08.02.2011 00:25226
opublikowana w: A elita !, Czerwono-Zieloni, Dla Warszawiaków, Forum 2011, WOJSKO i WYWIAD
To już nie jest nawet śmieszne
To już nie jest śmieszne, proszę Państwa. Oto jak prezydent Rzeczypospolitej widzi politykę zagraniczną i swój w niej udział (z wywiadu dla Polskiego Radia, przeprowadzonego przez dwóch dziennikarzy, znanych z bezkompromisowego dociskania rządzących – Jana Ordyńskiego i Wojciecha Mazowieckiego):
A druga rzecz, która powiedziałbym się ewidentnie udała, no to powiedziałbym każdemu bym życzył prezydentowi na przyszłość i w przyszłości również, żeby mógł się pochwalić zrobieniem dla Polski czegoś takiego jak ja – w sensie kontaktów zagranicznych. No, to jednak jest korona Himalajów, proszę panów, kontakt... kontakty i takie ważne spotkania: papież, prezydent Stanów Zjednoczonych, prezydent Rosji, prezydent Niemiec w ciągu... i teraz jeszcze jutro prezydent Francji i pani kanclerz Merkel, a w najbliższych czasach też dalsze kontakty na najwyższych szczeblach, a to jest dowód oczywiście na to, że Polska odzyskuje swoją pozycję kraju o stabilnej polityce, ważnego partnera i kraju, z którym chce się utrzymywać relacje na najwyższych szczeblach.
To nie jest, proszę Państwa, dowcip ani kabaretowy skecz. To autentyczne słowa prezydenta dużego, środkowoeuropejskiego państwa. Ten prezydent uważa, że:
Po pierwsze– niebywałym sukcesem w polityce zagranicznej jest sam fakt, iż udało mu się spotkać z paroma ważnymi przywódcami.
Po drugie – że nie jest ważne, co z nimi ustalił, załatwił, co z tych spotkań wyniósł i co w praktyce wynosi Polska. Ważne tylko to, że mógł im podać dłoń. A może oni jemu.
Po trzecie – z zakompleksioną, prowincjonalną radością przechwala się swoją „koroną Himalajów”, tak jakby w pokoiku nad łóżkiem miał wywieszone zdjęcia tych, których chce spotkać, i stawiał na nich ptaszki.
Po czwarte – uznaje, iż sam fakt, że do tych spotkań doszło, oznacza jakieś niebotyczne wzmocnienie pozycji Polski na świecie.
Owszem, wiele razy naśmiewałem się z prezydenta Komorowskiego. Ale tym razem śmiech zamiera mi w gardle. To już nie są żarty. Głowa polskiego państwa z niezachwianą pewnością siebie – ba, z dumą! – w oficjalnym wywiadzie prezentuje poziom prowincjonalnego sołtysa, który politykę międzynarodową obserwował dotąd z perspektywy Bździna Dolnego, a gdy pozwolono mu trochę pojeździć, zaczął się ekscytować tym, że z bliska może sobie obejrzeć ludzi, których dotąd widział tylko w telewizorze.
Skoro tak pan prezydent postrzega politykę zagraniczną państwa, to nic dziwnego, że nie był w stanie wykorzystać swojej wizyty w USA, która w waszyngtońskich kręgach zostanie zapamiętana jako żenująca kompromitacja za sprawą totalnego braku profesjonalizmu.
Ale gdzie tam Ameryka. Prof. Kuźniar dba, żeby pan prezydent zanadto się Amerykanom nie przymilał. Za to udało się zorganizować w stolicy Polski spotkanie przywódców państw Trójkąta Weimarskiego. Jak prezydencki doradca uzasadnia reaktywację tej instytucji – ba, uczynienie z niej flagowego okrętu polskiej polityki zagranicznej?
Jest 1000 dobrych powodów, dla których ten Trójkąt to naturalna figura geometryczna. Polska, Francja i Niemcy to trzy kraje, które stanowią kręgosłup geopolityczny Europy, uwzględniający kontekst kulturowy, ekonomiczny i doświadczenia europejskie. Drugiej takiej trójki w Europie się nie znajdzie.
Jak już nie znajduję żadnego innego argumentu sięgam po ks. Tischnera i jego opowieść o podhalańskim Heraklicie, czyli Jędrku z Pyzówki. Ów filozof podhalański mawiał: Jest trzech przyjaciół - Józek, Władek i Jasiek. Czasem się napiją. Każdego z nich gorzałka inaczej bierze. Jeden przechyla się do przodu, inny do tyłu, trzeci w bok. Żaden indywidualnie nie jest w stanie utrzymać się w pionie, ale jak się wezmą trzej za ramiona, to dojdą bezpiecznie do domu. Tak samo te trzy kraje. Mają inne widzenie świata, ale żeby utrzymać w pionie integrację europejską muszą trzymać się razem. Bez współpracy tych trzech krajów nie będzie Unii Europejskiej.
Innymi słowy – zero konkretów, zamiast nich klasyczny eurobełkot. Z tysiąca powodów poznajemy zero. Choć nie, przepraszam, jeden konkret jest: „Nasi partnerzy złożyli dziś przyrzeczenie: może nie w każdym spotkaniu »17« [grupy krajów strefy euro] będziemy uczestniczyć, ale w wielu z nich tak”. Chwalenie się mglistą, niekonkretną obietnicą w sytuacji, gdy dwaj nasi rzekomo najlepsi partnerzy montują właśnie unię w Unii, to świadectwo skrajnej głupoty albo cynizmu.
TW nie odgrywa i nie może odegrać żadnej roli poza zapewnieniem polskim przywódcom ładnych foto-opów z Angelą i Sarko. Dlaczego? Bo jesteśmy w nim najsłabszym członkiem, a nasi partnerzy mają więcej wspólnych interesów, sprzecznych z polskimi, niż my z którymkolwiek z nich. Pakowanie się w taki układ kosztem wzmacniania polskiej pozycji w regionie, to nonsens.
Patrzę z coraz większym przerażeniem na poczynania Bronisława Komorowskiego, zwłaszcza na scenie międzynarodowej. Nie wiem, czy którykolwiek polityk w dziejach III RP zaszkodził równie mocno naszej pozycji w równie krótkim czasie.
A to dopiero początek kadencji.