„Prezydent Tusk” – tragedia dla Polski i Ukrainy
2014-08-31 16:05 danuta
Możemy się łudzić, że ewakuacja Tuska do Brukseli
zapowiada możliwość zmian na lepsze. Możemy się oszukiwać, że PO bez
Tuska się rozpadnie, a tandem rosyjsko-niemiecki uszanuje naszą
suwerenność, albo wręcz zamieni się z krwiożerczego potwora w misia –
przytulankę. Fantastom żyje się lepiej, doskonale wiedzą to lemingi od
siedmiu lat zaklinające rzeczywistość. Ale prawda jest taka, że od 30
sierpnia 2014r. okoliczności zmieniły się na jeszcze bardziej paskudne
niż były przed tą datą, a nam w tych okolicznościach nie wolno udawać,
że jest inaczej. Dziś mamy wybór – albo twardy realizm, albo mrzonki
„ku pokrzepieniu serc”.
PO się nie rozpadnie. Rozpaść się mogłaby partia polityczna, a ten twór jest solidnie umocowaną i desperacko chronioną wspólnotą interesów. Od wczoraj mamy dowód, że ta wspólnota wykracza daleko poza granice Polski – nie tylko na Wschód, ale i na Zachód. Żaden platformers nie odważy się na wypowiedzenie posłuszeństwa Angeli Merkel, nie mówiąc już o jakiejkolwiek niesubordynacji wobec capo di tutti capi z Kremla. Nawet delegowanie na premiera skrajnie niepopularnej Ewy Kopacz nie jest w stanie zachwiać tą konstrukcją, bo decyzja głównych rozgrywających i finansujących jej budowę jest jasna - carte blanche na wszystko, z fizyczną eliminacją przeciwników politycznych i wszystkich mogących stanowić wewnętrzne zagrożenie włącznie. Tzw. „obóz prezydencki” jest zwykłą ściemą obliczoną na zmylenie wszelkiej opozycji – i tej realnej, i tej ewentualnej - bo właśnie stało się jasne, że wszystkich w Platformie obowiązuje gra do jednej bramki.
Wybór Tuska podsumował i wyjaśnił sytuację do takiego stopnia, że dziś już nie możemy mieć żadnych wątpliwości ani co do istoty, ani co do intencji, ani co do działań UE. Słuchając peanów Hermana Van Rompuy wygłaszanych pod adresem następcy, świadczących o kompletnej nieznajomości polskich realiów, o ignorancji tak wielkiej, że pozwala na ewidentne kłamstwo, jakoby „w Polsce nie było kryzysu” i na przypisywanie Tuskowi fikcyjnych zasług z tego tytułu, można było mieć wątpliwości tylko co do jednego – czy idiotyzm urzędników brukselskich jest organiczny, czy nabyty.
Jedno jest pewne – Unii nie obchodzi stan faktyczny. Dotyczy to wszystkich dziedzin życia i polityki krajów spoza dawnej EWG. Trzeba być kompletnie oderwanym od rzeczywistości, żeby choćby podejrzewać, że Tusk będzie chciał zmienić ten stan rzeczy. Czy ktokolwiek przypuszcza, że będzie dementował brednie Hermana Van Rompuy na swój temat? Człowiek, który został ewakuowany z kraju, w którym padają pod jego adresem coraz poważniejsze zarzuty, od finansów i gospodarki począwszy, na Smoleńsku skończywszy? Pozostaje mu tylko całować pomocną dłoń i działać zgodnie z interesem własnych dobroczyńców, a ten jest dramatycznie odległy od interesów Polski.
Mamy już jasność także w sprawie Smoleńska. PE właśnie udowodnił, że wszelkie nasze nadzieje na pomoc europejskich gremiów od samego początku były płonne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że najbardziej łagodnym uzasadnieniem takiego stanu rzeczy jest ulga, którą wielu unijnych przywódców poczuło po „wyeliminowaniu z polityki” Prezydenta Lecha Kaczyńskiego gotowego walczyć WSZĘDZIE o rzeczywistą, nie malowaną w brukselskie i moskiewskie szlaczki suwerenność Polski. Wariant mniej łagodny jeży włosy na głowie…
Nie wiem, czy są jeszcze optymiści widzący w Tusku ambasadora spraw ukraińskich. Jeśli są, to im współczuję.
Dziś w o wiele większym stopniu niż Polska solą w oku Niemiec jest Ukraina - ostatnia przeszkoda przed marszem na Zachód Putina, ostatnia blokada dla realizacji wiekopomnego paktu Ribbentrop- Mołotow. I ostatni w Europie wolny naród, zdeterminowany w obronie swojej ziemi. Co szczególnie ważne – naród jeszcze nie zdziesiątkowany zarobkową emigracją, nie ogłupiony absurdalnymi rozważaniami o krzywiźnie banana i dowodzeniem identyczności narządów płciowych męskich i żeńskich, nie sterroryzowany politpoprawnością kretynów niezdolnych do samodzielnego myślenia. Ten Naród jako jedyny stoi dziś na drodze do zaplanowanego i konsekwentnie realizowanego podziału Europy.
W Europie Środkowej poza Ukrainą nie ma już nikogo, kto mógłby się tak zażarcie bronić, patrząc w żenujące oblicze Unii Europejskiej, zdegradowanej i obsadzonej w roli putinowskiego satelity.
Polska w tej batalii nie ma żadnych szans. Nie wiadomo nawet, czy mamy jakąś armię. Kolejne wybory pokazują natomiast, że mamy 5 milionów zdeklarowanych kolaborantów Putina, gotowych za byle ochłap wyjść na ulice. Z kwiatami. Ci, którzy zechcą bronić kraju spojrzą zapewne w to samo oblicze UE, które dziś oglądają Ukraińcy. Możliwe, że to będzie bardzo dobrze znana twarz…
PO się nie rozpadnie. Rozpaść się mogłaby partia polityczna, a ten twór jest solidnie umocowaną i desperacko chronioną wspólnotą interesów. Od wczoraj mamy dowód, że ta wspólnota wykracza daleko poza granice Polski – nie tylko na Wschód, ale i na Zachód. Żaden platformers nie odważy się na wypowiedzenie posłuszeństwa Angeli Merkel, nie mówiąc już o jakiejkolwiek niesubordynacji wobec capo di tutti capi z Kremla. Nawet delegowanie na premiera skrajnie niepopularnej Ewy Kopacz nie jest w stanie zachwiać tą konstrukcją, bo decyzja głównych rozgrywających i finansujących jej budowę jest jasna - carte blanche na wszystko, z fizyczną eliminacją przeciwników politycznych i wszystkich mogących stanowić wewnętrzne zagrożenie włącznie. Tzw. „obóz prezydencki” jest zwykłą ściemą obliczoną na zmylenie wszelkiej opozycji – i tej realnej, i tej ewentualnej - bo właśnie stało się jasne, że wszystkich w Platformie obowiązuje gra do jednej bramki.
Wybór Tuska podsumował i wyjaśnił sytuację do takiego stopnia, że dziś już nie możemy mieć żadnych wątpliwości ani co do istoty, ani co do intencji, ani co do działań UE. Słuchając peanów Hermana Van Rompuy wygłaszanych pod adresem następcy, świadczących o kompletnej nieznajomości polskich realiów, o ignorancji tak wielkiej, że pozwala na ewidentne kłamstwo, jakoby „w Polsce nie było kryzysu” i na przypisywanie Tuskowi fikcyjnych zasług z tego tytułu, można było mieć wątpliwości tylko co do jednego – czy idiotyzm urzędników brukselskich jest organiczny, czy nabyty.
Jedno jest pewne – Unii nie obchodzi stan faktyczny. Dotyczy to wszystkich dziedzin życia i polityki krajów spoza dawnej EWG. Trzeba być kompletnie oderwanym od rzeczywistości, żeby choćby podejrzewać, że Tusk będzie chciał zmienić ten stan rzeczy. Czy ktokolwiek przypuszcza, że będzie dementował brednie Hermana Van Rompuy na swój temat? Człowiek, który został ewakuowany z kraju, w którym padają pod jego adresem coraz poważniejsze zarzuty, od finansów i gospodarki począwszy, na Smoleńsku skończywszy? Pozostaje mu tylko całować pomocną dłoń i działać zgodnie z interesem własnych dobroczyńców, a ten jest dramatycznie odległy od interesów Polski.
Mamy już jasność także w sprawie Smoleńska. PE właśnie udowodnił, że wszelkie nasze nadzieje na pomoc europejskich gremiów od samego początku były płonne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że najbardziej łagodnym uzasadnieniem takiego stanu rzeczy jest ulga, którą wielu unijnych przywódców poczuło po „wyeliminowaniu z polityki” Prezydenta Lecha Kaczyńskiego gotowego walczyć WSZĘDZIE o rzeczywistą, nie malowaną w brukselskie i moskiewskie szlaczki suwerenność Polski. Wariant mniej łagodny jeży włosy na głowie…
Nie wiem, czy są jeszcze optymiści widzący w Tusku ambasadora spraw ukraińskich. Jeśli są, to im współczuję.
Dziś w o wiele większym stopniu niż Polska solą w oku Niemiec jest Ukraina - ostatnia przeszkoda przed marszem na Zachód Putina, ostatnia blokada dla realizacji wiekopomnego paktu Ribbentrop- Mołotow. I ostatni w Europie wolny naród, zdeterminowany w obronie swojej ziemi. Co szczególnie ważne – naród jeszcze nie zdziesiątkowany zarobkową emigracją, nie ogłupiony absurdalnymi rozważaniami o krzywiźnie banana i dowodzeniem identyczności narządów płciowych męskich i żeńskich, nie sterroryzowany politpoprawnością kretynów niezdolnych do samodzielnego myślenia. Ten Naród jako jedyny stoi dziś na drodze do zaplanowanego i konsekwentnie realizowanego podziału Europy.
W Europie Środkowej poza Ukrainą nie ma już nikogo, kto mógłby się tak zażarcie bronić, patrząc w żenujące oblicze Unii Europejskiej, zdegradowanej i obsadzonej w roli putinowskiego satelity.
Polska w tej batalii nie ma żadnych szans. Nie wiadomo nawet, czy mamy jakąś armię. Kolejne wybory pokazują natomiast, że mamy 5 milionów zdeklarowanych kolaborantów Putina, gotowych za byle ochłap wyjść na ulice. Z kwiatami. Ci, którzy zechcą bronić kraju spojrzą zapewne w to samo oblicze UE, które dziś oglądają Ukraińcy. Możliwe, że to będzie bardzo dobrze znana twarz…
Danuta / Wrzesień 2014