n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, kwietnia 12, 2014

Massacre Smolensk' - kilka uwag z roku 2010

CAŁOŚĆ:


Kraków 23.08.2010r.  SEE

Katastrofa Tu-154 nb 101 z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie w dniu 10.04.2010r.
Część 4  

Lot Tu-154 M nb 101 i katastrofa.

FRAGMENT:
(  )
Hipoteza zamachu jak najbardziej prawdopodobna.
W poprzednich częściach wyraźnie wykazałem, że śmierć niemal całego przywództwa narodowo-katolickiej Rzeczypospolitej była na rękę liberałom i komunistom w Polsce oraz moskwie i berlinowi. Podczas spotkania Premiera Donalda Tuska z Władimirem Putinem w dniu 7.04.2010r. ten drugi poprosił o listę osób, które przybędą do Katynia w dniu 10.04.2010r. Po co? Prezydent Lech Kaczyński naraził się Władimirowi Putinowi wielokrotnie; Tarczą Antyrakietową, uratowaniem Gruzji, wspieraniem Litwy, Łotwy i Estonii i wiele innych. Powodów do zamachu było wystarczająco.
Rodzi się pytanie – Jak doprowadzić do katastrofy samolotu? Na dodatek, winą obarczyć załogę.

Sposobów, by zakłócić działanie systemów nawigacyjnych i zabezpieczających, jest kilka – ale wszystkie one wymagają świadomej ingerencji osób trzecich. Jedną z nich jest „meaconing”. System ten jest już powszechnie stosowany do obrony ważnych obiektów na terenie USA. Rozwinął się po ataku z 11.09.2001r.. Polega on na ukradkowym nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go, z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą, na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu.
W przypadku Tu-154, podchodzącego właśnie do lądowania, wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Dziwne zachowanie się pilotów i maszyny – a więc próba podejścia do lądowania 1 500 m przed lotniskiem i ze sporym odchyleniem od właściwego kursu – wskazywałyby na taką właśnie możliwość.

Katastrofę można było spowodować także przez „spoofing”. Chodzi o wysłanie sfałszowanego sygnału satelitarnego o większej mocy niż prawdziwy i o identycznej strukturze. Takiego ataku można było dokonać zarówno z ziemi, jak i z pokładu Ił-76, co jest znacznie bardziej prawdopodobne. Pamiętajmy także, że lądowanie odbywało się automatycznie. Czyli zespół napędowy i układ sterów reagował na polecenia wydawane przez systemy nawigacyjno-aerodynamiczne. Potwierdzeniem jest nurkowanie samolotu, czyli schodzenie w dół 4 x szybciej, niż normalnie. I katastrofę mamy gotową. I nie jest konieczna tu mgła. Choć przy widoczności ziemi załoga próbowałaby zaradzić wcześniej, przypuszczalnie jednak z podobnym skutkiem.
Innym możliwym sposobem doprowadzenia do katastrofy mogło być użycie elektromagnetycznej broni. Nie jest to już broń ( EMP ) z filmów fantastycznych, ale jak najbardziej realne urządzenie. Prace nad nim są bardzo zaawansowane w USA i Izraelu. Podobną techniką dysponuje kreml. Już w 70-tych latach XX wieku sowiecki uczony Andrey Sakharoy zbudował działający generator laboratoryjny prototyp. Według moskiewskiej gazety „Prawda” kreml w 2008r. zaprezentował działanie EMP wywołujący rezultat podobny do uderzenia pioruna. Broń nazwana Nike została przedstawiona w Jekaterynburgu. Mało tego; obecnie informacje i potrzebne części można kupić w Internecie. Elektromagnetyczna broń pulsacyjna jest w stanie spalić całą elektronikę na pokładzie samolotu pasażerskiego. Już jeden impuls może wywołać poważną awarię. Urządzenie mogło być zainstalowane na pokładzie i uruchomione zdalnie. Lecz bardziej prawdopodobne, że znajdowało się na ziemi lub na pokładzie tajemniczego Ił-76.

Na ślady tego rodzaju ingerencji można natrafić poprzez dokładną analizę zawartości czarnych skrzynek. Lecz Władimir Putin i Donald Tusk zadbali, aby one zostały w moskwie. Moskale nawet nie musieli fałszować zapisu czarnych skrzynek. Do Polski po wielu tygodniach trafiły wyłącznie pseudo kopie.
Hipotezę o zamachu potwierdzają kolejne działania kremla i absolutna bierność Rządu Rzeczypospolitej. A więc; zebranie zaledwie 60% szczątków samolotu, ułożenie ich pod gołym niebem, aby szybciej uległy korozji i zniszczeniu, nie wydanie szczątków Polsce, zaoranie terenu katastrofy i wycięcie wszystkich drzew.
Brak 100% szczątków maszyny pozostawia margines na ewentualne domysły co do eksplozji na pokładzie i rozerwaniu kadłuba. Ale MAK utrzymuje, że na ubraniach ofiar nie stwierdzono śladów materiałów wybuchowych. A powinny być, bo podobno magazynki w pistoletach ochrony zostały porozrywane na wskutek wysokiej temperatury. Czyli powinien być pożar. Ale MAK podał, że pożaru podobno nie było. Znowu coś się raport MAK nie klei.

Z kolei zachowanie Rządu Rzeczypospolitej również potwierdza hipotezę zamachu. Jako członek NATO powinien on zwrócić się o pomoc do tej organizacji, która już o godzinie 16;00 w dniu 10.04.2010r. czekała na sygnał Donalda Tuska. Ale tego sygnału nie było. Donald Tusk odrzucił nawet propozycję pomocy producenta TAWS w wyjaśnieniu przyczyn zderzenia. Było natomiast obściskiwanie się wzajemne Donalda Tuska i Władimira Putina. Rząd nasz pozostawił rodziny samym sobie, a one po wielu tygodniach zdeterminowane musiały powołać Stowarzyszenie Katyń 2010, aby szukać prawdy. To także potwierdza hipotezą zamachu.
Gdy w samochodzie żony Radosława Sikorskiego wybuchł gaz, od razu brano pod uwagę zamach. W przypadku katastrofy pod Smoleńskiem w ogóle Rząd Rzeczypospolitej nie rozpatrywał takiej możliwości. A w czasach terroryzmu powinna być jedną z podstawowych hipotez.
Warto pamiętać, że w 90-tych latach w podmoskiewskiej miejscowości Bałaszycha były prowadzone kursy dla funkcjonariuszy KGB ( od 1991 r. – FSB ), którzy mieli likwidować głowy państw. Niedowiarkom trzeba przypomnieć udział KGB w zamachu na papieża Jana Pawła II, zatrucie dioksynami prozachodniego kandydata na urząd prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, śmiertelne napromieniowanie izotopem polonu Aleksandra Litwinienki, zastrzelenie opozycyjnej dziennikarki Anny Politkowskiej. To kreml przeprowadził atak na pałac Tadz-Bek i zlikwidował Hafizullah Amina, stojącego na czele Afganistanu, a przed nim jego poprzednika Nur Mohammed Taraki.  Oni zlikwidowali pierwszego prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa i przeprowadzili kilka zamachów na prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze. Wielu przeciwników KGB i FSB zginęło, wiec trzeba brać pod uwagę hipotezę zamachu.

Kreml miał powody, by nie kochać Lecha Kaczyńskiego. W dniu 15.11.2006r. Prezydent Lech Kaczyński zaproponował Unii Europejskiej, by wprowadziła sankcje przeciwko rosji w odpowiedzi na zakaz importu Polskich produktów do rosji – Polska nałożyła veto na decyzje rozpoczęcia negocjacji miedzy UE i rosją. Podczas rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008r. Prezydent Lech Kaczyński poparł Gruzję i stał się orędownikiem sprawy gruzińskiej w świecie, wspierał przystąpienie Gruzji do NATO. To za prezydentury Lecha Kaczyńskiego zapadła decyzja o rozmieszczeniu jankeskiego systemu obrony przeciwrakietowej na terytorium Rzeczypospolitej. Polska proponowała też alternatywne drogi pozyskania zasobów energetycznych i uniezależnienie się Europy od dostaw rosyjskiego gazu.

Hipoteza awarii zespołu napędowego i/lub układu sterowania.
Wszyscy polscy piloci zgodnie twierdzili, że przede wszystkim trzeba dokładnie sprawdzić parametry lotu, stan urządzeń w ostatnich 40 sekundach przed katastrofą, co się działo z silnikami, jakie było położenie manetek w kabinie i jakie były obroty poszczególnych silników. Jeśli manetki były "do przodu" na duży wydatek paliwa, a np. na skutek oblodzenia silnik tych obrotów nie mógł uzyskać, to trzeba też odpowiedzieć na pytanie, co stało się dalej: czy silnik uległ destrukcji, czy też nie. Hipoteza oblodzenia jest realna, bo 10.04.2010r. nad Smoleńskiem panowały sprzyjające ku temu warunki: to minus 0,2 st. C na wysokości 200 m, minus 0,8 st. C na wysokości 300 m przy wilgotności rzędu 98 procent. W takich warunkach instalacja antyoblodzeniowa musiała być włączona, bo z uwagi na bezpieczeństwo używa się jej już przy temperaturze 10 st. C. Zapewne tak było i w tym przypadku, ale być może zawiodło któreś z urządzeń.

Przyczyna katastrofy według jedynie słusznej gazety w Polsce.
W dniu 5.05.2010r. jedynie słuszna gazeta w Polsce przedstawiła moskiewską i zarazem sił liberalnych w Polsce wersje przyczyn katastrofy. Przedstawiam ten tekst w oryginalnej formie;
- „Rosyjscy eksperci, uważają, że przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu był klasyczny błąd pilota, tj. "zderzenie z ziemią w locie kontrolowanym", znane jako CFIT (ang. controlled flight into terrain). Według znanego w rosji pilota oblatywacza-specjalisty, prezydencki samolot trzy razy przeleciał nad lotniskiem zakreślając prostokąt i namierzając naziemne radiolatarnie, co miało mu pomóc precyzyjnie określić kurs lądowania. Na smoleńskim lotnisku działa "nieprecyzyjny" system naprowadzania samolotów, co oznacza, że załoga musi kontrolować wysokość obserwując pokładowe przyrządy. Tam, gdzie działa precyzyjny system naprowadzania, wskaźniki wskazują pilotom właściwy kurs i wysokość lotu. Pilot przeszedł właściwym kursem nad pierwszą radiolatarnią, a potem nagle obniżył wysokość. Nastąpiło to po przeleceniu nad głębokim wąwozem, którego w gęstej mgle piloci nie widzieli. Jeden z wysokościomierzy, pokazujący jaka jest aktualna odległość samolotu od powierzchni gruntu, mógł w tym momencie zmylić pilota. Zdaniem eksperta w tym momencie piloci oderwali się od przyrządów i zaczęli "szukać ziemi" wyglądając przez okna. Kiedy wyszli z mgły, okazało się, że są niebezpiecznie nisko. Próbowali wtedy gwałtownie wzbić się w górę. Potwierdzają to świadkowie, którzy przed katastrofą usłyszeli straszny huk silników. Specjalista podkreślił, że udałoby się prawdopodobnie uniknąć zderzenia z ziemią, gdyby piloci nie próbowali jednocześnie skręcić maszyny. Pochylone skrzydło Tu-154 zawadziło o drzewo, a chwilę później maszyna rozbiła się.”
Nie mogłem sobie odmówić przytoczenia tej wersji. Roi się ona od błędów i niespójności. Podawana była jeszcze w dniu 5.05.2010r., kiedy widomo było, że była tylko jedna próba podejścia. Nie tłumaczy także szybkiego, ponad normy, obniżania wysokości. Nie podaje jakie informacje podawali kontrolerzy, którzy mieli obowiązek uzupełniać „nieprecyzyjny’ system naprowadzania samolotów. Piloci „szukali ziemi” – jak mieli ją zobaczyć skoro światła na podejściu nie działały. I wiele innych. No i jeszcze jedno – powinni napisać, że nad pilotami stał Prezydent i krzyczał – „Lądować. Natychmiast lądować”.

Kolejne wydarzenia.
Kluczową dla sprawy jest zestawienie ze sobą ( na jednym wykresie ) wszystkich parametrów z rejestratorów ( rozmów załogi, parametrów maszyny ) i wypowiedzi kontrolerów z wieży. Przez 4 miesiące moskale tego nie uczynili. A jeśli uczynili to nic o tym nie powiedzieli.
Drugi punkt to oględziny wraku. Stan silników ( czy pracowały, na jakich obrotach, co było przyczyną przerwania pracy ), stan i położenie powierzchni sterowych, pulpity sterowania ( dźwignie, przełączniki, wskaźniki analogowe ). Tego także moskale nie zrobili. Jak mogli zrobić skoro zebrali zaledwie 60 % całej maszyny. Poddali ją destrukcji na wolnym powietrzu ( deszcz, słońce, wiatr ) i zwrócili się do Rzeczypospolitej o zezwolenie na utylizacje w hucie.
Trzeci punkt – miejsce katastrofy. Powinno zostać zabezpieczone do czasu zakończenia prac komisji. Jeszcze po dwóch miesiącach postronne osoby znajdowały przedmioty pochodzące z samolotu lub należące do Ofiar. Następnie teren zaorano, a istotne dla sprawy drzewa wycięto. Nie zrobiono nawet protokołu z rozmieszczenia istotnych elementów płatowca. Więcej zdjęć wykonali przypadkowi ludzie i umieścili w Internecie, niż osławiony MAK.
( 4 miesiące po tragedii narodowej ). Wciąż nie wiemy, co tak naprawdę się wtedy stało. Wiemy jednak na pewno, iż tak w Polsce jak i na świecie, konsekwentnie prowadzona jest kampania dezinformacyjna i z jakiegoś powodu władze nie chcą aby opinia publiczna poznała prawdę. Wbrew logice i na przekór faktom, uporczywie lansowana jest jedyne słuszna teoria o złych warunkach atmosferycznych i możliwych błędach pilotów.

Zachowanie moskali tuż po katastrofie.
Na początku z całym szacunkiem musze się odnieść do postawy zwykłych obywateli Smoleńska i okolic. Te tysiące kwiatów złożone przy drodze w pobliżu miejsca katastrofy są dowodem ich współczucia dla Polaków. Kwiatów zabrakło w całym Smoleńsku. Zwykli Rosjanie ze szczerego serca żałowali tego co się stało. Mówili, że ich ziemia po raz kolejny stała się miejscem cierpień obcego narodu. Nie da się ukryć, że te wypowiedzi zawierały akcenty o współodpowiedzialności strony moskiewskiej za to co się stało.

Smoleńskie kwiaty.


Smoleńskie kwiaty.


Smoleńskie kwiaty.

Oczywiście, zupełnie inaczej zachowywała się władza, reprezentowana przez przeróżne służby mundurowe. Z ich strony było wytrenowane przez dziesięciolecia zimne, wyrachowane zachowanie. Na lotnisku, w lesie katyńskim i okolicach służby mundurowe zgromadziły bardzo liczny oddział. Oceniam że na 10.04.2010r. kreml zgromadził około 2 000 osób. Mundurowi byli nie tylko na lotnisku i w lesie katyńskim, ale także w mieście, na stacji kolejowej ( gdzie przywożono 1940r. polskich oficerów ), gdzie goście nie mieli wstępu i na wszystkich leśnych drogach.
Na samym lotnisku był około 200 osób. Głównie funkcjonariuszy ministerstwa do spraw sytuacji nadzwyczajnych. Czy pracownicy tego biura stacjonują standardowo, w ciągłej gotowości, na każdym lotnisku wojskowym / powojskowym? Według oficjalnej informacji to funkcjonariusze tego biura byli na miejscu katastrofy pierwsi, jeszcze przed służbami ratowniczymi. Czy to standard na tamtejszych lotniskach? Czy zawsze te służby biegną pierwsze do wypadków?

Opracował Karol Placha Hetman

czwartek, kwietnia 10, 2014

Cziornych jaszczikov Tu-154m - sjeviernaja abrabotka

Fałszerstwo czarnych skrzynek Tu-154m
- decyzja Sądu.

            SEE

Niektórzy moi czytelnicy i osoby zainteresowane tragedią smoleńska zapewne zastanawiają się, co się dzieje z moim wnioskiem do prokuratury z kwietnia 2013 roku dotyczącym możliwości sfałszowania zapisu taśm z wieży oraz zapisów CVR czyli zapisu tzw. czarnej skrzynki.
Dziś mija rok „walki” z prokuraturą o poważne zajęcie się tym wnioskiem i mogę poinformować, że dzięki działaniom mec. Piotra Pszczółkowskiego, który na wniosek p. Jadwigi Gosiewskiej zaangażował się w sprawę postanowieniem z dnia 25 marca 2014 roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie po rozpoznaniu sprawy sygn. Kp 9/14,
- uchylił postanowienie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z dnia 13 grudnia 2013 roku wydane w sprawie sygn. akt: PO Śl 21/13 o odmowie wszczęcia postępowania  i przekazał sprawę prokuraturze
.
Historia kontaktów z prokuraturą oraz historia sprawy PO Śl 21/13 jest pełna dramaturgii, zwrotów akcji i pokazu sposobu pracy prokuratury, dlatego moim zdaniem jest warta opisania.

ŚCIEŻKA

Czy to się komuś podoba, czy nie, fakty pokazują jednoznacznie, że 10.04.2010 rosyjscy kontrolerzy w Smoleńsku „naprowadzali” załogę polskiego rządowego Tu-154m. Proces naprowadzania na ścieżce podejścia jest bardzo istotnym, jeśli nie kluczowym, elementem obsługi samolotów na tego typu lotniskach, jakie było w Smoleńsku. Niezależnie od polityki, miejsca czy narodowości kontrolerów relacja miedzy załogą samolotu a kontrolerami lotu jest oparta na pełnym zaufaniu. Pilot musi mieć bowiem pełne zaufanie do informacji przekazywanych przez kontrolerów. W Smoleńsku było podobnie, z tą różnica, że rosyjscy kontrolerzy celowo (jako chęć przeszkodzenia lub wprowadzenia w stan zagrożenia) lub w wyniku niekompetencji, bycia podpływam alkoholu lub innej substancji podawali błędne informacje dotyczące położenia samolotu na ścieżce. Uszkodzenie sprzętu prekraczające kilkakrotnie dopuszczalną normę wypada raczej wykluczyć gdyż dwie ważne komendy, początku wejścia na ścieżkę (10 km) oraz podejścia do dalszej radiolatarni NDB (6,1 km) według ekspertyz wykonanych na podstawie skrzynki parametrów lotu zostały wypowiedziane w prawidłowym miejscu. W związku z tym trudno przyjąć do wiadomości, że jedyne komendy weryfikowalne przez załogę za pomocą urządzeń samolotu są prawidłowe w czasie gdy wszystkie pozostałe były obarczone błędem kilkarotnie przekraczającym dopuszczalny margines błędu sprzętu dopuszczonego do użytku (według Rosjan przed wizytą polskiej delegacji dokonano komisyjnego oblotu w którym nie stwierdzono żadnych błędów przekraczających dopuszczalne normy).


ODKRYCIE NIEPRAWIDLOWOŚCI – WNIOSEK

Aby nie zajmować zbyt dużo miejsca, nie będę przedstawiał tutaj całości mojego wniosku. Można się z nim zapoznać na stronie: http://naszeblogi.pl/37657-manipulacja-zapisami-z-czarnej-skrzynki-zawiadomienie. Tutaj przedstawiam tylko jego fragmenty.

Na początku 2013 roku dość przypadkowo odkryłem sporo nieprawidłowości w odczytach dotyczących komendy wejścia na ścieżkę. Zgodnie z kartami lotniska, które zaprezentowałem wcześniej załoga polskiego rządowego Tu-154m miała schodzić wg ścieżki 2⁰40, która rozpoczynała się w odległości ok. 10 km. W tym wypadku komenda rosyjskich kontrolerów dla wszystkich samolotów korzystających z lotniska w Smoleńsku powinna brzmieć „odległość dziesięć wejście na ścieżkę”. I trzeba przyznać, że komenda ta brzmiała tak dla samolotów JAK-40 i IL-76.
Dowód na to, że w dniu 10.04.2010 wszystkie samoloty wchodziły na ścieżkę w tym samym miejscu.
Ścieżka Ił-76 i JAK-40 zaczynała się w odległości 10 km a więc wynosiła 2⁰40...!

Załącznik nr.8, CZĘŚĆ DRUGA,  str.16/77 (ZARAZ PO STENOGRAMACH ROZMÓW Z KOKPITU)
ODPIS KORESPONDENCJI Z WIEŻY KIEROWANIA LOTAMI NA LOTNISKU SMOLEŃSK PÓŁNOCNY zarejestrowanej na magnetofonie P-500 w dniu 10.04.2010 roku: http://mswia.datacenter-poland.pl/protokol/Zalacznik_nr_8_-_Odpis_korespondencji_pokladowej.pdf

JAK-40 (znak wywoławczy - PLF031)
5:14:43 (R) Тридцать один, удаление десять, левее сто, вход вглиссаду.
Trzydzieści jeden, odległość dziesięć, sto w lewo, wejście na ścieżkę.

Ił-76 strona 25/77
5:25:27 (R) Восемь - семнадцать, удаление десять на курсе вход в глиссаду.
Osiem - siedemnaście, odległość dziesięć na kursie wejście na ścieżkę.

Oraz najważniejszy fragment rozpoznany na (nagrywającym również tą samą co czarna skrzynka polskiego samolotu korospondencję kontrolera z załogą tu-154m), nagraniu z wieży

Tu-154m (znak wywoławczy PLF 101), strona 72/77 
6:39:12  (R)  Сто первый, удаление десять, вход в глиссаду.  Sto pierwszy, odległość dziesięć, wejście na ścieżkę

Początkowo wszystkie odczyty wskazywały, że komenda ta miała taką samą postać także dla samolotu Tu-154m. Odczyt przedstawiony przez Rosjan w stenogramach taśmy CVR komisji MAK z maja 2010  roku oraz polski i rosyjski odczyt taśm z wieży (nagranie rozmowy i korespondencje kontrolerów lotniska z kwietnia 2010 roku wykonane przez polski wywiad) ukazywały, że komenda ta brzmiała „101 odległość dziesięć wejście na ścieżkę".

Jednak wraz z liczbą kopii nagrania CVR, które trafiały do Polski po styczniu 2011 roku (kopii jest już ponad siedem) zmieniała się forma odczytu. W odczytach ogłoszonych w 2011 roku na zlecenie prokuratury i komisji Millera komenda ta miała postać: „101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę”.

W tym miejscu pewnie każdemu nasuwa się pytanie, dlaczego Rosjanie mieli sfałszować ten fragment nagrania. Ja także zadałem sobie takie pytanie i odpowiedz przyszła bardzo szybko. Rosjanie sfałszowali kopię nagrania, aby dopasować ją do swoich tez z raportu końcowego i ukryć swoje kłamstwo z projektu raportu MAK dotyczące początku ścieżki, ktore zostalo calkowicie obnazone przez polskich ekspertow w grudniu 2010 w dokumencie „Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101.
Faktem jest, że raport komisji MAK przekazany Polsce jesienią 2010 roku zawiera zakłamania dotyczące używanej przez kontrolera ze Smoleńska ścieżki zniżania.  Rosjanie, starając się najprawdopodobniej ukryć błąd rosyjskich kontrolerów skłamali jakoby kontroler sprowadzał polski samolot ścieżką 3⁰10, zamiast obowiązującej i przekazanej polskiej stronie w dokumentach ścieżki 2⁰40. Kłamstwo  to zostało odkryte i opisane w grudniu 2010 roku w oficjalnym polskim dokumencie państwowym będącym odpowiedzią na projekt raportu końcowego rosyjskiej komisji MAK (strona 114 oraz 115 Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101).  Kluczowym dowodem zawartym w dokumencie był fakt, że wedle dostępnych w grudniu 2010 danych kontroler wypowiedział komendę „101 odległość dziesięć wejście na ścieżkę”, co jednoznacznie oznaczało używanie ścieżki  2⁰40.



strona 115  „Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m”

Rosjanie, aby ukryć swoje kłamstwo w oficjalnym raporcie MAK najprawdopodobniej dokonali manipulacji w przekazanej Polsce kopii zapisu CVR i zamiany „101 odległość dziesięć, wejście na ścieżkę” na zapis „101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę”. Jak wspomniałem wcześniej, dokument polskich ekspertów zatytułowany: Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101 w sposób jednoznaczny wykazał, że Rosjanie w swoim projekcie raportu końcowego dotyczącego katastrofy polskiego Tu-154, odnosząc się do wartości ścieżki zniżania, piszą nieprawdę. Oczywiście Rosjanie zignorowali te uwagi i nie zmienili swego raportu.

W tym miejscu warto przypomnieć, że tak ważny dokument Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101 został przetłumaczony na język angielski dopiero w lipcu 2011 roku dzięki staraniom członków stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010, które skupia rodziny ofiar tragedii smoleńskiej. Stowarzyszenie rodzin ofiar tragedii smoleńskiej było zmuszone zlecić wykonanie oficjalnego tłumaczenia tak ważnego dokumentu na język angielski gdyż obecny rząd Donalda Tuska pomimo wielu próśb tego odmawiał. Dokument Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101 po przetłumaczeniu został wysłany przez członków stowarzyszenia do osób z całego świata związanych z polityką i lotnictwem.

Dokument Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101 został przekazany stronie rosyjskiej na początku 16 grudnia 2010 roku.[1]. 12 stycznia 2011 roku komisja MAK zaprezentowała swój raport końcowy dotyczący katastrofy polskiego Tu-154m. 19 stycznia 2011 odbyła się prezentacja komisji J. Millera, na której przedstawiono zarys Uwag RP do projektu raportu MAK. 16 lutego 2011 roku niespodziewanie wykonano kolejną już (chyba czwartą) kopię czarnej skrzynki nagrywającej rozmowy w kokpicie [2]

(...)Chodziło nie tylko o przesłuchania świadków: na prośbę polskich śledczych, po raz kolejny wykonano kopię nagrania z czarnych skrzynek tupolewa. To nie były czarne skrzynki, to były nośniki, które zostały zabezpieczone w trakcie pobytu m.in. generała Krzysztofa Parulskiego w sierpniu ubiegłego roku. My uczestniczyliśmy w otwarciu, sprawdziliśmy, czy pieczęcie m.in pana generała Parulskiego nie zostały naruszone - tłumaczył w rozmowie z korespondentem RMF FM podpułkownik Kopczyk. Nie wyjaśnił po co zdecydowano się wykonać kolejną kopię.(…)

Badania kopii czarnej skrzynki rozmów w kokpicie (CVR – Cockpit Voice Recorder) były prowadzone jednocześnie przez:
- Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (na zlecenie komisji J. Millera)
- Instytut im. Sehna w Krakowie (na zlecenie prokuratury wojskowej)

Niespodziewanie w obu wersjach stenogramów rozmów w kokpicie, zamiast rozpoznanej przez samych Rosjan, rosyjskiej komendy „101” odległość 10, wejście na ścieżkę” pojawia się w tym samym czasie komenda „101 odległość 9, wejście na ścieżkę”.

strona 121/130 oraz strona 122/130 stenogramów z CLK Policji umieszczonych w załączniku nr.8
http://mswia.datacenter-poland.pl/protokol/Zalacznik_nr_8_-_Odpis_korespondencji_pokladowej.pdf

6:39:12.0  cто первый,  cто первый,  X  ......
6:39:12.5 (удаление девять ?), (удаление девять?)
6:39:13.0 вход вглиссаду

Instytut Sehna http://www.naszdziennik.pl/pdf/ies.pdf   (strona 146/171) w podobny sposób rozpoznał, że o godzinie 08:39:11,7kontroler na kopii analizowanej przez Instytut im. Sehna powiedział „101 odległość 9 wejście na ścieżkę".

Co ciekawe, komisja Millera pomimo takiego rozpoznania przez ekspertów Policji zignorowała ich rozpoznanie i na stronie 213/320 swego raportu [3] napisała, że w odległości 10 110 m padła komenda „101 odległość dziesięć, wejście w ścieżkę”.
 
Komisja J. Millera (...) O godz.  6:39:11,5 KSL przekazał załodze informację: „Сто первый,  удалениедесять вход в глиссаду” („Sto pierwszy, odległość dziesięć, wejście w ścieżkę”). Samolot był wtedy na wysokości 519 m RW, 502 m nad poziomem lotniska, w odległości 10 110 m od progu DS 26). W tym czasie załoga czytała kartę kontrolną do lądowania, sprawdzając wymagane parametry i wykonanie czynności związanych z procedurą podejścia do lądowania(...)
 
Na podstawie dostępnych informacji są więc 3 opcje:

a) Samolot był w odległości 10 km, ale rosyjski kontroler pomylił się i powiedział 9 km, a Rosjanie źle odczytali tę rosyjską, dobrze nagraną wypowiedz oraz źle stworzyli prezentacje multimedialną w czasie prezentacji swego raportu końcowego.
b) Na kopii CVR jest „odległość 10 wejście na ścieżkę”, ale niezależne ekspertyzy Policji i instytuty Sehna są błędne i źle odczytane.
c) Rosjanie sfałszowali kopię nagrania aby dopasować ją do swoich tez z raportu końcowego i tak zmanipulowaną kopię przekazali stronie polskiej np. w lutym 2011 już po prezentacji tak bardzo podważającego kłamstwo Rosjan dokumentu Uwagi Rzeczypospolitej Polskiej do projektu Raportu końcowego komisji MAK z badania wypadku samolotu Tu-154m nr boczny 101.

Jak pokazałem wcześniej, członkowie komisji Millera odrzucili wynik własnej ekspertyzy fonoskopijnej kopii CVR i w swoim raporcie uznali, że kontroler wypowiedział komendę „101 dziesięć wejściem na ścieżkę”. Szokujące dla mnie było to, dlaczego mając świadomość kluczowych różnic w odczytach mogących świadczyć o manipulacji, nie zawiadomili prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. W poczuciu obowiązku postanowiłem zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez członków komisji MAK, członków komisji Millera bądź inne osoby, które mając dostęp do nagrań z zapisów rozmów w kokpicie (CVR – Cockpit Voice Recorder) polskiego rządowego Tu-154m dokonali manipulacji w przekazanej Polsce kopii zapisu CVR i zamiany „101 odległość dziesięć, wejście na ścieżkę” na zapis „101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę” oraz zataili fakt manipulacji, działając między innym na szkodę prowadzonego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie postępowania karnego PO ŚL 54/10 tj. o czyn z art. 271 k.k. i art. 239 k.k.    

        
SZOKUJACE ZACHOWANIE I ODPOWIEDZ PROKURATURY

Po wysłaniu wniosku 13.04.2010 odczekałem miesiąc i 7 lub 8 maja 2013 roku postanowiłem zadzwonić do prokuratury i dowiedzieć się czegoś na temat mojego wniosku. Połączyłem się z sekretariatem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie i tam poinformowano mnie, że... zostało wszczęte śledztwo. Zapytałem dwa razy „Czy dobrze słyszę, że zostało wszczęte śledztwo?”

Bardzo grzeczna osoba w sekretariacie powiedziała, że tak – zostało wszczęte śledztwo i że może mnie połączyć z wydziałem śledczym, gdzie mogą mi przekazać więcej informacji.
W wydziale śledczym jakaś osoba także uprzejmie i potwierdziła, że po rozpoznaniu w mojej sprawie zostało wszczęte śledztwo i otrzymało sygnaturę PO. Śl 21/13. Osoba ta poradziła, aby w dalszych kontaktach używać tej sygnatury oraz podała mi numer do prowadzącego śledztwo prok. ppłk. Roberta Pyry. Podpułkownik potwierdził, że zostało wszczęte śledztwo, ale poinformował mnie, że nie może mi przez telefon udzielić więcej informacji.

Postanowiłem skontaktować się z mec. Stefanem Hamburą reprezentującym kilka rodzin ofiar tragedii, aby poprosić go o potwierdzenie informacji, która otrzymałem z prokuratury wojskowej. Mecenas Hambura zadzwonił do prokuratury i jeszcze tego samego dnia poinformował mnie, że potwierdził w prokuraturze fakt wszczęcia śledztwa w sprawie mojego wniosku. Śledztwo otrzymało swoja sygnaturę PO-Śl 21/13.

Po otrzymaniu tak ważnej informacji postanowiłem poinformować o niej kilka osób związanych z sprawa tragedii smoleńskiej. Niespodziewanie fakt o wszczęciu śledztwa przedostał się do prasy. 9 maja 2013 roku Gazeta Polska Codziennie opublikowała informacje o tym fakcie. Dowiedziałem się, że w dniu publikacji w prokuraturze było poruszenie porównywalne z tym po artykule o trotylu. Nikt nie chciał o niczym rozmawiać.

Tydzień później otrzymałem pismo, które było dla mnie podwójnym szokiem. Po pierwsze, ze względu na treść, a po drugie ze względu na formę, która zawierała błędy i braki.
Dostałem kartkę papieru formatu A4 bez podpisu, pieczęci i funkcji osoby wysyłającej (złamanie przepisów kodeksu postepowania karnego). W treści obok daty 10 maja 2013 oku umieszczono sygnaturę PO-Śl 21/13, która kilka dni oznaczała sygnaturę wszczętego śledztwa, a tutaj poinformowano mnie, że po zapoznaniu się z moim wnioskiem z 9 kwietnia 2011 roku wydano postanowienie o... odmowie wszczęcia śledztwa.
 


Patrząc na to pismo, zastanawiałem się, czy naprawdę w XXI wieku z instytucji tak ważnej jak prokuratura wojskowa mógł wyjść taki dokument.
  1. Moj wniosek był z 9 kwietnia 2013 roku, a nie z 9 kwietnia 2011 roku, więc nie wiadomo, czy o ten sam wniosek chodzi.
  2. W treści wniosku nie ma żadnej informacji, kto personalnie wydał postanowienie o odmowie.
  3. Brak wymaganych prawem podpisu, pieczęci osobistej, funkcji i nazwiska osoby wydającej decyzję może powodować, że wniosek mógł być napisany i wysłany przez strażnika lub osobę od zaopatrzenia, bo oni też mają dostęp do ogólnej pieczęci prokuratury, która jako jedyna pojawiła się w tekście.
  4. Zastanawiało mnie, jak można odmówić wszczęcia śledztwa po wszczęciu śledztwa. W takim wypadku raczej powinno być ono umorzone.
W związku z tym, że jako osoba nie mająca statusu „osoby poszkodowanej w sprawie” moje prawa dostępu do informacji i skladania zażaleń są bardzo ograniczone sprawa na wniosek p. Jadwigi Gosiewskiej została przejęta przez pelnomocnika rodzin ofiar tragedii, mecenasa Piotra Pszczółkowskiego, który od tego momentu był odpowiedzialny za wszelkie kontakty z prokuraturą w sprawie PO-Śl 21/13.

UZASADNIENIA PROKURATURY, ZAŻALENIA, DECYZJE

Uzasadnienie odmowy wszczęcia śledztwa przyszło dopiero w sierpniu 2013 roku, tuż przed świętem Wojska Polskiego i dniem wolnym. Pismo prokuratury było tak szokujące, że nie pozostało nic innego jak złożyć zażalenie.

Projekt zażalenia liczy 5 stron i jest dostępny pod poniższym linkiem.

zażalenie nr 1 - link

Tak w skrócie, najbardziej szokujące fragmenty uzasadnienia odmowy przez prokuraturę wskazują, że:

1. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w uzasadnieniu postanowienia odmowy wszczęcia śledztwa zawęziła możliwe miejsce popełnienia przestępstwa tylko do terytorium Rzeczypospolitej Polski. Z treści postanowienia o odmowie nie wiadomo czy brano pod uwagę inne miejsca i przestrzenie będącej pod jurysdykcją Rzeczypospolitej Polski np. Ambasady, przestrzeń powietrzną.. Nie brano pod uwagę, że do przestępstwa mogło dojść na terytorium Federacji Rosyjskiej, Białorusi lub innym kraju, miejscu lub  przestrzeni nie będącym pod jurysdykcją Polską.

2. Prokuratura brała pod uwagę tylko „żołnierzy zawodowych lub osoby cywilne". Nie wiadomo czy objęła sprawdzeniem również urzędników państwowych, funkcjonariuszy państwowych i funkcjonariuszy innych służb mundurowych i służb specjalnych z Polski i innych krajów.

3. Wojskowa Prokuratura Okręgowa zawęziła swoje postępowanie do określenia czy doszło do manipulacji na już przekazanej Polsce kopii. Nie brano pod uwagę samego faktu wytworzenia różnej od oryginału zmanipulowanej kopii niezależnie od sposobu, miejsca i autorstwa dokonanej manipulacji. Z uzasadnienia odmowy nie wynika na przykład aby brano pod uwagę podmienianie wykonanej przy udziale strony Polski kopii.

4. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie oparła się na dokumentach i opiniach wytworzonych przed datą złożenia wniosku (09.04.2013) i nie wykonała żadnych dodatkowych nowych badań lub ekspertyz, które wydaje się powinny być definitywnie wykonane w związku z pojawieniem się nowych okoliczności i faktów, które mogły być przeoczone lub zignorowane przez osoby wytwarzające dokumenty lub opinie przed 09.04.2013. Nowe okoliczności i fakty znajdujące się w treści uzasadnienia wskazują na fakt wystąpienia istotnych różnic w dokumentach, odczytach, ekspertyzach i opiniach wytworzonych na potrzeby Instytucji i organów z Polski i Federacji Rosyjskiej, które badały i badają katastrofę polskiego rządowego Tu-154m, który rozbił się w Smoleńsku.

6. Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie  w zakresie odczytania cyfrowej kopii zapisu z rejestratora fonicznego CVR (Cocpit Voice Recorder) MARS BM BLOK 70A-11 nr 323025 która znajduje się na stronach prokuratury jest z dnia 23 grudnia 2011 roku. W uzasadnieniu postanowienia znajduje się data 21 grudnia 2011 roku jako data opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie  w zakresie fonoskopii. W związku z powyższym proszę o wyjaśnienie czy doszło do pomyłki tekstowej czy w postanowieniu odmowy wszczęcia śledztwa wykorzystywana jest inna, niedostępna publicznie opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie.

7. W postanowieniu o odmowie wszczęcia śledztwa stwierdzono, że biegli orzekli, że wszystkie kopie są zgodne co do wypowiedzi, sygnałów i odgłosów zarejestrowanych w czasie 38 minutowego lotu. Trudno ocenić na jakiej podstawie jest takie orzeczenie biegłych skoro nawet amatorska analiza dokumentów i plików audio wskazuje, że są istotne różnice co do treści odczytów z poszczególnych kopii. W toku porównania trzech ekspertyz i odczytów wykonanych przez:
-   Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (na zlecenie komisji J.Millera) dalej "CLK"
-   Instytut im.Sehna w Krakowie (na zlecenie prokuratury wojskowej) dalej "IES"
-   Komisję MAK dalej "MAK"

Są istotne różnice co do treści odczytów z poszczególnych kopii. Analiza różnic znajduje się w projekcie zażalenia: zażalenie nr 1 - link

Zażalenia na decyzje prokuratury przyniosło skutek, bo wniosek został przyjęty do ponownej analizy przez prokuraturę. Niestety skierowany do tego samego prokuratora.

Jednak w grudniu 2013 roku ten sam ppłk Robert Pyra ponownie odmówił wszczęcia śledztwa. Prokurator w uzasadnieniu odmowy uwzględnił częściowo tylko pierwszy zażalenia: podobno badano tez obszar Federacji Rosyjskiej (dokonania manipulacji w innych krajach nie badano), jednak z treści uzasadnienia odmowy nie wynika, aby uwzględnił pozostałe sześć punktów. Z niejasnego powodu Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zawęziła swoje postępowanie tylko do określenia, czy doszło do manipulacji na już przekazanej Polsce kopii. Nie brano pod uwagę samego faktu wytworzenia różnej od oryginału zmanipulowanej kopii niezależnie od sposobu, miejsca i autorstwa dokonanej manipulacji. Z uzasadnienia odmowy nie wynika na przykład aby brano pod uwagę podmienianie wykonanej przy udziale strony Polski kopii na inną różniącą się od oryginału co do treści. Jest to dość prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że po pierwsze – część kopii CD zapisu CVR (Cockpit Voice Recorder zwana czarną skrzynką rozmów załogi) była wykonywana bez udziału polskiej strony, a po drugie – po wykonaniu kopii, płyty CD były przejmowane przez Rosjan na kilka tygodni i dopiero później były wysyłane do Polski. Oznacza to, że polska strona przez co najmniej kilka tygodni nie miała dostępu i w żaden sposób nie zabezpieczała kopie zapisu CVR, które później miała badać. Uznanie cyfrowych kopii za ciągłe i wykonane w danym czasie (na podstawie badań zmienności harmonicznej prądu zmiennego 50Hz) oznacza, iż od momentu wykonania kopii nie doszło do ich modyfikacji. Potwierdzenie autentyczności cyfrowej kopii nie oznacza jednak potwierdzenia jej zgodności z oryginałem a nadpisanie w sposób ciągły (np. na innym rejestratorze) oryginalnego zapisu CVR wcześniej spreparowaną cyfrową kopią i następnie wykonanie z tego zmanipulowanego nagrania kopii dałoby podobne efekt.

Polscy eksperci nie uczestniczyli bezpośrednio w kopiowaniu zapisu rejestratora MARS-BM (CVR), a jedynie obserwowali proces na ekranie telewizora. Nic nie wiadomo o tym, w jaki sposób i czy weryfikowano jaki materiał jest kopiowany. Biorąc pod uwagę, że polska strona nie miała możliwości zabrania ze sobą kopii CD rzekomego zapisu CVR, można przyjąć, że nie ma 100% pewności, czy polska strona była obecna przy wykonywaniu kopii z oryginalnego nośnika zapisu CVR polskiego rządowego Tu-154m, który rozbił się w Smoleńsku.

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie najprawdopodobniej oparła się na dokumentach i opiniach wytworzonych przed datą złożenia wniosku (09.04.2013) i nie wykonała żadnych dodatkowych nowych badań lub ekspertyz, które wydaje się powinny być definitywnie wykonane w związku z pojawieniem się nowych okoliczności i faktów, które mogły być przeoczone lub zignorowane przez osoby wytwarzające dokumenty lub opinie przed 09.04.2013. Z uzasadnienia odmowy nie wynika, aby przebadano jeden z najistotniejszych dla sprawy dowodów jakim jest zapis nagrania z wieży lotniska w Smoleńsku, który zawiera min zapis korespondencji kontrolerów lotniska z załogą Tu-154m analogiczny do zapisu znajdującego się na nagraniu CVR. Zapis ten znajduje się w posiadaniu polskiej strony od 2010 roku. Należy również zauważyć, że choć przez ponad 3 lata nie zakończono badań zapisu rozmów z wieży lotniska w Smoleńsku to pod koniec 2013 roku prokuratura wojskowa niespodziewanie poinformowała, że otrzymała nową kopię zapisu rozmów na wieży lotniska w Smoleńsku.

Obecnie prokuratura posiada więc kluczowe dla sprawy zapisy rozmów z wieży w trzech różnych kopiach. Istotne jest, aby w toku postępowania przebadano wszystkie kopie pod kątem wskazania, czy doszło do manipulacji dokumentu i  zamiany zapisu „101 odległość dziesięć, wejście na ścieżkę” na zapis „101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę” lub odwrotnie, lub do zamiany innych fragmentów zapisu CVR.

Nowe okoliczności i fakty znajdujące się w treści uzasadnienia zawiadomienia Konrada Matyszczaka wskazują na fakt wystąpienia istotnych różnic w dokumentach, odczytach, ekspertyzach i opiniach wytworzonych na potrzeby Instytucji i organów z Polski i Federacji Rosyjskiej, które badały i badają katastrofę polskiego rządowego Tu-154m, który rozbił się w Smoleńsku. W związku z powyższym wnioskuję o ponowne zbadanie wszystkich dostępnych kopii ze szczególnym uwzględnieniem wypowiedzi 101 odległość /dziesięć lub dziewięc/, wejście na ścieżkę” i porównanie jej poprzez jednorazowe odsłuchanie:

- oryginału zapisu rozmów w kokpicie (CVR – Cockpit Voice Recorder) polskiego rządowego Tu-154m, który rozbił się w Smoleńsku
- oryginału oraz kopii korespondencji z wieży kierowania lotami na lotnisku Smoleńsk północny zarejestrowanej na magnetofonie p-500 lub innym magnetofonie w dniu 10.04.2010 roku
- oryginału nagrania rozmów w kokpicie samolotu JAK-40 (znak wywoławczy - PLF031), który lądował rankiem10.04.2010 na lotnisku Smoleńsk północny.

Tylko takie pełne badanie jest w stanie wyjaśnić, czy doszło do manipulacji dokumentu i  zamiany zapisu 101 odległość dziesięć, wejście na ścieżkę” na zapis 101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę” lub odwrotnie. Manipulacja mogła zostać dokonana na terenie Federacji Rosyjskiej, na terenie Rzeczypospolitej Polski, w miejscu i przestrzenie będącej pod jurysdykcją Rzeczypospolitej Polski lub w innym ustalonym w toku postępowania kraju, miejscu lub przestrzeni przez żołnierzy zawodowych, lub osoby cywilne w tym również urzędników państwowych, funkcjonariuszy państwowych i funkcjonariuszy innych służb mundurowych i służb specjalnych z Polski oraz innych krajów, lub też inne ustalone w toku postępowania osoby. Manipulacja dokumentu mogła zostać dokonana wszystkimi możliwymi sposobami wliczając: dopisanie, wykasowanie zapisu na kopii, podmianę wykonanej kopii, wykonanie kopii przy użyciu wcześniej zmanipulowanego oryginału lub innych sposobów ustalonych w toku postępowania.

W styczniu 2014 roku do sądu zostało złożone zażalenie, które można przeczytać w dwóch plikach:

zażalenie nr 2 link
załącznik do zażalenia

EPILOG

Postanowieniem z dnia 25 marca 2014 roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie po rozpoznaniu sprawy sygn. Kp 9/14, uchylił postanowienie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z dnia 13 grudnia 2013 roku wydane w sprawie sygn. akt: PO Śl 21/13 o odmowie wszczęcia postępowania  i przekazał sprawę prokuraturze. Jest to dobra wiadomość, bo Wojskowy Sąd Okręgowy najprawdopodobniej będzie nadzorował postepowanie.

Niestety kilka dni temu ponownie przełożono zakończenie (aż do lipca 2014 roku) ekspertyzy taśmy z wieży, która jest kluczowa dla tej sprawy. Zakończenie ekspertyzy było już przekładane kilka razy i dziwnym trafem daty przełożenia zbiegły ssie z ważnymi datami dotyczącymi tego wniosku. Przypadek lub nie, ale wniosek o zbadani, czy w przekazano Polsce zmanipulowana kopie zapisu CVR – zamiany „101 odległość dziesięć, wejście na ścieżkę” na zapis „101 odległość dziewięć wejście na ścieżkę” można uznać za właściwie zbadany, jeśli zostaną wypełnione WSZYSTKIE punkty zażalenia. Bardzo ważna jest rola pełnomocników rodzin ofiar tragedii oraz dziennikarzy, którzy powinni nadzorować aby wniosek został prawidłowo i w pełni zbadany.

Przypisy
[1] http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/313875,polska-przekazala-uwagi-do-raportu-mak.html
[2](http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-moskwa-polscy-sledczy-wracaja-do-kraju,nId,324339)
[3] http://mswia.datacenter-poland.pl/RaportKoncowyTu-154M.pdf

poniedziałek, marca 24, 2014

Ukraine. CDN

  • Ukraińska dziennikarka: Snajperzy to nie wszystko. Dalej 263 zaginionych

    "Fakty o strzelających na Majdanie snajperach, jakkolwiek istotne, nie powinny przesłaniać historii o setkach ludzi pobitych i torturowanych na śmierć" - pisze ukraińska dziennikarka Olga Kudecka z kijowskiego pisma "Insider".
    83-letni Iwan Nakonieczny zmarł 7 marca w wyniku odniesionych na Majdanie obrażeń /Euro Majdan PR /
    83-letni Iwan Nakonieczny zmarł 7 marca w wyniku odniesionych na Majdanie obrażeń

    "Strzały snajperów nie mogą nam przesłonić czynów setek lub nawet tysięcy członków służb bezpieczeństwa, którzy sami bili protestujących na śmierć, porywali ich i torturowali lub wiedząc o takich działaniach, nie robili nic, aby im zapobiec" - pisze Kudecka.
    Kudecka wymienia konkretne przypadki śmierci: majdanowca odnalezionego martwym ze śladami tortur na ciele w lesie w obwodzie sumskim; 25-latka, który zmarł w wyniku zatrucia gazem użytym przez berkutowców na ulicy Instytuckiej; dwóch innych, którzy zginęli w wyniku obrażeń po wybuchu granatu; niezidentyfikowane ciało znalezione z odciętą głową.
    Jak podkreśla, dalej 263 osoby uznaje się za zaginione, a ich los jest na obecną chwilę nieznany.


    "Jest wielka różnica z czysto psychologicznego punktu widzenia, miedzy oddaniem strzału do postaci widocznej w celowniku optycznym, a pobiciem kogoś własnymi rękami na śmierć. Lub obcięciem głowy. W porównaniu z takimi zachowaniami działalność snajperów wygląda na zabawę w piaskownicy" - pisze Kudecka na swoim profilu facebookowym.
    Według oficjalnych danych na Majdanie Niepodległości zginęło ponad 100 osób a ponad 1000 zostało rannych.
    Berkut strzela do protestujących. Nagranie Associated Press /© 2014 Associated Press

piątek, marca 07, 2014

Smolensk' - kompromaty żdut'


Kiedy Putin wyciągnie z szafy kwity na Smoleńsk?

-
Ostatnia konfrontacja zachodu z putinowskim Kremlem spowodowała serię niespotykanych wcześniej przecieków. A to wiceminister SZ USA Victoria Nuland zdradza finansowe i logistyczne zaangażowanie w krzewienie demokracji w niewybrednych słowach "pieprzyć Unię" [i ma rację, ale hadko brzmi], a to minister SZ Estonii po wizycie z kolegami w Kijowie melduje, że snajperów mordujących z oddali i protestujących i milicjantów wynajął ktoś z nowej rebelianckiej koalicji, a nie "zbrodniarz przeciwko ludzkości" Janukowicz.

Krótko mówiąc, wygląda jakby pułkownikowi KGB Putinowi otworzyła się szafa z nagraniami - i co najważniejsze, prawdziwymi - które rzucają ostry snop światła na najnowsze, historyczne wydarzenia w naszym zakątku świata i nie wygląda to bynajmniej na zachód słońca, prowokujący do drzemki. Przeciwnie - odkryte fakty wybudzają z letargu lemingi, a posłusznie maszerujące dotychczas owce zaczynają się rozglądać na boki i z uwagą patrzeć na przyczepione do wilczych karków "pasterzy" baranie futra.

Czy z szafy Putina wysypią się teraz kwity na Smoleńsk? Logika kazałaby tego oczekiwać, bo że kremlowski czekista je ma, nie może ulegać wątpliwości. Czekam na ten ruch, gdyż pani Makrela właśnie niedwuznacznie wbiła Władimirowi scyzoryk w plecy. To ona została wyznaczona na rozprowadzającego eurorewolucji Majdanu, choć główne aktywa zaangażowali tam jankesi. Jednocześnie jest w konfrontacji z ich interesami strategicznymi w Europie, wspierając a to Rosję, a to Turcję itd. Gra zatem jest wielowymiarowa: gospodarcza, wojskowa i nawet religijna, bo występuje ewidentna konfrontacja chrześcijaństwa z judaizmem i islamem. Putin w tej rozgrywce gra o wielką stawkę, gdyż - jak tu wskazywałem - utrata bezpośredniej kontroli nad Ukrainą, a zwłaszcza wybrzeżem Morza Czarnego z jego głównym portem wojennym, oznaczać będzie koniec jego imperium, a może nawet w dalszej kolejności uwiąd samej Rosji, jako organizmu zdolnego utrzymać swe ogromne terytorium w jednym kawałku.

Na lokalnej scenie "nasz człowiek w Warszawie" Bigosław Komoruski jest obecnie w defensywie, rudy mu - korzystając z okazji - wyciął wszystkie aktywa, na czele z tajniakiem wojskowym Szpetyną. Agenta Oskara wspiera za to promotorka z Berlina, ale także - pośrednio - Ameryka, bo posłuszny sojusznik posłał swoich dzielnych wojskowych instruktorów na Majdan, żeby zarobili parę dolców z kolegami z Niemiec, Izraela i USA na kierowaniu aktywistami. Zatem rudy olsen, znany jako matoł, stał się właśnie osobistym wrogiem cara Władimira, co tłumaczy ten nagły stadny i zgodny chór wujów. Wczorajszy przyjaciel z molo nagle grozi palcem czekiście. To bardzo niegrzecznie, bo czekista ma pamięć jak słoń i w dodatku jest po azjatycku mściwy, czego dał wielokrotnie dowody. Sorry - taki mają klimat na tych stepach, że się wyrażę słowami bliskiej przyjaciółki rudego. Nie zdradza się przyjaciół bezkarnie, bo inaczej stado przestaje słuchać. A posłuch na stepie jest sprawą życia i śmierci, a nie głosowania.

Po rozpierdusze krymskiej umowy lojalnościowe z przedstawienia pt. Zamach kwietniowy przestały zatem obowiązywać i car Włodzimierz może wyciągnąć kwity, tylko pytanie brzmi - kiedy. Trudno będzie mu ukryć swoje współuczestnictwo, ale to dla myślących. Dla tłumu na pewno ma kompromitujące dowody na zamach w Warszawie - i przyparty do ściany je użyje, jak pokazał już na Krymie. Sponsorzy wojny syryjskiej bowiem są tak zdeterminowani, że podpalają mu płot zagrody - dosłownie. Ukraina w oczach Kremla jest ogrodzeniem ich wewnętrznego podwórka. Zatem istnieje spora szansa, że wyrzuci on teraz wszystkie atuty, które posiada - po kolei. Nie zawahał się przecież otwarcie grozić wojną nuklearną i wprost z zarządu Gazpromu zagrozić wstrzymaniem dostaw gazu do Europy w ogóle. To oznacza skrajną determinację i dlatego z szafy wysypują się kompromitujące nagrania.

Jeśli dojdzie do użycia smoleńskich kwitów, to z całą pewnością operacja będzie przygotowana starannie przez ich propagandę, więc zauważymy wyraźną zmianę nastroju u ich lokalnych przekaźników. Na razie jest jednolity front: Putin oszalał, zaraz będzie nas atakować. Jest zatem mocne przykazanie z Berlina i nikt nie śmie się wychylić poza szereg wytyczony przez niego. Moim zdaniem ujawnienie kulisów zamachu przez Putina może być związane wyłącznie z próbą kolejnego przewrotu pałacowego, na który jest on dziś wyraźnie za słaby, a ponadto spaliłby dużą liczbę swojej agentury przy okazji. Oczywiście ma służących na pęczki, ale taka Szpetyna na przykład, nawet niby nie na świeczniku, będzie pomocna przez całe dekady, dopóki nie zostanie zdemaskowana przy jakimś zamachu właśnie.

Jeśli Putin ma kompromitujące dowody na to, że został ZMUSZONY do udziału w spisku kwietniowym [pod innym kierownictwem, dajmy na to eskimoskim], albo był podstępem zwabiony w pułapkę zamachu [pod groźbą np. wojny światowej - całkiem realny scenariusz, ginie głowa państwa sojusznika NATO], TO OBECNIE TEJ BRONI UŻYJE, bo przeciwnik zatakował go przy płocie, ciosem w plecy. Każdy argument jest dobry do pokazania światu, że nie jest agresorem, a przeciwnie - został zaatakowany.

Otwarte pozostaje pytanie, czy Putin ma takie dowody, nieważne czy niepodważalne, prawnie wiążące itd. Ważne, że medialnie nośne i zrozumiałe. Tego nie wiadomo. Owszem, wiadomo na 100% że Putin ma tomy kwitów prawnych, bo od samego początku był świadomy działania z szulerami, tylko że kreatury pokroju zdradka i rudego mają to do siebie, że nigdy nic nie mówią wprost, bo tak naprawdę NIGDY NIC NIE MÓWIĄ. Taki już urok szulera - trudno go przyłapać. Z drugiej strony jedna rozmowa głupiej Victorii F*** the EU Nuland zrobiła więcej, niż kilka bestsellerów.

Jedno jest pewne: w przypadku ujawnienia kulisów należy trzymać się prostej narracji: nie było brzozy, nie było beczki, nie było bumbumów. Nic nie było. Była inscenizacja i zamach w Warszawie. Nie wchodzić w polemiki, czyja racja jest najmojsza.

Gdzie są kwity z Okęcia? Gdzie są zdjęcia Kurtyki? Gdzie są świadkowie rodzin? Gdzie są ekshumacje? Gdzie są w ogóle jakiekolwiek dowody? Seremeta i innych mądrali profilaktycznie do paki, 24h na okazanie całości dowodów, pod karą główną zdrady stanu i udziału w zamachu stanu. Koniec zabaw.

Prawdopodobnie może cię irytować stanowczy ton przypuszczeń, że kremlowski satrapa ma jakieś kompromitujące dowody na kwietniowy zamach. Większość jest przecie święcie przekonana, że zamachu dokonał sam czekista, ma już taką naturę. A skoro tak, to próżne oczekiwania, nie skompromituje przecież siebie. Ano właśnie. To jest najlepszy powód, jak na razie, bo jeśliby to rzeczywiście on zmontował, to byśmy już mieli przecieki od sponsorów pani Nuland, która jako żywo pieprzy wszystko.

Jeśliby zamach zmontował wyłącznie zły czekista, jak tutejszym wbija do baranich łbów gazeta gojska, tobyśmy już wszystko obejrzeli dawno na youtube, co nam właśnie czekista zaprezentował. Nastał bowiem nawyraźniej czas zwierzeń, po amerykańsku Fu** the EU, fu** everybody. No to dlaczego ich nie widać? Bo ich nie ma po tamtej stronie watsonie, inaczej musiałyby wypłynąć. A skoro nie wypłynęły z tamtej, to niech wypłyną z drugiej, bo przecie ktoś zamach zmontował, a gazeta gojska nie może tak całkiem się mylić, w końcu niegłupi ludzie tym całym cyrkiem kierują.

http://zezorro.blogspot.com/2014/03/kiedy-putin-wyciagnie-z-szafy-kwity-na.html

środa, marca 05, 2014

Mane Tekel Fares

ZAMIAST  WSTĘPU.

Zaiste,godny przeciwnik dla putinowskich generałow afgancow i metod wprost z KGB.
http://m.faktopedia.pl/486543
Te paniusie szczebiocą o parytetach i walczą z patriarchatem w armiii - do tego sprowadzono dyskusje o obronie narodowej EU
( szersze TŁO SPRAW o których poniżej)

SEE

@QUANT_NIE WIEM DLACZEGO...MAJĄ TAKI PROBLEM Z ODBIOREM RZECZYWISTOŚCI

@Milord
Drogi Milordzie,
Widzę, że jest Pan modelowym przykładem orędownika salonu III RP. którego dewizą jest bezkrytyczne przekonanie, że zawsze wie lepiej.
Więc, żeby nieco rozbawić Internautów, opiszę Panu teraz egzotyczne środowisko, skąd się Pan wywodzi:

Salon III RP to obiekt kultowego uwielbienia ortodoksów Platformy.

A tak między nami Polakami, grono dętych kabotynów zmutowane z popłuczyn komuszej wierchuszki w okresie gruntownej przepierki polskich mózgów nazwanym patetyczne Trzecią Rzeczypospolitą.

Ów z pozoru spolegliwy gatunek rodzaju Homo Sovieticus na pierwszy rzut oka zdaje się być nad wyraz przyjazny naturze. Lecz, jak nie daj Boże usłyszy nazwisko Jarosław Kaczyński wybałusza gały, krztusi się, złorzeczy, bluzga obelgami, prycha, warczy, szczerzy kły i tocząc pianę kąsa, co i gdzie popadnie.

Rzucająca się w oczy cofka umysłowa tej nowofalowej „elity” stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja od małpy człekokształtnej postępuje do dzisiaj w trendzie rozwojowym.

Nie znane dotąd nauce odwrócenie tego trendu wynika w tym przypadku z ślepej uległości wobec generowanego przez Michnika ciśnienia mutacyjnego tak zwanej „poprawności salonowej”. W efekcie, bezkrytyczna wiara w złote myśli redaktora z Czerskiej pozbawiła na amen to pocieszne bractwo zdolności trzeźwego myślenia.

Salon III RP odnalazł nad Wisłą nader mu przyjazne środowisko powszechnego omamienia wizją wiecznie zielonej wyspy. W tej ekologicznej niszy masowego zidiocenia salon poczuł się na tyle swojsko, iż zaczął z niepojętym dla nauki powodzeniem ewoluować do tyłu, mówiąc jaśniej od form mózgu resztkowego do bliskiej debilnego absolutu postaci całkowicie odmóżdżonej.

A niezbite dowody na odkorowanie salonowych „elit” to kłapanie na okrągło, że jest cudnie, dziecięca ufność w zapewnienia Jacka Rostowskiego, że Polskę ominie kryzys, a także infantylna wiara w cuda, jakie obiecywał Premier. Przysłowiową „kropkę nad i” postawiła ufność w dobrą wolę Rosji w sprawie wyjaśnienia śledztwa smoleńskiego.

Ta tragikomiczna inwolucja w pierwszym rzucie ogarnęła egzotyczną menażerię pań profesorowych, ministrowych, mecenasowych, doktorowych... et consortes, a także kurzo-mózgie flamy nadwiślańskich biznesmenów. I nie długo trzeba było czekać by ich śladem podążyli ich partnerzy, którzy zawsze wiedzą lepiej (ang. ego trip).

Salon III RP żywi się przeświadczeniem o własnej doskonałości, bezgranicznym uwielbieniem generalissimusa Tuska, polityką miłości, tańcami na lodzie i „Szkłem Kontaktowym” nazywanym pieszczotliwie „szkiełkiem”.

Wzorem wiecznie naćpanych niedźwiadków Coala, pogrążona w permanentnym błogostanie populacja salonowa wegetuje podług niezmiennego od lat biorytmu: „ranny spacer – południowa kawa w mieście – papu – szkiełko – siusiu – lulu”. Do szczęścia zaś starcza jej przeświadczenie, że „zawsze wie lepiej”.

Nie wierzy w nic poza tym, co głosi Adam Michnik i robi tylko to, co Adam Michnik nakazuje, a z otoczeniem komunikuje się za pomocą gładko przyswajalnych frazesów wyczytanych w „Gazecie Wyborczej”. Dlatego też, w politycznych rozmowach przerywa chamsko w pół zdania bo się boi, że zapomni. Na co dzień trzyma się kodeksu Palikota, który jej służy za biblię.

„Autorytety” salonu III RP – o ironio! – zwane „moralnymi”, podobnie jak nigdy niczym nie zrażeni domokrążcy od Świadków Jehowy, niestrudzenie się włóczą po tak zwanych mediach mainstreamowych mędząc upierdliwie, że już czas najwyższy by wrosłą w polską duszę dewizę „BÓG, HONOR i OJCZYZNA podmienić rymującym się sloganem „TUSK, WIERNOPODDAŃSTWO i UEROPAŃSZCZYZNA”.

Modelowy salonowiec ubiera się wyłącznie w najdroższych butikach, co zwykle skutkuje wrażeniem jakby nie miał lustra w domu.

Rutynowo grywa w golfa żeby zaszpanować wysokością składki przed takimi samymi jak on kretynami. I choć z trudem odróżnia drivera od cepa, pozbawiony poczucia obciachu, za odpowiednią opłatą startuje we wszystkich turniejach.

W salonowym towarzystwie dobrze widziany jest rodowodowy pies rasowy, wszystko jedno jaki - byle drogi. W dobrym tonie jest również służąca, najchętniej podupadła księżna lub hrabina z Ukrainy.

Od czasu do czasu Salon III RP zbiera się na tarle w miejscach „elitarnych”, gdzie się chełpi ilością hotelowych gwiazdek na wyspach skąd właśnie powrócił, obfitością kafelków Versace w domowej łazience i mocą silników świeżo zakupionych audic i beemek.

W modzie są również ekskluzywne „babskie party”, czyli spędy co znaczniejszych snobek w mieście, gdzie w straszliwym harmidrze i aurze spowitej dymem z drogich papierosów, wszystkie mówią na raz, przy czym żadna żadnej kompletnie nie słucha.

Przynajmniej raz w roku salon bywa na wystawnych balach nazywanych charytatywnymi, gdzie z bombastycznym rozmachem rzuca ostentacyjnie na tacę stówę przeświadczony, że się raz na zawsze wyzbył wyrzutów sumienia.

Jest zawsze obecny na organizowanych (na koszt podatnika) dla podobnych mu bufonów galach i festiwalach, gdzie wciśnięty w nie chcące na nim za cholerę leżeć stroje wieczorowe skrycie marzy, że może go złapie kamera, bądź przynajmniej o nim wspomni w VIVIE na ostatniej stronie świeżo zwerbowany jawny współpracownik „Szkła Kontaktowego”, nieco wypłowiały salonowiec nad salonowcami, niejaki Jerzy Iwaszkiewicz.

Logo gatunkowe tej pociesznej menażerii to przebrany w gang od Armaniego butny kretyn z markowym cygarem w zębach, nie odróżniający aromatu Cochiby od swądu skisłego ogórka.

Nieodłącznym przymiotem rasowych salonowców nowej generacji jest nabyty cichcem na bazarze sygnet z herbem, noszony na małym palcu, by wszyscy widzieli.

Nie mniej charakterystyczny jest zakodowany w genach totalny deficyt wszelkiej wrażliwości, poczucia estetyki oraz słuchu muzycznego, co mu jednak nie przeszkadza bywać na wszystkich bez wyjątku koncertach galowych i premierach w filharmonii i operze.

Symptomatyczne jest również obwieszanie się brylantami i złotem w najtęższe upały, a także, paradowanie w długich po kostki drogocennych futrach przez okrągły rok kalendarzowy.

Co ciekawsze okazy można sobie obejrzeć w porze południowej w warszawskim „Pędzącym Króliku” i krakowskiej „Loży”, gdzie w trosce o fryzurę i kosztowne efekty chirurgii plastycznej salonowe eksponaty tkwią w żółwim bezruchu, co turyści bardzo często biorą za lokalną ekspozycję gabinetu figur woskowych.

„Najzabawniejsze” jest jednak, że niczym nie zrażony salon III RP tkwi w najświętszym przekonaniu, iż jest rzeczywiście Salonem.

Wystarczy???

Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz

ECHO245.04.2013 20:58
6458556
więcej Odpowiedz
@Milord
A wie Pan ile poważnych firm upadło w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy? No, powiedzmy trzech. Czekam niecierpliwie na odpowiedź. Tylko bez krętactwa, proszę.

Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
ECHO245.04.2013 21:16

http://lubczasopismo.salon24.pl/DonaldTusk/post/498388,donald-tusk-arcymistrz-zalganego-kamuflażu

niedziela, marca 02, 2014

Vanishing Point (1971)

Добавлено 29 Января 2012, 17:25


Reżyseria: Richard C. Sarafian
Scenariusz: Barry Hall , G. Cabrera Infante
Data premiery: 1971-01-15
Kraj produkcji: USA
www.imdb.com/title/tt0067927/

Kowalski - były kierowca rajdowy zatrudnia się w firmie dowożącej samochody. Jako zadanie dostaje przewiezienie sportowego wozu Dodge Challenger rocznik 1970 z Denver, Kolorado do Kalifornii. Wkrótce okazuje się że czas realizacji zadania nie może przekroczyć 15 godzin. Po kilku wykroczeniach drogowych Kowalskiego zaczyna ścigać policja. Jednocześnie do akcji włącza się niewidomy DJ radiowy - ostrzega on kierowce przed patrolami policyjnymi. Policja postanawia jednak za wszelką cenę ukarać niepoprawnego kierowcę...


Obsada
Barry Newman: Kowalski
Cleavon Little: Super Soul
Dean Jagger: Łapacz węzy
Victoria Medlina: Vera Thornton
Paul Koslo Charlie - młody policjant
Robert Donner Bob Donner - starszy policjant
Timothy Scott: Anioł
Gilda Texter: Naga motocyklistka
Anthony James: Autostopowicz
Arthur Malet: Autostopowicz
Rita Coolidge: Piosenkarka J. Hovaha (niewymieniony w czołówce)
John Amos: Pomocnik Super Soula (niewymieniony w czołówce)
Charlotte Rampling: Autostopowiczka

Znikający punkt / Vanishing Point (1971) Napisy PL (1971) [Napisy PL]


czwartek, lutego 20, 2014

O Majdane Nezależnosti - z goryczą ..

ZAMIAST  WSTĘPU..


 



___________________________________



Żal Ukrainy, żal Polski, żal Europy. "Pięknie jest nieść na Majdan kaganek wolności, ale trzeba zadbać o wolność we własnym kraju"



opublikowano: 19 stycznia, 22:59 | ostatnia zmiana: 20 stycznia, 9:20

Nie sposób przewidzieć wydarzeń na kijowskim Majdanie. Nawet najpiękniejsze gesty solidarności z protestującymi przeciwko reżimowi Janukowycza obywatelami Ukrainy nie są w stanie wywrzeć większego wpływu na stan napięcia, które eskaluje.
My Polacy już tacy jesteśmy, że walczymy za wolność naszą i waszą. Młode pokolenie Ukraińców walczy o wolność od biedy, złego prawa i wszechwładzy oligarchów. Walczy o demokrację, którą ma im przynieść przynależność do Unii Europejskiej i o możliwość poruszania się po całym kontynencie w poszukiwaniu pracy i dobrobytu. Chcą żyć tak jak żyją Polacy? Jeżeli tak jest, to żal mi Ukrainy, żal Polski i żal Europy. Zacznijmy od tego, że Europa czyli Unia Europejska oddała Ukrainę w ręce Rosji, bo niczego tak się nie bała jak pogorszenia stosunków Brukseli, Berlina czy Paryża z Moskwą, a po drugie, najwyraźniej nie chciała tego słowiańskiego wrzoda na swoich czterech literach, który dołączyłby przyszłości do grona państw postkomunistycznych, ubogich krewnych na garnuszku Starej Europy. A w tej Europie obserwujemy eskalację lewactwa, które przeniknęło do partii i środowisk politycznych uważających się za chrześcijańskie czy liberalne. Wciska się także do Polski, która jak dotąd skutecznie broni się przez atakiem dewiacji i moralnego upadku, ale jak się broni.
Nie jesteśmy dla Ukraińców przykładem godnym naśladowania. Społeczeństwo nie buntuje się przeciwko upokorzeniu ludzkiej godności, bo dało się zmanipulować przez "miękką dyktaturę" postkomunistyczną, która czyni pozory demokracji opartej na zasadach konstytucji, ale jak pokazuje praktyka, mamy do czynienia z coraz elastyczniejszą interpretacją konstytucji na potrzeby władzy, oczywiście. To wszystko dzieje się w dziesięć lat po przystąpieniu naszego kraju do UE, w majestacie bezprawia i pogardy dla człowieka. Nie mamy oligarchii w stylu rosyjskim czy ukraińskim, ale mamy lobby partii rządzącej, uwikłanej w korupcję i nepotyzm. I partia ta robi wszystko, żeby zniewolić naród, ogłupić go propagandą sukcesu i świetlanej przyszłości za unijne pieniądze.

U nas nie jest jeszcze tak źle jak na Ukrainie? Nie jest ale zbliżamy się do ideału - już niedługo na zmywak wyjedzie następny milion młodych bezrobotnych, wyludnią się kolejne miasta i wsie, a ta lepsza Europa będzie dyktować nam, jak mamy żyć, w co wierzyć, jakie mieć poglądy i co produkować.

Pięknie jest nieść na Majdan kaganek wolności, ale trzeba zadbać o wolność we własnym kraju, trzeba o nią walczyć, bo jeśli będziemy potulnie poddawać się jej pozorom, niedługi skończymy tak jak Ukraińcy. Również u nas szykują się ustawy ograniczające swobodę demonstracji, również w III RP stosuje się prowokację, zmierzającą do zdezawuowania organizatorów pokojowych marszów, sprowadzając je do politycznej rozróby. Nie miejmy złudzeń, Europa wzięła kurs na dyktaturę poprawności politycznej i dyktaturę ideologii gender i nie zawaha się ograniczyć wolności w imię przeprowadzenia swoich celów. Przykładem może być aresztowanie we Francji przeciwników aborcji uczestniczących w pokojowej demonstracji.

Co zatem my, Polacy, inwigilowani przez szatańską propagandę życia bez przeszłości i bez przyszłości, tu i teraz czyli byle jak, możemy zrobić dla Ukrainy, poza zaśpiewaniem im piosenek o wolności? Walcząc za waszą wolność, nie zapominajmy o walce za wolność naszą, bo jesteśmy o krok od upadku państwa. I nie oskarżajmy o wszelkie zło prezydenta Rosji, bo zło jest także i przede wszystkim w elitach III RP.
I nie używajmy Putina do rozprawiania się z konkurencją na medialnym rynku, oskarżając wolnościowe media o sprzyjanie Kremlowi. Bo możemy zostać oskarżeni o sprzyjanie Angeli Merkel i germańskiej wyższości nad naszym, nieudanym narodem, który uprawia "niepoprawny patriotyzm" zamiast iść z teutońskim duchem czasu.
____________________________________

APPENDIX.


OdpowiedzZgłoś nadużycie
Miałem wczoraj takie wrażenie oglądając chaotycznie prowadzony program TV Republika. Czy nie lepiej organizować koncerty "wolnościowe" dla Polaków? Ukraińcy zdają się sami doskonale rozumieć, gdzie leży niebezpieczeństwo i to oni nam mogliby nieść kaganiec wolności. W Polsce zapewne nie udałoby się zebrać garstki wykonawców, którzy zgodziliby się wystąpić. Spróbujcie przekonać n.p. tego od "Jeszcze będzie przepięknie", a zobaczycie jak rozumie on wolność. Taka jest prawda. Jeszcze niedawno stał namiot "Solidarnych 2010". Co z niego zostało? Czy coś się od tego czasu zmieniło poza kolejną porcją bezczelnych kłamstw w sprawie zamachu smoleńskiego? Oszukujemy siebie i innych Polaków pozorami demokracji, pozorami wolności, o której tak naprawdę większość Polaków nie ma od dawna pojęcia. I nawet tego nie wie.