Tekst jest objęty całkowitym zakazem przedruku. © Polska Myśl Narodowa
Trwająca obecnie
zagłada demograficzna narodu polskiego
przestaje być zjawiskiem dyskusyjnym bądź kwestionowanym, jest na
ustach wszystkich. Pojawiają się fantastyczne wizje różnych profesorów. A
to 1000 zł dopłaty do dziecka (Rybiński), a to … kolejne ulgi dla
przedsiębiorstw (Orłowski, „Rzeczpospolita”, 15.
II.2013).
Brak jest dyskusji nad głównymi przyczynami zaistniałej sytuacji –
katastrofą na rynku pracy i katastrofą w obszarze gospodarki
mieszkaniowej. Polityka mieszkaniowa jest niezbędna w sytuacji, kiedy
płace obywateli wskutek bezrobocia,
różnicy sił negocjacyjnych pracownika i pracodawcy
oraz polityki płacowej przedsiębiorstw zagranicznych pozostają na
poziomie państwa kolonialnego, zaś koszty mieszkania zostały wywindowane
w górę, poza zasięg dochodów „medianowego”
* pracownika.
Przeciętny Polak kupi za roczne zarobki 4,6 metra kwadratowego mieszkania w Warszawie, Niemiec – 11 w Berlinie.
Źródło: Dane o zarobkach: Eurostat, dane o kosztach metra kwadratowego bankier.pl
Skutek? Prof. Kieżun mówi o tym tak:
Niemcy prowadzą
konsekwentną politykę. W latach 70. wyemigrowało paręset tysięcy
Polaków, którzy mieli rodziny w Niemczech. Oni się zgermanizowali. Także
część mieszkańców Dolnego Śląska ma już obywatelstwo niemieckie i
praktycznie tylko wakacje spędza w Polsce, a pracuje w Niemczech.
Zabraknie nam specjalistów i robotników wykwalifikowanych, a to
ograniczy możliwości rozwoju. Najzdolniejsi wyjeżdżają i tylko niewielki
procent z nich wróci. W tej chwili przysyłają jeszcze pieniądze do
Polski, ale to się skończy, kiedy ściągną rodziny. A przecież wymieramy
jako naród, bo statystyczna Polka rodzi 1,23 dziecka.(za:
wpolityce.pl)
Jednym z mechanizmów depopulacji Polski jest masowa emigracja
Polaków, pozbawionych pracy i perspektyw na jej znalezienie w kraju. Nie
jest to w dziejach polskich czymś nowym. Większość Polaków nie zdaje
sobie sprawy z tego, że taki stan miał już w przeszłości miejsce.
Zawsze, kiedy jeden naród jest zmuszany warunkami ekonomicznymi bądź
politycznymi do opuszczania ziemi ojców, a ci, którzy pozostają nie są w
stanie wychować dostatecznej liczby dzieci, by podtrzymać populację,
inny naród zajmuje jego miejsce. Tak się stało np. z serbskim Kosowem.
Serbowie zostali wyparci z ziem swoich praojców przez nację, która
pokonała ich demograficznie – częściowo wymuszając emigrację poprzez
napór demograficzny i obyczajowy, częściowo metodami politycznymi.
Agresja NATO (a w zasadzie USA) przeciw Serbii istotnie sfinalizowała
politycznie to, co od kilkudziesięciu lat dojrzewało
demograficznie.
W ten sam sposób
agresorzy
demograficzni przejmują dzielnice i całe miasta w Europie Zachodniej:
we Francji, Niemczech, Norwegii i Szwecji. Autochtoniczna większość
staje sie mniejszością i ucieka z dzielnic, gdzie większością przestała
być. Tej ucieczce towarzyszy zamykanie działalności gospodarczej i
punktów usługowych, co dodatkowo przyspiesza proces opuszczania
dzielnicy przez pozostałych przedstawicieli narodu gospodarzy (patrz
film:
Multiculturalisme et islam en France reportage de CBN (napisy EN)).
Niniejszy tekst może czytelnik traktować jako przypomnienie pewnych
faktów z historii, uzmysłowienie mu obecnej sytuacji i przestrogę, gdyż
przyszłość może okazać się mało optymistyczna.
Wróćmy jednak do losów narodu polskiego, gdyż te nas najbardziej
powinny interesować. Polacy wprawdzie na razie nie są wypierani z
dzielnic swoich miast, tylko je opuszczają (
przykład depopulacji Łodzi nie jest unikalny),
tworząc przestrzeń dla osadników. Ci przybędą zachęceni albo
ekonomicznie (na co się wobec kryzysu nie zanosi), albo ideologicznie
(np.
odtwarzanie diaspory – i nie jest to taki nieprawdopodobny motyw, jak się może wydawać (link), tym bardziej, że już są przeprowadzane
prowokacje
sprawdzające reakcje społeczeństwa polskiego na podobne koncepcje
(patrz np. filmy Y.Bartany i S. Sierakowskiego z Krytyki Politycznej,
link)).
Powiedzenie „historia lubi się powtarzać” jest szczególnie zasadne w
przypadku historii gospodarczej i demografii – pewne prawa pozostają
niezmiennymi.
Historia narodu polskiego zawiera w sobie zarówno elementy kolonizacji polskich ziem przez inne nacje – Niemców i Żydów, jak i masową ucieczkę Polaków wymuszoną warunkami ekonomicznymi.
_______________
↑*
„medianowy” pracownik – posiadający wartość jakiejś cechy na takim
poziomie, że u 50% pracowników ta cecha występuje z mniejszym
natężeniem, a u 50% z większym, w ww. przypadku chodzi o dochody
Rys historyczny: emigracja z ziem polskich 1871-1939
Geneza polskiego ruchu emigracyjnego w okresie zaborów jest złożona,
wynika z polityk prowadzonych przez trzech różnych zaborców, w różnych
celach i z różnych przyczyn. Pierwsza fala emigracji wystąpiła po klęsce
Powstania Listopadowego,
miała charakter polityczny, ponieważ Królestwo Polskie było wówczas
najszybciej rozwijającym się obszarem pod carskim berłem. Represje
popowstaniowe stworzyły grunt pod późniejszy upadek gospodarczy i
przyczyniły się do zacofania, ugruntowanego dodatkowo represjami po
Powstaniu Styczniowym.
To stworzyło podstawy dla pojawienia się na ziemiach zaboru rosyjskiego
biedy. W innych zaborach przyczyny emigracji były inne. Austrowęgry
miały do swojego zaboru (wbrew rozpowszechnionym opiniom o tym, że był
to „najlepszy” z zaborów) podejście wybitnie eksploatacyjne i
grabieżcze, co zaowocowało przysłowiową „galicyjską biedą” i emigracją
umotywowaną ekonomicznie. W stosunkowo najlepiej rozwiniętym gospodarczo
zaborze pruskim Polacy byli celem pauperyzującej, germanizującej i
zmuszającej do emigracji polityki umotywowanej etnicznie. Żaden z
zaborców nie prowadził represji wobec ludności żydowskiej, która ochoczo
kolaborowała z zaborcami i była w istocie beneficjentem ekonomicznym i
demograficznym nieszczęścia narodu polskiego (por.
L. Szcześniak, „Judeopolonia: żydowskie państwo w państwie Polskim”, wyd. Polwen – Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, 2001, str. 11-19, 46-49, 67; zob. także
„Złote żniwa Izaaka Luxenberga”).
Zacofanie i bieda skutkowały zbyt wolnym przyrostem miejsc pracy dla
rosnącej populacji polskiej, niedostatecznym przyrostem substancji
mieszkaniowej – a w efekcie emigracją. Spójrzmy, jak to zjawisko
kształtowało się z punktu widzenia statystyk.
(s.28, …)
Ruch emigracyjny trwał ze zmiennym nasileniem do 1914 roku, ale
kulminacyjny moment osiągnął w latach 1894-1896, wywołując tzw.
galicyjską „gorączkę brazylijską”. Na podstawie współczesnych relacji
starostów wiadomo, że do wyjazdów tych przyczyniły się takie
okoliczności, jak
nieurodzaje, zadłużenie, egzekucje sądowe, brak zarobku, niskie płace (s. 29)
robotników rolnych oraz oddziaływanie napływających do kraju listów z
Brazylii i Argentyny. Już w 1876 roku, według starosty tarnowskiego,
podekscytowani wyjazdami do Ameryki włościanie
sprzedawali majątek za bezcen, ulegając powszechnemu przekonaniu, że jadą do kraju mlekiem i miodem płynącego.
(…)
Duży przyrost naturalny powodował, że liczba ludności bezrolnej – w większości
dorywczo tylko zatrudnianej, bardzo źle uposażonej (uwaga red.: dziś tą rolę pełnią wychwalane przez różnych „ekonomistów” i „wolnorynkowców” umowy śmieciowe), często fatalnie traktowanej – była ogromna.
13
Przeludnienie było odtąd stałym elementem krajobrazu wiejskiego tych
ziem, a problem ten nie został rozwiązany praktycznie do 1945 roku.
(…)
W obliczu takiej sytuacji na wsi Królestwa Polskiego coraz
popularniejsze stawało się wychodźstwo do miast, których chłonność była
wówczas jednak bardzo ograniczona. Już jesienią 1889 roku wystąpiły
pierwsze symptomy
kryzysu przemysłowego w okręgu
łódzkim, co spowodowało podatność środowiska robotniczego na agitację
emigracyjną. Jednakże to przede wszystkim ludność wiejska dostarczy
podstawowej masy wychodźczej, która przez następne
dziesięciolecia będzie płynąć nieprzerwanie do
najodleglejszych zakątków świata, w tym także do krajów Ameryki Łacińskiej.
_______________
Źródło: Jerzy Mazurek, Kraj a emigracja: ruch ludowy wobec
wychodźstwa chłopskiego do krajów Ameryki Łacińskiej (do 1939 roku),
Biblioteka Iberyjska, 2006, s. 28
Mimo wychodźstwa polskiej ludności wiejskiej do miast, ich struktura
demograficzna zaczęła się kształtować w sposób dość nieoczekiwany,
niezależnie od ww. kryzysu gospodarczego z 1889:
Jednocześnie emigracja milionów Polaków trwała w najlepsze.
(…, s. 29)W
latach 1871-1913 ziemie polskie w ramach zarobkowego wychodźstwa
zamorskiego opuściło około 2 250 tysięcy osób, Wspomnieć tu trzeba także
o emigracji kontynentalnej, którą w omawianym okresie szacuje się na 1
250 tysięcy, co łącznie daje sumę 3 500 tysięcy emigrantów
(uwaga red.: dla zbliżonego zakresu lat można zetknąć się również z wyższą liczbą: W latach 1864-1914 ziemie polskie opuściło 4 327 000 Polaków,
którzy zmuszeni byli udać się na emigrację w poszukiwaniu pracy i
chleba. Ich majętność przechodziła w obce ręce (por. .T. Topolski
„Dzieje Polski,” s. 532)., cyt. za L. Szcześniak, „Judeopolonia …”, str. 18).
(…) W latach 1918-1938 z Polski – jak ustalił znawca tematu, Edward Kołodziej
– na emigrację zarobkową udało się
ponad 2,2 miliona osób, z czego ok. 61% do krajów europejskich i ok. 39% do krajów zamorskich.
16
Emigracja w okresie międzywojennym była spowodowana prawie takimi samymi
przyczynami, jak w okresie poprzednim. Nadal istniało ogromne
przeludnienie, w dużej części odziedziczone po epoce sprzed 1914 roku. W
latach dwudziestych utrzymywało się ono – mimo uchwalonej i
realizowanej sukcesywnie reformy rolnej z 1925 roku – na dość stabilnym
poziomie, by w następnej dekadzie
przekroczyć 5 milionów.
_______________
13 J. Łukasiewicz, Kryzys agarny na ziemiach polskich w końcu XIX wieku. Warszawa 1968, s. 198 i nast.
16 E. Kołodziej, Wychodźstwo zarobkowe z Polski 1918-1939.
Studia nad polityką emigracyjną II Rzeczypospolitej, Warszawa 1982,
s.253.
Źródło: Jerzy Mazurek, Kraj a emigracja: ruch ludowy wobec
wychodźstwa chłopskiego do krajów Ameryki Łacińskiej (do 1939 roku),
Biblioteka Iberyjska, 2006, s. 29, 31
Jak widać tym, co wypychało Polaków z kraju były brak pracy, brak
perspektyw i nędza. Nie należy jednak lekceważyć, zorientowanej na
oczyszczenie z Polaków ziem etnicznie polskich, polityki prowadzonej
przez Prusy (
„rugi pruskie”,
Komisja Kolonizacyjna).
Jednocześnie występował jednak dodatni przyrost naturalny – znacznie
szybszy niż wzrost liczby miejsc pracy w gospodarce, wzrost liczby
lokali mieszkalnych (przeludnienie to zarówno liczba osób przypadających
na jedno miejsce pracy, jak i liczba osób przypadających na jedną izbę,
na metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej). Do tej kwestii za chwilę
powrócimy.
Emigracja z ziem polskich po 1945
Odzyskanie niepodległości nie rozwiązało polskich problemów
ekonomicznych, nie wydobyło polskiej wsi z nędzy, nie doprowadziło do
dynamicznego rozwoju przemysłu. Dopiero pod koniec dwudziestolecia
międzywojennego, wskutek fiaska zachowawczej polityki gospodarczej
zdecydowano się na wielkie rządowe projekty rozbudowy przemysłu – i
powstał COP. W ciągu 20 lat z przyczyn ekonomicznych wyjechało z kraju
2,2 mln Polaków.
„Dorobek” 22 lat III RP jest dość zbliżony do
dorobku II RP, z tym jednak zastrzeżeniem, że budowa czegoś
porównywalnego do COP nawet nie znajduje się w planach zarządców. Zanosi się raczej na sprzedaż tego, co jeszcze pozostało w rękach skarbu państwa.
Prywatyzacja po polsku – kilka przykładów
Zachodni eksperci zszokowani polską prywatyzacją
W połowie maja 1993 roku Kazimierz Stańczak, polski ekonomista
pracujący na Uniwersytecie Kalifornijskim w USA, otrzymał kopię wywiadu,
jakiego udzielił w numerze marcowo-kwietniowym (1993) czasopisma
„Journal of Business Strategy” C. Cato Ealy, dyrektor do sprawa rozwoju
koncernu amerykańskiej celulozy „International Paper”, który w 1992 roku
zakupił w Polsce od Ministerstwa Przekształceń Własnościowych aż 80
proc. akcji papierni w Kwidzyniu. Stańczak wywiad ten nazwał szokującym i
w otwartym liście oprotestował niesłychane praktyki wspomnianego
resortu. Otóż – jak ujawnił wspomniany dyrektor D. P. Cato Ealy –
papiernia w Kwidzyniu należy do najnowocześniejszych w świecie i mało ma
sobie równych nawet w Stanach Zjednoczonych. Zbudowała ją znana w
świecie firma kanadyjska H.A. Simmonsa i oddała pod klucz w 1980 roku.
Koszt budowy tej papierni wynosił 400 milionów dolarów amerykańskich.
Była ona wysoce konkurencyjna dla koncernów celulozowych na Zachodzie ze
wspomnianym koncernem amerykańskim włącznie. Gdy jego szefowie
dowiedzieli się, że mogą na interesujących warunkach zlikwidować
konkurenta i wykupić papiernię w Kwidzyniu, zgłosili się natychmiast w
Warszawie na ul. Mysią, do Ministerstwa Przekształceń Własnościowych.
Rozmowy w sprawie wykupienia tak nowoczesnego i kluczowego zakładu
trwały niezwykle krótko. Od pierwszej rozmowy za granicą do podpisania
umowy w Warszawie upłynęło zaledwie 75 dni!
Sami potwierdzają fakty
Minister Janusz Lewandowski, należący do kliki Tuska, osobiście
wyraził zgodę na to, by sprzedać Kwidzyn Amerykanom zaledwie za 120
milionów dolarów, choć była warta co najmniej 600 mln dolarów! Co
najdziwniejsze, na początku rozmów, koncern amerykański proponował
stronie polskiej kwotę nawet nieco wyższa, bo 150 milionów, która jednak
Lewandowski łaskawie obniżył z nieznanych bliżej powodów do
wspomnianych 120 milionów… Po wykupieniu przez firmy amerykańskie
zakładów papierniczych w Kwidzyniu, cena produkowanego tam papieru
wzrosła trzykrotnie. Gdy po rewelacjach pp. Cato Ealy i Stańczaka
niektóre dzienniki polskie podniosły szum wokół tej afery,
przedstawicielka min. Lewandowskiego, p. Garwolińska, oświadczyła prasie
z niemałym, zupełnie zrozumiałym skądinąd zakłopotaniem, że wprawdzie
przytoczone fakty odpowiadają prawdzie, ale koncern I.P. obiecał
zainwestować w fabrykę w Kwidzyniu dodatkowo 175 mln dolarów, aby ją
„zmodernizować”. Nasuwa się logiczne pytanie: po co ma on to robić,
skoro kwidzyńska papiernia jest supernowoczesna?
Inne „wyjaśnienie” resortu Przekształceń Własnościowych, że podobno
papiernia w Kwidzyniu. „nikt inny poza I.P. się nie zainteresował”, jest
zwykłym nonsensem. Po co w ogóle wystawiono na sprzedaż Kwidzyn, skoro
można było w nim produkować znakomity papier potrzebny naszemu krajowi i
mogący być konkurencyjny w eksporcie? A jeżeli już postanowiono z
niewiadomych i podejrzanych przyczyn przeznaczać ten obiekt „pod
młotek”, to dlaczego nie ogłoszono publicznego, międzynarodowego
przetargu? Po „oddaniu za bezcen” fabryki, papier w Kwidzynie był nadal
płynnie sprzedawany, tylko, że kosztował już trzykrotnie więcej.
(…)
Firma Podhale, która zatrudniała około 10.000 osób, musiała zwolnić
połowę swojego personelu i o tyle zmniejszyć produkcję butów. Dzięki
temu spadkowi produkcji, firma znana z wysokiej jakości na całym
świecie, dostawca dla wielkich firm zachodnich jak Puma, Adidas, Royce,
została odkupiona za bezcen.
Firma Wedel, której właścicielem było państwo zapłaciła 153 miliardy
zł podatków w 1991 r., czyli ponad 15 milionów dolarów. Za radą Bank of
Boston Ministerstwo Przekształceń Własnościowych zdecydowało
sprywatyzować Wedla, wypuszczając 40% akcji dla Pepsico za drobną sumę
25 milionów dolarów. Trudno zrozumieć dlaczego, skoro Nestle dawało 40
milionów dolarów.. Ponadto Pepsico otrzymało jako premię zwolnienie z
płacenia podatków na 3 lata…
Źródło: Pressmix.eu, 02 sty 2013, Donald Tusk Premier czy szef grupy trzymającej władzę?
Jak wygląda na tym tle mający obecnie fatalną prasę PRL? Okres PRL
łączył się ze znacząco niższą emigracją Polaków niż w pozostałych
latach. W ciągu 45 lat istnienia PRL wyemigrowało 1,2 mln obywaleli
polskich. Należy podkreślić, że znacząca część ówczesnej emigracji to
emigracja umotywowana politycznie (warto zauważyć, że obok emigracji
ekonomicznej Polaków do tej liczby zaliczono także wyjazdy ludności
żydowskiej do Izraela i krajów Europy Zachodniej, często inspirowane z
zewnątrz – także przy użyciu takich socjotechnicznych kampanii, jak
wydarzenia z marca 1968; ta emigracja to także ucieczki tysięcy
polskojęzycznych stalinowskich oprawców, takich jak Ozajasz Szechter,
Helena Wolińska czy Józef Światło). Oczywiście trudno oszacować, jak
silnie emigracja została ograniczona wskutek barier administracyjnych
(niewydawanie paszportów przez władze polskie – i wiz przez odpowiednie
organy innych państw). Styuację tak opisano w niedawno wydanej
monografii:
W
latach 1944-1990 wyjechało z Polski, z przyczyn ekonomicznych i
politycznych więcej osób niż do niej powróciło; nadwyżkę emigracji nad”
reemigracją szacuje się na liczbę około
jednego miliona dwieście tysięcy osób.
Liczbę Polaków, którzy wyjechali z Polski po jej wstąpieniu do Unii Europejskiej szacuje się na około
dwa miliony osób.
Przeważają wśród nich ludzie młodzi, często wyjeżdżający bezpośrednio
po ukończeniu studiów, z powodów ekonomicznych, bez planu o pozostaniu
za granicą na stałe lub czasowo, decyzję w tym zakresie podejmują w
późniejszym czasie.
Polacy mogą liczyć na dobrą pracę, m.in. w Holandii, Belgii, także we
Francji. W ostatnich latach w Wielkiej Brytanii zarejestrowano
jeden milion sto tysięcy polskich pracowników samozatrudnionych. Liczba osób emigrujących z Polski po jej wstąpieniu do Unii Europejskiej systematycznie wzrastała, od
jednego miliona w 2004 r do
jednego miliona dziewięćdziesiąt cztery tysiące osób w 2011 r.
Źródło: R. Nir, M. Szczerbiński, K. Wasilewski (red.), W nieustannej trosce
o polską diasporę, wyd. Stowarzyszenie Naukowe „Polska w Świecie”, Gorzów Wielkopolski, 2012, s. 26
Co wygania Polaków z III RP?
Pozostaje zapytać – co takiego dzieje się w Polsce, że młodzi ludzie
wyjeżdżają stąd i najprawdopodobniej tu nie wrócą? Czy wyłącznie
ograniczenia administracyjne powstrzymywały wyjazdy z PRL? Czy są jakieś
dane pozwalające ustalić, dlaczego z „wolnej” III RP ucieka więcej
Polaków niż z PRL?
Dysponujemy kilkoma seriami danych, które pozwalają na stawianie hipotez w tym obszarze.
Pisaliśmy powyżej, że tym, co wyganiało Polaków w czasach zaborów i z II
RP było przeludnienie, przejawiające się najdotkliwiej brakiem pracy
oraz dużym zagęszczeniem lokatorów w lokalach mieszkalnych. W III RP
doszło do
sztucznego wygenerowania przeludnienia. Aby czytelnik mógł pojąć, jak do tego doszło, konieczne jest przyjrzenie się kilku wykresom:
Rys. 1. Polska
jako państwo o rosnącym deficycie miejsc pracy: miejsca pracy, siła
robocza i deficyt miejsc pracy w latach 1970-2010
Źródło: Opracowanie PMN na podstawie danych GUS (roczniki statystyczne).
Jak widać, od szczytowego punktu w 1980 roku (niewidoczny na wykresie
szczyt zatrudnienia w gospodarce PRL wystąpił w roku 1988) w polskiej
gospodarce ubyło 3,7 mln miejsc pracy. Należy dodać, że obserwowany na
wykresie między rokiem 1980 a 1990 spadek liczby miejsc pracy wystąpił w
całości z latach 1989 i 1990 („Plan Balcerowicza”). Jednocześnie w
grupie Polaków w wieku 15-64 lat
przybyło 4 miliony osób.
W roku 1980 różnica między liczbą miejsc pracy a osobami uznawanymi za
siłę roboczą wynosiła 5,5 mln, a w roku 2010 wzrosła do 13,2 mln.
Rys. 2. Sharmonizowane bezrobocie rejestrowane a miejsca pracy powstałe od 1993 do 2010
Źródło: Dane OECD , serie Employment i Harmonised Unemployment
Jak widać powyżej, w III RP kilka milionów osób nie doczekało się
pracy przez ostatnie 17 lat. To efekt braku polityki przemysłowej,
skutek konsekwentnego wcielania w życie tezy Tadeusza Syryjczyka, że
„najlepszą polityką gospodarczą jest jej brak”. Jedyna recepta rządu na
tworzenie miejsc pracy to finansowanie z kieszeni podatnika specjalnych
stref ekonomicznych, gdzie mogą instalować się firmy zwolnione z
podatków. Zarządcy III RP, zamiast pójść drogą przetartą już przez
Koreę, Japonię i Chiny wolą żebrać dumpingiem podatkowym o jakiekolwiek
inwestycje „kapitału międzynarodowego”, byle tylko nie musieć inwestować
w majątek produkcyjny samemu, byle tylko nie planować rozwoju
gospodarczego państwa.
Ale Polaków z kraju wygania nie tylko brak pracy – a w efekcie – brak
mozliwości utrzymania rodziny. Istotnym składnikiem polskiego problemu
jest sytuacja na rynku mieszkaniowym. Polska substancja mieszkaniowa
została zrujnowana wskutek działań wojennych. W okresie powojennym, ze
względu na forsowną industrializację i migrację ludności ze wsi do
miast, pomimo wysiłków władz nie udało się w stopniu satysfakcjonującym
zaspokoić zapotrzebowania na mieszkania. Rządy prowadziły jednak bardzo
aktywną politykę mieszkaniową, biorąc pod uwagę ograniczone zasoby,
jakie miały do dyspozycji. Polityka mieszkaniowa bardzo silnie
przekładała się na liczbę rodzących się dzieci:
Rys. 3. Liczby
wybudowanych mieszkań i urodzonych dzieci w ostatnich 40 latach. Analiza
statystyczna przedstawionych powyżej danych wykazuje istnienie między
nimi bardzo silnego związku. Po uwzględnieniu przesunięcia w czasie
współczynnik korelacji (Pearsona) wynosi 94,1%.
Źródło: Piotr Witakowski (red.), „Raport 2006. O naprawie sytuacji mieszkaniowej” , Warszawa, styczeń 2007, str. 82
Więcej informacji o opisywanej zależności statystycznej, wraz z modelem ekonometrycznym można znaleźć w tekście
Katastrofa demograficzna III RP.
Niektórzy badacze polemizują z obserwowaną prawidłowością, mówiąc, że
zależność jest pozorna, ponieważ w PRL liczbę mieszkań planowano z
uwzględnieniem potrzeb wynikających ze struktury demograficznej, a w
efekcie liczba rodzących się dzieci jest determinowana wyłącznie przez
czynnik demograficzny, tak, jak liczba mieszkań. Błąd tego rozumowania
jest dość oczywisty i łatwy do wykazania. Zależność statystyczna została
obliczona z uwzględnieniem katastrofy w budownictwie mieszkaniowym,
która nastąpiła w III RP. Gdyby liczba rodzących się dzieci była
związana wyłącznie z licznością populacji w wieku produkcyjnym, to nie
zostałby odnotowany gwałtowny spadek liczby urodzeń w III RP,
rejestrowany dla wyżu demograficznego z początku lat osiemdziesiątych. W
efekcie obserwowana wartość korelacji Pearsona (i współczynnika
determinacji modelu ekonometrycznego) liczby mieszkań z liczbą
narodzonych dzieci byłaby niższa.
Ujmując powyższe inaczej –
wpływ liczby oddawanych do użytku mieszkań na liczbę narodzin jest
dowiedziony dzięki dwóm eksperymentom. W latach 1975-1985 wyż
demograficzny natrafił na wysoką podaż mieszkań, uzyskaliśmy wysoką
liczbę narodzin. W latach 2000-2010 narodzone wtedy dzieci powinny mieć
własne rodziny i własne dzieci. Gdyby nic się nie zmieniło powinniśmy
otrzymać drugą taką samą falę jak w latach 1975-1985, o zbliżonej
wysokości (patrz rysunek: Straty demograficzne wywołane transformacją ustrojową.).
Tak się nie stało. W ciągu jednego pokolenia dzietność spadła z ponad
2,1 (minimum konieczne dla podtrzymania populacji) do około 1,23. Jak zmieniły się
warunki bytowe w tym czasie? Doszło do załamania w budownictwie
mieszkaniowym, likwidacja przemysłu wybudowanego w PRL spowodowała
wielomilionowe trwałe
bezrobocie, Polacy pozbawieni perspektyw na pracę lub mieszkanie (płaca
nie pozwalająca na zakup mieszkania to też skuteczna metoda depopulacji)
w rodzinnym kraju zaczęli masowo emigrować.
Rys. 4. Mieszkania oddawane do użytku w poszczególnych latach oraz rozkład urodzeń żywych.
Źródło: Piotr Witakowski (red.), „Raport 2006. O naprawie sytuacji mieszkaniowej” , Warszawa, styczeń 2007, str. 6
Na rysunku 4 można zaobserwować nie tylko zależność pomiędzy liczbą
budowanych mieszkań a liczbą rodzących się dzieci, ale także to, że
powierzchnia oddawanych mieszkań (stosunek całkowitej powierzchni do
liczby mieszkań) rósł w okresie PRL. Zestawiając te dane z tabelą na
rysunku 5 można zauważyć następowała więc nie tylko poprawa stopnia
zaspokojenia zapotrzebowania gospodarstw domowych na mieszkania, ale też
poprawa komfortu mieszańców (większa powierzchnia przeliczeniowa na
osobę). Ta sytuacja po 1989 zaczęła się pogarszać, tzn. mimo dalszej
poprawy komfortu tych, którzy mieli mieszkania, wzrósł deficyt mieszkań.
O ile w okresie 1970-1978 deficyt rósł z powodu wchodzenia w wiek
produkcyjny wyżu demograficznego
pomimo silnie rosnącej
liczby oddawanych mieszkań, o tyle w III RP wyż demograficzny wchodząc w
wiek produkcyjny nie zetknął się z jakakolwiek inicjatywą wyprzedzającą
państwa w zakresie polityki mieszkaniowej. Brak aktywności państwa
doprowadzil do sytuacji, w której deficyt mieszkań osiagnął niespotykane
w PRL wartości (patrz pierwszy wiersz tabeli na Rys. 5).
Rys 5. Rozwój sytuacji mieszkaniowej w Polsce
Źródło: Piotr Witakowski (red.), „Raport 2006. O naprawie sytuacji mieszkaniowej” , Warszawa, styczeń 2007, str. 10
W raporcie pada kilka znamiennych sformułowań, które tu przytoczymy w całości:
Z
analizy danych zawartych w Tablica 2 (powyżej) i Tablica 3 wynikają
dwie pozornie sprzeczne tendencje w rozwoju sytuacji mieszkaniowej po
roku 1988. Z jednej strony budowa nowych mieszkań stale wpływa na
podniesienie przeciętnego standardu istniejących zasobów, jednocześnie
zaś stale pogarsza się dostępność mieszkań i pogłębia ich deficyt. Jeśli
w roku 1988 deficyt ten wynosił 1253 tys. mieszkań, to w roku 2004
osiągnął już ponad 1767 tys. mieszkań i stale narasta. Pozostawienie
przez państwo budownictwa mieszkaniowego „na pastwę” mechanizmu
rynkowego powoduje, że ci których stać na mieszkanie, mają je coraz
wspanialsze, natomiast stanowią oni procentowo coraz mniejszą grupę.
Zmniejszenie liczby budowanych mieszkań po roku 1988 było tak
radykalne, że odwrócił się nawet trwały ongiś trend do „odmładzania”
zasobów mieszkaniowych i obecnie ulegają one systematycznemu starzeniu –
średni wiek mieszkań w roku 1978 wynosił 33 lata, natomiast w roku 2002
już 41 lat. (op. cit., str. 11).
W
rynkowej koncepcji finansowania mieszkalnictwa (…) nakłady na
budownictwo mieszkaniowe ze środków publicznych występujące w budżecie
państwa są traktowane jako wydatek. Tymczasem budownictwo mieszkaniowe w
skali makroekonomicznej stanowi per saldo źródło dochodów budżetowych.
Środki publiczne przeznaczone na budownictwo mieszkaniowe, poza
rozwiązywaniem wymienionych wyżej ważnych problemów społecznych i
ograniczaniem patologii społecznych, przynoszą bowiem realne wpływy do
budżetu państwa w postaci podatków od osób prawnych i fizycznych, z
VAT-u, ZUS-u itp. Przeprowadzona analiza ekonomiczna
1 wykazuje, że te
wpływy do budżetu przewyższają ponad dwukrotnie odpowiadające im wydatki budżetowe.
Analiza ta dotyczy niejako bezpośredniej sfery budowlanej.
Uwzględnienie opisanego wyżej faktu, że rozwój budownictwa
mieszkaniowego wywołuje ogólne ożywienie gospodarcze i przez korzystny
wpływ na inne działy gospodarki powoduje zwiększenie wpływów budżetowych
z innych działów, prowadzi do jeszcze korzystniejszych wyników.
Argumentacja typu „państwo jest za ubogie na wspieranie budownictwa” lub
„budżetu na to nie stać” dowodzi jedynie ignorancji ekonomicznej i jest
równoznaczne z twierdzeniem, że nie należy pobierać podatków, bo „nie
stać nas na utrzymywanie służb podatkowych”. Ta ogólna prawidłowość
ekonomiczna i przynoszone przez rozwój budownictwa przychody budżetowe
nie istnieją w świadomości społecznej i wymagają również wysiłku w
dziedzinie ogólnej edukacji. Tę edukację najkorzystniej jest prowadzić
ukazując konkretne wyniki analiz ekonomicznych w przypadku tych
skromnych przedsięwzięć w dziedzinie budownictwa, w jakie państwo
zdecydowało się zaangażować wydatki budżetowe. Przykładem może tu być
tzw. premia termomodernizacyjna, wypłacana na podstawie ustawy z dnia 18
grudnia 1998 r. o wspieraniu inwestycji termomodernizacyjnych (Dz. U. z
1998 r. Nr 162 poz. 1121 z późn. zm.). W zależności od rodzaju
inwestycji nadwyżka środków, które powracają do budżetu państwa, w
stosunku do wypłacanych z budżetu kwot premii, wynosi od 90 do 227% kwot
tych premii2. Globalna analiza korzyści budżetowych wykazuje, że tylko z
tytułu korzyści bezpośrednich, do budżetu wpływa kwota dwukrotnie
większa niż wydatki budżetowe na termomodernizację (Zał. 2).
Uwzględnienie efektu mnożnikowego – zwiększenia produkcji i usług
spowodowanego w innych branżach – prowadzi do jeszcze większych korzyści
budżetowych.
_______________
1 W. Korecki, W. Rydzik, L. Kałkowski „Związki budownictwa mieszkaniowego z gospodarką narodową”. IGM, Warszawa 1994.
Źródło: Piotr Witakowski (red.), „Raport 2006. O naprawie sytuacji mieszkaniowej” , Warszawa, styczeń 2007, str. 6
Jak widzimy III RP jest klęską narodu polskiego – klęską o rozmiarach
niespotykanych w polskiej historii, ponieważ naród polski, po
zniszczeniu materialnych podstaw jego bytu, pozbawieniu go wpływu na
politykę gospodarczą, po ekonomicznym podcięciu jego zdolności do
regenerowania ubytków demograficznych (
demograficzna gospodarka rabunkowa)
jest rozpędzany po różnych krajach Unii Europejskiej, co tylko
przyspiesza zagładę demograficzną populacji w Polsce.
Nigdy jeszcze w
historii narodu polskiego masowej emigracji zarobkowej nie towarzyszył
negatywny przyrost demograficzny w kraju. Ponieważ emigracja wiąże się
albo z odłożeniem posiadania dziecka na przyszłość, albo z decyzją o
posiadaniu dzieci poza granicami Polski – wiele dzieci w ogóle się nie
urodzi, albo dołączą one do trwałej emigracji, nie powracając do Polski.
Do powrotu do Polski nie zachęcają zaprezentowane powyżej wykresy
prezentujące sytuację demograficzną, katastrofę na rynku pracy i zapaść
na rynku mieszkaniowym. Te wszystkie czynniki bardzo silnie oddziaływują
na to, jak Polacy czują się w coraz mniej własnym państwie. Pewną
nietypową miarą wprowadzonych w III RP zmian jakości życia społeczeństwa
polskiego może być bardzo smutna statystyka:
Bankructwo III RP jest nieuchronne. Czy zdołamy uniknąć zagłady
demograficznej narodu polskiego? Czy zdołamy ocalić polską państwowość i
odzyskać utraconą suwerenność gospodarczą i polityczną? Szanse na to
maleją z każdym rokiem.
Komentarze • 52