n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, stycznia 04, 2012

prawdziwa waadza

Pielgrzymi Smoleńscy  Pierwszej Damy

 

02.08.2011, (Autor niniejszego artykułu zastrzegł sobie tymczasową poufność.)
Z napływających materiałów archiwalnych i z akt prowadzonych śledztw, oraz postępowań prowadzonych przez NIK, KGP CBŚ, CBA, SWW i SKW, wyłaniał się obraz istnienia w Polsce "mega władzy" podporządkowanej międzynarodowym grupom przestępczym wywodzącym się ze służb specjalnych państw b. obozu komunistycznego, w rozumieniu definicji nadanej temu zjawisku przez Prokuratora Generalnego Palermo i Szefa Urzędu Prokuratury ds. Walki z Mafią, prok. Roberto Scarpinato. Polska, o czym alarmują m.in. przedstawiciele Parlamentu Europejskiego i jednego z urzędów Komisji Europejskiej do Walki z Mafią i Korupcją, znalazła się w rękach organizacji przestępczej grupującej byłych, oraz nadal czynnych funkcjonariuszy wojskowych służb specjalnych, funkcjonariuszy publicznych zajmujących wysokie stanowiska rządowe, parlamentarne i polityczne, przedstawicieli znanych wolnych zawodów, funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości i prokuratury, przedstawicieli banków i instytucji ubezpieczeniowych i "zwykłych" morderców, gotowych podjąć się każdego zlecenia.
przekazanie akt agenta "REFERANT", ZAI/14-01/76 i agenta instruktora "DOZENT", ZAI/15-01/84, - ocenę lat 1987-2004 ( efektywność i skuteczność w ocenie zadań wynikających z Ustawy R: Nr 61, poz.161, z 14.09.1992 ). Jako termin wykonania 19.05.2006 r.
Widziane z Wiednia "obrazki" wyznaczające cel przygotowywanej pielgrzymki, skłaniają także do wejścia na drogę rozważań przy okazji i w nawiązaniu do publikacji umieszczonej na stronie internetowej Pana Prof. dr hab. Mirosława Dakowskiego treści artykułu, za ukazującym się w Monachium magazynie FOCUS, z dnia 19.04.2010 r., autorstwa J. Hufelschulte.
Obiektem dziennikarskiego zainteresowania, któremu nadano tytuł "Die machen mich fertig? stał się Heiner Wegesin, obywatel RFN, Szef Wydziału ds. Międzynarodowego Terroryzmu i Zorganizowanej Przestępczości, Federalnej Służby Wywiadu (BND), wcześniej jedna z czołowych postaci w Federalnym Urzędzie ds. Ochrony Konstytucji, Szef Wydziału Ochrony w Urzędzie Kanclerza RFN, reprezentujący Federalne Organy Bezpieczesństwa w kontaktach z podobnymi urzędami na całym świecie i przede wszystkim z organami bezpieczeństwa USA i NATO.
Konfrontowani z informacjami wychodzącymi, jak się przypuszcza pod koniec 2005 r. z kancelarii Szefa WSI/ ZAI/13-01/78, M.Dukaczewskiego a od początku 2006 br. z kancelarii Wiceministra Obrony Narodowej RP, Antoniego Macierewicza, kancelarii Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermanna, Szefa Agencji Wywiadu / Służby Wywiadu Wojskowego W.Marczuka, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, J. Kaczyńskiego i w końcu z Biura Komisji Likwidacyjnej WSI kierowanej przez A.Macierewicza, Prokurator Generalny RFN i odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa szefowie BND, BKA, BfV i Urząd Kanclerza Federalnego, zmuszeni zostali do zajęcia niezwłocznie i to w sposób procesowy, stanowiska wobec "nieprawdopodobnego" zarzutu istnienie, co najmniej od 1978 r., w kierowniczych strukturach bezpieczeństwa państwa siatki szpiegowskiej i działalności agenturalnej jednego z najbardziej prominentnych przedstawicieli tych struktur, na rzecz GRU/WSW/WSI, a, w miedzy czasie, także dla STASI.

Stopień wysokości "nieprawdopodobieństwa" pojawiającego się zarzutu, graniczącego z definicją absurdu, powiększały jednak fakty wskazujące, że dokumenty mające świadczyć o konieczności zajęcia się problemem zaoferowano szefom BND i BKA, a następnie Prokuratorowi Generalnemu RFN z kilku źródeł, z których jedno wskazywało na grupę współpracowników WSI, zagrożonych, po rozpoczęciu prac przez Komisję Likwidacyjną ds. WSI, zwolnieniem ze służby, a drugie prowadziło do b. funkcjonariusza STASI, którego przeszłość, prawie w całości, została przedstawiona w powołanym na wstępie artykule tygodnika FOCUS.
Niemal natychmiast, po tym jak do "rąk niemieckich" zaczęły docierać informacje o wyjątkowym znaczeniu oferowanych dokumentów, pojawiło się także pytanie, dlaczego ze strony przedstawicieli państwa - członka struktur obronnych NATO, będącego, na kilku poziomach współpracy operacyjnej w zwalczaniu międzynarodowego retoryzmu i przestępczości zorganizowanej, nie tylko sojusznikiem Republiki Federalnej Niemiec, ale przede wszystkim partnerem we wspólnie podejmowanych operacjach, nie doszło do odpowiedniej wymiany informacji i propozycji podjęcia wspólnie działań weryfikacyjnych, podporządkowanych wyłącznie obowiązkowi uzyskaniu niezwykle prostej w podobnych sytuacjach odpowiedzi.
Prawdopodobnie odpowiedź na to pytanie zawiera się w dokumentach, które dotarły w kopii także do Redakcji Magazynu FOCUS.
Prokuratorowi Generalnemu w Karlsruhe, po blisko dwóch latach śledztwa, nie pozostało nic innego, po tym jak sprawa, uznana za niezwykle tajemniczą, stała się przedmiotem zainteresowania dziennikarzy, jak zapowiedzieć umorzenie śledztwa wobec braku dostatecznych i wiarygodnych dowodów na zaistnienie czynu, oraz nagłej śmierci jednego z głównych świadków, którego wiarygodność wcześniej poddano instytucjonalnie w wątpliwość. Nie bez znaczenia stał się również fakt, że w toku prowadzonego pod sygn. akt: ST 24.1-05019/07 śledztwa nie wskazano wyraźnie podmiotu pokrzywdzonego.
W procesie pozbawiania świadka wiarygodności posłużono się wątpliwymi informacjami, wskazując, że nie mówił on prawdy, kiedy miał się on powoływać na treść rozmów telefonicznych z b. funkcjonariuszami GRU,WSI i STASI.
Ten fragment uzasadnienia postanowienia o umorzeniu śledztwa wydaje się jednak być jednym z najsłabszych argumentów.
Świadek E.Nickol, który w dniu 06.04.2008 r. zmarł nagle "na skutek wystąpienia szoku cukrzycowego", był majorem STASI, współpracownikiem GRU, specjalistą w zakresie wywiadu, dezinformacji, podsłuchu, pozyskiwania agentów i z pewnością znał się na technikach operacyjnych stosowanych przy podsłuchach rozmów telefonicznych przez inne służby.
Z całą pewnością, po tym jak nawiązał współpracę z BND i BKA, w sprawach mających znaczenie, nie prowadził on rozmów telefonicznych za pośrednictwem powszechnie znanego numeru. To samo można było z całą pewnością odnieść do jego "partnerów".
Dlaczego więc skonstruowano pro publico bono tak kruche podstawy umorzenia?
Odpowiedzi szukać prawdopodobnie należy w określeniu sprawy, jako "brisant" i to dla wielu zainteresowanych, względnie wtajemniczonych stron.
Redakcji Magazynu FOCUS zaprezentowano niemieckie tłumaczenia polskich dokumentów sprawy obiektowej "NYMPHE". Ich treść ujawnia nieładny ale też i groźny obraz postępowania instytucji państwa polskiego odpowiedzialnych od 2002 r. za współpracę z podobnymi instytucjami państw sojuszniczych i państw zaprzyjaźnionych.
Na stronach dokumentu oznaczonego, jako protokół przekazania, noszącego datę 21.01.2006 r., nr 172 i miejsce sporzadzenia Warszawa - Ministerstwo Obrony Narodowej - Szefostwo Wojskowych Służb Specjalnych - gen. bryg. Jan Żukowski, zawarto nastepujacy tekst skierowany do Wiceministra Obrony Narodowej, Pana Antoniego Macierewicza.
Agent: "NYMPHE"
Nazwisko: Wegesin Heiner
Zawód: nie wykonuje
Na polecenie Wiceministra Obrony Narodowej, Pana Antoniego Macierewicza przekazuje akta agenta "NYMPHE", ZAI/13-01/78 grupie kontrolerów MON, Pana Marka Wachniek.
W załączeniu:
1.Akta personalne 120 stron
2.Akta informacji 960 stron
3. Akta przekazanych dokumentów 740 stron
4. Akta analizy bezpieczeństwa ( sprawdzenie i kontrola telefonów ) 105 stron
Akta finansowe - dowody wypłat, zostały przekazane z pismem gen.bryg. Janusza Bojarskiego z 27.12.2005 r. wraz z listą agentów z Niemiec i Austrii.
Podpisany: gen.bryg. Jan Żukowski
W dniu 13.03.2006 r., pismem o nr 14, sporządzonym w imieniu MON, przez Wiceministra MON, Antoniego Macierewicza i skierowanym do gen.bryg. Jana Żukowskiego, MON, Szefostwo Wojskowych Służb Informacyjnych, sformułowano następującej treści polecenie.
Jako pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów, Pana Jarosława Kaczyńskiego nakazuje:
1. Agent "NYMPHE"
- opracowanie dokładnej analizy, co do stopnia zgodności z prawdą uzyskanych informacji, oceny informacji, dalsze ich wykorzystanie w celach operacyjnych dla MON, sporządzenie analizy bezpieczeństwa.
- przekazanie akt agenta "REFERANT", ZAI/14-01/76 i agenta instruktora "DOZENT", ZAI/15-01/84,
- ocenę lat 1987-2004 ( efektywność i skuteczność w ocenie zadań wynikających z Ustawy R: Nr 61, poz.161, z 14.09.1992 ).
Jako termin wykonania 19.05.2006 r.
Analiza ta została wykonana przez oficera prowadzącego agenta Pana płk. Krzysztofa Brodę i pełnomocnika likwidacji WSI.
Obszar, mgr. mjr. Grzegorz Damiński.
Ten raport podlega przekazaniu mojemu pełnomocnikowi Panu Markowi Wachniek.
Wiceminister Obrony Antoni Macierewicz.
W jak niebezpiecznym terenie zaczęli się poruszać przedstawiciele władzy po nowym "rozdaniu wyborczym" z września i z listopada 2005 r., niech świadczy inny dokument powstały w dniu 05.10.2006 r. w Warszawie noszący podpis Szefa Służby Wywiadu Wojskowego, Witolda Marczuka.
Na dwóch stronach pisma określonego, jako "tajne" i skierowanego do Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermanna, pod tytułem "Protokół Przekazania", określono zasady współpracy i podziału właściwości pomiędzy Służbą Wywiadu Wojskowego a Służbą Kontrwywiadu Wojskowego.
W tłumaczeniu na język niemiecki dokument ten przybrał następującą postać.
Minister Koordynator ds. Służb Specjalnych
Pan Zbigniew Wassermann
Protokokół przekazania
Ustawa z 2006 r., Dz. U. Nr. 182, poz. 1338, str. 2, reguluje zadania nowopowołanych służb specjalnych SKW i SWW.
Ustawa z 9 czerwca 2006 r. określa zadania Służby Wywiadu Wojskowego.
Zostało ustalone, że Agencji Wywiadu (AW) zostaną przekazani dotychczasowi agenci WSI:
"NYMPHE" Heiner Wegesin
"NEISE" (nazwisko zaczernione) funkcjonariusz Urzędu Ochrony Konstytucji
"BAAL" (nazwisko zaczernione) doradca ukraińskiego prezydenta
Jednocześnie zostaną przekazani także instruktorzy agentów.
Raporty z 19.05.2006 r. dotyczące agentów zostały przekazane Agencji Wywiadu w załączeniu.
W aktach trzech wymienionych wyżej agentów nie występują informacje o ich podwójnej działalności agenturalnej.
Agenci:
"HERMES"
"APOLLO"
będą dalej prowadzeni
Agent "Braun", Gerd ?., nazwisko zaczernione ( pierwsza litera W lub V), kapitan Wojskowej Służby Wywiadu (MAD), Wydział (nazwa zaczerniona), będzie w przyszłości dalej prowadzony przez Służbę Wywiadu Wojskowego (SWW).
Austriaccy agenci:
"Franz Liszt", nazwisko zaczernione,
"Hans Mozer", nazwisko zaczernione,
"Wienerl", nazwisko zaczernione,
oficerowie sił zbrojnych Austrii będą prowadzeni dalej.
"Joachim Strauß" zostanie przekazany do AW.
Agent "Prater", ze względów bezpieczeństwa zostanie przekazany do archiwum.
Agent "Uri" członek szwajcarskich sił zbrojnych, był fikcyjnie prowadzony przez pułkownika Sigmunda Marotz, w zamiarze wzbogacenia się dewizami. W tym przypadku zostanie on postawiony w stan oskarżenia przed Sądem Wojskowym w Warszawie.
Wszyscy agenci muszą się z tym liczyć, że mogą zostać zdradzeni przez byłych oficerów WSI.
Do dzisiejszego dnia nie są jednak znane takie przypadki.
Zostało postanowione, że wyżej wymienieni agenci zawieszą swoją działalność do 2008 r.
Zostało zabezpieczone, że po tym czasie będzie mógł zostać podjęty kontakt z tymi agentami.
Szef SWW
Witold Marczuk
W świetle zapisów "polecenia przekazania" uznać należało, że ich autor zupełnie słusznie dopuścił założenie, iż wobec rozpoczęcia "procesu likwidacji WSI" pojawić się mogą przypadki "zdrady tajemnicy służbowej" ze strony b. funkcjonariuszy WSI, lub osób mających dostęp do materiałów operacyjnych gromadzonych przez WSI, a wcześniej przez WSW i służby państw zaprzyjaźnionych.
O motywach nie wspominano, ale oczywistym musiało się wydawać, że zarówno "niskie pobudki natury materialnej" jak i wyższe, w celu utrzymania się przy władzy, lub jej ponowne odzyskanie, stać się mogły bardzo poważnym zagrożeniem dla dalszego funkcjonowania państwa i losów jego obywateli.
Przyglądając się bliżej uwagom autora "polecenia przekazania" W.Marczuka i uzgadniającego z nim treść tego dokumentu Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermanna, trzeba jednak zauważyć, że obaj ci "wysocy" funkcjonariusze państwowi przeoczyli fakt, odnotowany w korespondencji z czerwca i września 2006 r. pomiędzy Biurem Wiceministra Obrony Narodowej reprezentowanym przez mgr.mjr. Grzegorza Dymińskiego, Szefem Służby Wywiadu Wojskowego, W.Marczukiem i Ministerstwem Obrony Narodowej - Szefostwem WSI, reprezentowanym przez gen. bryg. Janem Żukowskim w sprawie dotyczącej bezpośrednio "agenta NYMPHE". Z treści pojawiającej się "wymiany notatek" wynikało, bowiem, że w grze, do której się przyłączyli i nad którą chcieli zapanować, partyturę musieli trzymać dalej funkcjonariusze GRU, obecny cały czas w Warszawie i urzędujący w Moskwie.
Rozpoczynając, zatem operacje "likwidacji WSI" osoby skupione wokół obu braci Kaczyńskich musiały sobie zdawać sprawę z tego, że ostrze tej "operacji" musiałoby zostać skierowane w pierwszym rzędzie przeciwko "rezydenturze GRU" w Polsce i sieci agentów, podporządkowanych przede wszystkim Moskwie. Dopiero w rzędzie drugim i następnych było miejsce dla WSW/WSI/STASI, itd.itp.
Osoby te powinny były także "świadomie wiedzieć", że wyznaczone już w kampanii wyborczej 2005 r. zadanie, musiałoby doprowadzić do zderzenia z interesami całkiem licznej grupy b. funkcjonariuszy WSW i STASI, wywodzących się z Operativgruppe Warschau, pewnej szczególnej formacji operacyjnej, której celem było zabezpieczenie po 1980 r. "wspólnych" interesów GRU,WSW i STASI w Polsce i poza jej granicami, w odpowiedzi na rodzący się opór społeczeństwa polskiego, co jak powszechnie wiadomo, doprowadziło do powstania "ruchu solidarności". Już mniej powszechnie znany jest jednak fakt, iż w operacji zniszczenia "solidarności" i zastąpienia jej "transformacją ustrojową", jedną z czołowych ról odegrała właśnie OPERATIVGRUPPE Warschau.
Po tym jak zamiar likwidacji WSI po wygranych w 2005 r. przez obu braci Kaczyńskich wyborach parlamentarnych i prezydenckich zaczynał przybierać kontury, Wiceminister Obrony Narodowej, A.Maciarewicz, Minister Koordynator ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermann, Szef Agencji Wywiadu i Szef Wywiadu Wojskowego, W.Marczuk, a następnie obejmujący po małym intermezzo funkcję Prezesa Rady Ministrów, J.Kaczyński, oraz pośrednio Prezydent RP. L.Kaczyński, zapoznani zostali z dokumentami ujawniającymi zadania Operativgruppe Warschau w Polsce, powstałymi w okresie od 1980 r. do 1990 r.
Wśród dokumentów, które w kopii i w oryginałach mogli wymienieni wyżej funkcjonariusze analizować, znalazły sie m.in.:
- tekst porozumienia pomiędzy Ministrem ds. Bezpieczeństwa Państwa (DDR) a Ministrem Spraw Wewnętrznych (PRL) o powołaniu w Warszawie Operativgruppe des MfS i wyznaczeniu pierwotnie siedziby na terenie Botschaft der DDR w Warszawie;
- tekst meldunku operacyjnego z dnia 14.03.1986 r. odnoszący się do współpracy organów bezpieczeństwa PRL i DDR i narady dotyczącej operatywnej współpracy organów bezpieczeństwa obu państw "na lini USA". Ze strony polskiej uczestniczyli w niej, ppłk. Andrzej Kapkowski i mjr. Andrzej Głowacki. STASI było reprezentowane przez gen. Wilkes i gen. Dahm;
- tekst meldunku, noszącego oznaczenie 1099/87, sporządzonego w języku rosyjskim na polecenie Ministra Spraw Wewnętrznych PRL i przesłanego w dwóch egzemplarzach, po jednym dla GRU i STASI, w którym zawiadamiano, że: "dla poprawy współpracy z organami bezpieczeństwa krajów socjalistycznych, został powołany przy Gabinecie Ministra Spraw Wewnętrznych PRL Wydział ds. Stosunków Międzynarodowych. Na stanowisko Kierownika Wydziału został powołany towarzysz mjr. Zbigniew Chwaliński, Współpracownik aparatu centralnego Ministerstwa".
To tylko trzy dokumenty z liczby kilkuset innych, z którymi Z.Wassermann, A.Maciarewicz, W.Marczuk i pozostali powinni byli się zapoznać, zanim przystąpili do "likwidacji WSI".
Czy się "świadomie zapoznali"?
Jeżeli agenci, których oznaczenia występują na stronach, co najmniej kilkuset dokumentów sporządzanych pierwotnie przez WSW, a później przez WSI, rzeczywiście istnieli, względnie dalej istnieją, a nie stali się wytworem instrumentalnej fantazji jakiegoś tam płk. Sigmunda Marotza, to powołana przez Ministra Obrony Narodowej "Komisja Likwidacyjna WSI" powinna była ten fakt uwzględnić w swoich pracach.
Tym bardziej, że z akt, które Wiceminister Obrony Narodowej, A.Maciarewicz, a zanim Minister Koordynator ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermann, zażądali od gen.bryg. J.Żukowskiego na temat "agenta NYMPHE", na przykładzie wyraźnie zindywidualizowanej sprawy obiektowej ujawniał się obraz zupełnego podporządkowania WSW/WSI kierownictwu GRU i strukturom, prawie przestępczym, powstającym po likwidacji STASI.
Likwidacja ta przybrała zresztą groteskowe formy, na co zwrócili wielokrotnie uwagę dziennikarze znanych i poważanych tygodników niemieckich, podkreślając, że co najmniej kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy b. STASI, pomimo wyraźnego zakazu ustawowego, znalazło po 1991 r. zatrudnienie w organach policji, Federalnego Urzędu Kryminalnego, Urzędu ds. Ochrony Konstytucji, Federalnej Służby Wywiadu i Służby Ochrony Państwa (Staatsschutz)
Konstatacja powyższego zjawiska, powinna skłaniać do bardziej poważnego podejścia do wysiłków różnych politycznych środowisk w Polsce, które poparły "program likwidacji WSI", po piętnastu latach bezradności na tym polu państwa polskiego i bierności społeczeństwa.
Publikacja "raportu o działaniach WSI", więcząca prace Komisji Likwidacyjnej WSI nie stała się jednak przełomem. Wbrew oczekiwaniom i na przekór kalkulacjom projektowanym w najbliższym otoczeniu obu braci Kaczyńskich, determinacja zespołu kierowanego przez A. Macierewicza, stała się początkiem operacji, której najbardziej dramatyczny okres przypadł na miesiące poprzedzające "katastrofę smoleńską".
Widziane z pewnej perspektywy zdarzenia, których źródeł można doszukiwać się w otoczeniu osób występujących oficjalnie w imieniu WSI i "WSI w likwidacji", w korespondencji wymienianej z Wiceministrem Obrony Narodowej, A.Maciarewiczem, Ministrem Koordynatorem ds. Służb Specjalnych, Z. Wassermannem i Szefem Służby Wywiadu Wojskowego, W.Marczukiem, pozwalają na wysnucie tezy, że bezpośrednio po "rozpędzeniu" we wrześniu 2007 r., w wyniku sztucznie wywołanego kryzysu parlamentarnego, Rządu Premiera J.Kaczyńskiego, podjęta została decyzja o pozbawianiu L.Kaczyńskiego Urzędu Prezydenta i likwidacji, także fizycznej, tzw. ośrodka prezydenckiego.
W jednym z dokumentów, z którym mogli się zapoznać w kopii dziennikarze magazynu FOCUS i z pewnością przedstawiciele Bundesanwaltschaft in Karlsruhe, znalazło się zdanie, mówiące o wyznaczeniu terminu końcowego operacji, po którym "cała władza powinna wrócić w ręce rad". Z treści informacji zawartych w innych, dostępnych w kopiach, dokumentów wynika, że autor przesłania, wywodzącego się z okresu "wczesnego Lenina", miał na myśli "rządy obu braci Kaczyńskich", rozumiane, jako dalsze istnienie instytucji publicznych, na których czele postawieni zostali po 2005 r. "ludzie PiS"
Trzeba przyznać, że obaj bracia Kaczyńscy znacznie się przysłużyli powstaniu planu, który miał doprowadzić do ich "politycznego i fizycznego końca".
Po jednej stronie, ogromnym ułatwieniem stała się dramatycznie błędna polityka personalna, uprawiana przez nich już w 1992 r., a później powtarzana w 2000 r. i po 2005 r., zarówno na poziomie rządowym i administrowania gospodarką jak i w organach władzy państwowej podporządkowanych Prezydentowi RP.
Wielokrotnie ujawniany krańcowy brak profesjonalizmu i nade wszystko demonstrowana arogancja w symbiozie z oportunizmem i to w odniesieniu do osób o nieposzlakowanej opinii, prowadziły do rozpowszechniania się nawyków, którym przyzwoici ludzie nie mogli i nie chciały sprostać.
W powodzi zachowań stawiających nie jeden raz na " promocję prywaty i miernoty? inicjowanych od środka, pomniejszać się musiał krąg ludzi zaufanych i przekonanych do politycznych pomysłów obu braci Kaczyńskich.
Postępowała izolacja i "wystawienie" celu będącej w toku realizacji operacji specjalnej.
Po drugiej stronie jednak, i zjawisko to było z największym "przerażeniem" obserwowane przez przeciwników dalszej obecności na politycznej scenie obu braci Kaczyńskich, których aktywność odbierano nie tyle "w światłach tego co robili, czasami nie wiele robili, ale w obawie przed możliwą explozją strumieni niezliczonej ilości świateł, wywołanych przez Prezydenta RP i podległe mu jeszcze instytucje państwowe, rzuconych na najnowszą historię Polski i ciążąca coraz bardziej rzeczywistość", zdawano sobie sprawę, że w "drodze" znajduje się publikacja dokumentu, którego treść będzie "wypowiedzeniem wojny" dominium służb specjalnych, "new policy and ekonomy made from PRL?.
Dla inaczej myślących, koniecznym jest przypomnienie, że w historii Polski były już takie "publikacje" , które zdecydowały o jej losach. W Konstytucji 3Maja znalazły się postanowienia, których caryca Katarzyna i jej "pruski wspólnik", informowani przez "służby", nie mogli przetrawić.
Pozostaje poza terenem dywagacji fakt, że po przegranych we wrześniu 2007 r. wyborach parlamentarnych, przegranych "na własne zamówienie", w Urzędzie Prezydenta RP doszło do kilkunastu narad w tzw. najbliższym kręgu osób zaufanych. Lista obecności jest znana. Pokrywa się ona niestety, z wyjątkiem czterech nazwisk, z listą ofiar "tragedii smoleńskiej". Znane są także tematy narad u Prezydenta RP.
O czym zatem mogą i powinni sobie przypomnieć ostatni żyjący współpracownicy sp. Prezydenta RP L. Kaczyńskiego?
Być może, o istnieniu dokumentacji powstałej na polecenie sp. Prezesa NBP, J.Skrzypka, której ujawnienie kilka razy odkładane, zostało zaplanowane na pierwsze tygodnie zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Zawarte tam informacje wskazywały na podporządkowanie polskiego systemu bankowego i ubezpieczeń społecznych kontroli GRU i WSI. W konsekwencji, najbardziej znane banki i instytucje ubezpieczeniowe w Polsce poddane zostały kontroli , lub, w bardzo udokumentowanych przypadkach, powstały jako emanacja i produkt operacji finansowych GRU/WSW/WSI/STASI prowadzonych w Polsce już od 1987 r.
W aktach Operativgruppe Warschau, będących w posiadaniu niemieckich organów bezpieczeństwa, można znaleźć nazwiska wszystkich bez wyjątku b. funkcjonariuszy SB i WSW, typowanych do zadań specjalnych i zatwierdzanych jako "osoby zaufania" w centrali STASI w Berlinie i GRU w Moskwie. Można przypomnieć i z przerażeniem poznać treść korespondencji w tym zakresie pomiędzy Ministrem Bezpieczeństwa Państwa DDR, E.Mielke, a jego odpowiednikiem w PRL, ministrem w kilku rolach, C.Kiszczakiem.
Co, nie mniej ważne odnotowania, korespondencja ta była prowadzona primar w języku rosyjskim, dla wielu uczestników tych wydarzeń, w języku ojczystym.
Rodowód polskich "znanych banków" to chronologia operacji przestępczych, w których wyznaczone przez GRU/WSW/WSI/STASI role odegrali i odgrywają osoby publicznie znane, lub osoby, których identyfikacja, prowadząca w tym samym kierunku, mogłaby zostać bez trudu przeprowadzona. Historia najnowszej polskiej bankowości, o czym miały zaświadczyć dokumenty gromadzone przez sp. Prezesa NBP, J.Skrzypka, to pasmo gigantycznych fikcyjnych operacji, zwanych kreatywnym lub pustym przepływem środków finansowych, w wyniku, czego "zadaniowo" wykreowano "puste instytuty finansowe", które, zanim upadną, lub znajdą kolejnego właściciela, Państwo Polskie będzie musiało dokapitalizować dziesiątkami miliardów EURO.
To trwający proces realizacji operacji "zarządzania długami, lub poprzez długi". Nowej doktryny politycznej prowadzącej do przejmowania kontroli nad całymi państwami przez nowo powstające ośrodki władzy, których centra lokowane są poza granicami państwa polskiego i poza zasięgiem woli obywateli tego państwa.
Przykłady są już znane i można je opisywać, jako "model hiszpański", lub "model grecki". Punktem wyjścia jest gwałtowne zadłużanie państwa kosztem biednych i najbiedniejszych, do których mają dołączyć średnio zamożni. Sukcesem ma być nowy typ społeczeństwa, w którym dominować będą bogaci i biedni. A więc podział na ciągle się bogacących i coraz więcej bezradnych.
Nie wolno mylić. Bogaci, kształtujący władze będą coraz bardziej bogaci. Ich liczba nie będzie się zwiększać. Zostaną zahamowane drogi awansu majątkowego, zawodowego i społecznego "klasy średniej", zawsze najbardziej rewolucyjnej, której przedstawiciele, w pierwszym rzędzie "wolne zawody" i inteligencja, spychane będą i już dawno są, w dół, w szeregi "Fußvolk". Najnowsze wydarzenia właśnie z teatrów hiszpańskiego, greckiego i belgijskiego powinny przypomnieć, że "lud pieszy" sam, niezależnie od liczebności, nie jest żadnym zagrożeniem dla władzy będącej bezpośrednią emanacją pieniądza, własności i stale obecnych służb specjalnych. Niepokój na "dole" to kilka punktów procentowych więcej w oprocentowaniu ciągle pogłębianej zależności kredytowej. To dodatkowy zysk mających władzę i rosnący paraliż środków publicznych. W ostatnich dwudziestu latach istnienia "Polski Transformowanej" wytworzył się nowy zabójczy typ moralności, odrzucający w całości cały dorobek pokoleń wychowywanych mniej lub bardziej świadomie na twórczości i postawach Józefa Mackiewicza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i kilkudziesięciu innych wielkich Polaków, skazanych z przyzwolenia "ludu pieszego" na zapomnienie i exmisje z polskiej pamięci.
Ich miejsce zajęli osobnicy, których akta można poczytać w instytucji kierowanej przez Bundesbeauftragte für die Unterlagen des Staatssicherheitsdienst des ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik, mieszczącej się przy ul. Karl-Liebknecht-Str.31-33, 10178 Berlin.
To archiwum, którego jeszcze istnienie denerwuje i "mocno szkodzi". Można tam wyczytać jak powstawały "polskie duże banki", którzy oficerowie z WSW i SB i STASI prowadzili przyszłych "wybitnych polskich bankierów i ekonomistów"- w jednym z ciekawszych przypadków oficerem prowadzącym "wybitnego" polskiego bankowca i ekonomistę, ba polityka, o powszechnie akcentowanym i kojarzonym nazwisku, który po 10.04.2010 r. został przypomniany, był zwykły major WSW. Zresztą "prowadził" on także małżonkę tego "bankiera" i żeby było do kompletu także jego brata. Cała trójka wyprowadzona została na poziomy, gdzie "lud pieszy" i byle, jaka opozycja nie mają wiele do powiedzenia. Po 10.04.2010 r. zupełnie nic. A przecież wystarczyłoby jedno dobrze przygotowane wystąpienie b. Prezesa Narodowego Banku Polskiego sp. S.Skrzypka.
To mogło być wspólne wystąpienie ze sp. J.Kurtyką, b. Prezesem Instytutu Pamieci Narodowej i sp. A.Szczygło, b. Ministrem Obrony Narodowej i b. Szefem Biura Bezpieczenstwa Narodowego. W oparciu o posiadane dokumenty, zebrane w ilości kilku tysięcy kart, m. in. w toku prac "Komisji Likwidacyjnej WSI" i wykonując postanowienia ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, obaj nieżyjący już funkcjonariusze państwowi posiedli ogromną wiedzę o istotnych wadach funkcjonowania Państwa i antypaństwowej roli służb specjalnych po 1990 r.
Punktem wyjścia dla kilku zdań komentarza powinno być jednak ujawnienie treści dokumentu znanego przed 10.04.2010 r. obu wyżej wymienionym funkcjonariuszom państwowym.
Z dniem 27.12.2005 r. gen. bryg. Marek Dukaczewski, występujący w imieniu Ministerstwa Obrony Narodowej, Szefostwa Wojskowych Służb Informacyjnych, skierował do Z-cy Szefa Obrony Narodowej, Pana Antoniego Macierewicza następujące pismo, zatytułowane, jako "notatka".
Notatka
z prywatnej rozmowy pomiędzy gen.bryg. Markiem Dukaczewskim a gen. bryg. Januszem Bojarskim z 27.12.2005 r.
Rozmowa była potrzebna na wzgląd poprzedników obcokrajowców:
"Neptun" (płk. Jan Erik Andersen, Wojskowy Kontrwywiad,Dania).
"Nymphe" (Heiner Wegesin, Niemcy, obecnie bezrobotny).
"Neise" ( nazwisko zaczernione, pracownik Landesamt für Verfassungschutz Brandenburg).
"Apollo" (nazwisko zaczernione).
"Hermes" (były pracownik Bundesinnenministerium Deutschland)
"Baal" (nazwisko zaczernione, doradca ukraińskiego prezydenta).
"Jochan Strauss" (Gernot Rumpold, pracownik u Jörg Heider).
"Franz Liszt" (nazwisko zaczernione).
"Hans Moser" (nazwisko zaczernione).
"Prater" (nazwisko zaczernione).
"Wienerl" (nazwisko zaczernione).
Pomimo nadchodzącego rozwiązania WSI musi być zagwarantowane bezpieczeństwo źródła.
Dlatego też następujące postanowienia Pana Macierewicza.
Przeniesienie poprzedników razem z kierownikiem zdarzenia do oddziału specjalnego.
Ująć wszystkie źródła i oficerów z czasowego punktu reklamy i pisemnego projektu Pana Macierewicza.
Przekazanie wszystkich akt łącznie z materiałem z archiwum WSI.
Przekazanie wszystkich dokumentów oddziału Studiów i Analiz jak także WSW i WSI.
Prawne wojskowe pouczenie wszystkich żyjących WSW i WSI oficerów o konsekwencjach prawnych w przypadku przekazania dalej informacji.
Wraz z zakończeniem notatki nastąpi przekazanie źródła.
Gen. bryg. Marek Dukaczewski
Gen. bryg. Janusz Bojarski
W tym samym czasie, kiedy miało dojść do "prywatnej rozmowy" obu generałów i przkazania Wiceministrowi Obrony Narodowej, A. Macierewiczowi dokumentacji WSW i WSI, przedmiotem innych uzgodnien było określenie terminu pozbycia się "obu braci Kaczyńskich i powoływanych przez nich funkcjonariuszy" z obszaru działalności publicznej i politycznej.
Przekazywane do biura Wiceministra Obrony Narodowej, A.Macierewicza, informacje poddane zostały, o czym świadczą inne dokumenty, analizie pod kątem ich wiarygodności i porównane z dokumentami gromadzonymi przez IPN, a z chwilą objęcia funkcji Prezesa Instytutu Pamięci przez sp. J.Kurtykę z zasobami przekazanymi zgodnie z ustawą do "działu zastrzeżonego" IPN, gromadzącego materiały obejmujące "operacje bieżące", lub będące w toku, względnie tylko zawieszone.
Na ich podstawie osoby z najbliższego kręgu współpracowników obu braci Kaczyńskich, których nazwiska z dwoma wyjątkami znalazły sie później na "liście smoleńskiej", podjęły trud "oszacowania" stopnia infiltracji i instrumentalizacji najważniejszych organów państwa, w tym organów bezpieczeństwa, zapewniających prawidłowość funkcjonowania podstawowych i strategicznych sektorów gospodarczych, ze strony WSI, rezydentury GRU i struktur przestępczych powstałych po rozwiązaniu STASI.
Po powołaniu uchwała sejmowa Komisji Likwidacyjnej WSI, prace zespołu gromadzącego się w siedzibie Prezydenta RP zostały rozszerzone o analizę materiałów napływających do Komisji i wnioski formułowane w toku prac przygotowujących "Raport o Likwidacji WSI". W krótkim czasie musiano się zorientować, że zakres prac Komisji określony treścią uchwały, nie mógł być zachowany. Z napływających materiałów archiwalnych i z akt prowadzonych śledztw, oraz postępowań prowadzonych przez NIK, KGP CBŚ, CBA, SWW i SKW, wyłaniał się obraz istnienia w Polsce "mega władzy" podporządkowanej międzynarodowym grupom przestępczym wywodzącym się ze służb specjalnych państw b. obozu komunistycznego, w rozumieniu definicji nadanej temu zjawisku przez Prokuratora Generalnego Palermo i Szefa Urzędu Prokuratury ds. Walki z Mafią, prok. Roberto Scarpinato. Polska, o czym alarmują m.in. przedstawiciele Parlamentu Europejskiego i jednego z urzędów Komisji Europejskiej do Walki z Mafią i Korupcją, znalazła się w rękach organizacji przestępczej grupującej byłych, oraz nadal czynnych funkcjonariuszy wojskowych służb specjalnych, funkcjonariuszy publicznych zajmujących wysokie stanowiska rządowe, parlamentarne i polityczne, przedstawicieli znanych wolnych zawodów, funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości i prokuratury, przedstawicieli banków i instytucji ubezpieczeniowych i "zwykłych" morderców, gotowych podjąć się każdego zlecenia.
Już w trakcie pisania Raportu o Likwidacji WSI podjęto decyzje o przygotowaniu dla Prezydenta RP, w formie "aneksu" bardziej poszerzonej i dokładnie udokumentowanej analizy źródeł pogłębiającej się zapaści gospodarczej i politycznej państwa. Z docierających do Komisji i Prezydenta RP materiałów wyłaniał się obraz instrumentalnie pogłębianej izolacji państwa polskiego na arenie międzynarodowej i wzrastającej zależności obywateli od międzynarodowych instytucji finansowych i politycznych.
W rozwoju było "drugie państwo", którego filary wyłaniały się z "państwa staniu wojennego"
W dokładnie dokumentowanych przypadkach należało przyjmować do wiadomości i stawiać pytanie, czy ujawniać i jak, że państwowe i publiczne instytucje administracyjne, gospodarcze i polityczne Państwa Polskiego, podejmowały działania na szkodę Komisji Europejskiej, międzynarodowych umów w zakresie bezpieczeństwa państw Unii i ich naczelnych organów, wyznaczających wspólne cele w zwalczaniu obcej agentury i mafii.
Nie tylko podejmowały, ale kontynuowały one operacje "specjalne" skierowane np. przeciwko Republice Federalnej Niemiec, Austrii, Danii i USA, rozpoczęte w 1978 r. Wypracowane w okresie stanu wojennego i przeniesione w czasie dochodzenia do tzw. transformacji ustrojowej, albo, jak kto woli do "okrągłego stołu" metody "pracy operacyjnej" przybrały postać "nowego otwarcia" w stosunkach z krajami Państw Unii i NATO.
U części funkcjonariuszy, szczególnie tych, mogących się czuć zagrożonymi wynikami ustaleń rozpoczynającej działalność Komisji Weryfikacyjnej WSI, dla których, jak w przeszłości "tajemnice służbowe" były na sprzedaż, pojawić się musiał pomysł operacji handlowej, której sprawne przeprowadzenie miało przynieść milionowe zyski. Natomiast koszty "własne" przedsięwzięcia miały obciążyć przeciwników politycznych, realnych, lub wystawionych. W planach operacji, której przedmiotem była oferta sprzedaży sieci agentów działających jak się wydaje, m.in., od co najmniej 1978 r. w otoczeniu Kanclerza RFN, w kierownictwach Urzędu Ochrony Konstytucji, Federalnej Służby Wywiadu, Federalnego Urzędu Kryminalnego, itd. nie uwzględniono jednak dwóch istotnych elementów.
Po pierwsze, że "materiał?, którym zamierzono się posłużyć nie był własnością polskich służb specjalnych. Jego dysponentem nie mogły być WSW/WSI, o czym świadczy stała obecność GRU i STASI, lub ich następców w Warszawie.
Po drugie, osoby zainteresowane komercyjną częścią operacji, nie uwzględniły w swoich planach faktu, iż pod koniec 2005 r. w kierownictwie zagrożonych likwidacją WSI rozpoczęto realizacje operacji odzyskiwania, traconej po 23.09.2005 r. władzy.
Na istnienie właśnie tak opracowanego scenariusza wskazują informacje zawarte w kopiach dokumentów, których treść, bliżej nieznani dysponenci ujawnili w kilku miejscach i w kilku instytucjach, znajdujących się poza granicami Polski.
Zastanawiać powinien przy tym jednak fakt, że o istnieniu takiego scenariusza, mógł wiedzieć Witold Marczuk, nowo i na krótko powołany Szef Agencji Wywiadu i Szef SWW. Wydaje się, że on sam mógłby najlepiej zinterpretować znaczenie informacji zawartych w tekstach kopii kilku dokumentów sporządzanych przez niego lub w jego imieniu.
W jednym punkcie, osoby, zajęte poszukiwaniem nabywcy na "Brisantmaterial", nie zdając sobie sprawy z charakteru i znaczenia decyzji podejmowanych przez osoby kojarzone z ścisłym kierownictwem WSI, przyjęły zupełnie błędne założenie.
Pomyliły się w ocenie siły determinacji i stopnia woli zreformowania "III Rzeczypospolitej", u przedstawicieli obozu zwanego niepodległościowym.
Można poddać byłoby dyskusji tezę, że zbyt bardzo i dosłownie zawierzyły przedwyborczym deklaracjom i powyborczym zapowiedziom.
A priori, przypisały konstruowanej po wrześniu 2005 r. "na skróty" koalicji profesjonalizm tam, gdzie go nie było.
Obawiały się zagrożenia witalnych interesów formacji rodem z okresu Informacji Wojskowej.
W istocie rzeczy pomyliły się w ocenie własnej siły. Być może, zwyczajnie i po prostu, przeszły do porządku dziennego nad wymową faktów z niedalekiej przeszłości, które tutaj należałoby zinterpretować w następującym stylu.
W okresie finalizowania "umowy stulecia" lub "drugiego przejęcia władzy" w lutym 1989 r. połączone siły służb specjalnych w Polsce liczyły ponad 1 mln. funkcjonariuszy i tajnych współpracowników.
W tym czasie w DDR, w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwa ( MfS), w podobnych rolach występowało 178 tys. funkcjonariuszy i 94 tys. tajnych współpracowników. W pozostałych ministerstwach, w tym w Ministerstwie Obrony Narodowej i w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, które nie było tożsame z MfS, zajęcie znalazło łącznie ponad 200 tys. funkcjonariuszy bezpieczeństwa, nadzorujących nieznaną bliżej do dzisiaj liczbę osób występujących, jako tajni informatorzy i pracownicy operacyjni. W tej grupie znajdowali się bez wyjątku prokuratorzy, sędziowie i pracownicy administracyjni.
Według innych danych, dostępnych nadal nie wiadomo, po co i dla kogo, w państwie, DDR dla "aparatu bezpieczeństwa" pracowało 10% społeczeństwa!
Czy to dużo? Z punktu widzenia oceny celów "aparatu" po 1989 r., którego nie dotknęło w zasadzie żadne rozliczenie, to ważne, dla zrozumienia źródeł sytuacji, w której znalazła się po 1989 r. "ponownie nieprodległa Rzeczypospolita", To był ten kamien wegielny nie tylko pod nowe zjednoczone Niemcy ale też i nowy układ sił w Europie u schyłku wieku.
Powołujący się, w wirze ustaleń okrągłostołowych na "bohaterską przeszłość opozycyjną" działacze, nawet nie spróbowali zmierzyć się z "aparatem ucisku" i jednym z jego produktów "stanem wojennym".
W Polsce nie są znane, dostępne ale w Berlinie, dokumenty świadczące o prekursorskiej roli Informacji Wojskowej/WSW/WSI w realizacji, wyznaczanych przez inne zaprzyjaźnione służby, nowych "narzędzi ucisku i ubezwłasnowolnienia, czyt. "muzułmanienia", całego społeczeństwa".
"Stan wojenny", "ośrodki internowania", "zamrożenie kont", "otwarcie gospodarcze na zachód", FOZZ, etc. były częścią experymentu, zakończonego sukcesem, o którego częściach składowych rozważano już w 1953 r. Analizowano różne warianty. Zawsze jednak w aspektach utrzymania stałej kontroli nad gospodarką, w dążeniu do maxymalizacji zysków, nadając operacjom, których zastosowanie rozważano, miedzynarodowy charakter.
Zasadnicze uchwały i następujące po nich rozkazy kończyły się najczęściej pozdrowieniem przesyłanym w imieniu zawsze podziwianego "Feliksa Edmuntowicza".
W dniu 4 czerwca 1989 r. społeczeństwo polskie nie stało się "wolne i niezawisłe". Bardziej uważni i odważni jego przedstawiciele, znaleźli się w sytuacji wywołanego konfliktu z organizacją "przestępczą" liczącą, co najmniej 2 mln. gotowych do popełnienia każdego draństwa "żołnierzy", określenie zapożyczone ze skarbnicy języka mafii, ukształtowanych np. w Oranienburgu, czy też w Legionowie, w kulcie do spuścizny " Feliksa Edmuntowicza". Nie przezwyciężono i, broń boże, nie pokonano żadnej "komuny". Czerwiec 1989 r. to początek kolejnej operacji służb specjalnych, której obrazu nie przesłonią nieudolne, lub bardzo nieudolne, chaotyczne próby włączenia się w nurt wydarzeń politycznych, podejmowane od stycznia 1992 r., po listopadzie 1997 r., w 2000 r. i w 2005 r., środowisk określających się jako "niepodległościowe", zakończone całkowitą klęską polityczną we wrześniu 2007 r. i eliminującą do końca, tego środowiska "Tragedią Smoleńską", z 10.04.2010 r.
Można o tym różnie pisać i jeszcze więcej myśleć. Znaczna część społeczeństwa - to za mało powiedziane - większość społeczeństwa, zarówno w pisaniu jak i w myśleniu "przeszła" już na stronę wyznaczoną mu w dniach poprzedzających "okrągły stół". Znaleźli w odległych rzędach "sali kinowej", wywoływani czasami do przodu w chwilach, kiedy "władza" potrzebowała statystów. Niektórym całkiem na poważnie wydało się, że są VIP - mi. Jak tragicznie się pomylili, o tym właśnie przyszło porozmyślać po 10.04.2010 r.
Licząc się w końcu z zupełną kompromitacją w nadchodzących wyborach prezydenckich, po zupełnie niepotrzebnie wywołanych wyborach parlamentarnych we wrześniu 2007 r. środowisko określające się jako niepodległościowe i naturalnie patriotyczne, zawęziło swoje szeregi do "pałacu prezydenckiego" i resztek instytucji publicznych będących jeszcze w zasięgu wpływów Prezydenta.
Bez wątpienia determinacja w poszukiwaniu odpowiedzi na zbliżające się "Okopy Św. Trójcy" musiała przybierać dramatyczne cechy, jeżeli bez należytego przygotowania i całkowicie nieprofesjonalnie zdecydowano o wywołaniu tzw. afery hazardowej. Jej finał to lekcja z najnowszej historii absurdu i głupoty politycznej. Stronę przegraną wypełnili obaj bracia Kaczyńscy i najwierniejsi z wiernych, pozbawiani z dnia na dzień nie tylko stanowisk, ale też kolejno wystawiani dowolnie prowadzonym postępowaniom karnym, cywilnym i środkom przymusu stosowanym przez różnego rodzaju służby specjalne.
Nie bez ironii przypomnieć należy losy CBA i ostatnie chwile jego kierownictwa. W odwołaniu M.Kamińskiego i jego zastępców z pełnionych w CBA funkcji, a następnie posłaniu ich do zajęcia miejsc na "ławie oskarżonych", jedną z czołowych ról odegrali prokuratorzy obdarzeni wcześniej zaufaniem przez b. Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, Z.Ziobro i b. Ministra Koordynatora ds. Służb Specjalnych, Z.Wassermanna. Po "nowym rozdaniu władzy", od października 2007 r., kariery tych prokuratorów nabrały nowej, jakości i niespotykanej dynamiki. Ich nazwiska pojawiają się wszędzie tam gdzie nowej władzy zależy na określonych wynikach wszczynanych śledztw lub podtrzymaniu wyników postępowań karnych i cywilnych kończonych przed 23 września 2007 r.
Po zupełnym crash-u z wyborami parlamentarnymi w 2007 r., w atmosferze konwulsyjnych zachowań medialnych towarzyszących kolejnym nietrafionym pomysłom na utrzymanie stanu posiadania, atrybutów władzy otrzymanych po wrześniu i listopadzie 2005 r., w środowisku politycznym skupionym wokół obu braci Kaczyńskich musiała zapaść decyzja o rzuceniu do walki politycznej "ostatnich trzystu spartan", czyli materiałów źródłowych zgromadzonych w toku powstawania "Aneksu do Raportu o Likwidacji WSI". Decyzja ta nie mogła zostać przyjęta przez "aklamacje". Nie wszyscy i znający materiał dowodowy gromadzony przez Komisję Likwidacyjną WSI mogli się uważać za prawych i sprawiedliwych. Nie bez powodu Prezydent RP zapowiadając pierwotnie i niezwłocznie publikacje Aneksu, zachował się najpierw zupełnie inaczej. Ujawnienie treści kilku tysięcy dokumentów i wywołanie "ogólnonarodowej" dyskusji na temat kolejnych tysięcy tajnych dokumentów z najnowszej historii III i prawie IV Rzeczypospolitej mogło doprowadzić do powstania "efektu bumeranga", lub "efektu kuli śnieżnej".
W obu przypadkach należało się liczyć z poważnym zamieszaniem na tzw. polskiej scenie politycznej i ciężkimi "obrażeniami ciała" zarówno u koalicji jak i w szeregach opozycji.
Do września 2009 r. obowiązywało porozumienie wynegocjonowane na gruzach efektów publikacji "Raportu o Likwidacji WSI". Powody były początkowo różne. Na końcu jednak przebiła się obawa, że raz rozpoczęty proces ujawniana prawdy o WSI, doprowadzi do rozszerzenia procedur badawczych o role obcych służb specjalnych w kształtowaniu obecnego krajobrazu politycznego i kondycji ekonomicznej "ponownie niepodległej Rzeczypospolitej".
To tak jak we Włoszech wczesnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Obie wielkie, ale lekko skonfliktowane partie rządzące, opowiedziały się najpierw za kontynuowaniem śledztwa przez prokuratorów "Związku Antymafijnego" kierowanego przez prokuratorów Falcone i Borselino, by następnie z zadowoleniem, wynikającym być może z bezpośredniego udziału w zbrodni, przyjąć wiadomość o zamordowaniu obu prokuratorów i kilku funkcjonariuszy policji uczestniczących w śledztwach nadzorowanych przez obu prawników.
Samym partiom to już nie wiele pomogło. Ich szeregi i misternie, ponad podziałami, ukrywana współpraca, nie mogły przetrwać w zderzeniu z wymową publikowanych ustaleń dowodowych, nawiązujących bezpośrednio do wyników śledztw zapoczątkowanych przez G.Falcone i P.Borselino. Poza olbrzymią korupcją i gigantycznym klientyzmem, śledczym, skupionym w "Związku Przeciwko Mafii" ,w każdym z ważniejszych wątków prowadzonych postępowań karnych i karno skarbowych "wychodziły" ponad wszystko wszędzie obecne służby specjalne. Jak to ujął jeden prokuratorów, którego wypowiedzi można jeszcze śledzić na stronach internetu, starający się o powołanie przy Komisji UE specjalnej organizacji do walki z "mafią w białych kołnierzykach", a więc z sędziami, policjantami, prokuratorami, lekarzami, bankowcami, menedżerami, itd., którzy to, bez wyjątku, zorganizowanej przestępczości zawdzięczają swój status zawodowy, mafia w obecnej postaci to rodzaj zmutowanego pasożyta, który "pożera" całe narody i państwa, kontrolując zupełnie zarówno procesy stanowienia prawa, jak i dostęp do niego.
Wbrew zgrabnie przeprowadzonej na użytek polskiego czytelnika tzw. publikacji niszowych analizie, to nie w Polsce, ale we Włoszech zauważono, że co prawda "politycy reprezentują naród", ale rozliczają się przed służbami specjalnymi. Inaczej mówiąc i w tym kierunku chciał pójść autor bardzo zgrabnego tekstu, za jakość państwa odpowiadać mają przedstawiciele narodu wybrani w demokratycznie przeprowadzonych wyborach, ale już, o jakości tych przedstawicieli decydują, bez potrzeby powoływania się na "demokracje", służby specjalne.
W lutym 1989 r. służby specjalne w Polsce rozpoczęły operacje przejmowania władzy. Już nie "manifest lipcowy?, ale "umowa społeczna", u której podstaw znalazł się "stan wojenny" i doświadczenia z innych nienaturalnych stanów, które pozwoliły na dobór wspólników kolejnego oszustwa.
Historia dekady zapoczątkowanej w sierpniu 1980 r. i zakończonej w czerwcu, dla niektórych w grudniu, 1989 r. to pasmo zdarzeń, do tej pory, z przyzwolenia "narodu", nie znanych. To archiwa WSW/WSI, STASI i GRU, niedostępne w imię ważnych interesów państwa, nad którymi unosi się zakaz "streng verboten" und "lebensgefahr". Jakiego "państwa" i jakich "interesów"?
Na początku 1990 r. funkcjonariusze WSW/WSI rozpoczęli umieszczanie, w strukturach modyfikowanych centralnych organów administracji państwowej, organizacji, której nadano postać "bezpiecznej służby". Ciąg dalszy jest znany, ale nieprawdziwy. Otóż pomysł tego przedsięwzięcia zrodził się w Wiedniu, w kręgu funkcjonariuszy różnych służb specjalnych, i nawiązywał do istniejącej w strukturach austriackiej policji i prokuratury organizacji przestępczej o nazwie "Freunde der Polizei".
Przez przypadek, a właściwie niechlujstwo osób obarczonych zadaniem, nie doszło, co prawda do "prostego" przeniesienia na grunt polski celów określanych przez "przyjaciół policji", ale krótko po tym, w podobnym celu i w tych samych instytucjach, doszło do zadomowienia się grupy przestępczej, zrzeszającej funkcjonariuszy policji, prokuratury, wymiaru sprawiedliwości i b. funkcjonariuszy SB.WSW/WSI, określających się, jako "spółdzielnia".
Wydaje się, w oparciu o akta znajdujące się np. w Berlinie, że do "spółdzielni" należy - trzeba pisać w czasie teraźniejszym, dwóch komendantów głównych policji, kilkudziesięciu funkcyjnych prokuratorów - w obecnym składzie Prokuratury Generalnej pojawiły się nazwiska sześciu prokuratorów i m.in. kilkudziesięciu funkcyjnych sędziów, m.in. sędziów SN. Nic szczególnego. Typowa reprezentacja "lepiej urodzonych", odpowiadająca wiedeńskim zasadom doboru kadr praktykowanym przez mafię. Z tą różnicą, że tam kilku wyżej postawionych funkcjonariuszy, przyjaciół "Freunde der Polizei", doczekało się już wyroków skazujących. Inni zostali ustawieni w kolejce.
W Polsce "trzeci komendant główny policji", który chciał ujawnić fakt istnienia "spółdzielni" stracił życie. "Spółdzielnia" zadbała już o to, żeby śledztwo w tej sprawie przyjęło najbardziej absurdalny kierunek, gwarantujący drogę do nikąd.
Również na pierwsze miesiące 1990 r. trzeba określić rozpoczęcie przez "służby specjalne" operacji "Grafit", przejęcie przez WSW/WSI z powrotem całkowitej kontroli nad przemysłem paliwowym i energetycznym w Polsce. Proces ten doczekał się nawet kilku odsłon, ale stał się przedmiotem drobiazgowo przeprowadzonej dezinformacji.
W sytuacjach, w których już ona nie wystarczała, osoby wiedzące za dużo, lub chcące coś wyjaśnić były mordowane. "Spółdzielnia" dbała o to, żeby do opinii publicznej nie "przeciekło" słowo "Grafit, a wszczynane śledztwa i postępowania karno-skarbowe, kończyły się na osobach podstawionych lub wytypowanych z grona pokrzywdzonych. W ciągu dwudziestu lat istnienia "republiki okrągłostołowej", lub jak kto woli "porządku lutowego" w interesie operacji "Grafit" dokonano kilkunastu zmian w prawie karnym, co praktycznie na stałe zabezpieczyło dalszą działalność tego "związku przestępczego.
Przedmiotem zainteresowania osób wywodzących się z WSW/WSI i powiązanych organizacyjnie z GRU i b. funkcjonariuszami STASI stały się wszystkie rafinerie, sieć dystrybucji paliw, wszystkie większe zakłady przemysłowe i centra energetyczne oparte na paliwach płynnych i produktach naftowych, jak również specjalnie modyfikowany dla celów przestępczych system bankowy. Nie było to szczególnie trudne zadanie, albowiem w aktach Operativgruppe Warschau znajdują się nazwiska funkcjonariuszy służb specjalnych oddelegowanych przed 1989 r. do tzw. zadań specjalnych. Są tam dzisiejsi luminarze polskiej gospodarki, bankowości i chyba nazwiska wszystkich szefów służb specjalnych "reformowanych" po lutym 1989 r.
W operacjach przeprowadzanych między sobą, albowiem po obu stronach realizowanych kontraktów zasiadali funkcjonariusze tych samych formacji, dochodziło do "generowania" gigantycznych zysków kosztem państwa. Powiedzenie, że kosztem społeczeństwa było by zbyt trywialne.
Szczególnie upodobano sobie korzystanie z tzw. sektora państwowego. W warunkach, o czym wyżej, dochodziło do zadłużania na ogromne kwoty, zakładów energetycznych, hut, kopalń, stoczni, kombinatów chemicznych, etc., których dyrekcje potwierdzały zakupy na kredyt z coraz bardziej przedłużanymi terminami płatności, ogromnych ilości fałszowanego paliwa i nie mniej fałszowanych innych produktów naftowych.
W ciągu kolejnych miesięcy, a nawet lat, od chwili "zakupu na kredyt", naliczane odsetki i wkalkulowywane oprocentowanie kredytów, przewyższały kilkakrotnie, a nawet kilkusetkrotnie cenę towaru wpisywaną do faktur. W ten sposób, nieznane, a często nawet nieistniejące firmy, stawały się wierzycielami gigantycznych należności płatniczych, których naliczona wielkość przekraczała wartość udzielonych zabezpieczeń i wartość całych zakładów przemysłowych.
Stąd już tylko mały krok do windykacji długów, rozliczeń ze skarbem państwa, i przejmowania przez grupę "Grafit", czyt. WSI/GRU całych kompleksów przemysłowych.
W tym celu za zgodą Ministra Skarbu zaniżano wycenę wartości przejmowanych za długi obiektów. Nazywa się to kumulacja zysku wtórnego poprzez redukcje wartości pierwotnej majątku dłużnika. Należy jeszcze raz powtórzyć. Dłużnikiem był za każdym razem Minister Skarbu Państwa.
O szczegółach takich operacji mogłaby opowiedzieć tragicznie zmarła b. minister i posłanka B.Blida.
Bardzo podobnym działaniom poddany został "system opieki zdrowotnej" i majątek służby zdrowia, znajdujący się we władaniu Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej. W tym wypadku posłużono się doświadczeniami mafii włoskiej, z którą nawiązano operacyjną współpracę. Z dokumentów dostępnych poza granicami "rzeczypospolitej lutowej" ujawnia się obraz intensywnych kontaktów funkcjonariuszy WSW/WSI z "mafią kalabryjską" i z grupami przestępczymi z Sycylii, określanymi nazwa "cosa nostra".
Według opinii Genralnego Prokuratora Palermo, prok. R.Scarpinato, mafia opanowała "system opieki zdrowotnej", instrumentalnie wykazując jego niezdolność do funkcjonowania bez pomocy państwa i konieczność stałego angażowania w kolejne" reformy" gigantycznych publicznych pieniędzy. Cel i motyw przewodni są te same, jak w przykładzie opisanym wyżej.
Na końcu pozostają jeszcze większe długi Skarbu Państwa i przejmowanie wybranych placówek medycznych przez mafię. Proceder ten jest finansowany z publicznych pieniędzy i to w warunkach zupełnej utraty przez państwo kontroli ich wykorzystania. Zarówno, co do celów jak i wielkości. Społeczeństwo jest przyzwyczajane do istnienia permanentnego kryzysu służby zdrowia i staje się, nie rozumiejąc problemu, narzędziem nacisku na kolejne rządy, w rękach grup przestępczych wywodzących się z WSW/WSI. Niedowiarków należy odesłać do treści wywiadu prok. Roberto Scarpinato udzielonego przed dwoma miesiącami ARTE TV. W Polsce, od "dwudziestu lat demokratycznej", wypowiedzi urzędnika państwowego, który w przybliżeniu odważyłby się nawiązać do tonu i stanowiska reprezentowanego publicznie przez Genralnego Prokuratora Palermo i kilkudziesięciu jego współpracowników, prowadzących m.in. śledztwa przeciwko byłemu i obecnemu Premierowi Włoch, wobec pojawienia się uzasadnionych zarzutów o związkach obu znanych polityków z międzynarodową mafią, nie mogą liczyć na "świadome zrozumienie". Kto miałby być ich adresatem?
Czy jest ktoś poważnie zainteresowany ujawnieniem przyczyn "Tragedii Smoleńskiej"? Pominąć należy naturalnie niewielką grupkę krewnych ofiar i kilka osób je wspomagających. Nie mają wyboru. Powinni. Ale czy będą mieli wystarczająco dużo siły?
W dniu 23 stycznia 2008 r. w "katastrofie lotniczej pod Mirosławcem" stracili życie m.in. szefowie jednostek i baz lotniczych, wchodzących w skład Polskich Sił Lotniczych. Wersja oficjalna narzucona przez przedstawicieli rządu i prokuratury jest znana. Można powiedzieć, że nadaje się do powtórzenia przy formułowaniu za kilka, lub za kilkanaście miesięcy, treści "raportu końcowego w sprawie przyczyn zaistnienia katastrofy lotniczej w Smoleńsku". Podobne wnioski, w formie postanowień prokuratury, znajdą się z pewnością w uzasadnieniu treści zarzutów, których postawienie różnym dowolnie wybranym osobom, Prokurator Generalny, A.Seremet, już zapowiedział.
A czy nie było inaczej i dlaczego prok. A.Seremet, a przed nim, lub nawet zamiast niego prokuratorzy Naczelnej Prokuratury Wojskowej tak się śpieszą.
W Mirosławcu stracili życie szefowie wszystkich baz lotniczych wykorzystywanych przez "służby specjalne" do transportu drogą lotniczą organów ludzkich, oferowanych m.in. w Wiedniu międzynarodowym grupom przestępczym, kontrolującym w skali Europy i poza nią "rynek zamówień" na organiczne części zamienne, pochodzenia ludzkiego.
Krajowym centrum logistycznym stał się na początku lat 90-tych i tym razem Wrocław, Przyczyny były lapidarnie oczywiste. We Wrocławiu do 1993 r. mieściły się dowództwa wszystkich służb specjalnych działających na terenie tzw. Europy Środkowowschodniej, podporządkowanych centrali GRU w Moskwie. W samym Wrocławiu i w Legnicy umieszczone zostały "rezydentury" GRU, STASI, WSW/WSI-ZWOP i innych zaprzyjaźnionych służb specjalnych z równie zaprzyjaźnionych państw.
We Wrocławiu przygotowywano napaść na Czechosłowację w 1968 i tutaj kilka lat później rozważano podobne scenariusze na wypadek utraty kontroli służb nad rozszerzającym się "niezadowoleniem społeczeństwa polskiego i projektowanym pojawieniem się ośrodków buntu", nad którymi "towarzysze polscy mogli tracić panowanie".
Niezwykle dużą ilość materiałów źródłowych na ten temat, których streszczenie tutaj musiałoby zając kilkadziesiąt stron, zawierają "Archiv der Außenstelle Breslau, Dresden und Cottbus".
MfS - Außenstelle Breslau mieściło się we Wrocławiu, przy ul. Sołtysowickiej, w pobliżu dzisiejszej siedziby Oddziału IPN we Wrocławiu.
Z dokumentów zabezpieczonych po 1991 r. przez Pełnomocnika Rządu RFN ds. Służby Bezpieczeństwa Państwa byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, można odczytać, że w niektórych grupach zawodowych na terenie Dolnego Śląska, co najmniej 70% personelu kierowniczego było "tajnymi współpracownikami lub informatorami?, co najmniej jednej ze służb specjalnych, działających we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.
Natomiast wszyscy funkcjonariusze prokuratury, wymiaru sprawiedliwości, MO, administracji państwowej, służby zdrowia, prasy, teatru i telewizji, lokalnych reprezentacji robotników, dyrektorzy i kierownicy zakładów pracy, do kierownictw szkół, a nawet przedszkoli włącznie, musieli pozytywnie przejść weryfikację prowadzoną przez WSW i Zwiad Wojsk Ochrony Pogranicza. Wyniki weryfikacji były przekazywane GRU i STASI. W wielu przypadkach, obie te służby wykorzystywały je do prowadzenia własnej działalności agenturalnej.
Wszyscy bez wyjątku prokuratorzy, sędziowie i milicjanci pełniący funkcje kierownicze w instytucjach znajdujących się na terenach dzisiejszych województw zachodnich i południowo- zachodnich byli do 1990 r. tajnymi współpracownikami WSW-ZWOP i bardzo często także GRU i STASI.
Obecny przedstawiciel Prezydenta RP. p. B. Komorowskiego, w "Krajowej Radzie Prokuratury", prok. E.Zalewski, był do 1990 r. współpracownikiem WSW-ZWOP i jednocześnie GRU i STASI.
Od stwierdzenia tego faktu należy zacząć "rozumienie" najnowszej uchwały SN, zamykającej IPN drogę do postawienia E.Zalewskiemu zarzutu "kłamstwa lustracyjnego" i ujawnienia jego akt osobowych. No, ale co z aktami, które znajdują sie poza obszarem pacyfikowanym kolejnymi uchwałami SN?
Uważny obserwator życia społecznego powinien sobie przypomnieć treść innego aktu prawnego, w którym zakazano ujawniania materiałów operacyjnych służb specjalnych osób prowadzących nadal działalność agenturalną i ujętych w wykazie czynnych współpracowników służb specjalnych.
Jak więc zaznacza, nie przypadkowo "centrum logistyczne pozyskiwania i obrotu nielegalnie pobieranych pod zamówienie, narządów ludzkich od typowanych przez lekarzy wojskowych pacjentów/obiektów", umieszczone zostało we Wrocławiu. Można dodać jeszcze, że na terenie wojskowym, którego jeden z obiektów przypisany został później "samoistnie" i przez prasę, współpracownikowi WSW/WSI, J.Barańskiemu.
Chyba należy, zatem pójść dalej i podkreślić, że w czasie tutaj opisywanym, polecenia WSW/WSI wykonywał R.Szmajdziński, brat tragicznie zmarłego w dniu 10.04.2010 r. J.Szmajdzińskiego, prokurator Okręgowej Prokuratury Wojskowej we Wrocławiu, a obecnie prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jego też chroni wspomniana uchwała SN. Odnieść można jej skuteczność do kilkudziesięciu innych prokuratorów i sędziów z Dolnego Śląska, nieprzypadkowo pojawiających się w dokumentach operacji GRAFIT, którą zasłonięto, w wyniku innej prowadzonej przez służby specjalne operacji dezinformacyjnej, "afera paliwowa". Wyłudzenia setek milionów złotych, łącznie 11 miliardów zł. i założenie kilku tysięcy fikcyjnych firm oraz prowadzenie z ogromnym powodzeniem firm, nieposiadających żadnego majątku, przypisano osobom podstawionym, bez żadnej znajomości branży, często bez elementarnego wykształcenia, zwyczajnie prymitywnym, których bardzo często jedynymi referencjami były akta obiektowe WSW/WSI i rejestr skazanych. Mogło się to udać tylko, dlatego, że w odpowiednich miejscach zawsze pojawiali się tacy prokuratorzy jak E.Zalewski i R.Szmajdziński. Ci dwaj mogą być uzupełnieni o prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, Zielonej Górze, Bielsku Białej, Wałbrzychu,Wrocławiu i w Szczecinie. A więc wszędzie tam, gdzie niepodzielnie panowały WSW/WSI/ZWOP i GRU, uzupełniani przez b. funkcjonariuszy STASI. Ale o tym to już bliżej na stronach Tygodnika "Der Spiegel".
Trzy dni przed dramatem w Mirosławcu, gen. A.Andrzejewski w czasie spotkania w gronie znajomych i przyjaciół na terenie bazy lotniczej w Mirosławcu, zapowiedział chęć udzielenia wywiadu, lub odwołania się do opinii publicznej, w sprawie wykorzystania przez służby specjalne, obiektów lotniczych i jednostek wojskowych do działalności przestępczej, prowadzonej przez osoby związane z WSI. Opisując wstępnie znane mu przypadki wykorzystania lotnisk wojskowych do transportu samolotami wojskowymi narządów ludzkich, pobieranych wbrew prawu i w wyniku działań przestępczych przedstawicieli wojskowej służby zdrowia - mówił o lekarzach podejmujących decyzje o pozbawieniu narządów wobec żyjących jeszcze, lub nie do końca zdiagnozowanych pacjentów, wspomniał okoliczności towarzyszące próbie pozbawienia go życia w 2002 r. podczas manewrów wojskowych odbywanych w okolicach Słupska. Pilotowany przez niego samolot, został "omyłkowo" zestrzelony w pobliżu wybrzeży duńskich. W Dowództwie Wojsk Lotniczych stwierdzono natychmiast śmierć pilota i brak możliwości podjęcia skutecznej akcji ratowniczej. Dopiero po tym jak przedstawiciele wywiadu lotniczego NATO i wojsk lotniczych Danii zażądali od strony polskiej podjęcia akcji ratowniczej, podając, że pilot przeżył upadek samolotu i znajduje się pod opieką duńskiej służby ratowniczej, gen A.Andrzejewski mógł wrócić do kraju.
Prowadząc własne śledztwo - prokuratura wojskowa nie dopatrzyła się przestępstwa, gen A.Andrzejewski ustalił, że samolot, który pilotował został bezpośrednio przed startem celowo uszkodzony. Uszkodzono system automatycznej nawigacji i urządzenie rozpoznające w systemie "wróg-swój".
Po zdarzeniu z 2002 r. gen. A.Andrzejewski, członkowie jego rodziny i przyjaciele poddani zostali bardzo intensywnej inwigilacji ze strony WSI.
O tym wszystkim gen. A.Andrzejewski chciał opowiedzieć po powrocie w dniu 23.01.2008 r. z Krakowa. Gdyby powrócił!
O czym "opowiedziałby" sp. Prezydent RP, Lech Kaczyński, gdyby wrócił ze Smoleńska.
Otóż wykonałby on konstytucyjną decyzje, podjętą na początku sierpnia 2009 r. w najbliższym gronie zaufanych współpracowników, o publikacji "Aneksu do Raportu o Likwidacji WSI", zapowiadając jednocześnie konieczność podjęcia dalszych prac w tym kierunku i w celu doprowadzenia do zapoznania opinii publicznej z tysiącami dokumentów, będących w posiadaniu BBN i IPN, oraz NBP, a także kilkunastu innych osób i instytucji, świadczących o nieprzerwanej od 20 lat władzy służb specjalnych, pasożyta, jak to zdefiniował Prokurator Generalny Palermo, Roberto Scarpinato, niszczącej od środka społeczeństwo polskie. Pasożyta na usługach innych służb i podejmującego nadal, jak w latach 80-tych działania przeciwko państwom i władzom państw zaprzyjaźnionych i w miedzy czasie stowarzyszonym.
Czytelnik tych dokumentów dowiedziałby się "rzeczy szokujących". Między innymi o tym, jak to wynikać może z dokumentu pochodzącego kiedyś z gabinetu gen. M.Dukaczewskiego, że już po wystąpieniu z wnioskami o przyjęcie do struktur NATO, WSI kierowana w tym czasie przez Szefa WSI, gen. bryg. Tadeusza Rusaka prowadziła intensywne działania przeciwko państwom NATO, wykorzystując do tego celu agentów "pozyskanych" w 1978 r. i występujących pod pseudonimami, o których była już tutaj mowa.
Jak już znaczono, w ślad za publikacją "Aneksu" doszłoby do ujawnienia prawie dwóch tysięcy stron dokumentów agenta o pseudonimie NYMPHE. Mogłoby to oznaczać dekonspirację jednego z najważniejszych być może, po 1974 r. agentów GRU w Republice Federalnej Niemiec. To z kolei mogłoby się bardzo niedobrze skończyć dla b. szefów WSW/WSI, których dwuznaczne zachowanie w ocenie GRU - brak zabezpieczenia sojuszniczych interesów i wyraźna próba "sprzedania agenta", mogłoby się spotkać z bardzo radykalną reakcją. Sam gen. M. Dukaczewski mówił coś o tym już w październiku 2004 r.
A w 2005 roku przypominał paradoksalnie o konsekwencjach niezachowania tajemnicy.
Bezpośrednio przed rozpoczęciem przez urzędującego w tym czasie Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, prezydenckiej kampanii wyborczej, z powodów, o których wcześniej, doszłoby do ujawnienia dalszych dokumentów z działalności WSI, z których uważny czytelnik mógłby zrozumieć, dlaczego nie doszło do budowy Autostrady A-3 i oddania w ręce niemieckie inicjatywy w rozbudowie portu w Rostocku, w decyzji lokalizacji w pobliżu Berlina największego na terenie środkowo- wschodniej Europy portu lotniczego i dokończenia połączenia autostradowego "północ-południe". Jakie przyczyny zdecydowały o odstąpieniu przez kolejne rządy polskie od budowy terminali dla transportu kołowego i kolejowego w Terespolu i Frankfurcie nad Odrą i wstrzymaniu modernizacji połączenia kolejowego E-20. Wspierany przez Komisję Europejską i Rząd RFN projekt zapewniłby "przeniesienie rosyjskich, białoruskich i ukraińskich tirów" na tory kolejowe, uwalniając wnętrze kraju od ich stałej i niszczącej obecności.
Można kontynuować listę. W 1993 r. funkcjonariusze WSI nie dopuścili do podpisania przez przedstawicieli Mieleckich Zakładów Lotniczych i Politechniki Rzeszowskiej umowy o współpracy i podjęciu wspólnej produkcji z DEUTSCHE AIRBUS Industrie.
O co najmniej piętnaście lat opóźnili realizację zintegrowanego programu budowy autostrad w Polsce, by w końcu zapewnić kontrolę nad jego przebiegiem rosyjskim służbom specjalnym i grupie kierowanej przez Olega Deripaskę.
We wszystkich "dużych prywatyzacjach?, które najczęściej zgodnie z planem musiały kończyć się upadłością i likwidacją prywatyzowanych obiektów, występują WSI i "różne pozostałości" po WSW i STASI.
W ramach operacji GRAFIT funkcjonariusze WSW/WSI pojawili się, najczęściej jako "członkowie rad nadzorczych i prokurenci, lub konsultanci i analitycy", we wszystkich mających znaczenie dla powodzenia operacji strukturach organizacyjnych ponad trzech tysięcy tzw. podmiotów gospodarczych. I są tam nadal.
Nie przypadkowo odwołałem się wcześniej do treści dokumentu z 26.08.1998 r. pochodzącego z MON - Szefostwa Wojskowych Służb Informacyjnych. Ponieważ występuje w nim nazwisko gen.bryg. Tadeusza Rusaka. Jest to same nazwisko, które pojawia się, za nazwiskiem B.Blida, w aktach operacji GRAFIT, w odniesieniu do jej medialnej postaci określanej jako "mafia węglowa".
Tak. Te fakty powinny były dotrzeć do społeczeństwa. Nie ma się, co oszukiwać, do części społeczeństwa. Innym jest to wygodnie obojętne, a całkiem licznej grupie takie informacje wydają się zbyt szokujące, żeby o nich pomyśleć.
No cóż, kiedy nie można domagać się prawdy, to pozostają pielgrzymki i orszak.
"wiedeńczyk"

10.10.2010 r.
źródło