link
______________________________
DODATEK
- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"
link
______________________________
DODATEK
http://mpus.pl/ https://www.facebook.com/mpuspl/
Wiersz Pana Zbigniewa: https://docs.google.com/document/d/1Y...
Dodatkowy tekst od Pana Zbigniewa: https://docs.google.com/document/d/1y...
Pana Zbigniewa Kędrę poznałem trochę przypadkiem. Robiłem zdjęcia na jego benefisie w Węgorzynie. To wyjątkowy człowiek, pełen energii, intelektu i ogromnej miłości do życia. Nigdy się nie poddał i po powrocie do Polski wiedzie życie pełne interesujących chwil. Dużo podróżuje, cały czas tworzy, pisze wiersze, wydał książkę o swoim zesłaniu do Kazachstanu. Czułem się onieśmielony, mogąc poznać w szczegółach historię, którą opowiedział przed kamerą. Umówiliśmy się, że opowie najciekawsze fragmenty, które mogłem wcześniej poznać czytając jego książkę.
Sama książka została wydana w zaledwie kilkuset egzemplarzach i czułem, że to bardzo ważne, aby te historie uwiecznić. Coraz mniej niestety jest osób, które wciąż mogą opowiedzieć o tym, co przeżyły w tamtym czasie. Jeszcze mniej jest osób o tak wyjątkowej wrażliwości, jaką ma w sobie pan Zbigniew. Dzięki niej zauważa on szczegóły, które innym osobom mogłyby umknąć.
To sprawia, że jego opowieść jest wyjątkowo intensywna, pełna emocji i wzruszeń. To dłuższy materiał, zachęcam do obejrzenia tego we właściwym momencie. Nie chciałem jednak wycinać tego, co nie było konieczne, aby zachować jak najwięcej informacji.
Z mojej strony chciałem serdecznie podziękować panu Zbigniewowi za danie mi możliwości realizacji tej video opowieści. Robiłem, co mogłem, aby wyszło to jak najlepiej.
FILM
skasowany przez YT
_____________________________________
DODATEK
DODATEK II
Zespół Szkół z Ukraińskim Językiem Nauczania w Bartoszycach (woj. warmińsko-mazurskie), popularnie nazywany „szkołą ukraińską”. Państwowa placówka, finansowana ze środków publicznych, w której uczy się ponad setka dzieci m.in. pochodzących z rodzin ukraińskich. Jak każda szkoła posiada bibliotekę – głównie na potrzeby uczniów. Nie każda jednak ma w swoich zbiorach publikacje gloryfikacje banderyzm, UPA i samego Stepana Banderę. Taką, jak książki „Stepan Bandera i Ja” oraz „Sotnik >Burłaka<”.
Książka „Stepan Bandera i Ja” trafiła do biblioteki szkoły w Bartoszycach wiosną br. w ramach pakietu, w skład którego wchodziły inne publikacje z tej serii (m.in. Taras Szewczenko i Ja, Iwan Mazepa i Ja). Natrafił tam na nią dziennikarz Tomasz Maciejczuk, który zdobył materiały dotyczące banderowskich materiałów propagandowych z tej szkoły.
W książce Bandera przedstawiony jest jako „symbol ukraińskiego patriotyzmu”.Poruszono w niej m.in. wątek postawienia go przed polskim sądem – pokazując go jako mężnego ukraińskiego patriotę, znoszącego ciężkie przesłuchania oraz „fizyczne i psychiczne męki” z rąk polskich „katów”.
Odnosząc się do procesu warszawskiego, w efekcie którego lider OUN, oskarżony ws. zamachu na ministra Pierackiego, został skazany na karę śmierci (później zamienioną na dożywotnie więzienie) napisano, że poprzez publikowanie w prasie mów oskarżonych „polska władza starała się pokazać się przed światem zachodnim jako państwo demokratyczne”. Zaznaczając, że w ten sposób zarazem „informowała świat o ukraińskim narodzie”.
Tekst wyraźnie sugeruje również, że Stepan Bandera nie miał żadnego związku z faszyzmem– podkreślając, że w czasie II wojny światowej przebywał on w niemieckim obozie koncentracyjnym. Książka zawiera także szereg symboli banderowskich, a także pełny tekst „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”.
To jednak nie jedyna publikacja tego rodzaju dostępna dla dzieci ze szkoły w Bartoszycach. Znajduje się tam także pierwsza książka z serii „Bohater UPA” pt. „Sotnik Burłaka”, poświecona dowódcy jednej z sotni UPA, Wołodymyrowi Szczygielskiemu.
Sotnia dowodzona przez „Burłakę” 6 sierpnia 1944 r. zamordowała 42 Polaków w Baligrodzie. Zbrodnia ta była częścią planowanego ludobójstwa na Polakach na obszarze Małopolski Wschodniej. Członkowie jego oddziału są również podejrzewani o zamordowanie grupy Polaków, których grób odnaleziono niedawno w Jaworniku Ruskim. Za przestępstwa popełnione na terenie Polski został skazany na karę śmierci.
Głównym redaktorem tej książki był znany negacjonista wołyński i gloryfikator banderyzmu Wołodymyr Wiatrowycz, obecnie szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, który jest również autorem jednego z rozdziałów. Innym jest Bohdan Huk, którego ekspertyza jako biegłego doprowadziła do umorzenia postępowania ws. grupy Ukraińców, którzy sfotografowali się w przemyskiej galerii handlowej z flagą OUN-UPA, wykonując przy tym faszystowskie gesty.
Duża część z nich posiadała Karty Polaka. Huk zasłynął jednak przede wszystkim ze swoich wypowiedzi, które pokazują, że jest on w istocie ukraińskim szowinistą, gloryfikatorem banderyzmu, oskarżającym Polski Rząd w Londynie o plany eksterminacji ludności ukraińskiej.
„Dlaczego ukraińskie dzieci mają się wstydzić, że Bandera i Szuchewycz to ich bohaterowie?”
Maciejczuk zarejestrował również rozmowę z dyrektorką szkoły, Lubomirą Tchórz. Podkreśla ona, że program szkoły jest ukierunkowany na kształtowanie dzieci w duchu patriotyzmu ukraińskiego. Zapewnia także, że dzieci wiedzą, że na hasło „Sława Ukrajini!” odpowiada się „Herojam Sława!”.
Nieoficjalnie dyrektorka zaznaczyła, że wspomniane publikacje nie są w Polsce zabronione. Dyrektorka nie widzi problemu w tym, że w książce nt. „Burłaki” nie ma wzmianki o mordzie w Baligrodzie. Zapytana o Banderę odpowiedziała, że „każdy naród ma swoich bohaterów”.
– My traktujemy Banderę jako człowieka, który niósł ideę wolności – wolności państwa, wolności obywateli Ukrainy. Dla nas to jest ważne –mówiła Tchórz zaznaczając, że podczas „tego co się działo na Wołyniu” Bandery tam nie było, ponieważ przebywał w obozie koncentracyjnym.
– Nie można kogoś oskarżać za to, że kochał swoją ojczyznę – dodała, wymieniając w tym kontekście także dowódcę UPA i zbrodniarza, Romana Szuchewycza. Kwestię współpracy Bandery i Szuchewycza z hitlerowskimi Niemcami tłumaczyła zaś tym, że były to „trudne czasy”, a „sojuszników można mieć różnych, żeby być jak najszybciej wolnym państwem”.
– Jeśli będzie nieumiejętnie prowadzona polityka informacyjna na temat historii, a szczególnie w mediach, gdzie osoby niekompetentne sieją propagandę, to może dojść do jakiegoś konfliktu– mówiła dyrektorka. Zapytana o kwestię rzezi wołyńskiej zaznacza, że każdy ma prawo do swojego państwa i Ukraińcy, tak jak Polacy, mieli prawo o nie walczyć. W kontekście filmu Wołyń uznała, że młodzieży należy wytłumaczyć, że przyczyną „tragedii” było „nie tylko to, że Polacy mieszkali na ukraińskich ziemiach”, ale też to, co działo się 100-200 lat wcześniej.
Podkreśliła, że politycy nie powinni zajmować się tą sprawą i wyraźnie zaznaczyła, że w jej szkole uczniowie nie są agresywnie nastawieni do Polaków. – A co zrobią w polskich szkołach, jak będą kształtować patriotyzm, czy patriotyzm ma się budować tylko poprzez wychowywanie dzieci w nienawiści do innych – moim zdaniem nie tędy droga– mówiła Tchórz.
Zapytana, czy ukraińskie dzieci powinny wstydzić się tego, że dla nich bohaterami są Bandera i Szuchewycz odpowiedziała: – A dlaczego mają się wstydzić? Dlatego, że walczyliśmy o wolność?. Z kolei odpowiadając na pytanie o ludobójstwo na Wołyniu stwierdziła: -A ile było sytuacji Polsce, gdy też zabijano inne narodowości i nacje. I trudno się przyznawać do tego… To jest za słabo udokumentowane, żeby mówić o ludobójstwie.
„Nie tylko Polacy ginęli na Wołyniu”
Portal Kresy.pl skontaktował się z Lubomirą Tchórz. W rozmowie dyrektorka szkoły początkowo zaprzeczała, jakoby wspomniane książki znajdowały się w zbiorach biblioteki. Później przyznała, że mogły się tam znajdować, ale zapewniła, że nie były one ani używane ani wypożyczane przez uczniów. Jak oświadczyła, nie zostały one przez szkołę zakupione, ale przysłane przez którąś z ukraińskich delegacji. Lubomira Tchórz deklaruje także, że treści dotyczące UPA i jej podobne, nie są poruszane w rozmowach z dziećmi, ponieważ są one za małe, a ponadto szkodzą one pozytywnym stosunkom polsko-ukraińskim. Zapewnia, że dzieci są wychowywane w szacunku do innych.
Odnosząc się do książki „Stepan Bandera i Ja” powiedziała, że jej ocena zależy od tego, jak pokazuje się w niej ukraiński patriotyzm. Zapytana o stosunek do sprawy w kontekście uchwały wołyńskiej Sejmu RP i planów penalizacji banderyzmu odpowiada: – Politykiem nie jestem i w politykę i propagandę polityczną się nie wtrącam. W znaczeniu kontrowersji czy jakiejś wrogości polityka mnie nie interesuje. Zaznacza przy tym, że w Polsce nie tworzy się żadnych antyukraińskich dokumentów.
Jej zdaniem, posiadanie tego rodzaju publikacji absolutnie nie jest wyrazem jakichkolwiek postaw antypolskich ani propagowaniem banderyzmu. – Nie wychowujemy dzieci w duchu nienawiści, ani polityki antypolskiej– mówi Tchórz. Przyznaje jednak, że „być może” opisywane publikacje rzucają cień na te deklaracje.
Odnosząc się do sprawy Wołynia zaznaczyła: „tam przecież też ginęli Ukraińcy, to była tragedia dla obu narodów, tam nie tylko Polacy zginęli”. Nie przyznała, że rzeź wołyńska była ludobójstwem. – Nie jestem historykiem ani politykiem, więc daleka jestem od tych spraw– dodaje. – Były to czasy tragiczne, trudne i z jednej i z drugiej strony to wszyscy wiemy. Nie odpowiadamy za to, co robili nasi przodkowie
Tchórz. Odnosząc się do obecnej polityki władz Ukrainy, gloryfikującej UPA, Banderę i Szuchewycza powtórzyła, że „każde państwo ma swoich bohaterów i tak formułuje sobie swój światopogląd”. Zaznacza, że szanuje poglądy innych i nie zamierza nikomu niczego narzucać.
„Może jakiś egzemplarz ‘Mein Kampf” sprowadzą?”
Sytuację skomentował poseł Kukiz’15 i Endecji, Tomasz Rzymkowski. Jego zdaniem, mamy do czynienia ze skandalem:
– To skandal. To, że te książki zostały przysłane za darmo np. z ukraińskiego IPN, i zostały umieszczone w księgozbiorze szkolnym świadczy o jakiejś kompletnej ignorancji władz szkoły czy tych, którzy do tego dopuścili. Te książki jawnie szkalują naród polski i zakłamują historię. Materiały te nie powinny się znaleźć w polskiej placówce oświatowej.
Nie wiem, czy tamtejsi bibliotekarze specjalizują się w ogóle w takich skandalicznych materiałach trącących systemami totalitarnymi. Niedawno zdjęto prawa autorskie rządu bawarskiego do „Mein Kampf”
Może zamówią jakiś egzemplarz do tej szkoły? Ta sytuacja jest absurdalna. W bibliotece szkolnej powinny być lektury szkolne, książki przedmiotowe, a nie materiały czysto ideologiczne, które na siłę tworzą mit państwa ukraińskiego– dodaje poseł Kukiz’15.
Oprócz zbrodni komunistycznych i nazistowskich ustawę trzeba uzupełnić o zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą. Stepan Bandera podpada pod dwie kategorie: to zbrodniarz i nacjonalista ukraiński, a równocześnie osoba, która firmowała kolaborację z III Rzeszą.
Przed
rokiem przewidywał Pan: "Mogę to ogłosić jako czarne proroctwo, ale
dramatyczne skutki pandemii - prawdziwą rzeźnię - odczujemy dopiero za
dwa lata. ". Czy dzisiaj, gdy ogłoszono koniec epidemii,optymistyczniej
patrzy Pan w przyszłość?
Pytałem też, kto ma na rękach krew ludzi pozbawionych w czasie epidemii
opieki specjalistycznej. I do tej pory nie dostałem na to pytanie
odpowiedzi. Kompletnie nic nie zostało w tym zakresie wyjaśnione. W
rozmowie z początku tego roku przypomniałem, że nadumieralność w okresie
pandemii wynosiła 200 tysięcy osób. Co to oznacza? Chodzi o stosunek
liczby zgonów w danym roku do średniej liczby zgonów z analogicznego
okresu we wcześniejszych latach. W minionym roku - w przeliczeniu na
milion mieszkańców - zajęliśmy drugie miejsce wśród krajów OECD drugie
miejsce pod względem, zaraz za Meksykiem.
Polacy częściej zapadali na COVID-19, niż mieszkańcy innych krajów?
Akurat nie. Moim zdaniem za tak dramatyczną sytuację odpowiadało
blokowanie chorym, głównie kardiologicznie, dostępu do opieki
specjalistycznej decyzjami administracyjnymi. Nie chcę dochodzić, czy
robił to wojewoda, minister, zastępcy ministra. Aż tak biegły w
obserwacji procesów decyzyjnych już nie jestem. Jedno jest pewne -
liczba hospitalizacji spadła w 2020 roku o 30 procent, z 7 do 5
milionów. I to przy ataku wirusa, który miał na lewo i prawo mordować
ludzi.
I, nie da się ukryć, mordował.
Zawsze mówiłem, że z covidem trzeba walczyć. Byle nie kosztem pacjentów
kardiologicznych. Udało mi się dotrzeć do danych na temat stanu łóżek
szpitalnych w Polsce na dzień 31 grudnia 2020 roku. Tamtego dnia
mieliśmy 34 741 tzw. łóżek covidowych. Pacjenci zakażeni SARS-CoV-2
zajmowali 16 763 łóżka, a 17 968 łóżka stały wolne. Pozwoliłem sobie na
dokonanie krótkich obliczeń. Średni czas hospitalizacji pacjenta
kardiologicznego wynosi 4,1 doby. Oznacza to, że jedno łóżko
kardiologiczne "obsługuje" 89 pacjentów w ciągu roku. Jeśli teraz
pomnożymy liczbę wolnych łóżek covidowych czekających na pacjenta przez
89, otrzymamy wynik 1,6 mln.
Zastanawia mnie jednak kompletny brak dyskusji nad faktem, że umarło 200 tysięcy osób! Powinny być powołane jakieś sztaby ekspertów, którzy przeanalizują to, co stało się przez ostatnie dwa lata. Policzą koszty, wyciągną wnioski, przedstawią je społeczeństwu. W Polsce panuje kompletna cisza, wszyscy udają, że było pięknie.
Czyli?
Czyli możemy przypuszczać, że przez odcięcie dostępu do zarezerwowanych
miejsc w szpitalach aż 1,6 miliona chorych kardiologicznie nie zostało
przyjętych na oddziały szpitalne! Na usunięcie kamieni żółciowych można
poczekać nawet rok, ale wśród masy planowych chorych kardiologicznie co
kilka tygodni taki pacjent umiera. Bycie "planowym" w kolejce do zabiegu
nie oznacza, że chory może czekać. Zablokowanie ponad półtora miliona
przyjęć przekłada się na setki tysięcy pogrzebów. Mam otwarte pytanie do
wszystkich - kto ponosi odpowiedzialność, nie tylko polityczną, ale i
karną za zamknięcie pacjentom niecowidowym dostępu do diagnostyki i
lecznictwa medycznego? Zadaję to pytanie jako lekarz, który ma do
czynienia z pacjentami. W sytuacji, gdy umiera 200 tysięcy ludzi, ich
śmierć dotyka nawet milion osób, członków najbliższej rodziny. Dlatego w
imieniu miliona tych, którzy stracili kogoś bliskiego, pozwalam sobie
spytać o tych, którzy powinni odpowiadać karnie za swoje decyzje.
Jest Pan przekonany, że skutki urzędniczych decyzji podejmowanych w czasie pandemii powinny podlegać ocenie sądu?
Zdecydowanie tak. Każda decyzja z ostatnich dwóch lat bezwzględnie wymaga rozliczenia.
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Czy może wskazać Pan urzędnika, który powinien stanąć przed sądem?
Nigdy w życiu. Jako lekarz, a nie prokurator, nigdy nie odważę się
wskazać konkretnej osoby. Niech zbada to ktoś kompetentny. Zastanawia
mnie jednak kompletny brak dyskusji nad faktem, że umarło 200 tysięcy
osób! Powinny być powołane jakieś sztaby ekspertów, którzy przeanalizują
to, co stało się przez ostatnie dwa lata. Policzą koszty, wyciągną
wnioski, przedstawią je społeczeństwu. W Polsce panuje kompletna
cisza, wszyscy udają, że było pięknie. Zauważyła pani może jeszcze jedno
- przyszła wojna Rosji z Ukrainą i momentalnie zakończyła się epidemia.
Do Polski przybyły trzy miliony uchodźców, niekoniecznie
zaszczepionych, i nic się nie zawaliło. Nawet więcej, temat covidu
został gdzieś odsunięty, zapomniany. Zarówno przez obóz rządzący, jak i
opozycję. To były złe czasy, które minęły - słyszymy. A te setki tysięcy
które zginęły nie są warte tego, by o nich mówić? Konieczna jest
publiczna dyskusja. Szum powinien być wszędzie! Milczenie, jakie w tej
sprawie zapadło, zwyczajnie niepokoi.
Zapewne usłyszymy, że epidemia była "siłą wyższą", decyzje
podejmowano pod presją czasu i w sytuacji, gdy tak naprawdę niewiele
wiedzieliśmy o nieznanym wirusie.
I to ma kwitować śmierć dwustu tysięcy osób i dramat ich rodzin? Do mnie to nie przemawia.
Dziś za to słyszymy o pilotażu sieci kardiologicznej, którego
celem jest nadrobienie długu zdrowotnego, do którego doprowadziła
epidemia. Ostatnio pilotaż został już poszerzony o kolejne województwa, w
tym Pomorze. Jesteśmy w stanie odrobić ten dług?
Po pierwsze chciałbym spytać, czy ci, którzy już umarli, zostaną w jakiś
specjalny sposób ożywieni? Minister ich wskrzesi, będą żyć w pełni
zdrowia? Czytałem wypowiedź ministra zdrowia, który zapewniał, że
Krajowa Sieci Kardiologiczna jest elementem odbudowy zdrowia Polaków.
Niech pani powie to lekarzowi. Kiedy przychodzi do mnie chory człowiek,
to wiem, że będzie on jeszcze przychodził pięć, dziesięć - a jak będzie
miał szczęście trzydzieści lat, zanim umrze. Ale tak, by przyszedł do
mnie chory pacjent i wyszedł zdrowy - to już jest duża rzadkość. Chorobę
można powstrzymywać, stosować różne metody, by miała łagodniejszy
przebieg. Jednak plan uzdrowienia Polaków uważam za lekko demagogiczne
twierdzenie. Podejrzewam, że takie słowa padły z ust ministra zdrowia
dlatego, że nie jest on lekarzem.
Obawiam się, że pandemia musi wrócić. Za dużo szczepionek wyprodukowano, by kiedyś nie stały się potrzebne.
Może chodzi tu o szerszą profilaktykę i lepszą diagnostykę, pozwalającą na szybsze wykrycie choroby?
Żeby nie ograniczać się wyłącznie do krytyki, muszę powiedzieć, że
ogólna idea Krajowej Sieci Kardiologicznej jest bardzo piękna. Główną
przyczyną zgonów w naszym społeczeństwie pozostają choroby
kardiologiczne - 43 proc. ludzi ginie z tego powodu. Jeśli mamy tak duży
odsetek osób umierających z powodu chorób serca, aż się prosi, by
ogarnąć to systemem. W maju ub. roku zostało wydane rozporządzenie
ministra zdrowia w sprawie programu pilotażowego Krajowej Sieci
Kardiologicznej, na tej podstawie we wrześniu 2021 prezes NFZ wydał
swoje rozporządzenie. To są dwa oficjalne dokumenty. Czytamy w nich o
budowie systemu, diagnostyce od poziomu POZ, przez Ambulatoryjną Opiekę
Specjalistyczną, sieć szpitali wszystkich szczebli. Ogólnie brzmi to
bardzo dobrze i cieszę się, że coś takiego ma powstać. Tylko nie mam
pełnego zaufania, czy rzeczywiście powstanie.
Skąd ten brak zaufania?
Ze zwykłej, ludzkiej słabości. I z doświadczenia. My, lekarze, czujemy
się jak kierowcy jadący autostradą, na której władza poustawiała tyczki.
Cały czas jedziemy slalomem.
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Czy pilotaż oznacza zmiany w kierowanej przez Pana klinice?
Jeszcze nie wiem. Zasięgam języka w tej sprawie i ludzie albo nie
wiedzą, albo udają, że nie wiedzą. Nawet koledzy z Warszawy. Na razie
mam przed sobą dwa rozporządzenia. Zaproponowany jest system, który ma
objąć bardzo ważną grupę chorych kardiologicznie, by ci nie umierali.
Idea jest piękna, ale szczegóły nie są znane. A jak powszechnie wiadomo,
diabeł tkwi w szczegółach.
Może jednak trzeba mieć nadzieję, wprowadzany obecnie system uchroni tysiące Polaków przed śmiercią bądź zaniedbaniem choroby?
Trzeba wierzyć. Musiałbym być heretykiem kardiologicznym, gdybym miał
być przeciwny zintegrowanej walce z naszym głównym zabójcą, czyli
chorobami serca. Tylko że rozmawiamy na wysokim poziomie ogólności.
Chyba, że wróci pandemia i znów zaczną się problemy.
Obawiam się, że pandemia musi wrócić. Za dużo szczepionek wyprodukowano, by kiedyś nie stały się potrzebne.
Marcin Gladala
10 miesięcy temu