MARGINES.
Wpływy podatkowe są wskaźnikiem, który dobrze opisuje sytuację gospodarczą.
Od kilku miesięcy ostrzegam, że wpływy podatkowe się załamują coraz bardziej.
Szczególnie niepokoi załamanie najważniejszego podatku dla budżetu, czyli
wpływów z VAT, które w październiku były niższe niż rok temu aż o 14 procent. To
odpowiada sytuacji gospodarczej we wrześniu (w październiku płaci się VAT za
wrzesień), którą jeden z przedsiębiorców opisał następująco “jakby ktoś nagle
wyłączył prąd”. Spada też dynamika dochodów z PIT, co zwiększa
prawdopodobieństwo dużych deficytów w ZUS i NFZ. CIT silnie spada bo bankrutuje
coraz więcej firm, a dochody pozostałych słabną. Akcyza faluje, nie wiem
dlaczego, może ktoś ma wyjaśnienie.
W sumie szykuje się poważny kryzys w polskich finansach publicznych w
przyszłym roku. Ostrzegam, że tak jak teraz bezmyślni banksterzy kupują w dużych
ilościach polskie obligacje złotowe za dolary wydrukowane przez wielkiego BeBe
(w ich rękach jest historycznie rekordowa kwota, która zbliża się do 200 mld
złotych), tak w przyszłym roku stadnie będą je sprzedawać, powodując poważne
problemy na rynku finansowym.
Na marginesie. Ministerstwo Finansów zmieniło stronę internetową, jest teraz
bardziej kolorowa i lepiej promuje ministra, ale dużo trudniej znaleźć na niej
dane, a niektóre usunięto. Na przykład do tej pory porównywałem dane wstępne o
wykonaniu budżetu ze wstępnymi za poprzednie lata, ale teraz wstępnych za
poprzednie lata nie ma, usunięto, są tylko dane ze sprawozdania operatywnego.
Nie mam czasu sprawdzić czym się różnią wstępne od operatywnych, może ktoś kto
wie wyjaśni na blogu.
********************
marsz 11.11.2012 plik86-kopia from
Jan Creator on
Vimeo.
SLD-owscy bandyci próbowali podpalić Polskę. Na szczęście "Większy Bandyta" jest już znany!
Nie udało się w Święto Niepodległości, więc Jerzy
Miller - zgodnie z prezydenckim "przesłaniem" - RAZEM z Januszem
Palikotem i jego wieloletnią bliską przyjaciółką Ewą Kopacz, podejmują
kolejną próbę.
Pełna sekwencja zdarzeń,
poczynając
od atmosfery nienawiści do opozycji politycznej i ostrzeżeń o
zbliżającym się wielkimi krokami najeździe prymitywnych wandali na
Stolicę,
poprzez poszczególne etapy prowokacji
policyjnej, mającej na celu, najpierw rozbicie marszu na mniejsze grupy a
potem brutalnym spacyfikowaniu manifestantów -
aż po tłumaczenia przedstawicieli władz państwa, Stolicy, Policji
wraz zpropagandą kłamstwa uprawianą przez rzeczników i zaprzyjaźnione reżimowe media,
układa się w jedną spójną całość.
Zainteresowani znają filmy, zdjęcia, wywiady, dyskusje w
trakcie i po Marszu Niepodległości, z których jasno wynika, że obecny
rząd wszelkimi siłami, nie tylko medialnymi, ale jednak głównie
propagandowym bełkotem, usiłuje przykryć rzeczywisty przebieg Akcji
Rozbijania Marszu Niepodległości. A jeśli po tych kilku gorących dniach,
ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości, to przestał je mieć, po
obejrzeniu programu
Jana Pospieszalskiego z udziałem rzecznika Komendy Głównej Policji,
Mariusza Sokołowskiego, z prezesem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i Wiceprezesem Młodzieży Wszechpolskiej,
Witoldem Tumanowiczem, z rzecznikiem ONR
Marianem Kowalskim oraz z
redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej" Tomaszem Sakiewiczem.
Na analizę tego, co się tam działo, potrzeba by było mnóstwo czasu i
miejsca. Dlatego - w ramach "podsumowania" - przedstawię to w taki oto sposób.
Pragnę Wszystkich Państwa poinformować, że w
dzisiejszym programie Jana Pospieszalskiego "Bliżej", pan rzecznik KGP
Mariusz Sokołowskipowiedział aż dwa razy pełną prawdę i tylko prawdę:
Pierwsza Prawda: "... Wtedy w kierunku policjantów poleciała kostka brukowa ..." - z tej wypowiedzi wynikało, że poleciała 1szt. (słownie: jedna sztuka) kostki brukowej
Druga Prawda: Pokazał jedno (powtórzę: jedno) zdjęcie , leżącego na murku policjanta, rannego w nogę
I to by było na tyle z "dowodów" przedstawionych przez rzecznika KGP. Niestety, nie było nam dane zobaczyć na żadnym zdjęciu/filmie akcji policji,
polegającej na wyciaganiu z tłumu
przez policjantów tych, których nazywali chuliganami. W tym momencie
można było również nabrać wątpliwości, co do zapewnień pana Rzecznika,
że policja dysponuje mnóstwem materiałów zdjęciowych i filmowych,
nawet jakości HD,
pochodzących także z monitoringu miejskiego i z policyjnego helikoptera
a przeznaczonych do dalszych analiz. No cóż, jeśli ktoś pamięta
opublikowane te trzy zdjęcia, zamieszczone przez policję z prośbą o
pomoc w identyfikacji, to wie, że były one nawet w wyższej jakości niż
HD, bo były w jakości
HWDP!
Na ich podstawie mógłby każdy chyba niejednego wskazać ... polityka lub
policjanta - może i któryś nawet był podobny do Macieja Stuhra
przywiązanego do tarczy ... policyjnej, na Placu Czerwonym w Cedyni.
Z tych względów po prostu zacytuję wypowiedź
prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Roberta Winnickiego, w której on skrótowo ale trafnie, ujmuje przebieg wydarzeń na ulicach Warszawy w dniu Święta Niepodległości:
"Z Robertem Winnickim, prezesem Młodzieży Wszechpolskiej rozmawia Anna Wiejak z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
To, co stało się podczas Marszu Niepodległości, to była ewidentna
prowokacja policyjna - macie już tą wiedzę. Co z tą wiedzą zrobicie?
- Gromadzimy wszelkie dowody, wszelkie zdjęcia, nagrania, relacje
bezpośrednich świadków. W momencie, kiedy nasza służba prawna, czyli
zespół adwokatów, że tak powiem „obrobi to”, wtedy będziemy kierować
sprawę, czy to do sądu, do prokuratury, do odpowiednich ministerstw.
Będziemy podejmować wszelkie możliwe kroki prawne, żeby winni tego
skandalu zostali ukarani.
Byłam w tej grupie, która została odcięta przez policję i po
rozstawieniu policjantów odniosłam wrażenie, że oni byli przygotowani na
to, żeby, mówiąc kolokwialnie, zmasakrować tych ludzi.
- Jest jeszcze jeden element, o którym nie powiedzieliśmy na dzisiejszym
zgromadzeniu (poniedziałkowej pikiecie przed gmachem stołecznej komendy
policji - przyp. red.), element taki, że organizatorzy byli naciskani w czasie, kiedy trwały te niepokoje, kilkanaście razy, żeby rozwiązać to zgromadzenie.
Do czego by to doprowadziło, rozwiązanie zgromadzenia? Doprowadziłoby
to do tego, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi w centrum Warszawy stałoby
się nielegalnym zgromadzeniem i wtedy, jak sądzę, dopiero policjapokazałaby, co potrafi. Sądzę, że taki właśnie był plan: najpierw rozdzielić Marsz Niepodległościna
kilka części, poszatkować, co im się częściowo na niespełna godzinę
udało, a następnie te porozbijane grupy zmasakrować. Taką pokazówkę w
PRLowskim stylu urządzić. Na szczęście, dzięki temu, że prezes
Stowarzyszenia Marsz Niepodległości nie rozwiązał zgromadzenia, nie
ugiął się, dzięki temu, że rzecznik ONR Marian Kowalski ze strażą Marszu Niepodległości sytuację opanował, Marsz Niepodległości zakończył się sukcesem, doszedł do celu.
I dzięki temu, że uczestniczący w Marszu ludzie w zdecydowanej większości nie dali się sprowokować...
- W przygniatającej większości oczywiście uczestnicy Marszu nie dali się
sprowokować, co też jest ważne, i chwała im za to, bo dzięki temu nie
doszło do tragedii, którą władza nam szykowała.
[źródło: Prawy.pl / Wywiad ukazał się także na stronie Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy]"
www.eostroleka.pl/robert-winnicki-8222policja-chciala-zmasakrowac-marsz-niepodleglosci8221,art32202.html
Właściwie, najważniejsze słowa, a które
wywołały powszechne przerażenie w politycznych kręgach i na bolszewickich Salonach, to te kończące Marsz Niepodległości w Parku na Agrikoli, kiedy to
Robert Winnicki ogłosił powołanie
Ruchu Narodowego, który ma dążyć do budowy
Wielkiej Polski i obalenia
Republiki Okrągłego Stołu. Nawoływał do obalenia UBecnego
systemu i obiecywał, że
"... nowego okrągłego stołu już nie będzie. Nie będzie grubej kreski. Nie będzie porozumienia. Wszyscy zapłacą za te 20 lat!"
Takiego zakończenia, inicjatorzy ulicznych zamieszek oczywiście się
nie spodziewali. W planie było rozpędzenie tych "chuliganów" na cztery
wiatry na tyle skutecznie, by się nie mogli pozbierać,tak jak tu w
parku! To
po to, już od południa - ale tak by nie przeszkodzić
marszowi Razem dla "NIE"podległej(urbanowi) - gdzieniegdzie na ulicach Warszawy
wybuchały petardy, paliły się świece dymne, no i coraz liczniej wylegały grupki - nie, nie jakichś chuliganów, czy kiboli -
pojawiały się grupy oprychów, z mordami skłaniającymi do natychmiastowego posadzenia (na krześle elektrycznym),
tylko po to,
by zwykłym ludziom, rodzinom z dziećmi, po ich zobaczeniu i ominięciu
szerokim łukiem, obżydzić wszelkie świętowanie poza domem, by odechciało
się im uczczenia Święta Niepodległości spacerami a tym bardziej
wybierając się na
Marsz Niepodległości.
Te grupki osobników z zakazanymi mordkami, i pojedyncze wybuchy
petard ... To miało być jedynie preludium tego co się miało dziać
później, gdyż bolszewiccy stratedzy doskonale wiedzieli, że tylko część
ludzi da się na to nabrać i ich posłucha - większość i tak pójdzie na
Marsz Niepodległości. Stąd, najwięcej uwagi, przygotowań no i oczywiście
pieniędzy
poświęcono na opracowanie sposobów rozbicia Marszu na mniejsze grupy i
SkutecznegoSpacyfikowania manifestantów. Jako że oprawa scenograficzna
miała się składać głównie z flar, rac, pochodni, świec dymnych ...,
pierwszym, ale najważniejszym
zaplanowanym działaniem było opóźnienie Marszu Niepodległości do
momentu zapadania ciemności. Wtedy o wiele mniej widać szczegółów i to
tylko na bliższą odległość.
Drugim krokiem było planowe oddzielenie czoła pochodu, w którym spodziewano się c
złonków Komitetu Honorowego,
polityków, parlamentarzystów, gości także z zagranicy, których nie
tylko że nie można by było "odpowiednio" potraktować, ale nie bardzo
mogliby w taki tłum wtopić się funkcjonariusze operacyjni pod pretekstem
wyłapywania chuliganów. Zakladając, że skutecznie uda się roddzielić te
dwie części pochodu, pozostało "zajęcie się" główną formacją
manifestantów, czyli tym wielotysięcznym tłumem. Na jego rozgonienie
recepta była prosta, opracowana i
sprawdzona - już rok temu, 11 Listopada 2011 roku:
Stłoczyć poprzez zatrzymanie pochodu i odcięcie wszelkich dróg alternatywnych tak, aby nikt nie mógł nawet się wycofać, choćby chciał,
wywołać panikę za pomocą rzucanych petard, flar, rac ...,
przeplatanych przenikliwym głosem z L-Rada, wzywającym do natychmiastowego
opuszczenia terenu zajść przez kobiety w ciąży, dziennikarzy, reporterów, parlamentarzystów ...,
"bo będą użyte środki w postaci pałek stożkowych, wodnych środków obezwładniających, gumowych pocisków miotanych i środków chemicznych ..."
upozorowanie ataków na zbrojne formacje policyjne, w celu dania "przyzwolenie" na użycie broni gładkolufowej wobec
"wyjącego tłumu" i na bezpośredni atak
Zbrojnych Oddziałów Policji Obywatelskiej
No i z grubsza rzecz biorąc, tak właśnie się to odbyło:
Główny Szef Prowokatorów Policyjnych, zawiadujący ruchem, zaczął nawoływać przez megafon
udając jednego ze służby porządkowej:
"Uwaga Panowie! Ruszył już początek marszu! Panowie! Na mojej wysokości jest początek marszu! Niech idą pierwsi!"
Od razu należy zwrócić uwagę, że "na Jego Wysokości" wcale
nie był "początek marszu" lecz
KOŃCZYŁO SIĘ CZOŁO MARSZU - co dodatkowo zaznaczono czarną flarą. Natychmiast po słowach
"Niech idą pierwsi" (czyli Pierwsza Grupa Prowokatorów),
poleciały świece dymne, race a kilkudziesięcioosobowa grupa
prowokatorów w kominiarkach, w służbowym porządku, posłusznie, gęsiego,
szybko zaczęła przeskakiwać barierki z prawej strony (patrząc na marsz)
wbiegając w wolną przestrzeń. Czoło pochodu
z Rycerzem na koniu i z Komitetem Honorowym, nie widząc dokładnie, co się z tyłu dzieje, odchodzi w kierunku Placu Konstytucji a tu rozpoczyna się rozróba, na co
z
bocznej uliczki (po lewej stronie - by nie kojarzyć z tymi w
kominiarkach po cywilnemu, którzy chwilę wcześniej wbiegli od prawej
strony) w ciągu kilkunastu sekund wysuwa się liczny, uzbrojony
po zęby oddział policji w zbrojach, z tarczami i w białych kaskach,
rozdzielając pochód i zatrzymując jego główną część.
Jeszcze tylko przemknął zgodnie z kierunkiem marszu
L-Rad,
za chwilę zawrócił, przejeżdżając na głośnych przerywanych sygnałach z
dość dużą prędkością, jakby nie wiadomo gdzie się spieszył. A on tylko
zajął dogodną pozycję, w odległości kilkudziesięciu metrów od początku
zatrzymanej drugiej części Marszu -
by straszyć i prowokować manifestantów przeraźliwymi komunikatami.
I tak naprawdę na tym dobra passa policji i prowokatorów tak
właściwie się skończyła, gdyż natychmiast odezwały się liczne okrzyki:
Prowokacja policyjna!
no a późniejsze apele organizatorów Marszu Niepodległości do policji,
by ta nie atakowała manifestantów, by nie plamiła polskiego munduru ...
oraz informowanie uczestników marszu, że
pośród nich znajdują się prowokatorzy policyjni, tym samym wytrącając bandytom podstawowy oręż z ręki. Ci próbowali jeszcze wielokrotnie zaczepiać manifestantów i
prowokować akcje formacji policyjnej,
rzucając - i owszem - kamieniami, racami ... ale jakoś dziwnie nie
mogli nigdy dorzucić i kamienie spadały tuż koło nóg. Jak widać z
późniejszych obrazków
JEDEN RAZ się nie udało celnie rzucić
(celnie czyli metr dwa przed policjantami), przez co petarda (raca?)
wybuchła zbyt blisko policjanta, raniąc go w nogę - co pokazał skrzętnie
u Pospieszalskiego rzecznik KGP ...
To wszystko, w jednej z rozmów skwitował
Robert Winnicki słowami:
"To co się stało na Rondzie Dmowskiego, jest gigantyczną kompromitacją i mogę powiedzieć jedno:
Dzisiaj mieliśmy do czynienia z dwoma kategoriami bandytów, Mniejszych i Większych.
Więksi Bandyci, to ci, którzy dali im takie rozkazy
a Mniejsi to są ci, którzy je wykonywali - tę bandycką prowokację, rodem z najczarniejszych peerelowskich czasów!"
I w tym momencie, można powiedzieć, że dochodzimy powoli do sedna sprawy - do którego przez te dni
NIKOMU NIE UDAŁO SIĘ DOJŚĆ. A mianowicie, wszelkie dyskusje toczyły się na podstawie nieostrych lub niekompletnych zdjęć, ujęć filmowych no i
wszystkie były pozbawione PERSONALIÓW!!!
A tymczasem
ten "Większy Bandyta" (jeden z "Większych Bandytów"?), przez swoją nieostrożność
strzelił sobie w stopę - podobno nie pierwszy raz zresztą - i
się ujawnił już pierwszego dnia
po Święcie Niepodległości!!! Być może stało się to pod wpływem
niewątpliwego uroku jego rozmówczyni, pani redaktor Agnieszki Gozdyry z
Polsat News a być może zadziałała tu pycha z lekką domieszką głupoty -
lub odwrotnie!
Od początku tej rozmowy - jeszcze nie wiedząc dokąd ona może doprowadzić -
uderzyła mnie, w jego wypowiedziach, ogromna buta i pogarda wobec Polaków
- ot takie typowo bolszewickie cechy. No więc, tym uważniej
przysłuchuję się cóż takiego ten pan ma do powiedzenia (a jestem już po
sporej, nocnej porcji ... filmów z Marszu Niepodległości):
JD: "Wszyscy ci, którzy mówią, że to była prowokacja policyjna,
to polityczni idioci!"
Agnieszka Gozdyra:
"Opowiadano, że wpadali w tłum i uciekali do radiowozów ..."
JD:
"To kłamstwo! Ja dokładnie obserwowałem. Nie godzi się słuchać ludzi niespełna rozumu!
"... Pododdziały zwarte nie mogą złamać szyku. Inni, stoją w
różnych miejscach, obserwują i starają się wychwycić prowodyrów. Trzeba
chwalić, że była agresja policji. To była walka z tłumem. Policja
pokazuje swój charakter. W zeszłym roku dlaczego było tyle strat, tyle
zarzutów? Bo wtedy byli bardzo młodzi policjanci. Teraz wprowadzono znacznie starszych, którzy sa bardziej agresywni. To jest straszne, stać w szyku i patrzeć jak WYJĄCY TŁUM chce ich zaatakować." (W tym momencie wtedy pomyślałem:
Gdzie, bolszewicka, zakłamana szmato,
widziałeś ten "wyjący tłum"??? Pokaż go!!!)
"Od nich (policjantów w szyku - przyp. mój) zależy, czy zejdą jak bohaterowie czy na noszach ..."
(o wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który w gruncie rzeczy bardzo
łagodnie się wypowiedział, tłumacząc, że na razie niewiele ma informacji
by oceniać):
JD:
"... żałosna wypowiedź ..."
No i doszliśmy do najważniejszej z pewnych względów
wypowiedzi,
która padła w tej rozmowie, gdy Pani Redaktor zapytała o sytuację,
wjakiej doszło do próby tzw. obywatelskiego zatrzymania i
wylegitymowania jednego z Policyjnych Prowokatorów:
JD na to:
"Zastanawiałem się czy mu pomóc- ... widziałem agresję na jednego policjanta ... bo on się bronił - ale nie mogłem, by nie dać się rozpoznać!"
No cóż. Patrząc na całość wypowiedzi i informacje na dole, można
dojść do wniosku, że JD, ani nie był zwykłym "krawężnikiem", ani też
zwykłym prowokatorem. Za to z dużą dozą prawdopodobieństwa można
przyjąć, że opisana sytuacja przedstawiała:
"Wielkiego Bandytę", kierującego ruchem "Małych Bandytów",
przyglądającego się bezczynnie, jak jednego z tych Policyjnych
Prowokatorów zwykli ludzie chcą na siłę wylegitymować i doprowadzić do
"władzy".
Bezczynność wynikała z prostego powodu, że w kominiarce pan był anonimowy a przy próbie interwencji, zmuszony do zdjęcia tej kominiarki,
pokazałby swoją - znaną "w świecie" - komuszą
facjatę! A wtedy
"cały świat" dowiedziałby się, kto NAPRAWDĘ chciał podpalić Polskę 11 Listopada 2012 roku!
(na temat pałek teleskopowych, które widać było, że prowokatorzy je mają!):
JD:
"Pałka teleskopowa nie jest na wyposażeniu policjantów!" - I tu należy sobie przypomnieć
jedno ze zdjęć,pokazanych
przez rzecznika
KGB (oj przepraszam za pomyłkę, ale nie mam gumki do mazania - jedynie
Maziarskiego do tłuczenia po głowie, za idiotyzmy, które wciąż wygaduje -
a może wciąż_y ...) z komentarzem:
"Tu są kominiarki i pałka kibiców z Łodzi"
Panie rzeczniku: Może i jest na tym zdjęciu pałka. Ale co ona ma wspólnego z wieloma teleskopowymi pałkami, które
widać było u waszych prowokatorów!!!
Panie rzeczniku! Twierdząc, że nie wie Pan skąd się wzięli, ci którzy
rzucali w policję i zarzucając Organizatorom, że to oni zaprosili na
Marsz Niepodległości, chuliganów, Pan przebił w kłamstwach i
manipulacjach swego poprzednika na tym samym stanowisku!
Czas chyba powiedziedzieć, kto uczestniczył w tej bardzo interesującej rozmowie i kto pod jej koniec zapytała w rzeczywistości stwierdził:
"Czyż wczoraj nie pokazała policja, że potrafi stanąć w szyku ipotrafi odeprzeć atak bandytów!
Otóż w tej rozmowie, która się odbyła 12 Listopada 2012 roku około
godziny 11:35, ze strony Polsat News uczestniczyła pani Agnieszka
Gozdyra.
Natomiast na temat rozmówcy, kompendium wiedzy -
łącznie ze strzałem w stopę - znajdziemy poniżej lub samodzielnie prosząc o pomoc Wujka Google. A jak już go bliżej poznamy, to stanie się jasne
dlaczego
Marszałek Sejmu Ewa Kopacz wraz ze swoim wieloletnim przyjacielem
Januszem Palikotem oraz z szefem SLD Jerzym Millerem planuje podjąć
kolejną próbę podpalania Polski ...
"Dziewulski nie umie obchodzić się z bronią. Żaden z niego
ekspert - krytykuje w rozmowie z Fakt.pl Jerzego Dziewulskiego generał
Sławomir Petelicki.
I przypomina zdarzenie sprzed lat. - To się stało jeszcze w czasie stanu
wojennego w czasie ćwiczeń. Dziewulski sam postrzelił się w nogę -
precyzuje Petelicki.
Więcej pamięta chcący zachować anonimowość policjant. - Na strzelnicy w
Strzeniówce Dziewulski postrzelił sobie udo. A potem chwalił się, że
dostał odznaczenie za to, że został postrzelony - przypomina nasz
informator. - To pokazuje, że z Dziewulskiego jest żaden ekspert. On nie
potrafi się obchodzić z bronią! - podsumowuje Petelicki.
O całą sprawę zapytaliśmy Jerzego Dziewulskiego, ale nie był skory do
rozmowy. - Nie mam zamiaru rozmawiać na ten temat. Głupot słuchał nie
będę - uciął i rzucił słuchawką."
www.fakt.pl/Petelicki-Dziewulski-strzelil-sobie-noge-,artykuly,80486,1.html
"Nie zamierzam kuglować tekstami w stylu jesteśmy zwarci i
gotowi. Jeśli ktoś odpowie, że wszystko jest OK i jesteśmy przygotowani
na każdą ewentualność, to się grubo myli. O tym będziemy wiedzieli po
fakcie. Jeśli chodzi o sam mechanizm, jest on dogrywany. Pracują przy
tym ludzie kompetentni - zapewnia były poseł SLD."
sport.fakt.pl/Na-Euro-nie-bedzie-bezpiecznie-,artykuly,143344,1.html
"Jerzy Dziewulski (ur. 15 grudnia 1943 w Warszawie) – polski
polityk, milicjant i antyterrorysta, poseł na Sejm I, II, III i IV
kadencji.
Służbę wojskową ukończył w stopniu sierżanta podchorążego. Pracę
zawodową w Milicji Obywatelskiej rozpoczął w wydziale kryminalnym na
Żoliborzu. Pracował w Komendzie Stołecznej (Pałac Mostowskich), pełniąc
m.in. funkcję dowódcy jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie w
Warszawie. Odbył szkolenie w siłach specjalnych Izraela. W 1980
ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu
Warszawskiego. Ze stanowiska głównego specjalisty w Komendzie Głównej
Policji odszedł w roku 1997, w związku z konstytucyjnym zakazem łączenia
mandatu parlamentarnego ze służbą w Policji.
Był ze strony polskiej dowódcą jednej z największych operacji (o
kryptonimie MOST) przerzutu osób pochodzenia żydowskiego z krajów
byłego ZSRR do Izraela. Jako konsultant brał też udział w kręceniu
odcinków serialu 07 zgłoś się. Wystąpił w nim jako komandos i szef
brygady antyterrorystycznej w czterech odcinkach 18–21 z 1987.
W czasie kampanii prezydenckiej w 1995 był szefem ochrony osobistej
Aleksandra Kwaśniewskiego, następnie od grudnia 1995 do maja 1996
nieetatowym sekretarzem osobistym Prezydenta RP, a później do 1997 roku
jego doradcą ds. bezpieczeństwa.
Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej[1]. W 1991 został
posłem I kadencji z listy Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. W 1993 i 1997
był ponownie wybierany do Sejmu z ramienia Sojuszu Lewicy
Demokratycznej. W 2001 po raz czwarty uzyskał mandat poselski z listy
SLD-UP w okręgu olsztyńskim. Zasiadał m.in. w Komisji Administracji i
Spraw Wewnętrznych i Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
W 2005 jako kandydat niezależny bez powodzenia startował w wyborach do
Senatu. Po wyborczej porażce wycofał się z polityki i zajął prowadzeniem
działalności gospodarczej.
Został odznaczony Krzyżami Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia
Polski oraz trzykrotnie Medalem za Ofiarność i Odwagę. Dwukrotnie ranny
na służbie."
pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Dziewulski