n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, czerwca 28, 2014

O Polskę - W a l k a

Rada dla PiS i Jarosława Kaczyńskiego na wybory


Żołnierze!
Cała gadanina o tym, że Ameryka nie chce dalej uczestniczyć w tej wojnie i walczyć, to kupa pieprzonych bzdur. Cała nasza tradycja pokazuje, iż zawsze jesteśmy gotowi do walki. Wszyscy prawdziwi Amerykanie uwielbiają tę szprycę emocji i starcie z wrogiem. Jesteście tu dziś z trzech powodów. Dlatego, że chcecie bronić swoich domów i swoich bliskich. Dlatego z szacunku dla siebie, że nie chcielibyście być gdzie indziej. A w końcu dlatego, że jesteście prawdziwymi mężczyznami. Prawdziwi mężczyźni zaś lubią walczyć. Jako dzieciaki wszyscy podziwialiście mistrza w grze w kulki, najszybszego biegacza, najtwardszego boksera, najlepszych baseballistów i piłkarzy. Amerykanie kochają zwycięzców, nie znoszą przegranych. Gardzą tchórzami. Zawsze gramy o zwycięstwo. Mam gdzieś los faceta, który przegrał i jeszcze się śmiał. Oto dlaczego Amerykanie nigdy nie przegrali i nie przegrają  wojny. Nie cierpimy samej myśli o klęsce.

Nie wszyscy zginiecie. W dużej bitwie polegnie może tylko dwa procent z dziś tu obecnych. Nie bójcie się śmierci. W swoim czasie przyjdzie ona po każdego człowieka. Prawda, że każdy ma stracha przed pierwszą walką. Ten kto zaprzecza, to kłamca. Niektórzy ludzie jednak nawet z duszą na ramieniu mogą walczyć tak, jak ci najodważniejsi. I do diabła, potrafią wykrzesać z siebie wszystko, gdy widzą, z jakim sercem walczą inni, równie przestraszeni. Prawdziwy bohater to ten, który walczy nawet wtedy, gdy czuje strach. Niektórzy pokonują go już w pierwszej minucie walki. Jednym potrzeba godziny. Drugim – całych dni. Ale prawdziwy mężczyzna nigdy nie pozwoli na to, by strach wziął górę nad jego poczuciem honoru, obowiązku wobec kraju i wewnętrznej, męskiej siły. Walka to najwspanialszy rodzaj rywalizacji, w jakiej może wziąć udział człowiek. Wydobywa z nas to, co najlepsze, a uwalnia od tego co niskie i nikczemne. Amerykanie czują dumę z tego, że są męscy. I mówię wam – są naprawdę waleczni. Pamiętajcie, że wróg czuje strach tak samo, jak wy, a być może bardziej. To nie są nadludzie.

Przez cała swoją służbę wojskową psioczycie na to, co nazywacie „upierdliwym drylem”. Jak wszystko inne w wojsku ma on określony cel. Chodzi o czujność. Każdy musi ją mieć w sobie. Gówno wart jest facet, który nie potrafi być stale czujny i uważny. Jesteście weteranami, inaczej nie bylibyście tutaj. Jesteście gotowi na to, co nadejdzie. Jeśli chcecie przeżyć, musicie cały czas zachowywać czujność. Jeśli jej zabraknie, w końcu jakiś niemiecki skurwysyn zajdzie was od tyłu i zabije byle czym!
W pewnym miejscu na Sycylii, znajduje się czterysta starannie oznaczonych grobów. Są tam dlatego, że jeden z leżących w nich żołnierzy poszedł sobie spać na służbie. Ale to groby Niemców, ponieważ to my zaskoczyliśmy skurwiela w czasie snu, zanim oni sami go przyłapali. Armia to jedna drużyna. Mieszka, śpi, je i walczy razem. Gadanie o jednostkowym bohaterstwie to kupa bredni. Te żałosne kutasy, które smażą artykuły na ten temat w „Saturday Evening Post” nie wiedzą więcej o prawdziwej walce na linii ognia niż o pieprzeniu się!

Mamy najlepszy sprzęt i najlepszą żywność. Najwspanialszego ducha walki i najlepszych żołnierzy na świecie. Mój Boże, żal mi nawet tych biednych skurwysynów, którzy zmierzą się z nami. Na litość boską, naprawdę żal mi tych drani. Mężczyźni nie poddają się. Nie chcę słyszeć, że jakiś żołnierz walczący pod moim dowództwem został wzięty do niewoli, chyba że został postrzelony w walce. Ale nawet jeśli was postrzelą, zawsze możecie jeszcze odpowiedzieć ogniem. I nie gadam tu głupot. Pod swoim dowództwem chcę mieć właśnie takich ludzi, jak ów porucznik, którego spotkałem podczas walk w Libii. W momencie, gdy szkop przyłożył mu do piersi Lugera zerwał hełm, odtrącił rękę z pistoletem i przywalił szwabowi hełmem tak mocno, że ten padł jak długi. Wtedy nasz porucznik podskoczył, wyrwał mu tę broń i zabił innego Niemca, zanim ci pojęli, co u diabła się dzieje. A przez cały ten czas miał kulę w płucu. Oto prawdziwy mężczyzna!

Prawdziwi bohaterowie to nie legendarne postacie z bajeczek dla grzecznych dzieci. Każdy w tej armii ma do odegrania kluczową rolę. Nigdy nie ustawajcie w wysiłku, nie osłabiajcie woli. Niech nikt nie myśli, że jego robota jest nieważna. Każdy ma do wykonania swoją robotę. I musi ją wykonać. Wszyscy jesteście ogniwami wielkiego łańcucha. Co by było, gdyby nagle każdy kierowca ciężarówki uznał, iż ma dość kul świstających nad głową, zżółkł z przerażenia i zjechał wprost do rowu. Taki tchórzliwy sukinsyn mógłby wtedy powiedzieć: „Do diabła z tym wszystkim, i tak nie będą mnie żałować, jestem tylko jednym z wielu tysięcy”. Ale gdyby każdy myślał w ten sposób, to gdzie u licha byśmy byli dziś? Jak wyglądałby nasz kraj, nasi najbliżsi, nasze domy, a nawet cały świat? Nie, do cholery. Amerykanie nie myślą w ten sposób. Każdy ma swoją robotę. Każdy służy wszystkim i większej całości. Każdy oddział i każda jednostka ma swoje miejsce w wielkim schemacie tej wojny. Ludzie od logistyki są potrzebni, by dostarczać nam broni. Dzięki nim możemy walczyć. Kwatermistrz jest ważny, bo dostarcza żywność i umundurowanie. Wszyscy pracujący przy kuchniach polowych mają do wykonania swoją robotę. Nawet ci, którzy tylko gotują wodę, abyśmy nie dostali sraczki.

Niech nikt nie myśli tylko o sobie. Niech zważa na walczącego obok kumpla. W tej armii nie chcemy żałosnych tchórzy. Powinno się ich wytępić, jak szczury. Bo jeśli nie, to po wojnie wrócą do domu i spłodzą jeszcze więcej podobnych ludzi. Odważni mężczyźni spłodzą więcej odważnych mężczyzn. Wybijmy cholernych tchórzy, a będziemy mieli naród ludzi odważnych. Dam przykład jednego z najodważniejszych żołnierzy jakich kiedykolwiek spotkałem. Było to podczas walk w Tunezji. Podczas zaciekłej wymiany ognia, gdy kule świstały nad głową, wojak ten siedział na słupie telegraficznym. Pytam go co u diabła tam robi w takiej chwili. „Naprawiam druty telegraficzne, generale” – krzyczy. „Czy to rozsądnie akurat teraz?”. Ten odpowiada: „Ma pan racje generale, ale te cholerne druty trzeba naprawić”. „Czy nie przeszkadzają ci samoloty ostrzeliwujące drogę?”. „Do diabła nie, generale, robotę trzeba wykonać”. Oto prawdziwy mężczyzna. Prawdziwy żołnierz. Ten człowiek zrobił wszystko, aby wypełnić swoje zadanie, mimo ogromnego prawdopodobieństwa, że zginie.

Szkoda, że nie widzieliście tych ciężarówek na drogach w Tunezji. Nasi wspaniali kierowcy dzień i noc turlali się po tych sakramenckich drogach. Bez żadnej przerwy, nie zbaczając z kursu, a przez cały czas nad głowami latały kule, wybuchały bomby. Cel osiągnęliśmy dzięki odwadze, z której od wieków słyną Amerykanie. Niektórzy z tych kierowców prowadzili bez przerwy ponad czterdzieści godzin. To nie byli ludzie bezpośrednio zaangażowani w walkę z oddziałów liniowych, lecz zwykli żołnierze wykonujący swoją robotę. I jak ją wykonali! Do diabła, wspaniale! Stanowili część jednej drużyny. Bez ich wysiłku, bez nich, przegralibyśmy bitwę. Gdy wszystkie ogniwa łańcucha trzymają się mocno, nikt i nic go nie rozerwie.

Pamiętajcie, nie wiecie, że tu jestem. Żadnych wzmianek o mnie w listach. Świat ma nie wiedzieć, co do cholery zdarzyło się ze mną. Nie dowodzę tą armią. Nie jestem nawet w Anglii. Niech pierwszymi skurwielami, którzy się o tym dowiedzą, będą cholerni ci Niemcy. Chcę zobaczyć, jak podrywają się na równe nogi, sikają ze strachu i skowyczą: „Jezu Chryste! To znowu ta cholerna 3. Armia i ten skurwysyn Patton” .
Rozpętamy tu piekło. Im szybciej uporamy się z tym kurewskim bajzlem, tym szybciej uda nam się także dokonać małego wypadu na Japońców i rozprawić się z tymi zasrańcami w ich jaskini. Zanim cała zasługa przypadnie w udziale chłopcom z piechoty morskiej.

Oczywiście, chcemy wrócić do domu. Pragniemy końca tej wojny. Najszybszym na to sposobem jest dorwanie tych drani, którzy ją rozpoczęli. Im szybciej im dokopiemy, tym szybciej wrócimy do kraju. Najprostsza doń droga wiedzie przez Berlin i Tokio. A gdy tylko zajmiemy Berlin, osobiście zastrzelę tego skurwysyna, tapeciarza, Hitlera. Tak jak zabija się żmiję.

Gdy człowiek cały dzień leży w okopie strzeleckim, to Niemcy w końcu go tam dopadną. Do diabła z tym. Moi ludzie nie będą kopać żadnych rowów czy dołów. Nie chcę, by się tym zajmowali. To tylko spowalnia tempo ofensywy. Bądźcie stale w natarciu. Nie ustawajcie. Nie dawajcie wrogowi czasu na sypanie szańców obronnych. Wygramy tę wojnę, ale tylko walcząc i pokazując Niemcom, że mamy więcej odwagi niż mają – lub kiedykolwiek będą mieli – oni sami. Nie tylko wystrzelamy tych sukinsynów co do jednego, lecz także wyprujemy z nich flaki, których użyjemy do smarowania gąsienic naszych czołgów. Wykończymy tych chujów i Hunów. Wszystkich. Wojna to kurewsko krwawy, morderczy biznes. Musimy zdążyć przelać ich krew, zanim oni przeleją naszą. Rozpruwajcie im brzuchy. Strzelajcie im w bebechy. Gdy kule będą świstać wszędzie dokoła, a ty ścierając z twarzy kurz nagle uświadomisz sobie, że to nie brud, lecz krew i wnętrzności człowieka, który kiedyś był twoim najlepszym przyjacielem, sam będziesz dobrze wiedział co zrobić.
Nie chcę żadnych meldunków w rodzaju: „Utrzymujemy nasze pozycje”. My niczego – do cholery – nie utrzymujemy. Niech robią to Niemcy. Cały czas walmy do przodu. Tylko ciągła pogoń za wrogiem. Chwyćmy go za jaja. Ściśnijmy mu je tak, że srać będzie z bólu. Nasz podstawowy plan operacyjny to przeć naprzód i naprzód. Cały czas, bez przerwy. Przejdziemy przez szkopów gładko, jak gówno przez gęś.
Od czasu do czasu pojawią się narzekania, ze za bardzo przykręcamy śruby naszym ludziom. Ale ja – do cholery – nie dbam o to. Wierzę w starą zdrową zasadę: odrobina potu pozwoli ocalić galon krwi. Im mocniej będziemy NACISKALI, tym więcej Niemców zabijemy. Im więcej ich zabijemy, tym mniej zginie naszych. Tak więc przykręcanie śruby oznacza mniej niepotrzebnych ofiar. Chcę byście wszyscy o tym pamiętali.

Po powrocie do domu z tej wojny będziecie mogli powiedzieć jedną wielką rzecz. Za dwadzieścia lat usiądziecie przy kominku z wnuczkiem na kolanach. A gdy zapyta: „Co robiłeś podczas wielkiej II wojny światowej?”, nie BĘDZIESZ musiał jąkać się w odpowiedzi i dukać coś w rodzaju: „No cóż, przerzucałem szuflą łajno w Luizjanie”. Nie, panowie, będziecie mogli spojrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć: „Posłuchaj synku, twój dziadek służył we wspaniałej 3. Armii pod dowództwem tego cholernego skurwiela Georgie Pattona” .

gen. George Patton, przemówienie do żołnierzy 3. armii amerykańskiej, 5 czerwca 1944
A oto nasi przeciwnicy:
[youtube 51btGgBLOuw nolink]
------------------------- Boże chroń Jarosława Kaczyńskiego --------------------------

Podobne artykuły:

Opublikowane przez  w 28 sierpnia 2011. Umieszczone podNajnowsze,Polityka. Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzezRSS 2.0. Możez zostawić odpowiedź lub trackback do tego wpisu

APPENDIX.

piątek, czerwca 27, 2014

MOrdercza NEOPRL * S z a n t a ż

III RP, czyli targowica targowicę targowicą pogania

Już po raz kolejny uchylony został rąbek targowickiej kuchni politycznej, w której postkomunistyczna elita władzy zmawia się przeciw Polsce i Polakom. I co? I nic! Odpowiedzią jest „pragmatyczne” objaśnienie, że „wszyscy” politycy, i to na całym świecie, tak o polityce rozmawiają. A Tuska i całego układu postkomunistycznej III RP należy bronić, bo przyjdzie Kaczyński z IV RP i „wrócą” czasy „stalinowskich metod” PiS!
Premier Donald Tusk ogłosił, że nagrania są narzędziem szantażu. Ale szantaż ma sens tylko wtedy, gdy szantażysta wie, że szantażowany spełni jego żądania. Dymisja Tuska oznaczałaby klęskę szantażu. Jednak Tusk nie chce złożyć dymisji, bo woli podlegać szantażowi. Dlaczego? Bo jako narzędzie komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (peerelowskiej delegatury KGB) jest w tej sytuacji od dawna – od początku swojej działalności politycznej!
Donek w czapce niewidce
Tusk był chroniony przez SB tak troskliwie, że jedyne zatrzymanie, którego doświadczył, nastąpiło wtedy, gdy 22 lipca 1982 r. szedł na spotkanie ze mną. Zapewne nawet wtedy SB udawałaby, że go nie widzi, gdyby nie był w grupie kilku kolegów, więc pominięcie go byłoby zbyt dobitnym dowodem. Przypomnijmy – Tusk twierdzi, że już przed Sierpniem`80 kontaktował się z Wolnymi Związkami Zawodowymi (charakterystyczne, że tylko z TW „Bolkiem”) i Studenckim Komitetem Solidarności (jakoś nie zetknął się ani z moim bratem, który go zakładał, ani ze mną, choć ściśle z SKS współpracowałem). Później był działaczem NZS i współpracownikiem śp. Lecha Bądkowskiego przy redagowaniu „Samorządności”. Inaczej niż jego koledzy, nie został internowany i pomimo wieloletniej działalności w środowisku solidarnościowym – czego jestem świadkiem – SB nigdy nie zauważyła tej jego aktywności. Nie tylko nie założono mu Sprawy Operacyjnego  Rozpracowania, lecz nawet Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia, co było żelazną rutyną w odniesieniu do każdego, kto przewinął się w tym środowisku. Wszystkowiedząca policja polityczna nie potrafiła zdjąć Donkowi czapki niewidki.
Jednak zaraz po Okrągłym Stole ta sama głucha i ślepa SB nagle wiedziała, że można pójść do Tuska jak w dym, bo on przyjmie worek pieniędzy na założenie partii politycznej. Jemu kupiono mieszkanie, a partii dano biuro w warszawskim Marriotcie. Inwestycja okazała się absolutnie trafiona – 4 czerwca 1992 r. Tusk należał do głównych organizatorów puczu na rzecz obalenia rządu Jana Olszewskiego, pierwszego rządu powołanego przez pierwszy demokratycznie wybrany sejm. Jaki był cel akcji? Obrona posowieckiej agentury jako narzędzia trwałej obecności Rosji w polskim życiu politycznym.
Jakie jest hasło szantażu? Polska, jako narzędzie dywersji rosyjskiej, ma blokować sankcje NATO i UE wobec Rosji (cały czas utrzymujemy otwartą granicę z Rosją od północy) oraz pomóc w energetycznym uzależnianiu Zachodu od surowców rosyjskich (w samej Polsce opóźnianie budowy gazoportu i eksploatacji gazu łupkowego). Jaka jest odpowiedź Tuska? Tylko ja i PO jesteśmy w stanie zagwarantować utrzymanie Polski w pozycji przedmiotu międzynarodowej gry politycznej, więc wszelkie siły sprzyjające Putinowi mają obowiązek mnie bronić, bo inaczej do władzy dojdzie Kaczyński i PiS i wprowadzą suwerenność („srenność”).
„Mamy dość tego gnoju”
Około roku temu poprosił mnie o spotkanie pewien bardzo sympatyczny przyjezdny, o którym wiedziałem, że jest specjalistą od tajnego nagrywania elity polskiego światka politycznego. Komplementując moją niezależność myślenia, zawiadomił mnie, że – wraz z grupą podobnych mu patriotów niemogących już dłużej znieść „tego gnoju”, w który układ postkomunistyczny wpędza Polskę – podjął działania na rzecz ujawnienia ich podłych knowań i w ogóle ich nędznej kondycji osobistej. Znając trochę afiliacje zawodowe mojego rozmówcy, odniosłem wrażenie, że proponuje mi się rolę podobną do tej, w której obsadzono mnie w styczniu 1990 r., gdy rzecznik Jaruzelskiego zameldował mi (w postawie na baczność i stukając obcasami), że ten gotów jest ustąpić z prezydentury. Wówczas dałem się nabrać i uczestniczyłem w intronizacji TW „Bolka”, ale po 23 latach byłem już trochę mądrzejszy i nie podjąłem propozycji. Nieco ponad miesiąc temu przyjezdny ponowił zaproszenie do Warszawy, ale ja znowu odmówiłem wejścia w sprawę (mówiłem o tym 18 czerwca w TV Republika, a wcześniej pisałem na Twitterze).
Nie chcę w niczym urazić mojego rozmówcy i nie twierdzę, że świadomie stał się narzędziem rosyjskich służb specjalnych, ale pozostaję w przekonaniu, że „źródłowym” organizatorem szokujących obecnie opinię publiczną nagrań jest rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa, dawniejsza KGB. Obecnie upewnia mnie w tym zachowanie premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, którzy obaj, jako narzędzia SB i WSI, muszą już wiedzieć, kto i po co upublicznił rzeczone nagrania, a jednak dbając o swój interes polityczny, zachowują w tej sprawie całkowitą tajemnicę. W detalach ten interes nieco się u obu różni, ale całość pozostaje w zakresie „braterskiej” rywalizacji pomiędzy „małym” a „dużym” żyrandolem, czyli dawniejszymi SB i WSI.
Gdyby jednak komuś nie wystarczały podane przeze mnie przesłanki, to w tym szczególnym przypadku powołam się na Aleksandra Makowskiego, funkcjonariusza wielce zasłużonego we współpracy polskich i rosyjskich (sowieckich) służb specjalnych, który orzekł, iż dokonanie nagrań i ich upublicznienie to – cytuję z pamięci – „wspólne działanie zagraniczne i krajowe”. Podobną ocenę wyraził, też znający się na rzeczy, Andrzej Olechowski, który ostrzegł opozycję przed wykorzystywaniem afery, bo została zorganizowana przez zagranicę.

Kto w polityce rodzi się przez służby, ten przez służby ginie
Podczas swojej (bardzo odwleczonej) konferencji prasowej premier Tusk oświadczył, że wszystkie nagrania powinny zostać natychmiast ujawnione, bo niejawne mogą być narzędziem szantażu. Jest to twierdzenie prawdziwe, czego najlepszym dowodem jest nieujawnianie nagrań rozmów Tuska z Putinem np. w sprawie katastrofy smoleńskiej i oddania Rosjanom całkowitej kontroli nad śledztwem. Tam, gdzie chodzi o kompromitujące nagrania, najlepszą ochroną przed szantażem jest wyeliminowanie szantażowanych z życia politycznego. Zachowując szantaż w tajemnicy, Tusk musi mu ulegać, co krajowa opinia publiczna widzi, a zagranica wykorzystuje przeciw Polsce.
Tusk jednak używa tego twierdzenia w innym celu – jako uzasadnienia dla niewyciągania konsekwencji wobec ludzi skompromitowanych już upublicznionymi nagraniami. Oto minister Sienkiewicz i prezes Belka okazali się chamskimi spiskowcami przeciw porządkowi konstytucyjnemu i demokracji, a obaj pozostają na swoich stanowiskach. Mogą nadal szkodzić Polsce, bo już nie będą szantażowani? Ależ ci ludzie wystarczająco udowodnili, że sami w sobie stanowią kompromitację państwa polskiego (choć trzeba zauważyć, że Sienkiewicz powiedział, że to wie i odejdzie z polityki, a Belka z całą bezczelnością nadal chce szkodzić Polsce).
Gdyby zachowanie Tuska miało coś wspólnego z ochroną polskiego życia politycznego przed szantażem z zagranicy, to już dawno podjąłby działania na rzecz, na przykład, ujawnienia pełnej prawdy o rosyjskich agentach pseudonim „Kat”, „Minim” i „Olin”. A co robi premier spotykający się w Belwederze na naradach z Jaruzelskim? Pracuje nad koalicją rządową PO–SLD, jako sojuszem zaufanych ludzi SB z „zaufanymi ludźmi KGB”.
Nagrania za wiedzą i zgodą BND i CIA?
Jeżeli za nagraniami stoi wyłącznie KGB, to ostatecznie tylko pół biedy. Byłoby gorzej, gdyby przedmiotowa rola Polski była utrwalana za zgodą Niemiec i USA. Co do prowadzenia przez Angelę Merkel polityki fryderycjańskiej nie ma wątpliwości, a czy Ameryce zależy na upodmiotowieniu Polski? Wątpliwe – od czasów prezydenta Busha (seniora) instalującego Jaruzelskiego jako prezydenta III RP, nic się nie zmieniło. Po 25 latach Obama przyleciał do Warszawy, żeby podtrzymać ten układ. USA zahandlują Polską na pierwszym lepszym rogu, gdy tylko będą potrzebowały dealu z Rosją na Bliskim Wschodzie czy gdzie indziej. I tu leży tajemnica bezwarunkowego poparcia, jakiego Tuskowi udzielają wszelcy, mniej lub bardziej „zaprzyjaźnieni”,  dziennikarze. Nie trzeba brać dieńgów[ros. pieniędzy – przyp. red.] z ambasady przy Belwederskiej. Można brać „czyste” euro czy dolary w pobliskim pubie.
W takich to ćwiczeniach wykuwa się ta jedność wyrażana formułą „Tusku, musisz!”. Gdyby wierzyć Palikotowi, to dopiero teraz, dzięki nagraniom, Tusk stanie się dojrzałym politykiem – „tylko wtedy możesz dać sobie radę, gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy”. Międzynarodowe sadomasochistyczne sex-party trwa, a więc wkrótce wróci zachwyt mediów i zagranicy.
Sienkiewicz – między Machiavellim a Maurerem
Minister Bartłomiej Sienkiewicz nie jest ani agentem rosyjskim, ani niemieckim czy amerykańskim, ani choćby „tylko” byłym TW SB. Choć Czempiński powiedział: „on jest ze służb”, to jest typowym przedstawicielem „patriotycznych realistów”, którzy wiedzą, że „państwo polskie praktycznie nie istnieje”, bo elity są nienaprawialnie sprzedajne, a społeczeństwo głupie i też skorumpowane. „Analityk”, który zniżył się do posługiwania Tuskowi jako superminister do specjalnych poruczeń, w swoim samouwielbieniu uważa ogół polskich polityków, aparatczyków i urzędników za bandę zsowietyzowanych popaprańców, których należy traktować z góry, tak jak porucznik Franciszek „Franz” Maurer oceniał cały świat. W ten sposób uczeń Machiavellego wszedł w skórę „psa” z SB. Przypadek tym bardziej dziwny, że o zastawionej na niego pułapce powinien wszystko wiedzieć z przykładu innego krakowskiego machiavellisty Jana Rokity. Tamten też wyobrażał sobie, że to on reżyseruje rzeczywistość, a okazał się być w swym zachwyceniu sobą tylko pijanym dzieckiem w po-esbeckiej mgle.
Pycha tych „stańczyków” była tak wielka, że wyobrazili sobie, że zniżając się do przyjęcia stanowisk państwowych, stają się treserami prostaczka z Gdańska. Pragnąc karier, wmawiali sobie, że fakt, iż Donald Tusk nie był agentem SB, jest ważniejszy od tego, że całą swoją karierę polityczną zrealizował jako narzędzie SB – krajowej sekcji KGB. Ta samobójcza pycha, połączona z ukrywaną (a więc tym groźniejszą) żądzą kariery, spowodowała, że Sienkiewicz dał się nabrać na inicjatywę „dealu” Tusk – Marek Belka, zapominając, że Tusk, jako posłuszne dziecko SB, mógł bez żadnego pośrednika zmawiać się z, według akt zarejestrowanym jako TW SB, „Belchem”, i jego adiutantem Sławomirem Cytryckim, według akt zarejestrowanym jako TW „Ritmo”. A przecież „analityk” wiedział, że Belka nie urodził się w NBP, bo „Belch” zaczynał jako sekretarz komitetu uczelnianego PZPR, by prosto z POP jeździć na staże w USA. Oprócz SB musiał zdobyć też zaufanie służb amerykańskich, bo w czasie wojny w Iraku zaangażowano go tam jako szefa koalicyjnej Rady Koordynacji Międzynarodowej (Belka wypiera się „Belcha”, więc będzie też twierdził, że nie miało to nic wspólnego z CIA). Po podboju Iraku podbił PRL-bis, zostając premierem pod „zaufanym człowiekiem KGB”, prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.
Czy katastrofa Sienkiewicza nauczy czegoś naszych pragmatyków odrzucających „polską nienormalność”? Zapewne nie, tak samo jak katastrofa Rokity niczego nie nauczyła jego druha Sienkiewicza.
Zadania dla cyngli polskich i niemieckich
Opiekująca się Tuskiem prasa niemiecka w doskonalej harmonii z krajowymi „zaprzyjaźnionymi mediami” przekuwa służalczość Tuska i PO wobec Rosji w dowód rzekomej niezależności. Mniejsza o to, że „Sueddeutsche Zeitung” ubolewa, że beneficjentem afery jest PiS i to ma być bardzo źle. Szczytem obłudy jest twierdzenie, że „O wiele bardziej wybuchowe byłoby jednak, gdyby za sprawą stały rosyjskie tajne służby”. Cały krajowy i międzynarodowy układ polityczno-medialny, mający na celu utrzymanie Polski w stanie gwarantowanego przez Tuska–PO rozkładu, wskazując na KGB jako organizatora operacji, odwraca kota ogonem – oto nagrania mają być dowodem, że Tusk jest niezależny od KGB, a Kaczyński jest narzędziem w rękach Putina. Oczywiście cyngle niemieckie nie mają nic wspólnego z BND, tak samo jak nasze z ABW (i WSI), i nie wiedzą, że FSB (KGB) nie zamierza Tuska zniszczyć, tylko sprawić,, by przestał lawirować pomiędzy Zachodem a Rosją i przyjął do realizacji listę zadań dla polskiej polityki zagranicznej, szczególnie tych dywersyjnych wobec działań NATO w stosunku do Ukrainy. To kalka z operacji porwania i zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki – sowieccy agencji Jaruzelski i Kiszczak byli przedstawiani jako ofiary wymierzonej w nich operacji KGB. Teraz też cały personel Układu zaprzężony został do tłumaczenia, że w odpowiedzi na nagrania – warto zauważyć, że nie ma na nich Donka, który przecież wcale nie jest milczkiem – trzeba stanąć murem za Tuskiem, bo „radzieccy” chcą go obalić, żeby... zainstalować Kaczyńskiego!
Chodzi o to, żeby unieważnić fakt, że Tusk od początku swojego premierowania (a nawet już jako opozycjonista wobec rządu PiS) wysługiwał się Rosji, czego dobitnym dowodem była dywersja wobec aprobowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego planu „tarczy antyrakietowej”. Tusk nie zawahał się wykonać poleceń Putina nawet po katastrofie smoleńskiej. Uronił łzę nad trupami i pełnił swą służbę na rzecz Rosji z zaangażowaniem tym większym, że śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego była dowodem, że wszelki opór jest indywidualnie niebezpieczny, a geopolitycznie beznadziejny.
To wysługiwanie się było i jest aktywnie wspierane przez Niemcy, dążące do uprzedmiotowienia pozycji Polski, dzięki czemu Tusk stał się pupilem władz i mediów niemieckich w takim samym stopniu, w jakim z nienawiścią traktowano broniących polskiej racji stanu Lecha i Jarosława Kaczyńskich. To wysługiwanie się było też życzliwie przyjmowane przez Stany Zjednoczone, które wprowadziły wobec Rosji politykę „resetu” i odrzucanie przez polski rząd polskich interesów było im wówczas całkowicie na rękę. Służba dwóm panom stała się dla Tuska trudniejsza, gdy w niespodziewanym świetle Majdanu pomiatanie dobrem państwa i społeczeństwa polskiego stało się zbyt widoczne i zaczęło zagrażać trwaniu Układu.
Miraż możliwości ucieczki z Polski do kariery w UE znęcił go tak skutecznie, że zapomniał, iż nie jest nikim więcej niż tylko narzędziem służb, i wykonał parę gestów mających dowodzić jego względnej niezależności od Kremla. W ten sposób doszło do pojawienia się trudności w ujeżdżaniu Tuska przez Putina i trzeba było, jak w 1981 r., wysłać „list od przyjaciół radzieckich do towarzyszy polskich”. Tusk pismo paniał i ogłosił, że złożenie dymisji byłoby uleganiem szantażystom. KGB nie zdekonspirowała Tuska jako kukły służb, jako organizatora korupcji indywidualnej i partyjnej, jako polityka gardzącego Polską i Polakami, nie wymierzono mu ciosu w twarz, lecz tylko szarpnięto dywanem pod nogami. To znaczy, że Kreml nadal ma zaufanie do „polskich towarzyszy z PO” i pomoże im przetrwać. Nawet niech powołają się na KGB jako autora nagrań. KGB i Rosja takie gry wytrzymają, a Tusk przyjdzie i pocałuje swoich nadzorców w… rękę. W odwodzie czeka, stojąc w pozycji ruki pa szwam, zaufany człowiek WSI z „kamienicy resortowej”, drugi zwycięzca spod Smoleńska 10.04.2010. Żądania KGB muszą zostać spełnione. A co z aferą? Da się po mordzie kelnerowi!
Wyimek
Na nagraniu możemy posłuchać, jak „analityk” z antykomunistycznego WiP,  niczym pierwszy lepszy wsiowy głupek, popisuje się swoimi błyskotliwymi ocenami sytuacji na Bliskim Wschodzie, nie zważając na to, że mówi do funkcjonariuszy układu postkomunistycznego zbudowanego pod nadzorem KGB. Gdy Belka mówi do Sienkiewicza: „suwerenność – srenność”, ten, z fantazją marszałka Rzewuskiego, podwija pawi ogon polskiego patrioty i głębiej brnie w swoje „ChaDeKaKa”.
Gazeta Polska 24 czerwca 2014 r. (Napisane 20 czerwca 2014 r.)
Krzysztof Wyszkowski












APPENDIX.
Wojciech Sumliński,  czerwiec 2014
Jądro ZŁA znajduje się w Pałacu Prezydenckim