ZAMIAST WSTĘPU.
7 września. Kapitulacja Westerplatte
Od lewej: kapitanowie Słaby i Dąbrowski. Tyłem: płk. Henke, kmdr Hornack i oficer Abwehry w mundurze Kriegsmarine. Foto: SRHWST
Ku chwale Bohaterskich Obrońców Westerplatte w 72 rocznicę niemieckiej napaści na Polskę,
fragment rozdziału "7 września" z mojej książki "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia"
dotyczący
sytuacji na Westerplatte po zakończeniu niemieckiego rozpoznania walką
(trzecie i ostatnie niemieckie natarcie w przeciągu 7 dni i 6 nocy
obrony), momentu ogłoszenia kapitulacji i udania się polskiej Załogi do
niewoli.(C) Mariusz Wójtowicz-Podhorski ' 2009
Cześć i chwała Poległym Żołnierzom Westerplatte!
Uwaga: Fragment rozdziału cytuję bez korekty (mogą
więc być literówki - przepraszam) i niektórych przypisów (taką wersję
akurat mam pod ręką). Tekst nieco różni od tego który jest w książce,
inne są numery przypisów, jest więcej informacji, cytowanych dokumentów,
no i przede wszystkim unikatowych archiwalnych zdjęć.
7 września
czwartek
Kapitulacja
Westerplatte
Kręgielski
podkreśla fakt, że kpt. Dąbrowski nie oponował już przeciwko decyzji o
kapitulacji. W rzeczywistości Dąbrowski sprzeciwiał się temu, ale wobec
faktu, że cała załoga wiedziała już o decyzji Sucharskiego (poprzez
linie telefoniczne i gońców), co wprowadziło poważny zamęt w nastrojach
żołnierzy i ujawniło fakt braku woli dalszej walki przez komendanta
Składnicy, uznał że dalszy sprzeciw nie ma już sensu.
Zwracam
też ponownie uwagę, że biała flaga została zawieszona dopiero około
godziny 1000. W tym czasie w koszarach, jak i w Składnicy działy się
rzeczy, o których po wojnie nie mówili, ani nie pisali polscy obrońcy.
„(...)Po chwili ktoś powiedział[30]:
‘Poddajmy się, nie jesteśmy zdolni do prowadzenia dalszej walki z
przeważającym nieprzyjacielem i bez nadziei otrzymania pomocy’” – zapisał w relacji kpr. Szamlewski - „Słowa
‘poddajmy się’ sprawiły nam ból, jakiego doznać może tylko ten
żołnierz, który tyle ciężkich dni i nocy trwał z myślą o zwycięstwie.
Ale stało się inaczej, byliśmy zmuszeni złożyć broń. Polały się łzy
upokorzenia, a raczej łzy bezsilności, których nikt się nie wstydził”[31].
Kpt. Dąbrowski zapamiętał energiczną i zdecydowaną postawę mjr. Sucharskiego:
„Na ‘Szóstkę’ wpada major. Oświadcza, że wobec uczynionej wyrwy w naszym systemie obronnym – po zawaleniu się Wartowni Nr 2 oraz
przy braku możliwości ewakuacji rannych i wobec ogólnego położenia na
frontach w kraju, zdecydował się na kapitulację. Zarządza telefonicznie i
przy pomocy gońców zbiórkę załogi w koszarach”[32].
Chwila
na którą czekał Sucharski przez siedem dni wreszcie nastąpiła. Tym
razem, nie tak jak 2 września, o kapitulacji mieli się dowiedzieć jak
najszybciej wszyscy żołnierze.
Z relacji chor. Gryczmana:
„(...)
Kapral Trela melduje mi, że pod drzwiami jest goniec od majora z
rozkazem poddania się. W tym czasie opatrywałem ciężką ranę Czywila. Gdy
Buder usłyszał, że pod drzwiami jest goniec, [który wołał] by otworzyć
drzwi, zwrócił mi uwagę, że to może podstęp i by drzwi nie otwierać.
Goniec przysięgał się, że jest kapitulacja, że są na koszarach
wywieszone białe flagi, że grupy Deika, Rygielskiego i Bieniasza idą już
do koszar, a ja sam mam wywiesić białą flagę i wycofać się do koszar.
Popatrzyłem przez okno i rzeczywiście zauważyłem białe flagi i grupy
wchodzące do koszar. Kazałem otworzyć drzwi przy zastosowaniu
ostrożności i wpuścić gońca, który powtórzył mi rozkaz o kapitulacji.
Poleciłem plut. Buderowi przygotować białą flagę, a strzelcom przy
oknach strzelać mniej, a następnie przerwać ogień, by dać możliwość
wycofać się pojedynczym Niemcom[33]”.
Słowa Gryczmana uzupełnia relacja plut. Budera:
„Potem była już tylko wymiana strzałów karabinowych i z broni maszynowej[34]. Jeden z naszych żołnierzy zauważył, że na koszarach powiewa biała chorągiew. Mniej więcej około godz. 1000 z minutami[35]
ktoś zastukał do drzwi. Otworzyliśmy. Żołnierz potknął się na schodach i
zameldował: ‘Z rozkazu pana majora poddajemy się’. (...) Usłyszał to
chorąży Gryczman. Wyszedł z dołu [tj. z kabiny bojowej – przyp. Aut.] i
zastanawialiśmy się, co mamy robić: czy poddać się, czy nie. Zażądałem
rozkazu na piśmie i nie chciałem opuścić stanowiska, jakkolwiek chorąży
oświadczył, że wychodzimy. Uradziliśmy wysłać jednego z załogi do
dowództwa, by przyniósł rozkaz na piśmie. Po powrocie żołnierz
zameldował, że major nie ma czasu na wydawanie rozkazów pisemnych,
poddajemy się.
W tym czasie na starym forcie od strony kanału [stary schron amunicyjny k. Wartowni Nr 2 – przyp. Aut] pojawiła
się druga biała chorągiew (pierwsza zwisała z okna koszar w kierunku na
kanał). Razem z chorążym zastanawialiśmy się, co robić z bronią.
Podsunąłem myśl zniszczenia jej. Oświadczył, że to bezcelowe. Żołnierze
szykowali się do wyjścia; brali chleb i wychodzili z wartowni. Byłem
wstrząśnięty i załamany. Usiłowałem powstrzymać żołnierzy i zwróciłem
się do nich ze słowami, że zostaje jeden ranny [właśc. powinno być: zostawili jednego rannego – przyp. Aut.];
nie miało to większego oddźwięku. Z kapralem Trelą ułożyliśmy rannego
na noszach. Byłem tak osłabiony, że co kilkanaście kroków stawiałem
nosze i odpoczywałem. Widząc to żołnierze w połowie drogi podeszli do
nas i zabrali nosze”[36].
O woli dalszej walki pisał także kpr. Trela z Wartowni Nr 1:
„Byliśmy całkowicie załamani tą decyzją [kapitulacji], chcieliśmy walczyć dalej”[37].
Relacja mata Sadowskiego przynosi obraz wściekłości i szoku polskich żołnierzy:
„Plutonowy
Buder z Wartowni Nr 1 na wiadomość o kapitulacji chciał mnie po prostu
zastrzelić, mówiąc, że będzie walczył ze swoją załogą do ostatniego
naboju”[38].
Gryczman
wydał rozkaz, by pozostawić w wartowni cekaemy i karabiny maszynowe i
przygotować się do wycofania do koszar. Kiedy stwierdzono, że niemieccy
żołnierze wycofali się ostatecznie z terenu Składnicy, chor. Gryczman
opuścił wraz ze swoimi żołnierzami wartownię zabierając ciężko rannego
Czywila. Broń mieli gotową do walki, a jako drogę do koszar wybrano
drogę za budynkiem uszkodzonego kasyna podoficerskiego, a następnie
wykorzystano odcinek rowu dobiegowego. Odwrót osłaniał tak jak 1
września, plut. Baran ze swoim cekaemem[39].
Tak
jak i na innych stanowiskach bojowych, tak i na placówce „Łazienki”
reakcja na wieść o ogłoszeniu kapitulacji była identyczna:
„Godz. 1015, strzały milkną,[40] tylko
z przerwami słychać ogień cekaemu. Nagle przybiega do nas goniec i
melduje, że z rozkazu pana majora Sucharskiego poddajemy się; goniec
jest już bez pasa i broni. Nie chcemy mu ani wierzyć, ani wykonać rozkazu [podkr. Aut.]. Powtarza
go więc po raz drugi i zaznacza, że na rozbitych koszarach wisi już
biała flaga; miejsce zbiórki wyznaczono w koszarach” – wspominał dowódca
placówki „Łazienki”, kpr. Chrul – „Zwracam się do kolegów: ‘No,
chłopcy, co robimy?’. Różne padały odpowiedzi, nastąpiło ogólne
zamieszanie, w pierwszej chwili chcieliśmy nawet odebrać sobie życie.
Gdy minęło pierwsze wrażenie, kazałem zniszczyć broń i spalić wszystkie
dokumenty. Był to mój ostatni rozkaz”[41].
Stan
zdrowia sześciu ciężko rannych polskich żołnierzy miał wg Sucharskiego
m.in. zadecydować o poddaniu się umocnionej placówki jaką była Wojskowa
Składnica Tranzytowa. Warto jednak uwzględnić fakt, że lekarz załogi,
kpt Słaby, w czasie narad 5 i 6 września, jak i 7 września, nie
motywował poddania Składnicy stanem rannych. Nie było też zagrożenia
wybuchu epidemią m.in. ze względu na dostęp do wody w koszarach.
Opisywany w relacjach smród panujący w jadalni-sali opatrunkowej był
najprawdopodobniej zapachem znacznej martwicy fragmentów niedokrwionych
tkanek, a nie zgorzeli gazowej (gangreny)[46].
Sucharski kłamał pisząc, jak i opowiadając w Oflagu o powodach kapitulacji:
„Wartownia Nr 1 przechylona na bok, jak krzywo postawione pudełko zapałek[47].
Wartownia Nr 4 również silnie uszkodzona. Amunicja na wyczerpaniu
(...). Zupełna bierność i bezsilność wobec coraz to silniejszego ognia
artylerii i moździerzy (...)”[48].
Jeszcze
raz wróćmy do pytania co wydarzyło się między godziną 0600 kiedy to
Sucharski podjął decyzję o kapitulacji, a godziną 0800 lub 0900 kiedy to
zaczął wykonywać telefony do wartowni i placówek z poleceniem lub
raczej prośbą (!), bo nie był to rozkaz, o złożenie broni. Co wydarzyło
się między tymi godzinami, a godziną 1000?
Plutonowy
Wróbel wspominał, że przed godz. 1000 miała mieć miejsce w koszarach
„narada wojenna”. Dziś już trudno ustalić, czy brali w niej udział tylko
oficerowie, a może także część podoficerów? A może brali w niej udział
także żołnierze?[49]
Zbrojmistrz Składnicy, st. ogn. Piotrowski w relacji opisywał sceny pod koszarami:
„Ze
wszystkich kierunków nadchodzą żołnierze smutni, wyczerpani i – bez
broni. Bez tej broni, którą tyle lat pielęgnowałem. Widzę łzy w oczach
Gryczmana, gdy składa meldunek o opuszczeniu ‘Jedynki’. Major serdecznie
go uściskał. Jakiś żołnierz z ‘Jedynki’ rzuca się na ziemię i płacząc
rwie piasek rękami. Podnosimy go i uspokajamy”[50].
Relacja Plut. Budera przynosi kolejny obraz złego stanu mjr. Sucharskiego:
„Niedaleko
koszar spotkałem majora Sucharskiego. Od strony kanału słychać było
nawoływanie niemieckie: ‘Kommandant hier!’. Podszedłem do majora,
stanąłem na baczność, zasalutowałem i meldowałem, że z rozkazu opuściłem
stanowisko obronne. Major był załamany; wargi miał zaciśnięte do
krwi. Zdołał tylko powiedzieć do mnie tyle: ‘Panie Buder, wybiła
straszna chwila. Ja jestem bezradny. Tylko jedno mogę panu zrobić – na
pańskich ustach, jako żołnierzowi, złożyć pocałunek’. Pocałowaliśmy się,
po czym odszedł w kierunku schronu”[51].
Zaskoczony
dużą ilością żołnierzy, która przetrwała był kpr. Grabowski. Po siedmiu
dniach i sześciu nocach obrony dopiero pod koszarami można było ocenić
jak wyglądała załoga i jakie poniosła straty:
„Ciężko
jest iść; lej przy leju, zwalone drzewa i gałęzie. Na zbiórkę
przychodzimy ostatni. Aż dziw, że jest nas jeszcze tak dużo. Lecz nie
jesteśmy podobni do tej załogi z 31 sierpnia, ‘odprasowanej’ i lśniącej:
zarośnięci, brudni, obszarpani, okopceni dymem, lecz żywi – dlaczego
tak dużo jest żywych? Nie wiadomo”[52].
Kilka
zachowanych relacji może wskazywać, że po ogłoszeniu przez Sucharskiego
jego decyzji o kapitulacji Składnicy, kiedy większość lub niemal
wszyscy żołnierze znaleźli się przy koszarach mogło dojść do buntu! Co
wtedy dokładnie się wydarzyło? Oczywiste jest, że jeśli doszło
rzeczywiście do buntu, nie było to zdarzenie, o którym można by śmiało
mówić PRL-owskim historykom. Sytuacja została opanowana zapewne dzięki
twardej postawie kpt. Dąbrowskiego, por. Grodeckiego i kpt. Słabego wraz
z kilkoma podoficerami.
„Zameldowałem majorowi o wykonaniu rozkaz” – relacjonował chor. Gryczman – „Krótko poinformował mnie o kapitulacji i kazał żołnierzom złożyć broń i schować się do podziemi koszar. Żołnierze jednak odmawiają wykonania rozkazu
[podkr. Aut.]. Dopiero porucznik Grodecki wyjaśnia im sytuację i
bezcelowość dalszej obrony. Powoli dają się przekonać i pojedynczo
zaczynają łamać i rzucać broń; większość jednak weszła z bronią do podziemia koszar [podkr. Aut.]”[53].
Leg. Jan Chrzczanowicz pisał wręcz o własnoręcznym rozbrajaniu żołnierzy przez Sucharskiego! Oto ten fragment relacji:
„(...) o godz. 1000 rano major Sucharski ogłosił kapitulację naszej wartowniczej załogi. Była to chwila najtragiczniejsza, gdyż żołnierze z Westerplatte nie chcieli się poddać. Pamiętam, gdy major Sucharski ze łzami w oczach odpinał nam pasy z ładownicami [podkr. Aut.]”[54].
Z relacji st. leg. Rybaka:
„Siódmy
dzień obrony Westerplatte był najgorszy jaki przeżyłem na Westerplatte –
moment poddania się, z czym nie chciano się pogodzić. Nie chciano złożyć broni i zaprzestać walki [podkr. Aut.], ale padł rozkaz, który trzeba było wykonać”[55].
O wątpliwościach targanych żołnierzami wspominał również sierż. Deik:
„Major
Sucharski przemawia do zgromadzonych żołnierzy. Słowa te są bolesne i
tragiczne. Nasza dalsza walka jest beznadziejna. Pomocy nie otrzymamy.
Znaczna część Polski zajęta przez hitlerowców. Jedyne wyjście to poddać
się i uniknąć tym samym i tak już wielkich strat w ludziach[56]. Major
poddaje to pod rozwagę żołnierzy, ale jest przekonany, że zwycięstwo
będzie i tak nasze. Mimo tych słów pełnych wiary podoficerowie i
żołnierze popadają w rozpacz. Przeszło dwie godziny [podkr. Aut.] niezdecydowani
braliśmy pod uwagę każdą możliwość, myśli pełne rozpaczy i bólu
gorączkowo kłębiły się w umysłach. Wielu z nas chciało skończyć tę
męczarnię raczej jednym strzałem niż niewolą. Z ciężkim sercem
zdecydowaliśmy się kapitulować”[57].
Informację
o prawie dwugodzinnych wahaniu się żołnierzy, czy należy się poddać,
czy walczyć dalej potwierdza Ryszard Duzik, najmłodszy członek załogi
Składnicy:
„Po przeszło dwugodzinnym rozważaniu [podkr.
Aut.], załoga zdecydowała się na podpisanie kapitulacji Westerplatte.
Był to najbardziej przykry moment w życiu całej załogi”[58].
Plut. Naskręt opisał słowa komendanta Składnicy skierowane do żołnierzy pod koszarami:
„Major
informuje nas o powziętej decyzji – kapitulacji. Dziękuje całej załodze
za trud i wytrzymałość w walce, podaje motywy swojej przykrej decyzji
podkreślając, że chce uniknąć dalszych strat, i że po wojnie przydamy
się Ojczyźnie. (...) W tej tragicznej chwili kapitulacji, w oczach
załogi ukazują się łzy, łzy bezsilności, której załoga przez 7 dni walk z
przeważającymi siłami wroga stawiała bohaterski opór (...)”[59].
Sierż. Gawlicki z elektromonterem Januszewskim był świadkiem wywieszenia białej flagi:
„Około
godz. 1000 zauważyłem, że jeden z podoficerów przybija do drążka białe
prześcieradło jako znak kapitulacji. Tego momentu nie zapomnę do
śmierci. Chodziliśmy jak zahipnotyzowani: spoglądaliśmy jeden na
drugiego, ale żaden słowa nie mógł wymówić; jakaś siła niewidoczna
ściskała za krtań. Jakże ciężko było rozstać się z karabinem, który w
akcji stał się czymś najdroższym. Pamiętam, jak kapral Jazy powiedział
wtedy do mnie: ‘Teraz nasze życie jest policzone w minutach. Oni nas
[pracowników cywilnych – przyp. Aut.] wystrzelają jak nieżołnierzy’, i w
spazmach upadł na ziemię. Myślałem podobnie, ponieważ wielu z nas
należało do Związku Podoficerów Rezerwy i pracowało społecznie na
terenie Gdańska[60]. Liczyliśmy się więc z tym, że po kapitulacji rozstrzelają nas wszystkich”[61].
Buder
przy koszarach zobaczył por. Grodeckiego, który płakał oparty o ścianę
budynku. Zapytał go co ma zrobić z bronią przyniesioną z Wartowni Nr 1,
na co usłyszał odpowiedź: „A co się panu żywnie podoba”[62].
Przed samym wejściem do koszar plut. Buder rozłożył swój pistolet
służbowy, a także swój własny i wrzucił do studzienki kanalizacyjnej, a
lornetkę, którą miał zawieszoną na szyi rzucił o kamień rozbijając
szkła. Wchodząc do koszar ujrzał „stosy amunicji”, jak to opisał w
swojej relacji[63].
„W
tym czasie zaczęły nadchodzić do koszar obsady innych wartowni i
placówek, które zostały powiadomione przez dowództwo o kapitulacji. Po
tych kilku dniach trudno było rozpoznać nawet serdecznych przyjaciół;
byli wprawdzie w mundurach, ale niepodobni do żołnierzy: brudni,
zakurzeni, nieogoleni” – wspominał sierż. Gawlicki – „O myciu nie było mowy, bo nawet do picia brakło wody[64]. Wrzuciłem swój zamek od karabinu, pistolet i brzytwę do kanału obok koszar”[65].
Przed udaniem się do Niemców mjr Sucharski oficjalnie przekazał dowództwo nad garnizonem swojemu zastępcy, kpt. Dąbrowskiemu[66].
Tylko część żołnierzy znajdująca się na zbiórce pod koszarami
wiedziała, że niemal od samego początku pełne dowodzenie sprawował
zastępca komendanta.
Dąbrowski po wojnie nadal boleśnie odczuwał ogłoszenie kapitulacji przez Sucharskiego i jego postawę w tym dniu:
„(...)
pamiętny dla nas i bolesny był dzień 7 września 1939 r. Kiedy żaden z
nas nie chciał myśleć o poddaniu się, to właśnie nie kto inny jak
Piotrowski i dowódca Westerplatte [Sucharski] – pierwsi wyszli z białą
chorągiewką w stronę hitlerowców”[67].
Kpt.
Dąbrowski pójście do niewoli traktował jako wyjątkową hańbę w sytuacji,
gdy jak mówił po wojnie „w koszarach było jeszcze pełno nie wystrzelanej
amunicji[68]”. Dowodem na to są niemieckie fotografie wykonane po kapitulacji i zapiski w dzienniku bojowymSchleswig-Holsteina[69].
Kapitan Dąbrowski najwyraźniej uznał też, że złożenie kapitulacji przez
niego nie jest czynem, którym może się szczycić i po wojnie ani on, ani
pozostali oficerowie, którzy chcieli tak jak i Dąbrowski walczyć do
ostatniego naboju i wyczerpania ostatnich możliwości by dać przykład
walczącej Polsce, nie wspominali o tym wydarzeniu. „Zaszczyt”
odnotowania na kartach historii jako tego, który poddał Westerplatte,
które mogło się jeszcze długo bronić, miał przypaść Sucharskiemu[70].
Sucharski
chciał zrzucić obowiązek udania się na rozmowy do Niemców na pozostałych
oficerów Składnicy. Ci jednak odmówili. Dziś już się nie dowiemy, jak
mjr. Sucharski argumentował, by to któryś z oficerów udał się na
rozmowy, a nie on sam. Podobnie odmówili udziału w hańbiącym spektaklu
kapitulacji podoficerowie i żołnierze. Komendant musiał osobiście
wyznaczyć parlamentariuszy!
Wspominał st. ogn. Piotrowski:
„Tymczasem przygotowałem trzy białe chorągiewki i opaski na rękawy. Miał nam towarzyszyć również strzelec Marian Dobies”[74].
Relacja strz. Dobiesa:
„Major
powiedział: ‘dziękuję wam, ja już od was nic więcej nie wymagam, a wy
nie zapominajcie, że jesteście Polakami’. Po tym major zwrócił się do
st. ogniomistrza Piotrowskiego, ażeby wywołać jednego strzelca na
ochotnika. Ochotnika żadnego nie było [podkr. Aut.]. Piotrowski
zwrócił się do szeregu i powiedział: ‘strzelec Dobies wystąpić’.
Wystąpiłem trzy kroki. Otrzymałem białą flagę, nie pamiętam od kogo i
ruszyliśmy w kierunku Niemców. Ja szedłem z przodu, za mną kroczyli mjr
Sucharski i st. ogn. Piotrowski[75].
Z relacji st. ogn. Piotrowskiego:
Zamierzaliśmy
udać się do nieprzyjaciela ścieżką nad morzem. Na morzu stały jednak
trzy niemieckie okręty wojenne w pozycji bojowej[76].
Załogi ich mogły nie wiedzieć jeszcze o kapitulacji i otworzyć do nas
ogień. Zaniechaliśmy więc pierwotnego zamiaru i obraliśmy drogę torami
kolejowymi. Z trudem posuwamy się w kierunku stacji kolejowej. Na
wysokości schronu amunicyjnego nr 9 napotykamy przeszkody nie do
pokonania. Głębokie leje, sterczące szyny i podkłady kolejowe,
przewrócone drzewa. Kilka metrów dalej stoi wypalona cysterna. Jesteśmy
zmuszeni obrać inny kierunek, tym razem na główną bramę wejściową”[77].
Sensacyjna
jest informacja z rękopisu relacji plut. Wróbla. Wg niej miał on
otrzymać od kpt. Dąbrowskiego rozkaz ubezpieczenia Sucharskiego,
Piotrowskiego i Dobiesa udających się w kierunku oczekujących ich
Niemców. W przypadku gdyby Niemcy otworzyli ogień do parlamentariuszy
miał on dać im osłonę ogniową[78].
Kiedy
Sucharski udał się z parlamentariuszami w kierunku niemieckich pozycji,
w koszarach rozeszła się plotka, że szeregowcy i podoficerowie zostaną
zabrani do obozów jenieckich, a oficerowie zostaną rozstrzelani.
Panowało ogólne wrzenie, jak wspomina chor. Gryczman. Ponownie por.
Grodecki musiał tłumaczyć, że to jest nieprawda[79].
Do
koszar przyszedł ppor. Kręgielski wraz z obsadą placówki „Przystań”.
Nastrój żołnierzy pod koszarami był minorowy. Na niemal wszystkich
twarzach było widać rozpacz i upokorzenie.
„W
koszarach ogólne przygnębienie. Patrząc na wychodzących ludzi nie
możemy ich poznać. Zostają wynoszeni ranni. Skończyło się wszystko.
Żegnamy się wszyscy. Żegnam się szczególnie serdecznie z kapralem
Stradomskim, z którym przeżyliśmy 7 dni walk”[81].
I
tym razem ducha żołnierzy wskrzesił kpt. Dąbrowski. Zarządził ostatnią
zbiórkę żołnierzy. Wśród wielu słów pocieszenia powiedział także
wskazując na niemal nietknięty relief Orła nad wejściem głównym do
koszar:
„Patrzcie chłopcy! Nasz Orzeł jest nietknięty. On żyje. To i Polska będzie żyła”[82].
Nie tylko relief Orła miał ocaleć:
„Rzecz
ciekawa, że nasza flaga, którą wywieszaliśmy przed wojną codziennie
rano, przez cały czas trwania walki łopotała na maszcie. Trzeciego dnia
drzewce zostało nadłamane, ale flaga dalej powiewała”[84].
„W tej chwili byliśmy jednym organizmem. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie odczuwałem trwogi ni strachu. (...)
Wprost
szczęście, że tak dużo nas żywych. Znosimy na noszach rannych. Por.
Pająk nie daje znaku życia. Ale żyje, serce mu pika powiadają. Na wydany
rozkaz [kpt. Dąbrowskiego – przyp. Aut.] wszyscy zaopatrują się
m.in. w świeżą bieliznę, wygodne obuwie, suchy prowiant, koce. Każdy wg
swoich możliwości i chęci. Na wydaną komendę zbieramy się w możliwym
porządku”[85].
Część żołnierzy
zniszczyła swoją broń przyniesioną ze stanowisk bojowych. Broń ciężka na
stanowiskach była niszczona, ale też i pozostawiana bez uszkodzeń![87]
Czy aby powodem pozostawienia cennej ciężkiej broni na stanowiskach
było założenie, że pod koszarami po przekonaniu defetystów o sensie i
obowiązku dalszej walki, wrócą i będą dalej bronić Składnicy?[88]
Kapitan Dąbrowski
wydał rozkaz opuszczenia koszar i ustawienia się czwórkami przed
koszarami. Z koszar miano też wynieść wszystkich rannych. Szef kompanii,
chor. Pełka zaczął ustawiać żołnierzy w szeregi[89].
Buder, jak i wielu
innych żołnierzy zdążył się jeszcze przebrać w koszarach w czysty
mundur, umyć i napić wody. Któryś z żołnierzy wcisnął mu do kieszeni
jeszcze dwie paczki papierosów[90].
Kpt. Dąbrowski dopilnował by wszyscy żołnierze zaopatrzyli się w
prowiant, umyli się, ogolili oraz przebrali w czyste mundury. Sam nie
miał już na to czasu. Ostatni raz pouczył wszystkich żołnierzy, aby nie
zdradzali przed Niemcami swoich prawdziwych funkcji i specjalności
wojskowych. Dawał ostatnie instrukcje jak zachowywać się w czasie
zatrzymania oraz przesłuchania przez Niemców. Dla Niemców mieli być
zwykłymi wartownikami, a nie wysokiej klasy, doskonale wyszkolonymi
specjalistami, którymi byli w rzeczywistości[91].
Zbiórkę zakończyła wspólna modlitwa za poległych kolegów i piosenka „Spij kolego”[92].
A kto chce rozkoszy użyć
musi iść w ułany służyć.
Tam rozkoszy on użyje
krwi jak wody się napije.
Tam mu dadzą mundur nowy,
a na mundur kij dębowy.
Tam mu każą maszerować
jeszcze lepiej niż tańcować.
Jak to na wojence ładnie
kiedy ułan z konia spadnie.
Koledzy go nieżałują,
jeszcze końmi potratują.
Wachmistrz trumnę robić każe,
rotmistrz z listy go wymaże.
A za jego młode lata
grają trąbki tra ta ta ta
musi iść w ułany służyć.
Tam rozkoszy on użyje
krwi jak wody się napije.
Tam mu dadzą mundur nowy,
a na mundur kij dębowy.
Tam mu każą maszerować
jeszcze lepiej niż tańcować.
Jak to na wojence ładnie
kiedy ułan z konia spadnie.
Koledzy go nieżałują,
jeszcze końmi potratują.
Wachmistrz trumnę robić każe,
rotmistrz z listy go wymaże.
A za jego młode lata
grają trąbki tra ta ta ta
A za jego trudy, boje,
Wystrzelą mu trzy naboje.
A za jego trudy, prace,
Grają mu kule, kartacze.
A nad grobem krzyż drewniany;
Śpij żołmierzu, śpij kochany!
A gdy go już pochowali
Trzy razy mu powiadali:
Śpij kolego, twarde łoże,
Jutro się zobaczem może.
Śpij kolego w ciemnym grobie.
Niech się Polska przyśni tobie[93].
Tymczasem parlamentariusze zbliżali się do Niemców. Z relacji st. ogn. Piotrowskiego:
„Z
wielkim trudem przebrnęliśmy przez przedpole „Jedynki” i dalej w
milczeniu posuwamy się aleją, która właściwie nie różni się niczym od
reszty zniszczonego terenu. Major idzie pośrodku, strzelec Dobies po
prawej. Od czasu do czasu zerkam na majora; usta ma zaciśnięte, wyraz
twarzy poważny, niemal skamieniały. O czym myślał? Na pewno o tym samym
co ja: jak odniesie się do nas nieprzyjaciel i jak spełnimy naszą misję”[95].
Trzej
parlamentariusze usłyszeli nawoływania Niemców z drugiej strony Kanału
Portowego. Po przekroczeniu bramy głównej dołączyli do nich lekko ranni i
kontuzjowani, którzy znajdowali się w starym schronie amunicyjnym koło
Wartowni Nr 2. W sumie około kilkunastu żołnierzy. Tu zostali zatrzymani
przez Niemców, którzy przypłynęli motorówką z karabinem maszynowym na
dziobie i odprowadzeni w kierunku Mewiego Szańca obok spalonych
warsztatów portowych Rady Portu i Dróg Wodnych. Wszyscy mieli podnieść
ręce do góry. Zrobili to także parlamentariusze. Dwóch niemieckich
żołnierzy przeprowadziło dokładną rewizję całej kolumny żołnierzy
włącznie z majorem Sucharski oraz dwoma pozostałymi parlamentariuszami.
Odebrano im wtedy pasy, płaszcze i legitymacje służbowe. Ruszyli dalej
pod eskortą niemieckich żołnierzy. Od tego momentu nie musieli już
trzymać rąk w górze[96].
Relacja strz. Dobiesa:
„Od
strony Niemców słychać było strzały. Major powiedział: ‘nie kryć się,
śmiało naprzód i flaga w górę, to na pewno przestaną strzelać’. Gdyśmy
się zbliżyli, Niemcy przestali strzelać. Jak doszliśmy to wyskoczyła
grupa Szwabów ze swych ukryć. Ilu ich było, nie pamiętam. Pamiętam, że
krzyczeli po swojemu ‘ręce do góry’, co uczyniliśmy. Niemcy zawiadomili
swego dowódcę, który natychmiast motorówką przez kanał przypłynął.
Stanął naprzeciwko majora i zaczęła się rozmowa. Nie wiem o czym
rozmawiali, bo nie znałem języka niemieckiego, wiem tylko, że rozmawiał st. ogn. Piotrowski i tłumaczył majorowi [97].
Czy więc mjr Sucharski rzeczywiście był w takim stanie, że potrzebny był tłumacz czy też nie chciał dać satysfakcji wrogowi i mówić w jego języku?
Już po ogłoszeniu wywieszeniu białej flagi omal nie doszło do śmierci jednego z polskich żołnierzy:
„Po przeciwnej stronie kanału Niemcy
powychodzili ze swoich kryjówek, stoją na dachach budynków obok
karabinów maszynowych, krzyczą i wymachują rękami.
Nagle
pada stamtąd strzał. Na szczęście trafia w ziemię tuż przed naszymi
nogami. Po krótkiej przerwie pada drugi i trzeci. Sanitariusz podnosi
rękę i z sykiem chwyta za ramię. Kula raniła go pod obojczykiem[98]. Cofamy się do schronu[99] i zatrzymujemy przy wejściu” [100].
W tej
samej relacji kpr. Grudziński zachował w pamięci postawę plut.
Łopatniuka, który nie chciał podporządkować się rozkazowi kapitulacji:
„Ze
schronu wychodzi plutonowy Łopatniuk z obsługą działka pepanc, w ręku
trzyma pistolet. Na wieść o naszej kapitulacji łzy mu stanęły w oczach.
‘Więc ja mam iść do niewoli szwabskiej?’ – mówi i podnosi pistolet do
głowy. Chwytam go za rękę, wyrywam pistolet i zakopuję go przy wejściu
do schronu. Zbliża się do nas major Sucharski wraz z grupą żołnierzy[101]. Pyta mnie, ilu
ludzi zginęło na naszej wartowni. Ogromnie ucieszyła go wiadomość, że
nikt. Wywiesiliśmy na schronie białą chorągiew i dołączyliśmy na samym
końcu do grupy majora, która posuwała się w dalszym ciągu brzegiem
kanału”[102].
Relacja kpr. Domonia:
„Stanąłem
pod kawałkiem nie zwalonej ściany [wartowni], widzę, jak major zbliża
się do Wartowni Nr 2, czarny, wychudzony, obok niego idzie st.
ogniomistrz Piotrowski. Major zatrzymuje się parę metrów przed „Dwójką”.
Spojrzał na zawaloną wartownię, oczy mu zabłysły. Pyta Grudzińskiego,
ilu zabitych. Ten odpowiada, że wszyscy żyją, tylko trzech jest rannych:
Zameryka, Zmytrowicz i Barański. Na widok zrujnowanej wartowni pokiwał
głową i rzekł: ‘Mieliście szczęście od Boga, że wszyscy żyjecie’. Koło
koszar zbiera się reszta żołnierzy, jest z nimi kapitan Dąbrowski. Niemcy krzyczą: ‘Komm hier, komm hier – komm!’.Piotrowski mówi do majora: ‘Wołają żebyśmy szli’[103].
Parlamentariusze i obsada „Dwójki” udali się w kierunku bramy głównej Składnicy drogą prowadzącą przy mocno uszkodzonym murze.
„W
miejscu gdzie była brama główna, zauważyliśmy zbliżające się do nas
motorówki. Na dziobach ustawiono cekaemy. Żołnierze niemieccy mierzą do
nas z karabinów[104]. Podnosimy ręce i tak dochodzimy do fortu Weichselmünde[105].
Tu nas zatrzymują. Tłumacz niemiecki oznajmia nam, aby każdy przejrzał
kieszenie i oddał broń, jaką posiada przy sobie, w przeciwnym razie
będzie z miejsca rozstrzelany”[106].
Część polskich żołnierzy przygotowała się zapewne wtedy na najgorsze:
„Niemcy
płynęli motorówkami, wyskoczyło ich z 15, celując do nas z automatów,
szwargotali zajadle, kazali zdjąć czapki i płaszcze, ręce podnieść do
góry. Pomyślałem sobie: ‘Teraz to już koniec’”[107].
Wieść
o kapitulacji Składnicy Westerplatte błyskawicznie obiegła cały Nowy
Port. Po drugiej stronie Kanału Portowego zaczęli zbierać się na
nabrzeżach i dachach mieszkańcy dzielnicy. Wspominał to m.in. sierż.
Gawlicki:
„Gdy
wyszliśmy nad kanał, zauważyłem wiele motorówek bojowych z karabinami
maszynowymi. Po przeciwnej stronie kanału stało już mnóstwo gapiów
cywilnych. Słyszałem słowa w języku polskim: ‘Wystrzelać tych polskich
psów!’. Niektórzy chcieli przeprawić się na naszą stronę łódkami, ale
oficer niemiecki dał rozkaz, żeby nikogo nie przepuszczać”[108].
W tym samym czasie na pobliskim starym schronie amunicyjnym grupa niemieckich żołnierzy wciągała niemiecką flagę na maszt[109].
W
odległości około 100 metrów od koszar, kiedy kolumna polskich żołnierzy
zbliżała się do ruiny Wartowni Nr 2, od strony Kanału Portowego i od
strony bramy głównej zauważono zbliżających się w tyralierze niemieckich
żołnierzy. Na czele szli niemieccy oficerowie. Buder zapamiętał, że
kmdr. Hornack, którego wziął za dowódcę pancernika Schleswig-Holstein miał pistolet w ręce. W odległości około 8-10 kroków od czoła kolumny Polaków krzyknęli „Halt!”[110].
Kmdr Hornack wyszedł do kpt. Dąbrowskiego, który złożył Niemcowi
meldunek o kapitulacji Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.
Kmdr. Hornack przełożył pistolet z prawej ręki do lewej i uścisnął dłoń
kpt. Dąbrowskiemu.
Polskich
żołnierzy policzono i poddano wstępnej rewizji. Niemcy wydali rozkaz
odprowadzenia jeńców w kierunku Mewiego Szańca poprzez zniszczony teren
warsztatów Rady Portu i Dróg Wodnych. Na czele szli oficerowie, za nimi
podoficerowie i żołnierze, na końcu ranni. Kolumna otoczona była przez
kilkunastu żołnierzy Kompanii Szturmowej[111][112].
Por. Grodecki zapamiętał makabryczny szczegół, gdy przechodzili przez teren warsztatów RPiDW:
„Gdy
wchodziliśmy potem na teren spalonych pociskami pancernika warsztatów
portowych, sanitariusze wynosili właśnie cywilnych Niemców, którzy
spalili się tam razem z zabudowaniami. O ile dobrze pamiętam, spłonęło
ich tam siedmiu”[113].
Być
może Niemcy poświęcili życie kilku robotników portowych, aby ich
nieobecność w nocy z 31 sierpnia na 1 września nie wydała się polskim
żołnierzom podejrzana (!).
„Po niejakim czasie widzę jednak sam, jak około 50 do 60 żołnierzy wychodzi przez główne wyjście z podniesionymi rękoma[117].
Jak się później dowiadujemy, znajduje się między nimi dowódca i inni
oficerowie. Powoli postępują do przodu ciągle jeszcze z podniesionymi
rękoma”[118].
Wspominał st. ogn Piotrowski:
„10 kroków przede
mną idzie chwiejnym krokiem major, zbliża się do stojącej opodal ławki i
jak sparaliżowany pada na nią. Dobiegam i podnosząc mu głowę
stwierdzam, że to chwilowe wyczerpanie nerwowe. Wtem nadchodzi jakiś
podpułkownik niemiecki[119]
i pyta mnie, kto to jest. Przedstawiam się i mówię, że to nasz
komendant. Następnie wyjaśniam cel naszego przybycia oraz okoliczności,
które zmusiły nas do podniesienia rąk mimo posiadania białych
chorągiewek[120]; spowodowało to niezwykłe wyczerpanie nerwowe i fizyczne komendanta[121]. Podpułkownik
wyraża ubolewanie z tego powodu i wyjaśnia, że natychmiast po ukazaniu
się białej chorągwi na koszarach od strony zachodniej wyjechała
motorówką grupa żołnierzy z zadaniem obsadzenia terenu i zabrania załogi
do niewoli. Po chwili major przyszedł do siebie i powstał z ławki.
Niemiec podchodzi do niego i przedstawia się. Przetłumaczyłem majorowi
moją rozmowę z podpułkownikiem”[122].
W niemieckiej książce o wojnie z Polską są informacje potwierdzające inne relacje:
„Zza resztek muru
nadchodzą z podniesionymi rękami pierwsi Polacy przyprowadzeni przez
dowódcę Westerplatte. Oświadcza on, że poddaje Westerplatte, swoją
fortyfikację, ponieważ jakikolwiek opór przeciwko szturmującym ich
umocnienia niemieckim oddziałom jest beznadziejny”.
Dalszy opis z tej książki wskazuje, że Sucharski nie szczędził żenujących pochwał dla wroga:
„(...) tak
dzielnych żołnierzy jak marynarze Kriegsmarine oraz żołnierzy
wspierających ich w walce o tę nie do zdobycia twierdzę nie widział” (!)[123].
St. ogn. Piotrowski zwrócił się z prośbą do niemieckiego oficera o zwrot zabranych płaszczy:
„Natychmiast
zarządza ich odszukanie. Za kilka minut przynoszą je nam, ale już bez
naramienników (...). W tej chwili nadchodzi pod eskortą cała załoga z
kapitanem Dąbrowskim na czele. Podpułkownik każe mi pozostać przy grupie
oficerów, mam bowiem uczestniczyć w przekazaniu urządzeń
fortyfikacyjnych i uzbrojenia. (...) Niemcy przywieźli kilka skrzyń z
piwem i częstują spragnionych”[124].
Na
wizerunek Polaków oddających się do niewoli wpłynął fakt, że Sucharski
przyzwolił by do trójki parlamentariuszy dołączyła grupa żołnierzy tzw.
zszokowanych, psychicznie niezdolnych do dalszej walki (zespół
wyczerpania walką), którzy mieli przez jakiś czas schronienie w starym
schronie artyleryjskim koło Wartowni Nr 2. Ich wygląd nie mógł sprawiać
dobrego wrażenia na nikim. Dodatkowo w kolumnie znalazła się obsada
zniszczonej Wartowni Nr 2, brudna, zakurzona, zmęczona. Komendant
Składnicy w żaden sposób nie zadbał o to, by w sposób godny
zaprezentować zarówno siebie jako oficera oraz żołnierzy Składnicy.
Wygląd, jak i zachowanie mjr. Sucharskiego już po stronie niemieckiej
pozostawia bardzo wiele do życzenia. Nieogolony, brudny, bez czapki. Do
tego zachowanie nie licujące z pozycją oficera. Na zdjęciach z
podniesionymi rękoma (oficer!) udaje się z grupą polskich żołnierzy na
niemieckie pozycje wyjściowe koło Mewiego Szańca.
Jego
zastępca, kpt. Dąbrowski, już po wojnie wielokrotnie protestował
przeciwko publikowaniu zdjęć Sucharskiego z chwili, kiedy został
zatrzymany przez Niemców, gdyż jak uważał „tak nie powinno pokazywać się
polskiego oficera”. Szkoda, że Sucharskiemu było najwyraźniej obojętne
jak zapamięta go historia. Paradoks sprawił, że został zapamiętany tak
jak ubrała go, i w przenośni i dosłownie, niemiecka propaganda.
Naprzeciw kolumnie polskich żołnierzy
prowadzonych przez kpt. Dąbrowskiego i pozostałych oficerów wyszedł
świeżo przybyły na nabrzeże Westerplatte kmdr ppor. Wilhelm Hornack[135]. Niewykluczone,
że kmdr ppor. Hornack chciał być tym, który zostanie zapamiętany jako
niemiecki oficer, który jako pierwszy przyjmował kapitulację
Westerplatte. Sława „zdobywcy Westerplatte” spłynęłaby właśnie na niego,
a co za tym idzie szybkie awanse i odznaczenia. Nie wiedział, że
komendant Składnicy udał się na rozmowy kapitulacyjne. Nie wiedział też,
że komendant przed odejściem do Niemców oficjalnie przekazał dowodzenie
swojemu zastępcy. Kpt. Dąbrowski był więc w tym momencie nominalnym i
oficjalnym dowódcą Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte...
Hornack
wiedział za to dobrze, że z chwilą postawienia nogi na Westerplatte jest
najwyższym stopniem oficerem niemieckim, który znajduje się najbliżej
oficerów Składnicy. Miał niewiele czasu, aby przyjąć osobiście
kapitulację polskiej załogi zanim pojawią się wyżsi stopniem niemieccy
oficerowie.
W artykule „Kapitulacja Składnicy” zamieszczonym w magazynie „Odkrywca”[136]
wysnułem hipotezę na podstawie niemieckich i polskich, że nad Kanałem
Portowym Hornack doprowadzić miał do sytuacji, by Dąbrowski złożył przed
nim kapitulację. Podczas tego zdarzenia kpt. Dąbrowski miał rzekomo
wręczyć szablę Hornackowi[137]. Jednak szabli tej nie widać na żadnym ze zdjęć wykonanych nad Kanałem Portowym kolumnie polskich żołnierzy, jak i Niemcom.
W
trakcie liczenia i przeszukiwania dokumentów zostało zauważone przez
st. ogn. Piotrowskiego dość dziwne i podejrzane) w świetle dzisiaj
posiadanych dokumentów i informacji) zachowanie sierż. Rasińskiego,
kierownika radiostacji. Mimo uwag i przestróg kpt. Dąbrowskiego, aby nie
ujawniać swoich specjalizacji wojskowych i
funkcji w Składnicy, ten obok komendanta Składnicy najważniejszy
żołnierz, bo mający wiedzę wynikającą z obsługi radiostacji (ściśle
tajne depesze, meldunki, raporty, szyfry i kody), sam wylegitymował się
przed sprawdzającym go Niemcem, ujawniając swoją bardzo ważną funkcję na
Westerplatte![152]
Książka
Zofii Meisner, której maszynopis powstał we wrześniu 1949 r. na
podstawie relacji westerplatczyków, które zebrała autorka, zawiera
również opis tego zdarzenia. Nie wiadomo kto przekazał autorce tą
informację, którą umieściła w swojej beletryzowanej opowieści:
„Rasińskiemu
jakiś Niemiec sprawdza legitymację. Czemu ten naiwny człowiek pokazuje
dowód? Był radiotelegrafistą, to niebezpieczne!”[153]
Dlaczego
Rasiński postanowił się ujawnić? Co chciał przez to osiągnąć? Biorąc
pod uwagę informacje uzyskane przez Jacka Żebrowskiego dotyczące jego
dalszych losów, tj. pracy w ośrodku nasłuchu radiowego Kriegsmarine[154], działanie Rasińskiego nie wydaje się wcale takie naiwne…
Wtedy
nastąpiła scena, która uwieczniona na jednym jedynym zachowanym zdjęciu
negatywnie oddziaływuje na przekaz prawdziwej historii obrony
Westerplatte i oddanie honorów tym, którzy zasłużyli na najwyższe
zaszczyty. Niemcy (a być może przede wszystkim gen. mjr. Eberhardt,
dowodzącego siłami niemieckimi w Gdańsku) dla celów propagandowych
postanowili, by Sucharski jako najwyższy stopniem polski żołnierz na
Westerplatte ubrał się w mundur służbowy i wziął udział w „ceremonii
kapitulacji” przygotowanej naprędce dla wojskowych fotoreporterów, gdzie
najważniejszym punktem było wręczenie szabli komendantowi Składnicy,
jako „dowódcy obrony”. Taki rycerski gest o szczególnym znaczeniu
propagandowym mogły się spodobać zarówno niemieckiemu wyższemu
dowództwu, reporterom zarówno z gdańskich gazet, jak i ludziom z
wydziału propagandy.
Świadkiem „kapitulacji” byli na pewno pozostali oficerowie Składnicy. Oto relacja ppor. Kręgielskiego z tego „wydarzenia”:
„Generał
Eberhardt wręczył [Sucharskiemu] szablę w dowód uznania za bohaterstwo
załogi [Westerplatte]. Głupia sprawa wyszła. Dąbrowski [patrzy] na
Grodeckiego, Grodecki na Dąbrowskiego, obydwaj na mnie, ja na nich.
Mietek Słaby też na mnie. Na miłość Boską, co jest? Jak?!
Wtedy
Sucharski zdobył się na dozę szczerości. Było mu tak jakoś
nieprzyjemnie i mówi: ‘Słuchaj, Kuba. Ta szabla tobie się należy. Ale ja
po wojnie wszystko ujawnię’”[175].
Pozostaje jeszcze sprawa szabli, z którą udał się do niewoli Sucharski. Z relacji polskich oficerów wynika[176],
że była to szabla Dąbrowskiego. Kiedy Sucharskiemu pod eskortą
pozwolono udać się do willi oficerskiej kazano mu także zabrać swoją
szablę[177]. Zabrano (czy dano Sucharskiemu?) jednak szablę Dąbrowskiego. Dlaczego?
Ppor.
Kregielski, także obecny przy przekazywaniu Składnicy Niemcom,
podkreślał m.in. złe rozpoznanie Westerplatte przez Niemców:
„Wydany
rozkaz przez kpt. Dąbrowskiego o ograniczeniu poruszania się w terenie
powodował, że przeciwnik nie wiedział właściwie gdzie tkwi obrona.
Owszem, widzieli wartownie, ale wydawało im się, że wartownie to tylko
formalność, a właściwe ‘bunkry’ tkwią w innym miejscu. Nie zapomniany
był moment, kiedy przy omawianiu terenu Niemcy wskazywali na swoim
planie zakreślonych 6 kółek umiejscowionych pomiędzy koszarami a
kasynem. Byli przekonani, że to są wieże pancerne. Zdjęcie lotnicze
wykazało 6 zaciemnień w wyniku 6 kopek siana przyjętych jako wieże
pancerne. Przeceniwszy nas wybrali taktykę kolejnego niszczenia pasami
całego tereny przy pomocy ognia huraganowego”[187].
Jest
jeszcze i taka relacja byłego więźnia Stutthofu Jana Olszewskiego, który
został przetransportowany na Westerplatte wraz z innymi więźniami
przetrzymywanymi w Nowym Porcie, tuż po tym jak nastąpiła kapitulacja
Składnicy[198]:
„Widziałem polskiego albo porucznika albo kapitana, taki wysoki, podobno to dowódca Westerplatte, ale okazało się później, że to nie był Sucharski [podkr. Aut.]. (…)”[199].
Przy
okazji kolejnego negatywnego komentarza dotyczącego polskich żołnierzy,
zwróćmy uwagę na jeden szczególny fakt. Polska załoga nie została
pokonana w walce, poddała się sama. Nie było to w smak niemieckiej
propagandzie, ani niemieckiemu dowództwu, które przez 7 dni nie mogło
złamać polskiego oporu. Westerplatte opisywano więc jako „potężną twierdzę na wzór linii Maginota”[231].
Na pytanie Eberhardta dlaczego Sucharski skapitulował, ten dał
wspominaną wcześniej, niezgodną z prawdą odpowiedź, którą wykorzystała
niemiecka propaganda utrwalając nieprawdziwy obraz polskiej załogi jako „zdemoralizowanych i otępiałych”, pozbawionych możliwości dalszej walki żołnierzy[232].
Ten opis przewija się we wszystkich relacjach niemieckich dowódców.
Zupełnie odmienny obraz polskich obrońców, a w szczególności kpt.
Dąbrowskiego zapamiętali niemieccy żołnierze i podoficerowie.
Na
koniec wspomnijmy, że niemieccy żołnierze kompanii szturmowej jako
dowódcę bohaterskiej polskiej załogi zapamiętali nie Sucharskiego, a
Dąbrowskiego. Z relacji z 1977 r.[233], która atakowała Westerplatte:
„Pamiętam innych Polaków, Suchaski, Bartosik, Kegelski, Grodek, Pajonk[234]” – wspominał w 1977 r. kmdr Heinrich Denker[235], były podoficer Kompanii Szturmowej – „Najbardziej utkwił mnie i moim kolegom polski hauptmann [kapitan – przyp. Aut.],
wysoki, szczupły, energiczny. Minęło tyle lat a dobrze pamiętam tamte
wydarzenie. Dla mnie młodego wówczas podoficera to był początek wojny. (…)
Wasz hauptmann Domboski przekazywał stanowiska na Westerplatte, obok
był nasz ppłk Henke. (…) Ci oficerowie odchodzili, my trzasnęliśmy
obcasami, wasz hauptmann zasalutował i spojrzał w naszą stronę, Henke
też zasalutował[236].
Dla nas młodych salut polskiego oficera był czymś nadzwyczajnym, to nam
zaimponowało. Ten polski oficer był wysoki i z pewnością był doskonałym
żołnierzem. Mówili wtedy, że to on dowodził polską obroną. (…) Henke na
pożegnanie długo rozmawiał z polskim oficerem. To był Domboski. Koledzy
wspominali, że Henke ofiarował jemu własną papierośnicę[237]. Domboski odmówił. To był rycerski gest, to byli oficerowie z zasadami”. Ppłk Henke powiedział też wtedy kpt. Dąbrowskiemu m.in.: „Rozkazuję panu przeżyć tę wojnę...” [238].
„Słyszałem,
że na Westerplatte właściwie nie było dowodzenia obroną, lecz każdy
walczył jak gdyby oddzielnie. To może powiedzieć tylko ten, który nie
znał warunków obrony i terenu, na którym się walka rozgrywała” – pisał po wojnie ppor. Kręgielski – „Ośrodkiem
podtrzymującym całość obrony były koszary – a tam główną osobą był kpt.
Dąbrowski. Żołnierz był bardzo czuły na wszystko, co się dzieje w
koszarach. Jest rzeczą zrozumiałą, że w bezpośrednim odpieraniu ataków
Niemców każdy działał na własną rękę, lecz ogólny kierunek walki
wskazywał kpt. Dąbrowski. Każdy znający się na wojskowości zna dobrze tę
zasadę, że postawa żołnierza w walce jest wynikiem jego przeszkolenia
oraz jego zaufania i przywiązania do dowódcy. Sukces obrony Westerplatte
przy takim uzbrojeniu, jakie posiadało, i przy takiej przewadze
przeciwnika, polegał na tych czynnikach i na tym, że przed wybuchem
wojny wszystko było dokładnie przemyślane, przeprowadzone i podczas
stałych ćwiczeń i alarmów dokładnie opanowane. Każdy wiedział, co ma
robić. Dużą rolę odegrała zwartość załogi. Zwartość ta pogłębiła się
podczas samych walk”[248].
Nie
tylko zwartość załogi pogłębiała się z upływem kolejnych dni obrony.
Żołnierze okrzepli w ogniu walki, wzrastała także w nich odporność
psychofizyczna na uciążliwe warunki w jakich przebywali, jak i odporność
na ostrzał artyleryjski, zwłaszcza wobec słabej jego skuteczności.
Bzdurą są opowieści jakoby po 7 dniach obrony żołnierze mieli już dosyć
walki.
Warto
zapoznać się z życiem żołnierzy w czasie I wojny światowej na froncie
zachodnim. Miesiącami tkwili oni pod ciężkich ostrzałem w tych samych
okopach, często zalanych do pasa wodą, zmieszaną z wodą i ludzkimi
odchodami, mając przed sobą księżycowy krajobraz i wisząca na drutach
gnijące trupy wrogich żołnierzy. Ciepłe posiłki, świeża woda, czysta
bielizna to były bardzo rzadkie „wydarzenia”, o ile w ogóle były. Mimo
to tkwili na tych samych pozycjach i walczyli. Warunki jakie mieli
polscy żołnierze na Westerplatte weterani np. spod Sommy uznaliby
prawdopodobnie za mało uciążliwe.
Często
podkreśla się, że Składnica skapitulowała ze względu na brak wody,
żywności i przede wszystkim amunicji. A jak było naprawdę?
Wspominał kpr. Stanisław Trela:
„Ostatnie,
decydujące natarcie? Nie, nie było takiego z żadnej strony. To nie
dlatego poddaliśmy się, że ostatnie decydujące natarcie wroga nas
rozbiło. My mogliśmy się tylko bronić, takie było taktyczne założenie
bojowe, choć historia wykazała, że raczej o strategii trzeba mówić. I
broniliśmy się do ostatka. O poddaniu się nie zadecydował nasz strach,
że któreś natarcie zetrze nas na miazgę, o tym chyba nikt nie myślał.
Przeważyły względy, które w całej pożodze (...) nazwać trzeba
humanitarnymi. Wielu było rannych, brakowało leków, groziła gangrena,
epidemia. I najgorsze, to koniec wody. Nie broni! Nie amunicji! Tak
czasem teraz piszą. Ale to nieprawda. Broń i amunicja były, żywność też”.
Czy jednak rzeczywiście brakowało wody w Składnicy? Oto co napisał ppor. Kregielski:
„Dla
załogi kwestia wody była rzeczą istotną. Wodę pobieraliśmy przecież z
Gdańska. Była zapasowa pompa w koszarach, lecz ona nie rozwiązywała
sprawy w warunkach bojowych. Niemcom wystarczyło odciąć wodę [dla
Westerplatte], a tym samym narazić załogę na brak wody”[249].
Relacja
dowódcy placówki „Przystań” wskazuje, że Składnica przez cały okres
obrony zaopatrywała się w wodę z wodociągu podłączonego do gdańskiej
sieci wodociągowej!
„Ograniczone było zaopatrzenie w wodę, pobierano ją przy pomocy zainstalowanej w piwnicy pompy [podkr. Aut.].
Po wstępnych przesłuchaniach żołnierzy załogi „wieczorem
przewieziono oficerów do hotelu, a resztę załogi na Biskupią Górkę” –
pisał w relacji st. ogn. Piotrkowski – „gdzie po nie przespanych siedmiu
nocach, w kazamatach na świeżej słomie wszyscy zasnęli kamiennym snem”[251].
W
kazamatach Biskupiej Górki byli już uwięzieni pocztowcy z Poczty
Polskiej w Gdańsku, którzy dzielnie bili się pierwszego dnia wojny.
Polscy
oficerowie zostali przewiezieni do Hotelu Continental naprzeciw Dworca
Głównego w Gdańsku w dwóch pokojach na najwyższym piętrze, których okna
wychodziły na podwórze[252].
Tak zakończyła się historia polskiego garnizonu, Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.
W
literaturze nierzadko można spotkać się z poglądem, że obrona
Westerplatte spełniła swoje zadanie już 1 września. Spytajmy więc jakie
zadanie? Honorowe? W myśl tego wszystkie polskie oddziały mogłyby się
poddać już 1 września, bo dalsza obrona przecież nie miała sensu wobec
ilościowej i technicznej przewagi przeciwnika.
Jeśli
więc obrona Wojskowej Składnicy Tranzytowej nie miała według wielu
historyków większego znaczenia, to na przykład jaki sens miała obrona
Helu do 1 października[253],
skoro wszystkie polskie okręty, które pozostałe w Zatoce Gdańskiej
zostały już dawno zatopione? A więc tym samym znaczenie Helu jako bazy
morskiej spadło do zera. Czy można np. porównać mjr. Sucharskiego do
płk. Dąbka, który dowodził obroną Kępy Oksywskiej nazywanej "gdyńskim
Westerplatte"? Istotne jest to, że na Kępie walczono właśnie do
ostatniego naboju. Często z rozkazu Dąbka kontratakowano, choć kompanie
miały już stany plutonów. Żołnierze czuli beznadziejność walki (Kępa
Oksywska miała się bronić po to, aby blokować Niemcom drogę na Półwysep
Helski i zabezpieczać tym samym bazę morską na Helu) mimo to walczyli do
samego końca. Niemcy za tę zajadłość i zaciętość trupy polskich
żołnierzy i oficerów, których znaleźli na Kępie, wsadzali głowami do
dołów kloacznych.
Płk.
Dąbek dowodził obroną do ostatniego żołnierza, a kiedy zbliżał się
koniec, to razem ze swoimi oficerami wziął karabin do rąk i walczył do
ostatniego naboju, tak jak nakazywał im obowiązek i honor. Pułkownik
Dąbek powiedział wtedy pamiętne słowa: "Pokażę wam jak Polak walczy i
umiera". Szkoda, że na takie słowa nie było stać Sucharskiego. Dodać
trzeba, że Dąbek raniony przy ostatniej sprawnej armatce ppanc. Bofors,
której został samorzutnie celowniczym, ukazując wysokie osobiste męstwo,
popełnił samobójstwo, bo uważał za wyjątkową hańbę, by jako dowódca i
oficer dostać się w ręce wroga. Podpułkownik Szpunar, który po śmierci
Dąbka objął dowodzenie już garstką obrońców, po kilkunastu minutach
walki zarządził kapitulację, ale obiecał swoim żołnierzom, że zejdą z
pola walki z bronią w ręku. I tak też się stało! Niemcy za bohaterską
walkę i postawę chcieli ppłk. Szpunara uhonorować szablą, ale polski
oficer jej nie przyjął, bo uważał, że należała się jego dowódcy, płk.
Dąbkowi. Wbito więc szablę przy grobie Dąbka.
Podpułkownik
Pruszkowski, gdy rozkazał przerwać ogień garstce żołnierzy jaka została
z jego 1 Morskiego Pułku Strzelców, nie wywiesił hańbiących białych
flag. Oszczędził też swoim żołnierzom podniesienia rąk. Poddali się z
honorem.
Polecam
zwrócić uwagę na historię obrony Kępy Oksywskiej, bo to równie
arcyciekawy rozdział walki z Niemcami w 1939 r., jak obrona
Westerplatte.
Po
co gen. Franciszek Kleeberg jeszcze na początku października atakował
swoją Samodzielną Grupą Operacyjną „Polesie” niemiecką 13. Dywizję
Piechoty Zmotoryzowanej gen. Paula Otto, skoro właściwie wolne
terytorium Polski znajdowało się tylko tam, gdzie były jego oddziały?
Kleeberg skapitulował, bo jego żołnierze nie mieli już amunicji, ale
zachowali ducha walki. Z honorem wypełnili obowiązek walki do ostatniego
naboju. SGO „Polesie” złożyła broń 6 października. W pożegnalnym
rozkazie dla swoich wojsk gen. Kleeberg napisał: „(…)
Nie straciliście nadziei i walczyliście dalej. (…) Wykazaliście hart i
odwagę w masie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca”[254].
Można
zadać jeszcze pytanie dlaczego jeszcze do 12 października operował na
Bałtyku ORP „Orzeł” szukając celów dla swoich torped?
Gdy
Polskie Radio ogłosiło 8 września, że na Westerplatte zginęli ostatni
obrońcy, bardzo wielu Polakom stanęło przed oczami widmo ogólnej klęski.
Znaczenie propagandowe obrony Westerplatte doceniał kpt. Dąbrowski, nie
docenił mjr Sucharski, któremu zależało na jak najszybszym poddaniu
Składnicy.
Zapewne
zupełnie inny przebieg miałaby obrona Składnicy na Westerplatte, gdyby w
1939 r. komendantem nadal pozostawał mjr Fabiszewski, który tak wiele
wniósł dla obronności i umocnienia polskiego garnizonu w Wolnym Mieście
Gdańsku.
„Jestem
przekonany i wierzę, że gdyby on był w tym czasie nadal dowódcą, w
czasie walki nikt by się nie poddał i zginęlibyśmy wszyscy” – pisał ok. 1966 r. Ignacy Zarębski do Michała Gawlickiego – „Tak jak nazywa on [Fabiszewski – przyp. aut.] Westerplatte,
że byliśmy o krok od Termopil, gdzie tylko jeden żołnierz wyszedł z
życiem i doniósł królowi, co się stało z jego wojskiem”[255].
Specyficzną
cechą etyki wojskowej, a więc i honoru w wojskowym tego słowa
znaczeniu, jest to, że żąda i wymaga ona bohaterstwa i męstwa od swoich
żołnierzy. Męstwo jest czymś więcej niż odwaga, bo każde męstwo jest
odwagą, ale nie każda odwaga jest męstwem, a już w szczególności męstwem
wojskowym, kiedy to jest się narażonym na śmierć ze strony
nieprzyjaciela, który chce ją celowo zadać[256]. Trzeba
wprost napisać, że w czasie obrony ani męstwem (wojskowym), ani odwagą
komendant Składnicy się nie wykazał, nie sprawdził się wobec swoich
żołnierzy, nie wykazał żadnej inicjatywy, honoru i obowiązku wobec
Ojczyzny i samego siebie, że bić się należy do ostatniego naboju i
wyczerpania ostatnich możliwości. Mjr Sucharski był na Westerplatte
jedynie biernym obserwatorem, o czym świadczą relacje żołnierzy,
działając także na szkodę obrony Westerplatte (zachowanie Sucharskiego z
31 sierpnia na 1 września 1939 r.)[257]. I to na nim spoczywa odpowiedzialność za niewykonanie rozkazu walki do wyczerpania ostatnich możliwości.
Czy za taką postawę można dostać order Virtuti Militari, będącego „najwyższą nagrodą czynów wybitnego męstwa i odwagi, dokonanych w boju
i połączonych z poświęceniem się dla dobra Ojczyzny”[258]? Okazuje się, że tak! W 1971 r. mjr Henryk Sucharski został odznaczony pośmiertnie przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego Krzyżem Komandorskim Virturi Militari II klasy przy okazji sprowadzenia jego prochów do Polski[259].
i połączonych z poświęceniem się dla dobra Ojczyzny”[258]? Okazuje się, że tak! W 1971 r. mjr Henryk Sucharski został odznaczony pośmiertnie przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego Krzyżem Komandorskim Virturi Militari II klasy przy okazji sprowadzenia jego prochów do Polski[259].
Wyjątkowym szczęściem mjr. Sucharskiego
było to, że miał jako swojego zastępcę wysoko zdyscyplinowanego oficera.
Odpowiedzialność za obronę wziął całkowicie na siebie kpt. Dąbrowski,
który na dodatek dbając o morale załogi, ukrył przed żołnierzami słabość
komendanta.
Ppor. Kręgielski powiedział wprost:
„Sucharski się kompletnie załamał. A wszystko robił Dąbrowski. Dowodził Dąbrowski”[260].
Kapitan
Dąbrowski był nie tylko zdyscyplinowanym, ale i opanowanym oficerem.
Działał i dowodził z wysoką determinacją, skutecznie i z chłodnym
profesjonalizmem. Przez wszystkie dni obrony dał dowód opanowania
żołnierskiego rzemiosła i to najwyższej próby. Daleko mu było do
impulsywności takich doskonałych oficerów jak chociażby gen. Mikołaj
Bołtuć, który o swoim przełożonym gen. Bortnowskim z Armii „Pomorze”,
uznawanym przed wojną za największy talent wojska, wypowiedział się
zarzucając sobie, że „w pierwszych dniach wojny, w czasie bitwy w Borach
Tucholskich, nie dał mu kuli w łeb i nie objął dowództwa”. Gdy gen.
Bortnowski po raz kolejny zawiódł w czasie bitwy nad Bzurą, Bołtuć już
nie krępował języka: „Jak zginę, to niech wszyscy wiedzą, że zginąłem ja
i armia z winy tego skurwysyna”[261].
Dąbrowski
do ostatnich swoich dni chronił dobrą pamięć o swoim przełożonym i
publicznie nie wypowiadał się na temat jego wysoce nagannej postawy w
czasie obrony Westerplatte. To dowód jak wysokiej klasy był to oficer,
który ani za życia ani po śmierci nie doczekał się należnego uznania.
Wg informacji zamieszczonej w niemieckim „Memoriale o polskich umocnieniach lądowych”[262]
8 września miał być przeprowadzony szturm z udziałem kompanii
szturmowej saperów i Kompanii Szturmowej z wykorzystaniem informacji o
polskim systemie obronnym zdobytym podczas rozpoznania 7 września.
Wielokroć na podstawie tej informacji formułuje się wniosek, że miał to
być szturm generalny. Jednakże inne niemieckie dokumenty tego nie
potwierdzają. Trzeba wziąć pod uwagę, że ppłk Henke był bardzo
doświadczonym i inteligentnym dowódcą. Możliwe jest, że na podstawie
zdobytych w walce informacji o Polakach mógł zastosować zupełnie inną
taktykę przy kolejnym natarciu, zapewne również wspartym silnym ogniem
artylerii pancernika. Inną sprawą pozostaje fakt, że po zniszczeniu
Wartowni Nr 2 w zasięgu skutecznego ognia pancernika nie było żadnego
innego celu. Najwięcej zaszkodzić polskim żołnierzom mógł stromotorowy
ogień haubic i moździerzy. Trudno wyrokować jak wyglądałaby walka 8
września; czy, i jakie ponieślibyśmy straty. Gdyby kpt. Dąbrowski miał
możliwość dalszego dowodzenia obroną (czyli bez nieustannego siania
defetyzmu przez mjr. Sucharskiego wśród żołnierzy w koszarach) można
przyjąć, że 8 września, jak i w późniejsze dni, polska obrona na pewno
by się nie załamała.
Westerplatte
nie okazało się „twierdzą”, jak jeszcze niemieccy propagandyści
przekonywali zaledwie kilka tygodni przed wybuchem wojny. W jednej z
sierpniowych kronik filmowych wyświetlanych w kinach, lektor oddziaływał
na wyobraźnię odbiorców mówiąc, że w „twierdzy” na Westerplatte
zgromadzono tyle amunicji, że gdyby nastąpiła jej eksplozja wybuch
zmiótłby z powierzchni ziemi odległy o 8 kilometrów Kościół Mariacki (!)[263].
W
dyskusji podsumowującej wojnę z Polską w 1939 r., szef sztabu OKH, gen.
płk Franz Halder tak skomentował niemieckie dowodzenie w walkach o
Westerplatte: „Westerplatte to przykład jak nie należy dowodzić”[264].
Obrona
Westerplatte, przez lata wyszydzana przez niektórych historyków i
publicystów jako nie mająca sensu obrona pustych magazynów, była ważnym,
strategicznym dla obrony Wybrzeża punktem oporu. Rozkaz Naczelnego
Wodza mówił wyraźnie o tym, by załoga Westerplatte wytrwała na
posterunku, czyli walczyła do wyczerpania ostatnich możliwości obrony.
Tych możliwości nie wyczerpano. Westerplatte poddało się, port gdański
został odblokowany, użyte przeciwko Westerplatte znaczne siły niemieckie
mogły niezwłocznie przystąpić do akcji przeciwko innym punktom oporu na
Wybrzeżu.
Wspominał o tym kpt. Dąbrowski:
„Obrona
Westerplatte spełniła ważne operacyjne zadanie – wiązała przez siedem
dni poważne niemieckie siły morskie i lądowe, które nie mogły być użyte
na innym odcinku walki”[265].
Potwierdzali to niemieccy dowódcy zarówno w trakcie wojny, jak i wiele lat po jej zakończeniu. Komandor Ruge podkreślał, że:
„Upadek Westerplatte miał poważne znaczenie dla dalszych operacji przeciwko polskiemu frontowi morskiemu, gdyż zwolniły się zaangażowane dotychczas siły i środki walki, jak również zapasy i środki techniczne w Gdańsku-Nowym Porcie”[266].
Po
wojnie Friedrich Ruge podtrzymywał swoją opinię o strategicznym
znaczeniu Westerplatte, które blokowało port Gdański. Niezgodna z prawdą
jest przyczyna kapitulacji, ale to konsekwencja tego, co powiedział
Niemcom Sucharski podczas kapitulacji. Warte podkreślenia jest to, że
Ruge określił Westerplatte, jako „bardzo słabo umocnione”[267]:
„Westerplatte (...) zostało zdobyte 7 września po wielokrotnym ostrzeliwaniu przez pancernik ‘Schleswig-Holstein’, dzięki czemu Gdańska można było używać jako portu zaopatrzeniowego [podkr. autora]”[268].
Polski
żołnierz był w 1939 r. lepiej wyposażony, wyszkolony i nierzadko
również lepiej uzbrojony niż żołnierz niemiecki. Po kapitulacji Polski
francuski gen. L. Faury
napisał w swojej analizie wojny polsko-niemieckiej, że gdy „piechota
niemiecka nacierała bez wsparcia czołgów i lotnictwa, piechota polska
dowiodła przewagi swojego wyszkolenia i morale, zadając przeciwnikowi
ciężkie straty”[269].
Żołnierz
załogi na Westerplatte miał także wielki hart ducha, wysokie wartości
moralne, które nie zachwiały załogą w najcięższych chwilach przez siedem
dni obrony. Wiara we własne umiejętności, wyszkolenie, męstwo i
twardość charakteru, celność i skuteczność własnego ognia, opanowanie
nerwów w najtrudniejszych momentach, a przede wszystkim zaufanie do
dowódcy obrony, kpt. Dąbrowskiego, który doprowadził przez ciężkie
szkolenie do stworzenia z żołnierzy nieustępliwego mechanizmu,
spowodowała, że garnizon na Westerplatte swoją postawą stał się
przykładem dla całej walczącej Polski.
Niemcy
doceniali odwagę i męstwo polskich żołnierzy jeszcze długo po
kapitulacji Składnicy. Westerplatte do 1941 r. było odwiedzane przez
niemieckie pododdziały, którym pokazywano jak niewielki garnizon może
tak długo i skutecznie opierać się silniejszemu nieprzyjacielowi.
Kto
wie ilu z tych niemieckich żołnierzy walcząc później na froncie
wschodnim z armią sowiecką, będąc pod ostrzałem przeważającego liczebnie
wroga, wspominało swoją wizytę na Westerplatte i trwało na stanowisku
bojowym biorąc przykład z polskich obrońców?
(C) Mariusz Wójtowicz-Podhorski ' 2009
Przypisy: http://lubczasopismo.salon24.pl/2rp.pl/post/340343,7-wrzesnia-kapitulacja-westerplatte