n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, kwietnia 20, 2013

Lotnisko Sjeviernyj - mapa wydarzeń


Zespół parlamentarny ds. badania przyczyn katastrofy TU-154 M z kwietnia 2010 r. pod kierunkiem Antoniego Macierewicza opublikował nowy raport. Dokument przedstawia wiele faktów dotyczących remontu samolotu prezydenckiego oraz przebiegu katastrofy smoleńskiej. Jest on podzielony na trzy rozdziały: "System bezpieczeństwa i tragedia smoleńska", "Katastrofa" i "Podstawy prawne badania katastrofy smoleńskiej".


"Jest to trzecia część smoleńskiego raportu. Pierwsza zawierała dokumentację przygotowań do wizyty w Katyniu a także wstępne materiały dotyczące przebiegu tragediii sposobu jej badania. Druga koncentrowała się na grze politycznej rządu Donalda Tuska,który wraz z Władimirem Putinem dążył do wyeliminowania Prezydenta Kaczyńskiegoz polityki międzynarodowej. Trzecia część raportu omawia przebieg katastrofy, kwestie związane z rolą służb specjalnych w przygotowaniu wizyty oraz analizuje działaniaprawne rządu premiera Tuska po 10 kwietnia 2010 r., w wyniku których strona polska została pozbawiona należnych jej praw przy badaniu katastrofy smoleńskiej." - czytamy we wprowadzeniu.

Raport można pobrać tutaj: http://www.pis.org.pl/download.php?g=mmedia&f=ksiazka_raport_smolenski_.pdf
_________________________________________________________________________

http://wolnapolska.pl/index.php/Katyń-II/2012041615479/mapa-katastrofy-tu-154/menu-id-226.html

Mapa katastrofy Tu-154




AddThis Social Bookmark Button



Po­nad wszel­ką wąt­pli­wość wia­do­mo już, że do ka­ta­stro­fy do­pro­wa­dzi­ły dwa wstrzą­sy, do któ­rych do­szło, gdy tu­po­lew zo­sta­wił za so­bą słyn­ną „pan­cer­ną” brzo­zę. Do od­kry­cia szcze­gó­łów ostat­nich se­kund lo­tu Tu­-154M z pre­zy­den­tem na po­kła­dzie przy­bli­ża­ją nas usta­le­nia na­ukow­ców z Ame­ry­ki, Au­stra­lii i Pol­ski, pra­cu­ją­cych mi­mo blo­ka­dy ze stro­ny rzą­du. Na za­łą­czo­nej ma­pie sa­te­li­tar­nej za­zna­czy­li­śmy po­ło­że­nie klu­czo­wych dla ka­ta­stro­fy punk­tów wy­ni­ka­ją­cych z pro­wa­dzo­nych przez na­ukow­ców ana­li­z da­nych, a tak­że miejsc, gdzie prze­by­wa­li świad­ko­wie, któ­rzy twier­dzi­li, że wi­dzie­li pło­mień i roz­bły­ski za ogo­nem sa­mo­lo­tu. Te da­ne i re­la­cje świad­ków zo­sta­ły po­mi­nię­te przez ba­da­ją­ce ka­ta­stro­fę in­sty­tu­cje pol­skie i ro­syj­skie.


1. Tzw. pan­cer­na brzo­za

Brzo­za, któ­rą miał ściąć tu­po­lew, w wy­ni­ku cze­go miał stra­cić część le­we­go skrzy­dła. Zda­niem na­ukow­ców nie jest moż­li­we, aby drze­wo o śred­ni­cy 40 cm spo­wo­do­wa­ło ode­rwa­nie skrzy­dła 75-to­no­wej ma­szy­ny, na­wet je­śli przy­jąć, że sa­mo­lot rze­czy­wi­ście je prze­ciął. Dla­te­go brzo­za dla pod­kre­śle­nia ab­sur­du wer­sji MAK okre­śla­na jest ja­ko „pan­cer­na”.



2. Miej­sce, gdzie stał Ni­ko­łaj Bo­din

Le­karz po­go­to­wia Ni­ko­łaj Bo­din to świa­dek, któ­ry stał naj­bli­żej „pan­cer­nej” brzo­zy, oko­ło kil­ku­na­stu me­trów od niej. Bo­din wy­pro­wa­dził swój sa­mo­chód z ga­ra­żu i wła­śnie za­mie­rzał do nie­go wsiąść, by od­je­chać, gdy nad­le­ciał tu­po­lew. Ma­szy­na prze­miesz­cza­ła się tak ni­sko, że po­dmuch po­wie­trza rzu­cił Bo­di­na na zie­mię. Le­żąc na ple­cach, le­karz trzy­mał się drzwi­czek sa­mo­cho­du; bał się, że po­dmuch mo­że od­rzu­cić go da­lej. Jed­no­cze­śnie ob­ser­wo­wał tu­po­le­wa. Miał bar­dzo do­bry wi­dok na je­go le­wą część. Wi­dział, jak za­ha­czył o brzo­zę. Ze­znał po­tem pod­czas prze­słu­cha­nia przed ro­syj­ski­mi pro­ku­ra­to­ra­mi, że sa­mo­lo­to­wi po ze­tknię­ciu z brzo­zą nic się nie sta­ło, nie by­ło wi­dać, by od­pa­dła od nie­go ja­ka­kol­wiek część. Zda­niem Bo­di­na tu­po­lew nie zmie­nił tak­że kie­run­ku lo­tu – a to nam wma­wia­ją ra­por­ty MAK i ko­mi­sji Mil­le­ra.



3. Miej­sce, gdzie stał Ana­to­lij Żu­jew

Ana­to­lij Żu­jew, ko­lej­ny świa­dek ostat­nich se­kund lo­tu tu­po­le­wa, znaj­do­wał się na dro­dze przy ga­ra­żach. Z te­go miej­sca wi­dział sa­mo­lot od ty­łu. Jak twier­dzi, za je­go ogo­nem do­strzegł wiel­ki roz­błysk, przy­po­mi­na­ją­cy ol­brzy­mie żółt­ko jaj­ka. „Jak sa­mo­lot wy­ło­nił się na chwi­lę z mgły, to był to mo­ment, kie­dy za­ry­cza­ły sil­ni­ki, po­wstał sil­ny, ośle­pia­ją­cy błysk. Po tym bły­sku pró­bo­wał na­brać wy­so­ko­ści” – zeznał potem. Tu­po­lew był już wte­dy za brzo­zą, a le­ciał na wy­so­ko­ści co naj­mniej kil­ku­na­stu me­trów nad zie­mią.



4. Miej­sce, gdzie stał Ru­stam

Ru­stam to pra­cow­nik ho­te­lu No­wyj i ko­lej­ny na­ocz­ny świa­dek ostat­nich se­kund lo­tu Tu­-154. Dzie­sią­te­go kwiet­nia 2010 r. pra­co­wał przed bu­dyn­kiem ho­te­lu. Wi­dział prze­la­tu­ją­ce­go tu­po­le­wa na od­cin­ku od brzo­zy do szo­sy. Dzien­ni­ka­rzom eki­py fil­mo­wej po­wie­dział, że sa­mo­lot le­ciał w nor­mal­nej po­zy­cji, ogo­nem do gó­ry, co za­prze­cza teo­rii MAK i ko­mi­sji Mil­le­ra, któ­re twier­dzą, że tu­po­lew wy­ko­ny­wał nad szo­są pół­becz­kę. Ru­stam za­świad­czył po­nad­to, że za ogo­nem Tu­-154 wi­dział przy­po­mi­na­ją­cy ko­me­tę pło­mień dłu­go­ści pa­ru me­trów. Tu­po­lew był wte­dy za brzo­zą. To, co wi­dział Ru­stam, jest zbież­ne z ob­ser­wa­cją Żu­je­wa. Co waż­ne, obaj świad­ko­wie się nie zna­ją. Je­den jest pro­stym, mło­dym ro­bot­ni­kiem, dru­gi do­zor­cą z po­bli­skich za­kła­dów.



5. Miej­sce dwóch wstrzą­sów

Na od­cin­ku po­mię­dzy brzo­zą a TAWS 38 do­szło do dwóch wstrzą­sów. Od­krył je prof. Ka­zi­mierz No­wa­czyk z USA, któ­ry ba­dał pa­ra­me­try z re­je­stra­to­ra lo­tu po­da­ne na wy­kre­sach w za­łącz­ni­kach do ra­por­tu MAK oraz do ra­por­tu ko­mi­sji Mil­le­ra. Cho­dzi o dwa na­głe za­ła­ma­nia przy­spie­sze­nia pio­no­we­go.

Usta­le­nia te po­kry­wa­ją się z wnio­ska­mi ba­dań pro­wa­dzo­nych przez dr. Grze­go­rza Szu­la­dziń­skie­go z Au­stra­lii, któ­ry do­wo­dzi, że głów­ny­mi przy­czy­na­mi ka­ta­stro­fy by­ły dwie eks­plo­zje, ma­ją­ce miej­sce tuż przed lą­do­wa­niem. Jed­na na­stą­pi­ła na le­wym skrzy­dle, dru­ga we­wnątrz ka­dłu­ba. Dru­gi wy­buch spo­wo­do­wał roz­le­głe uszko­dze­nia (przy­po­mi­na­ją­ce wy­wi­nię­te den­ko otwar­tej kon­ser­wy) i roz­człon­ko­wa­nie ka­dłu­ba, a wresz­cie ode­rwa­nie le­we­go skrzy­dła od kor­pu­su sa­mo­lo­tu. Awa­ryj­ne lą­do­wa­nie w za­drze­wio­nym te­re­nie nie mo­że, zda­niem spe­cja­li­sty, spo­wo­do­wać ta­kie­go wy­wi­nię­cia sta­lo­wej kon­struk­cji sa­mo­lo­tu i je­go frag­men­ta­cji na tak drobne kawałki.



6. TAWS 38

Punkt, gdzie znaj­du­ją­cy się w tu­po­le­wie TAWS, dał ostat­ni sy­gnał, tzw. TAWS 38.

Mó­wiąc ogól­nie, TAWS to sys­tem ostrze­ga­nia przed prze­szko­da­mi, ba­zu­ją­cy na da­nych wgra­nych do kom­pu­te­ra oraz na wska­za­niach GPS i wy­so­ko­ścio­mie­rza. Za­in­sta­lo­wa­ny jest w więk­szo­ści uży­wa­nych obec­nie sa­mo­lo­tów i alar­mu­je za­ło­gę przed za­gro­że­nia­mi zwią­za­ny­mi z nie­prze­wi­dzia­nym zbli­ża­niem się do zie­mi. W koń­co­wej fa­zie tra­gicz­ne­go lo­tu tu­po­le­wa TAWS da­wał sy­gna­ły „Ter­ra­in ahe­ad” (zie­mia przed to­bą), a po­tem „Pull up” (wznieś się). Na ko­niec ode­zwał się TAWS 38. By­ło to 140 m w li­nii pro­stej za „pan­cer­ną” brzo­zą.

Ist­nie­nie TAWS 38 po­twier­dza­ją wy­kre­sy w za­łącz­ni­kach do ra­por­tu MAK. Jed­nak sam ra­port MAK, po­dob­nie jak ra­port ko­mi­sji Mil­le­ra, kom­plet­nie go igno­ru­je. Praw­do­po­dob­nie dla­te­go, że TAWS 38 za­prze­cza wer­sji, iż tu­po­lew gwał­tow­nie skrę­cił w le­wo w wy­ni­ku zde­rze­nia z brzo­zą. Prze­ciw­nie, po­twier­dza wer­sję świad­ka Bo­di­na, że sa­mo­lot da­lej le­ciał pro­sto.

Włą­cze­nie TAWS 38 sy­gna­li­zo­wa­ło, że sen­so­ry na go­le­niach kół ode­bra­ły sil­ne ude­rze­nie ty­po­we dla zde­rze­nia kół z zie­mią przy lą­do­wa­niu. Jak mo­gło do te­go dojść? Mu­sia­ło na­stą­pić ude­rze­nie spo­wo­do­wa­ne czymś in­nym. Ra­port MAK i ko­mi­sja Mil­le­ra zu­peł­nie nie od­no­szą się do te­go za­gad­nie­nia.

7. Ob­szar przed szo­są

Za­drze­wio­ny sa­mo­siej­ka­mi ob­szar, któ­ry Ro­sja­nie wy­kar­czo­wa­li w le­cie 2010 r. Na­wie­zio­no tam zie­mię, a te­ren wy­rów­na­no. To w środ­ku te­go te­re­nu znaj­du­je się punkt, gdzie ode­zwał się TAWS 38, dla­te­go ob­szar 8 na­cho­dzi na od­ci­nek opi­sa­ny w punk­cie 7.

Gdy tu­po­lew prze­la­ty­wał nad tym ob­sza­rem, Żu­jew i Ru­stam wi­dzie­li pło­mień za ogo­nem sa­mo­lo­tu.



8. Au­to­ko­mis

Znaj­du­ją­cy się na otwar­tym po­wie­trzu ko­mis uży­wa­nych sa­mo­cho­dów. Ko­mis oto­czo­ny był me­ta­lo­wym par­ka­nem. Tra­gicz­ne­go ran­ka wbi­ły się w nie­go ma­łe frag­men­ty tu­po­le­wa. Je­den z ta­kich sta­lo­wych ele­men­tów prze­le­ciał ko­ło gło­wy sto­ją­ce­go tam czło­wie­ka, omal nie po­zba­wiw­szy go ży­cia. Eki­pa „Mi­sji spe­cjal­nej” we wrze­śniu 2010 r. za­re­je­stro­wa­ła dziu­ry, któ­re po­zo­sta­ły po tych odłam­kach.

Ko­mis obec­nie jest zli­kwi­do­wa­ny. Par­kan zde­mon­to­wa­no.



9. Miej­sca po­ło­że­nia ode­rwa­nej czę­ści skrzy­dła

We­dług MAK i ko­mi­sji Mil­le­ra, frag­ment skrzy­dła ode­rwał się po ude­rze­niu w brzo­zę. Zda­niem prof. Wie­sła­wa Bi­nien­dy, na­ukow­ca z USA, gdy­by rze­czy­wi­ście „pan­cer­na” brzo­za zdo­ła­ła ode­rwać ten frag­ment skrzy­dła, zgod­nie z za­sa­da­mi ae­ro­nau­ty­ki upa­dło­by ono kil­ka­dzie­siąt me­trów wcze­śniej.



10. Miej­sce za­mro­że­nia FMS

FMS to głów­ny kom­pu­ter po­kła­do­wy. Za­si­la­nie FMS za­ni­kło, gdy tu­po­lew znaj­do­wał się ok. 15 m nad zie­mią, kil­ka­dzie­siąt (60–80) me­trów przed miej­scem roz­bi­cia o zie­mię. Fakt ten, po­twier­dzo­ny przez pol­ską pro­ku­ra­tu­rę, zo­stał zi­gno­ro­wa­ny przez MAK i ko­mi­sję Mil­le­ra.



11. Le­wy sta­tecz­nik

Na zdję­ciu sa­te­li­tar­nym z 11 kwiet­nia jest usy­tu­owa­ny co naj­mniej o 20 m da­lej od roz­bi­te­go sa­mo­lo­tu, niż to utrwa­lo­no na na­stęp­nym zdję­ciu z 12 kwiet­nia. Spra­wę od­krył prof. Ka­zi­mierz No­wa­czyk. To ozna­cza, że du­ży, wa­żą­cy po­nad sto ki­lo­gra­mów ele­ment zo­stał w nie­wia­do­mym ce­lu przy­su­nię­ty przez Ro­sjan do po­zo­sta­łych szcząt­ków wra­ku. W tym po­ło­że­niu wid­nie­je na gra­fi­kach w ra­por­cie MAK.



12. Mo­ni­to­ring warsz­ta­tu KIA

Ka­me­ra na ro­gu bu­dyn­ku warsz­ta­tu KIA ma mo­ni­to­ro­wać par­king na­le­żą­cy do KIA. Ale obej­mu­je tak­że po­łać te­re­nu, gdzie do­szło do ude­rze­nia tu­po­le­wa w zie­mię. Pa­rę ty­go­dni przed ka­ta­stro­fą ka­me­ra prze­sta­ła na­gry­wać ob­raz.



13. Miej­sce, gdzie stał Wła­di­mir Sa­fo­nien­ko

Pra­cow­nik warsz­ta­tu KIA na­tych­miast po ka­ta­stro­fie ru­szył na miej­sce zda­rze­nia. To on na­grał ko­mór­ką słyn­ny film, na któ­rym sły­chać strza­ły po­dob­ne do wy­strza­łów z bro­ni pal­nej. Fakt, że za­raz po roz­bi­ciu na­szej ma­szy­ny sły­chać by­ło strza­ły, po­twier­dzi­li mi­li­cjan­ci z ochro­ny lot­ni­ska, któ­rzy po­bie­gli w kie­run­ku samolotu.



14. Po­ste­ru­nek stra­ży po­żar­nej

To stąd ru­szy­ły wo­zy stra­ży do ga­sze­nia ma­łych ognisk na te­re­nie ka­ta­stro­fy. Je­den ze stra­ża­ków po­wie­dział po­tem, że samolot „jesz­cze w po­wie­trzu za­pa­lił się po tym, jak za­ha­czył o drze­wa”.



15. Miej­sce po­sto­ju Ja­ka­-40

Jak­-40 z dzien­ni­ka­rza­mi na po­kła­dzie wy­lą­do­wał 1 godz. 20 mi­nut przed rzą­do­wym tu­po­le­wem. Za­ło­ga cze­ka­ła przy ja­ku na je­go przy­lot. Ar­tur Wosz­tyl i Ra­fał Ko­wa­lecz­ko ze­zna­li, że tuż przed ka­ta­stro­fą sły­chać by­ło, jak ma­szy­na zwięk­sza moc sil­ni­ków do mak­sy­mal­nych ob­ro­tów. Po­tem usły­sze­li wy­bu­chy, a na­stęp­nie dźwięk ga­śnię­cia sil­ni­ków. „Po wszyst­kim na­stą­pi­ła ci­sza”.



16. Miej­sce, gdzie le­ża­ły szcząt­ki ofiar ka­ta­stro­fy

Na miej­scu ka­ta­stro­fy nie pro­wa­dzo­no ak­cji ra­tun­ko­wej. Nie wia­do­mo, na ja­kiej pod­sta­wie, sko­ro wie­le ofiar le­ża­ło twa­rza­mi do zie­mi, a wie­le ciał za­cho­wa­ło się w nie­na­ru­szo­nym sta­nie.

Szcząt­ki ofiar prze­ba­da­no pro­wi­zo­rycz­nie. Pol­scy le­ka­rze nie bra­li udzia­łu w sek­cjach, choć ta­kie za­pew­nie­nia skła­da­ła w kwiet­niu 2010 r. mi­ni­ster zdro­wia Ewa Ko­pacz. Po pseu­do­sek­cjach w Mo­skwie cia­ła za­szy­to, po­zo­sta­wia­jąc w środ­ku śmie­ci. Nie prze­pro­wa­dzo­no ba­dań płuc, nie zro­bio­no rent­ge­na na obec­ność me­ta­li w cie­le. Szcząt­ki wpa­ko­wa­no do wor­ków pla­sti­ko­wych. Świa­to­wej sła­wy ame­ry­kań­ski spe­cja­li­sta pa­to­log prof. Mi­cha­el Ba­den (uczest­ni­czył w au­top­sjach w spra­wie śmier­ci pre­zy­den­ta Ken­ne­dy'ego, Mar­ti­na Lu­te­ra Kin­ga, ca­ra Mi­ko­ła­ja II) w Pol­sce nie zo­stał do­pusz­czo­ny do au­top­sji, któ­re prze­pro­wa­dzo­no po eks­hu­ma­cji szcząt­ków po­sła Prze­my­sła­wa Go­siew­skie­go i pre­ze­sa IPN Ja­nu­sza Kur­ty­ki. Prof. Ba­den zwró­cił uwa­gę na za­nie­cha­nia, któ­rych do­pu­ści­ła się pro­ku­ra­tu­ra – po eks­hu­ma­cji nie zro­bio­no np. rent­ge­na szcząt­ków.



17. Miej­sce, gdzie zło­żo­no szcząt­ki wra­ku

Za­raz po ka­ta­stro­fie wrak sa­mo­lo­tu pod­da­no pro­wa­dzo­nej świa­do­mie de­wa­sta­cji. Do niszcze­nia uży­to ko­pa­rek (zgnia­ta­nie, roz­cią­ga­nie, odła­my­wa­nie po­szcze­gól­nych ele­men­tów), pił tar­czo­wych (cię­cie tak istot­nych ele­men­tów, jak lot­ki czy prze­wo­dy hy­drau­licz­ne), ło­mów (wy­bi­ja­nie szyb). Na­stęp­nie szcząt­ki zło­żo­no na otwar­tym po­wie­trzu na pły­cie bocz­nej lot­ni­ska. Naj­więk­sze z nich uło­żo­no w ob­ry­sie sa­mo­lo­tu. Ty­sią­ce drob­nych frag­men­tów, któ­rych nikt na­wet nie za­mie­rzał ba­dać, rzu­co­no bez­ład­nie, jak złom, na wspól­ną pry­zmę.

Przez pierw­sze pół ro­ku szcząt­ki wra­ku le­ża­ły bez żad­nej osło­ny pod go­łym nie­bem. Po­tem pro­wi­zo­rycz­nie przy­kry­to je plan­de­ka­mi woj­sko­wy­mi. W kra­jach za­chod­nich szcząt­ki segre­gu­je się, pod­da­je ba­da­niom che­micz­nym, na­stęp­nie na szkie­le­cie od­bu­do­wu­je się ma­szy­nę, by wska­zać miej­sce nie­ty­po­wych dla zwykłego wy­pad­ku lot­ni­cze­go od­kształ­ceń.



(fot. Rafał Dzięciołowski, Andrzej Hrechorowicz, Bruno Neumann, Misja specjalna, Wikimedia, Digital Globe)





MAPA KATASTROFY TU-154



Autor: Anita Gargas | Źródło: Gazeta Polska

piątek, kwietnia 19, 2013

Prof. dr hab. M. Dakowski - wywiad


Co ukrywają: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespół Parlamentarny

Zygmunt Białas 

 Prof. M. Dakowski 24.03.2013

O inscenizacji i o Zespole A. Macierewicza

 ...Bo o Raportach MAK i Millera nie warto nawet pisać...   
                                               

        "Katastrofa", której nikt nie widział, nikt nie słyszał, i nie zachowały się żadne dowody.
MAREK TOMASZ


 Pierwsza część wywiadu  z prof. Mirosławem Dakowskim
         
               Prof. Mirosław Dakowski:

         Laudetur Iesus Christus!

         Poruszyło mnie, gdy przeczytałem to katolickie rozpoczęcie tekstu inż. Krzysztofa Cierpisza: Zawiadomienie do Prokuratury Generalnej o porwaniu Delegacji do Katynia cz.I wysłanego do Prokuratur, Generalnej i Wojskowej.

Odczytałem to tak:
W sensie ludzkim, proporcji sił, wobec Planistów i sprawców tej Zbrodni stoimy na pozycji oczywiście przegranej. ONI mają struktury tajne, rządy, media, pieniądze.
Jednak Chrystus jest PRAWDĄ, ON zwycięży. Dlatego można i należy śmiało prawdy szukać. Za wszelką cenę.

Zygmunt Białas: Już prawie trzy lata minęły od dnia, w którym nastąpiły wydarzenia wykraczające poza nasze wyobrażenie o tym, co (jeszcze) może się stać. Co Pan, Panie Profesorze, myślał w pierwszych chwilach i potem w następnych dniach po tej niebywałej tragedii?

MD: W sobotę, 10 kwietnia 2010 r. w czasie mego wykładu na uczelni w dalekim mieście dostałem sms-a o treści: Donek i Putin zabili nam Prezydenta. Sądzę, że te parę słów oddaje pierwsze wrażenie większości uczciwych Polaków. Mało kto poszedł wtedy za dyrektywą ministra R. Sikorskiego ujawnioną przez gen. Sł. Petelickiego: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Ten kierunek „badań” nachalnie podchwyciły służalcze w stosunku do władz media.
Wielu badaczy usiłowało przez te trzy lata wykryć, co naprawdę się stało. Mimo, iż starano się zniszczyć wszelkie dowody, tak w Polsce, jak w Rosji, a wrak jednego z samolotów zrabowano, inne zaś (Jak-i URVIS, URYNA [sic!]  i ew. Tu-102) gdzieś pochowano.
Możemy się pochwalić jedynie osiągnięciem cząstkowym: Z okruchów informacji i dezinformacji ustaliliśmy ze 100 % pewnością, co się nie stało. Oraz – kto i w których swych odkryciach, analizach i wnioskach – na pewno kłamie.
Natomiast na temat: CO SIĘ STAŁO? - po trzech latach nie ma jeszcze wiarygodnej odpowiedzi. Jest jedynie kilka hipotez.
To będzie tematem całej naszej rozmowy, dla mnie podsumowującej, a może kończącej mój udział w śledztwie.

         ZB: Adresatem naszego wywiadu jest Czytelnik, który zajęty swymi codziennymi obowiązkami, nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem. Proszę więc, by zechciał Pan wyjaśnić temu Czytelnikowi, dlaczego nie przyjmował Pan konsekwentnie ustaleń moskiewskiego MAK, komisji Millera oraz polskiej prokuratury.

          MD: Jest zdecydowanie gorzej, niż Pan sugeruje: Czytelnik nie tylko nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem,ale na swoje nieszczęście, czytuje Gie Wu, ogląda, choćby biernie, bez analizowania różne TVN-y. W każdym mieszkaniu ciągle, z wielu odbiorników, sączy się dezinformacja.
O ile lepiej mieliśmy za Stalina”: W akademiku (sypialnie na ośmiu studentów) gadał niewyłączalny kołchoźnik . Ale był tylko jeden, można było zresztą dyskretnie przeciąć druty, lub „rozumieć go na opak”. Teraz – masz „wybór” między „Tańcem z (..)-iazdami” a teleturniejem lubdyskusją ekspertów (od prania mózgów). Dużą część ludzi już ten wybór zadowala. Dlatego możliwe jest wciśniecie ludziom jako ich własnego poglądu, że: „ja to już rzygam tym Smoleńskiem”.
I temu musimy stawić czoło.

Co do ustaleń MAK czy Millera: Ilość ewidentnych kłamstw w raportach MAK i Millera była tak duża, że nikt krytyczny śledzący literaturę przedmiotu tym organom nie wierzył. Istnieje poważna literatura na ten temat, omówienie jej przekracza jednak objętością możliwości tej rozmowy. Śledzenie literatury przedmiotu jest niestety możliwe jedynie na uczciwych portalach internetowych, ciągle zanieczyszczanych przez agentów oraz tzw. trolle. Samodzielne śledzenie sprawy wymaga jednak sporo czasu i krytycyzmu, czyli wysiłku.
Wyniki analiz tych raportów podsumował Łażący Łazarz, może dość brutalnie, ale precyzyjnie: „MAK w dupie”. [por.Mak w dupie]

Mój wkład we wczesną fazę walki przeciw oficjalnej dezinformacji, był prosty: Ośmieliłem się(a było to w czasie wielu okrutnych, odstraszających skrytobójstw ludzi znających się na sprawie i dających temu wyraz)  złożyć zeznania w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej[Zeznania świadka M. Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowejw sprawie dla fizyka najprostszej, to znaczy z argumentami opartymi o prawa zachowania obowiązujące w całym Wszechświecie i o geometrię, też identyczną dla całego Wszechświata:

- Brzoza (zwana później pancerną lub kevlarową) nie mogła urwać skrzydła, bo byłaby na to parę rzędów wielkości (sto do tysiąca razy) za słaba. Potwierdziło to później wielu badaczy, a szczególnie prof. W. Binienda poprzez zaawansowane obliczenia i użycie programów komputerowych sprawdzonych w obliczeniach dotyczących lotnictwa i lotów kosmicznych.
- Żaden duży samolot, w tym Tu-154, nie mógłby się poderwać, gdyby zahaczył skrzydłem na wysokości 5,6 metra, bo musiałby ogonem wyryć w ziemi rów, którego nie ma na zdjęciach terenu. Prosty brak miejsca...
- Sławna „beczka” musiałaby zostać wykonana, ze względu na geometrię (duża rozpiętość skrzydeł samolotu) – pod ziemią. A takie figury są w akrobatyce lotniczej nieznane.
- Potwierdzona zdjęciami obecność śmieci, toreb plastikowych, gniazd ptasich, drewnianych budek w najbliższej okolicy „pancernej brzozy” wyklucza możliwość, że obszar ten się znalazł w strumieniu gazów z silników odrzutowych.
Rozrzut rozłożonych na złomowisku części metalowych wyklucza „śmierć na skutek przeciążeń (przyspieszeń) rzędu 40-100 g”, jak konkluduje np. MAK. Późniejsze relacje rodzin pomordowanych dotyczące oględzin zwłok (m. in. Anny Walentynowicz) potwierdziły w pełni moje wcześniejsze analizy i zeznania w prokuraturze.
Mówię o oględzinach w Moskwie, tj. przed jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona, a w kilku ekshumowanych ciałach znaleziono jakieś  rękawiczki, niedopałki, rękawy, śmieci.
Analizy nielicznych dostępnych zdjęć i złomowiska koło lotniska Siewiernyj wykazały w ciągu następnych dni  przemieszczanie się tam i dziwne zmiany różnych elementów metalowych. Np. „ścianka” pochodząca rzekomo z Tu, która ma na niektórych zdjęciach 7, na innych 9 czy 10 okienek uznawana jest oficjalnie, a także przez bezkrytycznych dziennikarzy i filmowców za ten sam element (analizy Yurko).
Udowodniono również jednoznacznie wcześniejszą inscenizację na tej scenie(wcześniejszą - tj. przed czasem „katastrofy”, oficjalnie zresztą nieokreślonym, chyba celowo i szyderczo). Ośmiesza to raporty oficjalne, ale jest też trudnością dla spójności hipotezy „dwuwybuchowej”.

         ZB: 6 lipca 2010 roku powstał Zespół Parlamentarny d/s wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej kierowany przez posła PiS Antoniego Macierewicza. To budziło nadzieję Polaków i - zdaje się - także Pana Profesora na gruntowne i w miarę szybkie dotarcie do prawdy o okolicznościach śmierci polskich delegatów udających się do Katynia. Jak Pan z dzisiejszej perspektywy ocenia działania Zespołu?

MD:  Strona podejrzana o planowanie i wykonanie zbrodni zrabowała i nie oddaje nawet po latach najważniejszych dowodów: Gdzieś, tam są wszystkie rejestratory, kokpit, reszta wraku. Kokpit „znikł”, a przecież w nim każdy przyrząd ma swój unikalny numer i charakterystykę.
„zabawie kota z poraniona myszką w wykonaniu tajnych struktur „tamtejszych” powiem więcej w II części tej rozmowy.
        
Jednak ujawnienie wielu, bardzo ważnych dla śledztwa, spraw leży w mocy polityków opozycji, tak z otoczenia JK, jak i AM. Oczywiście nie wspominam tu o „grupie rządzącej”, bo jest już pewne, że grupa ta zajęta jest od początku, a może i wiele wcześniej, mataczeniem i niszczeniem dowodów ( jeśli za początek przyjmiemy ranek 10 kwietnia).
Konieczne są przesłuchania (w procedurach z jasnymi konsekwencjami karnymi, a choćby moralnymi, za ew. przemilczenia czy kłamstwa) osób z otoczenia Prezydenta i z jego kancelarii. Dla przykładu niezbędne są zeznania i dokumenty pisane i filmowe na temat losu prezydenta od rozmowy z prez. Grybauskaite aż do hipotetycznego„wejścia na pokład Tu101”  w sobotę.
Czy na przykład córka , pani Marta Kaczyńska, rozmawiała bezpośrednio z Ojcem w tym czasie? Czy min. Sasin oraz pani Zofia Kruszyńska - Gust [por. np.Gdzie jest Zofia Kruszyńska - Gust ‑ocalała z katastrofy"? ] rozmawiali z nim w piątek wieczorem będąc razem, w tym samym pokoju?? Kto Go (z małżonką?) wiózł w sobotę na Okęcie? Gdzie zdjęcia, filmy, zeznania?
Czemu takie, oczywiste i narzucające się pytania taktowane są przez wszystkich Graczy Oficjalnych (czyli tak przez grupę rządzącą, jak i polityków opozycji) jako naruszenie tabu, ważnego dla  ROZGRYWAJĄCYCH?
Przecież jasne odpowiedzi na wiele takich pytań mogłyby znacznie zmniejszyć podejrzenia rozsądnych analityków o świadome ukrywanie ważnych faktów i spraw –zarówno  przez otoczenie Jarosława Kaczyńskiego jak i (odmiennie - nie wiemy jednak, czemu?) otoczenie Antoniego Macierewicza.
Nie nam oceniać motywy ukrywania pewnych wątków przez AM i JK. Nie znamy przecież przyczyn. Stwierdzam jednak, że to ukrywanie jest widoczne od kwietnia 2010 roku oraz że jest ono przeszkodą do poznania i ujawnienia prawdy.
Co do lansowanej jako jedyna prawda „hipotezy dwu-wybuchowej” nawet A. Macierewicz mówi: “Podkreślam, że to jest hipoteza. Nie mamy zamiaru twierdzić, że to jest ostatnie słowo, także ze strony zespołu parlamentarnego, ale jest to jedyna całościowa hipoteza”. Otóż jest to hipoteza, ale nie jedyna – i zdecydowanie nie całościowa.

Nie są dostępne jakiekolwiek dowody na to, gdzie był i co robił Prezydent Lech Kaczyński od czwartku przed południem, gdy (nagle?) poleciał do Wilna i widział się i rozmawiał z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite. Niektóre z udostępnionych zdjęć z tej wizyty są dla specjalistów od fotografii komputerowej ewidentnymi fotomontażami. Np. na udostępnionej (po około dwóch latach od Zdarzenia!) kopii zdjęcia z rozmowy tych dwojga prezydentów, głowa prez. LK została doklejona do innego korpusu (analiza Yurko na poszczególnych szeregach pikseli).
Faktem jest, że nie ma możliwości obejrzenia i profesjonalnej analizy filmów z Wilna z czwartku, 8 kwietnia, szczególnie z drugiej części wizyty i z opuszczenia Wilna (Odlot? Jakim samolotem? A może odjazd? Z jakimi osobami towarzyszącymi?). Niedostępne są protokoły, zdjęcia, filmy, listy osób towarzyszących i ich zeznania, protokoły BOR-u itp.
Charakterystyczne, że sugestie o zmanipulowaniu relacji fotograficznych spotkania LK z prez. Grybauskaite przyszły z Rosji, od „źródeł” zwanych „Gorożanin iz Bernauła”, a ewidentnie związanych ze strukturami tajnymi („siłowniki”) Rosji. Szerzej o tym aspekcie gry Planisty z różnymi grupami w Polsce - w II części tej rozmowy.
Nie było śledztwa ani nie wyjaśniono publicznie, kto podrzucił sfabrykowane zdjęciaprezydenta LK w samolocie do Smoleńska, które zostało „znalezione” w Chicago, w rodzinie Wojciecha Seweryna, który zginął w tej - no cóż – nie mogę użyć innego określenia - ZBRODNI.

Nie ma wyników śledztw na temat tego, kto , jak i dlaczego usunął zapisy monitoringów z Okęcia oraz z Siewiernego. Wykazałem w poprzednich analizach (matematycznie), że prawdopodobieństwo, iż były to zdarzenia niezależne, jest nieskończenie małe [por.O pożytkach i niebezpieczeństwach używania LOGIKI ]. Planista i wykonawcy tego oczywistego elementu Zbrodni nie są nawet poszukiwani, zarzuty nie są sformułowane.
Nie istnieją, nie są zebrane precyzyjne zeznania Rodzin (ostatnie dni, telefony, sms-y, transport „na lotnisko” itp. Próby ich zbierania są konsekwentnie blokowane. Szerzej o tym w II części rozmowy [mam nadzieję].

Zbrodnia Smoleńska ma wiele cech wspólnych ze zbrodnią w World Trade Center, popełnioną osiem lat wcześniej, zwaną w skrócie 9/11.
Widać, że Planista „Smoleńska” wzorował się tak na jej przygotowaniu, przeprowadzeniu, jak i przygotowaniu całej dezinformacji , „śledztwa” i powoli cedzonych późniejszych „rewelacji”.
W USA jednak tak rodziny ofiar, jak stowarzyszenia pilotów, kontrolerów lotów, prawników itp. mają zagwarantowany przez konstytucję dostęp do danych źródłowych. Jest on utrudniany, ale możliwy. Stąd istnienie wielu analiz, książek, filmów dokumentujących rzeczywisty przebieg zbrodni, wykazujących, że planowanie, przebieg i „otoczka medialna” zbrodni 9/11 były zupełnie inne, zdecydowanie różne od opowieści oficjalnych podawanych zaraz po Zdarzeniu, czy po latach opublikowanych w oficjalnym „Raporcie Rządowym”.
Wyciszanie tych analogii przez tutejszy rząd i podległe mu media nie dziwi.
Zadziwiło nas jednak , gdy min. Antoni Macierewicz z powaga zaprosił do badań w Zespole Parlamentarnym „eksperta” Kushnera z USA. Człowiek ten bowiem badał 9/11, a potem podpisał skłamany Raport Rządowy. Raport ten powstawał w bólach, zdaje się ok. 2-ch lat, Kushner więc, gdyby był uczciwy, mógł w tym czasie przypomnieć sobie podstawy fizyki ze szkoły średniej (chyba tam fizyki uczą?). Np. o tym, że ciało na Ziemi spada z przyspieszeniem g=1 tylko wtedy, gdy nie napotyka na żaden opór. A przecież te dwa budynki WTC stały na 47 stalowych kolumnach każdy, które się nie spaliły, ani nie roztopiły, bo nie było takiej temperatury ani czasu na to. Filmy z destrukcji dwóch z trzech wież WTC wskazują, że przyspieszenie wynosiło g=1. Dodatkowo - są filmy, na których widać 11 błysków kontrolowanej destrukcji jednej z tych wież.
Zapominalskim przypominam, iż trzecia wieża WTC-7 zawaliła się „ze strachu”, bez ingerencji „okrutnej Al-Kaidy”. Pogrzebała pod sobą nierozliczone papiery dłużne wartości setek miliardów dolarów (może więcej?). O dziesiątkach ton złota, o diamentach ledwie wspomnę – todetale. Ale nie odnalazły się pod gruzami, mimo, iż nie są łatwopalne.
To słoń. A sprawa polska wygląda tak, że AM indagowany publicznie, czemu zaprasza i nagłaśnia kłamcę, który oszukuje swój naród, więc tym bardziej nie będzie miał oporów w oszukaniu obcego narodu, odpowiedział że on (AM) zajmuje się sprawą smoleńską, nie zaś wątpliwościami i hipotezami w kwestii 9/11.
To zły znak dla Polaków.

Najważniejszym wnioskiem ogólnym na temat minionych trzech lat z częściowo zakłamanego, a częściowo kulawego śledztwa, jest ten, że nie wolno ograniczać się do badania, choćby najbardziej szczegółowego, tzw. „ostatnich sekund lotu”. Konieczne jest zdecydowane wykroczenie poza te, dziwacznie narzucone, także Zespołowi Parlamentarnemu, ograniczenia. Konieczne jest na przykład udokumentowanie, jakie samoloty związane z tą misją startowały tego ranka z Okęcia, oraz co, czy kogo wiozły - i dokąd. Wiele przemilczeń i przekłamań tzw. „świadków” ujawniła grupa świetnych, krytycznych analityków, którzy skupili się wokół Free Your Mind-a, czyli, co wiemy od paru miesięcy, dr. Pawła Przywary.
Kapitalna jest jego książka „Czerwona strona Księżyca”, w której te różne ważne pytania są postawione, a ukrywane przez oficjalnych śledczych (zapewne z panicznego strachu)zagadnienia są nagłośnione. Jestem przekonany, że testem na uczciwość i odwagę każdego analityka Zbrodni Smoleńskiej jest sposób merytorycznego odniesienia się do konkretnych problemów postawionych w tej pracy, oraz do spraw podniesionych przez analityków tej grupy.
Zaś imputowanie im „agenturalności”, czy bycia „sektą” jest świadectwem paniki, że Prawda, która zapewne jest straszniejsza od naszych podejrzeń, może ujrzeć światło dzienne.
Naciski na odsuwanie od oficjalnych konferencji osób z grupy stawiającej szerzej pytania o „Smoleńsk” nie powinny się powtórzyć. Nie dlatego, że to wstyd, bo wstyd czy bezwstyd jest odczuciem subiektywnym. Ale dlatego, że takie naciski utrudniają dojście do prawdy – i sugerują chęć jej ukrycia.

          ZB: Mec. Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna, który zginął 10 kwietnia 2010 roku, powiedziała niedawno: "Wszystkie dokumenty, które przesyłane są z Rosji, poświadczają nieprawdę. Nie mówię jedynie o materiałach dotyczących sekcji zwłok, ale o wszystkich dokumentach rosyjskich". Eksperci Zespołu Parlamentarnego traktują jednak rosyjskie materiały bardzo poważnie, badają je i wyciągają daleko idące wnioski, jak chociażby o dwóch wybuchach w Tu-154M 101, które miałyby być przyczyną katastrofy na Siewiernym. O czym to świadczy?

MD: Wyżej przeanalizowałem pewien zły znak dla Polaków. Innym złym znakiem jest to, iż ograniczono prace ZP jedynie do analiz danych otrzymanych od MAK. Szansa, że dane te nie są sfałszowane, jest bliska zero. Przyznała to nawet mec. Małgorzata Wassermann, córka posła który zginął w zamachu. Była zawsze dotąd ostrożna w słowach, ocenach i czynach.

Część tych prac jak dla przykładu analizy porównawcze prof. Biniendy wytrzymałości brzozy i skrzydła Tu-154 są doskonałe.
Ale fakt, że ZP unika kwestii POCZĄTKU, tj. badania tego, co działo się w Warszawie w nocy, potem na Okęciu, brzmi alarmująco.

Dla przykładu:
- Co działo się z Prezydentem w piątek i sobotę rano,
- Jak, kiedy, kto dowiózł wszystkich, którzy zginęli/zaginęli? Szerzej poruszę te ważne kwestie w II części rozmowy.
- Co działo się czy stało z hangarem nr. 21 [por.Był sobie hangar - tajemnicze Okęcie 2010na Okęciu, z nagraniami wszystkich monitoringów (Okęcie i Siewiernyj),
- Gdzie są filmy, zdjęcia, wywiady dziennikarzy sprzed „odlotu”.
- Czemu nie ma - i nie usiłowano uzyskać – zeznań obsługi Okęcia, od kontrolerów lotu do bufetowych i sprzątaczek włącznie.
Narzuca się wniosek, który muszę tu powtórzyć, że AM coś ważnego i groźnego stara się ukryć.

Odmienna jest sytuacja JK. Dla przykładu nie umożliwił on analizy fonograficznej „rozmowy z bratem”, o której wszyscy piszą, że odbyła się z pokładu samolotu”.

Znów porównajmy ze wzorcową dla „Smoleńska” zbrodnią9/11.
Udowodniono, że rozmowy z telefonów komórkowych wykonane rzekomo w czasie lotu porwanych samolotów :
1)    były niemożliwe, niewykonalne technicznie,
2)    sfałszowane, wykonane ze zgromadzonych wcześniej autentycznych zdań i rozmów danej osoby.

Ad 1: Przy tej prędkości, jaka mają samoloty rejsowe (800 - 900 km/h) i wysokości, na jakiej latają, próba połączenia się z komórki (stan technologii na 2001r. ) musi doprowadzić do „efektu domina”, tj. usiłowanie połączenia się z wieloma stacjami bazowymi, nad którymi przelatuje samolot prowadzić musi do zablokowania aparatu, do niemożności rozmowy. To wykazano doświadczalnie, nie tylko „teoretycznie”.
Ad 2: Przykłady: Syn (Mark Bingham) dzwoni do swej matki – i parokrotnie przedstawia się jej z imienia i nazwiska. Staruszka tego nie zauważa – tak zajęta jest straszną treścią rozmowy. Te rozmowy zostały zmontowane z autentycznych głosów osób, którym je potem przypisano. Były dopasowywane na żywo do reakcji rozmówcy. W razie kłopotów z sensem – „porwany” proponował wspólne odmawianie psalmów, a w tym czasie przygotowywano kolejną odpowiedź. Ta technika jest opanowana, znana fachowcom.
Dużo bardzo przekonywujących przykładów można znaleźć w książce Sławomira Kozaka „Operacja dwie wieże” i w następnych jego książkach na podobne tematy [Wyd. AURORA]. Por. rozdział Mit Shanksville” i „Telefony, telefony”. Tam też są dostępne filmy wyjaśniające wiele oszustw (i sposobów ich przeprowadzenia) w oficjalnej, rządowej wersji „ataku na Pentagon”. Filmy ilustrują wyniki analiz pilotów z grupy „Pilots for 9/11 Truth”, kontrolerów ruchu, itd.
Niemożliwe, by Jarosław Kaczyński tych spraw nie znał lub by je zlekceważył. Analiza jego rozmowy z Bratem przez specjalistów od fonografii jest kluczowa dla ukierunkowania śledztwa smoleńskiego.
Podobnie – nie wyjaśniono, czemu (ew.: i kto??) opóźniono przyjazd JK na Siewiernyj („po katastrofie”), czemu „ciało LK było zimne”? Narzuca się hipoteza, iż JK „musiał” poczekać, by ciało dowieziono z lodówki na „miejsce katastrofy”. Przypominam, że wiarygodnych zdjęć ciał ofiar na złomowisku BRAK.

         ZB: Rosyjskie materiały są też podstawą śledztwa prokuratorów z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy oni nie znają wartości ruskich dokumentów? Kiedyś polscy śledczy powstrzymali skutecznie żądania ekshumacji zwłok, utajnili wiele ważnych informacji, później uczestniczyli w aferze trotylowej, a teraz szukają śladów alkoholu u 32 ofiar tragedii. Czy oni nie widzą tego, że kpią z ludzkiego rozumu i wystawiają Polaków na bezgraniczną cierpliwość?

           MD: Sądzę, że prokuratorzy poddawani są ogromnym naciskom. Oczywiście, jak w całymresorcie sprawiedliwości”, decydują tam sprawdzeni jeszcze w latach 80-tych towarzysze. Na pewno do Tej Sprawy selekcja kadr była jeszcze ostrzejsza, bo to kadry decydują o wszystkim”.
Jednak jest tam grupa osób profesjonalnych, uczciwych, może też obawiających się odpowiedzialności karnej w przyszłości, które zapewne w swoim mniemaniu „robią co mogą. Za sygnały ich istnienia uważam, może paradoksalnie, zabawne perypetie z niemożnością zmierzenia „wysokości brzozy”, opisane na przykład tu: Gang Olsena na tropie, czyli przygód gamoni w mundurach ciąg dalszy . Wybrano sprawę zupełnie marginalną, bo od dawna jest oczywiste, iż udział pancernej brzozy w czymkolwiek jest hipotezą oszukańczą i dawno ośmieszoną. Sygnał ten odczytuję jako: „No widzicie, ludzie, że nic nie możemy...”
Może jednak jestem zbyt pobłażliwy? Mam nadzieję, że dokumenty „w sprawie” są tam chronione i czekają na lepsze czasy, a nie są niszczone, jak zapisy monitoringów z Okęcia i Siewiernego zniszczone przez nieznanych sprawców. Bezkarnie!

         ZB: Polskie organy władzy nie podjęły decyzji o otwarciu trumien, które przybyły z Moskwy. Trzy tygodnie później pisał Pan Profesor: "Kto wie, co jest w tych trumnach?"  Władze nie spieszyły się jednak z przeprowadzeniem ekshumacji. I co się okazało teraz, gdy otworzono dziewięć trumien? - Sześć ofiar pochowanych było w niewłaściwych grobach. Poległy śp. ksiądz prof. Ryszard Rumianek leży dotąd nie wiadomo w której trumnie. I jak można przejść do porządku dziennego, gdy osoba historyczna już za swego życia, rozpoznana przez rodzinę w prosektorium w Moskwie, była pochowana bez twarzy w nie swojej trumnie?

MD:  Przypominam, że już w maju 2010 alarmowałem, m. in. w tekście Kto wie, co jest w trumnach? i listach poufnie dostarczonych Jarosławowi Kaczyńskiemu i Antoniemu Macierewiczowi [listy są tu:  FYM: Wywiad z prof. M. Dakowskim ], o możliwości dostarczenia z Moskwy w trumnach czegokolwiek, np. ścierwa psów czy kamieni i cegieł. Były przecież takie precedensy (katastrofy Ił-ów 62 pod Warszawą). Argumentowałem Im o konieczności otwarcia wszystkich trumien, jako dostępnych nam, a ważnych dowodów rzeczowych w sprawie. Nie doczekaliśmy się reakcji.

Te podejrzenia potwierdziły oględziny ciał w Moskwie porównane z jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona. Wrócimy do tego.

Niestety - wspólny front matactwa, zbrodni i tchórzostwa czy niemocy zablokował na razie tę sprawę.

 ZB: Dziękuję Panu Profesorowi za udzielenie wywiadu, który - jestem o tym przekonany - wzbudzi zainteresowanie Czytelników. Wierzę, iż zechcą oni zadać następne pytania, które - zebrane przeze mnie - będą postawione Panu w drugiej części naszej rozmowy.

         MD: Winien jestem wyjaśnienie, czemu używam określenia „Zbrodnia Smoleńska”. Początkowe przypuszczenie, t.j. hipoteza, że była to zaplanowana zbrodnia, zamieniło się w ciągu paru pierwszych tygodni analiz w fakt udowodniony. Najpierw poprzez analizę zdjęć wskazujących jednoznacznie na inscenizację, oraz ze względu na manipulację przez Rosjan i pomagających im przedstawicieli rządu RP „czasem zdarzenia” i „świadkami”, podstawianymi i przedstawianymi bez wyboru spójności i sensowności ich wypowiedzi.
Natomiast przymiotnik smoleńska używam jedynie w sensie popularnym, przyjętym w świadomości Polaków. Jest to podobne do faktu, iż pojęcie „Katyń” zwykle odnosimy też do innych miejsc zbiorowych mordów Polaków przez sowietów, np. również do nie zbadanej sprawy zatopienia barek na Morzu Białym. Ten temat ciągle jest tabu.
Zupełnie nie wiemy (po trzech latach!), gdzie wymordowano najpierw 96 osób, Polaków(a doszły skrytobójstwa). Nie wiemy nawet, czy mordowano ich w jednym miejscu i czasie. Natomiast nazywanie tej zbrodni „warszawską”, jak chce Krzysztof Cierpisz, byłoby podwójnie mylące:
- nie mamy dotąd przekonywujących dowodów, że nastąpiło to w Warszawie, np. na Okęciu, czy w Hangarze nr 21 w kompleksie wojskowym lotniska Okęcie. Por.Był sobie hangar . Może następowało to w wielu miejscach. Termin Zbrodnia Warszawska” zakłada więc coś, co na razie jest tylko hipotezą. A zbrodni w Warszawie popełniono już tyle że tracimy jednoznaczność określenia sprawy.
***
Gloria Patri, et Filio, et Spiritui sancto.Sicut erat in principio, et nunc, et semper
et in saecula saeculorum,
Amen.

czwartek, kwietnia 18, 2013

Jedvabne G.m.b.H.

Historia  SEE2013.02.14 20:45 21:30

Jedwabne to niemiecka zbrodnia, dość przepraszania!

Czy Polakom powiedziano całą prawdę na temat mordu w Jedwabnem, mordu dokonanego przez Niemców na Żydach w ramach działań Einsatzkommando SS pod dowództwem hauptsturmführera Hermanna Schapera?
Tekst został wraz z moim kontem usunięty przez żydowską ekipę zarządzającą eioba.pl. Pod tekstem rozegrała się ciekawa dyskusja z dyżurnymi żydowskimi trollami z eioba.pl (polecam uwadze osobnika youngcontrarian). Oto zachowany przeze mnie zrzut ekranowy tekstu (ostatnia wersja przed wykasowaniem konta).
SS-Hauptsturmführer Hermann Schaper

Czy Polakom powiedziano całą prawdę na temat mordu w Jedwabnem, mordu dokonanego przez Niemców na Żydach w ramach działań Einsatzkomando SS pod dowództwem hauptsturmführera Hermanna Schapera? Udział ludności polskiej w tej zbrodni miał mniej więcej taką postać, jak w tym fragmencie stenogramów z procesu łomżyńskiego (w 1948 r.):
(...)(Skazano) Władysława Dąbrowskiego (na rozprawie nie przyznał się do winy, ‘Oskarżony zeznał, że nie chciał iść i Niemcy przez uderzenie w twarz zmusili go do pójścia.’, ‘ z nakazu niemieckiego, popartego zastosowaniem przymusu fizycznego /uderzenie pistoletem po głowie i dłonią w twarz, od ciosu stracił ząb/ udał się na rynek, aby pilnować ludność żydowską’, w śledztwie ‘przyznał się do pilnowania Żydów przez dwie godziny’, ‘treść zeznań złożonych w czasie postępowania przygotowawczego została na nim wymuszona biciem.’(...)
Źródło: Co zapomniano Polakom powiedzieć o procesie łomżyńskim?
Oczywiście z mediów możemy się dowiedzieć czegoś zupełnie innego. Polacy mają się samobiczować za nieswoje winy. To ponoć sąsiedzi napadli na sąsiadów. Osoba pełniąca funkcję prezydenta III RP w liście odczytanym w Jedwabnem w 2011 roku pisze: Mieszkańcy Jedwabnego, obywatele polscy narodowości żydowskiej spłonęli w tej stodole zapędzeni do niej przez swych polskich sąsiadów. Zginęli – za przyzwoleniem okupanta – bo byli Żydami.. Co stąd wynika? Że Polacy udali się do władz okupacyjnych i uzyskali przyzwolenie na dokonanie mordu, że inicjatywa wyszła od ludności polskiej. Polacy z Jedwabnego tak nienawidzili "żydo-komunistów", że, staropolskim zwyczajem, zapędzili kobiety i dzieci do stodoły i żywcem spalili, prawda? Ale w takiej sytuacji precedensów z paleniem kobiet i dzieci żywcem w zabudowaniach musiało być sporo również w okresie międzywojennym. Ilu Żydów spalili żywcem Polacy między 1918 a 1939? Ani jednego. Coś się z tym Jedwabnem nie zgadza.

Może Niemcy mieli takie zwyczaje? Sprawdźmy. Okazuje się że już od września 1939. Popatrzmy (opisane zbrodnie to wierzchołek góry lodowej): Zbrodnia w Szczucinie, Zbrodnia w Uryczu, Synagoga w Będzinie. Po 1939 jeszcze niejednokrotnie staroniemiecką (a nie - staropolską) tradycją palono ludzi żywcem: Zbrodnia w Ciepielowie 1942, "4. VII. 1943, Bór Kunowski - 43 osoby spalono żywcem w stodole za udzielanie pomocy oddziałowi partyzanckiemu, składającego się głównie z Żydów, którzy uciekli z getta.";"VIII. 1944, Sasów - za udzielanie pomocy około 100 Żydom ukrywającym się w pobliskich lasach, Niemcy zamordowali i/lub spalili żywcem wszystkich mieszkańców wsi, pilnując, by nikt nie uciekł z płomieni.", 18 V 1943 roku w Szarajówce Niemcy spalili żywcem 58 osób, zastrzelili 9 i zniszczyli całą wieś., Zbrodnia w Podgajach - SS-mani spalili żywcem jeńców z 3. pułku piechoty 1 Dywizji WP. Dodajmy jeszcze sławne ostatnio Gardelegen, gdzie 13 kwietnia 1945 Niemcy (jednostka SS) spalili żywcem w stodole 1016 osób.

A cóż to za historia nowa? Nie nowa - stara - ta, której Polaków nikt nie chce uczyć. Polacy mają przepraszać za Jedwabne. Mają wierzyć, że zbrodnie SS i Gestapo to polskie zbrodnie. Po co? Po to, by czuli się winni wobec Żydów. To w ramach walki z "polskim antysemityzmem". Żeby się nie odrodził. Ten zwalczany dziś w mediach "polski antysemityzm" to niestety nie żaden antysemityzm - tylko zdrowa asertywność narodu znajdującego się w ekonomicznym i politycznym konflikcie interesów z innym narodem na terenie własnego państwa. Trudno być asertywnym wobec kogoś kogo się skrzywdziło. I o to w tym całym "Jedwabnem" chodzi.

Śmierć Polaków, których obowiązkiem wobec narodu było szanować polską krew, nie szafować nią w czasie okupacji jest dziś tym tragiczniejsza, że nie służyła ratowaniu Polaków, tylko substancji biologicznej innej nacji, konkurującej z Polakami ekonomicznie i politycznie na ziemiach polskich. Ofiara Polaków, będąca jednocześnie szczytem heroizmu i altruizmu, podeptania własnych interesów narodowych w imię wartości humanistycznych - motywowana empatią - jest dziś oceniana przez Żydów tak:
(Fragment wywiadu z żydowską socjolog Barbarą Engelking-Boni)

- Za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci.
- (B. E-B:) Kara śmierci groziła za mnóstwo rzeczy. Dlaczego ludzie chodzili na tajne komplety, wydawali i czytali gazetki podziemne, słuchali radia, a przede wszystkim - konspirowali? Przecież za to też można było zginąć. Można było zginąć i za nic - w łapance czy publicznej egzekucji. Jak do tej pory udokumentowano śmierć ok. 800 Polaków za pomaganie Żydom. Szacuje się, że pomagało ok. 300 tysięcy. Może więc zagrożenie karą śmierci nie było tak nieuchronne, jak się powszechnie sądzi. Myślę, że inne rodzaje działalności konspiracyjnej były o wiele bardziej niebezpieczne. Tyle że jedne stanowiły akt patriotyzmu, a drugie nie. Ratowanie Żydów po prostu nie należało do repertuaru walki z okupantem.
Źródło: http://tygodnik2003-2007.onet.pl/1547,1243150,5,dzial.html , str 5
Skąd taka pogarda i niechęć wobec Polaków? Dlaczego Polacy mają walczyć z "traumą" swoich "przewin" wobec Żydów w czasie okupacji niemieckiej? Powód może być prozaiczny. Polska bohaterska postawa kontrastuje szokująco z postawą samych Żydów. Pisałem o tym niedawno w tekście o Kolaboracyjnej Żydowskiej Gwardii Wolnosci. Polacy bardzo niewiele wiedzą o "Żagwi". A jej działalność jest kluczowa dla zrozumienia problemu. Zarzuty formułowane przez Żydów wobec Polaków są całkowicie bezpodstawne. Nie dość, że mordowali oni sami swoich współplemieńców i pomagali hitlerowcom, to jeszcze na dokładkę – utrudniali Polakom ratowanie (choćby poprzez prowokatorów z ŻGW i liczną agenturę żydowską w gestapo). Żydzi-agenci udawali uciekinierów z getta – a potem donosili – z wiadomym skutkiem – na ukrywających ich i pomagającym im Polaków. Niejedna polska rodzina została dzięki żydowskim agentom rozstrzelana – i niejedna wieś – spalona. Nie jest więc niczym dziwnym, że grasujący po lasach i miasteczkach agenci żydowscy byli neutralizowani przez polskie podziemie. Z powodu takich działań dokonywanych przez żołnierzy pod dowództwem B. Piaseckiego stworzono mit jakoby ONR mordował niewinnych Żydów w czasie wojny (co miało być powodem mordu na synu Piaseckiego). Problem w tym, że Żydzi kompletnie przemilczeli epizod kolaboracji z hitlerowcami. Polakowi ratującemu Żydów zagrażali zarówno Niemcy, jak i niezwykle liczni żydowscy donosiciele-mordercy. Znacznie liczniejsi procentowo (a kto wie czy i nie liczebnie) od donosicieli-Polaków. W tym kontekście opowieści W. Bartoszewskiego, jakoby nie należało się bać Niemców, tylko Polaków nie zawierają krytycznego dla opowieści elementu prawdy. Najbardziej należało się bać Żydów.

O wiele szerzej omawia tą problematykę Roman Kafel w książce Spotwarzona przeszłość, której lekturę gorąco polecam.

Inne teksty powiązane:
Jedwabne oszczerstwo i haniebne przeprosiny
Prawda o “pogromie” w Jedwabnem. Mordowali Niemcy, a nie – Polacy.
“Pokłosie” Pasikowskiego jako narzędzie prania mózgów w polskich szkołach
Historyk Leszek Żebrowski o Jedwabnem, “Pokłosiu”, kłamstwach A. Bikont i żydowskich zbrodniach
Jedwabne – ostatni świadek: Jerzy Laudański. Apel o wsparcie produkcji filmu dokumentalnego o Jedwabnem.