n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, lutego 09, 2011

ZAGŁUSZACZKI.

http://www.radiojamming.puslapiai.lt/photo.htm

 Articles:

PHOTOGRAPHS
1.  Popovka SW broadcasting center near Leningrad (St. Petersburg) in Russia, used in 1971-1988 for cross-border jamming of the RFE/RL Polish language programs.

2.  Balashikha local radio jamming station (15x20 kW) near Moscow.

3.  Panevėžys local radio jamming station (10x5 kW) in Lithuania.

4.  Communications receivers "R-399A" (USSR), used in the 80's for tracking of the jamming targets.

5.  In 1971-1980 the Polish language programs of RFE were jammed from the USSR with a nonstop music, sent from Warsaw.

6.  Tape-decks "Tembr" for playback of the "speech-like" audio signal, used for jamming in the USSR in 1976-1988.

7.  Tower of the local radio jamming station in Tallinn, Estonia.

8.  2.5/5 kW SW communications radio transmitters "Viaz-M2" at the local radio jammer near Panevėžys in Lithuania.

9.  100 kW SW "Tesla" transmitters near Warsaw were shortly tested for jamming of the RFE Polish programs in December of 1970.

10. Standard multi-wire broadband "VGDSh" type dipole, used for ground wave jamming in the USSR.

11. Communications receivers "Krot-M" (USSR), used for tracking of the jamming targets in the 50's and 60's.

12. 2.5/5 kW SW communications radio transmitters "Viaz-M2" (USSR), used at the local radio jamming stations in the late 70's and 80's.

13. Antenna field of the SW radio station near Lidzbark Warminski in Poland, used for cross-border sky wave jamming, beamed to the Soviet Union, Czechoslovakia and Bulgaria.

14. Radio monitoring station of the local radio jamming station ("Object Nr. 600") was located in this house of Vilnius, Lithuania

15. Vertical curtain array SW antennas, used for the long-distance sky wave jamming.
16. MW jamming modulator "Zenit-M" at Sitkūnai radio center in Lithuania.

17. 2.5/5 kW SW communications radio transmitters "KV-5" (USSR), used for the local jamming in the 50's and 60's.

18. Demolition of the Vilnius (Lithuania) radio jammer on April 29, 1989.

19. Standard 88.5 m tower of the Soviet local radio jamming stations.

20. Device for playback of the "speech-like" jamming audio signal.

21. Radio monitoring operator at her workplace in "control and correction post" of Kaunas city local radio jamming station in Lithuania.

22. Transmitter building of the "Object Nr. 603" in Kaunas, Lithuania.

23. Synopsis of the professional training courses for the jamming operators.

24. 500 kW MW transmitter "Vikhr" was a reserve unit for jamming at Sitkūnai radio station in Lithuania.

25. Building of the former monitoring station of the cross-border radio jamming operations in Poland, 40 km East of Warsaw.

26. Vertical whip antenna, used for monitoring of sky-wave jamming in Poland.

27. Racal "RA-1772" (UK) communications receivers, used for tracking of the jamming targets in the 70's and 80's at the receiving station near Warsaw.

28. Transmitter technician and equipment at the "Object Nr. 600" in Vilnius, Lithuania. Late 70's.

29. Sky-wave jammer near Kashi in Xinjian province, western China (39N20/75E46): one of 13 rotatible Thales ALLISS antennas with 500 kW Thales TSW2500 transmitters.

30. Soviet sky-wave jamming from Gavar (near Yerevan) in Armenia, Object Nr. 808: frequency - 17600 kHz, transmitter power - 1000 kW, antenna type - HR4/3/.5, azimuth - 315°, 10:00 UTC, June. Max. field strength median in Poland - 68.9 dBu. Calculation was made using VOA-CAP software.

31. RFE/RL's Polish service, broadcasting from Gloria (near Lisbon) in Portugal: frequency - 17600 kHz, transmitter power - 250 kW, antenna type - HR4/4/1, azimuth - 45°, 10:00 UTC, June. Max. field strength median in Poland - 62.8 dBu. Calculation was made using VOA-CAP software.

32. Jamming Object No 600, Vilnius. SW transmitters "KV-5".

33. Jamming Object No 61, Klaipėda. Vertical "VGDSh" dipoles.

34. Vilnius/Nemėžis receiving station. Receivers "R-250 M2" (USSR) and "AR-88" (USA).

35. Rhombic, "VGD" dipole antennas and feeder lines at Vilnius/Nemėžis receiving station.



 - in English
 in Russian
 in Polish
 - in Czech
 in Lithuanian
 Archive documents:
 - in English
 - in Russian
 - in Polish
 - in Czech
 Photographs
 Sound recordings
 List of literature
 Book "Jamming"
 DVD "Empire of Noise"
Address: Radio Baltic Waves, Vivulskio Str. 7, Office 405, LT-03221 Vilnius, Lithuania Fax: +370-5-2652532 Phone: +370-699-05074 E-mailradio@balticwaves.cjb.net


© Any texts of this website may be reproduced only with the written permission of Radio Baltic Waves

Marek Henzler

RADIO TRZESZCZĄCA EUROPA
Jak zagłuszano wolne stacje
  polityka.onet.pl 

Przez wiele powojennych lat miliony Polaków kręcąc gałkami radioaparatów wśród szumów, trzasków i muzyki emitowanej z zagłuszarek wyławiały głosy spikerów Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (która zaczęła nadawać 50 lat temu, 3 maja 1952 r.), sekcji polskiej Głosu Ameryki, BBC i innych rozgłośni. Do 1988 r. toczyła się radiowa wojna między nadawcami polskich audycji i tymi, co je zagłuszali.
15 września 1951 r. Nikołaj Psurcew, minister łączności ZSRR, otrzymał tajny raport „O audycjach Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa nadawanych na Polskę i utworzeniu systemu ich zakłócania”. Podpisał się pod nim A. Żarow, szef Głównego Zarządu Łączności Radiowej, który wykonując polecenie wynikające z uchwały rządu radzieckiego (nr 14148–rs z 11 VIII 1951 r.) z towarzyszami Sawkowem i Pawłowiczem odwiedził Polskę.
Delegaci z Moskwy zapoznali się z radiostacjami w Warszawie, Szczecinie, Gdańsku, Gdyni, Krakowie, Katowicach i Radomiu oraz odwiedzili warszawskie zakłady wytwarzające aparaturę nadawczą i odbiorczą. Zorganizowano im specjalne nasłuchy i pomiary siły odbioru obcych stacji. Ustalono, że w ciągu doby do Polski dociera 30 audycji nadawanych z Londynu, Rzymu, Watykanu, Belgradu, Paryża, Madrytu, Ankary i z rozgłośni Wolna Europa. „Na terytorium Polski nie zorganizowano żadnej ochrony przed audycjami antypolskimi. Zorganizowane od lipca 1950 r. zakłócenia audycji antypolskich nadawanych przez Głos Ameryki, przez stacje Związku Sowieckiego, obejmują i skutecznie chronią tylko w zakresie niewielkiej liczby częstotliwości” – raportował Żarow.
Kłopotliwe fale krótkie
Zdaniem eksperta nie powinno być problemów z ochroną Polski przed audycjami nadawanymi na falach średnich. Można je zakłócać za pomocą już istniejących i nie w pełni wykorzystanych nadajników, które trzeba jednak uzupełnić dodatkową siecią nadajników małej mocy. Natomiast „niewielkie rozmiary terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (mniej więcej 600 km ze wschodu na zachód i tyle samo z północy na południe) uniemożliwiają ochronę całego terytorium przed antypolskimi audycjami na falach krótkich”. Dlaczego? Wynika to ze specyfiki fal krótkich. Rozchodzą się one dwiema drogami – wzdłuż powierzchni ziemi na odległość rzędu 10 km oraz za pomocą wiązki odbitej od górnych warstw atmosfery, ale wówczas odbiór jej możliwy jest w odległości nie bliższej niż kilkaset kilometrów od nadajnika. W zależności od długości fali i czasu pracy nadajnika odległość ta może przekraczać nawet tysiąc kilometrów. W przypadku małej Polski jej własne stacje będą więc słyszalne wyłącznie poza jej granicami – zauważa Żarow.
Nieuzasadniona jest również budowa sieci nadajników zagłuszających audycje na falach krótkich wykorzystujących falę przyziemną. Potrzeba by ich kilkaset, a to wymaga dużych nakładów i stworzenia służby kontrolno-korygującej. „Mając na uwadze wspomniane powyżej trudności (...) najbardziej uzasadnionym technicznie i korzystnym ekonomicznie byłby system skoordynowanego wykorzystania środków Polski i Związku Sowieckiego w celu wzajemnej ochrony przed wrogimi audycjami antysowieckimi i antypolskimi. (...) Towarzysz Bierut (do 1956 r. lider polskich stalinistów, pełniący w latach 1947–1952 funkcję prezydenta państwa – przyp. aut.) w rozmowie ze mną potwierdził możliwość wykorzystania w tym celu środków radiowych Polski” – pisał Żarow.
O wzajemnej wymianie usług w zakłócaniu obcych rozgłośni kierownictwa krajów socjalistycznych rozmawiały już w 1950 r., ale w praktyce niewiele zrobiono. Konsul I. Borisow ze Szczecina jesienią 1951 r. donosił do Moskwy: „Na wsi radioodbiorniki są szeroko rozpowszechnione, a tam gdzie ich nie ma, kułacy organizują zbiorowe słuchanie, a następnie ustnie przekazuje się ich treść”. Było jasne, że niebawem ruszą sekcje krajowe Wolnej Europy (emigracyjna prasa ujawniła już nominację Jana Nowaka-Jeziorańskiego na dyrektora Rozgłośni Polskiej).
24 października 1951 r. Rada Ministrów ZSRR przyjęła tajną uchwałę nr 4028-1849 ss „O stworzeniu na terytorium Polski przeszkód dla antypolskiej propagandy radiowej”. Ministra Psurcewa zobowiązano do zbudowania w Polsce systemu ochrony przed propagandą radiową na falach krótkich (za pomocą dostarczonych z ZSRR nadajników) i do udzielenia rządowi polskiemu wsparcia w organizowaniu obrony na falach średnich, z wykorzystaniem polskich środków technicznych. Do Polski ponownie miał wyjechać Żarow z większą już grupą specjalistów. Kopię tej uchwały, bez podpisu Józefa Stalina, przesłano Bolesławowi Bierutowi. Już w dwa miesiące później Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa publicznego, wydał rozkaz nr 0171 (z 24 grudnia 1951 r.) o zorganizowaniu Służby BO (zagłuszania obcych radiostacji) oraz punktów K (z aparaturą zagłuszającą w Bydgoszczy, Wrocławiu, Szczecinie, Łodzi, Krakowie, Katowicach i Poznaniu).
Z Boguchwały na Wolną Europę
– W lutym 1952 r. zostałem przyjęty do pracy jako pierwszy pracownik techniczny ledwie co otwartej ekspozytury Polskiego Radia w Rzeszowie – wspomina Wacław Peron. – Nasz program, wówczas jeszcze rzeszowsko-krakowski, szedł z nadajnika w Boguchwale i kończył się przed godziną 19, bo potem Boguchwałę przestawiano na zakłócanie Wolnej Europy.
Techników z rzeszowskiej ekspozytury centrala Polskiego Radia wyposażyła w czułe angielskie aparaty, którymi ci podczas dyżurów mierzyli skuteczność zakłócania obcych stacji. Meldunki szły do Warszawy i do miejscowego UB. – Pisaliśmy nieraz, że odbiór był zły, choć faktycznie sporo można było usłyszeć. Parę razy mieliśmy wizyty wściekłych panów z UB, którzy swoimi aparatami też to mierzyli – wspomina Peron. On sam najchętniej brał niedzielne dyżury, bo wtedy o godz. 10 Radio Paryż nadawało mszę odprawianą nad Sekwaną przez jego kuzyna ks. Floriana Kaszubowskiego. Po mszy prelekcje wygłaszała Wanda Piłsudska, córka marszałka.
– Radio robiło tylko audycje – tłumaczy dr inż. Romuald Borek, niegdyś główny inżynier rzeszowskiej rozgłośni. – Nasz program łączami, które należały do poczty, przesyłaliśmy do nadajników, które miały jeszcze innego właściciela. Taki podział pracy ułatwiał kontrolę tego, co szło w eter i pozwalał władzy wykorzystywać nadajniki do celów, na jakich jej najbardziej zależało.
Sam Borek też pamięta wizyty w rozgłośni panów w skórach, tyle że już z SB. Nie mogli uwierzyć, że tylko wskutek zjawiska interferencji fal radiowych w radioodbiornikach w Przemyślu tuż obok sygnału Radia Rzeszów pojawia się mocny sygnał Radia Tirana (Albania, która wówczas zerwała z Moskwą, nadawała audycje z pozycji prochińskich). Podejrzewali radiowców o sabotaż.
Duch rywalizacji
– Fachowo nazywało się to pokrywaniem korespondentów. Zagłuszarki dostrajaliśmy do zagranicznych nadajników na podstawie telefonicznych dyspozycji ze specjalnego punktu nasłuchu – wspomina emerytowany łącznościowiec. Zgodził się na rozmowę pod warunkiem nieujawnienia nazwiska. Za Bieruta, jako pracownik łączności i zarazem wieczorowy student politechniki, pracował na trzynastym, najwyższym piętrze budynku Ministerstwa Komunikacji przy ul. Chałubińskiego 4/6, gdzie do 1956 r. stało 12 nadajników zagłuszających fale krótkie. – Była to wygodna praca, byliśmy wszyscy młodzi i czasami nawet bez politycznych apeli ogarniał nas duch rywalizacji. Czyj sygnał będzie silniejszy? Tych z Monachium czy nasz – z Warszawy.
Inne warszawskie zagłuszarki stały m.in. w Forcie Mokotowskim przy ul. Racławickiej i na budynku dyrekcji kolei na Pradze. Audycje na falach średnich zagłuszała radiostacja w Woli Rasztowskiej, przeznaczona do nadawania II Programu Polskiego Radia. Miała ona dwa nadajniki i kiedy rozpoczynała audycje Wolna Europa, to jeden z nich przestawiano na jej częstotliwość. Program RWE zagłuszany był powielanym II Programem Polskiego Radia. Metodę tę, wykorzystując z kolei średniofalowe nadajniki awaryjne, stosowano także w innych rejonach Polski.
Pierwsza połowa lat 50. to m.in. wojna w Korei, bunt robotników w Berlinie wschodnim i słynny cykl audycji RWE „Za kulisami bezpieki” z płk. UB Józefem Światło. Władze zdecydowały się odciąć obywateli od wolnej i rzetelnej informacji, nie zważając na koszty. Mimo wcześniejszych zastrzeżeń eksperta Żarowa, zaczęto budowę sieci nadajników zakłócających falą przyziemną. Do ich zaprojektowania i budowy z całej Polski ściągnięto do Warszawy najzdolniejszych radiokonstruktorów.
Zakłady T-12 na Żeraniu (obecnie Warel) wytwarzały m.in. nadajniki dla poczty. Jak sobie przypomina Jerzy Szałkowski, emerytowany konstruktor z tych zakładów, potem, w tajnych warsztatach Centralnego Zarządu Radiostacji, montowano w nich specjalne wzbudniki, które generowały szumy i warkoty zakłócające odbiór obcych audycji. Także w tajnych warsztatach, a nie w zakładach T-12, montowano słynne szmitówki (zwane tak od nazwiska konstruktora), proste jednolampowe i przez to tanie nadajniki. Ich pomysłodawca otrzymał wysoką nagrodę, bo ich zasięgiem szybko można było pokryć duże miasta. W 1955 r. w Polsce pracowało 249 zagłuszarek.
Ale nie były one jedyną bronią w walce z obcą propagandą. Na wzór sowiecki rozwijano radiofonię przewodową. Pracowników radiowęzłów zobowiązano do natychmiastowego ich wyłączania w wypadku usłyszenia wrogiej audycji. W czerwcu 1953 r. Prezydium Rządu przyjęło uchwałę nr 418 o produkcji radioodbiorników radiowych o ograniczonym odbiorze zakresu fal krótkich. Minister Radkiewicz w kolejnych pismach domagał się od UB i MO wzmożenia walki z radiową propagandą, a prokuratura dostała uprawnienia do zajmowania korespondencji kierowanej na zagraniczne adresy kontaktowe obcych rozgłośni. Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej podaje, że represjom za słuchanie zagranicznych audycji poddano kilka tysięcy osób.
Poprawa odbioru
Podczas poznańskiego Czerwca 1956 r. zdemolowano zagłuszarkę w budynku ZUS przy ul. Dąbrowskiego. W końcu października zbuntował się personel krakowskiej zagłuszarki w budynku Nafty przy ul. Lubicz. 18 listopada w Bydgoszczy tłum zniszczył stację zagłuszarkową na Wzgórzu Dąbrowskiego. Polskie społeczeństwo chciało też znać prawdę o wydarzeniach na Węgrzech i wśród odwilżowych postulatów pojawiło się także żądanie likwidacji zagłuszania.
Czytelnicy niedzielnego wydania „Trybuny Ludu” z 25 listopada 1956 r. znaleźli w niej krótki komunikat o tym, że zgodnie z decyzją rządu zagłuszarki przestały pracować. Zwolnione urządzenia przeznaczono do pracy w radiokomunikacji i radiofonii. A „zdarzające się jeszcze wypadki zakłóceń mają swe źródło w stacjach zagłuszających znajdujących się poza terenem naszego kraju. Podjęte w tej sprawie rozmowy z rządami państw sąsiednich powinny w najbliższym czasie doprowadzić do dalszej poprawy odbioru”.
Po tej rządowej decyzji minister spraw wewnętrznych 14 grudnia wydał zarządzenie nr 0264 o rozwiązaniu Zarządu Wydzielonej Łączności Radiowej MSWiA (następcy służby BO). W styczniu 1957 r. ruszyła rozgłośnia radiowa w Kielcach i druga w Szczecinie. Ich nadajniki pochodziły ze zdemontowanych stacji zagłuszających. Do radiokomunikacji, radiofonii i raczkującej telewizji trafić miały 52 nadajniki. Szmitówki – jak wspomina Jerzy Szałkowski – w zakładach T-12 przerabiano na... piece indukcyjne dla metalurgii.
Międzynarodówka zagłuszaczy
Do całkowitej „poprawy odbioru” zapowiadanej przez „Trybunę Ludu” nie doszło. Zdemontowano wprawdzie zagłuszarki korzystające z wiązki przyziemnej fal krótkich, natomiast odbiór polskich audycji zakłócały już nadajniki w „zaprzyjaźnionych” krajach, wykorzystujące zjawisko fali odbitej. W tę wzajemną wymianę usług włączone były także polskie nadajniki (m.in. w Lidzbarku Warmińskim). Z kształtu anten i po mocy nadajników można wnioskować, że Polska mogła zakłócać audycje na Bałkanach oraz w republikach nadbałtyckich i w centrum byłego ZSRR.
Do dziś tajemnicą jest miejsce, w którym było centrum koordynujące zagłuszanie w ramach obozu państw socjalistycznych. Gdzieś musiano zbierać meldunki z nasłuchów rozgłośni i opracowywać harmonogramy zagłuszania rozgłośni uznawanych w różnych latach za wrogie, od Radia Pekin i Tirana, poprzez Radio Madryt, RWE, Radio Swoboda czy Głos Ameryki. Zwłaszcza że stacje te, broniąc się przed zagłuszaniem, swoje audycje nadawały na paru falach i na kilkunastu częstotliwościach. Wiadomo tyle, że w Polsce w latach 60. i późniejszych walką z radiową propagandą zajmował się Departament III MSW.
Do wzmożonego zagłuszania polskich audycji, zwłaszcza Radia Wolna Europa, powrócono w marcu 1971 r. Polsce, normalizującej stosunki z ówczesną NRF, nie udało się wówczas skłonić Niemców do wydania zakazu działania monachijskiej rozgłośni (Radio Madryt przestało nadawać po polsku, kiedy nawiązaliśmy stosunki dyplomatyczne z Hiszpanią). Wtedy ponownie zaczęto RWE zagłuszać, a tajemnice z jej wnętrza zaczął ujawniać kpt. Andrzej Czechowicz. Wydano serię książek o dywersyjnej roli RWE (m.in. Janusza Kolczyńskiego i Kazimierza Kąkola). Do rąk propagandowego aktywu i zbiorów specjalnych wybranych bibliotek trafił wydany w 400 egzemplarzach wybór tekstów zza żelaznej kurtyny o „dywersyjno-propagandowym obliczu” RWE, sporządzony przez Jerzego Klechtę.
Do kolejnego pogorszenia odbioru doszło w 1980 r., po powstaniu Solidarności i w stanie wojennym, kiedy zagłuszano nie tylko obce radiostacje, ale i audycje podziemnego Radia Solidarność. Zagłuszania RWE zaprzestano w 1988 r., Głosu Ameryki już wcześniej.
Dokumenty dotyczące zagłuszania są już zniszczone albo ugrzęzły w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Instytucje i służby, które są następcami tych, które kiedyś parały się lub pomagały w zwalczaniu radiowej propagandy, odcinają się od przeszłości. Mjr Robert Kowal, rzecznik WSI, podkreśla, że nigdy w zagłuszaniu nie uczestniczyły wojskowe służby specjalne. Kpt. Magdalena Kluczyńska, rzeczniczka UOP, mówi, że archiwa byłej SB, a także teczki personalne osób, które mogły mieć coś z tym wspólnego, przekazano do IPN. Wśród obecnych funkcjonariuszy UOP nie ma już byłych zagłuszaczy, podobnie jak i wśród specjalistów od łączności w MSWiA, o czym zapewnia rzeczniczka Alicja Hytrek. Śladów po zagłuszaniu nie ma ponoć w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty, który przejął sporo kompetencji zlikwidowanego Ministerstwa Łączności. Z działalnością tą nie chce też być dziś łączony TP EmiTel, jednostka wydzielona z TP SA, daleka krewna byłego Centralnego Zarządu Radiostacji, któremu kiedyś podlegały nadajniki emitujące zagłuszenia.
Jednym z najlepszych znawców spraw zagłuszania (na wschód od Łaby) jest Rimantas Pleikys, w latach 1996–1998 minister łączności i informatyki Republiki Litewskiej – autor monografii „Jamming” (zagłuszanie), w której jest także rozdział „Polish Polka” (drukowanyw odcinkach w „Świat Radio”). Można tam przeczytać listy, które Pleikys, zbierając materiały do książki i będąc już ministrem, w 1997 r. otrzymał z Polski. Stanisław Jędrzejewski, wiceprezes Polskiego Radia, odpisał mu: „Sugerujemy, że na ten temat powinien Pan poszukać więcej informacji w Ministerstwie Łączności, którego obowiązkiem było monitorowanie wszystkich stacji rozgłoszeniowych, włącznie z tymi, których używano do zagłuszania”. A minister łączności prof. Andrzej Zieliński odpisał tak: „Szanowny Panie Ministrze (...) Przykro mi, ale nie jestem w stanie spełnić Pańskiej prośby. Chciałbym poinformować, że w Polsce zagłuszanie nigdy nie leżało w kompetencjach Ministerstwa Łączności i niestety nie mamy żadnych informacji w tej sprawie”!
Odnieść można nieodparte wrażenie, że ten temat jest nadal zagłuszany.




_________________________________________________________________________________


Rimantas Pleikys

ZAGŁUSZANIE RADIOWE W POLSCE
  Świat Radio, 2003  1

Kraje Europy Wschodniej współpracowały w dziedzinie cenzury radia. Do roku 1988 Związek Radziecki nadawał sygnały zakłócające na teren Bułgarii, Polski i Czechosłowacji. Wspólną "obronę radiową" państw socjalistycznych opiszemy na przykładzie polskiej służby Radia Wolna Europa (RWE). Programy RWE Polska zagłuszała od roku 1952 do 24 listopada 1956 r. W tym celu w wielu miastach były zainstalowane krótkofalowe nadajniki o mocy 1-5 kW. Były one skonstruowane przez inżyniera Szmita za co autora odznaczono nagrodą państwową. Tzw. "szmitówki" w Polsce były produkowane seryjnie, a montowane były na budynkach państwowych  na przykład pocztowych.
Warszawskie radiostacje zagłuszające znajdowały się na ul. Chałubińskiego i Forcie  Makotowskim, średniofalowy nadajnik o mocy 50 kW na radiostacji w Raszynie, natomiast ośrodek kontroli i zarządzania miał siedzibę w okolicach Stanisławowa pod Mińskiem Mazowieckim. Sieć miejskich obiektów zagłuszania dopełniały radiostacje o szerszym zasięgu w okolicy Warszawy, Szczecina i Lidzbarka Warmińskiego. Polskie stacje zagłuszające podlegały Centralnemu Zarządowi Radiostacji.
Od listopada roku 1956 zagłuszanie zachodnich programów radiowych na terenie Polski było prowadzone wyłącznie z terenu ZSRR i innych państw socjalistycznych: z Bułgarii  do kwietnia 1962 r., z Węgier do marca 1963 r., z Rumunii do września 1963 r., z Czechosłowacji do maja 1964 r. W marcu 1970 r. Warszawa wystąpiła z ostrymi atakami pod adresem RWE z powodu "wypaczonego obrazu" debat rządowych między Polską i NRF. W grudniu 1970 roku Polska nadawała serię "programów muzycznych" na falach RWE. Ze względu na słabe pokrycie kraju sygnałem zakłócającym trzeba było szukać innego rozwiązania technicznego.
Państwowa Inspekcja Radiowa sprawdziła zasięg programu Radia Moskwa i przyjęto decyzję, by w celu zagłuszania Rozgłośni Polskiej RWE włączyć nadajniki krótkofalowe w ZSRR. W tym celu w Polskim Radiu zostały nagrane taśmy z muzyką zespołów tak krajów socjalistycznych (oprócz ZSRR), jak i zachodnich. Repertuar muzycznego zagłuszania był obszerny: od "Lotu trzmiela", tanga i Beatlesów, do polki, jazzu i orkiestr kubańskich. Przeważnie była to muzyka instrumentalna do tańca. Polskie Radio przekazało fonogramy i kilka magnetofonów studyjnych Międzymiastowej Stacji Telefonicznej w Warszawie przy ul. Nowogrodzkiej. Stamtąd "program muzyczny" dochodził do Moskwy, skąd potem do radiostacji emitujące na Polskę. Póżniej fonogramy z muzyką przesłano do radzieckich stacji, zagłuszających RWE. Przyczyną był protest techników warszawskich, którzy odłączyli magnetofony.
Radziecko-polska sieć zagłuszania RWE rozpoczęła swoją działalność 18 marca 1971 roku. Na prośbę Państwowej Inspekcji Radiowej, w roku 1977 Moskwa nadajnikom zagłuszającym nadała hasła,  co ułatwiło identyfikację i dobór ośrodków nadawczych. Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU) ujawnił ich koordynaty. Muzyka na falach krótkich Rozgłośni Polskiej RWE płynęła z Leningradu, Kijowa, Swierdłowska, Ałma-Aty, Moskwy, Taszkientu, Kujbyszewa i Kaliningradu.
20 sierpnia 1980 r. zamiast muzyki puszczono "sygnał mowopodobny" i rozszerzono zagłuszanie o pasmo fal krótkich 13 metrów. ZSRR blokował program RWE w przeciągu 19 godzin dzienne, jednocześnie na 5-8 częstotliwościach. Cel osiągnięto, powodując przewagę mocy nadajników: nadajniki RWE o mocy 100 kW zagłuszano nadajnikami o mocy 200 kW i więcej. Na dobę liczono ogółem 180 godzin pracy nadajników. Praca jednego nadajnika o mocy 200 kW kosztowała 43 ruble za godzinę. Tak więc zagłuszanie RWE kosztowało około 2,8 milionów rubli rocznie, a w ciągu 17 lat zagłuszania wydano 50 milionów. Sensowność tych wydatków była tylko częściowa. Służba monitoringu RWE oceniająca zasięg nadawania i jakość odbioru oceniała, iż w porównaniu z wrześniem 1970 r., w maju 1971 r. rzeczywista słyszalność Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa z powodu zakłócania zmniejszyła się, ale najwyżej o połowę.
W ramach wymiany z Moskwą, od czerwca 1970 roku do stycznia 1988 roku Polska prowadziła zagłuszanie RWE i Radia Swoboda na terytorium ZSRR. W ośrodku nadawczym k. Lidzbarka Warmińskiego zainstalowano w tym celu 6 nadajników o mocy po 50 kW. Możliwe, że na "eksport" pracowały też stacje w Wiązownej pod Warszawą i Tychowie pod Szczecinem. Praca tych ośrodków była tajna.
Radziecka moc zagłuszania była kilkakrotnie większa od polskiej. W czasie "wymiany usług" zakłócających, Warszawa mogła wejść w zadłużenie w Moskwie. Tak samo jak Sofia i Praga. Nie jest wiadomo, czyja to była inicjatywa, z mocy jakich umów i skąd brano pieniądze na ten międzynarodowy system zagłuszania. Długi za radziecką cenzurę radiową mogły stanowić część ogromnego zadłużenia, które kraje socjalistyczne miały w Moskwie. Możliwe, że długi spłacano produkcją przemysłową i rolniczą  bułgarskimi owocami, polską odzieżą i czeskim obuwiem.
Po demonstracjach w Radomiu w roku 1976, polska władza rozpoczęła zagłuszanie programów RWE na falach średnich, trwające aż do stycznia 1988 roku. Programy z Monachium na fali średniej 719 kHz Warszawa blokowała sygnałem Programu drugiego Polskiego Radia za pomocą nadajników w Woli Rasztowskiej, Katowicach, Wrocławiu i Szczecinie na tej samej fali.

Maj 2002 r.




zwyczajna P r a w d a

http://www.moje-militaria.pl/brytyjska_zdrada_francuska_tchorzliwosc.html
Zdradliwe lwy, tchórzliwe koguciki



Układ Wersalski, dzięki któremu Wielka Brytania i Francja określiły zachodnie granice Polski, był zgniły. Zgniły od środka dzięki zdradliwości Wielkiej Brytanii i mitycznemu tchórzostwu Francji. Z jednej strony respektował polskie interesy narodowe, z drugiej zaś strony starał się nie regulować kwestii, które w późniejszych latach wybuchały z ogromną siłą. Były to kwestie terytorialne, o tyle skomplikowane, iż terytoria dawnej Rzeczypospolitej i z zachodu i w szczególności ze wschodu zostały skolonizowane przez zaborców lub inne narody, sprzyjające tym zaborcom. Generalnie wszystko się przemieszało.

Dlatego też unikano plebiscytów narodowych na zachodniej granicy, ale też na południowej, na wschodniej zaś, w ogóle nie dopuszczano takiej myśli ze względu na sprzyjanie Rosji w jakiejkolwiek formie by nie występowała. Majstersztykiem unikania trudnych rozstrzygnięć, był Gdańsk, pomimo iż 90% jego ludności stanowili Niemcy. Bękartem układu wersalskiego było utworzenie jakiejś dziwnej formy państwowo-bezpaństwowej pod nazwą "wolne miasto Gdańsk". Była to forpoczta polityki appeasementu, którą tak chętnie stosowali razem Brytyjczycy i Francuzi, od momentu podpisania układu, gdyż zdawali sobie sprawę, że zbyt dużo skorzystali na kapitulacji Niemiec i zbyt bardzo poniżyli ten naród. W wojnie, która skończyła się remisem. Brytyjczycy uświadomili sobie swój błąd i to oni wzięli na siebie trud wplątania Polski w konflikt z Niemcami.

W 1939 roku ówczesny brytyjski premier Neville Chamberlain gotów był zgodzić się na przyłączenie Gdańska do III Rzeszy, ponieważ sądził, iż układ z Polską zobowiązujący Wielką Brytanię do obrony niepodległości Polski nie oznacza, iż zobowiązuje ją także do obrony terytorialnej integralności Polski i jej praw na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Po zajęciu Pragi przez wojska hitlerowskie w marcu 1939 roku, polityka Wielkiej Brytanii miała na celu jedno; odsunąć jak najdalej od siebie i Francji rosnące w siłę Niemcy. Niemcy, o których już wiedziano, że na aneksji Austrii i Czechosłowacji nie skończą. Odwrócić zainteresowanie Niemiec od ich wrogów z I wojny światowej. Brytyjczycy wpadli w popłoch, gdyż zdawali sobie sprawę, jak bardzo do jakiejkolwiek wojny są nieprzygotowani. Gwarancje Wielkiej Brytanii, przy wyartykułowaniu pretensji, co do wolnego miasta Gdańsk przez Adolfa Hitlera, miały moc papieru, którego można było użyć do wytarcia nosa lub innej części ciała, aby je przesłać z powrotem Brytyjczykom. Niestety, nachalna postawa Wielkiej Brytanii, spowodowała nagłe usztywnienie naszego rządu, który już niczego nie chciał z Niemcami negocjować, ani też oddawać żadnego guzika.

Prawdopodobnie brytyjska dyplomacja oraz nasza podejrzliwość sprawiły, iż widziano w tych roszczeniach podstęp i raczej myślano o zagarnięciu całego Pomorza, a nie tylko Gdańska, który nie miał żadnych szans być polski. Nasze obawy były określane w prosty sposób: jeżeli damy im palec, to będą chcieli całą rękę. Przyszłość dowiodła, iż lepiej stracić całą rękę, niż całą głowę.

Premier Wielkiej Brytanii, pomimo sprzedania Polakom papierowych gwarancji, już analizował jak można zjeść ciastko i mieć ciastko. W liście do siostry Chamberlain rozwodził się: - (gwarancje) nie są prowokujące w tonie, choć stanowcze, wyraźne i akcentujące (...), że naszemu rządowi zależy nie na granicach państw, lecz na niedopuszczeniu do ataków na ich niepodległość. To rząd brytyjski będzie oceniał, czy ta niepodległość jest zagrożona.

Nie brakowało Chamberlainowi przebiegłości, wiedział iż polskie stanowisko zostało dzięki gwarancjom jego rządu usztywnione, ale aby wprowadzić nas w zupełne osłupienie i dać argument do rozwścieczenia Hitlera, "nie widział powodu, by miasto nie miało znaleźć się w orbicie hitlerowskich Niemiec i naciskał na Polskę, by przystąpiła z nimi do negocjacji".

Zogniskowanie konfliktu polsko-niemieckiego na Gdańsku i rozegranie Polaków przeciw Niemcom, przy dawaniu gwarancji bezpieczeństwa, było mistrzostwem dyplomacji zdrady, którą Wielka Brytania posługiwała się wobec Polski od początku wojny, aż do jej zakończenia.

25 sierpnia 1939 roku Adolf Hitler powiedział brytyjskiemu ambasadorowi w Berlinie Nevile'owi Hendersonowi, iż poza Gdańskiem, Niemcy nie mają żadnych innych spornych kwestii w stosunkach z Polską.

Hitler dodał, że po jej uregulowaniu wycofa się z polityki i zgodnie z powołaniem zostanie artystą. Szef brytyjskiego MSZ lord Halifax zwrócił się do przywódcy Włoch Benito Mussoliniego, by powiedział Hitlerowi, że Londyn gotów jest wywrzeć presję na Warszawę, by przystąpiła do negocjacji z Berlinem. Równocześnie, 25 sierpnia 1939 roku, dla spowodowania braku woli jakichkolwiek negocjacji przez Polskę, rząd brytyjski nadał gwarancjom jej niepodległości rangę formalnego układu sojuszniczego. Niemal od razu Brytyjczycy posłużyli się też tym układem do wywarcia jeszcze silniejszych nacisków na Polskę, by zrzekła się praw do Gdańska. 28 sierpnia szef MSZ lord Halifax wysłał do ambasady brytyjskiej w Warszawie telegram: - Rząd Jego Królewskiej Mości szczerze wierzy, iż polski rząd upoważni go do poinformowania rządu Niemiec o tym, że Polska gotowa jest natychmiast przystąpić do bezpośrednich rozmów z Niemcami. Polska zaś i Niemcy byli gotowi już tylko do wojny. Cel Wielkiej Brytanii i Francji został osiągnięty.

Gdy niemieckie bomby spadały już na Warszawę, Chamberlain mówił w Izbie Gmin: "Jeśli rząd Niemiec gotów byłby wycofać swe siły z Polski, to rząd Jego Królewskiej Mości będzie gotów uznać, iż położenie jest takie, jakie było zanim Niemcy przekroczyły granicę z Polską". Z chwilą, gdy Niemcy wycofają swe wojska droga będzie otwarta do dyskusji między Niemcami, a Polską, a Wielka Brytania będzie chciała w nich uczestniczyć - dodał premier.

Po tej wypowiedzi w Izbie Gmin wybuchła wrzawa. Przeciwko Chamberlainowi wystąpili nawet niektórzy członkowie jego gabinetu, łącznie z ministrem wojny Leslie Hore-Belishą. Odmówili oni opuszczenia Downing Street do czasu aż premier zgodzi się honorować postanowienia traktatu z Polską i wypowie Niemcom wojnę. Chamberlain ugiął się i pod presją tej bezprecedensowej rewolty. Londyn wysłał Berlinowi ultimatum z żądaniem natychmiastowego wycofania wojsk z Polski. Po jego upływie, 3 września 1939 roku Wielka Brytania oficjalnie znalazła się z Niemcami w stanie wojny.

Zabiegi Chamberlaina zmierzające do nakłonienia Polski do konfliktu z Niemcami i bunt w jego rządzie uszły uwadze brytyjskiej opinii. Następca Chamberlaina Winston Churchill sprzeciwił się wszczęciu dochodzenia w sprawie okoliczności poprzedzających wybuch II wojny światowej, ponieważ obawiał się, że podzieli to opinię publiczną i osłabi narodowe morale. Co było celem Wielkiej Brytanii i Francji w wojnie z Niemcami? Uniknąć wojny za wszelką cenę.

Polska obawiając się losu Czechosłowacji uwierzyła w nic nie warte gwarancje aliantów. Brak dobrego wywiadu wojskowego, brak głębokiej oceny sytuacji po pierwszej wojnie światowej i wojnie z Rosją, brak chytrej i mądrej dyplomacji popchnął nas do wojny z niedawnymi zaborcami, którzy doskonale wyczuli zabiegi i cele dyplomacji Wielkiej Brytanii i Francji. Rządy obu tych krajów doskonale też wiedziały o tajnych kontaktach na linii Moskwa-Berlin. Żaden z nich nie chciał nas o tym informować, gdyż to mogło wstrząsnąć naszą polityką zagraniczną i doprowadzić do zrewidowania tych układów, które wystawiły nas na pewną i totalną katastrofę militarną z zachodu jak i ze wschodu.







Zwycięzcy spod Verdun - śmierdzącymi tchórzami



W 1939 r. Polska wcale nie musiała zostać podbita przez wojska Hitlera. Mogła także uniknąć 45 lat komunistycznej niewoli, w którą zaczęła się staczać po 1944 r. W umowie z 19 maja 1939 r. Francja i Polska uzgodniły, że ich armie podejmą działania zbrojne przeciwko Niemcom, jeśli te zaatakują jako pierwsze. Głównodowodzący francuskiej armii gen. Maurice Gamelin zapewnił stronę polską, że w przypadku wojny Francja dokona inwazji na Niemcy przy użyciu "przeważających sił" najpóźniej w 15 dni od czasu mobilizacji. Francja i Wielka Brytania zobowiązały się także do natychmiastowych ataków z powietrza na Niemcy, jeśliby te rozpoczęły działania wojenne przeciw Polsce. Plan był ofensywny, ale prawdziwe nastroje w armiach aliantów były jednak zupełnie inne. Najlepszym tego dowodem są słowa zastępcy Gamelina, gen. Alphonsa Georgesa, który oświadczył że gdyby wydano mu rozkaz inwazji, to natychmiast podałby się do dymisji. Spowodowało to, że wszystkie operacje podjęte przez Francuzów były niezwykle ostrożne i miały graniczny, epizodyczny charakter.

1 września 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę. Sześć dni później polski sztab generalny zwrócił się drogą radiową do gen. Gamelina z prośbą o szybkie podjęcie działań zbrojnych, co zmusiłoby Niemcy do podziału swych sił celem przerzucenia części z nich do obrony przed inwazją z Zachodu. Francuska mobilizacja była już w tym czasie w toku, ale 85 dywizji było rozproszonych pilnując także granic z Hiszpanią i Włochami.

Francuzi początkowo chcieli zaatakować Niemców z flanki, lecz okazało się to niemożliwe, ponieważ Belgia ogłosiła neutralność w toczącym się konflikcie i nie zezwoliła na wykorzystanie w tym celu swego terytorium. W związku z tym Gamelin zdecydował się na atak w sektorze pomiędzy Renem a Mozelą w Zagłębiu Saary. Do inwazji niemieckiego terytorium wybrano 2. Grupę Armijną, której dowódcą był gen. Andre Pretelat.

W nocy z 7 na 8 września kilka francuskich jednostek weszło na niemieckie terytorium na odcinku długości 32 km. 9 września otrzymały one wsparcie ze strony jednostek 4. i 5. Armii, podczas gdy 3. Armia zbliżała się do lasu Wandtod od strony zachodniej. Chociaż Gamelin zobowiązał się wcześniej do dokonania inwazji przy pomocy większości sił, to jednak w ataku wzięło udział zaledwie 15 dywizji. Francuzi nie wykorzystali swej przewagi na froncie zachodnim, na którym znajdowało się tylko 25 niemieckich dywizji, słabo przeszkolonych i wyposażonych w niewystarczającym stopniu do odparcia agresji. Niemcy nie mieli ani czołgów, ani samolotów, ponieważ wszystkie dostępne maszyny zostały wysłane na podbój Polski.

Na Zachodzie doszło jednak tylko do kilku potyczek. Francuzi byli tak ostrożni w przemieszczaniu się, że wystarczyłoby strzały jednego karabinu maszynowego uziemiły cały pluton. Artylerzyści po obu stronach strzelali wyjątkowo niecelnie i nieprecyzyjnie. Francuzi nie wykorzystali też siły czołgów, które wprowadzili do Zagłębia Saary. W obawie przed niemieckim odwetem Paryż nie zgodził się na bombardowanie terytorium Niemiec, wywierając w tej sprawie również naciski na brytyjski RAF.

Gdy Polska uginała się stopniowo pod wpływem niemieckiej agresji, 2. Grupa Armijna posuwała się naprzód w żółwim tempie. Do 12 września zdołał wejść tylko na 8 km w głąb terytorium Niemiec, zajmując 20 wiosek, ewakuowanych zresztą wcześniej przez Wehrmacht. Gamelin rozkazał następnie Pretelatowi wstrzymanie ofensywy przed linią Zygfryda w oczekiwaniu na możliwy kontratak niemiecki przez Belgię. Pięć dni później, w obliczu inwazji ZSRR, los Polski został przypieczętowany. 30 września siły francuskie wycofały się pod osłoną nocy z zajętych wcześniej terenów Zagłębiu Saary. W połowie października Niemcy mieli na swej zachodniej granicy już 70 dywizji. 16 października siły niemieckie zaatakowały resztki oddziałów francuskich, wypierając je z rejonu nadgranicznego w ciągu zaledwie dwóch dni. Straty po obu stronach były symboliczne. Warto podkreślić, że większość francuskich strat była wynikiem nie tyle walki, co ofiarą pól minowych.







Dowództwo francuskiej armii usprawiedliwiało swą decyzję o wycofaniu się faktem, iż Polska nie była i tak w stanie utrzymać się do wiosny, czyli do czasu, kiedy mogła zostać podjęta odpowiednia ofensywa. Gamelin twierdził także, iż rządy Polski i Francji nie zawarły odpowiedniej umowy politycznej (która uzupełniałaby traktat wojskowy), choć w istocie doszło do tego dnia 4 września. Również Wielka Brytania nie wywiązała się ze swych zobowiązań sojuszniczych wobec Polski, ograniczając się tylko do zrzucania ulotek propagandowych na Niemcy. Brytyjczycy w czasie francuskiej ofensywy nie zdołali nawet zebrać sił, które miały wejść w skład ich korpusu ekspedycyjnego. Niemcy tymczasem liczyli się z tym, że Francuzi mogą zorganizować wielką ofensywę od strony Renu, która mogłaby nawet zmienić przebieg całej wojny. Zamiast tego, rozpoczął się okres "dziwnej wojny", która doprowadziła w 1940 r. do klęski sił aliantów we Francji, co już tylko w małym procencie mogło nas satysfakcjonować, gdyż zdrada i tchórzostwo zostały tylko skarcone.



Nigdy tak wielu nie zostało zdradzonych, aż tak wiele razy, przez tak niewielu.

wtorek, lutego 08, 2011

z moich Kresów * Stanisławów


    Moja krótka kariera lotnicza
    W styczniu 1937 roku szedłem w towarzystwie mojego kolegi, Ludwika Gachowskiego, ulicami Stołecznego Królewskiego Miasta Lwowa. Droga wypadła nam przez plac Dąbrowskiego, obok budynku, w którym była siedziba Lwowskiego Aeroklubu. Na ścianie budynku, obok wejścia, zauważyliśmy ogłoszenie o przyjmowaniu kandydatów na kurs pilotażu motorowego. Po chwili namysłu weszliśmy do lokalu, w którym zastaliśmy kapitana i sierżanta lotnictwa. Przyjęto nasze zgłoszenia i poinformowano, że o dalszym toku sprawy zostaniemy powiadomieni. Rzeczywiście, po kilku dniach otrzymaliśmy listy z wiadomością aby zgłosić się do Aeroklubu. Tam dostaliśmy skierowania do Centralnego Instytutu Badań Lotniczo-Lekarskich w Warszawie. W wyznaczonym dniu, pamiętam, że było to 13-go lutego 1937 roku, pojechaliśmy do Warszawy i zgłosiliśmy się w Instytucie, który mieścił się przy ulicy Rakowieckiej. Po przeprowadzonych badaniach nie otrzymaliśmy żadnych informacji, domyślaliśmy się więc, że znowu listownie będziemy powiadomieni o wyniku tych badań. Przed powrotem do Lwowa poszliśmy oczywiście na ulicę Marszałkowską. Pamiętam też, że kupiliśmy sobie widokówki z Pomnikiem Lotników, który w tym czasie stał na placu Unii Lubelskiej. W kilka dni po powrocie do Lwowa dostałem z Aeroklubu zawiadomienie, żebym zgłosił się na szkolenie szybowcowe. Znaczyło to, że nadaję się na pilota. Kolega Ludwik nie dostał żadnego zawiadomienia. W kwietniu rozpocząłem szkolenie w ośrodku w Czerwonym Kamieniu, niedaleko Kulikowa. Pilotażu uczyliśmy się na szybowcu "Wrona". Był to bardzo prymitywny szybowiec dla celów wyłącznie szkoleniowych. Kursu jednak nie zdążyłem ukończyć, ponieważ Lwowski Aeroklub zawiadomił mnie, że zostałem przyjęty na kurs pilotażu motorowego, który za kilka dni rozpoczyna się w Stanisławowie. Na miejscu dowiedziałem się, że zostałem skierowany do nowo wybudowanego Ośrodka Szkoleniowego L.O.P.P. w Dąbrowie, na przedmieściach Stanisławowa. Kurs trwał dwa miesiące. Wraz z innymi kolegami, a było nas dwudziestu z różnych stron Polski, nawet z Wilna, odbywaliśmy także szkolenie o ogólnym charakterze wojskowym, które prowadził plutonowy Zarzycki. Na zakończenie kursu przyleciał z Warszawy na samolocie P-11 kapitan pilot Jerzy Bajan wykonując przy okazji kilka akrobacji jak beczkę, wywrot, zwrot i korkociąg. Tam poznałem Mietka Matusa, też ze Lwowa, z którym później, po powrocie do domu chodziłem na loty. Lataliśmy na przestarzałych samolotach jak Hennriot, Moran, Bartel i na nowszych RWD-5 i RWD-8. Miałem jednak możliwość poznania nowoczesnych wówczas wojskowych samolotów jak myśliwce P-11 lub PZL-23, "Karasie" oraz "Łosie", których cała eskadra odwiedziła 6 pułk. Zachwycony ich pięknymi, opływowymi kształtami zdecydowałem się zgłosić ochotniczo do wojsk lotniczych. Mietek Matus podjął taka samą decyzję i razem tez pojechaliśmy na pobór, po wcześniejszym złożeniu podania w Rejonowej Komendzie Uzupełnień. Szkolenie Lotnicze zaczęło się wiosną 1938 roku w zorganizowanej Szkole Pilotażu Motorowego. Znowu loty na RWD-8 jak w Stanisławowie, oraz później na PWS-26 (Podlaska Wytwórnia Samolotów). Szkolenie to obejmowało również akrobacje lotnicze. Szkolenie każdy z nas kończył egzaminacyjnym przelotem nawigacyjnym na trasie Lwów-Dęblin-Kraków-Lwów. Przelot wykonałem bezbłędnie. Po zakończeniu szkolenia zostałem przydzielony do 65-tej Eskadry Liniowej składającej się z samolotów PZL-23 "Karaś". Zaczęła się nowa specjalizacja na nowocześniejszym typie samolotu. Różnice były spore, począwszy od samego uruchamiania silników, które tu odbywało się za pomocą urządzenia rozruchowego napędzanego sprężonym powietrzem, podczas gdy w mniejszych samolotach uruchomienie następowało przez ręczne pokręcenie śmigłem. Jako jeden z nielicznych opanowałem podczas specjalizacji lądowanie na tzw. "dwa punkty", czego nie dokonywali nawet starsi wiekiem i stażem koledzy. Była to umiejętność wymagająca pewnej ręki i opanowania, bo podejście do takiego lądowania wymagało większej szybkości niż zwykle stosowana przy lądowaniu. Brak precyzji groził kapotażem, czyli jak mówiliśmy lądowaniem "na mordę", co było niebezpieczne dla pilota i mogło spowodować całkowite zniszczenie samolotu. Kierownik ćwiczeń, kapitan pilot Gażdzik wołał: "Patrzcie, Kaszuba lata jak młody bóg!". Tych słów, napełniających mnie wówczas dumą, nie zapomnę do końca życia. Przed samą wojną wrześniową nasze dwie eskadry, 64-tą i 65-tą, zamieniono na VI Dywizjon Bombowy i skierowano w rejon Białej Podlaskiej. Brałem udział w nalocie na szosę Różan-Maków w dniu 9 września 1939 roku jako najmłodszy pilot. Byli jeszcze inni koledzy z mego rocznika, ale z tej grupy ja jeden, jako mający najlepiej opanowanego "Karasia", byłem kierowany na loty bojowe. Leciałem z podporucznikiem obserwatorem Stangretem i kapralem strzelcem Sawickim. Na szczęście nie trafiały nas pociski niemieckiej artylerii. Wojna skończyła się dla mnie i kilku kolegów tragicznie. W dwa dni po mym locie bojowym dywizjon został skierowany do Łucka. Część żołnierzy poleciała samolotami bojowymi, ja wraz z resztą personelu latającego polecieliśmy samolotem transportowym typu Fokker a bagaże wraz ze wszystkimi rzeczami osobistymi pojechały samochodami. Za Białą Podlaską zostaliśmy zaatakowani przez trzy niemieckie Heinkle. Wokół naszego samolotu nagle zrobiło się gęsto od serii świetlnych pocisków. Zdążyłem tylko wypowiedzieć "Pod Twoją obronę ...", gdy rozległ się huk i silny wstrząs. Gdy się uspokoiło zauważyłem, że leżę głową w dół. przywalony różnymi narzędziami do robót ziemnych. Warkot niemieckich samolotów przycichał, więc po wygramoleniu się spod sterty połamanego sprzętu wyczołgałem się na zewnątrz wraku samolotu. Zobaczyłem, że grupa kolegów już wcześniej opuściła samolot i biegną teraz w kierunku najbliższej chaty, a nieopodal płonie stodoła. Ja musiałem wyjść później, ponieważ byłem na stanowisku strzelca płatowcowego. Zauważyłem kogoś leżącego przy urwanym, jednym z trzech silników. Poznałem Walerka Nowakowskiego, całego zanurzonego w etylinie. Zacząłem szybko rozpinać bluzę jego munduru wołając jednocześnie kolegów, żeby pomogli mi go wynieść. Były to chwile pełne grozy, bo w pełni byłem świadomy, że wystarczy byle iskierka a obaj niechybnie spłoniemy żywcem. Kilku kolegów podbiegło i razem przenieśliśmy go do wiejskiej chaty. Dopiero tam zauważyłem, że cały jestem zalany krwią wyciekającą z ran na głowie i na nodze. Bolały mnie wszystkie części ciała, bo okazało się, że jestem też bardzo potłuczony. Położyłem się na jakiejś ławie, czy stole i czekaliśmy na pomoc wezwaną telefonicznie przez pana Szydłowskiego, sołtysa wsi Ortel Książęcy. Przyjechała nasza wojskowa sanitarka z lekarzem, porucznikiem W. Lalką, który przewiózł nas do szpitala w Białej Podlaskiej. Tam spotkaliśmy wcześniej rannego kaprala, strzelca płatowcowego A. Semaniuka1. W Białej Podlaskiej, zajętej w międzyczasie przez Niemców, pozostawałem do 29-go września wraz z dwoma jeszcze kolegami, kiedy to z nie wygojonymi jeszcze ranami musieliśmy opuścić szpital, ponieważ, jak tłumaczył nam personel szpitala, Niemcy poszukiwali polskich lotników. Gdy wyszedłem za bramę szpitala świat wydał mi się zupełnie inny niż ten, pamiętany sprzed kilku dni. W którą stronę iść? Do kogo? Dokumentów żadnych nie miałem, mundur był mi teraz tylko zawadą. Spotkałem jakiegoś jąkającego się człowieka z czerwoną opaską na ramieniu, który poradził mi, żebym poszedł do pokazanych mi wojskowych baraków i tam się przebrał w jakieś ubranie pozostawione przez rezerwistów. Po długich poszukiwaniach w końcu coś mniej, więcej pasującego na mnie znalazłem. Zatrzymałem się też u niego przez kilka dni, a żywiłem się w szpitalu. Portier przynosił dla mnie na portiernię posiłki i po kryjomu tam przychodziłem. Jednak mój gospodarz po kilku dniach powiedział, że nie może mi już dłużej pomagać. Na szczęście spotkałem pielęgniarkę, panią Izdebską, która znając moją sytuację zaprowadziła mnie do swojego domu w Sidorkach. Ale po trzech dniach poszedłem dalej, bo tam była wielka bieda, więc nie mogłem jej rodziców wykorzystywać. I tak zaczęła się moja gehenna żołnierza-tułacza, ale opisanie całego mojego dwuletniego tułactwa, to już inna, o wiele obszerniejsza opowieść. W styczniu 1940 roku, za pośrednictwem odnalezionego przeze mnie Walerka Nowakowskiego, którego przygarnął urzędnik magistratu, pan Skulimowski, uzyskałem dowód osobisty i przestałem już być "włóczęgą" o nieznanym imieniu. Zimę przebyłem niby u państwa Malinowskich w Ortelu Książęcym, ale mimo, że zima była bardzo ciężka, to bardzo często przebywałem poza ich domem, nocując gdzie się dało, żeby stałym swym pobytem nie stwarzać podejrzeń. Nosiłem też odnalezionemu koledze Semaniukowi opatrunki na ciągle nie gojącą się nogę, którą miał przestrzeloną w kostce. Wigilię spędziłem w drodze, bo u Malinowskich kolacji wigilijnej nie urządzano, a tam gdzie się chwilowo zatrzymałem nie mogłem dłużej wytrzymać. Pewnego dnia dowiedziałem się od państwa Skulimowskich, że Walerek Nowakowski wyjechał na Zachód, aby wstąpić w szeregi Wojska Polskiego. Bardzo byłem zdziwiony i zawiedziony, że nic mi o swych planach nie wspomniał, choć byłem u niego częstym gościem. Chyba jednak dobrze na tym wyszedłem, bo w kilka lat po wojnie dowiedziałem się, że wraz z drugim naszym kolegą, Junczysem, wylądowali w jenieckim obozie w Oranienburgu, ja natomiast cały okres wojny spędziłem na wolności, choć tułaczej. Wiele lat później, w połowie lat 70-tych odnowiłem kontakt z Nowakowskim. dowiedziałem się też, że z Zachodu powrócili Semaniuk i podpułkownik, pilot K. Jaklewicz. Utrzymywałem kontakty listowne, najczęściej z Jaklewiczem, który tak, jak Nowakowski, zmarł w 1982 roku. Semaniuk też zmarł chyba w 1986 roku, bo nasz listowny kontakt urwał się nagle, na moje kolejne listy nie było żadnej odpowiedzi. O poruczniku Lalce, lekarzu który nas przewiózł do szpitala, dowiedziałem się w czasie wojny, z niemieckiej prasy, że zginął w Katyniu zamordowany przez Sowietów. Tak oto zakończył się mój start w przestworza. Czasem tylko przypomina mi się "Lotnik skrzydlaty ..." lub "Lotnicy to gromada ptaków ..." W czasie mojej tułaczki doświadczyłem, że na pomoc można liczyć tylko od ludzi biednych, o bogatych nie warto nawet wspominać ... Roman Kaszuba http://www.lwow.home.pl/wolff/kaszuba/kaszuba.html

poniedziałek, lutego 07, 2011

Pamięć.

Portraits Page 3
Great Canadian Portraits

Marshal Jozef Pilsudski 1867-1935 - Zdzislaw Czermanski 1896-1970




theCanadaSite.com
Copyright Goldi Productions Ltd. - 2009
The hat, badge, and collar decoration on photos of Marshal Pilsudski are a clear match for the drawing.




The original pencil sketch bears the signature of Zdzislaw Czermanski (Sheeshlaw Germanski) (1896-1970) a distinguished Polish-American artist.
Czermanski was born in Cracow, spent some time in France and Brazil before settling in the USA in 1943. He was driven out of Europe by the Nazis.
He was a much loved caricaturist both in Poland and the USA. The emigre was well-received by artists and celebrities in the USA.
The Ransom Collection, at the University of Texas at Austin, has a big collection, including his caricatures of Frank Lloyd Wright, Gertrude Stein, Sibelius, Chagall, Evelyn Waugh, Joyce and Dylan Thomas.

He also made many drawings of Pilsudski, often caricatures.
But he clearly could bring out more than just the personality quirks of people.
Here he clearly plumbed the real depths of the soul of a man who was far more than a mere cold and soulless military robot.
The prominent decoration, with the double row of vertical stripes, which first set us on the right track to identify this anonymous officer, is the Polish Order of Virtuti Militari which was established 200 years ago by King Stanislaw August Poniatowski.
It is the highest military decoration awarded for gallantry above and beyond the call of duty.
It is the equivalent of America's Medal of Honor or Britain's Victoria Cross.
Few portraits exist where Marshal Pilsudski does not wear it.
Below left other details on the portrait of Marshal Pilsudski, which help identify him as the subject of the sketch: the Militari Vertuti, the sash, the collar and cuff decorations, the lanyard.

Taken together, with the name of the Polish artist, Zdzislaw Czermanski, who had a record of making sketches of the Marshal, the evidence is bullet proof of who the anonymous officer is.
Pilsudski is Poland's greatest hero of the 20th century. And for good reasons.
Poland had been under Russian rule since it lost its independence in 1795. Pilsudski, and others, started to agitate for reform and independence in the 1880s. He was imprisoned for five years in Siberia and became a revered fighter for Polish independence.
As Europe stumbled into World War I, he plotted his strategy. Far seeing, beyond most Polish leaders, who were for joining the Allied effort against the Germanic countries, he saw that for Poland to win independence from Tsarist Russia it had to play a free hand, staying clear of firmly siding with either the Germanic powers or the Triple Entente of France, Britain, and Russia. He wanted to see Germany defeat Russia and so release Poland from bondage.
When Germany invaded Russia Pilsudski organized Polish units to occupy the Polish areas the Germans "liberated."
He played coy with both Germany - who nevertheless was glad of the Polish support against the Russians - and the Allies. He informed them, though he was fighting Russia, alongside the Germans, to occupy Polish soil, Poles would never fight France or Britain.
When Russia surrendered to Germany in 1917, Pilsudski declared Poland independent. His gamble had paid off.
After the war the Russian Bolshevik government sought to reconquer Poland but Pilsudski repelled the attempt. Poland was recognized as an independent country.
But, with no tradition of democratic government, Polish politicians descended into fractious cabals, which Pilsudski thought endangered the Polish state. He engineered a coup in 1926.
Below Marshal Pilsudski on the Poniatowski Bridge during the coup. It was here that he tried to broker a peaceful solution to his perceived breakdown in government. Ultimately the crisis only ended with shooting and the death of some 400 soldiers and civilians.
But the authoritarian government that was established as a result of his coup became the foundation for the Poland of the 1930s and the Polish Government-in-Exile in World War II.

Poles in Canada - It should hardly be unusual to find a rare original portrait of Jozef Pilsudski in Canada.
There has been steady Polish immigration to Canada since the 1850s, when Poland was under Russian and Germanic rule. After Poland became independent, after 1917 till 1939, when the Nazis overran it, Poles continued to come to Canada. Most settled in the prairies, making Winnipeg Canada's most populous Polish city at the time.
At the end of World War II, when the Allies allowed the Russians under Stalin to overrun Poland and occupy it, most Poles were outraged. Thousands of Poles had fought and died with the Allies to free Poland from Nazi rule. Now Churchill and Roosevelt betrayed them by enslaving them again under their historic enemies.
One who loudly criticized the betrayal was General Kazimierz Sosnkowski rightsporting a Militari Vertuti. Since 1908, he had been Jozef Pilsudski's right hand man and comrade in arms, in the long struggle to win Polish independence from the Russian Czarist Empire, before World War I, and from the Trotsky Bolshevik forces after the War.
During World War II Sosnkowski became a minister in the Polish Government-in-Exile and later Commander-in-chief of the Polish Armed Forces in the West. Having fought the Nazis, he now had to fight for Polish Independence all over again, this time from his supposed friends, and comrades-in-arms, the Allies.



During the war, Poland had committed the fourth largest group of soldiers to the Allied cause, after the Soviets, the British, and the Americans.
Poland was ultimately to lose a higher percentage of its citizens in the war than any other country.
Sosnkowski saw that, in spite of all that, the Allies were secretly willing to sacrifice an independent Poland to Joe Stalin's jackboot behind the Iron Curtain.
When Sosnkowski complained about the obvious, he was dismissed, for voicing the betrayal of Polish sacrifice.
He moved to Canada where, after the war, he became the spiritual head of the Polish expatriate community in North America while Poland suffered under Communist Russia.
Thousands of Polish ex-soldiers settled in Canada, after 1944 through the 1950s. Most settled in Ontario.
Sosnkowski died in 1969, in Arundel, Quebec, 100 km north west of Montreal. He did not live to see an independent Poland, for which he had struggled with Pilsudski, all his life, come into being again, when the Iron Curtain fell, in 1989.
Below Sosnkowski centre, as Commander-in-Chief of the Polish Armed Forces, and left Marian Kukiel (Polish Defence Minister) and Stanislaw Kopanski (Chief of Staff of the Polish Army) in London, in 1944, when the dream, of a liberated and independent Poland, was still alive.
Then came the Allied betrayal... a long exile, and death, in Canada.
His remains were finally interred with other Polish national heroes in St. John's Cathedral, in Warsaw, Poland, left.



Great Canadian Heritage Treasure
A large and fabulous original pencil sketch of a military officer showed up at a recent Toronto auction.
The curator - they all hate anonymous portraits - listed him in the catalogue, as Stalin - for Joe Stalin the Russian Communist dictator - hoping to boost the bidding, and snag an unwary buyer into paying a lot for a nobody he had turned into a celebrity.
Clearly the curator had no clue about what Joe Stalin looked like so why not try the famous Russian.
It could just as easily have been a Rumanian or Bulgarian customs agent, or maybe a Serbian hotel doorman. Perhaps an Albanian brothel guard. Or...
Actually Lord Kitchener might be just as good a choice.
Clearly the chest of medals had to be a first clue. They are not those found on the breast of any British general who favour more circular medals and decorations.
These are a row of mostly crosses of various kinds.
The first one, with twin dark stripes, widely separated, but also with light margins on either side, was obviously carefully drawn by the artist. It had to be a defining clue.
In fact the decoration is found on the breast only of Polish generals as is the unusual lace on the lower arm.
All these, the hat, and the placement of its badge, can be found on photos of none other than Joseph Pilsudski, the most esteemed military figure produced by Poland, and one of the most far-seeing statesmen of 20th century Europe.
Marshal Josef Pilsudski - Zdzislaw Czermanski, c 1935
Orig. pencil sketch - Image Size - 32 x 46 cm
Found - Toronto, ON

b a n k r u t


Jakie jest prawdopodobieństwo bankructwa Polski?

Opublikowane przez Trystero w kategorii Gospodarka, Rynek kapitałowy dnia 04.08.2010 | Komentarze (11) »

Zacznę ten wpis od stwierdzenia, że bardzo nie lubię określenia ‘bankructwo’ w odniesieniu do długu państwowego. Państwa nie bankrutują w sposób w jaki większość ludzi wyobraża sobie bankructwo. Nie ma komornika, licytacji, etc. Bankructwo podmiotu suwerennego oznacza z reguły dwa scenariusze: uzgodnioną z kredytodawcami restrukturyzację warunków kredytowania (zapadalności, oprocentowania, obniżenie kwoty zobowiązań) lub po prostu nie wywiązanie się państwa ze swoich zobowiązań (to z reguły oznacza wypadnięcie tego podmiotu z globalnego rynku kredytowego na wiele lat). Ten drugi scenariusz kończy się zresztą jakąś formą restrukturyzacji jakiś czas później.
W języku angielskim istnieje słowo ‘default’ oznaczające sytuację, w której podmiot nie jest w stanie wywiązać się ze swoich obowiązków jako kredytobiorca (krótko mówiąc: nie spłaca kredytu w uzgodnionym terminie na uzgodnionych warunkach). Myślę, że zdarzenie kredytowe (ZK) dużo lepiej oddaje istotę ‘default’ dla długu państwowego. Istnieje także termin Cumulative Probability of Default (CPD), który określa prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzenia kredytowego w określonym czasie (dla długu państwowego jest to z reguły 5 lat) czyli prawdopodobieństwo bankructwa w tym okresie.
Ktoś może zapytać ‘po co się bawić w obliczanie CPD skoro istnieje płynny rynek credit default swaps, których celem jest odzwierciedlanie ryzyka inwestycji w dany dług?’ Problem polega na tym, że ceny CDS determinowane są przez dwie rzeczy: prawdopodobieństwo zdarzenia kredytowego i tzw. recovery rate czyli odsetek wartości długu, na którym zaszło zdarzenie kredytowe, który kredytodawcy odzyskają. Prawdopodobieństwo bankructwa dla dwóch państw o tej samej cenie CDS na ich dług może być bardzo różne w zależności od oczekiwanej recovery rate. Dlatego CPD wylicza się na podstawie specjalnego modelu.
Obliczaniem CPD dla długu państwowego zajmuje się między innymi CMA. W dniu 5 sierpnia największe prawdopodobieństwo zdarzenia kredytowego dotyczyło długu następujących podmiotów:
Za CMA
Za CMA
Dane dla najbezpieczniejszego długu państwowego, a więc długu o najniższym wskaźniku CPD pochodzą, z końca II kwartału 2010 roku. Będą trochę zawyżone w stosunku do aktualnych – sentyment na rynku długu państwowego zdecydowanie poprawił się w lipcu:
Za CMA
Za CMA
Jak wyglądała sytuacja Polski? Zgodnie z modelem CMA, prawdopodobieństwo zdarzenia kredytowego w Polsce w najbliższych pięciu latach wynosiło około 10,4% na koniec II kwartału 2010 roku. Ten wskaźnik obniżył się o kilkanaście procent do dzisiaj wnioskując po zmianach cen CDS.
Cały raport CMA za II kwartał 2010 znajduje się poniżej. Na samym końcu znajduje się pełna tabela z wskaźnikami CPD.

Podziel się z innymi:
  • Wykop
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • BLIP - Bardzo Lubię Informować Przyjaciół
  • Co-Robie.pl | Co teraz robisz?
  • Wrzuć to na Flakera - powiadom swoich Znajomych
  • grono.net - internetowa społeczność przyjaciół
  • Dodaj link - Linkr.pl - tylko ciekawe linki
  • Polec.pl - Pozytywnie Odjazdowo Lajtowo Elokwentny Content
  • Dodaj wyczajenie
  • Spis.pl - najciekawsze w sieci
  • pinger.pl - Nie taki zwykły blog.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Barclays: Bankructwo Polski prawdopodobne
Autor: Rzeczpospolita
Opublikowal: Chlorofil
2011-01-28 18:17:59

Barclays Capital wieszczy Polsce bankructwo. Zdaniem banku prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest spore, bo rząd nie ma wiarygodnego planu naprawy finansów publicznych. - Polska jest uzależniona od sprzedaży długu i zakupu obligacji przez zagranicznych inwestorów - podkreślają analitycy Barclays rekomendując zabezpieczenia przez niewypłacalnością polskiego rządu.
- Naszym zdaniem inwestorzy powinni kupować polskie CDS (czyli instrumenty finansowe zabezpieczające przed bankructwem dłużnika. Im koszt CDS jest wyższy, tym bardziej inwestorzy obawiają się, że dłużnik może stać się niewypłacalny) - rekomenduje Barclays Capital.

Szczególnie zaleca się nabywanie 10-letnich CDS-ów. - Zwiększają one swoją wartość, gdy rośnie ryzyko pogorszenia kondycji finansowej kraju, a rząd coraz bardziej jest uzależniony od sprzedaży długu i zakupu obligacji przez zagranicznych inwestorów - podkreślają analitycy. Tak pozyskane środki mają pokryć zbyt niskie przychody państwa w stosunku do wydatków.
(...)
Z kolei w ciągu pierwszych jedenastu miesięcy ubiegłego roku zagraniczni inwestorzy zwiększyli posiadanie polskiego długu denominowanego w walucie krajowej o 46,1 mld zł. Zadłużenie Polskie według szacunkowych danych resortu finansów liczone metodą krajową wyniosło w 2010 roku 53,4 proc. PKB, zaś wg. metodologii unijnej 55,4 proc. PKB
Całość tutaj
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


WAŻNE! Bankructwo Polski

Opublikowany w ■ aktualności przez Maciejewski Kazimierz w dniu 23 Lipiec 2010
Polska padła ofiarą gigantycznego oszustwa. Według oficjalnej statystyki oraz doniesień zachodnich ośrodków analitycznych dług publiczny Polski w 2009 roku wyniósł 684 365 mld złotych (wg Eurostatu).
Dane te niewątpliwie pochodzą z polskich ośrodków statystycznych i nie różnią się znacznie od innych oszacowań publikowanych w Polsce.
Tymczasem teraz pada kwota ponad 3 bilionów złotych, czyli blisko 4,5 razy większa!
Co ona oznacza?
Oznacza, że Polska zbankrutowała.
Kwotę ponad 3 bilionów długu Polski podał pracownik Narodowego Banku Polskiego (Janusz Jabłonowski),
co zostało odnotowane zaledwie na kilku stronach internetowych. Nikt ich nie kwestionuje.
Nasze oszacowania niewiele odbiegają od obliczeń Janusza Jabłonowskiego, a więc także nie mamy powodów,
aby w nie wątpić. Problem polega na tym, że nie chodzi o błąd oszacowania, gdyż ten może wahać się w skali najwyżej 2-3%. To ujawnienie statystycznego oszustwa. Na łamach EEM wielokrotnie sygnalizowaliśmy liczne nadużycia
i manipulacje w oficjalnej statystyce rachunku narodowego. Ponieważ jednak tkwimy w systemie politycznym,
w którym „oddolna krytyka” najwyżej może sprowokować represje, a nie korygowanie fałszywej polityki,
to oczywiście nie spotkało się z żadnym odzewem czynników rządowych.
Oszustwa mają to do siebie, że rosną, aby wreszcie eksplodować skumulowanym fałszem. To się właśnie stało.
Społeczeństwo polskie, słabo wyedukowane pod względem społecznym i ekonomicznym, atomizowane
oraz ogłupiane przez dziesiątki lat, może nie wiedzieć jakie jest znaczenie przedstawionej wyżej informacji.
Jej znaczenie jest oczywiste: Polska nie będzie w stanie spłacić horrendalnych zobowiązań zewnętrznych
i wewnętrznych.
A skąd się one wzięły? Na pewno nie przypadkiem i nie z inicjatywy tych lub innych „osobistości”.
Aby tak zniszczyć czterdziestomilionowy (przed niszczeniem) kraj potrzeba było dobrze przygotowanej strategii,
a także zmobilizowania do jej wykonania olbrzymich funduszy i ludzi. W tym ok. 30 tysięcy Polaków,
którzy świadomie dopuścili się działania na szkodę Polski.
Ten wątek musi być wprowadzony do analizy historycznej, która zatrzymała się na wydarzeniach
sprzed dwudziestu lat, a z czasem posłużyła do odwracania uwagi od teraźniejszości.
To jest wątek rozliczeń za zniszczenie Polski, za wielkie oszustwo i uczestnictwo w nim wielu bezrozumnych
lub zdemoralizowanych Polaków.
Teraz zastanawiamy czy informacja Jabłonowskiego jest podyktowana osobistym sprzeciwem
wobec oszukańczych praktyk statystycznych, czy służy przejściu od pełzającej eksploracji zasobów Polski
do ataku spekulacyjnego, który „wieńczy dzieło”. Jedno nie wyklucza drugiego, zaś nerwowość i obserwowany wzrost agresywności ze strony międzynarodowego kapitału finansowego oraz służących mu rządów silnie przemawia za ostatecznym atakiem.
W Grecji to się udało, więc dlaczego ma się nie udać w Polsce, która wydaje się już ubezwłasnowolniona?
Ale czy na pewno może się to udać?
Polacy mogą wreszcie przejrzeć na oczy.
.
monitorekonomiczny.pl
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Kazanie ks.Piotra Natanka z 3.02.2011

Posted by krolowapokoju w dniu 06/02/2011

Proszę posłuchaj


Przed chwilą wróciłem z Pustelni w Grzechyni. Dlatego też nie było wpisów.
Po rozmowie z księdzem Piotrem OZNAJMIAM : Wpis który dokonałem dnia 31 stycznia 2011 roku jest fałszywką. Wpis ten będzie jeszcze 2 dni na mmoim blogu i wywalam do kosza. Tutaj możesz przeczytać ten wpis.
Ksiądz Piotr oznajmił mi że strona http://www.piotrnatanek.pl/ jest fałszywka i nigdy nie była jego stroną. Jedyną stroną właściwą jest strona http://www.regnumchristi.com.pl/
Tak diabeł działa , bo w sumie na tej stronie niby wszystko OK

Egipt etapem do III wojny światowej

Posted by krolowapokoju w dniu 03/02/2011
Przemyślenia
Dawno temu, w siedzibie Masonerii Żydowskiej (Illuminati) w Londynie  centralne kartele bankowe postanowiły, że do zniewolenia ludzkości, muszą użyć podstępu.
Podstęp ten powinien polegać na tym że wspierana w poszczególnych państwach będzie zarówno opozycja jak i rządzący. W tym celu wspiera się mnóstwo lokalnych konfliktów, urzeczywistniając zasadę „dziel i rządź” . Ich główną zasadą jest wykorzystanie kontroli obydwu stron i podsycanie konfliktów aż do bardzo kosztownych wojen. Pierwsza wojna światowa, druga wojna światowa, zimna wojna, wojna w Wietnamie itp. Były wszystkie środkami na zwiększenie ich władzy i bogactwa jednocześnie wyniszczając ludzkość na wiele sposobów przez śmierć , zniszczenie, demoralizację czy dług. Illuminati mogą być na etapie ustalania nowej wojny światowej. Szablon buntów w Tunezji ,Egipcie i potencjalnie w Jordanii czy Arabii Saudyjskiej jest szablonem z rewolucji Irańskiej z 1979 roku. Identyczne figury występują jak w Iranie szach Reza Pahlawi i fanatyczny Islamski ajatollah Chomeini. Obecne figury to Hosni Mubarak i Bractwo Muzułmańskie. Wszyscy światowi liderzy to w istocie figury poubierane w garnitury. Masy nie buntują się, chyba że są organizowane i finansowane przez organizacje  masońskie, jak Bractwo Muzułmańskie, które służą bankierom Illuminati. Tak też było w rosyjskiej czy francuskiej rewolucji. Wydarzenia te są złymi wieściami dla mieszkańców Izraela. To zapowiada kolejne wielkie wojny na Bliskim Wschodzie a być może zapowiedź wojny światowej. Czy są to złe wieści dla przywódców Ameryki czy Izraela, którzy są tak samo masonami jak Bractwo Muzułmańskie??
Nie, najwyżsi przywódcy masonerii chcą wywołać śmiertelny pożar, masoneria islamistów przeciwko masonerii syjonistów. Nie dziwcie się że szatan ma takie pomysły.
Czy zauważyliście, jak spokojnie Izrael zaakceptował Hezbollah w rządzie w Libanie? Tym lepiej dla wojny!
” Trzecia Wojna Światowa musi być wywołana  przez wykorzystanie różnic spowodowanych przez  agenturę w „Illuminati” pomiędzy politycznymi syjonistami i  przywódcami świata islamu „   Więcej na temat Albert Pike
Albert Pike otrzymał wizję, którą opisał w piśmie, które pisał do Mazziniego z dnia 15 sierpnia 1871. Ten list graficznie przedstawia plany dla trzech wojen światowych, które były postrzegane jako niezbędne w celu doprowadzenia One World Order, a my możemy podziwiać, jak trafnie przewiduje, wydarzenia, które już miały miejsce.
Albert Pike pisze że trzecia wojna światowa musi być prowadzona w taki sposób aby świat arabski i państwo Izrael wzajemnie się wyniszczyli. Tymczasem reszta państw świata będzie wciągnięta po różnych stronach do walki aż do całkowitego wyczerpania fizycznego, moralnego, duchowego i ekonomicznego.
W tym momencie wszystkie państwa świata zaakceptują Lucyferiański jeden rząd światowy.
Więc to jest ukryty program, który wyjaśnia reakcje naszych przywódców „na demonstracje w Kairze.
Dramatyczne wydarzenia w Egipcie

Rozliczenie finansowe Orkiestry

Posted by krolowapokoju w dniu 03/02/2011
Kilka liczb, które pomogą uzmysłowić niektórym na czym polega Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Dane na podstawie oficjalnego sprawozdania za 2009 rok.
Zbiórka – 54506270,77 zł
Z czego na pomoc opisaną w statucie fundacji przeznaczno – 28993580,43 zł czyli niecałe 54%
A gdzie jest reszta?????
Fundacja wykazuje dochód w wysokości 14100823,66 zł i oczywiście część środkó1) pójdzie na zorganizowanie Przystanku Woodstock.
Wszystko dostępe jest na oficjalnej stronie WOŚP i można przeczytać i porównać np. z CARITAS.

Natomiast Caritas w 2009 roku zebrało ogółem – 441581695,94 zł
Wydał na pomoc – 435799984,43 zł
Czyli prawie 99% wpływów.
Podsumowując !
Caritas miało 8 razy większe wpływy oraz 15 razy większe wydatki na pomoc niż WOŚP.
Tego chyba nie trzeba tłumaczyć i komentować a każdy o zdrowych zmysłach sam potrafi wybrać kogo należy wspierać!

Orędzie Matki Bożej z 2 lutego 2011 dla Mirjany

Posted by krolowapokoju w dniu 02/02/2011
„Drogie dzieci, zbieracie się wokół mnie, szukacie waszej drogi, szukacie, szukacie prawdy, ale zapominacie o rzeczy najważniejszej: zapominacie modlić się właściwie. Wasze wargi wymawiają niezliczone słowa ale wasz duch niczego nie doświadcza. Błąkając się w ciemnościach, wyobrażacie sobie również Boga samego według waszego sposobu myślenia a nie takiego jakim jest prawdziwie w swojej miłości. Drogie dzieci, prawdziwa modlitwa pochodzi z głębi waszego serca, z waszego cierpienia, z waszej radości, z waszej prośby o przebaczenie grzechów. To jest droga do poznania prawdziwego Boga, a tym samym również do poznania samych siebie, ponieważ zostaliście stworzeni na Jego obraz. Modlitwa doprowadzi was do wypełnienia mego pragnienia, mojej misji tutaj pośród was, jedności w Bożej rodzinie. Dziękuję wam”.

Katastrofa finansów państwa