD, i że on sam nie negował istnienia wspomnianych zaburzeń u dzieci. Zwracał jedynie uwagę na nadużywanie tej diagnozy przez nierozsądnych lekarzy i rodziców, którzy receptę na lek traktowali jak wybawienie. Po pigułkach dziecko z rozszalałego furiata zamieniało się w aniołka. Ziarno niepewności zostało jednak zasiane, dziecięcy psychiatra zza grobu sprowokował dyskusję nie tylko na temat syndromu „rozwydrzonych bachorów”, jak dzieci z ADHD są nazywane przez sceptyków, lecz także innych sztucznie wykreowanych dolegliwości.
Doktor Tomasz Witkowski to psycholog odgrywający rolę czarnej owcy środowiska. W dwóch tomach swojej głośnej książki „Zakazana psychologia” wypunktował liczne przypadki błędów i hochsztaplerstwa.– Często jest tak, że odkrywamy jakąś nową jednostkę chorobową lub zaburzenie, które dotyczy niewielkiego odsetka populacji – opowiada. – Wkrótce jednak zaczyna być ono nadużywane przez diagnostów. Z pewnością należy do nich ADHD.