Raport-CVR
Gotowe.
Zajęło to trochę czasu, ale rezultat tej pracy może być przydatny dla tych
wszystkich osób, które żywo zainteresowane są wyjaśnieniem tragicznych losów
Delegatów z 10 Kwietnia. Właściwie należałoby jeszcze dopisać jakieś „uwagi do
raportu”, gdyż na gruncie takiego zestawienia różnych wersji „stenogramów”
zaczyna się dostrzegać najprzeróżniejsze osobliwości tych wszystkich „zapisów
rozmów w kokpicie”, ale stwierdziłem, że lwią część tego, co chciałbym w formie
takich uwag zawrzeć, ująłem i tak w przypisach w poszczególnych rubrykach. Kilka
słów dorzucam poniżej.
Zastanawiając
się nad tym, w jaki sposób można było skonstruować „zapisy CVR” (co do których,
jak widać po Raporcie-CVR, nie ma
pewności, czy istnieje jakaś ostateczna
pierwotna kopia), doszedłem do wniosku, że wykorzystano najprawdopodobniej
kilka środków: przesunięcie
czasowe
(coś, np. jakiś komunikat, pojawiające się później jako coś wcześniejszego i/lub odwrotnie),
zamiana
(coś za coś innego (wypowiedź A za wypowiedź B, dźwięk A za dźwięk B itp.),
powtórzenie
(np. fraza Sto przypisywana
nawigatorowi pojawia się dwukrotnie (o godz. 8:40) w odstępie 6/7 sekund, co w
oficjalnej narracji uchodzi za „dowód”, iż załoga straciła orientację
przestrzenną podczas „podejścia” we mgle), wycięcie
(fizyczne usunięcie, skasowanie jakiegoś komunikatu, dźwięku etc.),
podłożenie
(czyjegoś
głosu, dźwięku – umożliwiało to z pewnością bardzo zaszumione/zabrudzone tło,
zwłaszcza w przypadku łączności radiowej), wyciszenie (czyjejś
wypowiedzi, jakiegoś dźwięku), wklejenie (czyjegoś
komunikatu, jakiegoś odgłosu, dźwięku itp. pochodzącego z innego źródła –
nagranie rozmowy podczas innego lotu, oblotu i in.) oraz doklejenie (głosu,
dźwięku do już zarejestrowanej wypowiedzi). Tego typu zabieg, jak doklejenie,
był najprostszy w przypadku „alarmujących komunikatów” (generowanych przez
TAWS). Zastanawiająca jest w tym względzie, o czym wspominam w Raporcie, wersja „końcóweczki”, o której
mówi B. Klich w konwersacji nagranej przez E. Klicha (22-04-2010), kiedy to
pojawia się wariant przebiegu „katastrofalnych zdarzeń” z automatycznym (i to po angielsku) odliczaniem wysokości – wariant, którego
próżno szukać w którejkolwiek z trzech oficjalnych wersji CVR – por. http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/375125,rozmowa-dwoch-klichow;
w których to zmniejszającą się wysokość „prezydenckiego tupolewa” podaje, jak
wiemy, nawigator).
Zdumiewające
są rozbieżności pojawiające się między poszczególnymi „odczytywaniami”, a
prowokujące do zasadniczego pytania, czy zespoły „odsłuchujących” korzystały z
tego samego „zapisu”, czy też każdy zespół miał do dyspozycji inną „kopię”. Zaskakujące ponadto jest
nie tylko to, jak często pojawiają się wypowiedzi „niezrozumiałe”, ani to, że
wiele komunikatów jest niekompletnych
(urwanych na początku, w środku lub na końcu), lecz również to, że nierzadko, i
to już na poziomie analizy fonoskopijnej, mylone są głosy poszczególnych
osób
(nie tylko chodzi o członków załogi, aczkolwiek o nich przede wszystkim).
Pojawiają się bowiem w „stenogramach” 1) znaki zapytania, czy dany komunikat
jest autorstwa tego a tego nadawcy i 2) alternatywne oznaczenia, wskazujące, że
daną wypowiedź mógł wygłosić zarówno X, jak i Y, tak jakby głosy na taśmie
rejestratora były nieodróżnialne i pozbawione cech charakterystycznych.
Oprócz
tego jednak, co w tych „stenogramach” jest, warto zwrócić uwagę także na to,
czego (przynajmniej w tych upublicznionych wersjach) brak. Nie ma na przykład ani „skrawka”
(dość charakterystycznych, jak pamiętamy) głosów Prezydenta i Prezydentowej,
choć drzwi kabiny pilotów miały być przez całą drogę otwarte, a salonka
prezydencka znajdowała się nieopodal kokpitu. O ile Prezydent L. Kaczyński mógł
przebywać gdzieś indziej na pokładzie (zgodnie z tym, co mówił w wywiadzie-rzece
dla red. Ł. Warzechy: W samolocie nigdy
nie siadam w prezydenckim saloniku, tam zwykle urzęduje moja Maryla ze swoją
szefową gabinetu i zaprasza różne osoby. Ja zajmuję następny przedział, razem z
wyższymi urzędnikami MSZ-etu, ministrami z rządu lub z mojej kancelarii, jeśli
lecą (Lech Kaczyński. Ostatni
wywiad, Warszawa 2011, s. 236) – o tyle Prezydentowa powinna być słyszalna.
Brak więc choćby śladu po słynnej telefonicznej rozmowie LK-JK (w CVR-2 i -3
pojawia się czyjaś wzmianka, że Prezydent chce zadzwonić), ale też po
telefonicznym połączeniu I. Tomaszewskiej (godz. 8.19) z mężem (http://www.fakt.pl/Przerwana-rozmowa-z-ofiara-katastrofy,artykuly,71850,1.html),
która zapewne przebywała właśnie w prezydenckiej salonce.
Brakuje
też komunikacji PLF 101 z wieżą LNX, a więc lotniska Smoleńsk-Południowy, a nie
można wykluczyć, że do takiej łączności nie doszło. Jak czytamy w polskich Uwagach do „raportu MAK” (s. 7), na
zgoła niewinne pytanie o to, czy
informacje o planowanym przejściu punktu nawigacyjnego „ASKIŁ” [tak w oryg.
– przyp. F.Y.M.] przez samoloty lecące do
lotniska Smoleńsk-„Północny” są uzyskiwane na tym lotnisku od służb z lotniska
Smoleńsk-Południowy i z czego to wynika? – nie uzyskano odpowiedzi. Sprawa
zaś jest o tyle intrygująca, że przecież z „dialogów szympansów” wiemy (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/stenogramy-z-wiezy.html),
że XUBS ma dowiadywać się właśnie od LNX o zbliżaniu się PLF 101, tak jakby
jakaś część kontroli obszaru pozostawała w rękach kontrolerów z LNX. Tych
ostatnich jednak w oficjalnej narracji ani oko nie widziało, ani ucho nie
słyszało – tak skutecznie się zapadli pod ziemię. Gdyby zaś jakaś łączność
między PLF 101 a LNX rzeczywiście zaszła, to znalazłoby się od razu
wytłumaczenie zjawiska „gadania dziada do obrazu” w postaci sporej części
fragmentów rozmów PLF 101-XUBS. Zapewne jakąś rolę w wyjaśnieniu różnych zagadek
„komunikacyjnych” z 10 Kwietnia mogłoby odegrać rozszyfrowywane już od paru lat
(przez IES) „nagranie z Wosztyla” (http://niezalezna.pl/22682-tajemnica-czarnej-skrzynki-jaka-40),
na razie jednak tych „stenogramów” nie upubliczniono.
Czego
jeszcze nie ma? Nie ma wspomnień A. Protasiuka związanych z 7 kwietnia 2010, co
wydaje się wyjątkowo dziwne. Podczas deliberowania o mgle (niedługo po
komunikacie „mińskiej kontroli” na temat warunków w Smoleńsku, a więc jeszcze
przed ASKIL-em, ca. 8:19 pol. czasu) R. Grzywna wspomina lądowanie we mgle
„jaczkiem” w Gdańsku. Protasiuk natomiast ani razu nie odnosi się do tego, jak
wyglądało podejście 7-04-2010 ani do tego, jakim lotniskiem jest XUBS (na co
należy zwrócić uwagę podczas podchodzenia etc.), choć, co warto przypomnieć w
kontekście analizy „stenogramów”, to właśnie on miał wtedy (7-04) prowadzić
korespondencję z „wieżą” szympansów (kto wie zresztą, czy to właśnie ta
korespondencja nie jest jakoś doklejona do „zapisów CVR”). Czasu i okazji na
takie wspomnienia musiało być wiele, ale nie ma śladu po tym w
„stenogramach”.
Zupełnie
nadzwyczajny w opowieści rysującej się z CVR jest pośpiech załogi związany z
„lądowaniem”. Nie ma żadnej dyskusji nad sytuacją na XUBS, nie ma żadnych prób
przeczekania TWA, nie ma nawet oznak niepokoju podczas zniżania, choć widoczność
ma się gwałtownie pogarszać, a przez to zagrażać bezpieczeństwu lotu. Piloci
mają schodzić na przepadłe, nie zważając na nic, zwłaszcza na alarmujące
komunikaty. Z drugiej jednak strony ten pośpiech kontrastuje z odległością, jaką
z ASKIL do XUBS ma do pokonania PLF 101. Wedle wyliczeń KBWLLP odcinek ten
wynosi 70
km
(por. Załącznik 3 do „raportu Millera”, s. 5 przyp. 7). Zgodnie z danymi z
clarisu z 18 marca 2010, kiedy to jeszcze w planach związanych z „prezydenckim
tupolewem” zgłoszony był szef eskadry ppłk B. Stroiński, odcinek ASKIL-XUBS PLF
101 powinien pokonać w przeciągu 7 minut (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/plan-lotu-2.html).
Tymczasem ze „stenogramów” dowiadujemy się, że PLF 101 przekracza ASKIL o 8:22,
zaś „ląduje” o 8:41, a więc po blisko 20 minutach. Dla porównania PLF 031, dużo
wolniejszy „Wosztyl”, przekracza 10 Kwietnia ASKIL o 6:52/6:53, a przyziemia o
7:15, czyli po 23/22 minutach, wg oficjalnych danych, ma się
rozumieć.
Nie
trzeba być ekspertem lotniczym, by stwierdzić, że coś z „lotem tupolewa” w takim
razie jest nie tak – ewentualnie z samymi „zapisami CVR”, które mają stanowić
dowód, a nawet dokument takiego lotu. Załoga się spieszy, gnając na XUBS na
złamanie karku, zaś najszybszy na świecie pasażerski statek powietrzny jakoś
dryfuje w ruskiej przestrzeni powietrznej lub lata sobie na różne strony, jakby
(z rozpędu/dla zabicia czasu) PLF 101 zrobił kurs ASKIL-XUBS „tam i z powrotem”
i znowu zmierzał na Smoleńsk.
P.S.
Uwaga
techniczna: czcionka w przypisach jest z konieczności taka mała (można sobie
powiększyć tekst na ekranie), gdyż gdyby była większa, tabela rozrosłaby się do
kilkuset stron.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz