SEE
Nie wiem czy jest to zapis
realnych wydarzeń czy fragment książki. Jedno jest pewne, to opis
wydarzeń do których się zbliżamy bardzo szybko. Wszystkie ustawy
uchwalane przez tych szubrawców obywatele powinni natychmiast na nich
przetestować a więc wszczepić im czipy, zaszczepić, ustawić kamery w ich
miejscu zamieszkania i pracy, poddać eutanazji, ich dzieci oddać
pederastom do adopcji, itd., itp.
Artykuł, po którym łzom nie będzie końca - Holenderka dziękuje za życie w Polsce, bo tu ...
bo tu... jeszcze nie zabijają.!!!
gloria.tv, 12.01.2013
?EUTANAZJA, śmieciowy Finał Orkiestry ŻYCIA !!!?============================================ Sanny wyrwała się z miasteczka śmierci 30
km na południe od Amsterdamu, w 3 tysięcznym mieścinie Wielingen,
dziennikarka stołecznego gazety odkryła, że w tym sennym miasteczku żyją
tylko młodzi ludzie. Nie ma w nim nikogo, kto żyje z emerytury!
Raczkujące dzieciuchy, szkolne małolaty, agresywne zawodowe szczury,
młodzi dziadkowie? A gdzie staruszkowie? Nie ma[...
] jestem w Poznaniu, bo Sanny wyszła za mąż za wdowca z twojego
miasta. Wczoraj w ratuszu był ich ślub. On jest emerytowanym
nauczycielem poznańskiego liceum - Jedynki Marcinka. No wiesz tu opodal
na Grunwaldzkiej. Poznała go przez takie internetowe biuro. Ona jest
najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiesz, przy szampanie nachyliła się mi
do ucha i powiedziała, że w Polsce i w Poznaniu lekarze nie usypiają,
pomagają na prawdę!!! Z jego i swojej emerytury 4000 euro będą
szczęśliwym małżeństwem do końca świata. Czy na pewno?EUTANAZJA, śmieciowy Finał Orkiestry ŻYCIA !!!Czy
macie państwo świadomość, że ponad 30% Holendrów przeniosło się do
Niemieckich Kas Chorych, by uniknąć EUTANAZJI? Ciekawskich niedowiarków
zapraszam do Holandii, sami sprawdźcie jak ta maszynka do zabijania
działa. Zobaczcie jak działa EUTANAZYJNE POGOTOWIE - typu mać - ratunkowego!A wszystko pod szczytnym hasłem "skrócić cierpienie staruszkom". Kto jest staruszkiem i jak bardzo cierpi wiedzą tylko ci co "proponują-wyjaśniają-pomagają" MORDERCY!!!Temat
coraz częściej gości w "naszych" mediach tak nieśmiało: prawo do
decydowania o własnym życiu, nieuleczalnie chory, skrócić męki i temu
podobne pierdoły. Ale finał ma być jeden!Po okresie produkcyjnym - na umowach śmieciowych - ŚMIETNIK!!!Od tego zacząłem rok temu: EUTANAZJA... Tak, stosunkowo niewiele mówi się na jej temat...Dni temu kilka, córka koleżanki (mąż Holender) jechała do Holandii na... uroczystą eutanazję teściowej.- Panie doktorze, mamy prośbę o przyśpieszenie "zabiegu" o dwa dni.
Chcemy wyjechać w piątek po południu. Po drodze chcemy zajechać do
Samanty, wczoraj miała urodziny. Jesteśmy zabukowani w sobotę rano na
lot do Nicei. Mama przecież już podjęła decyzję. Bardzo prosimy. - Adrian położył na biurku doktora Markusa bilety lotnicze jako dowód, że o 9.30 w sobotę mają wylot na oczekiwane od roku wakacje. Doktor
Markus, lekarz dzielnicowy, od dwóch miesięcy na zlecenie Adriana i
Emmy diagnozował mamę Adriana, 72 letnią Hertę, która od wielu lat
chorowała na nieżyt jelit i niewydolność nerek. Jednak przekonywującym argumentem za eutanazją jest jej wiek - 72 lata wystarczy, nażyła się!
Herta podczas wizyty dr. Markusa sama, bez jakiegokolwiek przymusu, stwierdziła, że prosi go o pomoc.- Niech mi pan pomoże doktorze Markus - powiedziała to przy wszystkich obecnych przy jego wizycie. Czyli, niedwuznacznie wyraziła swoją wolę. - Panie doktorze prosimy! 30
km na południe od Amsterdamu, w 3 tysięcznym mieścinie Wielingen,
dziennikarka stołecznego gazety odkryła, że w tym sennym miasteczku żyją
tylko młodzi ludzie. Nie ma w nim nikogo, kto żyje z emerytury!
Raczkujące dzieciuchy, szkolne małolaty, agresywne zawodowe szczury,
młodzi dziadkowie? A gdzie staruszkowie? Nie ma. Ani jednego w kawiarni,
kościółku, na ulicy. Indagowani przypadkowi rozmówcy na rynku miasta, w
urzędzie merostwa i w okolicznych pubach unikali odpowiedzi na
pytania, gdzie są starsi jego mieszkańcy? Intuicją
tchnięta dziennikarka zatrzymała swój samochód na parkingu spożywczego
dyskonta i po niespełna godzinie zauważyła przemykającą postać
kobiety, która - na jej oko - mogła mieć ponad sześćdziesiąt pięć lat.- Poczekam jak wyjdzie - pomyślała. - Stanę w okolicach rozsuwalnych drzwi. Musi po zakupach wyjść. Jakoś ją zagadnę. Muszę pierwszym pytaniem zdobyć jej zaufanie, tylko czy będzie chciała ze mną rozmawiać? Po niespełna 20 minutach starsza pani w kapelusiku nasuniętym głęboko na czoło szybkim krokiem opuszczała sklep. Jaga podbiegła do niej- Dzień dobry, ja nie jestem tutejsza, ja z Amsterdamu, jestem dziennikarką. Chcę pani pomóc. Jestem godną zaufania osobą. Niech pani ze mną porozmawia, mogłabym być pani córką. - Córką? - nieomal odkrzyknęła dama w kapelusiku - Córką!
Pani nic nie rozumie, tu synowie i córki zabijają. Mordują ojców i
matki. Chce pani coś wiedzieć, a chyba nie podejrzewa, że jest pani w
mieście zbrodni. Osłupiała Jaga patrzyła w oczy starszej pani wyczuwając, że ta waha się czy jej zaufać. - Nie zawiedzie mnie Pani? -
Przysięgam! Pomogę ze wszystkich swoich sił. Nie jestem Holenderką.
Pochodzę z Saksonii. Mój ojciec jest emigrantem z Polski. Jestem
przyzwoitym człowiekiem, dziadek walczył w Powstaniu Warszawskim, jeśli
pani to cokolwiek mówi. - Młoda osóbko Mówi mi to wiele. Ukończyłam
historię i prawo na Uniwersytecie van Amsterdam. Jeśli mogę cię prosić
chodźmy do mojego mieszkanka. Zapraszam na herbatę. Jeśli masz
dostatecznie dużo czasu, dostaniesz materiał na wiele lat twojego życia. Po
drugiej filiżance herbaty Sanne wyjęła z sekretarzyka dyplomy
uniwersyteckie. Czekała na zauważenie przez Jagę ocen obydwu dyplomów.
Oba były oznaczone oceną bardzo dobrą. Jaga nie omieszkała pogratulować
wysokich ocen. Tak po woli Sanne wchodziła w temat, o którym, widać
było, sama chciała opowiedzieć. 37
lat była referendarzem sądowym tutejszego małego sądu. Typowe problemy
małej, sennej holenderskiej mieściny. Ponad połowę mieszkańców
stanowili ludzie starsi. Młodzi po szkołach migrowali do stolicy i
okolicznych bardziej uprzemysłowionych miast. Merostwo znakomitą część
budżetu przeznaczało na pomoc ludziom w wieku zaawansowanym. Czas
odmierzały korki noworocznego szampana. Gdy
na mera miasta wybrano, młodego, przystojnego, dobrze zapowiadającego
się programowo mężczyznę, nikt nie podejrzewał, że wybór ten dla wielu
będzie ostatnim wyborem jego życia. - Niestety, ja też przyłożyłam do tego swoje uniwersyteckie dyplomy. Tak, niezauważalnie, stanął problem na radzie miasta - eutanazja.
No, jeśli nieuleczalnie chorujesz, jesteś bez jakichkolwiek szans, jak
sam prosisz i błagasz, to czemu nie? Mój szef zlecił mi opracowanie
pisemnej formuły zainteresowanego o dokonanie przez lekarza - nie jakiejś prywatnej kliniki - merostwa,
zabiegu eutanazji! Oczywiście tylko w wyjątkowych wypadkach! Chciałam
dobrze. Tylko dla beznadziejnych wypadków, tylko gdy pacjent cierpiał i
nie rokował, tylko dla przypadków ostatecznych. Oczywiście w formule
druku podania było "proszę o pomoc", "proszę o skrócenie cierpienia",
"proszę o doraźną interwencję z powodu braku środków finansowych na
długotrwałe leczenie", "proszę o zabieg w przypadku drastycznie złych
wyników analiz diagnostycznych"... Wierzyłam, że za tymi prawnymi,
sądowymi określeniami etyka i nauka medyczna podłoży swój naukowy,
moralny podtekst.Nie
mogłam przypuszczać, że nowy mer otrzymawszy z sądu takie dokumenty
uczyni je narzędziem unicestwienia tak wielu istnień ludzkich. Mer w
krótkim czasie wymienił cały skład lekarzy zatrudnionych przez miasto.
Zredukował 80% lekarskich etatów, podwyższając o 300% uposażenie
pozostałym nowo zatrudnionym. Nieomal w oczach liczba pogrzebów wzrosła
do kilkudziesięciu w ciągu dnia. Mer miasta zmienił formułę zasiłków
pogrzebowych. Jeśli zmarły sam "dobrowolnie" poprosił o pomoc, to
pogrzeb całkowicie finansowany był przez merostwo, a całe odszkodowanie z
ubezpieczenia trafiało do rąk rodziny. Odszkodowanie pogrzebowe to 12
średnich pensji, starczyło na nowy dobry samochód, lub połowę
mieszkania, na otarcie łez. Jago,
zaczęło się. Nagminnie dzieci odwiedzały lekarza merostwa z ojcem lub
matką, żeby nie mówić z dziadkami, gdzie "zainteresowany" SAM prosił o
"pomoc", podpisując druk opracowany przez sąd, czyli przeze mnie. "Proszę o pomoc bo źle się czuję"Lekarz,
a jakże, badał, robił w laboratorium wyniki i podejmował decyzję -
zastrzyk. Zastrzyk śmierci! Nieomal na oczach dzieci, które tylko
czekały na stosowne zaświadczenie, że babcia, mama, tato, sami poprosili
o pomoc. Wiesz, latem byłam w naszej klinice. Młodzi rodzice przywieźli córeczkę, ok. 8 lat, która chorowała na niewydolność nerkową. Szanowny
doktor uprzytomnił im, że ich polisa nie obejmuje dializ, będą musieli
płacić z własnej kieszeni, no chyba, że podpiszą prośbę o pomoc!
Podpisali, lekarz nakazał przewiezienie córki do pokoju obok, gdzie zaaplikował jej zastrzyk usypiający. Pogrzeb odbył się na koszt miasta, odszkodowanie przypadło rodzicom. Jago, to było ICH dziecko!Sama
byłam w szpitalu jak z wypadku drogowego przywieźli kierowcę dużej
ciężarówki, który miał złamane dwie nogi. W izbie przyjęć lekarz
poinformował chłopaka, że może dojść do amputacji kończyn. "Niech mi pan
pomoże" krzyczał kierowca, proszę! Pomógł "zastrzykiem" Nie cierpiał
młody człowiek.Wiesz, mój sąsiad mieszkał obok mnie, pod 6 - tką, miał gościec stawowy, trudno mu się było poruszać z samego rana.
Wpadałam do niego po śniadaniu, częstował mnie kawą niejednokroć
prosząc o drobne zakupy. Jak mu je przynosiłam to już czuł się lepiej.
Rozchodziłeś się, żartowałam. Tak, potrzebował kilku godzin by wejść w
rytm dnia codziennego, by jego stawy zapracowały. Bywało, że wieczorem
zapraszał mnie na kawę do kafejki obok naszego domu. Pewnego
ranka zaszłam do niego, w mieszkaniu była synowa z miejskim lekarzem.
Krzyczała, darła się na niego, dlaczego nie pozwala sobie pomóc! Ona przyprowadza mu lekarza, a on tego nie docenia. Powiedz mu Sanne - zwróciła się do mnie - że
lekarz jest po to by mu pomóc. Oczywiście potwierdziłam, daj się
zbadać, badanie nie boli. Na życzenie lekarza i synowej opuściłam jego
mieszkanie. Krótki czas potem zauważyłam przez okno, że na ulicy stoi
pogrzebowy bus, do którego na noszach wnoszą opatulone w folię ciało
zmarłego. Za nim idzie synowa sąsiada i lekarz. Dech mi zaparło i nogi
mi się ugięły. Badanie i śmierć!Jago !..
Tak wyludniło się nasze miasto ze starszych i schorowanych ludzi. To
praktyka eliminowania już niepotrzebnych i cierpiących nawet maluszków.
To wynik przebiegłości zarządców gmin i miast. Wszystko dla uratowania
budżetu. Ofiary nie mają znaczenia. Państwo nie akceptuje starych i
ułomnych. Orkiestra gra dla zdrowych, mających siłę się bawić i uprawiać
seks. Jago zauważ to!!!!Dopijaliśmy z Jagą kawę w
kawiarni w Poznaniu. Nie miałem koncepcji na dalsze indagowanie jej o
losy mieszkańców miasteczka Sanny. Zastanawiałem się, czy opowiadana
przez nią historia może się jak AIDS przenieść na np. nasz kraj? Zapytałem zdawkowo, co robi Sanny dzisiaj? Czy nadal przemyka się do sklepu? -
Nie, nie, ja jestem w Poznaniu, bo Sanny wyszła za mąż za wdowca z
twojego miasta. Wczoraj w ratuszu był ich ślub. On jest emerytowanym
nauczycielem poznańskiego liceum - Jedynki Marcinka. No wiesz tu opodal
na Grunwaldzkiej. Poznała go przez takie internetowe biuro. Ona jest
najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiesz, przy szampanie nachyliła się mi
do ucha i powiedziała, że w Polsce i w Poznaniu lekarze nie usypiają,
pomagają na prawdę!!! Z jego i swojej emerytury 4000 euro będą
szczęśliwym małżeństwem do końca świata. Jestem o tym przekonany Jago. Jestem o tym przekonany odparłem, choć w duszy zacząłem szukać wątpliwości dla tego stwierdzenia. Za: kliknij
źródło |
Aż przechodzą ciarki.