Kabała, dobroduszność i sztuka wojny czyli politycy PIS-u i czarodziejski płaszcz
Skarbem dla nas jest ktoś ponad miarę dobroduszny, ktoś maksymalnie naiwny a do tego inteligentny. Na takich czekamy nieraz kilkanaście lat. Taki to zrobi większą dla nas robotę niż dziesięciu agentów. A wiesz, jak za nim idą ludzie, jak mu zawierzają... Tacy dobrzy aż do przesady i do tego inteligentni są dla nas jak kondensatory gromadzące wokół siebie miliony dusz i umysłów. A potem się tych dobrych pozbywamy. Dajemy na czoło naszego bezwzględnego kłamcę, retora. Ten dobry umocował instytucjonalnie przeróżne nasze przyczółki. Za pomocą tych przyczółków wzbudzamy naprzemiennie - chaos, nadzieję, zagrożenie, obojętność. I jakoś się kręci. Powoli obsadzamy komórki do wynajęcia w sektorze państwowym i prywatnym. I tak to jakoś leci, nie narzekamy. Powolutku. Byle była rotacja. Nadziejom nie można dać wygasać , ani ich rozprzęgać.
Czy się nigdy nie mylimy, czy nasze plany nie "wysypują się" , czy nie bywa tak, że gubi nas nasza łapczywość, syndrom trzeciego życzenia do złotej rybki, po którym wszystkie darmowe dary znikają? Po którym zaczynamy być nienawidzeni? Czy nie musimy walczyć z podobnymi grupami z innego kodu kulturowego, też stosującymi "sztukę wojny"? Za dużo chciałbyś wiedzieć... Pewnie chciałbyś jeszcze zapytać, kto z nami wygra na pewnym określonym terenie. Hmm, wygra ten, który dobro w sobie okiełzna dalekowzrocznym rozumem i ten, kto znajdzie klucz do tego, jak dezaktywować nasza magię słów, naszą kabałę zabierania mocy państwom i ich obywatelom . To jest do zrobienia i jest jeden, który może to zrobić. Tylko musi się nauczyć przenikać wzrokiem pochlebców i zdrajców..
No, ale teraz muszę już kończyć, bo idą nasi gospodarze, nasi naiwni, za nimi sprytni i kilku zdrajców i zaraz będą zapalać światełka naszej cywilizacji, haha!. Śmierć Grecji, Rzymowi i religii Jeszui! Niech żyje sztuka wojny! Niech żyje kabała, dzięki której słowa wypowiadane przez człowieka stają się jego największymi wrogami! Konstytucja staje się brzmiącym jak cymbał poematem nieistniejącego humanitaryzmu, kodeksy karne - mętnymi stawami sprzecznych dygresji, sterowanymi przez nas za pomocą śluz wieloznaczności. Kabała ta nasza święta, dzięki której nic nie oznacza już niczego stałego a wszystko opalizuje jak bańka z błota w kałuży. Nic już nic nie znaczy, słowa wszystkie tracą sens a mimo to wszyscy idą tam, gdzie chcemy. Ave, Kabbalah, morituri te salutant! Witaj Kabało! Idący na śmierć cię pozdrawiają!
Wiesz, oni myślą, że najgorsze będzie dla nich, gdy przejmiemy ich mienie bezspadkowe. Nie wiedzą, że od pewnego czasu już przejmujemy ich myśli. A na drugim etapie, żeby tak powiedzieć – czynimy ich myśli „bezspadkowymi”, zrywamy ciągłość ich idei, ich ideałów. Odbieramy im ich bohaterów, ich święta, ich marzenia. Nazywamy je ksenofobicznymi, chorobliwymi, niezdrowymi. Oczywiście bez prowokatorów byłoby trudno. Wstawiamy więc w ich tłumy kilku takich, którzy mają za pomocą techniki wylewania dziecka z kąpielą zneutralizować i napiętnować te ich ideały, które mogłyby być dla ich państwa barierą immunologiczną. Wyjmujemy z ich imaginarium kilka idei przez co pozostałe stają się bezskuteczne lub niezrozumiałe. Wyjmujemy te idee napiętnowując je jako ksenofobiczne, skrajne, radykalne, nacjonalistyczne. Nie zauważają tego. Nie zauważają, gdyż dzieje się to już w połowie procesu anestezjologicznego, w połowie hipnozy kabalistycznej.
Tak już ich urobiliśmy magią naszych pojęć, że uwierzyli nawet w taką niedorzeczność jak ta, że ksenofobia to największy grzech, haha! Tak im wytrepanowaliśmy mózgi, że przestali rozumieć, iż ksenofobia to po prostu idea organizmu, całości, idea obecna w błonie komórkowej, idea bariery immunologicznej, straży granicznej, straży celnych i polityki migracyjnej. Czasem to mnie aż szokuje jak powierzchownie myślą i jak łatwo i szybko wpadają w nasze, dość proste pojęciowe siatki na motyle... Powinni się rumienić nawet śpiąc, dumni potomkowie Herona, Galena kupują od nas taka słomę pojęciową, że aż papier się czerwieni.
Operujemy na przemian zawstydzaniem ich, presją, groźbą. Ale – o, cudzie dawnej, świątynnej inkantacji – najskuteczniej działa właśnie repetycja, inkantacja, zaklęcie i wielokrotność jego powtarzania. Wymuszamy na ich przywódcach pewne zaklęcia, pewne magiczne zobowiązania, które oni zaczynają coraz częściej wstawiać do swoich przemówień, mów takie sekwencje wyrazów jak: Nie będzie zgody na..., Państwo polskie będzie walczyć z... Nigdy nie pozwolimy na... Po takiej anatemie (Anathema sit! – znaczy w języku dogmatyki ‘bądź przeklęty!”, źródło tego typu uzurpacji kontroli słów jest jawnie religijne) przemawiający przywódcy narodu mogą wstawić przymiotnik „chorobliwy”, mogą połączyć go z rzeczownikiem „nacjonalizm” lub ‘patriotyzm”, „chorobliwy” mogą zastąpić przymiotnikiem „radykalny”, „ekstremistyczny”, „skrajny”. Oczywiście musi być w tej inkantacji słowo „antysemityzm”. Jakby go nie było, a była tylko ksenofobia i faszyzm, to tak jakby przeżegnać się w imię Syna i Ducha św. – pomijając Ojca. A muszą być wszystkie 3 osoby gwarantujące myśli osłabiające zdolności państwa do trwania i przetrwania. I to osłabianie instynktu państwowotwórczego i tożsamościowego płynie z tych przemówień, wpływa do głów słuchaczy. Tresuje ich myśli i uczucia, piętnuje i selekcjonuje.