Tak się szprycuje mięso chemią!
To scena jak z filmu grozy, ale dzieje się naprawdę! Pracownik zakładu mięsnego wkłada niewielki kawałek szynki do specjalnej maszyny. Po chwili dziesiątki igieł pompują w tę wędlinę fosforany, rakotwórcze substancje konserwujące i wzmacniacze smaków. Efekt? Z ważącej kilogram szynki wychodzi kawałek o wadze dwukrotnie większej – by producent zarobił krocie! Takie napompowane chemią mięso trafia potem do sklepów. A my to kupujemy i się trujemy! Co gorsza, to wszystko jest legalne...
– Już pod koniec lat 90. w naszym zakładzie zamontowano tak zwaną nastrzykiwarkę – zdradza nam pracownik zakładu mięsnego w północno-wschodniej Polsce – To jest maszyna co w mięso wbija setki igieł, z których płynie chemiczna substancja. Mięso dosłownie puchnie w oczach i co dziwne nic z niego później nie wycieka! – opowiada nam pracownik.
I dodaje, że takie „powiększanie” mięsa to codzienność w dużych zakładach. – Proceder jest w pełni legalny, bo nie obowiązują żadne normy w tym zakresie – podkreśla nasz informator. Nie ukrywa też, że po wprowadzeniu takich technologii zakłady mięsne stały się prawdziwymi fabrykami mięsa.
– Kiedyś z tony mięsa robiło się około 700 kilogramów gotowego wyrobu, teraz można zrobić z tony ponad dwie tony, to czysty zysk bo woda i chemia jest tania. Prawdziwe eldorado zaczęło się po wejściu Polski do Unii Europejskiej, bo przestały obowiązywać wszelkie normy i receptury – kontynuuje pracownik koncernu mięsnego.
Obecnie to zakład decyduje z czego będzie wyprodukowana wędlina, ile w niej będzie chemii i wody. Dla kontrolerów ważne jest tylko to żeby wszystko znalazło się na etykiecie – z reguły mało czytelnej dla konsumenta z jakimiś tajemniczymi kodami „E”.
Obecnie to zakład decyduje z czego będzie wyprodukowana wędlina, ile w niej będzie chemii i wody. Dla kontrolerów ważne jest tylko to żeby wszystko znalazło się na etykiecie – z reguły mało czytelnej dla konsumenta z jakimiś tajemniczymi kodami „E”.
Chemia dostarczana jest do przetwórni w beczkach i plastikowych pojemnikach.
– To się miesza z wodą i za pośrednictwem nastrzykiwarek szprycuje wędliny. W ten sposób mięso powiększa swoją objętość dwukrotnie – opisuje proces nasz informator.
Co gorsza takie chemiczne mięso nie idzie do wędzenia, a do malowania jak auta w lakierni! Zalewa się je tak zwanym preparatem dymu wędzarniczego.
– To się miesza z wodą i za pośrednictwem nastrzykiwarek szprycuje wędliny. W ten sposób mięso powiększa swoją objętość dwukrotnie – opisuje proces nasz informator.
Co gorsza takie chemiczne mięso nie idzie do wędzenia, a do malowania jak auta w lakierni! Zalewa się je tak zwanym preparatem dymu wędzarniczego.
– Jeżeli byłoby wędzone w wędzarni, to woda odparowałaby, a tak nie traci na wadze, po tym wszystko jest pakowane w folię i idzie do dystrybucji – kończy pracownik zakładu.
Co dalej? Zapakowane, najczęściej w folię mięso trafia do marketów. Co możemy zrobić, by ustrzec się przed chemiczną bombą mięsną? Specjaliści radzą dokładnie czytać etykiety i wystrzegać się tych wędlin, które w składzie mają dodatki ze znaczkiem „E”.
[ Tomasz Nowociński ]
Co dalej? Zapakowane, najczęściej w folię mięso trafia do marketów. Co możemy zrobić, by ustrzec się przed chemiczną bombą mięsną? Specjaliści radzą dokładnie czytać etykiety i wystrzegać się tych wędlin, które w składzie mają dodatki ze znaczkiem „E”.
[ Tomasz Nowociński ]
Zobacz także:
DODATEK.
Szynka z wody zamiast z mięsa
Fakt | Wtorek, 7 maja 2013
A A A
fot. Bogdan Hrywniak / newspix.pl
Różowiutka, jędrna, soczysta i połyskująca złotawą skórką jak z obrazka. Nic tylko kupować. Jednak kiedy odpakujemy tę szynkę z folii i zaczniemy kroić, obleje nas masa wody, bardzo drogiej wody! Eksperyment Faktu pokazał, jak producenci oszukują nas na szynce. Z kawałka wędliny, który wycisnęliśmy, wyleciało aż pół szklanki płynu!
Jak mówią nam specjaliści, przed laty szynka była produkowana z pierwszego gatunku mięsa. Dziś ważne jest, by producent spełniał wymogi sanitarne i weterynaryjne i wydrukował etykietę ze składem swego produktu. Efekt jest taki, ze sklepy zostały zalane szynką, która tylko ładnie wygląda, a zrobiona jest z byle czego! A mówiąc wprost: głównie z samej wody! – Sztuczka polega na tym, ze szynki pakowane są w grubą folię, która zatrzymuje wodną solankę. I właśnie tak opakowane szynki trafiają do sklepów. Dlatego woda wycieka z nich dopiero po otwarciu. A w sklepie wszystko wygląda cudnie! – zdradza pracownik zakładu mięsnego z województwa warmińsko–mazurskiego – To wina handlowców, bo zamawiają towar jak najtaniej, a nie interesuje ich jaki jest koszt produkcji, dlatego specjalnymi maszynami pompuje się wodną solankę do mięsa i zwiększa się jej wagę – dodaje pracownik. Postanowiliśmy sami sprawdzić co znajduje się w szynce z folii, a zarazem przekonać się, czy nasz informator mówi prawdę. Kupiliśmy kilka pakowanych szynek znanych i mniej znanych w Polsce producentów. Cena za kilogram od 21 do 30 złotych. Rozpakowaliśmy szynki z opakowań i pozostaliśmy na noc w miseczkach. Wynik naszego eksperymentu są porażające!
Z jednego kilograma szynki uzyskaliśmy prawie pół szklanki wody. Gdyby szynka postała jeszcze dłużej, wody wypłynęłoby więcej. Jednak straszliwy kwaśny zapach zepsutego mięsa rozchodzący się w kuchni w mieszkaniu naszego fotoreportera nakazał przerwać eksperyment.
Jak mówią nasi informatorzy w kawałek szynki pompuje się też azotanową solankę, żelatynę, białko sojowe, konserwanty i substancje wzmacniające smak oraz zapach z grupy E. To co nam pozostaje, to dokładnie czytać skład kupowanych przez nas szynek.
– Konsument musi zwracać na to uwagę i czytać uważnie etykiety lub domagać się informacji o składzie – puentuje inspektor Krystyna Procyk z Inspekcji handlowej w Olsztynie. Tak rozpoznasz dobrą szynkę:
1. Ma zapach palonego drewna
Tradycyjne wędzarnie opalane drewnem konserwują szynkę naturalnymi metodami znanymi od wieków. Niestety takich masarni, które stosują tę metodę, jest coraz mniej.
2. Jest cała okopcona
Szynka z tradycyjnej wędzarni nie wygląda jak ta wysokowydajna. Jest mała, okopcona i poskręcana. Jednak to świadczy o tym, że została wyprodukowana starymi metodami w wędzarni.
3. Nie leci z niej woda
Z kilograma mięsa tradycyjni producenci uzyskują ok 70 dekagramów gotowego wyrobu, bo nie szprycują szynki wodą z dodatkiem chemii. Ale za to szynka taka jest świeża nawet po tygodniu czasu przechowywania w lodowce czy spiżarni.
4. Jest niestety sporo droższa
Szynki z tradycyjnej produkcji w procesie technologicznym tracą na wadze nawet ponad 30 procent. Składnikami takich szynek są jedynie ziołowe przyprawy, sól, pieprz i mała ilość wody. Szynki wysokowydajne w swoim składzie mają nawet kilkadziesiąt składników z grupy E.
Na taką szynkę uważaj!
1. Wycieka z niej woda
Szynka z tradycyjnej produkcji nie wydziela z siebie wody. Natomiast inne szynki – czasem z wielkich koncernów mięsnych – mają w procesie produkcji dodane fosforany i karageny E407, które powodują wchłanianie wody przez mięso i zwiększenie wagi wędliny.
2. Ma ostry zapach
Wąchając podejrzaną szynkę, zamiast wędzonki wyczujemy ostry chemiczny kwaśno-słonawy zapach. To efekt dodawanych do niej konserwantów.
3. Podejrzany połysk
Po przekrojeniu wędlina błyszczy się, co oznacza, że zostały do niej dodane wypełniacze, takie jak białko sojowe, czy skrobia modyfikowana.
4. Złotawa skórka
Szynka nie została uwędzona w dymie, a wymalowana jak auto w lakierni preparatem dymu wędzarniczego, przez co wygląda ładnie, nie jest okopcona i nie brudzi rąk jak ta z tradycyjnej wędzarni. Przy wędzeniu bez dymu wyrób nie traci na wadze, a wręcz przeciwnie zyskuje - a właściciel zakładu więcej dzięki temu zarabia.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
6 milionów dla Szwedki za błąd przy powiększaniu piersi
Jak mówią nam specjaliści, przed laty szynka była produkowana z pierwszego gatunku
Z jednego kilograma szynki uzyskaliśmy prawie pół szklanki wody. Gdyby szynka postała jeszcze dłużej, wody wypłynęłoby więcej. Jednak straszliwy kwaśny zapach zepsutego mięsa rozchodzący się w kuchni w mieszkaniu naszego fotoreportera nakazał przerwać eksperyment.
Jak mówią nasi informatorzy w kawałek szynki pompuje się też azotanową solankę, żelatynę, białko sojowe, konserwanty i substancje wzmacniające smak oraz zapach z grupy E. To co nam pozostaje, to dokładnie czytać skład kupowanych przez nas szynek.
– Konsument musi zwracać na to uwagę i czytać uważnie etykiety lub domagać się informacji o składzie – puentuje inspektor Krystyna Procyk z Inspekcji handlowej w Olsztynie. Tak rozpoznasz dobrą szynkę:
1. Ma zapach palonego
Tradycyjne wędzarnie opalane drewnem konserwują szynkę naturalnymi
2. Jest cała okopcona
Szynka z tradycyjnej wędzarni nie wygląda jak ta wysokowydajna. Jest mała, okopcona i poskręcana. Jednak to świadczy o tym, że została wyprodukowana starymi metodami w wędzarni.
3. Nie leci z niej woda
Z kilograma mięsa tradycyjni producenci uzyskują ok 70 dekagramów gotowego wyrobu, bo nie szprycują szynki wodą z dodatkiem chemii. Ale za to szynka taka jest świeża nawet po tygodniu czasu przechowywania w lodowce czy spiżarni.
4. Jest niestety sporo droższa
Szynki z tradycyjnej produkcji w procesie technologicznym tracą na wadze nawet ponad 30 procent. Składnikami takich szynek są jedynie ziołowe przyprawy, sól, pieprz i mała ilość wody. Szynki wysokowydajne w swoim składzie mają nawet kilkadziesiąt składników z grupy E.
Na taką szynkę uważaj!
1. Wycieka z niej woda
Szynka z tradycyjnej produkcji nie wydziela z siebie wody. Natomiast inne szynki – czasem z wielkich koncernów mięsnych – mają w
2. Ma ostry zapach
Wąchając podejrzaną szynkę, zamiast wędzonki wyczujemy ostry chemiczny kwaśno-słonawy zapach. To efekt dodawanych do niej konserwantów.
3. Podejrzany połysk
Po przekrojeniu wędlina błyszczy się, co oznacza, że zostały do niej dodane wypełniacze, takie jak białko sojowe, czy skrobia modyfikowana.
4. Złotawa skórka
Szynka nie została uwędzona w dymie, a wymalowana jak auto w lakierni preparatem dymu wędzarniczego, przez co wygląda ładnie, nie jest okopcona i nie brudzi rąk jak ta z tradycyjnej wędzarni. Przy wędzeniu bez dymu wyrób nie traci na wadze, a wręcz przeciwnie zyskuje - a właściciel zakładu więcej dzięki temu zarabia.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
6 milionów dla Szwedki za błąd przy powiększaniu piersi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz