Geostrategia II, czas na radykalne zmiany
(…) w stosunkach między narodami nie ma słuszności i krzywdy, ale tylko jest siła i słabość (…)
Roman Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka
W 2014 r. przypada 10 lat od formalnego przystąpienia Polski w struktury Unii Europejskiej i 15 lat od włączenia naszego państwa do sojuszu wojskowego NATO. Kryzysy jakie w ostatnim czasie doświadczamy (mam tu na myśli kryzys ekonomiczny którego początek datuje się na 2007 r. oraz geostrategiczny związany z obecną sytuacją za naszą wschodnia granicą) dowodzą w jak niestabilnej sytuacji znajduje się obecnie Polska, a wszelkie układy wojskowe i polityczno-ekonomiczne są tyle warte co gwarancje brytyjskie i francuskie z 1939 r.
Tak jak we wrześniu 1939 r. świat zachodni nie zamierzał umierać za Gdańsk tak samo dziś, gdyby doszło do konfliktu polsko-rosyjskiego nasi sojusznicy nie zdecydowaliby się umierać za Warszawę, ich aktywność na arenie międzynarodowej ograniczyła się do wysyłania not dyplomatycznych i społecznej akcji palenia świeczek na znak solidarności z Polską.
W euroatlantyckim obłędzie
W tej perspektywie należy dokonać bilansu korzyści i strat naszego zaangażowania się w międzynarodowe struktury euroatlantyckie, moim zdaniem bilans ten jest bardzo niekorzystny. Poprzez „profesjonalizację” i „uzawodowienie” armii nastąpił proces całkowitego rozkładu naszego potencjału obronnego, praktycznie nie posiadamy obrony terytorialnej. Obecne rozlokowanie jednostek wojskowych na terytorium Rzeczypospolitej powoduje niemożność obrony granic państwowych przed ewentualną agresją, tereny przygraniczne z Białorusią i Ukrainą zostały niemal całkowicie zdemilitaryzowane. Pozostałe na tych obszarach niewielkie i źle wyposażone jednostki nie byłyby wstanie podjąć działań obronnych. Strategia wojenna narzucona nam przez naszych „sojuszników” z NATO i UE uczyniła z naszego państwa teren buforowy, będący przedpolem do obrony Berlina; a nie Warszawy przed potencjalną agresją Rosji.
W kręgach narodowych to co napiszę nie będzie wzbudzać większych kontrowersji i jest to uznawane za coś naturalnego, jednak w środowiskach centroprawicowych przedstawienie takich tez uznawane za herezje oraz niewiarę w naszych sojuszników. Jeden z czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości – Joachim Brudziński komentując zawarcie energetycznego porozumienia rosyjsko-węgierskich wypowiedział „Gest Orbana łamie solidarność Unii Europejskiej” co jest tylko dowodem na poziom naiwności i dyletanctwa naszej klasy politycznej, która nie rozumie praw obowiązujących w relacjach międzynarodowych, a żyje w bajkowym świecie iluzji, w której toczy się walka dobra ze złem. Należy sobie jasno zdać sprawę, że niema czegoś takiego jak solidarność europejska, a kryzys ekonomiczny jasno odsłonił karty. Wyłonił się obraz Niemiec jako hegemona dyktującego warunki bankrutującym krajom (Grecja, Portugalia, Islandia, Włochy). Unia Europejska jest jedynie maskownicą dla realizacji imperialnych celów Republiki Federalnej Niemiec, dopóki Niemcy będą zmuszeni maskować swoje działania dotąd będzie istniał ten bizantyński, przeregulowany przez co niewydolny twór zwany Unią. „Niemcy nie realizują – napisał w jednym ze swoich felietonów Piotr Zych – żadnej koncepcji europejskiej, a jedynie wykorzystują europejską przestrzeń Unii dla zabezpieczania dotychczasowych własnych osiągnięć”.[1] Inny przedstawiciel PiS – Artur Górski w swoich komentarzach często pozwala sobie na insurekcyjną, naiwną wiarę w misję dziejową USA; widząc w tym kraju jedynego gwaranta bezpieczeństwa Polski. Ukazuje obraz USA jako żandarma wartości demokratycznych i prawno-człowieczych na całym świecie. Wizja światowego ładu prezentowana przez Górskiego ma quasireligijny charakter, który korzeniami czerpie z dorobku epoki Oświecenia. Dlatego też można by zapytać Górskiego dlaczego to jego mityczne imperium zza oceanu nie broni idei demokratycznych, ochrony praw mniejszości narodowych i religijnych przy pomocy bombowców w Arabii Saudyjskiej, Katarze, Zjednoczonych Emiratach Arabski czy Izraelu jak to czyniło w przypadku Serbii, Iraku i Afganistanu…?
Należy jasno zdać sobie sprawę, i nie ukrywać się przed standardami politycznej poprawności, iż w chwili obecnej największym zagrożeniem dla ładu w Europie są Niemcy. Polityka Angeli Merkel wzorowo idzie śladem Otto von Bismarcka, eliminuje kolejnych graczy, rozgrywając jedne państwa przeciw drugim. Niemcy tworząc oś Paryż-Berlin-Moskwa najpierw na forum UE zmarginalizowali Wielką Brytanię, która ośmielała się mówić własnym głosem i przy wsparciu Szwecji i innych krajów skandynawskich tworzyć alternatywny układ. Dzieląc się strefą wpływów z Francją; wyeliminowali Brytyjczyków jako liczącego się gracza. Francja w zamian za poparcie linii Berlina miała mieć w swej strefie wpływów półwyspy Iberyjski i Apeniński w zamian Europa Środkowa przypadła Niemcom jako ich kondominium. Jak widzimy XIX-wieczny projekt Mitteleuropy czyli całego systemu małych, niewydolnych, pozbawionych ekonomicznego potencjału i wzajemnie skłóconych państewek wciąż priorytetową osią niemieckiej geostrategii. Jednak Francuzi wpadli w zastawioną przez Niemców pułapkę ponieważ struktura własnościowa na tych półwyspach jest w dużym stopniu uzależniona od kapitału niemieckiego, a od nastania rządów Francois’a Hollande‚a widoczne jest że Niemcy wzięli się za ograniczanie roli Francji przez co w najbliższym czasie cała UE będzie już bez pudrowania pod niemiecką hegemonią. Jeżeli Niemcy uznają, iż UE nie jest do niczego już temu państwu potrzebna doprowadzą do jej likwidacji i realną stanie się groźba, że bez ideologicznego parawanu wejdą na drogę kanclerza Bismarcka, drogę podboju i anektowania nowych terytoriów utraconych po przegranych I i II wojnie światowej. Jedynym pozytywem obecnej sytuacji geopolitycznej w Europie jest wzrost napięć pomiędzy Berlinem a Moskwą. Oby one tylko narastały, bo im dalej Berlinowi do Moskwy tym lepiej do Polski. Problem jaki się w tym przypadku jawi, jest czy władze polskie opowiedziały się po właściwej stronie? A zbyt dużo jest analogii do sytuacji z początku XX w.
Liderzy współczesnej polskojęzycznej pipi-prawicy nie dostrzegają niebezpieczeństwa ze strony zachodniego sąsiada, a widzą je jedynie ze strony Rosji czym udowadniają, iż tak naprawdę są politykami minionej epoki. Ich percepcja obserwacji zjawisk geopolitycznych oraz analiza mających obecnie miejsce wydarzeń na arenie międzynarodowej udowadnia iż te osoby zatrzymali się w swym rozwoju wraz z zakończeniem zimnej wojny. Należy zadać im kilka retorycznych pytań. Dlaczego jako Polacy, mamy ciągle buforować się od Rosji? To nie Rosja wykończyła w ostatnim ćwierćwieczu naszą gospodarkę i ją rozparcelowała, tylko „sojusznicy” polskojęzycznej klasy politycznej z USA i UE – zwłaszcza Niemiec. To w interesie Niemiec Unia Europejska narzuciła nam limity produkcyjne, tak że Polska zmuszona była likwidować rentowne cukrownie, mleczarnie, cementownie a teraz importować te towary właśnie z Niemiec. To także w interesie niemieckich stoczni doprowadzono do likwidacji polskiej konkurencji i tak o każdej gałęzi przemysłu można by napisać oddzielny artykuł. Kolejną zrujnowaną gałęzią gospodarczą jest polski handel wykończony przez politykę naszych „sojuszników”, a jego miejsce zajęły głównie niemieckie, francuskie, brytyjskie i portugalskie sieci handlowe. Polska jak i inne państwa Europy Środkowej stały się dla Niemiec rynkiem zbytu na przestarzałe pod względem technologicznym produkty w porównaniu z ofertami płynącymi z Japonii, Korei Południowej czy państw skandynawskich. Na początku tego stulecia polski rząd wybrał na wyposażenie polskiej armii przestarzałe technologicznie myśliwce amerykańskie, podczas gdy zdaniem wielu ekspertów zarówno oferta francuska jak i szwedzka były o wiele korzystniejsze. Ponadto USA całkowicie nie wywiązało się z umów offsetowych. Dla porównania podać można przykład zakupu licencji na fińskie transportery opancerzone Patria, które w Polsce są produkowane pod znakiem Rosomak, więc fiński partner wykazał się uczciwością i rzetelnością czego nie można napisać o Amerykanach. Warto jeszcze wspomnieć, iż sprzedane Polsce wielozadaniowe F-16 nie posiadają zdolności bojowych ponieważ amerykanie w obawie przed przeciekiem do rosyjskich służb nie przekazali nam odpowiednich kodów bojowych. Podobnie rzecz się ma wobec stacjonujących w Polsce od marca br. 12 myśliwcami US Army, które jak się okazało są nieuzbrojone. Przedstawicielom polskojęzycznej centroprawicy można zadać kolejne pytanie – czy to Rosja siłą i szantażem narzuca nam dziś ideologię gender? Kto wypromował dążących do deprawacji całego narodu lewackich polityków, finansując od połowy lat 90. Kampanie Przeciw Homofonii (której aktywiści są obecnie parlamentarzystami Twojego Ruchu) ambasada rosyjska czy ambasady „naszych sojuszników” z USA i Holandii? Trzeba sprawę jasno postawić i uznać jako paradygmat, że to USA i państwa starej UE; a nie Rosja są obecnie głównym eksporterem lewicowej a nawet lewackiej wizji świata, cywilizacji śmierci, płytkiego konsumpcjonizmu, agresywnego laicyzmu, liberalnej demokracji, promocji dewiacji seksualnych. Spójrzmy na Węgry: zarówno rządzący Fidesz jak i nacjonalistyczny Jobbik dążą do zacieśniania relacji gospodarczych z Rosją i wychodzą na tym korzystnie; a u nas głupawka i giedroyciowa, psychoza w imię interesów USA i Niemiec trwa w najlepsze.
Przez swoje zachowanie Polska w strategii geopolitycznej Rosji jest postrzegana jako państwo nieprzyjazne. Polską racją stanu jest branie przykładu z Węgier, Słowacji i Czech, które to państwa wykazały się wzorową wstrzemięźliwością względem wypadków dziejących się na Ukrainie, dzięki czemu nie ma tam takiej psychozy i strachu przed „ruskimi” jak to dzieje się w Polsce. Niemcy zaś judząc Polskę przeciw Rosji de facto żyją z nią w symbiozie, załatwiając żywotne dla siebie interesy jednocześnie eliminują przez to polski kapitał z chłonnych rosyjskich rynków zbytu. Należy uznać rzeczywistość, iż Rosja pomimo swoich wad to bardzo chłonny rynek, który władze Polskie oddali, tym którzy nastawiają nasze społeczeństwo rusofobią niemalże walkowerem. Jednak polskie firmy, tam gdzie rola polityków jako pośredników między przedsiębiorstwami polskimi i rosyjskimi jest minimalna wbrew politykom radzą sobie na nich w niektórych gałęziach całkiem nie źle. Gorzej jest gdzie kontrakty zawierane są przez polityków (głównie żywność), i tutaj nasze państwo otrzymuje liczne embarga. Autosan ma szanse uratować się zamówieniami z Rosji, sami Rosjanie proponują stworzenie montowni w Wołgogradzie, także Rosjanie kupują nasze tramwaje i pociągi podmiejskie na dużą skalę. Zamiast robić z nimi interesy to mamy polityczną głupawkę jak czczenie czeczeńskich bojowników poprzez honorowanie ich imieniem warszawskich rond (co było za prezydentury w stołecznym ratuszu Lecha Kaczyńskiego), albo propagandowe występy byłego prezydenta RP w Tbilisi podczas kryzysu gruzińsko-rosyjskiego, które tak naprawdę w ratowaniu pokoju na Kaukazie nic nie dały, zaś skuteczne były negocjacje francuskiej głowy państwa gdzie w bilateralnych relacjach pomiędzy Rosją a Francją występują liczne, na dużą skalę wzajemne powiązania. Polskie władze stojąc na czele tzw. „koalicji samolotowej” zachowały się jak szczekający ratlerek Waszyngtonu i Berlina, który nic nie ugrał a jedynie wrogów sobie na tworzył. Historia już nie raz dowiodła że Niemcy ciągle podburzają Polaków przeciw Rosji a gdy się im to uda to wspólnie z nimi zawierają przymierza przeciw Nam. Tak było przed zaborami, gdzie Prusacy stworzyli stronnictwo pruskie które nastawiało polską „klasę polityczną” przeciw Rosji a gdy swój cel uzyskało szybko porozumiały się z Rosją w celu grabieży Rzeczpospolitej. Podobnie było przed powstaniami listopadowym i styczniowym; aby Rosja nie krzyżowała interesów pruskich w Niderlandach nie interweniowała tam gdzie toczyła się walka zachodnioeuropejskich mocarstw, więc na obrzeżach imperium rosyjskiego wywołali rewolucję, którą następnie wspólnie z Moskalami pacyfikowali. Teraz wystarczy poczytać wychodzące nad Wisłą niemieckie tabloidy gdzie publicyści ukazują „fakty medialne” jakoby Rosja w najbliższym czasie miała Polskę zaatakować, wystrzelić w kierunku Warszawy, Gdańska i Wrocławia rakiety z głowicami atomowymi, a sam Putin ma raka mózgu dlatego oszalał, a jedyną osobą która może go przed tym powstrzymać jest niemiecka kanclerz. Widać, że znów niemiecka agentura wpływu próbuje doprowadzić do wojny polsko-rosyjskie z której to Berlin wyciągnie najwięcej korzyści.
Rosja nie jest alternatywą dla zgniłego euroatlantyzmu
Nie mam idealistycznego obrazu Rosji, jako katechonicznego raju, epicentrum kontrrewolucji gdzie istnieje sojusz ołtarza i tronu. Taki utopijny wizerunek Rosji rysują polskojęzyczni konserwatyści (realiści), endekokomuniści i tzw. falangiści z X-Portalu, którzy w swoich felietonach fascynują się Rosją, jako jedyną zaporą przed zgniłym atlantyzmem i niesioną przez nich liberalną deprawacją ludzkości. Taka postawa została celnie wyśmiana przez Magdalenę Ziętek, która napisała „«katechonizacja» Putina stanowi dla mnie przejaw (…) quasireligijnej egzaltacji. Owszem, Putin jest politykiem niezwykle skutecznym, który dba o interesy swojego kraju. Ale stawianie go na czele kontrrewolucji jest, mówiąc delikatnie, także przejawem »odrealnienia«. Prawdziwa kontrrewolucja wymaga czegoś więcej niż bronienia swojego stanu posiadania przed Zachodem, czy nawet zakazywania pederastii. Kontrrewolucja wymaga zdecydowanego odrzucenia retoryki rewolucyjnej, a tego u Putina nie widać. Czy Putin obruszał się, kiedy Gerhard Schröder nazywał go «kryształowym demokratą»? Nie bardzo. Czy Putin kiedykolwiek krytykował doktrynę praw człowieka? Nie, on ją tylko interpretuje po swojemu. Jeśli chodzi o jego stosunek do cerkwi, można spekulować, na ile wynika on z głębokiej religijności, a na ile z politycznej kalkulacji. A być może ze zwykłej próżności – w końcu trudno kreować się na cara bez błogosławieństwa cerkwi”.[2]Należy także uzupełnić to stwierdzeniem, iż Rosja Putina to kraj masowych aborcji, epidemii AIDS i innych wszechobecnych patologii jak prostytucja, narkomania i alkoholizm. Rzeczywisty obraz Rosji i jej społeczeństwa nie ma się jak do propagandy uprawianej przez rodzimych skeczkonserwatystów PRLu, endeko(chamo)komunistów i kinder-faszystów z tzw. Fajlangi.
Rosja niezależnie: carska, sowiecka, postsowiecka jest nam cywilizacyjnie obca, i nigdy nie będzie dla nas strategicznym partnerem, jest ona przesiąknięta azjatyckimi pierwiastkami ludów koczowniczych, w relacjach międzynarodowych liczy się u niej tylko siła i przemoc, a wszelkie przejawy słabości wykorzystują na swoją korzyść, liczy się tylko z silniejszym od siebie. Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka” pisał „Mam pogardę dla Moskali za ich azjatycką skłonność niszczycielską, za tę bezceremonialność, z jaką tratują po niwach wiekowej pracy cywilizacyjnej, za tę wschodnią nieodpowiedzialność przed własnym sumieniem, która w każdej sprawie pozwala mieć dwa oblicza, ale czasem mi się zdaje, że nawet oni mają więcej odwagi, gdy idzie o uznanie bolesnej prawdy i wyciągnięcie z niej bezpośrednich wniosków”. Feliks Koneczny zaliczył ją do kręgu cywilizacji turańskiej (mongolskiej). Odznacza się ona supremacją sił fizycznych. Brak jest prawa publicznego. Życie publiczne opiera się na prawie prywatnym władcy, który czuje się właścicielem całego państwa oraz wszystkiego i wszystkich, którzy się w nim znajdują. Nie zna pojęcia społeczeństwa, zamiast organizacji społecznej jest organizacja wojskowa. Podczas gdy w cywilizacji łacińskiej jako jedynej o dualizmie prawa publicznego i prywatnego co zapewnia autonomię społeczeństwa wobec państwa. Siła polityczna nie wywodzi się samoistnie lecz z sił społeczeństwa. Państwo opiera się na społeczeństwie i ma być narzędziem ułatwiającym rozwój społeczeństwa. Niezrozumienie cywilizacyjnych różnic powoduje brak zrozumienia skąd się biorą takie a nie inne relacje tamtejszej Cerkwi z władzą państwową; władza kościelna jest równie przesiąknięta wpływami cywilizacyjnymi stąd też uległa władzy państwowej. Cała idea katechonizmu prezentowana choćby na portalu konserwatyzm.pl jest zaprzeczeniem filarów cywilizacji łacińskich, świadczy jedynie mentalnym azjatyźmie twórców i wyznawców tej dziwacznej ideologii. O sposobie myślenia rosyjskich elit politycznych względem Polski, ogólnie słabszych o niej państw rosyjski historiozof, kreator idei euroazjatyzmu prof. Aleksander Dugin w wywiadzie dla „Frondy” powiedział „W tym kontekście Polska znajduje się na granicy między światem katolickim a prawosławnym. (…) To położenie na granicy między Rosją a Niemcami sprawia, że zawsze w historii będzie występował problem rozbiorów Polski między Wschód i Zachód. (…) My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem, przy pomocy wywieranego przez nas nacisku, maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. Nie jesteśmy zainteresowani kolonizowaniem tak jak Anglicy, lecz wytyczaniem swoich strategicznych granic geopolitycznych bez specjalnej nawet rusyfikacji, chociaż jakaś tam rusyfikacja powinna być. Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie.”[3]
Pomimo tej wzajemnej niechęci Polska musi w jakiś racjonalny sposób ułożyć sobie relacje z Rosją, wiadomo jest iż Rosja nie będzie dla nas głównym ani strategicznym sojusznikiem. Polska nie da się wpisać w projekt euroazjatycki czego oczekują skecz-konserwatyści i falangiści. Rosja nie będzie traktować Polski w sposób partnerski tak samo jak Związek Sowiecki nie traktował PRLu w ramach Układu Warszawskiego i RWPG, jak USA nie traktuje nas na równi sobie w ramach NATO a Niemcy i Francja w ramach UE traktują Polskę jako swoistą kolonie uzależniając od siebie; tak jak to czyni każdy silny gracz ze słaby partnerem będącym dla niego przedmiotem gry a nie podmiotem. Jednak relacje polsko-rosyjskie powinny ulec normalizacji, a ta powinna oprzeć się z naszej strony na trzech filarach 1) Polska musi przestać zachowywać się jako bezrefleksyjny, dyspozycyjny wasal wykonujący zlecenia swoich mocodawców z Waszyngtonu i Berlina, którzy wykorzystują go do swoich interesów. Polska stawiając na oś Północ-Południe (o czym szerzej później) jednocześnie balansując pomiędzy Wschodem a Zachodem winna powoli wybijać się na prowadzenie niezależnej polityki zagranicznej jak to czynią nasi południowi sąsiedzi. 2) Nie angażować się w wewnętrzne spory innych państw, zwłaszcza tych postsowieckich. Tak samo jako Polacy nie życzymy sobie aby politycy z innych krajów angażowali się w życie polityczne Polski i jawnie wspierali konkretne partie czy opcje polityczne. 3) Przestać przeszkadzać polskich przedsiębiorstwom w robieniu interesów w Rosji, niektóre z nich na tym rynku działają z wielkimi sukcesami o czym pisałem już wcześniej. Wystarczy przyglądać się naszym południowym sąsiadom, naszym partnerom z Trójkąta Wyszehradzkiego i brać z nich przykład. Tyle i aż tyle. Natomiast odpowiadając na pytanie, z którymi środowiskami politycznymi w Rosji winno być nam po drodze? Na dzień dzisiejszy trudno jest na nią odpowiedzieć. Na pewno nie jest to obóz KaGieBisty Putina, ani środowisko euroazjatów Dugina. Naturalnym partnerem winny być rosyjscy etno-nacjonaliści, których dewizą jest „Wolność narodom, śmierć imperiom”, tym samym zaznaczają, iż największą ofiarą imperialnej polityki Kremla nie są wcale podbite ludy Kaukazu a właśnie naród rosyjski. Niestety na dzień dzisiejsi ento-nacjonaliści to zjawisko jeszcze marginalne nieodgrywające większej roli w Rosji, miejmy nadzieje iż ta sytuacja w niedalekiej perspektywie się zmieni.
Dezaktualizacja idei jagiellońskiej
Kolejne zagadnienie w polityce wschodniej to kwestia Ukrainy i na dziś mało aktualna Białorusi. Przedstawiciele pipi-prawicy jako swoją misję uznali wyciagnięcie Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów i stanie się jej przewodnikiem w drodze do świata Zachodu. Polska centroprawica swoją myśl geopolityczną czerpie z idei jagiellońskiej aktualizowaną w XX w. przez Jerzego Giedtroycia. Trzeba sobie zdać sprawę iż idea jagiellońska już w II połowie XIX w wieku była mrzonką i iluzją. W tym okresie nastąpił proces wzrostu świadomości narodowej w szerokich masach społecznych i postęp pojęć politycznych. Jako pierwsi w polskiej myśli politycznej zdali sobie z tego sprawę twórcy Narodowej Demokracji, którzy w geostrategii dokonali przewartościowania i porzucenia jeszcze mocno popularnej w świadomości ówczesnych intelektualistów federacyjnej idei jagiellońskich na rzecz inkorporacyjnej idei piastowskiej czyli hegemonicznego państwa narodowego. Roman Dmowski w swoich pismach jasno wskazał, iż narody europejskie w państwie narodowym odnajdywały najdoskonalszą formę własnego politycznego bytu, zapewniającą ochronę tożsamości, języka, tradycji, indywidualności kulturalnej, ducha i charakteru. Rodziła się wówczas tożsamość narodowa wśród ludów, które wcześniej takiej samoidentyfikacji nie doznali. Rusini w zaborze austriackim dzięki wsparciu wiedeńskiego rządu budowali swoją tożsamość w ostrej konfrontacji do Polaków. Podobnie rzecz się miała w przypadków zamieszkujących Żmudź Litwinów, którzy do historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów odnosili się jako do czasów wynaradawiania i utraty własnej tożsamości. Zasada narodowa i chęć suwerenności prawno-ustrojowej oznaczała dla Polaków nie tylko konflikt z zaborcami ale też z tymi z którymi tworzyliśmy Rzeczpospolitą Jagiellońską, którzy nienawidzili Polaków z tego powodu, że przed wiekami zostali przez nas politycznie i kulturowo zdominowani. O bankructwie jagiellońskich mrzonek przekonał się sam Józef Piłsudski, który najpierw urządził bunt gen. Żeligowskiego i przyłączył Wileńszczyznę do Polski, a następnie jego obóz polityczny nie miał skrupułów stanowczo pacyfikować opłacanych przez wywiady niemiecki i litewski ukraińskich separatystów, którzy poprzez akty terroru dążyli do destabilizacji Polski i naruszenia jej integralności terytorialnej. Mówienie w dniu dzisiejszym o idei jagiellońskiej to przejaw odrealnienia, nierozumienia zachodzących od końca XIX w. procesów społecznych, to nieuznająca rzeczywistości romantyczna nostalgia.
Wracając do teraźniejszości, należy sobie zdać sprawę, iż jeśli Ukraina wejdzie do UE to Polska będzie osaczona przez Niemcy z dwóch stron. Zważmy, iż Kliczko i Jaceniuk przed majdańską ruchawką nie jeździli po instrukcje do Warszawy do Kaczyńskiego, do Tuska i Sikorskiego – jeździli po nie do Berlina. Należy sobie uzmysłowić iż Ukraina w ramach UE może być dla Polski zagrożeniem, zwłaszcza uderzy to w rynek żywności, gdy na rynki zachodnie kontrahentom będzie oferowany znacznie tańszy towar od produktów polskich. Tak samo państwa starej Unii swoje zakłady/montownie będą z Polski przenosić na Ukrainę gdzie siła robocza będzie znacznie tańsza niż w Polsce. Tym samym w Polsce pożegnamy się z kilkuset tysiącami miejsc pracy.
Polska realizując politykę w ramach Partnerstwa Wschodniego wobec Ukrainy i Białorusi działa w interesie nie swoim a Niemiec. A mówiąc dosłownie Niemcy aby nie psuć swoich obopólnie korzystnych relacji handlowych z Rosją, swoje interesy realizuje polskimi rękami. Sposób realizacji „partnerstwa”, gdzie nie ukrywany jest antyrosyjski wymiar tego projektu przez to Polska nic nie zyskuje, a traci potencjalnego partnera w relacjach gospodarczych, staje się jednym z czołowych państw w doktrynie rosyjskiej określanym jako nieprzyjazne. W odwecie Rosja nakłada embarga na polską żywność, na czym tracą przede wszystkim polscy rolnicy. Przyjrzyjmy się na chwilę relacjom polsko-ukraińskim w kontekście PiSowskiej doktryny, iż „wolna Ukraina jest gwarantem wolnej Polski, buforem oddzielającym od Rosji.” Przez ostatnie ćwierć wieku Polska nie była wstanie pomóc Ukrainie przezwyciężyć jej wewnętrznego rozdarcia pomiędzy zależnościami ekonomicznymi i surowcowymi od Rosji a prozachodnimi inspiracjami części obozów politycznych wschodniego sąsiada. Polska nie ma nic do zaoferowania poza politycznymi deklaracjami, których realizacja tylko w niewielkim stopniu od Polski zależy. Dlatego też prozachodni politycy Ukrainy de facto nie traktują Polski jako strategicznego partnera, oczy kierują ku Niemcom i Francji, których potencjał jest znacznie większy niż Polski. Polska na Ukrainie odgrywa minimalną pozycję gospodarczą i polityczną będąc jedynie zderzakiem dla Rosji. Zaangażowanie się polskich polityków w wewnętrznych sporach na Ukrainie jest podwójnie niebezpieczne dla Polski. Z jednej strony będzie to wywoływać stanowcze reakcje Rosji względem naszego państwa a z drugiej umacniać i uwiarygadniać środowiska szowinistyczne, neobanderowskie, które ponownie zgłaszają pretensje terytorialne względem Polski, a także dążą do zacierania polskiego dziedzictwa kulturowego w zachodniej części tego państwa.
W kwestiach sąsiednich winniśmy pozbyć się mesjanizmu np. wyzwalania spod postsowieckiej dominacji a przejść na pragmatyczną politykę tworzenia wspólnych sukcesów. Błąd idealistycznej polityki Kaczyńskich polegał na tym, iż państwa regionu zauważyli, że polscy politycy szczególnie ci z PiS chcą wykorzystać ich państwa do osobistych porachunków z Rosją co powodowało rezultaty przeciwne od oczekiwanych. „Należy uzmysłowić sobie, – przed kilkoma latami napisał Łukasz Reszczyński – że zauważalne jest poczucie wyższości wobec Ukrainy, aż nadto widoczne w postawie polskich elit politycznych, działa bardzo deprymująco na polityków ukraińskich. Tworzy to wręcz komiczną sytuację, w której Polska, nie mając Ukrainie w zasadzie nic do zaoferowania, występuje wobec niej z pozycji rozwiniętego kraju…”.[4] W relacjach z Ukrainą należy zmienić zwrotnice tej współpracy, z doszukiwania się wspólnego wroga, i donkichotowskiej walki z nim należy przełożyć je na szukanie wspólnych płaszczyzn do współpracy. Przed wejściem Polski do UE istniały mocne relacje handlowe pomiędzy Polską a Ukrainą, co widoczne było w strefie przygranicznej, dziś w dobie Schengen, tak na prawdę odgrodziliśmy się od naszego sąsiada, czego dowodem jest zapaść ekonomiczna przygranicznych gmin i powiatów. Zamiast straszyć się nawzajem Rosją poszukajmy wspólnych rozwiązań na umacnianie relacji gospodarczo-handlowych. Straciliśmy wiele w lat na „spokojny” proces „wprowadzania Ukrainy do Europy” zamiast tworzenia histerii zagrożenia ze strony Rosji winniśmy wspólnie dążyć do stworzenia szlaku drogowo-kolejowego via Intermare łączącego porty bałtyckie w Trójmieście przez Toruń-Warszawę-Lublin-Lwów-Tarnopol do z czarnomorskiego portu w Odessie. Kolejny priorytet polskiej polityki względem Ukrainy i Białorusi winno być zacieśnianie relacji kulturalnych oraz budowaniu na tych obszarach polskiego soft power, tak jak to Niemcy na urabiają elity i opinię publiczną w wielu krajach na rzecz swojego punktu widzenia i swoich interesów. Planem polskiej polityki winna być miękka polonizacja Kresów, czyniąc z nich polską sferę wpływów kulturowych, społecznych i gospodarczych.
Endecka wizja Międzymorza
Będąc w kleszczach niemiecko-rosyjskich w polskiej myśli geopolitycznej należy przestawić zwrotnicę z osi Wschód-Zachód na Północ-Południe. Publikujący na łamach „myśl.pl” Piotr Zych recenzując jeden z zeszytów „Polityki Narodowej” (nr 11 z 2012 r)[5] skrytykował koncepcję ładu Europy Środkowo-Wschodniej opierającej się na trzech morzach Adriatyk-Bałtyk-Czarne, ukazując w swoim dowodzeniu na istniejącą siatkę powiązań polityczno-gospodarczych łączących Polskę z RFN. Nie sposób odmówić racji Zychowi, który omawiając zagadnienie polityki wielkich obszarów wykazywał, iż współcześnie jest określeniem obszaru dominacji ekonomicznej i politycznej hegemona, z założeniem iż współczesnym hegemonem są nie tylko państwa ale też korporacje i instytucje finansowe wspierane potęgą państw macierzystych. Piotr Zych udowodnił, iż polityka polska jest zdeterminowana położeniem pomiędzy Niemcami i Rosją, a przez obecną strukturę własnościową nasze państwo posiada bardzo ograniczone możliwości działania. Jednak tok rozumowania Zycha jest myśleniem pesymistycznym, defensywnym, duchowo obcym twórcom Narodowej Demokracji, przebija się w nim pierwiastki tradycji lojalistycznej, ugodowej reprezentowanej w XIX i XX wieku przez obóz konserwatystów. Narodowi Demokraci uznając zastaną rzeczywistość polityczną nie bali się głosić śmiałych, nowoczesnych na miarę epoki koncepcji i poglądów, które w sposób ewolucyjny miały zmieniać, modernizować zastane realia. System dywersyfikacji sieci powiazań polityczno-ekonomicznych jest najskuteczniejszym kluczem bezpieczeństwa państwa w przypadkach różnorakich sytuacji kryzysowych u naszych partnerów. W przypadku pozostania w polityce wielkich obszarów i zwasalizowaniu się na rzecz RFN jak to przedstawia Piotr Zych w sytuacji załamania się gospodarczego za Odrą, bądź nieprzyjaznych Polsce przeobrażeń politycznych doprowadziłoby to do bankructwa Polski, więc należy szukać alternatywnych rozwiązań poprzez zawieranie kontraktów i sojuszy z innymi partnerami, dopiero w następnym etapie będzie można myśleć o reorientowaniu się naszej geostrategii.
Po odzyskaniu niepodległości endecja postulowała aby na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej w państwach leżących między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym powstał blok polityczny związany sojuszem z Francją. Taka kombinacja polityczna, zwana Międzymorzem, miała zabezpieczyć kraje regionu środkowoeuropejskiego przed możliwością agresji któregokolwiek z wielkich sąsiadów Polski tj. Niemiec i Związku Sowieckiego. Endecy postulowali przyłączenie się Polski tzw. Małej Ententy, grupującej Czechosłowację, Rumunię i Królestwo Serbów Chorwatów i Słoweńców czyli późniejszej Jugosławii (1929 r.). Kraje te były zainteresowane głównie przeciwdziałaniem ze strony węgierskiego rewizjonizmu, więc nie miały ochoty na zacieśnianie współpracy z Polską, której problemy z Niemcami i Rosją oraz tradycyjne sympatie prowęgierskie nie pasowały do celów Małej Ententy.
Na przeszkodzie polskiej idei Międzymorza stało głównie antypolskie stanowisko Czechosłowacji, które zostało zaognione sporem o Śląsk Cieszyński i prosowiecką postawą Pragi podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Mimo napiętych relacji z Czechosłowacją Narodowi Demokraci postulowali przezwyciężenie tych problemów. Czechosłowacja z racji, iż posiadała nowoczesny przemysł mogła odgrywać ważną rolę w relacjach gospodarczych. Dzięki ścisłej współpracy z południowym sąsiadem Polska mogła uniezależnić się ekonomicznie od Niemiec. Wymiana handlowa z krajami zachodniej Europy mogłaby odbywać się nie jak do tej pory było przez Niemcy a przez Czechosłowację. Artykuły przemysłowe zamiast od zachodniego sąsiada można było sprowadzać z Czech. Ważnym partnerem wg. Endeków była dla naszego państwa Rumunia, przez jej terytorium Polska zyskiwała dostęp do Morza Czarnego, co odgrywałoby ważną rolę w spodziewanym konflikcie z Niemcami, jako południową drogę do Francji. Ważne były także walory ekonomiczne to jest stworzenie szlaku tranzytowego kolejowego i drogowego z Gdyni do Konstancy nad Morzem Czarnym dawało Polsce możliwość wejścia na rynki w Turcji i Azji Zachodniej. W tym pakcie bezpieczeństwa opartego na trzech morzach Adriatyckim, Bałtyckim i Czarnym, mającym na celu trwałe oddzielenie Rosji i Niemiec polscy narodowcy widzieli także miejsce dla Węgier. Jednak jak już wcześniej zaznaczono spoiwem łączącym kraje Małej Ententy było przeciwdziałanie odradzającemu się rewizjonizmowi węgierskiemu, a samo państwo węgierskie klucz do własnego bezpieczeństwa widzieli w ścisłym sojuszu z Niemcami. Do swojego sytemu bezpieczeństwa narodowcy włączali państwa bałtyckie i skandynawskie. Dobre stosunki z nimi miały zapewnić asekurację ze strony sowieckiej Rosji, i rozszerzyć dostęp Polski do Morza Bałtyckiego poprzez możliwość korzystania z tamtejszych portów. Najdalej idącą koncepcję układu środkowo-europejskiego prezentował Marian Seyda w okresie gdy pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych. Zakładał on na bazie Małej Ententy, Polski i Grecji stworzyć system gwarancyjny, do którego w dalszej perspektywie miałby wejść państwa bałtyckie i Turcja.
Narodowcy opowiadając się za ścisłą współpracą krajów położonych pomiędzy trzema morzami stanowczo sprzeciwiali się dążeniom do powołania federalistycznych form tej integracji. Dla endeków najlepszą formę organizacyjną stanowiło państwo narodowe, uzasadniając to perspektywą historyczną. Zdaniem Romana Rybarskiego wszystkie państwa wielonarodowe skazane są na rozpad, czego dowodem była Austria. Powoływali się także na inne doświadczenia z XIX wieku wykazując iż takie organizmy państwowe charakteryzują się stałą niestabilnością i efemerycznością. W publicystyce nacjonalistycznej pojawiały się na takie formy państwa także określenia ironicznej jak „karykatura państwa” czy „wybryk polityczny”.[6]
Aktualizacja osi Północ-Południe – wyzwania dla Ruchu Narodowego
Jedyną szansą wobec podwójnego zagrożenia dla Polski znajdującej się w rosyjsko-niemieckich kleszczach, osi Paryż-Berlin-Moskwa jest zacieśnienie integracji z krajami regionu, których potencjał ekonomiczno-gospodarczy jest podobny do naszego, posiadają podobne doświadczenia historyczne i zmagają się z podobnymi problemami społecznymi. Należy przewartościować naszą geostrategię z osi Wschód-Zachód na Północ-Południe. Należy zacieśniać współpracę w ramach Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry), rozszerzyć tę koalicje o inne państwa leżące w basenach mórz ABC a jednocześnie należących do UE tj. Bułgarię, Rumunię i Słowenię, Chorwację i kraje skandynawskie (w tym też pozostającą poza UE Norwegię) oraz bałtyckie. W dalszej perspektywie pozostałe państwa postjugosławiańskie: Serbię, Czarnogórę, Macedonię a także Grecję i odgrywającą coraz większą rolę na geopolitycznej szachownicy Turcję. Sprawdzianem tego sojuszu byłoby wypracowywanie wspólnych strategicznych stanowisk i przemawianie na arenie międzynarodowej jednym głosem. Adam Balcer w jednym z wywiadów na temat potrzeby reorientacji polityki zagranicznej wskazał, iż w przypadku aktualizacji idei koalicji międzymorskiej: „Bardzo ważne jest, aby ta koalicja nie ograniczała się tylko do państw postkomunistycznych, żeby nie powstała swego rodzaju «bieda-grupa». Dlatego ważny jest udział na przykład Finlandii lub Szwecji, z którą Polska ma szczególną wspólnotę interesów w wielu kwestiach (…). Kolejnym etapem zawsze powinno być poszukiwanie w UE koalicjantów poza osią. Szwecja jest także ważnym inwestorem w naszym kraju i jest bardzo zainteresowana naszym rynkiem. Polska potrzebuje wsparcia, jeśli chodzi o R&D [prace badawczo-rozwojowe – przyp. RO] a Szwedzi mają tu ogromne osiągnięcia. Poza tym Polska musi zmienić swój bilans energetyczny, odejść od węgla i tutaj otwierają się kwestie energii odnawialnej, biomasy, energii nuklearnej, CCS – w każdej tej dziedzinie Szwedzi są mocni. To partnerstwo może mieć charakter strategiczny i trwały.”[7] Balcer wskazuje, iż jednym z głównych problemów tej koncepcji jest zbyt mały udział polskiej gospodarki w rynkach krajów międzymorskich. „Nasze inwestycje zagraniczne są niewielkie i w ograniczonym zakresie trafiają do Europy Środkowo-Wschodniej. Jeszcze w 2008 r. przed kryzysem skumulowane inwestycje polskie za granicą były niewiele większe od Węgier, które mają ponad 3,5- krotnie mniejszą gospodarkę od naszej. Zdecydowana większość węgierskich inwestycji trafiła do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, zaś polskich mniej niż 20%.”[8] Aby wyjść naprzeciw tym problemom a także pewnym obawom naszych potencjalnych partnerów Polska winna zmienić swoją strategię modernizacji infrastruktury transportowej. Obecnie realizowane inwestycje tranzytowe przebiegają wzdłuż naszych granic z zachodu kraju na wschód co jest podyktowane działaniami lobby niemieckiego i francuskiego tworząc z naszego państwa korytarz dla ich towarów na rynki wschodnie. W interesie polskim a także zacieśniania współpracy na osi Północ-Południe Polska winna skupić się na realizacji inwestycji mających połączyć porty na Bałtyku z portami na Adriatyku, Morzu Czarnym Egejskim i Jońskim, wówczas można by realnie myśleć o dywersyfikacji wymiany handlowej z Europą Zachodnią zwłaszcza Niemcami przez co Polska uzyskałby atrybut alternatywnych relacji i wybijała się na prowadzenie niezależnej polityki i ekonomiki. Aby móc myśleć o realizacji powyższych postulatów geostrategicznych musi powstać odpowiednia infrastruktura transportowa (zarówno kołowa jak i kolejowa). Obok powstającej z największymi trudami autostrady A1 łączącej Trójmiasto z Toruniem, Łodzią, Aglomeracją Śląska stanowiącej część szlaku europejskiego E75 który na południe od naszych granic biegnie przez Słowację (ze stolicą Bratysławą), Węgry (Budapeszt), Serbię (Belgrad), Macedonię do greckich portów w Salonikach i Atenach. Ważnym jest aby udało się wybudować szlaki tranzytowe o standardach druk ekspresowych 2+2 oraz porównywalne kolejowe wzdłuż granicy zachodniej i wschodniej. Na zachodzie kraju ważnym jest powstanie szlaku tranzytowego wzdłuż Odry tj. drogi ekspresowej S3 łączącej porty w Świnoujściu i Szczecinie przez Gorzów Wielkopolski, Zieloną Górę do granic państwa a następnie połączenie przez czeską Pragę, Wiedeń i zyskać szybki dostęp do portów na Adriatyku w Słowenii, Chorwacji i Czarnogórze. Podobnie jest w przypadku szlaku via Carpathia który na obszarze Polski biegnie wzdłuż drogi krajowej nr 19 łączącej Białystok z Lublinem i Rzeszowem. W przypadku na północ od Polski przez litewskie Kowno zyskalibyśmy dostęp do portów litewskich, łotewskich i estońskich, a na południe przewidywany szlak łączył by wschodnią Słowację i Węgry, zachodnią Rumunię i Bułgarię z rozgałęzieniami do portów w rumuńskiej Konstancy i bułgarskich Warny i Burgas, a także kontynuacji szlaku do portów greckich oraz ważnego i strategicznego w wielu względów zarówno politycznych jak i ekonomicznych tureckiego Stambułu. Oprócz tego ważnym jest stworzenie morskich autostrad łączących nasze porty ze szwedzkimi, norweskimi i fińskimi a także prace nad powstaniem żeglugi śródlądowej. Tak realizowana koncepcja byłaby pragmatyczną polityką tworzenia wspólnych sukcesów, polegających na ustrzeganiu się próby stworzenia hegemonii, któregoś z państw na obszarze Europy Środkowej a wzbudzaniu solidarnej postawy i tworzenia jednolitej strategii rozwoju regionu.
Niewątpliwie próbą zbudowania takiej koalicji napotkałaby wiele problemów zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych. W większość w jej skład wchodziłyby małe państwa które byłyby rozgrywane przez wielkich graczy zwłaszcza Rosję i Niemcy. Kilka lat temu byliśmy świadkami nerwowego zachowania francuskiego prezydenta, który na fakt odbywania się konferencji w ramach Grupy Wyszehradzkiej przed szczytami Unii Europejskiej wysuwał groźby przestrzegając kraje Grupy przed wcześniejszym ustalaniem wspólnej strategii. Znacznie wcześniej wraz z upadkiem Związku Sowieckiego powstała Inicjatywa Środkowoeuropejska początkowo grupująca cztery państwa: Włochy, Austrię, Węgry i Jugosławię, do których w następnych latach dołączyły m.in. Czechosłowacja i Polska. Poważnym błędem Inicjatywy było przedwczesne odkrycie kart, gdyż kraje te nie ukrywały iż w obliczu rozpadu państwa sowieckiego projekt ten ma przeciwdziałać powstaniu niemieckiej hegemonii na kontynencie. Niemcy wykorzystując waśnie na tle narodowościowym doprowadziły do krwawego rozpadu Jugosławii, oraz pokojowego Czechosłowacji. W przypadku pierwszego z państw rozbudzone konflikty oraz towarzysząca im fala zbrodni pokutuje do dnia dzisiejszego. Inne problemy wynikają z przyczyn wewnętrznych, być może inspirowanych też z zewnątrz. Jako przykład można podać, iż w kwestii polskiej Czesi zgłaszają obawy, iż Polska w tym projekcie mając przewagę demograficzną i obszarową stałaby się liderem a następnie dążyłaby do roli hegemona, wobec czego korzystniejszym dla Pragi jest stanie się zależnym od znacznie silniejszych Niemiec. Jednak to RFN wysuwa względem Czech roszczenia majątkowe (podobne roszczenia Niemcy wysuwają wobec Polski) żądając anulowania tzw. dekretów Benesza, ów roszczenia z czasem mogą w razie kryzysu i demontażu UE przerodzić się w terytorialne czego dowodem jest obowiązujący art. 116 konstytucji RFN. Przez co Polska i Czechy zyskują wspólną płaszczyznę porozumienia.
Dla Polski głównym problemem w realizacji idei międzymorskiej jest Litwa, która posiada polski kompleks, przejawiający się wrogością względem zamieszkujący Wileńszczyznę Polaków i zacierania polskiego dziedzictwa na swym terytorium. Ma on podłoże historyczne, iż przed kilkuset laty dużo mniejsza obszarowo Korona była wstanie politycznie, tożsamościowo i kulturowo zdominować Wielkie Księstwo Litewskie. Z tych powodów mały kraj Litwa będzie bardziej opierał się na polityce polaryzacji niż szukał wspólnych punktów geostrategii z Polską. Na Łotwie i w Estonii w odróżnieniu od Litwy nie ma polonofobii, ich tożsamość została zbudowana na micie walki z bolszewizmem i stale czuje zagrożenie ze strony imperializmu rosyjskiego co Polska winna wykorzystać w celu pozyskania tych państw do ścisłej współpracy. Wówczas osaczona i osamotniona Litwa stanie przed poważnym dylematem, który wymusić może na niej opowiedzenie się po stronie idei międzymorskiej. Atutem maleńkiej Estonii są nowoczesne technologię, zwłaszcza informatyczne. Estonia zanotowała wysoki skok cywilizacyjny, posiada zmodernizowaną opartą na wiedzy gospodarkę. W odróżnieniu od Polski, Estonia jest państwem w którym udało się przeprowadzić radykalne reformy społeczne, dzięki czemu pod względem mentalnym Estończycy zerwali z sowieckim dziedzictwem, pomimo iż zamieszkuje ją niecałe 1,3 mln. mieszkańców stali się tygrysem innowacyjnej gospodarki w skali nie tylko regionalnej a globalnej. Co prawda wynalazczość w Polsce też może poszczycić się wielkimi osiągnięciami, jednak władze państwowe nie są wstanie zadbać o to aby patenty polskich naukowców wykorzystać w biznesie i przetwarzać na produkty konsumpcyjne. Przez niedołężność organów państwa korzyści z wdrożenia do przemysłu niebieskiego lasera czerpie kto inny a nie Polska, podobne obawy wysuwa się w przypadku skomercjalizowania produkcji grafenu do powszechnego przemysłowego użytki.
Uzupełniając należy zaznaczyć, iż teatr zmagań wojennych coraz częściej przenosi się do świata wirtualnego, coraz większą rolę odgrywają cyber-ataki. W tych przypadkach nie decyduje demografia, stan uzbrojenia a innowacyjna myśl technologiczna, wówczas nawet małe ale profesjonalnie zorganizowane państwo ma duże szanse na odniesienie zwycięstwa nad potęgą militarną o imperialnych ambicjach, wystarczy wprowadzić w siec przeciwnika wirusy, które sparaliżowałyby, bądź nawet przejęły kontrolę nad systemami łączności i dowodzenia imperatora.
Dlatego też ważnym jest zmożenia współpracy z państwami półwyspu skandynawskiego, których gospodarka opiera się na nowoczesnych, innowacyjnych technologiach i ścisłego powiązania nauki z biznesem. Polska winna skupić się na wzmożeniu wymiany handlowej z krajami skandynawskimi, a także azjatyckimi i osłabić ją Niemcami i Francją. Miałoby to znaczne przełożenie na politykę państwa, ponieważ import niemiecki, francuski i amerykański ma silne przełożenia i naciski o charakterze politycznym, gdy w przypadku państw skandynawskich, środkowoeuropejskich i niektórych azjatyckich kwestie polityczne odgrywałyby znacznie mniejsze znaczenie, albo nawet byłyby one niemal zerowe. Norwegia dodatkowo w swoich zasobach ma surowce energetyczne a dokładnie gaz ziemny. Jako zdradę stanu można uznać decyzję postkomunistycznego rządu Millera o zerwaniu wstępnej umowy na budowę rurociągu gazowego z Norwegii. W przypadku powodzenia tego projektu Polska posiadałaby zdywersyfikowane źródła dostaw gazu ziemnego, wówczas mogłaby prowadzić niezależną opartą na zasadach konkurencyjności gospodarkę energetyczną. Decyzja neokomunistycznego rządu była podyktowana naciskami płynącymi z Berlina, który wszelkimi sposobami paraliżuje polskie dążenia do niezależności ekonomicznej i politycznej.
Dodać należy, iż w 2011 r. Szwecja złożyła Polsce propozycje zawarcia sojuszu wojskowego, w skład którego weszły by pozostałe państwa skandynawskie i bałtyckie, było to odpowiedzią na zawarcie przez Rosję umowy na zakup francuskich okrętów wojennych Mistral. Państwa nordyckie, utrzymują sprawne siły zbrojne zdolne nie tylko do efektywnej obrony, ale i zadania bolesnych ciosów poza swoimi granicami państwowymi. W wypadku konfliktu zbrojnego z Rosją, same tylko Szwecja i Finlandia są w stanie za pomocą swojej marynarki wojennej zablokować flocie rosyjskiej swobodę poruszania się po Bałtyku a siły powietrzne Finlandii, Szwecji i Norwegii (w sumie blisko 250 nowoczesnych samolotów wielozadaniowych) mogłyby nawet pokusić się o panowanie w powietrzu w tym rejonie. Co ciekawe każdy ze wspomnianych krajów wydaje na obronność niewiele ponad połowę polskiego budżetu. 5 milionowa Finlandia utrzymując efektywny system armii z poboru, na czas wojny jest w stanie wystawić 350 000 żołnierzy. 8 milionowa Szwecja porzuciła armię masową ale na wypadek konfliktu jest w stanie zmobilizować około 70000 żołnierzy. Państwa te posiadają profesjonalnie zorganizowane oddziały obrony terytorialnej, co obecnie jest bolączką polskich sił zbrojnych. Kraje Półwyspu Skandynawskiego dysponują poza tym dużym potencjałem przemysłu zbrojeniowego produkującego sprzęt będący w zainteresowaniu Wojska Polskiego i są otwarte na transfer technologii do polskiego przemysłu czego przykładem jest wspomniany kołowy pojazd opancerzony Patria (polski Rosomak), Norwegowie produkują najlepsze pociski przeciwokrętowe, a Szwedzi samoloty wielozadaniowe Saab Sas Gripen.[9] Niektórzy Szwedzcy politycy w projektowanym sojuszu wojskowym widzieli zaczątek geostrategicznej osi Sztokholm – Ankarę przebiegającej przez Warszawę, Pragę, Budapeszt i pozostałe stolice państw międzymorskich, która by przecinała w poprzek oś Paryż-Berlin-Moskwa.
Turecka szansa
Polska zamiast skupiać swoją uwagę o rozszerzenie Unii Europejskiej o Ukrainę winna wraz z Węgrami i Chorwatami stać się protektorem wejścia Turcji do UE, bo to właśnie Turcy ze swym potencjałem demograficznym (ponad 70 mln. mieszkańców), gospodarczym i swoją pozycją w regionie Azji Zachodniej może zachwiać hegemonią Niemiec na forum UE. Turcja obecnie posiada znacznie większe perspektywy rozwojowe niż państwa obecnej Unii, jest państwem który bardzo szybko się modernizuje, rosną nakłady na R&D, a Polska jako promotor Turcji w Europie zyskałaby szanse na wejście w ten jakże chłonny rynek zbytu, który jednocześnie stałby się korytarzem na dalszą ekspansję dla naszych towarów eksportowych: przemysł spożywczy, maszyny rolnicze i środki transportowe, w przyszłości też czołgi PL-01 Concept. W przypadku sojuszu wojskowego Ankara posiada liczne atuty, ma nowoczesną oraz drugą pod względem wielkości armię spośród państw sojuszu północnoatlantyckiego, kontroluje cieśniny czarnomorskie, tylko przez tureckie terytorium można wejść i opuścić basen Morza Czarnego.
W polityce globalnej oprócz zachwiania hegemonii niemieckiej na forum UE wejście Turcji z jej muzułmańskim dziedzictwem skutecznie hamowałoby dalsze utopijne procesy integracyjne w postaci tworzenia multikulturowego społeczeństwa, globalnej wioski skupiającej osoby pozbawione własnej tożsamości, Wiary i narodowości. Wejście cywilizacyjne obcego państwa w szeregi UE mogłoby wzbudzić powszechną refleksję nad kulturowym dziedzictwem starego kontynentu i niewątpliwie przyspieszyłoby demontaż Unii; przy najmniej w jej obecnej formie oraz doprowadziłoby do rychłego załamania się ideowo-politycznego profilu tej integracji.
Kończąc wątek turecki, przy takim postawieniu sprawy możemy spotkać się z oskarżeniem, iż dążymy do islamizacji Europy. Cóż można odpowiedzieć? Zachód kontynentu jest już w poważnym stopniu zislamizowany i to z winy jego samego. Druga kwestia w relacjach międzynarodowych, w stosunkach bilateralnych kwestie religijne czy cywilizacyjne od wielu set lat nie odgrywają większego znaczenia, liczy się racja stanu danego państwa. Spójrzmy na obecną politykę Rosji, USA, WB. Państwa te zawierają różne zdawało by się egzotyczne sojusze. Szczególnie cyniczną rolę odgrywa w tym przypadku USA, gdzie do grona strategicznych partnerów zaliczają się kraje w których występuje na szeroka skalę prześladowanie chrześcijan, w niektórych przypadkach dochodzi do krwawych pogromów. Warto też w tym kontekście czerpać z doświadczeń naszej historii. Podczas gdy „katolicka” Austria, wraz z protestanckimi Prusami i prawosławną Rosją dokonywały rozbiorów Rzeczypospolitej tego aktu grabieży nie uznały islamskie Turcja i Persja oraz protestancka Dania. Inny przykład to sojusze jakie zawiązały się przed wybuchem I wojny światowe, z jednej strony mieliśmy katolickie Austro-Węgry i Włochy (te w 1915 r. dokonały reorientacji geopolitycznej o 180 stopni), ewangelickie Niemcy, prawosławną Bułgarię i islamską Turcję a z drugiej katolicko-laicką Francję, anglikańską Wielką Brytanie i prawosławną Rosję. W Polsce za patrona sojuszu polsko-węgiersko-tureckiego mógłby uchodzić Józef Bem, jednak aby móc przeciwdziałać obecnemu porządkowi w Europie taki sojusz musiałby być rozszerzony według koncepcji szwedzkich socjaldemokratów z 2011 r. i skupić państwa Środkowej Europy od półwyspu skandynawskiego po Grecję i Turcję na południu Europy Środkowej.
Wnioski końcowe
Jako narodowcy w sprawach geopolitycznych nie powinnyśmy jako argument wysuwać uniwersalistycznych teorii, jak to miało miejsce w przypadku konfliktu ukraińsko-rosyjskiego o Krym, gdy jeden z liderów Ruchu Narodowego Artur Zawisza w wywiadzie dla www.narodowcy.net zarzucił państwom zachodu, iż to za ich przyczyną została naruszona zasada integralności państwowej Serbii, kiedy to uznano niepodległość Kosowa teraz te same państwa protestowały na wieść o oderwaniu Krymu od Ukrainy. Pomijając całkowicie fakt, iż różnica pomiędzy serbskim Kosowem i ukraińskim Krymem jest zasadnicza. Kosowo to kolebka państwowości serbskiej, kultury i tradycji tego narodu, zaś Krym ukraińska republika sowiecka otrzymała w prezencie od Chruszczowa w 1954 r. Jako polscy nacjonaliści powinniśmy jak inne poważne państwa kierować interesem narodowym/ państwowym, a nie uniwersalnymi ideami. Próbując tłumaczyć prawa rządzące geopolityką uniwersalizmem tylko udowadniamy swoją słabość i bezradność, sprzeciwia się to temu co celnie Dmowski zanotował w „Myślach nowoczesnego Polaka” – „w stosunkach między narodami nie ma słuszności i krzywdy, ale tylko jest siła i słabość”. Dbając terytorialną integralność państwa polskiego, w którym to różne ruchy separatystyczne na Śląsku, wcześniej były nieudane próby na Kaszubach finansowane są z zewnętrznych źródeł (w domyślnie niemieckich), musimy im jako państwo stanowczo przeciwdziałać, jednocześnie wobec inspiratorów tych działań zadawać kroki odwetowe. W polskim interesie jest powodzenie działań bawarskich separatystów dążących do samostanowienia się Bawarii jako suwerennego niezależnego państwa. Na marginesie można dodać, iż art. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej zapewnia integralność państwa; to w przypadku prawodawstwa niemieckiego konstytucje niektórych landów dają teoretyczną możliwość opuszczenia RFN. W przypadku wystąpienia Bawarii gdzie skoncentrowany jest najbardziej dochodowy i innowacyjny przemysł mogłoby doprowadzić do załamania ekonomicznego i politycznego reszty państwa niemieckiego. W polskim planie minimum w kwestii niemieckiej winno być dążność wygaśnięcia w tym państwie ducha pruskiego nakierowanego na parcie na wschód (drang nach Osten), a kluczem do tego jest przeniesienie stolicy z Berlina na południowy zachód. Jednak docelowo winniśmy dążyć destabilizacji wynikającej z opuszczenia Bawarii z RFN, a następnie rozpad całej federacji na szereg małych państw, a także reslawizację Połabia i Serbołużyc.
Podsumowując Polska aby móc realizować śmiałe, niezależne koncepcje polityczne, musi wybić się na możliwość prowadzenia suwerennej polityki, najpierw winna dokonać przeobrażeń wewnętrznych. Należy dokonać zmiany mentalności społecznej, ustrojowej i własnościowej państwa, ale do tego potrzebna jest wymiany całej, podkreślam całej klasy politycznej, musi zniknąć tocząca się od 10 lat przez polityków PO-PiSu wojna polsko-polska. My, jako Naród musimy ponownie się zjednoczyć i solidarnie odbudować fundamenty naszego państwa, jego ustroju, kultury, odzyskać polski stan posiadania. Budujmy nowoczesny solidarystyczny Naród czerpiąc z organicznych metod stosowanych przez Polaków zamieszkałych w zaborze pruskim, czyli przez pracę u podstaw, zacznijmy wychowywać naród po swojemu. Gromadzimy we własnych rękach kapitał, przestańmy zapożyczać się u światowej finansjery, bo niezależność materialna jest podstawą prawdziwej wolności i suwerenności. Twórzmy własne media, ośrodki analityczne, think tanki. A kto ma tego dokonać? Jak nie my, narodowcy! W końcu zacznijmy myśleć po polsku; nie jak niewolnik, który musi mieć swego pana i mu służyć. Przez te wszystkie lata zaborów, okupacji niemieckiej i sowieckiej staliśmy się schamiałym narodem niewolników, który na arenie międzynarodowej prowadzi rozmowy z pozycji klęczącego żebraka. Czas powstać z kolan i przyjąć postawę wyprostowaną, tak jak to czynił Roman Dmowski jako przewodniczący Komitetu Narodowego Polski; ale do tego potrzeba wymiany całej klasy politycznej. Mamy w kraju stronnictwa ruskie, niemieckie, amerykańsko-izraelskie, które to przebiegają nie wzdłuż a w poprzek zasiadających w parlamencie partii, nie mamy zaś stronnictwa polskiego, myślącego po polsku, kreującego Polska Rację Stanu. Nowoczesność, postęp technologiczny nie powinny być (jak to często jest przedstawiane w niektórych środowiskach patriotycznych) zagrożeniem dla naszej tradycji, tożsamości i kultury a jedynie wyzwaniem. Dr Wojciech Muszyński w jednej ze swoich prac historycznych, pisząc o dziedzictwie Młodych Obozu Wielkiej Polski podsumował: „Młodym wstępującym do obozu narodowego zależało na prawdziwej modernizacji Polski, wyrażali swoją wiarę w nowoczesność, podniesienie poziomu życia i w postęp społeczny. (…) Cechą wspólną tej młodzieży było, to że w sferze wyznawanych wartości pozostawała konserwatywna, szanowała tradycje, była głęboko religijna, ale jednocześnie rozumiała świat, dążyła do unowocześnienia i wzmocnienia Polski.”[10] Niech te słowa wybitnego historyka ruchu narodowego będą mottem, który będzie towarzyszył działaczom Obozu Narodowo-Radykalnego i powstającego Ruchu Narodowego. Do dzieła! Wielkiej Polski moc to My!
Rafał Opaliński
fot. Freeimages.com
Przypisy:
[1] P. Zych, Przedmurze błędnych założeń, „myśl.pl” nr 26 /2013.
[2] M. Ziętek, Między Wielkim Zachodem a Katechonem, czyli więcej rozsądku, Panowie!,http://magdalenazietek.blogspot.com (wpis z 13 marca 2014).[3] Rozmowa Grzegorza Górnego z Aleksandrem Duginem, Czekam na Iwana Groźnego, „Fronda” 1998, nr 11-12.
[4] Ł. Reszczyński, Potrzeba politycznego egoizmu, „myśl.pl” nr 24, 3/2012.
[5] P. Zych, Na manowcach międzymorza w Polityce Narodowej – Polemika, „myśl.pl” nr 28, 3/2013.
[6] Szerzej na temat endeckiej koncepcji Międzymorza: J. Gołębiowski, Europa Środkowo-Wschodnia w myśli politycznej polskiego obozu narodowego 1907-1980, Lublin 2005; T. Koziełło, Trudne sąsiedztwo. Stosunki Polski z państwami ościennymi w myśli politycznej Narodowej Demokracji (1918-1939), Rzeszów 2008; J. Misztal, Miejsce Polski w Europie Środkowo–Wschodniej w myśli politycznej i działalności Związku Akademickiego „Młodzież Wszechpolska” w okresie międzywojennym – zarys problematyki [w:] Polska między wschodem a zachodem, t. 1, red. A. Szczepańska, H. Walczak, A. Wątor, Toruń 2008; R. Dobrowolski, Środkowo-europejski układ bezpieczeństwa w koncepcjach geopolitycznych Narodowej Demokracji do 1939 r., „Polityka Narodowa” 2012, nr 11.
[7] Linia Północ-Południe i orientacje polskiej polityki zagranicznej, http://liberte.pl/linia-polnoc-poludnie-i-orientacje-polskiej-polityki-zagranicznej (wpis z 22 I 2011).
[8] Tamże.
[9] T. Szatkowski, Czy powrót do Międzymorza?, „Rzeczy Wspólne” nr 5 (3/2011).
[10] W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo-Radykalny w latach 1934-1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 21.
Artykuł pierwotnie ukazał się drukiem na łamach pisma Narodowo-Radykalnego MAGNA POLONIA NR 6 SIERPIEŃ 2014, s. 32-40. Przedruk za zgodą autora.