n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, sierpnia 19, 2014

Ostatni lot Consolidated B-24 Liberator KG-890


Przerwany lot

11 sie
Rankiem 14 sierpnia 1944r. na lotnisku Campo Casale koło Brindisi załoga samolotu Consolidated B-24 Liberator nr. KG-890 z polskiej 1586 eskadry do zadań specjalnych przeszła odprawę. Prowadzący ją oficer przekazał Polakom wytyczne, którymi mieli się kierować, lecąc nad powstańczą Warszawę z zaopatrzeniem. Posiłkował się mapą Europy z Warszawą zakreśloną w czerwonym kole i mapą obrazującą pozycje Powstańców. Zreferował tez przewidywaną prognozę pogody na trasie. Załoga maszyny wyprawiała się nad walczące miasto już po raz siódmy i dotąd udawało im się wrócić. Tym razem jednak miało być inaczej.
Późnym popołudniem Polacy weszli do samolotu. Za sterami usiedli kpt. Zbigniew Szostak i plut. Józef Bielicki. Nawigatorem (i zarazem dowódcą samolotu ) został kpt. Stanisław Daniel. Za obsługę radiostacji był odpowiedzialny plut. Józef Witek. Bombardierem był plut. Tadeusz Dubowski, a mechanikiem pokładowym-plut. Wincenty Rutkowski. W tylniej wieżyczce, jako strzelec, zajął stanowisko plut. Stanisław Malczyk. Żołnierze uruchomili silniki i ok. godziny 1900 otrzymali pozwolenie na start. Oprócz nich kołowało 25 maszyn: 8 Liberatorów i 6 Halifaxów z  148 i 178 dywizjonu RAF, 7 Liberatorów z południowoafrykańskiego 31 dywizjonu , a także polskie: 1 Liberator i 3 Halifaxy z 1586 eskadry.
Szostak i Bielicki poprowadził swój samolot nad Jugosławię. Następnie w prostej linii nad Dunaj, gdzie spodziewali się burzy. Potem, podwyższając lot, polecieli w kierunku Karpat. Kiedy je minęli, znów obniżyli lot i spodziewając się myśliwców operujących z Nowego Sącza (które i tak wyśledziły eksadrę), Polacy zobaczyli Tarnów i Kraków. Potem wzdłuż Wisły samolot zaniósł żołnierzy nad Warszawę. Powitała ich łuna, którą piloci zobaczyli już ok. północy 15 sierpnia 1944 r. , na 100 km przed miastem.
Nad miastem zaczęło się piekło. Po kadłubie dudniły pociski (bądź ich odłamki) armat różnych kalibrów, w tym szczególnie niebezpiecznych działek kal. Od 20 do 37 mm. Aby nie pogubić się nad miastem i precyzyjnie dokonać zrzutu, samolot leciał na wysokości ok. 20-30 m. Każdy błąd spowodowałby katastrofę. Załogę kpt. Daniela przywitała pierwsza linia niemieckiej artylerii przeciwlotniczej ulokowana już w okolicach Wilanowa. Samolot leciał nisko nad Wisłą, nieznacznie unosząc lot, by nie zawadzić o most Poniatowskiego. Znów obniżywszy lot, Szostak i Bielicki skręcili w lewo w rejonie mostu Kierbedzia. Na tym etapie lecieli tuż nad dachami z prędkością ok. 60 m/s w stronę placu Krasińskich.
Tam załoga musiała się maksymalnie skupić. Samolot musiał zwolnić do 200 km/h. Aby to uczynić, wypuszczono klapy i wysunięto podwozie, zwiększając w tym samym opór powietrza i zmniejszając prędkość. Samolot wzbił się prawdopodobnie na wysokość ok. 120-170 m. i zrzucił 12 paczek i zasobników. Zrzutem zajmował się członek załogi, określany jako „dispatcher”. Wszystko to robił, czując swąd dymu, który wdarł się do kabiny po otwarciu luku bombowego. Załoga słyszała też dudnienie po kadłubie pocisków.
Lecący nisko samolot był stosunkowo łatwym celem. Dlatego też nierealna wydaje się historia o tym, że kpt. Szostak podczas tego lotu zatoczył nad swoim domem na Żoliborzu trzy koła, by dać znak rodzinie, że żyje. Pilot ten przed wojną był znany wykonywania tego manewru. Należy jednak pamiętać, że loty nad powstańczą Warszawą były bardzo niebezpieczne. Wykonywanie okręgów dużym, czterosilnikowym samolotem, który odniósł uszkodzenia w wyniku ostrzału i był łatwym celem dla artylerii przeciwlotniczej oraz broni maszynowej, było niepotrzebnym narażaniem życia członków załogi i trudno siebie wyobrazić, aby dowódca, kpt. Daniel, zezwolił kpt. Szostakowi polecieć nad Żoliborz, zamiast jak najszybciej wyprowadzić maszynę z rejonu walk.
Wyprawa się jednak nie skończyła. Był już 15 sierpnia, kiedy lotnicy zobaczyli Pilicę i polecieli nad Puszczę Niepołomicką. Poznali to miejsce-tam rzeka Raba wpadała do Wisły. Znad Raby dotarli nad rejon zachodnich przedmieść Bochni. Piloci rozpoczęli wznoszenie, aby uzyskać wysokość pozwalającą na przelot nad Tatrami.
Zaraz jednak na ich ogonie pojawił się niemiecki nocny myśliwiec pilotowany przez legendę Luftwaffe z frontu wschodniego, oberleutnanta (porucznika) Gustava Eduarda Francsi. Wystrzelił on serię w kierunku maszyny. Zdołał zapalić samolot, który jeszcze pociągnął nad Dołuszycami, Małym Wiśniczem, Kopalinami, Pogwizdowem, Nieprześnią, by rozbić się na wzgórzu w Nieszkowicach Wielkich.
Żołnierze zdołali opuścić płonącą maszynę przed jej eksplozją, ale większości nie udało się otworzyć spadochronów i roztrzaskali się o ziemię. Jedynym, który zdołał pociągnąć za linkę i wyzwolić czaszę spadochronu był plut. Rutkowski. Zginął on jednak zastrzelony przez Francsi i spadł ok. 1,5 km dalej, we wsi Królówka.
Zaraz po katastrofie, w rejonie wraku samolotu pojawili się żołnierze z lokalnego oddziału AK pod dowództwem kpt. Sasaka („Wir”). Mieli oni zabezpieczyć zwłoki członków załogi Liberatora. Niestety, ludność z Nieszkowic, powodowana okupacyjną biedą, okradła zwłoki zabierając ubiór i rzeczy osobiste żołnierzy. Skradziono też niektóre części samolotu i spadochrony. Do zwrotu zagrabionego mienia wezwał probszcz z Pogwizdowa Stanisław Kapusta. Parafianie nie usłuchali jednak swojego kaznodziei. Dopiero kiedy oddział kpt. „Wira” zorganizował nocą z 16 na 17 sierpnia akcję „dupodbicia”, podczas której wychłostano podejrzanych o kradzież, większość skradzionego mienia odnalazła się.
Wrak spenetrowali także Niemcy. Zabrali oni radiostację i amunicję. W ciągu następnych na miejscu katastrofy (także w dniu 15 sierpnia) zabrali też wieżyczkę strzelecką i inne wyposażenie wojskowe. Samych pilotów władze okupacyjne rozkazały pochować w szczerym polu, tam gdzie runął samolot. Jednakże, za sprawą ks. Kapusty i Stefana Sękowskiego (właściciela dworu w pobliskiej Nieprześni), zorganizowano lotnikom uroczysty pogrzeb.
17 sierpnia trumny z ciałami Polaków zaniesiono do cmentarnej kostnicy w Pogwizdowie, gdzie odprawiono pogrzeb, w którym brało udział ok. 200-300 osób. O bezpieczeństwo żałobników dbali ubrani w cywilne ubrania żołnierze lokalnych struktur AK. Obsadzili oni drogi od strony Wiślicza i Bochni, skąd spodziewano się nadejścia Niemców (na szczęście bezpodstawnie). Nad trumną poległych wygłosili mowy ppor. Józef Wieciech („Tamarow”) i pchor. Eugeniusz Kowal („Ewka”). Oni także oddali z pistoletów siedmiostrzałową salwę honorową. Następnie ciała lotników złozono w dwóch ziemnych grobach w południowo-zachodnim narożniku cmentarza. Nad ich mogiłą stanął pięciometrowy krzyż wykonany przez chłpów ze wsi Zawady. Identyczny umieszczono na miejscu rozbicia się samolotu.
Po wojnie, ich ciała, za sprawą brytyjskiej komisji wojskowej, zostały odnalezione i ekshumowane. Złożono je na Cmentarzu Rakowickim, w kwaterze pilotów lecących z pomocą Powstaniu. Symboliczna mogiła jednak pozostała i do dziś upamiętnia ofiarę życia tych ludzi. Poświęcono im także tablicę w kościele parafialnym w Pogwizdowie. Imię Lotników Polskich nosi Zespół Szkół Gminnych w Nieszkowicach Wielkich, a 15 sierpnia 2006 w Bochni urządzono promocję książki „Powietrzna walka nad Bochnią: zestrzelenie Liberatora KG890 w Nieszkowicach Wielkich w nocy 14/15 sierpnia 1944 r.” autorstwa Wojciecha Krajewskiego. Wydarzeniu temu towarzyszyło rozpoczęcie I Rajdu Pamięci Lotników.
Także w 2006 roku odsłonięto w Muzeum Powstania Warszawskiego naturalnych rozmiarów replikę samolotu pilotowanego przez kpt. Szostaka (z „przyciętym” jednym skrzydłem z powodów warunków lokalowych). Maszynę odtworzono na podstawie oryginalnej dokumentacji i autentycznych części, wydobytych na miejscu katastrofy Liberatora nr KG-890.

Brak komentarzy: