Pytanie o zawartość Polski w Polsce i Polaków w Polakach przypomina problematykę zawartości cukru w cukrze (kto zna film Barei „Poszukiwany-poszukiwana”, ten wie, że chodziło o ukrycie nielegalnej produkcji bimbru), ale nie jest wcale absurdalne. No, może życie jest absurdalne, ale o tym właśnie chcę napisać.
Nasi kochani rodacy wybrali sobie do władzy Donalda, dla którego „polskość to nienormalność”, za to normalnością dla jego partii „aferałów” są przekręty, wyprzedaż majątku narodowego i jego grabież, system układów i synekur, biurokracja i polityczna korupcja, a także niszczenie bez cienia wstydu patriotycznej opozycji. Już to samo było nienormalne.
Nasi szanowni współobywatele po katastrofie smoleńskiej wybrali na prezydenta marszałka sejmu, który w kilka minut po uzyskaniu (niesprawdzonych jeszcze) wiadomości o śmierci Lecha Kaczyńskiego rzucił się zajmować kasy pancerne i rozdzielać wakujące stanowiska z okrzykiem „zwycięzca bierze wszystko”. Potem tak zwani Europejczycy protestowali przeciw pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu, wznosili krzyże z puszek, a Polaków próbujących upamiętnić ofiary katastrofy opluwali i przypalali papierosami. Tymczasem „patriota” (chyba Kaszub) Tusk oddał śledztwo w ręce Rosjan, ci urządzili nam skandaliczny popis buty i bezczelności (strasząc przy okazji „przyjaciela Putina” – Donalda).
Co Donek i jego „negocjatorzy (w tym koalicyjny Pawlak) uzyskał w zamian dla nas? Uroczyste otwarcie rury bałtyckiej, windowanie od niebiosa cen gazu i ropy, a także obietnice, że jak będziemy szemrać, to nam zamkną kurek.
Co robi w takiej sytuacji społeczeństwo kierujące się minimum instynktu samozachowawczego. Oczywiście wybiera ponownie, tylko bardziej Donka i jego kameraden, okraszając sejm na dodatek Palikotem wnoszącym do polskiego parlamentaryzmu istne panopticum (a zdawało by się, że po Niesiołowskim nic bardziej pokracznego wymyśleć się nie da). Oczywiście dla wygody Donka wyborcy zafundowali mu alternatywny (jak zawsze) PSL i stare, dobre SLD (w części zresztą inkorporowane do PO razem podwójnymi zdrajcami spod szyldu PJN – partii, która sprzedała się za bezdurno) i to we wszystkich możliwych „kolorach” – od „kawiorowej lewicy” po agresywnych i żądnych krwi bolszewików (ciekawe gdzie konstytucja zabraniająca propagowania komunizmu i sądy?).
Kogo teraz dziwi zdejmowanie krzyży i zapraszanie na rozróby niemieckich bandytów??? Broniliśmy Angeli, to Niemcy obronią nas. Przed Polską.
Przed Polską bronią nas też lemingi, potomkowie folksdojczów i TW-sów, partyjniaków i SB-ków instruowane i wychowywane w parodii patriotyzmu i…. katolicyzmu przez Gazetę Wyborczą oraz Tygodnik Powszechny, a masowane codziennie w miejscach intymnych (bo o głowie zapomnijmy) przez resztę salonowych, mainstreamowych mediów.
Od wielu lat alergicznie reagowałem na zdania „bo my, Polacy….”. Myliłem się. Większość obywateli Kraju nad Wisłą (obyśmy na takiej nazwie nie skończyli, bo precedensy są) to, jak nas nazywają na wschodzie i zachodzie nie Polacy, tylko „polaczki” i „polaczyszki” o mentalności niewolników, tchórze, nędzne groszoroby sprzedające się za miskę kartofli, barany pędzone na rzeź przez kilku zdrajców na usługach tajnych służb (bynajmniej nie polskich) i postsowieckich oligarchów, którzy wykupią nas do cna, korzystając z kryzysu i niemieckich praktyków nowego, ekonomicznego Drang nach Osten. Oczywiście wszystko to pod patronatem legalnie wybranych władz i unijnego prawa, oraz aplauzie polskojęzycznych mediów.
Wiem, że moje wywody przypominają jako żywo tępione od dziesięcioleci rozważania o „prawdziwych Polakach”. I dobrze, bo o tym właśnie piszę.
Jestem jak najdalej i od „brunatnych patriotów” jak też od „rydzykowców”, ale jeszcze dalej mi do sprzedawczyków i komuchów.
Przykro mi, ale trudno nie dostrzec, że prawdziwą mniejszością, co gorsza pozbawioną praw i spychaną coraz bardziej na margines (a ostatnio także inwigilowaną, represjonowaną przez „resorty siłowe”, prokuraturę i sądy), są w Polsce (na razie jeszcze Polsce)…. Polacy.
APENDIX.
Nasi kochani rodacy wybrali sobie do władzy Donalda, dla którego „polskość to nienormalność”, za to normalnością dla jego partii „aferałów” są przekręty, wyprzedaż majątku narodowego i jego grabież, system układów i synekur, biurokracja i polityczna korupcja, a także niszczenie bez cienia wstydu patriotycznej opozycji. Już to samo było nienormalne.
Nasi szanowni współobywatele po katastrofie smoleńskiej wybrali na prezydenta marszałka sejmu, który w kilka minut po uzyskaniu (niesprawdzonych jeszcze) wiadomości o śmierci Lecha Kaczyńskiego rzucił się zajmować kasy pancerne i rozdzielać wakujące stanowiska z okrzykiem „zwycięzca bierze wszystko”. Potem tak zwani Europejczycy protestowali przeciw pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu, wznosili krzyże z puszek, a Polaków próbujących upamiętnić ofiary katastrofy opluwali i przypalali papierosami. Tymczasem „patriota” (chyba Kaszub) Tusk oddał śledztwo w ręce Rosjan, ci urządzili nam skandaliczny popis buty i bezczelności (strasząc przy okazji „przyjaciela Putina” – Donalda).
Co Donek i jego „negocjatorzy (w tym koalicyjny Pawlak) uzyskał w zamian dla nas? Uroczyste otwarcie rury bałtyckiej, windowanie od niebiosa cen gazu i ropy, a także obietnice, że jak będziemy szemrać, to nam zamkną kurek.
Co robi w takiej sytuacji społeczeństwo kierujące się minimum instynktu samozachowawczego. Oczywiście wybiera ponownie, tylko bardziej Donka i jego kameraden, okraszając sejm na dodatek Palikotem wnoszącym do polskiego parlamentaryzmu istne panopticum (a zdawało by się, że po Niesiołowskim nic bardziej pokracznego wymyśleć się nie da). Oczywiście dla wygody Donka wyborcy zafundowali mu alternatywny (jak zawsze) PSL i stare, dobre SLD (w części zresztą inkorporowane do PO razem podwójnymi zdrajcami spod szyldu PJN – partii, która sprzedała się za bezdurno) i to we wszystkich możliwych „kolorach” – od „kawiorowej lewicy” po agresywnych i żądnych krwi bolszewików (ciekawe gdzie konstytucja zabraniająca propagowania komunizmu i sądy?).
Kogo teraz dziwi zdejmowanie krzyży i zapraszanie na rozróby niemieckich bandytów??? Broniliśmy Angeli, to Niemcy obronią nas. Przed Polską.
Przed Polską bronią nas też lemingi, potomkowie folksdojczów i TW-sów, partyjniaków i SB-ków instruowane i wychowywane w parodii patriotyzmu i…. katolicyzmu przez Gazetę Wyborczą oraz Tygodnik Powszechny, a masowane codziennie w miejscach intymnych (bo o głowie zapomnijmy) przez resztę salonowych, mainstreamowych mediów.
Od wielu lat alergicznie reagowałem na zdania „bo my, Polacy….”. Myliłem się. Większość obywateli Kraju nad Wisłą (obyśmy na takiej nazwie nie skończyli, bo precedensy są) to, jak nas nazywają na wschodzie i zachodzie nie Polacy, tylko „polaczki” i „polaczyszki” o mentalności niewolników, tchórze, nędzne groszoroby sprzedające się za miskę kartofli, barany pędzone na rzeź przez kilku zdrajców na usługach tajnych służb (bynajmniej nie polskich) i postsowieckich oligarchów, którzy wykupią nas do cna, korzystając z kryzysu i niemieckich praktyków nowego, ekonomicznego Drang nach Osten. Oczywiście wszystko to pod patronatem legalnie wybranych władz i unijnego prawa, oraz aplauzie polskojęzycznych mediów.
Wiem, że moje wywody przypominają jako żywo tępione od dziesięcioleci rozważania o „prawdziwych Polakach”. I dobrze, bo o tym właśnie piszę.
Jestem jak najdalej i od „brunatnych patriotów” jak też od „rydzykowców”, ale jeszcze dalej mi do sprzedawczyków i komuchów.
Przykro mi, ale trudno nie dostrzec, że prawdziwą mniejszością, co gorsza pozbawioną praw i spychaną coraz bardziej na margines (a ostatnio także inwigilowaną, represjonowaną przez „resorty siłowe”, prokuraturę i sądy), są w Polsce (na razie jeszcze Polsce)…. Polacy.
APENDIX.
Nie ma miejsca w jednym państwie dla mnie i dla: Tuska, Komorowskiego, Michnika, Artymowicza
posted by MatkaKurka on pt., 02.11.2012 - 0:07
Propaganda w treści jest uboga, zwykle sprowadza się do bardzo prostego przekazu, ktoś tam jest głupi, ktoś inny podły, jeszcze komuś innemu należy odebrać prawo do czegokolwiek lub do konkretnych rzeczy. Co innego forma, jeśli chodzi o formę propaganda nie zna ograniczeń i właściwie na formie propaganda polega. Gdyby propagandzie odebrać formę, gdyby zedrzeć z propagandy fatałaszki zobaczylibyśmy zwykłe chamstwo, zwykłą głupotę, zwykły zamordyzm i dziesiątki innych zwykłych rzeczy. Zakasuję rękawy i biorę się za rozbieranie propagandy, jaką byliśmy częstowani przez kilka ostatnich dni. Goła propaganda wygląda następująco. O ile uznać za propagandę słowa Kaczyńskiego, a dla dobra analizy tak właśnie czynię, to padł następujący komunikat: „zamordowanie 96 osób to niewyobrażalna zbrodnia”. Ważne by w tym miejscu przypomnieć kto wypowiedział te słowa, nie w sensie nazwisko i imię, ale w sensie człowiek. Jarosław Kaczyński brat tragicznie zmarłego Prezydenta i Jego żony, lider partii opozycyjnej, który w tej samej tragedii stracił kilkudziesięciu przyjaciół, znajomych i najbliższych współpracowników. Jarosław Kaczyński, wielokrotnie okłamywany, poniżany, wyśmiewany, prowokowany na 1000 sposobów od kretyńskich dowcipów profanujących śmierć brata, przez pomówienia i oskarżenia o spowodowanie śmierci 96 osób, aż po publikację zdjęć brata ze stołu sekcyjnego. Analizując należy zachować spokój, zatem jestem zmuszony posunąć się do skrajnego cynizmu i napisać, że kompletnie mnie te okoliczności nie interesują, nie moja sprawa. Stwierdzam, że po odrzuceniu formy i emocji pozostaje jedno zdanie, które zbulwersowało sporą i tę samą co zawsze część opinii publicznej.
Zdanie wywołało takie oburzenie, że zaczęły się lawinowo sypać rozmaite histerie, dobrze znane hiperbole, których nie będę przytaczał, bo szkoda mi klawiatury. Dziwne zjawisko, o ile poruszamy się w granicach rozumu. Nie mam pojęcia w jaki sposób człowiek nie posiadający żadnej realnej władzy i jednocześnie przez realną władzę odsyłany do psychiatry, jest w stanie wywołać taką histerię. Zdecydowanie nie klei się logicznie podobna reakcja, która jest całkowicie sprzeczna. Z jednej strony słyszmy, że jesteśmy rządzeni przez genialny aparatwładzy i zdecydowana większość „normalnych Polaków” widzi jak jest cudownie, z drugie istnieje potężne zagrożenie, że wariat przejmie władze. Pytanie jakim cudem i kto go wybierze? Inni wariaci, tak zwana większość demokratyczna? O co tutaj chodzi, gdzie się podziali „normalni Polacy”, Polska składa się z podobnych do Kaczyńskiego wariatów? Czy może Polska, w swej demokratycznej większości dojrzewa do zupełnie innego zdania, niż ma władza. I jeszcze coś się nie zgadza. Wielokrotnie z rozmaitych ust i to nie opozycyjnych polityków, którym wypada więcej, ale z ust władzy padały identyczne zdania o zbrodni. Przez ponad dwa lata, na przykład wicemarszałek sejmu kilkadziesiąt razy opowiadał w telewizji, że winnymi tej katastrofy są zmarły i jeszcze żyjący Kaczyński i nic wielkiego się nie działo. Na podstawie „artykułów” i „serwisów informacyjnych”, których autorzy za nic i nigdy nie przeprosili, a naczelni nie oddali się do dyspozycji rad nadzorczych, politycy z partii władzy mówili o krwi na rękach obu braci Kaczyńskich. Był wśród tych polityków wicemarszałek sejmu, był wiceprzewodniczący klubu PO, było wielu członków rządzącej partii.
Niepotwierdzone publikacje, które dawno zostały zweryfikowane jako kłamstwa, nie wywołują najmniejszego zażenowanie wśród autorów i powielających łgarstwa polityków władzy. Tak wygląda jeden przykład na gołą propagandę, odartą na siłę i cynicznie z formy. Podam jeszcze jedną ilustrację propagandy popełnionej przez najwyższych dostojników państwowych. Jeden z nich, Donald Tusk, będąc premierem Polski, sprawującym nadzór nad wszystkimi służbami specjalnymi, co przypomina model realnie socjalistyczny, popisał się propagandą ostrzegającą przed swoim konkurentem politycznym. Rozbierając wszystkie raczej mdłe niż barwne ozdobniki premier rządu powiedział, że: „w kraju, którym on rządzi nie ma miejsca dla Jarosława Kaczyńskiego i jego postrzegania rzeczywistości”. Po tym propagandowym wystąpieniu, inny polityk, prezydent RP Bronisław Komorowski, zaproponował swoją wersję propagandy, która brzmi: „dziennikarze powinni odpowiadać prawnie, za swoje słowa”. Jedno i drugie wystąpienie najwyższych urzędników państwowych nie wywołało w Polsce jednej dziesiątej tych emocji, jakimi karmiono Polaków po słowach polityka opozycji. Dwa przykłady wystarczą, żeby na koniec opowiedzieć o modelach propagandy. Z grubsza istnieją dwa podstawowe, chociaż oczywiście podziałów można mnożyć w tysiące. Pierwszy model jest bardziej powszechny i nazwać go można – model demokratyczny. Składowe modelu to: kampanie polityczne, PR, reklama, marketing, akwizycja itp. Ten model jest ogólnie dostępny, korzystają z niego wszyscy, rządzący, opozycja, media, biznes, nawet artyści i gwiazdy filmowe.
Drugi model najprościej nazwać totalitarnym i tak też go nazwę. Cechą naczelną modelu totalitarnego jest wąskidostęp do narzędzia, propagandą totalitarną posługiwać się mogą tylko ludzie władzy. Gdy lider opozycji mówi, że kogoś tam będzie stawiał przed sądem, kogoś rozliczał za zbrodnie, to nie ma w tym gadaniu żadnej mocy sprawczej. Posłuchać, pośmiać się, ewentualnie zastanowić nad racjami, ale do spełnienia takich zamiarów wiedzie niezwykle daleka droga, która się zaczyna od najtrudniejszego kroku – zdobycia władzy. Zupełnie inaczej sprawy się mają, gdy groźby pod adresem opozycji lub mediów wypowiadają ludzie nie tylko sprawujący władzę, ale sprawujący władze najwyższego szczebla. Polska nie była niepokojona tym, że prezydent i premier Polski w sposób jednoznaczny grozili prawnymi i pozaprawnymi restrykcjami dziennikarzom i opozycji krytykującej poczynania władzy. Polskę niepokojono publikacją w gazecie i słowami polityka opozycji, ponieważ totalitarny model propagandowy w niepokojąco prosty sposób zbiega się z totalitarnymi zapędami sprawowania władzy. Jeszcze dziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ta sama gazeta kilka dni wcześniej była poddawana naciskom władzy, co spotkało się z niewielkim pomrukiem opinii publicznej, a właściwie samej gazety. Artykuł, który stał się przyczyną krytyki ze strony władzy, znacząco różnił się od artykułów o „debeściakach”, „on mnie zabije”, „pijany generał za sterami”. Różnica polegała na rzetelności, publikacja o znalezionych na częściach samolotu cząstkach materiałów wybuchowych spore odzwierciedlenie w faktach i bardzo wysokie prawdopodobieństwo potwierdzenia szczegółów w niedalekiej przyszłości. Podstawę merytoryczną artykułu potwierdziła sama prokuratura, chociaż uczyniła to w sposób komiczny. Artykuły zamieszczane w GW i powielane w TVN, nie miały żadnych podstaw, opierały się tylko i wyłącznie na plotkach, pomówieniach i propagandowych zabiegach.
Nie zajmowałbym się ogałacaniem propagandy z formy, bo znacząco się zmęczyłem tym tematem, ale chciałbym niniejszym felietonem zwrócić na pewną rzecz uwagę. Otóż nie rozumiem, kompletnie nie rozumiem dlaczego dziennikarze wolnej prasy ulegli naciskom totalitarnej propagandy, w wykonaniu prezydenta i premiera, którzy przekroczyli wszelkie ramy demokratycznego sprawowania władzy. Tym więcej nie rozumiem, że prócz presji władzy nie podołali również presji swojej konkurencji, która bez najmniejszej żenady, po dziesiątakach kompromitujących artykułów, wcieliła się w rolę „standardu dziennikarskiego”. Jest czymś niezwykle niepokojącym, że tacy propagandziści jak Seweryn Blumsztajn, Adam Michnik, Janina Pardowska triumfują bezkarnie, rozliczając rzetelnego dziennikarza Cezarego Gmyza. W głowie mi się nie mieści, że ktoś taki jak Paweł Artymowicz, białoruski astronom, który totalitarnie komunistyczne nawyki wyniósł z rodzinnego domu pełnego funkcjonariuszy ubeckich, dziś śmie rozliczać Gmyza za trotyl, nie pomny „debeściaków”. Pora, żeby się zacząć odgryzać, zamiast nieustannie pozwalać zaszczuwać, w przeciwnym razie obudzimy się nie tylko w totalitarnym modelu propagandowym, ale na własnym tyłku zweryfikujemy powiedzenie – demokracja nie jest dana raz na zawsze. Cokolwiek o demokracji sądzić, jest niewątpliwym dobrem, w porównaniu z „państwem”, w którym doskonale się czują i uważają za swoje: prezydent Komorowski, premier Tusk, Seweryn Blumsztajn, Janina Paradowska i białoruski astronom kołysany przez ubeckich opiekunów. Nie ma miejsca w Polsce dla mnie i dla nich, dlatego nie zamierzam się dać zaszczuć, będę się odszczekiwał.