n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

poniedziałek, kwietnia 26, 2010

LOT ŚMIERCI

2010-04-26 10:07

Platynowe minuty, złote godziny.Suweren

  • Tagi:
procedury lotów rządowych

Im dalej od daty pogrzebu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tym mniej życzliwości dla Jego pamięci. I powrót starych, dobrze jak się okazuje, zakorzenionych nawyków rzucania cienia, na wszystko, co się z Nim bądź z tą pamięcią, wiąże. Zanim zajmę się opisem systemu organizacji wyjazdów prezydenckich, muszę zacząć od pewnej konstatacji. Bardzo bolesnej dla mnie i każdego, któremu Polska jest droga.

Nie znam, nie umiem wskazać żadnego Państwa na świecie, w którym po narodowej tragedii., Będącej wynikiem tragicznej katastrofy na terenie innego państwa, władza z pokorą czekała, aż gospodarz tego terytorium, dokona analizy przyczyn wydarzeń.Szczególnie w sytuacji, w której od początku od zdarzenia, różne oficjalne informacje się pojawiały.

Tymczasem, zasady postępowania w przypadku katastrof, w tym lotniczych, to: ·„Akcje ratownicze, które odbywają się w miejscu katastrofy, bądź też wypadku podzielone są na 3 następujące fazy: I faza nazywana IZOLACJĄ następuje zaraz po wystąpieniu katastrofy i trwa 10- 15 minut. W tym czasie następuje:
- samopomoc-pomoc wzajemna- zabiegi natychmiastowe- ewakuacja do punktów medycznych. Ta faza nazywana jest inaczej „platynowymi minutami”, z tego względu, iż w ciągu paru pierwszych minut istnieje największe prawdopodobieństwo uratowania życia poszkodowanemu. Niezwłocznie należy wezwać pomoc specjalistyczną oraz przystąpić do wykonania pierwszych czynności ratowniczych, m. in.: należy sprawdzić czy poszkodowany oddycha, jeśli nie to należy wykonać sztuczne oddychanie, bądź, gdy nastąpiło krwawienie, należy je zatamować, bo zanim przyjadą służby medyczne może upłynąć nawet kilkanaście minut, w tym czasie można uratować życie poszkodowanemu.”

II faza nosi nazwę RATUNEK, trwa do 60 minut po wystąpieniu katastrofy, bądź wypadku. W tym czasie następuje: - segregacja medyczna; - zabiegi doraźne wykonywane przez ratowników medycznych i lekarzy; - ewakuacja do szpitali i zastępczych miejsc szpitalnych. II faza nazywana jest również „złotą godziną”. Jest to czas, w którym ranni powinni być przewiezieni do szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie otrzymają specjalistyczną pomoc. „

Nie potrafię nazwać z imienia państwa, które nie reaguje na fakt, że pierwotnie podana godzina katastrofy, okazuje się być godziną umowną, liczoną od momentu uruchomienia syreny lotniskowej po katastrofie. Może wypadek był o 8.25,Jak wynika z wpisów w rosyjskim Internecie, może o?8.36, A może ciut później.

Chyba zbyt dużo naczytałam się kryminałów, może zbyt dużo filmów sensacyjnych oglądałam, bo jakoś utkwiło mi w głowie, że z każdym wydarzeniem, które niesie za sobą tragiczne skutki, wiąże się konieczność zebrania rzetelnych danych na temat okoliczności, a jedną z pierwszych jest dokładny czas zdarzenia.Priorytetem jest sprawna akcja ratunkowa. Dalej ważne jest dokładne zabezpieczenie wszystkich śladów i dowodów rzeczowych, odnalezienie wszystkich świadków Potem dopiero rozpatruje się, kto jest sprawcą, kto na tym zyska oraz czy miał taką możliwość.Albo czy nie była to czysta żywa zemsta, za dolegliwości, jakie ofiary wydarzenia stwarzały komuś za życia, do wersji aktu terrorystycznego.

Wiemy, że oficjalnie podana nam godzina katastrofy była „umowna”. Wiemy, z filmów zamieszczonych w necie, że na miejscy katastrofy chodzili ludzie (chyba miejscowi), że polscy dziennikarze nie mogli filmować okolic zdarzenia. Wiemy, że nie było karetek pogotowia przez dłuższy czas po upadku samolotu. Że najprawdopodobniej, syreny alarmowe uruchomiono w od 30 do 14 minut po wydarzeniu. Wbrew jakimkolwiek zasadom ratownictwa! I co..I nic. Dalej spokojnie czekamy, a z gospodarz grzecznie przekaże nam swoje analizy. Własnych na razie nie mamy, na jakiej podstawie robić. Na gospodarza nalegać nie wypada. Trzeba dać mu czas. Na co? Po ponad dwóch tygodniach społeczeństwo nie zna nawet wiarygodnej godziny rozbicia samolotu.!

Czy wcześniejsze próby ratowania ofiar miały szanse powodzenia? Nie wiemy i nie dowiemy się nigdy. Ofiary wróciły do Polski w zaplombowanych trumnach, a w Moskwie przeprowadzano identyfikację, nie autopsję, która mogłaby nam pomóc rozwiać wątpliwości.

************

Obalanie mitów

Padają oskarżenia, że wizyta w Katyniu, to była wizyta prywatna. W podtekście niepotrzebna, bo przecież w Katyniu był premier Tusk i to by wystarczyło. Wiodącym propagatorem tej wersji jest Wałęsa. Jak zwykle, ma to zdeprecjonować intencje Lecha Kaczyńskiego? Wizyta w Katyniu nie była wizytą prywatną -była uzgadniania drogą protokołu dyplomatycznego z Rosjanami. Ranga wizyty- obecność na uroczystościach własnego państwa, dawała jej status niższy niż normalna wizyta oficjalna prezydenta. Nie zwalniała organizatorów i gospodarzy od zachowania protokołu dyplomatycznego, który przewidywał, że: zgodnie z ustaleniami (via polski MSZ) na lotnisku miał oczekiwać przedstawiciel prezydenta Rosji oraz wiceminister spraw zagranicznych. Także, jak zwykle w takich sytuacjach, ambasador Polski.

Wgpułkownika rezerwy Piotra Łukasiewicza, (pilot, były szef oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych.)"Praprzyczyna była w Warszawie i ona powstała w momencie planowania całego przedsięwzięcia".Za przygotowanie wyprawy do Smoleńska odpowiadały trzy podmioty: Kancelaria Prezydenta, Biuro Ochrony Rządu i Siły Powietrzne.
- Osoby z każdej z tych trzech instytucji powinny stworzyć zespół projektowy, który rozważa, co i gdzie zrobić - mówił Łukasiewicz, zaznaczając jednak, że "tak się nie stało".

Z wypowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika, ze swój udział w przygotowaniach ma także Kancelaria Premiera, jako dysponent zleceń transportowych. Kancelaria Prezydenta tworzyła listę zaproszonych gości, sprawami transportu zajmować się musiały, zgodnie z zasadami, MON, (jako nadzorca 36 pułku z flotą rządową) oraz kancelaria Pana Premiera. Strona, która ustalała szczegóły wizyty formalne za granicą był MSZ. Rola MSZ kończyła się na uzgodnieniach dyplomatycznych, rola kancelarii Prezydenta na przygotowaniu wizyty od strony merytorycznej i papierkowej. Transport a zatem rozlokowanie delegacji, formalnie należał do..Kancelarii Premiera. Zwykle decydował o wszystkim minister Arabski. A ten ostatni dbał o budżet, jak pamiętamy z odmowy o zapłaty za wyczarterowany samolot do Brukseli.* Zgody formalne na przeloty były w gestii dowództwa 36 pułku, a ono podlegało pod ministra MON. I tak schemat wydaje się być pełny. O składzie delegacji w tym samolocie, wiedzieli wszyscy zainteresowani. Minister ON miał wiedzę, ze organizowany jest transport dla całego dowództwa polskiej armii. O tym, jakie są niedociągnięcia w MON głośno mówili w ostatnich dniach generałowie Petelicki, Czempiński. Mówił także były minister Szeremietiew.

To nie są zastrzeżenia, które powstały po ostatniej katastrofie. To są krytyczne oceny, które były przekazywane ministrowi Klichowi już po katastrofie samolotu CASA i kolejnych. Co na to rząd? Nic.

Z publicznych wypowiedzi różnych wojskowych wiemy, że szkolenia polskich pilotów są, co najmniej dyskusyjne. Od 2-3 lat nie ma szkoleń w Moskwie na symulatorach samolotów TU 154, na których ćwiczy się manewry w warunkach trudnych. W ostatnich dwóch latach z 36 pułku odeszło kilku pilotów!

Szef Komisji Badań przyczyn wypadków lotniczych, alarmuje, ze strona rosy jak traktuje Polaków jak petentów. Stan ten akceptuje minister Bogdan Klich. A w Polsce najważniejszym problemem są dywagacje o wpływie prezydenta na decyzję o lądowaniu mimo trudnych warunków! „Czy jest możliwe, aby wywierać na pilota presję?- Piloci 36. Pułku są dobrze wyszkoleni i potrafią odmówić.Każdy z nas wielokrotnie rezygnował z lotu, np. ze względu na warunki atmosferyczne, obojętnie, kogo miał na pokładzie. „

Zamiast pytać o to:, dlaczego Rosjanie wprowadzili społeczeństwo polskie i dziennikarzy w błąd (być może przy współudziale polskich przedstawicieli, którzy byli w Smoleńsku), co do czasu wypadku, dlaczego syrena alarmowa została tak późno włączona? Dlaczego nie było natychmiast straży pożarnych i karetek na miejscu? Dlaczego kontroler lotów ze Smoleńska twierdził, że piloci polscy nie rozumieli po rosyjsku?** Dlaczego Rosjanie, po sczytaniu zapisów ze skrzynek nie oddają ich właścicielom, czyli nam? I wiele, wiele innych, dziennikarze, politycy i ”ałtorytety” manipulują świadomością społeczną ,szeroko omawiając lot do Gruzji.

Niepodległe państwo ma odwagę PYTAĆ. Pozostałe mogą jedynie uciszać ,kiedy suweren każe.

, *„Kto zatem wpadł na pomysł, by użyć samolotowego fortelu? "To była formalnie moja decyzja" - mówi Arabski. A faktycznie? "Nasza wspólna" - odpowiada lakonicznie. Jeden ze współpracowników Tuska z kancelarii premiera twierdzi: nie zapadła w naszym gronie, a konstytucyjnych ministrów. Po co było zabierać prezydentowi samolot, skoro i tak było wiadomo, że poleci? "Ta decyzja zapadła nie po to, żeby uniemożliwić prezydentowi wyjazd. Gdybyśmy chcieli to zrobić, to minister Arabski ogłosiłby ją na 20 minut przed planowanym wylotem prezydenta" - oburza się w rozmowie z DZIENNIKIEM wicepremier Grzegorz Schetyna”

**

W spekulacjach pojawiły się informacje, że załoga nie radziła sobie z liczebnikami w języku rosyjskim oraz o możliwej pomyłce w przeliczeniu miar wysokości - u nas stosuje się stopy, a w Rosji metry.- To nieporozumienie. Załoga płynnie porozumiewała się w języku rosyjskim. Zresztą to rosyjski samolot, instrukcje i większość napisów jest w nim po rosyjsku. Kolejna hipoteza w mediach, że ziemia podawała dane w metrach, a załoga nie była w stanie ich przeliczyć, też jest nieprawdziwa. Przyrządy samolotu są tak skonstruowane, że łatwo zmienić miarę ze stóp na metry, wystarczy przełączyć.

Kontroler lotów ze Smoleńska twierdzi, że polska załoga nie "kwitowała", czyli nie potwierdzała wysokości podawanych z wieży. Czy poprzednio była stosowana ta sama procedura?- Od momentu, gdy ja stwierdziłem, że widzę pas, nie było potrzeby "kwitowania", bo wtedy pilot w pełni przeprowadza procedurę lądowania. W naszych procedurach nie ma potrzeby kwitowania wysokości

http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=55205417&posted=1

http://wyborcza.pl/1,76842,7764702,Piloci__Potrafimy_odmawiac.html

http://www.sciaga.pl/tekst/32797-33-katastrofy_pierwsza_pomoc

http://1maud.salon24.pl/174219,kalendarium-tragedii-w-smolensku
+

LOT ŚMIERCI

2010-04-26 10:07

Platynowe minuty, złote godziny.Suweren

Tagi:
procedury lotów rządowych

Im dalej od daty pogrzebu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tym mniej życzliwości dla Jego pamięci. I powrót starych, dobrze jak się okazuje, zakorzenionych nawyków rzucania cienia, na wszystko, co się z Nim bądź z tą pamięcią, wiąże. Zanim zajmę się opisem systemu organizacji wyjazdów prezydenckich, muszę zacząć od pewnej konstatacji. Bardzo bolesnej dla mnie i każdego, któremu Polska jest droga.

Nie znam, nie umiem wskazać żadnego Państwa na świecie, w którym po narodowej tragedii., Będącej wynikiem tragicznej katastrofy na terenie innego państwa, władza z pokorą czekała, aż gospodarz tego terytorium, dokona analizy przyczyn wydarzeń.Szczególnie w sytuacji, w której od początku od zdarzenia, różne oficjalne informacje się pojawiały.

Tymczasem, zasady postępowania w przypadku katastrof, w tym lotniczych, to: ·„Akcje ratownicze, które odbywają się w miejscu katastrofy, bądź też wypadku podzielone są na 3 następujące fazy: I faza nazywana IZOLACJĄ następuje zaraz po wystąpieniu katastrofy i trwa 10- 15 minut. W tym czasie następuje:
- samopomoc-pomoc wzajemna- zabiegi natychmiastowe- ewakuacja do punktów medycznych. Ta faza nazywana jest inaczej „platynowymi minutami”, z tego względu, iż w ciągu paru pierwszych minut istnieje największe prawdopodobieństwo uratowania życia poszkodowanemu. Niezwłocznie należy wezwać pomoc specjalistyczną oraz przystąpić do wykonania pierwszych czynności ratowniczych, m. in.: należy sprawdzić czy poszkodowany oddycha, jeśli nie to należy wykonać sztuczne oddychanie, bądź, gdy nastąpiło krwawienie, należy je zatamować, bo zanim przyjadą służby medyczne może upłynąć nawet kilkanaście minut, w tym czasie można uratować życie poszkodowanemu.”

II faza nosi nazwę RATUNEK, trwa do 60 minut po wystąpieniu katastrofy, bądź wypadku. W tym czasie następuje: - segregacja medyczna; - zabiegi doraźne wykonywane przez ratowników medycznych i lekarzy; - ewakuacja do szpitali i zastępczych miejsc szpitalnych. II faza nazywana jest również „złotą godziną”. Jest to czas, w którym ranni powinni być przewiezieni do szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie otrzymają specjalistyczną pomoc. „

Nie potrafię nazwać z imienia państwa, które nie reaguje na fakt, że pierwotnie podana godzina katastrofy, okazuje się być godziną umowną, liczoną od momentu uruchomienia syreny lotniskowej po katastrofie. Może wypadek był o 8.25,Jak wynika z wpisów w rosyjskim Internecie, może o?8.36, A może ciut później.

Chyba zbyt dużo naczytałam się kryminałów, może zbyt dużo filmów sensacyjnych oglądałam, bo jakoś utkwiło mi w głowie, że z każdym wydarzeniem, które niesie za sobą tragiczne skutki, wiąże się konieczność zebrania rzetelnych danych na temat okoliczności, a jedną z pierwszych jest dokładny czas zdarzenia.Priorytetem jest sprawna akcja ratunkowa. Dalej ważne jest dokładne zabezpieczenie wszystkich śladów i dowodów rzeczowych, odnalezienie wszystkich świadków Potem dopiero rozpatruje się, kto jest sprawcą, kto na tym zyska oraz czy miał taką możliwość.Albo czy nie była to czysta żywa zemsta, za dolegliwości, jakie ofiary wydarzenia stwarzały komuś za życia, do wersji aktu terrorystycznego.

Wiemy, że oficjalnie podana nam godzina katastrofy była „umowna”. Wiemy, z filmów zamieszczonych w necie, że na miejscy katastrofy chodzili ludzie (chyba miejscowi), że polscy dziennikarze nie mogli filmować okolic zdarzenia. Wiemy, że nie było karetek pogotowia przez dłuższy czas po upadku samolotu. Że najprawdopodobniej, syreny alarmowe uruchomiono w od 30 do 14 minut po wydarzeniu. Wbrew jakimkolwiek zasadom ratownictwa! I co..I nic. Dalej spokojnie czekamy, a z gospodarz grzecznie przekaże nam swoje analizy. Własnych na razie nie mamy, na jakiej podstawie robić. Na gospodarza nalegać nie wypada. Trzeba dać mu czas. Na co? Po ponad dwóch tygodniach społeczeństwo nie zna nawet wiarygodnej godziny rozbicia samolotu.!

Czy wcześniejsze próby ratowania ofiar miały szanse powodzenia? Nie wiemy i nie dowiemy się nigdy. Ofiary wróciły do Polski w zaplombowanych trumnach, a w Moskwie przeprowadzano identyfikację, nie autopsję, która mogłaby nam pomóc rozwiać wątpliwości.

************

Obalanie mitów

Padają oskarżenia, że wizyta w Katyniu, to była wizyta prywatna. W podtekście niepotrzebna, bo przecież w Katyniu był premier Tusk i to by wystarczyło. Wiodącym propagatorem tej wersji jest Wałęsa. Jak zwykle, ma to zdeprecjonować intencje Lecha Kaczyńskiego? Wizyta w Katyniu nie była wizytą prywatną -była uzgadniania drogą protokołu dyplomatycznego z Rosjanami. Ranga wizyty- obecność na uroczystościach własnego państwa, dawała jej status niższy niż normalna wizyta oficjalna prezydenta. Nie zwalniała organizatorów i gospodarzy od zachowania protokołu dyplomatycznego, który przewidywał, że: zgodnie z ustaleniami (via polski MSZ) na lotnisku miał oczekiwać przedstawiciel prezydenta Rosji oraz wiceminister spraw zagranicznych. Także, jak zwykle w takich sytuacjach, ambasador Polski.

Wgpułkownika rezerwy Piotra Łukasiewicza, (pilot, były szef oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych.)"Praprzyczyna była w Warszawie i ona powstała w momencie planowania całego przedsięwzięcia".Za przygotowanie wyprawy do Smoleńska odpowiadały trzy podmioty: Kancelaria Prezydenta, Biuro Ochrony Rządu i Siły Powietrzne.
- Osoby z każdej z tych trzech instytucji powinny stworzyć zespół projektowy, który rozważa, co i gdzie zrobić - mówił Łukasiewicz, zaznaczając jednak, że "tak się nie stało".

Z wypowiedzi ministra Waszczykowskiego wynika, ze swój udział w przygotowaniach ma także Kancelaria Premiera, jako dysponent zleceń transportowych. Kancelaria Prezydenta tworzyła listę zaproszonych gości, sprawami transportu zajmować się musiały, zgodnie z zasadami, MON, (jako nadzorca 36 pułku z flotą rządową) oraz kancelaria Pana Premiera. Strona, która ustalała szczegóły wizyty formalne za granicą był MSZ. Rola MSZ kończyła się na uzgodnieniach dyplomatycznych, rola kancelarii Prezydenta na przygotowaniu wizyty od strony merytorycznej i papierkowej. Transport a zatem rozlokowanie delegacji, formalnie należał do..Kancelarii Premiera. Zwykle decydował o wszystkim minister Arabski. A ten ostatni dbał o budżet, jak pamiętamy z odmowy o zapłaty za wyczarterowany samolot do Brukseli.* Zgody formalne na przeloty były w gestii dowództwa 36 pułku, a ono podlegało pod ministra MON. I tak schemat wydaje się być pełny. O składzie delegacji w tym samolocie, wiedzieli wszyscy zainteresowani. Minister ON miał wiedzę, ze organizowany jest transport dla całego dowództwa polskiej armii. O tym, jakie są niedociągnięcia w MON głośno mówili w ostatnich dniach generałowie Petelicki, Czempiński. Mówił także były minister Szeremietiew.

To nie są zastrzeżenia, które powstały po ostatniej katastrofie. To są krytyczne oceny, które były przekazywane ministrowi Klichowi już po katastrofie samolotu CASA i kolejnych. Co na to rząd? Nic.

Z publicznych wypowiedzi różnych wojskowych wiemy, że szkolenia polskich pilotów są, co najmniej dyskusyjne. Od 2-3 lat nie ma szkoleń w Moskwie na symulatorach samolotów TU 154, na których ćwiczy się manewry w warunkach trudnych. W ostatnich dwóch latach z 36 pułku odeszło kilku pilotów!

Szef Komisji Badań przyczyn wypadków lotniczych, alarmuje, ze strona rosy jak traktuje Polaków jak petentów. Stan ten akceptuje minister Bogdan Klich. A w Polsce najważniejszym problemem są dywagacje o wpływie prezydenta na decyzję o lądowaniu mimo trudnych warunków! „Czy jest możliwe, aby wywierać na pilota presję?- Piloci 36. Pułku są dobrze wyszkoleni i potrafią odmówić.Każdy z nas wielokrotnie rezygnował z lotu, np. ze względu na warunki atmosferyczne, obojętnie, kogo miał na pokładzie. „

Zamiast pytać o to:, dlaczego Rosjanie wprowadzili społeczeństwo polskie i dziennikarzy w błąd (być może przy współudziale polskich przedstawicieli, którzy byli w Smoleńsku), co do czasu wypadku, dlaczego syrena alarmowa została tak późno włączona? Dlaczego nie było natychmiast straży pożarnych i karetek na miejscu? Dlaczego kontroler lotów ze Smoleńska twierdził, że piloci polscy nie rozumieli po rosyjsku?** Dlaczego Rosjanie, po sczytaniu zapisów ze skrzynek nie oddają ich właścicielom, czyli nam? I wiele, wiele innych, dziennikarze, politycy i ”ałtorytety” manipulują świadomością społeczną ,szeroko omawiając lot do Gruzji.

Niepodległe państwo ma odwagę PYTAĆ. Pozostałe mogą jedynie uciszać ,kiedy suweren każe.

, *„Kto zatem wpadł na pomysł, by użyć samolotowego fortelu? "To była formalnie moja decyzja" - mówi Arabski. A faktycznie? "Nasza wspólna" - odpowiada lakonicznie. Jeden ze współpracowników Tuska z kancelarii premiera twierdzi: nie zapadła w naszym gronie, a konstytucyjnych ministrów. Po co było zabierać prezydentowi samolot, skoro i tak było wiadomo, że poleci? "Ta decyzja zapadła nie po to, żeby uniemożliwić prezydentowi wyjazd. Gdybyśmy chcieli to zrobić, to minister Arabski ogłosiłby ją na 20 minut przed planowanym wylotem prezydenta" - oburza się w rozmowie z DZIENNIKIEM wicepremier Grzegorz Schetyna”

**

W spekulacjach pojawiły się informacje, że załoga nie radziła sobie z liczebnikami w języku rosyjskim oraz o możliwej pomyłce w przeliczeniu miar wysokości - u nas stosuje się stopy, a w Rosji metry.- To nieporozumienie. Załoga płynnie porozumiewała się w języku rosyjskim. Zresztą to rosyjski samolot, instrukcje i większość napisów jest w nim po rosyjsku. Kolejna hipoteza w mediach, że ziemia podawała dane w metrach, a załoga nie była w stanie ich przeliczyć, też jest nieprawdziwa. Przyrządy samolotu są tak skonstruowane, że łatwo zmienić miarę ze stóp na metry, wystarczy przełączyć.

Kontroler lotów ze Smoleńska twierdzi, że polska załoga nie "kwitowała", czyli nie potwierdzała wysokości podawanych z wieży. Czy poprzednio była stosowana ta sama procedura?- Od momentu, gdy ja stwierdziłem, że widzę pas, nie było potrzeby "kwitowania", bo wtedy pilot w pełni przeprowadza procedurę lądowania. W naszych procedurach nie ma potrzeby kwitowania wysokości

http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?p=55205417&posted=1

http://wyborcza.pl/1,76842,7764702,Piloci__Potrafimy_odmawiac.html

http://www.sciaga.pl/tekst/32797-33-katastrofy_pierwsza_pomoc

http://1maud.salon24.pl/174219,kalendarium-tragedii-w-smolensku