Wybory parlamentarne, czyli opium dla ludu
2019-10-03
Stosunek Polaków do wyborów parlamentarnych podlega nieznacznym, z pewnością niewystarczającym, zmianom. Dlatego trawestacja słynnego powiedzenia Karola Marksa, iż „religia to opium dla ludu” nie jest tutaj przypadkowa. Sygnalizuje bowiem poważny, wręcz najistotniejszy problem polskiej rzeczywistości politycznej, zdecydowanie ważniejszy niż przypomniane urojenia „wielkiego ideologa”.
Październikowe wybory parlamentarne w Polsce, których wyniki skrzętnie podsumują liczni komentatorzy polityczni, zostaną uznane za sukces „zjednoczonej prawicy”. Zapewnią kolejny zapas halucynogenu, jako jedynego leku mającego uzdrowić skołatane społeczeństwo, państwo i życie gospodarcze. Dostarczą opinii publicznej silną dawkę nadziei, niezbyt klarowną, lecz ogólnie przystępną, wizję dobrobytu ekonomicznego, zaś dla nielicznych gorąco pożądane odwrócenie koła historii w upływającym trzydziestoleciu upodlenia Polski, a może nawet w trzech czwartych stulecia.
Wielu Polaków, często wyczerpanych codziennymi i męczącymi problemami, szuka nadziei w świecie marzeń i iluzji. Wielu wierzy w zapewnienia władz o nadchodzącym rozwoju gospodarczym, który wydźwignie Polskę na czołowe miejsce w Europie, bezwiednie pogrążając się w ekonomicznym infantylizmie i bezdennej głupocie. Czeka bezczynnie, aż marzenia się ziszczą, chociaż wszyscy powinni wiedzieć, że sny i bajki zawsze się kończą, a przebudzenie bywa bolesne.
Efekt represyjny
Zbyt łatwo pomija się fakt, że wybory parlamentarne nie stanowią systemu demokratycznego, lecz są zaledwie jego nieudolną imitacją. Niewielu zastanawia się, czym jest demokracja. Toteż zamiast uczestnictwa w systemie demokratycznym, mamy do czynienia z czymś wyjątkowo obrzydliwym: zmuszeniem ludzi do oczekiwania przez cztery lata na następne wybory, w czasie których władze polityczne są pozbawione demokratycznej kontroli i jakichkolwiek więzów z polskim społeczeństwem. Są to władze powracające do lekko zagrożonego wyborami poczucia bezkarności, a na domiar złego upajające się sukcesem propagandy wyborczej, który wydaje się potwierdzeniem mądrości i umiejętności przewidywania zachowań ludu, a nie sprytnym wykorzystaniem oszustwa politycznego.
Trudno się dziwić, że coraz bardziej otwierają się wrota zdrady politycznej, która nie znajduje skutecznej reakcji wyborców. Z tym fenomenem mieliśmy wiele razy do czynienia i będziemy świadkami dalszego rozbestwienia. Ogłupianie społeczeństwa jest strategią, zaś działanie na jego korzyść stało się podejrzane oraz tępione jako przejaw nacjonalizmu.
Ci, którzy zasługują na karę za swe niegodziwości, występki i zbrodnie wobec narodu polskiego mogą spać spokojnie przez następne cztery lata. Kara może pojawić się dopiero wtedy, gdy ludzie przestaną spożywać wyborcze opium dla ludu. Na to jednak na razie się nie zanosi. Polskie społeczeństwo chętnie łyka opium. Głosy rozsądku i ostrzeżenia niewiele pomogą, ponieważ narkotyk stępia instynkt samozachowawczy.
Październikowe wybory parlamentarne w Polsce, których wyniki skrzętnie podsumują liczni komentatorzy polityczni, zostaną uznane za sukces „zjednoczonej prawicy”. Zapewnią kolejny zapas halucynogenu, jako jedynego leku mającego uzdrowić skołatane społeczeństwo, państwo i życie gospodarcze. Dostarczą opinii publicznej silną dawkę nadziei, niezbyt klarowną, lecz ogólnie przystępną, wizję dobrobytu ekonomicznego, zaś dla nielicznych gorąco pożądane odwrócenie koła historii w upływającym trzydziestoleciu upodlenia Polski, a może nawet w trzech czwartych stulecia.
Wielu Polaków, często wyczerpanych codziennymi i męczącymi problemami, szuka nadziei w świecie marzeń i iluzji. Wielu wierzy w zapewnienia władz o nadchodzącym rozwoju gospodarczym, który wydźwignie Polskę na czołowe miejsce w Europie, bezwiednie pogrążając się w ekonomicznym infantylizmie i bezdennej głupocie. Czeka bezczynnie, aż marzenia się ziszczą, chociaż wszyscy powinni wiedzieć, że sny i bajki zawsze się kończą, a przebudzenie bywa bolesne.
Efekt represyjny
Zbyt łatwo pomija się fakt, że wybory parlamentarne nie stanowią systemu demokratycznego, lecz są zaledwie jego nieudolną imitacją. Niewielu zastanawia się, czym jest demokracja. Toteż zamiast uczestnictwa w systemie demokratycznym, mamy do czynienia z czymś wyjątkowo obrzydliwym: zmuszeniem ludzi do oczekiwania przez cztery lata na następne wybory, w czasie których władze polityczne są pozbawione demokratycznej kontroli i jakichkolwiek więzów z polskim społeczeństwem. Są to władze powracające do lekko zagrożonego wyborami poczucia bezkarności, a na domiar złego upajające się sukcesem propagandy wyborczej, który wydaje się potwierdzeniem mądrości i umiejętności przewidywania zachowań ludu, a nie sprytnym wykorzystaniem oszustwa politycznego.
Trudno się dziwić, że coraz bardziej otwierają się wrota zdrady politycznej, która nie znajduje skutecznej reakcji wyborców. Z tym fenomenem mieliśmy wiele razy do czynienia i będziemy świadkami dalszego rozbestwienia. Ogłupianie społeczeństwa jest strategią, zaś działanie na jego korzyść stało się podejrzane oraz tępione jako przejaw nacjonalizmu.
Ci, którzy zasługują na karę za swe niegodziwości, występki i zbrodnie wobec narodu polskiego mogą spać spokojnie przez następne cztery lata. Kara może pojawić się dopiero wtedy, gdy ludzie przestaną spożywać wyborcze opium dla ludu. Na to jednak na razie się nie zanosi. Polskie społeczeństwo chętnie łyka opium. Głosy rozsądku i ostrzeżenia niewiele pomogą, ponieważ narkotyk stępia instynkt samozachowawczy.
(zaloguj się aby pobrać plik w formacie pdf)