REFLEKSY
Większość ludzi czujących, że są w potrzasku, traci swój społeczny image - i cofa się do dzieciństwa. Ich podświadomość podsuwa im wspomnienie dziecięcej bezradności i oczekiwania na pomoc dorosłych. Jest to sytuacja naturalna, gdyż człowiek - mimo wszystko - nie jest drapieżnikiem.
Bynajmniej nie trzeba być "mięczakiem", by poddać się nadmiernemu stresowi. Najlepszych żołnierzy rozstraja wystarczająco długi ostrzał. Jedyny sposób, jaki na to znaleziono, polega na zniszczeniu w psychice indywidualnych emocji i zastąpieniu ich odruchami. Po 357 ćwiczeniach danej sytuacji w końcu człowiek przestaje myśleć i czuć; na ile to możliwe.
Dopóki czujemy jakiś sens, choćby satysfakcję z zaspakajania prostych potrzeb - dopóty jesteśmy zdolni funkcjonować społecznie. Ale gdy poczucie osaczenia staje się dominujące, skutkuje postawą psychicznego wycofania się. Nie musi to przybrać formy alkoholizmu czy narkomanii. Może się przejawić jako niegroźne "odpłynięcie" w marzenia.
Marzycielstwo wydaje się najbardziej nieszkodliwą z postaw społecznych. W rzeczywistości jest najgroźniejszą. Marzyciel tworzy swój świat i jeśli nie zyska pomocy - tonie w nim, 99 proc. kończy jako dziwacy lub samobójcy, więc społeczeństwo ich lekceważy. Ale 1 proc. jest jak mutacja szczepu niegroźnej bakterii: to utopiści. O czym marzą? O władzy absolutnej.
Lewica wtłoczyła nam do głowy pozytywny odbiór tego słowa: to niby szlachetni wizjonerzy. Tymczasem "Utopia" Morusa opisuje świat odrażający, gdzie jednostki są całkowicie podległe ascetycznej, totalitarnej władzy a próba ucieczki poza granice wyspy karana jest śmiercią. Niewiele lepsze było Miasto Słońca Campanelii. Podobnie XIX-wieczne wizje Cabeta, Comte'a i innych "myślicieli".
Ciekawe, że nie można tego oskarżenia wysunąć pod adresem Marksa. W paru tonach jego niezliczonych pism, listów etc. - na temat projektu lepszego świata znajdujemy tylko dwa słowa: "dyktatura proletariatu". Koniec. Kropka.
A jednak cała kariera marksizmu opiera się na utopizmie. Owa dyktatura nie była przecież możliwa choćby z podstawowego powodu: mityczności owego "proletariatu". Istniał on tylko w cesarskim Rzymie, bo oznacza masy ludzi wolnych i żyjących z łaski władzy; a tych potem nie było. Zaś ludzie pracujący fizycznie różnili się na dziesiątki sposobów, jednocząc się na moment tylko w momencie zamieszek. Już po paru miesiącach rewolucji francuskiej chłopi zaczęli mieć interesy inne od wyrobników w miastach; którzy także mieli różne troski, zależne od zawodu.
Dziś można odnieść wrażenie, że większość Polaków znalazła się w stanie regresji infantylnej. Mają co jeść, nie chodzą w łachmanach, własny samochód uznają za coś zwyczajnego - ale psychicznie oderwali się od rzeczywistości. Jak boleśnie doświadczone dziecko, które straciło rodziców lub - w sensie społecznym - nigdy ich nie miało, którego nikt nie chwali za dobrą naukę i nikt nie karci za wagarowanie - pogrążają się w świecie telewizyjnych bajek. Zamiast gromadzić wiedzę, niekoniecznie w szkole; może to być np. pomaganie w obejściu czy warsztacie ojca, bytują w świecie iluzji. Stracili kompas wskazujący im lepszą przyszłość. Pracuje tylko połowa zdolnych do pracy Polaków, nieubłaganie nakręca się inflacja, 70 proc. młodych może liczyć jedynie na pracę w knajpach, hotelach i supermarketach gdzieś na zachodzie... A zarazem większość ich rodziców nie tylko nic im nie ma do zaoferowania - to zwykle nie ich wina - ale też nic im nie potrafi wyjaśnić z najnowszej historii i teraźniejszości. Czując, choćby podświadomie, że zawiedli w swej roli wychowawców, zawężają widnokrąg do codziennego kołowrotu.
Zamiast prawdy mają TVN. Zamiast samorealizacji - najtańszą konsumpcję tego, czego nie chcą w landach na zachód od Odry.
Wygląda to tak, jakby większość wyborców uwierzyła, że Mariusz Walter kupi mieszkanie ich dzieciom, a madame Olejnik płaszcz i buty na zimę ich żonie. Dobrotliwi, wszystkowiedzący urzędnicy z Brukseli załatwią wszelkie problemy, a w kościołach zamiast staroświeckich pieśni rozlegać się będzie hymn Unii: "O radości, iskro bogów!".
Tyle że owi antyczni bogowie gardzili ludźmi - a jeśli w ogóle znali radość, to czerpali ją ze spuszczania na nich nieszczęść. Jeszcze na początku naszej ery, różne miasta i wsie składały ofiary z ludzi, by wybłagać dobre zbiory. Horyzont starożytnych pogan był horyzontem egzystencjalnej pustyni. Dla niemal wszystkich filozofów antycznych najlepszym, co mogło zdarzyć się człowiekowi - to umrzeć: możliwie wcześnie.
Marzenie i sen to słowa bliskoznaczne - w niektórych językach określa je to samo wyrażenie. A cokolwiek dobrego powiedzieć o snach, niektórych, to przecież zawsze izolują nas od innych.
Jak dawno temu napisał Albert Camus: Niewola - to sen zbiorowy.
Piotr Skórzyński
T Y G O D N I K
N A S Z A P O L S K A